Superpuchar Hiszpanii 2009/2010 – niedoceniany klasyk

Superpuchar Hiszpanii 2009/2010 - niedoceniany klasyk
Już w niedzielę nastąpi oficjalne preludium do sezonu 2009/2010 Primera Division. Ów wstęp to pierwszy z dwóch meczów, którego stawką będzie Superpuchar Hiszpanii. W wyniku totalnej dominacji jednej drużyny w poprzednich rozgrywkach, obsada tego pojedynku to powtórka z 13 maja, gdy w Walencji naprzeciw siebie stanęły FC Barcelona i Athletic Bilbao, a nagrodą dla zwycięzców był Puchar Hiszpanii.

Ostatni taki przypadek, kiedy w dwumeczu inaugurującym nowy sezon zagrają takie same zespoły jak w finale krajowego pucharu w sezonie poprzedzającym, przydarzył się w 1998 roku. Wówczas z podwójnej korony zdobytej na ligowym podwórku cieszyła się… FC Barcelona. Na początku kolejnej edycji piłkarzom z Katalonii przytrafiła się powtórka z rozrywki i mecz z Mallorcą. Nie była już jednak tak radosna, bo klub z Balearów dzięki bramce strzelonej na wyjeździe (w dwumeczu 2:2)  z nieukrytą satysfakcją dał gwiazdom blaugrana porządny pstryczek w nos. Zapewne o tym spotkaniu sprzed ponad dekady piłkarze z Bilbao już zdążyli usłyszeć. Niemal cały okres przygotowawczy zespołu ze stolicy Baskonii był bowiem podporządkowany podwójnej batalii z podopiecznymi Pepa Guardioli. Majowy mecz na Mestalla to dla Basków bolesna lekcja futbolu, stąd porażka aż 1:4. Choć trzeba przypomnieć, w całej tego słowa marności, że przez pierwsze dwa kwadranse Athletic mocno nastraszył swoją postawą rywali, otwierając zresztą wynik spotkania. Niestety kolejne minuty to była już tragikomedia w jego wykonaniu. Poczucie ośmieszenia było tym większe, że przed finałem balon z napisem  „triumf” ze strony kibiców i przede wszystkich baskijskich mediów był nadmuchamy do granic możliwości.

Pomimo dominacji Messiego i spółki mecz był wydarzeniem wyjątkowym. Spotkały się w nim przecież drużyny reprezentującej regiony od lat mniej lub bardziej walczące o niezależność od Hiszpanii. Już przed pierwszym gwizdkiem sędziego doszło do sytuacji, którą oglądający w telewizji kibic nie uznał zapewne w pierwszym swoim umysłowym odruchu za wartą większej uwagi. Oba zespoły po wyjściu z szatni ustawiły się na placu gry w jednej linii. Ponieważ była to decydująca batalia o krajowy puchar odegrany został hymn narodowy Hiszpanii. To wówczas wszystko się zaczęło. Jedna z największych i jednocześnie najbardziej upolitycznionych stacji telewizyjnych – TVE już po kilku sekundach przerwała transmisję z Walencji. Zamiast niej pokazała  dwóch swoich dziennikarzy przebywających wśród kibiców w Bilbao: jeden na stadionu San Mames, drugi w centrum miasta. Na Mestalla obraz wrócił dopiero po kilkudziesięciu sekundach. Dlaczego tak się stało? Otóż fani obu finalistów w trakcie trwania hymnu bardzo głośno gwizdali, wyrażając tym samym swoje autonomiczne przekonania. Ta sama stacja puściła hymn z odtworzenia, gdy odpowiednio zareagowali realizatorzy transmisji. Zmniejszyli natężenie dźwięków dochodzących z trybun stadionu i gwizd dało się słyszeć, ale znacznie słabiej niż to miało miejsce w rzeczywistości. Reakcja rysująca się na twarzach piłkarzy była dość specyficzna i zdradzała, że dzieje się coś dziwnego. Cała sytuacja wyszła na jaw dzięki radiu Marca, należącego do jednego z największych dzienników o tej samej nazwie w kraju. Podczas trwania audycji słuchacze w całej okazałości usłyszeli zachowanie kibiców zgromadzonych na obiekcie w stolicy Lewantu. Hymn podziałał na nich jak płachta na byka, co zresztą wielu obserwatorów przed spotkaniem wyraźnie przywidywało. Natomiast zachowanie telewizji potwierdziło tylko, jak bardzo Hiszpania wstydzi się możliwości dostrzeżenia przez świat podziałów na swoim terytorium.

Nawet nie biorąc pod uwagę takich nieszablonowych sytuacji o meczach Barcelony z Athletic wielu kibiców kopanej nie myśli w kategoriach  meczu wyjątkowego. Jest to spowodowane bardzo przeciętną postawą drugiego z wymienionych klubów w ostatnich kilkunastu latach. Ale przecież o możliwości zyskania statusu “klasyk” powinna świadczyć i decydować głównie historia. A ta w tym przypadku nie pozostawia złudzeń -  w skrupulatnie sporządzonej tabeli wszech czasów La Liga tuż za sklasyfikowaną na drugim miejscu Dumą Katalonii plasuje się właśnie Athletic. Obie drużyny spędziły w najwyższej klasie rozgrywkowej tyle samo, bo aż 78 sezonów. Łączy je także kolejne zapisane na kartach historii, istotne do dziś wydarzenie. Otóż w 1931 roku klub z Bilbao upokorzył FCB wygrywając aż 12:1, co jest najwyższym wynikiem oficjalnie odnotowanym w Primera Division.

53 lata później mecz pomiędzy tymi zespołami znów był na ustach kibiców za Pirenejami. W finale pucharu Hiszpanii Athletic pokonał Barcę 1:0, co wówczas nie uznano wcale za sensację, ponieważ Baskowie byli świeżymi mistrzami kraju. Spotkanie miało jednak jeszcze jedno dno, mianowicie bójkę jaka wybuchła pomiędzy piłkarzami tuż po końcowym gwizdku. Jednym z najbardziej „aktywnych”  był Diego Maradona. Możliwe, że było to pokłosie incydentu jaki miał miejsce rok wcześniej, i który dla Argentyńczyka jest przeprawionym ogromnym bólem wspomnieniem. Pod koniec września 1983 roku w ligowej potyczce na Camp Nou został w rzeźnicki sposób sfaulowany na środku boiska. Autorem i pomysłodawcą takowego zagrania był obrońca Andoni Goikoetxea. Następstwem przewinienia, które łatwiej nazwać zbrodnią była złamana noga boskiego Diego i kilkumiesięczny rozbrat z futbolem. Jakiś czas później uznano ten faul za najbardziej brutalny w historii futbolu (na szczęście Bask żadnej nagrody nie otrzymał). Być może trochę na wyrost, ale w końcu ofiarą był wyjątkowy piłkarz. Wspomniany udział w bójce to swego rodzaju rewanż Diego i wyrażenie braku akceptacji, za ochydne załamanie jego piłkarskiej kariery w Hiszpanii. Reakcja mało dojrzała tym bardziej, że do tego załamania to ona najbardziej się przyczyniła - trzy miesiące dyskwalifikacji, której Maradona ostatecznie nie wypełnił, ponieważ czmychnął do Włoch i tam kontynuował swoją futbolową przygodę.

Dzisiaj szacunek zarówno klubowych działaczy i kibiców obu drużyn względem siebie jest na znacznie wyższym – normalnym – poziomie. Dało się to zauważyć choćby podczas ostatniej potyczki, czyli majowego finału na Mestalla. Podczas rundy honorowej Katalończyków fani z Baskonii zgotowali owację na stojąco niekwestionowanym mistrzom. Zawodnicy Barcy byli pod niemałym wrażeniem, stąd kilku z nich (m.in Xavi i Puyol) w geście podziwu przywdziało na moment flagi z symbolami krainy tak mocno próbującej wyłamać się z hiszpańskiego krajobrazu i kojarzonej głównie z terroryzmem. Nawet sam Guardiola stwierdził kilka lat temu, że po Barcie jego ulubioną drużyną w Hiszpanii jest właśnie Athletic, w barwach którego grają niemal wyłącznie regionalni piłkarze. Niestety na opinie o klubie nakłada się wiele zjawisk nie mających nic wspólnego z piłką. Jeśli pobytu w Hiszpanii nie ograniczy się do leżakowania, to doprawdy można usłyszeć niejedną negatywną informacje lub opinie odnośnie mieszkańców północy Półwyspu. Jedna z nich jest nawet jako tako powiązana  z Superpucharem Hiszpanii 09/10. Wiele dyskotek na wybrzeżu – czyli również w okolicach Barcelony – należy do baskijskich mafii organizacji. I na tym lepiej zakończyć, bo dalsze brnięcie w ten temat może wywołać liczbę wniosków o bardzo smutnej, by nie powiedzieć przerażającej treści.

Jeśli chodzi o najbliższe niedzielne spotkanie rozegrane na stadionie San Mames eksperci szanse gospodarzy upatrują niemal wyłącznie w brakach kadrowych Barcy. Niezdolny do gry wciąż jest Iniesta,  Ibrahimovic musi jeszcze odczekać po niedawnym zabiegu ręki, natomiast Leo Messi doznał kontuzji na zgrupowaniu kadry. Jest jednak jedno ale. W przedsezonowych sparingach znakomicie prezentował się drugi garnitur Barcelony, czyli jej rezerwy. Szczególnie na dobrze skrojoną wyglądała gra Pedro, Jeffrena, a także, co najmniej zaskakujące Bojana. Patrząc na ich postawę można odważnie stwierdzić, że siła ofensywna drużyny układanej przez Guardiolę wcale nie musi wiele stracić na swojej wartości. Co prawda klimat jaki stworzą na trybunach miejscowi kibice – niezaprzeczalnie najlepsi w Hiszpanii –  może któremuś z nieopierzonych jeszcze zawodników związać nogi na tyle, że nie będzie potrafił ukazać całego wachlarza swoich umiejętności, jednak to w sumie… i tak za słaby argument. Choć wątek tego co będzie działo się na trybunach warto jeszcze pociągnąć. Tak jak w maju liczba miejsc była mniej więcej podzielona po równo dla sympatyków z Barcelony i Bilbao, tak w niedzielę da się zapewne słyszeć tylko chóralne pieśni tych drugich. A to powinno dać miejscowym zawodnikom dodatkową porcję motywacji do lepszej gry na boisku.

Bez cienia wątpliwości czeka nas ciekawy piłkarski spektakl, podzielony na dwa sierpniowe weekendy. Kurtyna nad nim zapadnie tylko na tydzień, a na scenie zmieni się jedynie scenografia. Na ile będzie ona ważna? To pokaże nam niedzielny rezultat, który nawet przy znajomości siły obu zespołów i całym racjonalizmie tego świata nie jest łatwy do wytypowania. Tak czy owak najważniejsze, że futbolowa kraina, gdzie artyzm i  gra nacechowana pięknem są stawiane na pierwszym miejscu, budzi się z letniego snu!


Oceń ten wpis:
SłabyTaki sobieŚredniDobryBardzo dobry (8 głosów, średnia: 4,25 na 5)
Loading ... Loading ...



Be social
Wykop Gwar Dodaj do zakładek



1 komentarz do “Superpuchar Hiszpanii 2009/2010 – niedoceniany klasyk”

  1. Sebastian Matyszczak mówi:

    Myślę, że wygrana Barcelony to jakieś 95% szans.

Dodaj komentarz

Komentarze zawierające wulgaryzmy, obrażające czytelników lub właściciela bloga zostaną skasowane.
Moderacja komentarzy jest aktywna. Nie wysyłaj swojej wiadomości dwa razy.
Możesz skorzystać z następujących tagów XHTML: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote> <code> <em> <i> <strike> <strong>

Chcesz mieć swój własny avatar na Soccerlogu? Przeczytaj FAQ, to tylko kilka minut!