Soccerlog.net » Mistrzostwa Świata http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Szwajcaria 1954 – V Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/02/05/szwajcaria-1954-v-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/02/05/szwajcaria-1954-v-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Fri, 05 Feb 2010 20:54:59 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/02/05/szwajcaria-1954-v-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Szwajcaria 1954 - V Mistrzostwa Świata w piłce nożnejŚwiat był pod wrażeniem "Złotej jedenastki" z igrzysk w Helsinkach. Od 14 maja 1950 Węgry nie przegrały żadnego meczu, a do tego przyczynili się tacy piłkarze jak Grosics, Bozsik, Kocsis, Hidegkuti, Puskas i Czibor. Trzy kraje wycofały się z Mistrzostw w obawie klęski, której mogły doświadczyć w starciu z Węgrami.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Szwajcaria 1954 - V Mistrzostwa Świata w piłce nożnejŚwiat był pod wrażeniem “Złotej jedenastki” z igrzysk w Helsinkach. Od 14 maja 1950 Węgry nie przegrały żadnego meczu, a do tego przyczynili się tacy piłkarze jak Grosics, Bozsik, Kocsis, Hidegkuti, Puskas i Czibor. Trzy kraje wycofały się z Mistrzostw w obawie klęski, której mogły doświadczyć w starciu z Węgrami.

Championnat du Monde de Football 1954Rywalizację w MŚ rozpoczęto 16 czerwca meczem Francja – Jugosławia. Po raz pierwszy przeprowadzono też relację telewizyjną z tego wydarzenia. W sumie spośród 26 spotkań 9 można było obejrzeć na “szklanym ekranie” w domu. Polacy zaś musieli się zadowolić jedynie pierwszą radiową relacją na żywo z MŚ. Spotkanie zakończyło się triumfem “Plavich” po strzale Milova Milutinovica. Świetnie broniący w tym meczu Beara powstrzymał fenomenalnych snajperów reprezentacji Trójkolorowych, czyli Kopę i Glovackiego. Francja potem wygrała swój drugi mecz w turnieju, w którym spotkała się z reprezentacją Meksyku, lecz obydwa zespoły odpadły z Mistrzostw już po pierwszej fazie.

Droga do nikąd i piękny sen

Węgry rozpoczęli Mistrzostwa od meczu z Koreą, wygrywając w rytmie czardasza 9:0. Potem rozgromili Niemców 8:3. Wtedy właśnie stwierdzono, że reprezentacja RFN nie odegra znaczącej roli na tej imprezie. Później okaże się, jak bardzo się pomylono. Niemcy zaś do ćwierćfinału awansowali po triumfie w dodatkowym meczu z Turcją 7:2. Na tej imprezie 16 zespołów podzielono bowiem na cztery grupy, w każdej miały grać po dwa zespoły rozstawione i po dwa nierozstawione. Organizatorzy postanowili, że nie będzie meczów z każdy z każdym – tylko słabi przeciwko silnym. Gdy w końcowej tabeli zespoły miały po tle samo punktów, wówczas o awansie decydował dodatkowy mecz między zainteresowanymi.

W półfinale “Urusi” trafili na Węgrów i był to jeden z najlepszych meczów w historii, mimo, że w obu ekipach zabrakło tak świetnych piłkarzy jak: Ferenc Puskas po stronie madziarskiej i Obdulio Vareli oraz Cesara Abbadie w ekipie dwukrotnych mistrzów świata. Losy spotkania rozstrzygnęły się dopiero w dogrywce, kiedy dwukrotnie bramkarza Urugwaju pokonał Kocsis, strzelając swoją 10. i 11. bramkę w turnieju. Zawodnik ten był wyróżniającym się zawodnikiem na tych Mistrzostwach.W drugim półfinale Niemcy zdeklasowali Austriaków, wygrywając aż 6:1. Finałowy mecz na stadionie Wankdorf zapowiadał się jako kolejny pokaz kunsztu Węgrów.

Węgierska legenda

Za “Żelazną kurtyną” w czasach powojennych powstawała nowa Naddunajska szkoła futbolu. W oparciu o graczy pochodzących z wojska zaczęła nabierać kształtów legenda węgierskiej Złotej jedenastki. Z początku Europa Zachodnia podchodziła do tej drużyny z nieufnością. W końcu byli to komuniści i wojskowi do szpiku kości.

Złota jedenastka zdobyła uznanie na świecie jako drużyna narodowa, a Honved Budapeszt z Puskasem i spółką jako najlepszy klub. Węgierska piłka zdawała się podbijać świat. To był jednak jednostronny związek. Piłkarze nie cieszyli się sytuacją polityczną, tak jak politycy entuzjazmowali się wynikami sportowymi. Trenerem, który stał za złotą jedenastką był Gustav Szebes. Ważne było, że miał wielu znakomitych piłkarzy światowej klasy, ale ważniejsze, że mieli oni własne pomysły. Szebes dawał graczom wolną rękę i w ich działaniu należy upatrywać podstawy nowoczesnego totalnego futbolu.

Cud w Bernie

Węgierski proporzecWęgrzy zmierzyli się w finale z Republiką Federalną Niemiec. Był to naród, który wciąż odczuwał skutki wojny. Jak na ironię, kiedy w Niemczech nastał pokój zaprzestano tam rozgrywek w piłkę nożną. Kontynuowano je bez przerwy przez całą wojnę. Tego dnia podczas finałowego meczu w Bernie mocno padało. To była szansa dla Niemców. Wiedzieli, że w normalnych warunkach nie mieliby żadnych szans, ale na tak grząskim boisku ich rywale mogli mieć problemy. Węgrzy wygrywali z drużynami z Europy Zachodniej, ale przepuszczali, że im, jako komunistycznemu państwu nie pozwoli się zdobyć Mistrzostwa Świata.

Składy RFN i WęgierDla sędziego Billa Linga był to prawdopodobnie najtrudniejszy mecz w jego karierze. Węgrzy prowadzili 2:0, ale w ciągu kolejnych dziesięciu minut Niemcy naparli z całą mocą na węgierską bramkę i wyrównali. Taki wynik utrzymał się prawie do końca meczu, w którym cały czas dominowali Węgrzy, ale to Niemcy wygrali 3:2. Kilka minut przed końcem meczu Puskas strzelił trzeciego gola dla swojej reprezentacji. Wszyscy poza arbitrem wiedzieli, że nie było spalonego. Z początku sędzia nawet uznał gola, ale po chwili ponownie zagwizdał i przyznał Niemcom z powodu spalonego rzut wolny. Niemcy po raz pierwszy w historii zostali mistrzami świata i mieli w kolekcji swój pierwszy z wielkich sukcesów.

Zwycięstwo Niemców było nieprawdopodobnym wynikiem. Węgrzy do dziś uważają, że nie pozwolono im wtedy zdobyć Pucharu Świata. Była to przegrana przyjęta z wdziękiem. Po latach na sukcesie niemieckich piłkarzy pojawiła się jednak plama. W 1957 roku Puskas w jednym z wywiadów dla “France Football” oskarżył swoich rywali o stosowanie dopingu. Węgier później przeprosił za te słowa, ale sprawa powróciła. Lekarz niemieckiej ekipy, Franz Loogen, przyznał, że wykonywał w czasie finałów w Szwajcarii mnóstwo zastrzyków.. Co prawda podawał tylko witaminy, ale piłkarze wierzyli w ich moc. Nie sposób jednak sprawdzić, czy faktycznie były to witaminy. Faktem jest jednak, że po kilku miesiącach od finałów aż ośmiu niemieckich piłkarzy zachorowało na żółtaczkę, a dwóch po latach zmarło na wirusowe zapalenie wątroby.

Sandor Kocsis

Sandor KocsisDo miana najlepszego uczestnika turnieju kandydowało kilku piłkarzy, lecz ja postawiłem na Kocsisa. Poza boiskiem wodzirejem nie był, za to ujawniał na nim wrodzony, nieprawdopodobny talent. Niezwykle pomysłowy, niebywale skuteczny, w fantastycznym tempie orientujący się w tym, co dzieje się na boisku. Zadziwiał swym niesamowitym instynktem. Jego grą kierowała czysta intuicja, a elegancja, spryt, doskonała koordynacja stanowiły dar natury, dzięki któremu opanował wszelkie arkana futbolu. Po przegranym finale obwiniano najmocniej króla strzelców imprezy, czyli Kocsisa i kapitana drużyny – Puskasa. Warto jednak pamiętać, że Sandor miał udział w obydwu bramkach swego zespołu. Samorodny talent, mimo tego, że trafił do Barcelony, nie potrafił tak pokierować swą dalszą karierą, jak obrotny i w życiu, i na boisku Puskas.


Wyniki Mistrzostw

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/05/szwajcaria-1954-v-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Brazylia 1950 – IV Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/02/03/brazylia-1950-iv-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/02/03/brazylia-1950-iv-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Wed, 03 Feb 2010 17:45:22 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/02/03/brazylia-1950-iv-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Brazylia 1950 - IV Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Po dwunastoletniej przerwie z powodu drugiej wojny światowej Mistrzostwa znów wróciły. Czwarte Mistrzostwa Świata zorganizowano w Brazylii. Jak to zwykle już było w zwyczaju kilka drużyn, które zakwalifikowały się do finałów całej imprezy - odmówiło udziału. Z wielu powodów była to bardzo przełomowa impreza tego typu. Niestety udziału w niej nie brała Polska.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Brazylia 1950 - IV Mistrzostwa Świata w piłce nożnej
Po dwunastoletniej przerwie z powodu drugiej wojny światowej Mistrzostwa znów wróciły. Czwarte Mistrzostwa Świata zorganizowano w Brazylii. Jak to zwykle już było w zwyczaju kilka drużyn, które zakwalifikowały się do finałów całej imprezy – odmówiło udziału. Z wielu powodów była to bardzo przełomowa impreza tego typu. Niestety udziału w niej nie brała Polska.

Ambitnie i zaskakująco

World Cup 1950Jedną z największych sensacji tych MŚ była porażka Anglików z amatorami z USA 0:1. Anglia została przyjęta ponownie, wraz z trzema innymi federacjami brytyjskimi, do FIFA na Kongresie w 1946 r. po nieobecności od 1929 r. W pierwszym meczu Anglicy pokonali 2:0 Chile a przed meczem z USA jedna z londyńskich gazet pisała: “Tylko dwa narody nie potrafią grać w piłkę – Eskimosi i Amerykanie”.

Kiedy wynik ruszył w świat od razu stwierdzono, że to kiepski żart. W agencji Reutersa rozdzwoniły się telefony. “Zgubiliście jedynkę, powinno być 10:1″ – próbowali prostować angielscy dziennikarze.
Gdy okazało się jednak, że pomyłki nie było w gazetach pisano wówczas: “Anglia pobita przez amatorów. Z kolei “Daily Herald” zamieścił na pierwszej stronie nekrolog: “Zawiadamia się wszystkich pogrążonych w żałobie kibiców, że dnia 29 czerwca 1950 roku umarł futbol angielski”. Wówczas w reprezentacji Anglii występowały takie gwiazdy jak: Alf Ramsey, Billy Wriht, Wilf Mannion, Tom Finney, Stan Mortensen czy Stanley Matthews. Takich tuzów pogrążył nikomu nieznany Jo Gaetjens z pochodzenia Haitańczyk, który w 39. minucie meczu, po podaniu Waltera Bahra, pokonał bramkarza Anglii.

Kolejną sensacją było zwycięstwo Szwedów, aktualnych mistrzów olimpijskich, nad broniącymi tytułu mistrzów świata Włochami 3:2. Dla “Squadra Azzura” to były wyjątkowe mistrzostwa, bowiem rok wcześniej (4 maja 1949 roku) w katastrofie lotniczej w okolicach Turynu rozbił się samolot, wiozący jedną z najwspanialszych drużyn w historii Serie A – AC Torino. Żaden piłkarz nie przeżył katastrofy. Jako jeden z pierwszych na miejscu katastrofy pojawił się wówczas Vittorio Pozzo, były selekcjoner reprezentacji Włoch, który jako trener dwukrotnie sięgał po Puchar Świata. Jemu bardzo bliski był klub AC Torino. To on na miejscu zdarzenia rozpoznawał ciała podopiecznych i pocieszał zrozpaczone rodziny.

Włochy, Włochy i po Włochach

W drugim meczu MŚ Włosi wprawdzie wygrali 2:0 z Paragwajem, ale do rundy finałowej z tej grupy awansowali piłkarze “Trzech Koron”, którzy grali jednak bez swych asów – legendarnej trójki napastników Gre-No-Li. Gunnar Gren, Gunnar Nordahl i Nils Liedholm po igrzyskach w Londynie podpisali kontrakt z AC Milan i po wyczerpującym sezonie Serie A postanowili odpocząć.

Lekkość i toporność

Te mistrzostwa były dla Brazylijczyków bardzo ważne. Jedyny raz w historii impreza tej rangi odbywała się w ich ojczyźnie. Mogący pomieścić dwieście tysięcy ludzi stadion Maracana w Rio, był symbolem wiary Brazylijczyków we własne siły. Mieli najlepszy stadion na świecie i świetną drużynę narodową. Te mistrzostwa były święte i zespół gospodarzy nie zawodził.

W pierwszych pięciu meczach “Canarinhos” strzelili 21 goli i potwierdzili, że są głównymi faworytami turnieju. Tym bardziej, że odpadły takie potęgi jak Włochy, Anglia i Hiszpania, o czym wspominałem już wcześniej. Te mistrzostwa były jedynymi w historii, w których nie rozgrywano finału. Zamiast tego cztery zwycięskie drużyny z fazy grupowej rozgrywały rundę finałową. Do finałowej grupy awansowały także Hiszpania, Urugwaj i Szwecja. Po tygodniu odpoczynku Brazylia rozgromiła Szwecję 7:1 (cztery bramki w ciągu zaledwie 42 minut strzelił Ademir – król strzelców tych MŚ), a następnie Hiszpanię 6:1. Nikt nie miał wątpliwości, że podobnie będzie w meczu z Urugwajem, który miał tylko trzy punkty (m.in. po remisie z Hiszpanią 2:2). “Urusi” mieli prostą drogę do rundy finałowej, bowiem w grupie za rywala mieli tylko Boliwię, która pokonali aż 8:0.

Zimny wiatr smutku

Brazylii wystarczał remis do zdobycia tytułu mistrza świata. Jair, Ademir, Zizinho – to były gwiazdy, które bez problemów powinny zdobyć dla Brazylii pierwsze w jej historii Puchar Świata. Szesnastego czerwca 1950 roku na stadion Maracana przybyła rekordowa liczba 204 tysięcy widzów. Ta data miała stać się jedną z najgorszych w historii brazylijskiego futbolu.

W pierwszej połowie graliśmy dobrze. Mieliśmy kilka szans na wygranie meczu. Gdy w końcu udało nam się strzelić gola – naszą pierwszą myślą było “Wykonaliśmy swoje zadanie. Zrobiliśmy swoje”. Od tego momentu, bez względu na to jak bardzo staraliśmy się zachęcać do walki, czuliśmy się bezradni.

Jair da Rosa Pinto

Gol Schiaffino

Skład Urugwaju i Brazylii w finaleUrugwajczycy wyrównali w 68. minucie po strzale Schiaffino. Mistrzowie świata z 1930 roku nie przestraszyli się ryku ogromnej widowni Maracany i na dziewięć minut przed końcem Alcides Edgardo Ghiggia sprytnym strzałem strzelił zwycięską bramkę. Gol Ghiggi przesądził o zdobyciu przez Urugwaj Pucharu Świata, ale ból po przegraniu finału na własnym stadionie był zbyt wielki dla wielu Brazylijczyków. Ludzi wychodzili płacząc. Niektórzy nawet popełniali samobójstwa. To był po prostu fanatyzm. Rimet przepychał się ze statuetką Nike pod pachą do szatni Urugwaju by przekazać ją ich kapitanowi Obdulio Vareli. Po finale za winowajcę porażki uznano bramkarza “Kanarków” – Barbosę.

Juan Alberto Schiaffino

Juan Alberto SchiaffinoUważany w swoim kraju za piłkarskiego geniusza. Na oko nikt nie postawiłby na niego złamanego centa. Kościstej budowy, przy 175 centymetrach wzrostu wyglądał na chorowitego mizeraka. Na boisku okazywało się to złudne. Miał niesamowity start do piłki, zaskakiwał arytmią gry, znakomicie strzelał. Odznaczał się znakomitym pomysłem gry i strategicznym zmysłem. Te wszystkie cechy uczyniły go jednym z najlepszych zawodników swojej epoki, a także największą gwiazdą Mistrzostw w 1950 roku. W 68 minucie finału z Brazylią właśnie on doprowadził mistrzowskim strzałem do wyrównania, a kilkanaście minut później “wypuścił” Ghiggię, który zdobył zwycięskiego gola.Tak świat poznał Schiaffino. Cztery lata po mistrzostwach przeszedł do włoskiego Milanu i stał się tam gwiazdą Serie A.

Wyniki Mistrzostw

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/03/brazylia-1950-iv-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Francja 1938 – III Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/02/02/francja-1938-iii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/02/02/francja-1938-iii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Tue, 02 Feb 2010 14:34:17 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/02/02/francja-1938-iii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Francja 1938 - III Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Pierwsze w historii Mistrzostwa Świata z udziałem Polaków. Biało czerwoni zagrali wówczas tylko jedno spotkanie, przegrywając w nim z Brazylią 6:5 po dogrywce. W tym spotkaniu cztery gole dla Polski strzelił Ernest Otton Wilmowski. Był to niepobity rekord, aż do roku 1994, gdy pięć goli w jednym spotkaniu strzelił Rosjanin Salenko.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Francja 1938 - III Mistrzostwa Świata w piłce nożnej
Pierwsze w historii Mistrzostwa Świata z udziałem Polaków. Biało czerwoni zagrali wówczas tylko jedno spotkanie, przegrywając w nim z Brazylią 6:5 po dogrywce. W tym spotkaniu cztery gole dla Polski strzelił Ernest Otton Wilmowski. Był to niepobity rekord, aż do roku 1994, gdy pięć goli w jednym spotkaniu strzelił Rosjanin Salenko.

Coupe du Monde 1938Choć padł rekord zgłoszeń (37), aż dziesięć drużyn wycofało się z rozgrywek eliminacyjnych, dzięki czemu do Mistrzostw awansowało parę reprezentacji, które prezentowały “gorszy” futbol. Zabrakło rozdartej wojną domową Hiszpanii. W 1938 roku Niemcy dokonały Anschlussu Austrii, która miała już zapewniony udział w finałach. Najlepsi reprezentanci tego kraju zostali przymuszeni do gry dla Niemiec. Ekipa prowadzona przez Seppa Herbergera jednak nie potrafiła się razem zgrać i stanowić monolitu. To właśnie zadecydowało o ich porażce ze Szwajcarią już w pierwszej rundzie. Na turnieju nie można było obejrzeć również Urugwaju i Argentyny, które posiadały piekielnie silne zespoły. Na Mistrzostwa nie przyjechały również kraje Brytyjskie, co już stawało się powoli normą.

Kto strzeli więcej, no kto?

W okresie międzywojennym reprezentacja Polski nie stanowiła realnej siły, choć zdarzały się jej pojedyncze sukcesy w spotkaniach towarzyskich. Przełom nastąpił u schyłku lat 30., gdy doczekaliśmy się piłkarza klasy światowej, który potrafił pociągnąć za sobą cały zespół. Mowa oczywiście o Wilmowskim.
Nasi piłkarze byli bardzo blisko triumfu nad silną Brazylią, która w swoim składzie miała Leonidasa – późniejszego króla strzelców całego turnieju. To właśnie on otworzył wynik spotkania z Polską. Wyrównał z karnego Scherfke. Potem już do końca następowała wymiana goli: Romeu i Peracio na 3:1, Wilmowski na 3:2 i 3:3. Peracio trafił drugi raz na 4:3, ale niezawodny tego dnia Ernest, w końcówce meczu strzelił czwartego gola dla Polski. W dogrywce Leonidas trafił dwa razy i jest 6:4, ale w 118 minucie Wilmowski minął całą obronę i zrobiło się już tylko 6:5. W ostatnich sekundach Nyc trafił tylko w spojenie słupka z poprzeczką. Polska przegrała po wspaniałej i heroicznej walce. Przez wielu ten mecz zaliczany jest do najlepszych meczów w samych finałach.

Upadły schemat

Po raz ostatni turniej finałowy w całości został rozegrany systemem play off. W turnieju uczestniczyły kraje z 4 kontynentów, a były to Niemcy, Szwecja, Norwegia, Polska, Rumunia, Szwajcaria, Czechosłowacja, Węgry, Holandia, Belgia, Francja, Włochy, (wszyscy Europa) Brazylia, (Ameryka Płd.) Kuba (Ameryka Płn.) oraz jeden kraj z Azji, czyli Holenderskie Indie Wschodnie (obecnie Indonezja).
Mistrzostwa otwierało spotkanie Szwajcarii z Niemcami, które zakończyło się po dogrywce remisem 1:1. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna więc powtórka meczu. Przed pierwszym spotkaniem obu ekip Niemcy, którzy wkroczyli na stadion z “rzymskim pozdrowieniem” zostali wygwizdani przez kibiców. Oburzeni taki zachowaniem piłkarze grali bardzo ostro, w efekcie z boiska wyleciał Hans Pesser. Kiedy schodził, w jego kierunku poleciały pomidory, jajka, a nawet butelka. W powtórzonym meczu górą byli Szwajcarzy, którzy wygrali 4:2 i tym samym awansowali dalej. Największą niespodzianą byli jednak Kubańczycy. Pokonali, po dwóch meczach Rumunów, ale ich słabość obnażyli w następnej rundzie Szwedzi.

Oldrich i Frantisek

Wspominałem o heroicznym boju Polaków z Brazylią, lecz inny mecz “Canarinhos” został zapamiętany lepiej. Nie z powodu finezji i pięknej gry jaką często możemy się cieszyć oglądając ich w akcji, lecz z powodu okropnej brutalności. Mowa o meczu Brazylii z Czechosłowacją.
Aż trzech graczy w tym spotkaniu usunięto z boiska, a pięciu było kontuzjowanych. Frantisek Planicka złamał w tym spotkaniu rękę. Grał ze złamaną kością śródręcza do końca spotkania. Jego kolega z reprezentacji – Oldrich Nejedly został bardzo dotkliwie zraniony w nogę. Mecz zakończył się remisem 1:1 i potrzebna była powtórka. W niej Planicka oczywiście już nie zagrał, a Brazylijczycy pokonali Czechów 2:1 i to oni awansowali do półfinału.

Krótsza i łatwiejsza droga

W ćwierćfinale z Francją, Włosi założyli “faszystkowski” czarne koszulki, co jeszcze bardziej rozdrażniło protestujących Włochów, kibicujących Francji. To z kolei wzmocniło wolę zwycięstwa i bojowego ducha piłkarzy Italii. Ku rozpaczy ponad 58 tysięcy widzów na stadionie Yves de Manoir w Colombes Francuzi ulegli 1:3 Włochom w drugim ćwierćfinale. Dwie bramki w tym meczu strzelił Silvio Piola, a jedną Luigi “Gino” Colaussi, który został obok Pioli bohaterem reprezentacji Włoch, bowiem później w każdym spotkaniu aż do finału wpisywał się na listę strzelców.

Półfinał Brazylia-Włochy uznawano za przedwczesny finał. Trener Brazylijczyków Ademar Pimenta postanowił oszczędzić siły poobijanego Leonidasa w tym meczu. Sądził, że nawet bez niego jego podopieczni poradzą sobie łatwo. Brazylijczycy mieli 5 minut słabości, które Włosi wykorzystali skwapliwie. Jednakże bramka z rzutu karnego na 2:0 wzbudziła ich ogromne pretensje do sędziego ze Szwajcarii Wuethricha, lecz na niewiele się one zdały. Do piłki podszedł Giuseppe Meazza. Wielki gwiazdor reprezentacji Włoch miał jednak jeden problem. Jego spodenki były rozerwane i nie trzymały się zbyt pewnie. Meazza nie przejął się tym jednak wcale. Lewą ręką przytrzymał spodenki, a w prawą chwycił piłkę, ustawiając ją na 11. metrze. Przy strzale żadnych szans nie miał brazylijski bramkarz. Włochy wygrały 2:1 i stanęły przed szansą obrony tytułu najlepszej drużyny świata.

Składy Włoch i Węgier w finaleW drugim półfinale Węgrzy roznieśli Szwedów i to oni zagrali w ostatnim meczu imprezy. W finale od początku do zdecydowanych ataków ruszyli Włosi, co przyniosło efekt już w 6. minucie, kiedy to bramkarza Węgier Antala Szabo pokonał Colaussi. Minutę później do wyrównania doprowadził Pal Titkos. Ale to było wszystko, na co stać był Węgrów do przerwy. Natomiast obrońcy tytułu za wszelką cenę chcieli już w pierwszych 45 minutach rozstrzygnąć losy spotkania i to im się udało, bowiem prowadzili 3:1 po bramkach Pioli i ponownie Colaussiego. Rozmiary porażki zmniejszył jeszcze w 70. minucie Gyorgy Sarosi, supergwiazda reprezentacji Węgier w latach 30.. Kropkę nad „i” w finałowym spotkaniu MŚ postawił Piola. Włochy triumfowały 4:2, zapewniając sobie miejsce w historii futbolu jako pierwsi dwukrotni i to z rzędu zdobywcy Pucharu Świata.

“Zwycięstwo albo śmierć”

Podobno przed finałem trener Włochów Vittorio Pozzo dostał od Mussoliniego depeszę właśnie o takiej treści. Insynuacje te zostały jednak zdementowane przez Włoskiego obrońcę Petro Ravę. Poza tym wydaje się, że ekipa Italii nie potrzebowała w ogóle dodatkowej mobilizacji aby walczyć o zwycięstwo. W latach 30-tych przed wybuchem drugiej wojny światowej przegrali tylko sześć spotkań, czego nie dokonała żadna inna drużyna.

Silvio Piola

Silvio PiolaWłoski środkowy napastnik stylem gry doskonale pasował do koncepcji zapatrzonego w angielski futbol trenera Vittorio Pozzo. “Pan Gol” uchodził bowiem za ideał środkowego napastnika, dla którego właściwym żywiołem jest podbramkowy tłok. Znakomicie rozumiał się z Meazzą i potrafił tak jak on reżyserować poczynania swoich kolegów. Silny, niesłychanie dynamiczny, ruchliwy, szybki. Urzekał swoją finezją i pomysłowością swych akcji. Po jego fenomenalnym występie i mistrzostwie dla “Squadra Azzura” naród włoski wysłał postulat do Watykanu, z prośbą o beatyfikację Silvio za życia.

Wyniki Mistrzostw

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/02/francja-1938-iii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Włochy 1934 – II Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/01/31/wlochy-1934-ii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/01/31/wlochy-1934-ii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Sun, 31 Jan 2010 22:18:35 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/01/31/wlochy-1934-ii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Włochy 1934 - II Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Włoska impreza została wykorzystana jako pokaz potęgi i dyktatury Benito Mussoliniego. Jedyny raz w historii zdarzyło się, by w turnieju zabrakło drużyny broniącej trofeum sprzed czterech lat. Europejskie reprezentacje zbojkotowali poprzednią imprezę w Urugwaju. Teraz to Urugwaj obraził się na Europę.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Włochy 1934 - II Mistrzostwa Świata w piłce nożnej
Włoska impreza została wykorzystana jako pokaz potęgi i dyktatury Benito Mussoliniego. Jedyny raz w historii zdarzyło się, by w turnieju zabrakło drużyny broniącej trofeum sprzed czterech lat. Europejskie reprezentacje zbojkotowali poprzednią imprezę w Urugwaju. Teraz to Urugwaj obraził się na Europę.

Trwałe ulepszenie

Italy 1934 World CupGospodarz Mistrzostw – Italia, bardzo profesjonalni podeszła do organizacji całego turnieju. Fifa na kongresie w 1931 roku ustaliła pięć punktów uściślających zasady wyłaniania uczestników mistrzostw. Najważniejsze punkty mówią o tym, że liczba drużyn w finałach musi być nie większa niż 16. Przy zgłoszeniu większej ilości chętnych należy przeprowadzić eliminacje.

Do eliminacji przystąpiły 32 zespoły i trzeba było z tych drużyn wyłonić finałową szesnastkę. Polska w eliminacyjnym dwumeczu przegrała z Czechosłowacją – późniejszym finalistą Mistrzostw. W pierwszym meczu w Warszawie przegraliśmy 1:2, a do rewanżu nie dopuściło nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które nie wyraziło zgody na wyjazd Polaków za granicę.

Faszystowskie Włochy

Futbol dał Mussoliniemu możliwość zaprezentowania się światu. Do dziś jednak nie wiadomo na ile on na prawdę kochał futbol. Włoski dyktator zrobił wszystko, aby Mistrzostwa Świata w 1934 roku odbyły się we Włoszech. Nie po to aby je wygrać, ale by pokazać całemu światu, że Włochy są zdolne do organizacji takiej imprezy. To była istotna sprawa. Odnowiono dużo stadionów, które w tamtych czasach nie wyglądały najlepiej. Wiele boisk było w opłakanym stanie. Poza tym były również za małe. To wszystko działo się w czasach faszyzmu. Reprezentacja Włoch grała dobrze i wygrywała mecze. To była świetna propaganda dla tego kraju.

Pozzo współpracował z Mussolinim, bo faszyzm podgrzewał poczucie narodowe. Mój ojciec był bardziej patriotą, niż nacjonalistą, a to różnica. Nacjonalista postrzega wszystkich jako wrogów, a patriota wspiera swój własny kraj i akceptuje to, że inni mają te same prawa.

Syn Vittorio Pozzo

Obfitość Starego Kontynentu

W głównej fazie turnieju wzięło udział szesnaście zespołów. Z Ameryki Południowej przyjechały tylko Brazylia i Argentyna. Ta druga reprezentacja wystawiła rezerwowy skład. Był to protest wobec naturalizowania przez Włochów trzech swoich piłkarzy – Montiego, Guaity i zdobywcy bramki w finale Orsiego. Na turnieju we Włoszech pojawiły się również reprezentacja Stanów Zjednoczonych, oraz Egiptu. Reszta drużyn to reprezentacje z Europy: Niemcy, Szwecja, Belgia, Szwajcaria, Czechosłowacja, Holandia, Rumunia, Francja, Austria, Hiszpania, Węgry oraz Włochy.

Oriundi

W reprezentacji Włoch podczas Mistrzostw zagrało kilkudziesięciu piłkarzy urodzonych w Ameryce Południowej. Niektórzy z nich w chwili debiutu mieli na swym koncie grę dla innych krajów. Zjawisko narodziło się w połowie lat 20., gdy we włoskich klubach zaczęli się pojawiać latynoscy piłkarze, a najzdolniejsi z nich trafiali do kadry. W mistrzowskiej drużynie z 1934 grało kilku oriundi. Największy wkład w tytuł wnieśli piłkarze o których już pisałem, czyli Luis Monti i Raimundo Orsi. Obaj wcześniej grali dla Argentyny, a Monti w jej barwach został nawet srebrnym medalistą premierowych finałów Mistrzostw Świata.

Play Off

Nie było podziału na grupy i dlatego osiem drużyn z turniejem pożegnało się po pierwszej rundzie.Na tej fazie swój udział w turnieju zakończyły wszystkie drużyny spoza Starego Kontynentu. Włochy po świetnym pierwszym meczu z USA potwornie męczyli się z Hiszpanią. Musieli rozegrać nawet z tą drużyną mecz dodatkowy. W półfinale ekipa fenomenalnego Vittorio Pozzo pokonała słynny Wunderteam, czyli ekipę z Austrii.

Wątpliwe szczęście

Składy Włoch i Czechosłowacji w finaleFinał również nie przebiegał po myśli Pozzo. To Czechosłowacja pierwsza strzeliła gola, lecz dziesięć minut później przepięknym strzałem Frantiska Planicke pokonał Monti. Aby rozstrzygnąć losy spotkania potrzebna była dogrywka.W dodatkowych 30. minutach Włochy zdołały raz jeszcze pokonać bramkarza Czechosłowacji. Benito Mussolini nie pozwolił na triumf innej reprezentacji niż Włochom. Nad historią półfinałów i samego finału krążą opowieści o tym, że ponoć był skłonny przekupywać sędziów w tych spotkaniach. Po turnieju jeden z arbitrów przyznał,że Mussolini osobiście nakłaniał go do sprzyjaniu gospodarzom. Kilku innych zostało za to ukaranych przez macierzyste federacje.

Giuseppe Meazza

Giuseppe MeazzaByły to mistrzostwa znakomitych bramkarzy (Zamora, Combi) jednak zgodnie z duchem czasu i futbolu najlepszym znów okrzyknięto napastnika. Oczywiście Meazzę, choć nawet w swej ekipie miał groźnego rywala do palmy pierwszeństwa – naturalizowanego, błyskotliwego Argentyńczyka Orsiego. Jednak nie bez powodu grę niewysokiego eleganckiego Meazzy określano mianem natchnionej. I choć droga Włochów po tytuł okazała się niezwykle mozolna, Meazza, imponujący jak zwykle techniczną maestrią, szarpiący drużynę rywali swymi niesamowitymi zrywami i znakomicie reżyserujący poczynania partnerów, idolem pozostał.

Wyniki Mistrzostw

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/31/wlochy-1934-ii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Urugwaj 1930 – I Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/01/30/urugwaj-1930-i-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/01/30/urugwaj-1930-i-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Sat, 30 Jan 2010 18:00:16 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/01/30/urugwaj-1930-i-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Urugwaj 1930 - I Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Mistrzostwa Świata w Rebublice Południowej Afryki rozpoczną się już za 130 dni. Polscy kibice na pewno będą ekscytować się tą imprezą, choć w mniejszym stopniu, ponieważ nie zobaczymy na tej imprezie naszych piłkarzy. Powinniśmy zatem przypomnieć sobie jak wyglądały poprzednie Mundiale. Na początku przybliżę choć trochę pierwszą taką imprezę w historii, czyli "1er Campeonato Mundial de Futbol".
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Urugwaj 1930 - I Mistrzostwa Świata w piłce nożnej
Mistrzostwa Świata w Rebublice Południowej Afryki rozpoczną się już za 130 dni. Polscy kibice na pewno będą ekscytować się tą imprezą, choć w mniejszym stopniu, ponieważ nie zobaczymy na tej imprezie naszych piłkarzy. Powinniśmy zatem przypomnieć sobie jak wyglądały poprzednie Mundiale. Na początku przybliżę choć trochę pierwszą taką imprezę w historii, czyli “1er Campeonato Mundial de Futbol”.

Protoplaści

Copa_Mundial de Futbol de 1930.jpgPremierowy finał imprezy o tytuł Mistrza Globu odbył się 30 lipca 1930 roku w Montevideo na legendarnym Estadio Centenario. Zanim jednak opiszę sam finał, zatrzymam się przy wcześniejszych etapach turnieju. Początkowo pierwszy turniej o mistrzostwo świata w piłce nożnej miał zostać rozegrany między 15 lipca, a 15 sierpnia. Jednak jego oficjalny początek ostatecznie miał miejsce 13 lipca, a turniej zakończył się siedemnaście dni później. Jedyny raz w historii nie rozegrano eliminacji. Honoru Europy zdecydowały się bronić tylko Belgia, Francja, Jugosławia oraz Rumunia. Mała ilość państw europejskich na turnieju była spowodowana tym, że Urugwaj w perspektywie Europy znajdował się na “końcu świata”. Niektórzy piłkarze nie mogli opuścić na tak długi czas(dużo czasu zajmowała podróż) opuszczać kontynentu i być nieobecnym w pracy. Nie dostawali po prostu tak długich urlopów.

Bezpowrotny eksperyment

Nie obeszło się bez bojkotu Mistrzostw. Odpowiedzialni za cały bojkot byli Anglicy. Oprócz nich na Mistrzostwa nie przyjechało parę innych reprezentacji. Anglicy uważali, że nie muszą udowadniać, iż są najlepszą reprezentacja na świecie. Kilku piłkarzy z Wysp Brytyjskich znalazło się w składzie Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie na Mistrzostwa stawiło się trzynaście ekip, które miały zamiar zdobyć Złotą Nike, nazywaną też Pucharem Julesa Rimeta. Podzielono je na trzy grupy:

Puchar Julesa Rimeta.jpgGRUPA A – Francja Meksyk Argentyna Chile
GRUPA B – Jugosławia Brazylia Boliwia
GRUPA C – Rumunia Peru Urugwaj
GRUPA D – USA Belgia Paragwaj

W meczu inauguracyjnym Francja zmierzyła się z Meksykiem, z którym wygrała 4:1. Francja była zmuszona grać w tym meczu przez 66 minut w dziesięciu i w dodatku bez bramkarza z prawdziwego zdarzenia. Alex Thepot doznał kontuzji, a wówczas nie można było dokonywać zmian w trakcie meczu. W bramce musiał stanąć obrońca Centrel. Wynik tego spotkania otworzył Lucien Laurent strzelając gola Meksykowi w 19 minucie. Na największą uwagę jednak fakt, że sędzia spotkania Argentyna – Francja Ulises Saucedo dopatrzył się aż pięciu fauli w polu karnym i podyktował tyle właśnie “jedenastek”. Inną bardzo ekscentryczną postawę sędziego można wyróżnić w meczu Argentyny z Francją. Arbiter rodem z Brazylii – Almeida Rego zakończył mecz gwizdkiem kilka minut przed upłynięciem regulaminowych 90 minut. Francja miała wtedy doskonałą sytuację do strzelenia bramki. W meczu Argentyny z Chile – John Langenus pozwalał na bardzo ostrą grę. W tym meczu doszło do kilku bójek, a w jednej z nich uczestniczył Chilijczyk Arturo Torres i Argentyńczyk Monti.

“Życie rzadko jest sprawiedliwe”

Skład Argentyny i Urugwaju w finaleArgentyna zagrała w finale z gospodarzami turnieju – Urugwajem. Albicelestes mimo ogromnej presji prowadziła w finale do 58 minuty. Argentyńczycy załamali się przy stanie 2:3 – był to punkt kulminacyjny meczu. Wtedy Guillermo Stabile trafił w poprzeczkę. Niewykorzystana przez “El Filtradora” sytuacja zemściła się w ostatniej minucie spotkania. Wtedy to Hector Castro wykorzystał dośrodkowanie Dorado i strzałem głową pokonał bramkarza Botasso. Urugwaj pod wodzą Suppici’ego wygrał ostatecznie ten pojedynek 2:4. Kibice przegranej drużyny po przegranym finale byli oburzeni do tego stopnia, że obrzucili konsulat Urugwaju w Buenos Aires kamieniami. Argentyna miała pretensje do organizatorów, ponieważ musiała grać w grupie czteroosobowej, a nie jak Urugwaj w trzyosobowej, który rozegrał o jeden mecz mniej, mimo, że doszedł do tej samej fazy rozgrywek co ich wschodni sąsiedzi.

Guillermo Stabile

Guillermo StabileTurniej rozpoczął na ławce rezerwowych. Po słabym meczu Argentyny z Francją wszedł do pierwszego składu i fenomenalnie zagrał przeciwko Meksykowi. Strzelił w tym meczu trzy bramki jako pierwszy napastnik na tych Mistrzostwach. Argentyna ostatni swój mecz grupowy grała z Chile. Stabile strzelił wtedy dwie bramki w ciągu jednej minuty otwierając tym Argentynie drogę do wielkiego finału. Aby tam dotrzeć, jego reprezentacja musiała pokonać Stany Zjednoczone. W tym jednostronnym pojedynku Argentyna wbiła amerykanom sześć goli, z czego dwa były dziełem Guillermo. W finale Albicelestes byli blisko triumfu w finale. Dobra postawa naszego bohatera nic jednak nie przyniosła i to Urusi zdobyli Złotą Nike.

Wyniki Turnieju

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/30/urugwaj-1930-i-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
RPA – kraina cieni http://soccerlog.net/2010/01/26/rpa-kraina-cieni/ http://soccerlog.net/2010/01/26/rpa-kraina-cieni/#comments Tue, 26 Jan 2010 22:18:50 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2010/01/26/rpa-kraina-cieni/ RPA - kraina cieni Powyższy tytuł nie ma świadczyć o wysokim współczynniku zabójstw i innych przestępstw popełnianych codziennie na ulicach Johannesburga czy Pretorii, odstraszającym kibiców szykujących się na tegoroczny Mundial, ale o dyspozycji, w jakiej możemy ujrzeć największe gwiazdy turnieju. Jest wysoce prawdopodobne, że będą one tylko snuć się po boisku po skrajnie wyczerpującym sezonie w Europie. Gdy do meczów ligowych i pucharowych dodamy jeszcze parę spotkań pokazowych, połączonych z męczącymi często podróżami, możemy stwierdzić, że najlepsi piłkarze świata przyjadą do Afryki w dyspozycji, która będzie daleka od optymalnej, nawet po zgrupowaniach z kolegami z drużyn narodowych.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
RPA - kraina cieni
Powyższy tytuł nie ma świadczyć o wysokim współczynniku zabójstw i innych przestępstw popełnianych codziennie na ulicach Johannesburga czy Pretorii, odstraszającym kibiców szykujących się na tegoroczny Mundial, ale o dyspozycji, w jakiej możemy ujrzeć największe gwiazdy turnieju. Jest wysoce prawdopodobne, że będą one tylko snuć się po boisku po skrajnie wyczerpującym sezonie w Europie. Gdy do meczów ligowych i pucharowych dodamy jeszcze parę spotkań pokazowych, połączonych z męczącymi często podróżami, możemy stwierdzić, że najlepsi piłkarze świata przyjadą do Afryki w dyspozycji, która będzie daleka od optymalnej, nawet po zgrupowaniach z kolegami z drużyn narodowych.

Szokować może już sama ilość spotkań, jakie rozegrał w kalendarzowym roku 2009 mózg Barcelony Xavi Hernandez. Doliczono się bowiem aż 76 meczów w 3 drużynach – Barcy właśnie, a także reprezentacji Hiszpanii oraz Katalonii. Daje to jedno spotkanie na średnio pięć dni. W przekroju całego roku! Należy pamiętać jeszcze o przerwie wakacyjnej, która, choć krótka, skróciła czas, w którym zawodnik musiał wykazywać się najwyższą formą, zwiększyła za to faktyczną częstotliwość występów. Do tego, wśród tych 76 gier można wyróżnić przedsezonowe tournee Barcy w USA, Klubowe Mistrzostwa Świata rozgrywane w Dubaju oraz wyjazdowe mecze w Lidze Mistrzów z Dynamem Kijów i Rubinem Kazań. Niewiele mniej spotkań rozegrali inni piłkarze Dumy Katalonii oraz czołowi zawodnicy wszystkich większych klubów Europy, którzy w znakomitej większości stawią się w czerwcu na starcie World Cup 2010.
Pewien syndrom wypalenia dało się zauważyć wśród najlepszych graczy globu już podczas turnieju w Niemczech. Widać było brak chęci czy może raczej sił do gry u takich gwiazd jak Ronaldinho czy Kaka, a sam mundial stał na słabszym poziomie niż chociażby rozegrane dwa lata później Euro. Podobne zjawisko miało miejsce na ubiegłorocznym Pucharze Konfederacji, chociaż w tym przypadku uczestników usprawiedliwia niezbyt wysoki jak na razie prestiż.
Kibiców, którzy już czwarty rok ostrzą sobie w zęby na zobaczenie w akcji swoich ulubieńców w narodowych barwach, ostrzegam przed nadmiernym entuzjazmem. Nie każdy piłkarz będzie bowiem w stanie wykrzesać z siebie tę resztkę sił, jeśli cokolwiek jeszcze z nich pozostało po tej 11-miesięcznej mordędze, której poddawani są rokrocznie gracze niemal wszystkich lig europejskich, a to w nich grają przecież gwiazdy liczących się reprezentacji. Niestety żadna reforma nie wchodzi w grę, bo zyski generowane przez kluby, w obliczu kryzysu i ich zadłużenia, i tak są niewystarczające. Dlatego trzeba rozgrywać jak najwięcej meczów, przelatywać jak najwięcej kilometrów, podpisywać jak najwięcej autografów. A czasu na odpoczynek, szczególnie w latach, gdy odbywają się wielkie turnieje międzynarodowe, jest coraz mniej. Może więc w niedalekiej przyszłości dochodzić do częstszych kontuzji czy wcześniejszych końców karier u coraz więcej liczby graczy zmęczonych już ciągłym wysiłkiem, nawet kosztem sławy i pieniędzy, na których większości nie zależy już aż tak bardzo, gdy w grę wchodzi zdrowie czy rodzina.
Coraz częściej możemy być zatem świadkami turniejów, w których udział będą brały poddenerwowane, przemęczone, tytułowe cienie zawodników, których piękne zagrania śledzimy podczas zmagań ligowych w Europie. Dzieje się to ze szkodą dla piłki nożnej, bo właśnie mistrzostwa świata potrafią najbardziej jednoczyć kibiców oraz przyciągać nowych fanów. Tylko że produkt, jakim stały się wszelakie międzynarodowe rozgrywki, wkrótce może stać się mało atrakcyjny, a tego chyba FIFA nie chce.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/26/rpa-kraina-cieni/feed/
Kto się zajmie polskim drewnem? http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/ http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/#comments Fri, 11 Sep 2009 22:24:06 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/ Kto się zajmie polskim drewnem? Ostatnie mecze reprezentacji Polski pociągnęły za sobą poważne konsekwencje. W fatalnym stylu ze stanowiska selekcjonera usunięty został Leo Beenhakker. Szef PZPN, Grzegorz Lato, pytany o następców, wymienił jednym tchem: Kasperczak, Majewski, Smuda, Skorża.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Lech Poznań, Leo Beenhakker, Mistrzostwa Świata, Reprezentacja Polski, Wisła Kraków, Zagłębie Lubin,

]]>
Kto się zajmie polskim drewnem?
Ostatnie mecze reprezentacji Polski pociągnęły za sobą poważne konsekwencje. W fatalnym stylu ze stanowiska selekcjonera usunięty został Leo Beenhakker. Szef PZPN, Grzegorz Lato, pytany o następców, wymienił jednym tchem: Kasperczak, Majewski, Smuda, Skorża.

Co na to ostatni z zainteresowanych?
- Nie będę hipokrytą i nie powiem, że nie jest mi miło z tego powodu. To jest przyjemne, kiedy słyszy się swoje nazwisko wymieniane w kontekście pracy z reprezentacją Polski. Ja mogę powiedzieć tylko tyle – jestem trenerem Wisły Kraków, mam kontrakt i przynajmniej do końca sezonu chciałbym być trenerem Wisły. Oczywiście, różne rzeczy mogą się wydarzyć, może przełożeni w pewnym momencie podziękują mi za współpracę przed upływem czerwca, ale teraz jestem myślami i sercem w Wiśle Kraków. – powiedział trener Maciej Skorża na konferencji prasowej przed meczem z Lechią Gdańsk. Po chwili dodał jednak:
- Jeżeli ktoś zadaje mi pytanie, czy chciałbym kiedyś być trenerem reprezentacji, moja odpowiedź brzmi: „Tak, chciałbym”. Myślę, że nie ma trenera w Polsce, który nie chciałby nim być.
No właśnie…

Drogie dziatki, gracie mecz i do łóżek!

Tymczasem opiekunem naszej reprezentacji został Stefan Majewski. Człowiek, który nie ma wśród piłkarzy przyjaciół, który znany jest z anormalnej, wojskowej dyscypliny, który wreszcie w każdym prowadzonym przez siebie klubie siał ferment i skłócał ze sobą piłkarzy. Jeden z jego podopiecznych, obdarzony zresztą wyjątkowo niewyparzoną gębą – Marcin Bojarski – nazwał go m.in. pajacem oraz szczurem, który uciekł z tonącego okrętu (mowa tu o odejściu szkoleniowca z Cracovii w fatalnym dla tej drużyny momencie). Jak taki trener poradzi sobie z gwiazdorującymi Smolarkiem czy Borucem? Nie zdziwiłbym się, gdyby wprowadził, wzorem Pereza w Realu Madryt, drastyczny regulamin piętnujący nawet najdrobniejsze wykroczenia. Jedno jest pewne – libacja w stylu „Ukraina 2008” nie miałaby prawa się powtórzyć.
W ogóle smutne, że piłkarze, którzy będą w zapewne sporej części stanowić o sile naszej reprezentacji podczas Euro 2012, a więc zawodnicy kadry U-23, prowadzeni byli dotychczas właśnie przez Majewskiego. Patrząc racjonalnie, trener młodzieżówki powinien być bowiem idealnym kandydatem na objęcie stanowiska obecnego selekcjonera pierwszego zespołu. A tak do końca nie jest. Także opiekun kadry U-21, doświadczony Andrzej Zamilski, nie jest o wiele lepszym wyborem.
Jak na razie wiadomo, że Majewski poprowadzi drużynę narodową w co najmniej dwóch ostatnich meczach eliminacji do przyszłorocznego mundialu. Miejmy nadzieję, że na tym się jego przygoda z kadrą zakończy.

Pełen, tentego, profesjonalizm…

- Nie chcę o tym więcej mówić. To byłoby nieeleganckie w stosunku do moich przełożonych, kibiców Wisły, a przede wszystkim w stosunku do zawodników w szatni, bo za dwa dni mam ich motywować do jak najlepszej gry przeciwko Lechii Gdańsk. Przed nami ważne zadanie, żeby obronić tytuł mistrzowski. To jest mój najbliższy zawodowy cel. – ucina spekulacje trener Maciej Skorża. Szczere słowa szkoleniowca krakowskiej Wisły w pełni świadczą o jego profesjonalizmie. W tym samym czasie Franciszek Smuda, piastujący stanowisko trenera pogrążonego w kryzysie Zagłębia Lubin, udziela wywiadów, w których przedstawia swoją wizję reprezentacji, zamiast mobilizować zawodników do najbliższego meczu z Polonią Warszawa…
Przeciwnie do większości „znawców internetowych”, zdecydowanie nie widzę go na stanowisku selekcjonera. Facet, który nie umie sklecić dwóch zdań po polsku, mówiąc o „nowinkach taktycznych” wywołuje u mnie szeroki uśmiech. Wisła pod jego wodzą? Tak tak, niby mistrzostwo, niby wszystko super, ale w Krakowie pomnika się nie doczeka. Kolejne lata na karku przyszły mu w Lechu w parze z odrobiną rozsądku. Niby jest (było) lepiej, ale na reprezentację to zdecydowanie za mało. „Taktykowanie” dziadka Franza uległo zmianie – jakiej, widzimy w lidze i widzieliśmy w pucharach. A i mit „Smudy – wielkiego motywatora” legł już w gruzach.

Pospolite ruszenie polskiego drewna – why not?

Z kolei z opinią cudotwórcy pożegnał się ostatnio Henryk Kasperczak. Aż dziw bierze, że ten świetny przecież szkoleniowiec nie zdołał utrzymać w lidze silnego kadrowo Górnika Zabrze. Jeszcze parę lat temu, gdy popularny Henio rozjeżdżał z Wisłą Schalke i Parmę, biłby się z takim składem, jaki miał do dyspozycji w śląskiej drużynie, o Mistrzostwo Polski. Tymczasem drużyna klubowa to jedno, a narodowa to drugie – pamiętajmy, że Kasperczak największe cuda wydziwiał właśnie z reprezentacjami. Afrykańskie murzynki, które w piłkę kopały głównie na sawannie, pod jego wodzą przeistaczały się w dojrzałych boiskowo graczy. Część z nich do dziś występuje w silnych, zachodnich drużynach. Co wskórałby więc Henio z naszymi nielotami, głównie grzejącymi ławę w europejskich średniakach? Ano, wydaje mi się, że zadziwiająco sporo – niby to człek sędziwy, ale taki magiczny; niepolski, a zagraniczny… I właśnie kandydatura Kasperczaka, z wyżej wymienionych, najbardziej mnie przekonuje. Skorżę wolę bowiem oglądać na ławce Wisły – moim zdaniem jest to trener na długi czas. W dalszej perspektywie chciałbym jednak, by został selekcjonerem – może za jakieś 10 lat?
Aha, zapomniałbym. O kandydaturze Pawła Janasa i Jerzego Engela sądzę to samo, co każdemu inteligentnemu kibicowi przychodzi na myśl, gdy słyszy nazwiska staruszków Gmocha, Strejlaua i Piechniczka. Panowie: trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść (pokonanym).

Młody, zapalony, zachodni

Jednak nie Henryk Kasperczak, nie Maciej Skorża, a kolejny zagraniczny trener jest moim zdaniem najodpowiedniejszym (na tę chwilę) kandydatem na to trzecie, po prezydencie i premierze, stanowisko w kraju. Wiem, że to niemożliwe – postpeerelowski beton związkowy nie dopuści, by polska myśl szkoleniowa była dalej obrażana i szykanowana przez zachodniego szpiega. Tymczasem (nie licząc dwóch pozostałych pojedynków o pietruszkę w eliminacjach) przez następne 1000 dni (!!!) nie zagramy meczu o punkty. Praca selekcjonera ograniczać się będzie do rozgrywania sparingów oraz ostrej – niemal jak w modnych klubach – selekcji, ciągłego obserwowania, analizowania, ustawiania piłkarzy. Słowem, kadrze przydałaby się teraz tęga głowa; trener w stylu Rafy Beniteza – podłączony nieustannie do komputera, taktyczny geniusz.
Przegląd dostępnych na rynku trenerów o podobnym profilu i umiejętnościach to materiał na osobny tekst, ale nie ulega wątpliwości, że tylko gruntowne zmiany „od podstaw” w polskim futbolu, poparte zachodnią (a może znów holenderską, hę?) myślą szkoleniową, dadzą wymierny efekt. Więc jeśli patrzymy w niedaleką przyszłość, to zagraniczny trener. Najlepiej młody. Najlepiej z werwą. Może José Mourinho?

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/feed/
Dlaczego Polska wygra z Irlandią Północną? http://soccerlog.net/2009/09/05/dlaczego-polska-wygra-z-irlandia-polnocna/ http://soccerlog.net/2009/09/05/dlaczego-polska-wygra-z-irlandia-polnocna/#comments Sat, 05 Sep 2009 10:21:00 +0000 nowy http://soccerlog.net/2009/09/05/dlaczego-polska-wygra-z-irlandia-polnocna/ Dlaczgo Polska wygra z Irlandią Północną Przed nami ostatnie cztery mecze eliminacji do Mistrzostw Świata 2010. Mecze trudne, w których Polska musi wznieść się na wyżyny, by wygrać i do końca walczyć o wyjazd do RPA. W pierwszym z tych meczów reprezentacja stanie do walki z Irlandią Północną, przeciwnikiem niewygodnym, z którym doznaliśmy upokarzającej porażki w marcu. Znam jednak kilka powodów, dzięki którym po meczu w Chorzowie Polska dopisze sobie 3 punkty.
»Czytaj dalej

Tagi: Ludovic Obraniak, Marcin Wasilewski, Mistrzostwa Świata, Reprezentacja Irlandii Północnej, Reprezentacja Polski,

]]>
Dlaczgo Polska wygra z Irlandią Północną
Przed nami ostatnie cztery mecze eliminacji do Mistrzostw Świata 2010. Mecze trudne, w których Polska musi wznieść się na wyżyny, by wygrać i do końca walczyć o wyjazd do RPA. W pierwszym z tych meczów reprezentacja stanie do walki z Irlandią Północną, przeciwnikiem niewygodnym, z którym doznaliśmy upokarzającej porażki w marcu. Znam jednak kilka powodów, dzięki którym po meczu w Chorzowie Polska dopisze sobie 3 punkty.

Polacy zgotowali sobie nerwową końcówkę eliminacji porażkami w fatalnym stylu w Bratysławie i Belfaście. W ostatnich czterech meczach walki o mundial – z Irlandią Płn, Słowenią, Słowacją, Czechami, trzy pierwsze mecze wygrać trzeba ostatniego nie przegrywając. Zadanie trudne, ale do wykonania.

Reprezentacja wygra, bo wygrać musi

Brzmi to banalnie, ale to pierwszy powód przychodzący do głowy. Kadra jest pod ścianą a to mobilizuje. Mówi (podaję za blogiem Błońskiego) kapitan reprezentacji Michał Żewłakow:
Podobno żaden zespół nie lubi grać z presją, ale Polska jest wyjątkowa. Kiedy nie ma nad nami bata, nie radzimy sobie.
Mecz z Irlandczykami to pierwszy z czterech ważnych spotkań i musi to być mecz wygrany. Porażka w Chorzowie nie tylko zaprzepaści szanse na awans, ale spowoduje rewolucję w kadrze. Żewłakow: Każdy nieudany mecz może nam skończyć eliminacje, a wtedy polecą głowy starszych zawodników. Ktoś powie nam: „dosyć”. Chcemy, by ten moment nie nadszedł jeszcze teraz.
Kadra wygrać musi by wciąż walczyć o mundial, ale i dlatego by ten zespół pograł jeszcze jakiś czas ze sobą.

Bo kadrowicze mają coś do udowodnienia i zrehabilitowania się

W marcu tego roku obejrzeliśmy najgorszy występ reprezentacji Polski od wielu miesięcy. W fatalnym stylu przegraliśmy w Belfaście z Irlandią Płn. Do historii przeszło podanie Żewłakowa do Boruca, jego kiks a w efekcie trzecia bramka dla rywali. Tamta porażka tylko pogłębiła kryzys zespołu Beenhakkera po porażce ze Słowacją.
Nadszedł czas rewanżu z Irlandczykami. Co więcej, przyszedł wreszcie ten moment, kiedy zawodnicy Leo mogą udowodnić, że tamten mecz był fatalną wpadką, słabością tamtego dnia. Wreszcie wobec nas kibiców mają okazję do zrehabilitowania się za trudny marcowy wieczór. Niedawny mecz z Grecją daje trochę optymizmu. Ale wszystko w nogach i głowach reprezentantów.

Bo w kadrze jest Ludovic Obraniak

Pisałem już, że nowy zawodnik naszej kadry zbawić nie może. Ale coś w tym jest, że Polacy chcą mieć swojego mesjasza. Kogoś, kto poprowadzi do wygranej, kto weźmie na siebie ciężar odpowiedzialności. W eliminacjach do Euro był to Ebi Smolarek, na początku obecnych eliminacji taką rolę odgrywał Kuba Błaszczykowski. Może czas na Francuza z polskim korzeniami? Mecz z Grecją nazwałem symbolicznym debiutem Obraniaka – pewnie z wiarą, że rzeczywiście pomoże tej reprezentacji.
Nie chodzi tu to końca o fakt, że Ludovic strzeli zwycięskie gole lub je wypracuje. Sama jego obecność w zespole sprawia, że inaczej patrzymy na kadrę, a zawodnicy w ostatnim meczu towarzyskim pokazali, że nowa twarz ma znaczenie dla gry zespołu.

Bo minął kryzys

Artur Boruc, który jest jednym z głównych autorów obecnej sytuacji (błędy ze Słowacją, kiks w Irlandią Płn.), wrócił do swojej wielkiej formy. Od kilku tygodni media donoszą o świetnej postawie „Borubara” w kolejnych spotkaniach. Pewny Boruc w bramce to większy spokój w defensywie i lepsza gra obrony.
Kuba Błaszczykowski, który poprowadził nas do wygranej przed rokiem z Czechami, jest zdrowy. Krótka, ale jakże istotna informacja. W Belfaście Kuba, odczuwający skutki kontuzji, wszedł na boisko dopiero w drugiej połowie. Sytuacji nie zmienił, ale wcześniej brakowało kogoś, kto przyspieszyłby grę.
Wreszcie na środku pomocy wystąpi Rafał Murawski, którego zabrakło we wspomnianym spotkaniu. Zastępujący go wtedy Tomasz Bandrowski wypadł fatalnie. Murawski jest w dobrej formie: pierwsze 20-30 minut z Grecją były rewelacyjne, teraz po zakończonych przygotowaniach do sezonu ma więcej siły.

Bo zagrają dla „Wasyla”

Ten punkt miał brzmieć: „bo w zespole jest wola walki”. Ale w reprezentacji Polski uosobieniem walki zawsze była Marcin Wasilewski. Nasz największy walczak na boisku przeżywa trudne chwile. Fatalna kontuzja eliminuje go na wiele miesięcy z gry. Kadra w decydujących meczach eliminacji traci człowieka od twardej gry, kogoś, kto nigdy nie odpuszcza i walczy za kilku. Kadrowicze deklarują, że zagrają dla niego. Takie słowa zobowiązują by zostawić na boisku z siebie niemal tyle, ile zostawiał „Wasyl”.

Czy powyższe jest gwarantem sukcesu? Przekonamy się już niebawem.

Grupa 3 “polska”
1 Słowacja 6 15 17-6
2 Irlandia Płn. 7 13 12-6
3 Polska 6 10 18-7
4 Czechy 6 8 6-4
5 Słowenia 6 8 5-4
6 San Marino 7 0 1-31

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/05/dlaczego-polska-wygra-z-irlandia-polnocna/feed/
Nie-Boski Diego http://soccerlog.net/2009/09/03/nie-boski-diego/ http://soccerlog.net/2009/09/03/nie-boski-diego/#comments Thu, 03 Sep 2009 16:07:56 +0000 Ediss http://soccerlog.net/2009/09/03/nie-boski-diego/ Nie-Boski Diego Mistrzostwa Świata 2010, do których kwalifikacje wychodzą już na ostatnią prostą, bez cienia wątpliwości będą wydarzeniem szczególnym. Oto, bowiem po raz pierwszy w historii najlepsze drużyny globu zjadą na Czarny Ląd, aby właśnie tam, rywalizując nie tylko z przeciwnikami, ale i ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi, rozstrzygnąć najbardziej elektryzującą kwestię minionego czterolecia – komu mistrzostwo?
»Czytaj dalej

Tagi: Argentyna, Maradona, Mistrzostwa Świata,

]]>
Nie-Boski Diego
Mistrzostwa Świata 2010, do których kwalifikacje wychodzą już na ostatnią prostą, bez cienia wątpliwości będą wydarzeniem szczególnym. Oto, bowiem po raz pierwszy w historii najlepsze drużyny globu zjadą na Czarny Ląd, aby właśnie tam, rywalizując nie tylko z przeciwnikami, ale i ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi, rozstrzygnąć najbardziej elektryzującą kwestię minionego czterolecia – komu mistrzostwo?

Jednak jak się okazuje, nie tylko lokalizacja turnieju może stać się wyróżnikiem jego wyjątkowości. Już w środę może się, bowiem okazać, iż szansę wyjazdu do RPA, w mniejszym lub większym stopniu, pogrzebią takie ekipy, jak Portugalia, Czechy, Francja, Argentyna, Szwecja, Kamerun czy Urugwaj, a co za tym idzie na imprezie rangi światowej, zabraknąć może ich gwiazd z Cristiano Ronaldo, Lionelem Messim, Zlatanem Ibrahimoviciem, Thierrym Henrym i Samuelem Eto’o na czele!

W szczególnie niekorzystnej sytuacji znaleźli się reprezentanci Argentyny. „Albicelestes” dowodzeni przez, nad wyraz nieporadnego na stanowisku szkoleniowca kadry narodowej, Diego Maradonę, chcąc zachować możliwość awansu będą musieli wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, gdyż w najbliższej serii spotkań, przyjdzie im stawić czoła prowadzącej w tabeli Brazylii oraz wyprzedzającej ich, ekipie Paragwaju – a mając w pamięci dotychczasową grę Argentyny pod wodzą „Boskiego” Diego nie będzie to wcale proste. Zwłaszcza, że przeszkody, jakie przed nimi stoją nie ograniczają się jedynie do słabej dyspozycji.

Potyczka z Brazylijczykami z całą pewnością już dziś pęta nogi większości z kadrowiczów Maradony, szczególnie, że spotkanie na stadionie Gigante de Arroyito może okazać się nie tylko walką o trzy punkty, ale i honor oraz dobre imię argentyńskiego futbolu. Dlaczego? To wie chyba tylko sam Maradona, który kilka dni temu postanowił podgrzać i tak już gorącą atmosferę wokół kadry Argentyny mówiąc: „Jakie to ma znaczenie, że ludzie głosują na niego (Pele), skoro on plasuje się za moimi plecami? Nikt nie może wysunąć się przede mnie. Wiecie co? Grałem w piłkę w Europie przez dziesięć lat, podczas gdy Pele występował w Ameryce Południowej. Poza tym w innym głosowaniu Brazylijczycy umiejscowili go na drugiej pozycji za Ayrtonem Senną. Pele nic na to nie może poradzić, że jest wiecznie drugi.” Na ripostę słynnego Brazylijczyka nie trzeba było długo czekać: „Nie słuchajcie go. To człowiek, który nie wie, co mówi. Nie od dziś wiadomo, że brazylijscy piłkarze są lepsi od Argentyńczyków.”

W normalnej sytuacji taka wypowiedź Pele podziałałaby z pewnością mobilizująco, a gracze z kraju Tanga zrobiliby wszystko, aby wyprowadzić go z błędu. Niestety dla milionów Argentyńczyków pasjonujących się futbolem, sytuacja w kadrze daleka jest nawet od poprawnej, a wszystko to dzięki Maradonie i jego wysoce nowatorskim metodom szkoleniowo-motywacyjnym. Daleki od normalności zdaje się być również sam selekcjoner, który już wcześniej zapowiedział, że w przypadku potencjalnego awansu poleci na Kubę, gdzie złoży hołd Fidelowi Castro. Zdaje się, że demony przeszłości przypominają „Boskiemu” Diego o jego prawdziwej naturze. Szkoda tylko, że wizerunek skandalisty selekcjonera odciska się piętnem na mającej wcale niemały potencjał, kadrze narodowej i kibicach, którym na mistrzostwach świata może nie być dane oglądać najlepszego piłkarza globu – Lionela Messiego.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/03/nie-boski-diego/feed/
Dobro czyń cały rok! http://soccerlog.net/2009/08/19/dobro-czyn-caly-rok/ http://soccerlog.net/2009/08/19/dobro-czyn-caly-rok/#comments Wed, 19 Aug 2009 15:00:52 +0000 Ediss http://soccerlog.net/2009/08/19/dobro-czyn-caly-rok/ Dobro czyń cały rok! Uwaga, fala upałów dotarła do Argentyny! Bo jak inaczej, jeśli nie komplikacjami po udarze słonecznym, tłumaczyć można ostatnią decyzję Juana Sebastiana Verona? Gwiazdor Estudiantes La Plata – w czasie, gdy Florentino Perez ubezpieczał nogi Cristiano Ronaldo na sumę przeszło stu milionów euro, a Joan Laporta podpisywał nowy, wart 9,5 miliona euro za sezon, kontrakt Leo Messiego – wystosował pismo do władz klubu z prośbą – dla lepszego efektu powtórzę to raz jeszcze – z prośbą o obniżenie zarobków!
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, Ekstraklasa, Juan Sebastian Veron, Mirosław Szymkowiak, Mistrzostwa Świata,

]]>
Dobro czyń cały rok!
Uwaga, fala upałów dotarła do Argentyny! Bo jak inaczej, jeśli nie komplikacjami po udarze słonecznym, tłumaczyć można ostatnią decyzję Juana Sebastiana Verona? Gwiazdor Estudiantes La Plata – w czasie, gdy Florentino Perez ubezpieczał nogi Cristiano Ronaldo na sumę przeszło stu milionów euro, a Joan Laporta podpisywał nowy, wart 9,5 miliona euro za sezon, kontrakt Leo Messiego – wystosował pismo do władz klubu z prośbą – dla lepszego efektu powtórzę to raz jeszcze – z prośbą o obniżenie zarobków!

I nie o dziesięć czy dwadzieścia procent, ale równe czterdzieści (40!).Głupota? Szaleństwo? Czy kaprys, znudzonej wielką piłką gwiazdy? Otóż nie! Niezwykle popularny, lubiany i szanowany Veron doszedł do wniosku, że w czasach kryzysu, szukający wszelakich oszczędności klub, zmniejszył sumę, jaką dotąd przekazywał na szkolenie dzieci i młodzieży. W takiej sytuacji, noszący głęboko w sercu dobro najmłodszych, reprezentant Albicelestes, postanowił zrezygnować z lwiej części prywatnych poborów, aby w ten sposób zaoszczędzone pieniądze władze Estudiantes mogły przeznaczyć na zajęcia z dziećmi. Mało tego! W przypadku, gdy któryś z trenerów nie będzie mógł przeprowadzić treningu, Veron – oczywiście w ramach wolontariatu – będzie w stanie przejąć jego obowiązki, przekazując tym samym młodym adeptom futbolu, część swojego wielkiego doświadczenia.

Niebezpieczny wirus „dobroczynności” zdaje się rozprzestrzeniać w zawrotnym tempie, bowiem w kilka dni po geście Verona, z RPA dotarły kolejne ‘niepokojące’ informacje. Otóż organizatorzy przyszłorocznych mistrzostw świata postanowili wypuścić na rynek 120 tysięcy dodatkowych, bezpłatnych biletów, które rozprowadzone zostaną wśród najbiedniejszej ludności RPA. Akcja ma na celu, umożliwienie wielu obywatelom – których w standardowych warunkach nie byłoby na to stać – uczestnictwo w największym przedsięwzięciu sportowo-kulturalnym w historii kraju. Gest godny podziwu, zwłaszcza biorąc pod uwagę kwotę, za jaką wspomniana pula biletów, mogłaby się rozejść wśród bardziej majętnych kibiców, np. Amerykanów, którzy masowo zaopatrują się w wejściówki na zbliżający się mundial.

Na szczęście i w Polsce, od czasu do czasu, ale jednak, ludzie ze środowiska piłkarskiego odczuwają potrzebę pomocy innym. Abyśmy nie poczuli się jak mieszkańcy zaścianka i prowincji gdzie wszelakie akcje charytatywne ograniczają się jedynie do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w ostatnim czasie zatroszczył się Mirosław Szymkowiak. Ex-wiślak przekazał, bowiem na rzecz Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie koszulki meczowe Białej Gwiazdy oraz gdańskiej Lechii opatrzone podpisami zawodników. Suma uzyskana z licytacji trykotów, za pośrednictwem serwisu Allegro zostanie przeznaczona na zakup sprzętu medycznego. Proporcjonalnie nijak ma się to do gestu Verona, jednak Mirkowi należą się brawa za intencję.

A Ty, Cristiano, komu ostatnio pomogłeś? Może kupiłbyś Paris, chociaż nowe Ferrari ?!

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/19/dobro-czyn-caly-rok/feed/