Soccerlog.net » rvn http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Dwie ligowe niewiadome http://soccerlog.net/2010/03/15/dwie-ligowe-niewiadome/ http://soccerlog.net/2010/03/15/dwie-ligowe-niewiadome/#comments Mon, 15 Mar 2010 20:23:05 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/03/15/dwie-ligowe-niewiadome/ Dwie ligowe niewiadome Stało się to, co stać się musiało. Jan Urban w końcu doprowadził do momentu gdy dostał wymówienie o które tak się starał i walczył, choć niedosłownie. Jak już pisałem wcześniej, misja Macieja Skorży zdawała się dobiegać końca i dobiegła. Dwa największe polskie kluby ostatnich lat zwalniają trenerów w jednym tygodniu. Po 3 kolejkach. Tego (dawno) nie było.
»Czytaj dalej

Tagi:

]]>
Dwie ligowe niewiadome
Stało się to, co stać się musiało. Jan Urban w końcu doprowadził do momentu gdy dostał wymówienie o które tak się starał i walczył, choć niedosłownie. Jak już pisałem wcześniej, misja Macieja Skorży zdawała się dobiegać końca i dobiegła. Dwa największe polskie kluby ostatnich lat zwalniają trenerów w jednym tygodniu. Po 3 kolejkach. Tego (dawno) nie było.

Na Legii ponoć nie było zbyt kolorowo. Podczas gdy wszyscy myślą, że Urban to taka maskotka – tu się uśmiechnie, tu da zawodnikom wolne żeby im się nie narazić, to podobno prawda jest inna. Podobno – bo rzadko wierzę w wypowiedzi “anonimowych działaczy”. Chociaż jak było źle, to piłkarze zaraz powiedzą o tym prasie. Były już trener warszawskiej drużyny rzekomo miał się wyśmiewać ze wszystkich i dołować niektórych piłkarzy. Ci, w akcie desperacji, postanowili go zwolnić. Opowieści czysto piłkarskie, być może dobra wymówka. Szczerze mówiąc jednak, nie wyobrażam sobie Urbana wyśmiewającego się z zawodników i chcącego celowo ich przygnębiać…
Jego wizerunek to ciepły, pogodny pan, który wcześniej trenował dzieci, a teraz Legię. W wolnym czasie z małżonką jeździ na grzyby i grzeje się przy kominku z lampką wina. Aż wierzyć się nie chce – taki złośnik? Czarny charakter ulicy Łazienkowskiej – Jan Urban. Kibice Legii mogą się cieszyć, że Mirosław Trzeciak odpłynął razem z nim. Z tak nieudolnego dyrektora sportowego, to już nawet nie chce się nikomu śmiać.

O Skorży pisałem kilkanaście dni temu. Jego drużyna nie sprawiała wrażenia zespołu, który walczy o coś więcej niż środek tabeli. Nie, to było nawet gorsze. To było połączenie jesiennej Odry Wodzisław z Zagłębiem Sosnowiec. Team, który dysponuje takim potencjałem musiał kiedyś zaskoczyć. Nie, że zdziwić. Zacząć grać. Nie zrobił tego podczas trzech meczów, więc pożegnano trenera, który w Wiśle był już wypalony podobnie jak cała drużyna, wyglądająca na kompletnie zblazowazną.

Szczerze mówiąc, to bardzo ciekawy jestem powrotów do Wisły i Legii. Henryk Kasperczak to w końcu człowiek, który dał nam najwięcej emocji i radości w XXI wieku jeżeli chodzi o klubową piłkę. Z drugiej strony, to jednak ta sama osoba, która w ostatnim czasie wydała sporo pieniędzy na transfery do Górnika, a ten i tak spadł do I ligi. Co prawda Adam Banaś zachwycał sporą rzeszę obserwatorów, jednak i to nie pomogło. TO TA SAMA OSOBA, która jako selekcjoner reprezentacji Senegalu w 2008 roku, nie potrafiła wyjść z grupy z Tunezją, Angolą i RPA, choć potencjał jakim dysponował jego zespół, stawiał go w roli jednego z faworytów ówczesnego Pucharu Narodów Afryki. Znając jednak afrykańską piłkę, trzeba oddać, że mimo osoby selekcjonera, panuje tam kompletna samowolka, a zawodnicy chcieli jego powrotu. Ostatnio Kasperczak był wymieniany jako jeden z liderów wyścigu o posadę trenera reprezentacji Nigerii.

Stefan Białas jest jeszcze większym znakiem zapytania. Jako trener dał się poznać z przyzwoitej strony, jednak jego ostatnie lata, to częste wizyty w studiu Canal+ i kilka epizodów w Ekstraklasie. W 2006 roku przyszedł do Cracovii i dostał zadanie utrzymania drużyny a najwyższej klasie rozgrywkowej bez konieczności grania w barażach, co mu się udało. Późniejszy etap w Jagiellonii Białystok nie był obwity w sukcesy. Na pewno trenerowi Białasowi można zazdrościć wiedzy o piłce. Jest to szkoleniowiec, który po kilku treningach będzie mógł opowiadać po dwadzieścia minut o każdym z zawodników. Motywacji dla Stefana Białasa na pewno nie zabraknie, w końcu sam o sobie mówi, że jest zapalonym legionistą i po chwili dodaje, że tę drużynę stać na mistrzostwo.

Pytanie brzmi następująco – czy Legii potrzebny jest teraz flagmatyczny trener, który powie – chłopcy, to i to robicie źle. Weźcie się do pracy, to osiągniemy sukces, na prawdę – czy też ktoś, kto wstrząśnie całą szatnią w stylu sir Alexa Fergusona i jego “suszarki”. Czy Henryk Kasperczak ponownie udowodni swój kunszt trenerski i z przecież ciągle dobrej kadry Wisły zrobi drużynę, która będzie wiedziała o co chodzi? Jak zwykle lubię bawić się w przypuszczenia, to moja imaginacja na ten temat jest bliska zeru. Nic, kompletnie.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/03/15/dwie-ligowe-niewiadome/feed/
Cupiał nie jest Tik-Takiem http://soccerlog.net/2010/03/07/cupial-nie-jest-tik-takiem/ http://soccerlog.net/2010/03/07/cupial-nie-jest-tik-takiem/#comments Sun, 07 Mar 2010 18:22:59 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/03/07/cupial-nie-jest-tik-takiem/ Cupiał nie jest Tik-Takiem Pod koniec minionego sezonu apelowałem, pisałem - nie chcę takiego mistrza. Nie jestem żadnym antyfanem Wisły, nic z tego. Jestem negatywnie nastawiony do bezsensownej i skrajnie głupiej polityki transferowej krakowskiego klubu. Już nawet Polonia Warszawa i Cracovia wydawały pieniądze na transfery.
»Czytaj dalej

Tagi: Bogusław Cupiał, Ekstraklasa, Wisła Kraków,

]]>
Cupiał nie jest Tik-Takiem
Pod koniec minionego sezonu apelowałem, pisałem – nie chcę takiego mistrza. Nie jestem żadnym antyfanem Wisły, nic z tego. Jestem negatywnie nastawiony do bezsensownej i skrajnie głupiej polityki transferowej krakowskiego klubu. Już nawet Polonia Warszawa i Cracovia wydawały pieniądze na transfery.

Na przełomie maja i czerwca ubiegłego roku twierdziłem, że dłużej nie można ciągnąć na zawodnikach z kartką w ręku. Kontrargumentami byli Marcelo i Junior Diaz. Wyznaję zasadę z Bundesligi – obcokrajowiec musi być dwa razy lepszy od zawodnika krajowego żeby grał. A wielu takich, którzy spełniają ten warunek i przy okazji chcieliby kopać w Polsce nie ma. Najlepszym przykładem był koślawy Beto, trzykrotny reprezentant Brazylii do lat 18. Być może chłopak miał talent, ale najzwyczajniej zatrzymał się w rozwoju i dziś jest marnym napastnikiem. Za słabym na Ekstraklasę. Bolesne i dobitne. Skorża szukał wysokiego napastnika i ściągnął 188-centymetrowego Beto, który w dwa lata przed przyjściem do Wisły (2006-2008) zagrał w SZEŚCIU KLUBACH (większość na poziomie drugiej lub trzeciej ligi). Rozegrał 29 meczów i zdobył 2 gole. Słownie: dwa. Doliczyć trzeba również rezerwy Palmeiras i 16 bramek w 21 występach. To raczej nie honoruje transferem do drużyny mającej aspirację do Ligi Mistrzów. Po ośmiu meczach bez gola w Krakowie przyszedł czas na powrót do Bragantino (rezultat siedem-zero) i inauguracją roku 2010 transferem do Chin.

Ta sytuacja plus udany ZAKUP w postaci Andraża Kirma nic nie nauczyły działaczy Wisły. Zamiast pójść za ciosem i nie szczędzić pieniędzy Adisowi Nurkovicowi, postanowiono oddać Marcina Juszczyka na Cypr żeby zatrudnić go ponownie po pół roku. “Juhu” uważany jest jednak za gorszego bramkarza niż powszechnie wyśmiewany Mariusz Pawełek, więc od początku roku nie wiało optymizmem. Akcja “Skorża szuka wysokiego napastnika” (swoją drogą niezłe – przed eliminacjami Ligi Mistrzów nie szukał takiego na gwałt, a teraz tak) nabrała ponownego rozmachu zaraz po znalezieniu bramkarza. Trener Wisły, od wakacji odpowiedzialny za transfery postanowił ściągnąć byłego króla strzelców ligi bułgarskiej. Georgi Christow został wypożyczony z opcją pierwokupu. Podobno te bramki były bardziej zasługą obrońców niż samego Christowa, ale “liga bułgarska” – to już brzmi poważnie. Sezon po tym wyczynie przeniósł się on do Levskiego Sofia, jednego z najlepszych klubów w Bułgarii gdzie nie zatracił znacząco skuteczności. W obecnie trwającym sezonie w dwunastu meczach zdobył jednego gola i od ręki oddano go Wiśle. Patrząc na statystykę – Georgi nie jest złym napastnikiem. Cień na to wszystko rzuca jednak brak występów w kadrze. Zero. Jedno powołanie. Niemal wszędzie gdzie kopie się piłkę, gdy skuteczny napastnik nie dostaje szans w kadrze narodowej rozpoczyna się ogólnonarodowy lament i prędziej czy później, na odczepnego piłkarz taki dostaje szansę występu. Jakiś znak?

Nie wierzę w Christowa w naszej ekstraklasie tak jak nie wierzyłem w chwili gdy usłyszałem o tym transferze i jeszcze nie wiedziałem kim on jest. W Krakowie podziękują mu już w czerwcu. Jednak w jakich nastrojach? Wszystko zbierało się i kumulowało od dłuższego czasu – Wisła nie porywała swoją grą, nie prezentowała jakiegokolwiek stylu. Zero świeżości i ogromna monotoniczność. Nuda. Teraz nie ma już nawet szczęścia; krakowianie przegrali dwa mecze z rzędu i to w gorszym stylu niż ten, który prezentowali w końcówce zeszłego roku. Wydaje się, że jeżeli nic nie ulegnie zmianie, to misja Skorży dobiegnie końca. Nie widać żadnego pomysłu na grę ani wpływu trenera na zespół. W roli dyrektora sportowego również się nie sprawdził. Nie jest to jednak jego wina. Dla właściciela klubu Bogusława Cupiała liczy się ciągłe łatanie dziur budżetowych i oszczędzanie. Jak więc Wisła ma cokolwiek zdziałać, skoro nastąpiło zmęczenie materiału i nie ma perspektyw na zmiany? Cupiał dotychczas nie dał się poznać jako kolejne wcielenie Andrzeja Grabowskiego i nie dopuszcza do przebojów pana tik-taka. I kto ma teraz odświeżyć?

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/03/07/cupial-nie-jest-tik-takiem/feed/
Przenieśmy Telekamery http://soccerlog.net/2010/02/10/przeniesmy-telekamery/ http://soccerlog.net/2010/02/10/przeniesmy-telekamery/#comments Wed, 10 Feb 2010 19:13:59 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/02/10/przeniesmy-telekamery/ Przenieśmy Telekamery Jeżeli wydawało się komuś, że polski sport nie może upaść niżej aniżeli mecz z rezerwami Singapuru, niż Marcin Najman występujący w bitwie zwanej "walką stulecia", jest w sporym błędzie. Komuś bardzo zależy na sprowadzeniu wizerunku polskiego sportu na samo dno.
»Czytaj dalej

Tagi:

]]>
Przenieśmy Telekamery
Jeżeli wydawało się komuś, że polski sport nie może upaść niżej aniżeli mecz z rezerwami Singapuru, niż Marcin Najman występujący w bitwie zwanej “walką stulecia”, jest w sporym błędzie. Komuś bardzo zależy na sprowadzeniu wizerunku polskiego sportu na samo dno.

Od paru dobrych lat cała wiejska biesiada zwana również dorocznymi “Telekamerami” (w tym roku już nawet telewizja tego nie pokazywała) bawiła coraz bardziej. Jednak to, co stało się kilkanaście dni temu, przeszło wszelkie granice dobrego smaku. Otóż po raz drugi z rzędu komentatorem sportowym roku został Maciej Kurzajewski. Tak, ten Kurzajewski. Sama nominacja jest już skrajnie kretyńska, bo komentatorem to on wcale nie jest. Jego jedynym zadaniem jest struganie wariata i robienia dobrej miny do kamery podczas gdy za jego plecami jakieś polskie pseudo-gwiazdki, znane głównie z durnych wypowiedzi lub drewnianego aktorstwa jeżdżą na łyżwach. Ludzie, bądźmy poważni. Jak on mógł wyprzedzić Mateusza Borka? Dlaczego tej nagrody nie zdobył w takim razie Zygmunt Hajzer? Jak w nominacjach mogło braknąć motorniczego z Ursynowa? Powiedzmy sobie szczerze – Kurzajewski na tę nagrodę zasługuje tak samo jak Zdzisław Podedworny na Akutagawa Prize. Czyli wcale. Przypuszczam, że gdyby nominowany został Lech Wałęsa, to i on mógłby załapać się na statuetkę.

Jeżeli prosić o głosy, pytać o zdanie, to ludzi upoważnionych do tego. Dlatego prezydenta wybrać może osoba pełnoletnia, a nie uczeń szkoły podstawowej. Bo jest do tego kompetentna. Dlaczego więc w tym wypadku o nagrodach sportowych ma decydować indywiduum, które jest gotów pomylić Dariusza Szpakowskiego z Karolem Bieleckim? Albo Hanką Bielicką? Jeżeli już pytać w gazecie, to w Playboyu. Tam wyniki bardziej odpowiadałyby rzeczywistości. A już najlepiej w periodyku o profilu sportowym. Trzeba określić sobie odpowiednią grupę docelową.

Można się domyślać, że większość ogółem oddanych głosów pochodzi od gospodyń domowych, których drugim życiem jest telewizor i seriale. Jako że taniec jest ostatnimi czasy wszechobecny w polskim show-biznesie, to jego lodowa odmiana transmitowana przez TVP również. To właśnie kobiety określane mianem “pani domu” zadały ten bolesny i jakże kompromitujący cios dla polskiego sportu. Można się domyślać jak wyglądał przebieg oddania głosu – tego nie znam, ten ma jakieś dziwne nazwisko, o tym to pierwsze słyszę…o, jest Kurzajewski. Ten fakt pokazuje ogrom degrengolady całego przedsięwzięcia jakim w naszym pięknym kraju jest sport. Kiedyś cała Polska żyła komentarzem śp. Jana Ciszewskiego, drużyną Kazimierza Górskiego i jego całą otoczką. Nawet mało zorientowany Polak był w stanie wymienić kilku polskich piłkarzy, których z resztą pamięta do dziś.

Owszem, zarzucić ktoś może, że jest to konkurs ogólnotelewizyjny i każda tematyka, którą możemy obejrzeć na swoich ekranach, ma prawo być uwzględniona. W takim razie nominujmy podmioty, które rzeczywiście się do tego nadają. Jeżeli wchodzimy do obuwniczego, to nie pytamy o kilogram mielonych. Jeżeli wybieramy komentatora, nie nominujemy prezentera czy prowadzącego teleturniej albo inne show.

Jeżeli wszystko to będzie rozwijało się takim tempem, to niebawem zwykły śmiertelnik dostanie swoją Telekamerę. Z kategorią nie powinno być problemu – najszybciej wysyłający smsy na wszelakie konkursy, najmilszy głos na antenie, najlepszy ubiór w talk-show, najbardziej dopasowana koszula do krawatu w programach między siedemnastą, a osiemnastą…

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/10/przeniesmy-telekamery/feed/
Bójmy się o… losowanie http://soccerlog.net/2010/02/06/bojmy-sie-o-losowanie/ http://soccerlog.net/2010/02/06/bojmy-sie-o-losowanie/#comments Sat, 06 Feb 2010 12:42:21 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/02/06/bojmy-sie-o-losowanie/ Bójmy się o... losowanie No panie, już niedługo, znaczy się w niedzielę, w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki dojdzie do losowania grup Mistrzostw Świata w 2012 roku. Odbędą się one na Polsce i w Ukrainie.
»Czytaj dalej

Tagi:

]]>
Bójmy się o... losowanie
No panie, już niedługo, znaczy się w niedzielę, w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki dojdzie do losowania grup Mistrzostw Świata w 2012 roku. Odbędą się one na Polsce i w Ukrainie.

Tak, ja jestem trzeźwy, nie brałem nic, nie paliłem. Tyle że choroba jakaś bierze… Ale do rzeczy – naprawdę ogarnia mnie blady strach, serce zaczyna bić szybciej, a mięśnie dostają drgawek gdy pomyślę o wstępie do tego tekstu. Najbardziej zaiste jest jednak to, że tak może wyglądać wypowiedź Grzegorza Laty. Dla kogo, do czego? Nie wiem, może jakiś trailer losowania. Przecież to pójdzie tylko na cały świat i dla ponad stu stacji telewizyjnych.

Jestem pełen obaw o te losowanie. Jak można dopuścić do tak ważnego stanowiska w kraju, jakim jest status prezesa PZPN, kompletnego abderytę? Nie każdy musi mieć zdolność do nauki języków obcych, fakt. Prezes tejże instytucji jednak takowe mieć powinien. Wyobraża sobie ktoś powtórkę z rozrywki?

Liczę, że Lato przyjdzie z jakimś tłumaczem. Ale nie tylko tym znającym dwa języki. Wcale nie chodzi o poliglotę, który dogada się nawet z plemieniem Zelusów. Brzmi absurdalnie? Możliwe, ale należy też wystosować apel o tłumacza z języka polskiego. Albo niech ktoś wcześniej przygotuje kartkę z patentem Benedykta XVI – z zapisem fonetycznym, bo niewykluczone, że prezes niektórych słów po prostu nie zna. Przecież nie od dziś wiadomo, że Lato posiada dość ubogie słownictwo, w końcu niemal całe życie grał w piłkę. Podobnie jest z przemyśleniami – pan prezes ma tendencję do publicznego wygłupienia się i ośmieszania własnej osoby. Tu już tak wesoło nie będzie. On może ośmieszyć także swój kraj i jego mieszkańców.

- Skąd jesteś?
- Z Polski.
- Aaa, to ci od losowanie Euro i tego łysego gościa? (śmiech)

Tak niedługo może wyglądać dopasowanie Polaka do miejsca pochodzenia.

Ciężko uwierzyć w to, że nic dziwnego się nie stanie. Zbyt mocno już tym przesiąknęliśmy. Smrodem PZPNu, smrodem komuny, smrodem nieuctwa. Każdy wymieniony wcześniej wyraz jest synonimem od nazwy “Polski Związek Piłki Nożnej”.

Lato mówi, że się nie boi i zapewnia o udanym losowaniu. Oby.

Zbigniew Boniek, Andrzej Szarmach, Andrij Szewczenko i Ołeh Błochin. Te osoby będą odpowiedzialne za losowanie. Szarmach już zapowiedział, że postara się nam wyciągnąć łatwą grupę i chce trafić na Niemców. Ciekawe, jaką będzie miał minę gdy dowie się, że nie ma nas w żadnym koszyku. Jak wiadomo, gospodarz nie bierze udziału w eliminacjach, przynajmniej w strefie europejskiej.

Jak widać, już są niezłe jaja. Czekamy na więcej, ale i po cichu liczymy na powiew świeżości wśród naszych działaczy. Nie chcemy się chyba zbłaźnić na oczach milionów telewidzów i uznanych gości, którzy będą tego dnia w Warszawie. Może dojść do absurdu – boimy się o losowanie w którym nie bierzemy poniekąd udziału. Być może jednak będzie sympatycznie i wszyscy będą zadowoleni. Niewykluczone.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/06/bojmy-sie-o-losowanie/feed/
Z Apple Pie w roli głównej http://soccerlog.net/2010/01/28/z-apple-pie-w-roli-glownej/ http://soccerlog.net/2010/01/28/z-apple-pie-w-roli-glownej/#comments Thu, 28 Jan 2010 04:42:58 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/01/28/z-apple-pie-w-roli-glownej/ Z Apple Pie w roli głównej To będzie inny tekst niż wszystkie, więc jeżeli nie jesteś przyzwyczajony, to możesz zarzucić dziesięcioma Acodinami i zapić Red Bullem, wtedy wczujesz się w sytuację jak przestrzelone sam na sam. Soccerlog jest blogiem, więc dlaczego mielibyśmy czasami nie poluzować? Zamiast etykietki od opakowania, przeczytaj ten... Felieton? Komentarz? A nazwij to jak chcesz, jest piąta w nocy, chyba mam prawo. O polskiej piłce rozważam.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, liga polska, Tomasz Jodłowiec,

]]>
Z Apple Pie w roli głównej
To będzie inny tekst niż wszystkie, więc jeżeli nie jesteś przyzwyczajony, to możesz zarzucić dziesięcioma Acodinami i zapić Red Bullem, wtedy wczujesz się w sytuację jak przestrzelone sam na sam. Soccerlog jest blogiem, więc dlaczego mielibyśmy czasami nie poluzować? Zamiast etykietki od opakowania, przeczytaj ten… Felieton? Komentarz? A nazwij to jak chcesz, jest piąta w nocy, chyba mam prawo. O polskiej piłce rozważam.

W ogóle to ci nasi piłkarze dziwni są jakby Czesiek mieli na trzecie, nie, men? Jeden zakłada profil na fotce żeby dostać komentarze, że jest ciacho jak Apple Pie, a drugi na naszej klasie lansuje się fotką gdzie też jest taki jak kolega, a nawet bardziej brązowy i ma okulary jakby nie na solarze się podgrzewał, ale na spawarce, więc iskry szły tu i tam, a nawet pojawiła się ówdzie, bo zacząłem to pisać. Zaiskrzyło również wśród miejskich kibiców, więc na rozmach narzekać nie może jak Iga. Chociaż na foty jeszcze nikogo nie wyrwał, skoro je trzyma, a nie ma trzech tylko więcej. Internet w końcu ogromne i bogate medium, bo też czasami się zastanawiasz czy piłkarz ma siano w głowie czy to duchy.

Narzekaj pan potem, że niedotrenowani są. Bo niby jak mają być skoro zajmują się pierdołami i lansem na portalach jakby boisko nie wystarczało. Tak, piłkarzu, masz się lansować na boisku, a klasa ma być Twoja, nie nasza, a nasza tylko przy okazji dla znajomych. Masz imponować grą, zapałem, poświęceniem. Za drużynę masz iść w ogień, a ona za tobą, współpraca taka na której zyskać możecie oboje. W zasadzie nie możecie, tylko musicie, przy tych gażach tego się wymaga. Po wygranym meczu można zdjąć tę koszulkę i lanserka będzie przy kamerze C+, więc po co samemu wrzucać w internet, skoro zrobi to ktoś inny? I nie będziesz (w oczach kibiców) marny podśmiechujek chociaż teraz wśród kibicek i tak nim nie jesteś. Wtedy tobie będzie pod śmiech Ujek jak Mariusz. Nie płacą takim dziewczyny w różowych bransoletach i nie mówią na nią kryśka, choć Krystyna wcale nazywać się nie musi, tylko bizmesmeni z muchą, a w zasadzie gdyby chcieli to pewnie i z Muchą. Nie tyczy się to wyłącznie przypadków o których jest głośno na dniach, bo połowa takich pewnie nadal jak Atlantyda. Świat pokus nie szczędzi, ale zaoszczędzi. Pod warunkiem, że się im oprzesz.

Żeby jednak nie było, to jedni są odważni jak panowie od aparatu, jednak drudzy zaszczuci. Od taki Jodłowiec Tomasz, sympatyczny chłopak, wydaje się. Mógł iść do Lecha (na Lecha również) jednak Polonia ofertę poznańskiego klubu odrzuciła. I ten nasz bohater owego akapitu, wylał frustrację w mediach, co dla piłkarza jest rzeczą normalną. Sęk w tym, że on ją wylał, ale tak nie do końca. Przez sitko. Okazało się bowiem, że jednak gazetom nic złego na swój klub nie mówił, a dziennikarze to bezczelnie zmyślili. Kiedy przegapiliśmy moment kulminacyjny? W momencie gdy zacny Józef Wojciechowski, były trener i prezes Polonii, a obecnie tylko prezes (przynajmniej tak się wydaje) stwierdził, iż ukarze swojego zawodnika za ostre słowa. Kto wie, może Jodłowiec ma rację, a może i nie. Jeżeli jednak to prawda – Wojciechowski zaprezentował swoją władzę w klubie dobitnie, szybko pokazując pracownikowi miejsce w szeregu. Inną sprawą jest stan pssss…humoru prezesa. Z drugiej strony – istnieje możliwość, że obaj zostali poddani manipulacji dziennikarskiej, ale niby po co?

Nie trzeba pytać o to, jaki obraz polskiego piłkarza wyłania nam się na podstawie przypadków z zaledwie jednego tygodnia, kilku dni. Przypuszczenie podpowiada, że być może jeszcze ktoś chce zrobić komedio-konkurencję dla Ciach z kina, samemu chcąc odegrać tytułową rolę. Podczas gdy inni w styczniu zastanawiają się gdzie i za ile przejdą ich rodacy, my żyjemy faramuszkami. Czyli be kropka zet kropka.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/28/z-apple-pie-w-roli-glownej/feed/
Dokąd płynie Odra? http://soccerlog.net/2010/01/24/dokad-plynie-odra/ http://soccerlog.net/2010/01/24/dokad-plynie-odra/#comments Sun, 24 Jan 2010 15:53:24 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/01/24/dokad-plynie-odra/ Dokąd płynie Odra? Wyobraź sobie, że budzisz się w ciepły, majowy poniedziałek. W powietrzu czuć woń dojrzewających kwiatów bzu, pączki na drzewach zaczynają zmieniać się w okazałe liście, z jajek wychodzą pisklęta, a Kazimiera Szczuka wraca od logopedy. Niemniej jednak, jest to nieważne. Przecież w niedzielę mecz o wszystko grała ona, wodzisławska Odra. Ta, o której kibice mówią z przekąsem, że nie ma możliwości, aby spadła do niższej ligi. Pot bezlikiem ruczaju zalewa czoło, tudzież ciśnienie skacze do tego stopnia, że gotów jest zrobić salto. Nagle szok, konsternacja, niedowierzanie. A było przecież tak blisko!
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Odra Wodzisław Śląski,

]]>
Dokąd płynie Odra?
Wyobraź sobie, że budzisz się w ciepły, majowy poniedziałek. W powietrzu czuć woń dojrzewających kwiatów bzu, pączki na drzewach zaczynają zmieniać się w okazałe liście, z jajek wychodzą pisklęta, a Kazimiera Szczuka wraca od logopedy. Niemniej jednak, jest to nieważne. Przecież w niedzielę mecz o wszystko grała ona, wodzisławska Odra. Ta, o której kibice mówią z przekąsem, że nie ma możliwości, aby spadła do niższej ligi. Pot bezlikiem ruczaju zalewa czoło, tudzież ciśnienie skacze do tego stopnia, że gotów jest zrobić salto. Nagle szok, konsternacja, niedowierzanie. A było przecież tak blisko!

Tak może wyglądać jeden majowych poniedziałków w całej piłkarskiej Polsce. Przed każdym sezonem w mediach nieustający szum – to jest ten rok, ten moment. Jak nie teraz, to nigdy. Z większym lub mniejszym trudnem, zawsze spod szubienicy wodzisławianie uciekali. Z drugiej strony trzeba nadmienić, że tak źle nie było. Obserwując aktualną sytuację w klubie spod czeskiej granicy, nachodzą dwie, skrajne od siebie myśli i jedno pytanie.

Zabrzańskie deja vu
Przed rokiem w niemal identycznej sytuacji był Górnik Zabrze. Szefowie firmy Allianz położyli kasę na stół i dali do dyspozycji Henrykowi Kasperczakowi, który – zdawało się początkowo, zrobił z niej słuszny użytek. Zderzenie z rzeczywistością okazało się na tyle brutalne, że dziś zabrzanie biegają po boiskach drugo-pierwszej ligi, a ówczesny ulubieniec górniczych sprząteczek dostał kolejny raz strzał w piętę, poprzez przegraną walkę o stołek selekcjonera reprezentacji Polski. Pomimo małych różnic w polityce transferowej obu drużyn, nikt nie powiedział, że historia się nie powtórzy. Czasu na zgranie drużyny i nadrabianie punktów coraz mniej, do tego niewiadomą jest pomysł trenerskiego debiutanta, co prawda utalentowanego, Marcina Brosza na śląską ekipę.

Nowa (że co?!) siła
Wprawdzie brzmi to jeszcze bardziej idiotycznie niż “były piłkarz Milanu w Odrze”, ale faktyczny stan rzeczy jest taki, że oba te twierdzenia mogą znaleźć pokrycie w rzeczywistości. Ikechukwu Kalu może wzmocnić napad niebiesko-czerwonych, a Odra prawdopodobnie ma szansę stać się klubem z jedną z najlepszych obsad pozycji bramkarza w kraju. Można podważać sens sprowadzania Arkadiusza Onyszki gdy ma się takiego fachowca jak Adam Stachowiak, jednak fakty są jednoznaczne – jednego z bramkarzy, których stać na zdecydowanie więcej, aniżeli walka ze swoim klubem o utrzymanie w lidze, będzie trzeba posadzić na ławce. Dysponując takim składem, jaki ma zamiar zbudować Odra, utrzymanie powinno przyjść spokojnie, ale co dalej? Zapewne podpaleni tym sukcesem szefowie klubu z Bogumińskiej będą chcieli czegoś więcej niż kolejnego sezonu z pustą ręką. Skoro będąc na ostatnim miejscu w tabeli można przeprowadzić konkretne transfery, to z pucharowymi aspiracjami może być jeszcze łatwiej. Bywały już sezony w których Odra plasowała się w górnej części tabeli i niebawem mogą one powrócić…

Skąd nagle pieniądze w Wodzisławiu?
Każdy, kto śledzi aktualności związane z ligą polską wie, że kto jak kto, ale wodzisławianie nigdy do bogatych nie należeli. Logicznym wydaje się więc fakt, że przez tyle lat ściągali wynalazki pokroju Tomasa Radzineviciusa, bo nie było ich stać na lepsze. Tymczasem kontraktują zawodników, których nie powstydziłaby się drużyna z aspiracją do europejskich pucharów. Marek Saganowski, który kilka dni temu zmienił klub, wyznał że miał ofertę z Odry, co brzmi dość niedorzecznie, jednak prawdziwie. Po ogłoszeniu transferu Mauro Cantoro, jeden z pracowników klubu opowiedział prasie, że pracują nad kilkoma kolejnymi wzmocnieniami. Jak można się domyślać, jednym z nich miał być właśnie Saganowski, jednakże wolał on ofertę z ciepłej Grecji i przeszedł ostatniej drużynie ligi polskiej koło nosa. Nie ma co wierzyć w opowiastki Cantoro, który zapewniał, że od zawsze podobała mu się atmosfera na stadionie w Wodzisławiu, a przyszedł, bo Odrze nie wolno spaść. Bo to tak, jakby Jessica Alba przyszła do M jak Miłośc i powiedziała, że od dzieciństwa kochała polskie seriale.

Być może nie ma co prorokować. W końcu (jak na razie) podpisano kontrakty z dwoma wiekowymi zawodnikami i kilkoma anonimami. Jednak w konfrontacji z Tadasem Labukasem czy Dawidem Plizgą, mogę one okazać się kluczową sprawą…

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/24/dokad-plynie-odra/feed/
Fenomen Fabregasa http://soccerlog.net/2010/01/18/fenomen-fabregasa/ http://soccerlog.net/2010/01/18/fenomen-fabregasa/#comments Mon, 18 Jan 2010 12:31:07 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/01/18/fenomen-fabregasa/ Fenomen Fabregasa Jest młody, przystojny, ogromnie uzdolniony piłkarsko. Do walki o niego byliby w stanie przystąpić zarówno piłkarscy trenerzy i działacze, jak również bezmiar dziewcząt. Wszyscy są zgodni co do stwierdzenia, że wart jest wielkich pieniędzy. W Londynie jednak mówią krótko - on jest niezastąpiony. Tak po krótce można scharakteryzować jednego z idoli kibiców Arsenalu, Cesca Fabregasa.
»Czytaj dalej

Tagi: Arsenal FC, Cesc Fabregas, Hiszpania, Premiership,

]]>
Fenomen Fabregasa
Jest młody, przystojny, ogromnie uzdolniony piłkarsko. Do walki o niego byliby w stanie przystąpić zarówno piłkarscy trenerzy i działacze, jak również bezmiar dziewcząt. Wszyscy są zgodni co do stwierdzenia, że wart jest wielkich pieniędzy. W Londynie jednak mówią krótko – on jest niezastąpiony. Tak po krótce można scharakteryzować jednego z idoli kibiców Arsenalu, Cesca Fabregasa.

Wizja budowy zespołu Arsene’a Wengera znana jest już niemal w każdym zakątku świata. Sprowadzać, szkolić i wystawiać. Przez macki francuskiego menadżera przewinęło się wielu zawodników, jedni przygodę z “Kanonierami” mają już za sobą, a inni nadal trwają w koegzystencji z londyńczykami. Do tej drugiej grupy można zaliczyć Francesca Fabregasa, pomocnika, który bezsprzecznie może uchodzić za jedno z największych odkryć piłkarskiej dekady, którą pożegnaliśmy przed kilkoma tygodniami. Gdy przychodził do Arsenalu nikt nie wiązał z nim ogromnych nadziei, bowiem był on jedynie jednym z wielu młodych talentów rozwijających się pod egidą Wengera. Czas jednak zweryfikował plany menadżera The Gunners i niespełna milionowy transfer Cesca do Anglii okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Fabregas nie zawodził od samego początku. Na starcie swojej przygody z dorosłą piłką, był przez przeciwników traktowany z rezerwą, jako zwykły młokos. Tymczasem młodzieniec rodem z Hiszpanii szokował swoimi umiejętnościami coraz większą liczbę kibiców. Z upływem lat stawał się coraz dojrzalszym zawodnikiem i 27 listopada 2008 roku przejął opaskę kapitańską po Williamie Gallasie, co tylko pokazuje ogrom umiejętności i zaufanie, jakim został obdarzony przez swojego przełożonego. Dziś bez niego ciężko wyobrazić sobie nie tylko linię pomocy Arsenalu, ale i sprawne działanie całej machiny noszącej nazwę Arsenal Londyn.

W tak młodym wieku jest już kapitanem wielkiego klubu, którym niezbicie jest jego obecny pracodawca. Z tej roli wywiązuje się niemal perfekcyjnie. Jego obecność na boisku niepodważalnie pomaga i dodatkowo mobilizuje jego partnerów, o czym mogą świadczyć przykłady ostatnich miesięcy. Gdy Hiszpan przebywa na boisku, jego drużyna gra z ogromnym polotem, własnym stylem i zapałem, a gra w piłkę sprawia im niezmierną radość. Aspirujący do miana najlepszej drużyny Anglii Arsenal nie ma większych problemów z rozprawieniem się ze swoimi czołowymi rywalami, co w dużej mierze zawdzięcza właśnie obecności swojego kapitana. Problem zaczyna się gdy Cesc nie może wystąpić, wtedy dopiero widoczny jest brak tego zawodnika oraz tzw. “różnica”, którą potrafi on wykonać swoją obecnością. Bez “Fabsa” drużyna prowadzona przez Wengera ma problemy z pokonaniem drużyn o zdecydowanie niższych celach aniżeli walka o mistrzostwo. Zespoły pokroju West Hamu skutecznie wykorzystują brak najważniejszego ogniwa swojego rywala, bezlitoście odbierając punkty zarówno na własnym boisku jak i na wyjeździe. Najlepiej kontrast między “być a nie być” Fabregasa w składzie pokazał niedawny mecz z Aston Villą, która ma poważne zakusy na miejsce premiowane grą w eliminacjach Ligi Mistrzów. Grający chaotycznie wówczas Arsenal, miał poważne problemy z przeważaniem szali na swoją korzyść. Wracający po kontuzji Cesc siedział na ławce rezerwowych, jednak widząc nieporadność swoich podopiecznych Arsene Wenger wpuścił w drugiej połowie swojego asa na plac gry. Ten odpłacił mu się w najlepszy możliwy sposób – zdecydowanie ożywiając grę swojego zespołu i strzelając dwa gole. Okupił to jednak odnowieniem się urazu i kolejnym miesiącem spędzonym w gabinecie fizjoterapeuty. Na efekty nie trzeba było długo czekać – ociężałość “Kanonierów” powróciła.

Co czyni Fabregasa tak ważnym i wartościowym? Dosłownie wszystko. Kapitalny przegląd pola, umiejętność wykonywania stałych fragmentów gry, cechy przywódcze, gra do końca. Pomimo swojej marnej tężyzny fizycznej, nie ma problemów z odebraniem piłki zawodnikom dwukrotnie bardziej umięśnionym od siebie. Gracja z jaką się porusza na boisku, może być stawiana za wzór dla młodych adeptów futbolu, a jego uniwersalność i różnorodność powodują, że staje się niemal całkowicie nieprzewidywalny dla rywali. Do tego pokorny na boisku i spokojny poza nim. Tak, Fabregas to fenomen. Jest niezastąpiony. Dla Arsenalu i całej piłki nożnej, bo łączy w sobie najlepsze piłkarskie cechy.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/18/fenomen-fabregasa/feed/
Nie dajmy sobą manipulować! http://soccerlog.net/2010/01/02/nie-dajmy-soba-manipulowac/ http://soccerlog.net/2010/01/02/nie-dajmy-soba-manipulowac/#comments Sat, 02 Jan 2010 14:33:55 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/01/02/nie-dajmy-soba-manipulowac/ Nie dajmy sobą manipulować! Tomasz Majewski, nasz złoty kulomiot z Pekinu, mówi o naszych piłkarzach "wałkonie" i wśród niektórych oburzenie, bo w Polsce panuje ortodoksyjny zakaz krytykowania piłkarzy. Dlaczego tak mówi? A co, kłamie?
»Czytaj dalej

Tagi: Liga Europejska, Liga Mistrzów, polska piłka, Reprezentacja Polski,

]]>
Nie dajmy sobą manipulować!
Tomasz Majewski, nasz złoty kulomiot z Pekinu, mówi o naszych piłkarzach “wałkonie” i wśród niektórych oburzenie, bo w Polsce panuje ortodoksyjny zakaz krytykowania piłkarzy. Dlaczego tak mówi? A co, kłamie?

Podobno nie ma prawa wypowiadać się w ten sposób o swoich kolegach sportowcach. Ano jednak takowe ma. Gdy on na treningach rzuca żelastwem (i to daleko – co ważne), nasi piłkarze truchtają sobie dookoła boiska i obserwują trenera – bo jak nie patrzy, to można zwolnić tempo, pobierając przy tym niezbyt adekwatne wynagrodzenia w stosunku do prezentowanego poziomu. Później ci sami zawodnicy opowiadają pobożne życzenia o swojej sile i atakach na Europę. Kończy się tak samo – oglądaniem mistrza Cypru w telewizji, dla których zdanie “udany poprzedni sezon” jest już archaizmem, gdyż zaczynają regularnie pukać do bram wielkiej Europy. Gdy do Nikozji przyjeżdża Chelsea Londyn, Polskę otaczają opowieści o wyeliminowaniu Parmy i Schalke, albo co gorsza – półfinale PZP Górnika Zabrze. Bo teraz się nie udało, ale za rok już będziemy mądrzejsi i bogatsi w niezbędne doświadczenie – mówią. Kibice grzecznie słuchają natomiast kolejnego farmazonu wciskanego przez ich pupilków, jeżdząc za nimi nawet do miast, gdzie problem z dojazdem mają poniekąd i jego mieszkańcy. Doświadczenie nie jest bowiem kluczowym aspektem, przecież BATE Borysów, Omonia Nikozja czy Lewski Sofia awansując do Champions League mieli go tyle, co Krzysztof Ibisz przed Scooby i Scrappy Doo – to tak na uboczu, więc nie dajmy sobą manipulować. Po zdobyciu mistrzostwa Polski ponownie panuje ogólny afekt, przeradzający się po niespełna trzech miesiącach w zawód, ale nie piłkarzy, tylko ogólnonarodowy.

Mistrzowie Polski są jak uczniowie wygrywający szkolny etap “Kangura” – u siebie mają prestiż i uznanie, ale poziom wyżej są zwykłymi chłopcami do bicia i ich personalia słyszy sie tylko przypadkowo podczas losowania czy przeglądania rezultatów, które i tak wynika poprzez niecelowe oderwanie się od innych zajęć. Nie oszukując się – w Europie zbytnio nikogo nie obchodzimy oprócz potencjalnych rywali, którzy połowę pensji wykładają na kościelną tacę w celu wybłagania o konfrontację z nadwiślańską drużyną. Zdarzają się, oczywiście anomalia, ale pamiętać trzeba o odpowiednich proporcjach. Dlatego mała propozycja – może zmieńmy nazwę z “mistrz Polski” na “zwycięzca rozgrywek polskiej Ekstraklasy”. To taka ujma na honorze i deprecjonowanie tego terminu w stosunku do chociażby mistrza Rumunii.

Reprezentacja nie lepsza. Po co kwalifikować się do Mistrzostw Świata czy Europy (tym razem – chyba na szczęście, się nie udało) skoro i tak jedziemy tam bez ambicji i w charakterze plażowiczów? Lepiej na mecze eliminacyjne zamiast piłkarzy posyłać (starszych) panów z PZPN, przynajmniej będą mieli większe szanse, że ktoś jeszcze o nich pamięta, a aktualnym piłkarzom dać te pieniądze, żeby nie musieli kroić w dużym stopniu domowego budżetu na dziewczyny. Jeżeli awansujemy, poprośmy o możliwość odstąpienia miejsca drużynie San Marino czy Azerbejdżanu, niech oni też mają coś od życia.

Oczywiście, piłkarze również mogą skrytykować Majewskiego. Tylko najpierw niech któryś z nich wyjdzie na stadion w Azji i pogoni towarzystwo. Raz już wyszli, w 2002 roku. Wyglądali bardziej na Zespół Alagille’a, aniżeli piłkarski. Krytykujmy się wzajemnie, będzie lepiej, bo konstruktywna krytyka zawsze w cenie niczym Beaute du Siecle.

***

Po co jest ten tekst? Abyśmy się opamiętali, mieli własne zdanie. To nie Nowy Testament – nie idźmy w ciemno, nie zawierzajmy się, nie kochajmy bez opamiętania. Ku przestrodze, aby z początkiem każdego sezonu, zdziwieni kibice nie musieli przeżywać stanów psychodelicznych…

CZYTAJ RÓWNIEŻ MOJEGO BLOGA

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/02/nie-dajmy-soba-manipulowac/feed/
Nie karamy, bo się bawimy http://soccerlog.net/2009/10/07/nie-karamy-bo-sie-bawimy/ http://soccerlog.net/2009/10/07/nie-karamy-bo-sie-bawimy/#comments Wed, 07 Oct 2009 21:15:18 +0000 rvn http://soccerlog.net/2009/10/07/nie-karamy-bo-sie-bawimy/ Nie karamy, bo się bawimy Korupcję w sporcie można niejako podzielić. Jedni byli zdolni, ale zbyt leniwi i mogli dostawać dobrą kasę za porażki. Media potrafią ładnie nazywać niektóre rzeczy, więc nazwały i tę. Odpuszczanie meczów. Więc szli na to. Inni zaś byli zbyt słabi, ale też leniwi (jednak chcieli coś osiągnąć), więc płacili tym pierwszym. Pierwsi dali sobie wbić kilka goli, mówiąc jak Radosław Majdan - "przyaktorzyli" ból porażki, a drudzy zgrywali twardzieli i wielkie nadzieje polskiego futbolu.
»Czytaj dalej

Tagi: Gilewicz, Kręcina, Lato, PZPN, Wdowczyk,

]]>
Nie karamy, bo się bawimy
Korupcję w sporcie można niejako podzielić. Jedni byli zdolni, ale zbyt leniwi i mogli dostawać dobrą kasę za porażki. Media potrafią ładnie nazywać niektóre rzeczy, więc nazwały i tę. Odpuszczanie meczów. Więc szli na to. Inni zaś byli zbyt słabi, ale też leniwi (jednak chcieli coś osiągnąć), więc płacili tym pierwszym. Pierwsi dali sobie wbić kilka goli, mówiąc jak Radosław Majdan – “przyaktorzyli” ból porażki, a drudzy zgrywali twardzieli i wielkie nadzieje polskiego futbolu.

Grzegorz M., nie mający zupełnie nic wspólnego z Grzegorzem Matlakiem wydaje oświadczenia, że nie działał na szkodę szczecińskiej piłki. W takim razie za co go zatrzymano? Nie wiadomo. Być może za przejście na czerwonym świetle, rozbicie namiotu na jednym ze szczecińskich rond lub znieważenie wójta gminy Lubicz (nie szukajmy afiliacji z “Klanowym” doktorem). Podobnie niegdyś mówił Piotr R., który po strzeleniu swojej setnej bramki w lidze, biegał w podkoszulku z napisem “100 gol Reissa”. On jednak nie działał na szkodę piłki w Poznaniu. Dariusza W., którego prasa nazywała “Wdowczykiem” długo nie można było złamać, trochę pomilczał, trochę pokręcił, jednak przyznał się do korupcji (oczywiście początkowo był niewinny). Kubicki – jak mówili kibice o Dariuszu K., to prawdziwy fenomen. Nic nie kupił, nic nie sprzedał, ale oświadczenia antykorupcyjnego podpisać nie chciał. Być może mu się nie chciało, a wszyscy widzą w tym już coś podejrzanego.

W środowisku piłkarskim umoczony jest niemal każdy. Ludzie związani z PZPN, począwszy od nałogowego pożeracza golonek >> sekretarza generalnego<< Kręciny, kończąc na PZPN-owskim żelazku. Jak powszechnie wiadomo, podobnie brudnym obszarem są sędziowie. W tym wypadku nie do przebicia jest Marek Mikołajewski, który po zatrzymaniu, zwolnieniu z aresztu, jak gdyby nigdy nic, powrócił do sędziowania meczów Ekstraklasy. Gdy Piotr Świerczewski przed kamerami Canal+ stwierdził, iż wyżej podpisany sędzia “jest do dupy” musiał zapłacić karę. Z czasem okazało się to dość trywialne. Na szczęście presja medialna spowodowała, że sprawa wróciła do WD, a sam niechlubny jej bohater od piłki odpoczywa. Po uszach dostało się również Grzegorzowi Gilewskiemu. W jednym z wywiadów zapewniał, że nikt mu nic nie proponował, a skupia się jedynie na sędziowaniu i nominacji na sędziego głównego do RPA. Znamienne. W normalnym układzie całe towarzystwo zostałoby rozgonione, ale nie w Polsce.

Tym ludziom należy się podziw, że jeszcze mają czelność pchać się do piłki i patrzeć kibicom prosto w oczy. Tym samym kibicom, z których robili idiotów przez długie lata. Mało kto chciałby wywołać taki podziw, ale im bezczelność aż bije z oczu, więc dlaczego nie? Pomijając już zwyczajne zeszmacenie swojego wizerunku, należy mieć w sobie choć resztki przyzwoitości i najzwyczajniej, po cichu, wycofać się z piłkarskiego szumu. Rzucić czerstwą gadkę o tym, że każdy robi błędy, pokajać się przed kamerami i zrobić krok w tył, w cień. Dla niektórych kibiców byłby to wystarczający gest, ale im żądza pieniądza bezprzecznie przysłania zasady zdrowego rozumu i jakichkolwiek zasad.

PZPN opowiada, że polska piłka jest chora i trzeba ją uzdrowić. Sam najwyraźniej nie zamierza wystąpić w roli doktora, bo to on odpowiada za cały bałagan, wydając coraz śmieszniejsze decyzje. Jan Tomaszewski stwierdził niedawno, że “porównanie do PZPN obraża domy publiczne”. I tego trzeba się trzymać. Po co mają karać kogoś, skoro sami dobrze się bawią?

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/07/nie-karamy-bo-sie-bawimy/feed/
Regres na szybko http://soccerlog.net/2009/10/02/regres-na-szybko/ http://soccerlog.net/2009/10/02/regres-na-szybko/#comments Fri, 02 Oct 2009 10:00:19 +0000 rvn http://soccerlog.net/2009/10/02/regres-na-szybko/ image.jpg Każdy musi znać swoje miejsce w szeregu, jak to mówia. My, Polacy, naród, który ma o sobie dość wysokie mniemanie, z reguły przerośnięte ego, swojego miejsca nie zna. Większość kibiców sądzi, że jest ono w pierwszym rzędzie, tymczasem powoli zbliżamy się do tych z serii "bez pary" - na koniec. Par, jako takich na naszym poziomie raczej brakować nam nie będzie.
»Czytaj dalej

Tagi:

]]>
image.jpg

Każdy musi znać swoje miejsce w szeregu, jak to mówia. My, Polacy, naród, który ma o sobie dość wysokie mniemanie, z reguły przerośnięte ego, swojego miejsca nie zna. Większość kibiców sądzi, że jest ono w pierwszym rzędzie, tymczasem powoli zbliżamy się do tych z serii “bez pary” – na koniec. Par, jako takich na naszym poziomie raczej brakować nam nie będzie.

A może już nie brakuje? W końcu jeżeli chodzi o ligi krajowe, jesteśmy wrzucani do jednego worka z Wyspami Owczymi i innymi Macedończykami. Ci, z których nabijaliśmy się jeszcze kilka lat temu, dziś śmieją się z nas. Bezczelnie i prosto w twarz.

Szybkość, z jaką polska piłka popada regresowi jest niesamowity. Jeszcze około trzydziestu lat temu byliśmy w czołówce nie tylko europejskiej, ale i światowej. Po Włodzimierza Lubańskiego zgłaszał się Real Madryt, a Jan Tomaszewski był na ustach wszystkich Polaków. Ze względu na poziom prezentowany na boisku. Dziś Pawła Brożka chcą tak bardzo, że ten siedzi w Krakowie, zaś Artur Boruc staje się coraz bardziej znany ze swoich pozaboiskowych wyczynów, czym zapełnia strony pisemek plotkarskich.

Jednak przełom lat 1970-80 nie był jedynym, w których mogliśmy się nie wstydzić poziomu naszej piłki. W latach ‘90 mieliśmy przecież Legię i Widzew w Lidze Mistrzów, które jak na nasze warunki radziły sobie bardzo dobrze. Co prawda, reprezentacja zbyt wiele nie osiągała, jednak na niwie klubowej w pewien sposób sobie to odbijaliśmy. Wszyscy pamiętamy również niedawne podboje Pucharu UEFA w wykonaniu Wisły i Groclinu. Niektórzy mogą powiedzieć, że ostatnio mieliśmy Lecha, jednak wtedy już byliśmy świadkami upadku polskiej piłki pędzącej do momentu, w którym znajdujemy się obecnie. Taki wyjątek od reguły.

Nie, ten tekst nie powstał z powodu mody na krytykowanie polskiego piłkarstwa po nieudanych eliminacjach. Proces autodestrukcji polskiego futbolu trwa już od jakiegoś czasu. Jeszcze na początku XXI wieku, nasi piłkarze grali w takich klubach jak Olympique Lyon, Liverpool, Brescia Calcio, Panathinaikos Ateny, Bayer Leverkusen.

Można tak jeszcze trochę wymieniać. Dziś zawodnicy z polskim paszportem grają (chociaż ostatnie słowo to lekkie nadużycie) w drużynach pokroju Auxerre, Hannover 96, Southampton, Górnik Zabrze i inne. Nasi bramkarze, którzy są podobno dumą polskiej myśli szkoleniowej, zaliczają role w swoich klubach tak ważne, jak Maciej Zakościelny w “Starej Baśni”. Oczywiście niektórzy zawodnicy grywają w klubach z wyższej półki, niż wymienione kilka linijek wyżej, jednak nie odgrywają tam ważniejszych ról.

Prawda jest jedna, w dodatku bolesna. Po wylosowaniu obecnej grupy eliminacyjnej Mistrzostw Świata, wszyscy byli niezmiernie szczęśliwi. Tymczasem zawodnicy tych “słabszych” reprezentacji są podstawowymi piłkarzami takich klubów jak Napoli, Udinese, Manchester United, Liverpool, Zenit Sankt Petersburg i inne. Wyśmiewane przez Polaków do niedawna drużyny pokroju Albanii również są już przed nami. Gdzie grają Albańczycy? Hamdi Salihi – Rapid Wiedeń, Erjon Bogdani – Livorno, Lorik Cana – Sunderland. Co ważne – grają, a nie figurują na liście płac.

Albańczycy nie są jedynym przykładem faktu, że kolejny pociąg nam odjechał, a my nadal na peronie. Gorszą sprawą jest sytuacja do której coraz bliżej – zbliża sie kolejny pojazd, który na naszej stacji stawać nie zamierza. Rozpędzony wjedzie w polską piłkę, która leży na torach. Przynajmniej na razie nieruchomo. Niestety, poziom tych drużyn, które mogą nas przejechać, coraz mniej przypominają pociąg. Nas już niedługo staranują rowery.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/02/regres-na-szybko/feed/