Czas apokalipsy?

Czas apokalipsy?
To pytanie zadawał sobie w duchu chyba każdy, komu przyszło oglądać te tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne, tak śmieszne, że aż żałosne i smutne, 90 minut meczu Liverpool-Aston Villa, rozgrywanego w poniedziałkowy wieczór na Anfield Road. Tak, dokładnie na tym 45tysięcznym obiekcie, który przeżył już niejedną pamiętną “european night”, znany jest ze swojego wpływu na postawę The Reds i powszechnie uznawany jest za twierdzę.

Niestety w poniedziałek twierdza nie padła, a posypała się jak domek z ogranych kart. Kibiców z powodów oczywistych nie zamierzam tu rozliczać, chociaż mając w pamięci przegraną 1-3 z The Blues w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i 45tysięcy gardeł śpiewających w 93 minucie do piłkarzy, że nigdy nie będą sami szli, pozwalał mi oczekiwać więcej aniżeli opuszczania sektorów w 80 minucie. Chociaż tego wieczoru chyba nawet Michaelowi Platiniemu, któremu zawsze i wszędzie się wszystko podoba, wymsknęłoby się pod nosem niejedno sacrebleu!, bowiem piłkarze Rafaela Beniteza zaprezentowali coś, co można określić setką różnorakich, niekoniecznie cenzuralnych słów. Skoro wywołałam już szefa UEFA, pozostanę w tych klimatach i wybiorę jedno – merde!

3 spotkania, jedno zwycięstwo, dwie porażki, 5 bramek straconych, 6 strzelonych – to obrazowe rozwinięcie tegoż słowa, raczej nie to czego oczekiwaliśmy przed rozpoczęciem tego sezonu, ale żeby aż taka marność – brak boga, upadek kultury wysokiej, dżuma, plagi egipskie i co tam jeszcze kultura pozwalała by tu wrzucić?! Skoro już snuję te apokaliptyczne wizje, to krótka prezentacja person tego dramatu.

Czterej jeźdźcy apokalipsy

Głód – Lucas Leiva – w zeszłym sezonie na boisku zachowywał się tak, jakby był wiecznie głodny, niestety nie zwycięstwa. Z tego głodu biegać się nie chciało, pracować w środku pola również, a i zapewne to głód spowodował, że na tę bajeczną technikę spod znaku jaga bonito sił wciąż brakowało. W tym sezonie zanotowaliśmy postęp, nie mogę zaprzeczyć, biegać jakby się i zdarza, a i strzelić nawet, czasami też do własnej bramki niestety. Pierwszy policzek dla The Reds, czyli Lucas Leiva i dobre chęci, które niestety znalazły przystań w bramce Pepe Reiny.

Zaraza i wojna - w tej sztuce na dwa akty wystąpiły w parze, coby zwiększyć dramaturgię. Carragher i Skrtel mieli idealny timing. Wystarczyło raz, a dobrze. Tak, że Davies i 2 -0 dla Villans. No, ale co się dziwić, zaboru i mordu, jak premierów Leppera i Giertycha- też nikt się nie spodziewał, zwłaszcza jeśli czają się pod hasłem – środkowi stoperzy. Z wyjaśnieniem, że stali, pewni, twardzi, a i piłki czyszczą wzorowo. Ostatnio niestety każdy z tych przymiotów dawkują nam w ilościach iście aptecznych. Może już czas wymienić silnik w tym tandemie albo chociaż zmienić olej?

Śmierć czyli Steven Gerrard we własnej osobie. Niczym partyjna lokomotywa, która ciagnie za sobą różne Lucasy, Babele, Voroniny…Niestety nasza niezmordowana kolej transsyberyjska, dla której niemożliwe nie istnieje, ukazuje nam i twarz PKP, prezentując współpasażerom adrenalinę w ilościach odpowiednich. Kiedyś były to modelowe faule na opuszczenie boiska – czyli lubimy w kolegów, od tyłu wyprostowanymi nogami, w poniedziałek sprokurowanie karnego i ostateczny cios.

Czy to czas apokalipsy – zmierzch snów o potędze i trofeum wracającym na Anfield? W zeszłym roku Manchester United zaczynał podobnie – 4. pierwsze spotkania – remis, wygrana, przegrana, remis, a nie przeszkodziło mu to w zdobyciu mistrzostwa. Może w tym szaleństwie jest metoda? Zgrzeszyć, odpokutować winy i dostąpić 19. w historii zbawienia. Bez niego nie będzie na Anfield satysfakcji, nie będzie zapachu napalmu o poranku, który zwiastuje nadchodzące zwycięstwo.

Nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieję, że w maju nie będziemy musieli słuchać tego w wykonaniu Stevena Gerrarda&co…


Oceń ten wpis:
SłabyTaki sobieŚredniDobryBardzo dobry (3 głosów, średnia: 3,33 na 5)
Loading ... Loading ...



Be social
Wykop Gwar Dodaj do zakładek



9 komentarzy do “Czas apokalipsy?”

  1. kaszwa mówi:

    Z tą apokalipsą to bym nie przesadzał.
    W zeszłym sezonie Liverpool miał sporo szczęścia, w spotkaniu z AV wyraźnie go zabrakło. Jednak mówi si, że bilans szczęścia i pecha musi wyjść na zero, więc być może Liverpoolowi nie zabraknie farta w momentach decydujących o mistrzostwie?
    Miejmy nadzieję, że tak będzie.

  2. Jasix mówi:

    W trzech pierwszych kolejkach nowego sezonu przegraliście dokładnie tyle samo spotkań ile przez całą poprzednią kampanię… Póki co nie widzę w Liverpoolu drużyny, która mogłaby sięgnąć po mistrzostwo kraju, ale jak wiadomo futbol jest kompletnie nieprzewidywalny i jeszcze wszystko się może zdarzyć.

  3. Oby tego szczęścia nie zabrakło.

    Tylko szczęściu trzeba pomagać. Póki co gra Liverpoolu wygląda mocno nieciekawie. Straszny chaos w grze ogólnie.

    Miejmy nadzieję, że w meczu z Boltonem obraz gry będzie znacznie lepszy. I będzie to początek dobrej passy ;)

  4. acha mówi:

    Dostali po dupsku to sie ogarną i następne spotkania pocisną tak ze aż miło bedzie :)
    Tekst zajebisty. amen!

  5. booch mówi:

    Niestety wróżenie z fusów ciąg dalszy. Mam pytanie kiedy napisze coś Uleslaw? Bo jak na razie tylko on pisze coś ciekawego…

  6. desdinova mówi:

    A moze po rewelacyjnym sezonie czas na slabszy…? Rok temu tryumf w EPL byl na wyciagniecie reki, ale szansa zostala zaprzepaszczona. Cuda pod postacia takich sezonow nie zdarzaja sie dwa razy..Pod rzad.

    • lady_in_redd mówi:

      Cud to będzie utrzymanie się w big four z taką formą i takimi wynikami ;) Ale z drugiej strony, może otrzeźwi ich ten zimny prysznic, wezmą dupy w troki i zaczną grać coś sensownego, to i może być mistrz. Prawdziwa zabawa w EPL zaczyna się przecież w okolicach października:)

  7. hadaszyszek mówi:

    “jaga bonito”
    Joga Benitez normalnie… i tak samo jak Wy z taką grą jak z AV wygrywacie PL, tak samo i ja widzę przed oczyma Benka ćwiczącego Jogę. A wszyscy przecież wiedzą, że nie widzę.

    Liverpool leży i kwiczy.
    Tak na marginesie, w poprzednim sezonie United mieli chociaż jakiś punkt zaczepienia – cholernie szeroka ławka. No i było wtedy cholernie dużo kontuzji. Teraz zresztą jest tak samo, tylko że bez Krystynki. Liverpool za to ma średnio-skąpą (dobrze określiłem? Czy bardzo-skąpą?) ławkę i – nie wiem jak to dokładnie tam u was z kontuzjami – prawie podstawowy skład. Tylko, że gry już Alonso nie kreuje. I tu wychodzi na jaw – lepszy jest “reżyser” gry, niż “wspaniały aktor”, jak najwspanialszy by nie był – mimo wszystko.

    Zobaczymy. Liverpool zapewne znowu zdobędzie kolejne mistrzostwo z rzędu, jak już nam to prezentował tyle lat…

  8. Krzych mówi:

    Będzie powrót do zwyczaju, według którego Liverpool bój o mistrza kończył w styczniu, ot co.

Dodaj komentarz

Komentarze zawierające wulgaryzmy, obrażające czytelników lub właściciela bloga zostaną skasowane.
Moderacja komentarzy jest aktywna. Nie wysyłaj swojej wiadomości dwa razy.
Możesz skorzystać z następujących tagów XHTML: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote> <code> <em> <i> <strike> <strong>

Chcesz mieć swój własny avatar na Soccerlogu? Przeczytaj FAQ, to tylko kilka minut!