Soccerlog.net » Eredivisie http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Subiektywno-Pomarańczowe podsumowanie dekady http://soccerlog.net/2010/02/02/subiektywno-pomaranczowe-podsumowanie-dekady/ http://soccerlog.net/2010/02/02/subiektywno-pomaranczowe-podsumowanie-dekady/#comments Tue, 02 Feb 2010 11:45:35 +0000 miki http://soccerlog.net/2010/02/02/subiektywno-pomaranczowe-podsumowanie-dekady/ Subiektywno-Pomaranczowe Podsumowanie Dekady Niedawno rozpoczął się rok 2010, a więc jest to idealny czas na wszelkiego rodzaju analizy i podsumowania. Ostatnia dekada w wykonaniu holenderskich klubów i reprezentacji to wielka huśtawka nastrojów serwowana fanom. Oranje wieczny faworyt, grający bez względu na okoliczności finezyjną, piękną dla oka piłkę, mający w swoich składzie wybitnych piłkarzy, w każdym turnieju zalicza epicki upadek.
»Czytaj dalej

Tagi: Eredivisie,

]]>
Subiektywno-Pomaranczowe Podsumowanie Dekady
Niedawno rozpoczął się rok 2010, a więc jest to idealny czas na wszelkiego rodzaju analizy i podsumowania. Ostatnia dekada w wykonaniu holenderskich klubów i reprezentacji to wielka huśtawka nastrojów serwowana fanom. Oranje wieczny faworyt, grający bez względu na okoliczności finezyjną, piękną dla oka piłkę, mający w swoich składzie wybitnych piłkarzy, w każdym turnieju zalicza epicki upadek.

Etykietka specjalistów przegrywających w niezapomnianym, zapierającym dech w piersiach stylu drużyny została nienaruszona. Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja piłki klubowej. Gdyby nie wielki tryumf Feyenoordu w 2002 roku i nieśmiałe podrygi PSV w Lidze Mistrzów, w Kraju Tulipanów nie byłoby o czym dyskutować. Holenderska piłka to wyjątkowy zlepek paradoksów. Można ją lubić, wiele jej zawdzięczać, ale nie zawsze doceniać. Nowoczesne trendy, era pieniądza i marketingowy rozwój futbolu oddala Eredivisie od największych europejskich potentatów. Jedynie kadra trzyma przyzwoity poziom, ale cóż z tego jak w każdym turnieju marzenia o złocie pryskają szybciej niż bańka mydlana. Oranje nie toczą wojny podjazdowej, nie okopują się szczelnie, a defensywy przyprawia ich o mdłości. Armia Pomarańczowych rzuca na front wszystko co najlepsze, wygrywa wiele bitw, ale w finałowej potyczce zostaje boleśnie zdetronizowana. Nie inaczej było i w ostatnich dziesięciu latach, dlatego warto przypomnieć sobie te chwile jeszcze raz.

Najważniejsze wydarzenia

2000 – Apogeum pecha

Kiedy w 1998 Oranje świetnie przeciwstawili się największym i odpadli dopiero po dramatycznym pojedynku z Brazylią, oczywiste stało się, iż za dwa lata na własnym terenie będą głównymi faworytami do złota. Ekipa Franka Rijkaarda z tak wybitnymi gwiazdorami jak: Kluivert, Bergkamp czy Overmars była gotowa na udowodnienie swojej wartości. Na drodze do szczęścia Pomarańczowych stanął odwieczny rywal – Włochy. Fantaziści prezentujący odwieczne defensywne catenaccio musieli chyba zwrócić się o pomoc do sił wyższych. Znakomicie zorganizowanie Holendrzy zamknęli wyznawców Calcio w czymś przypominającym hokejowy zamek. Cudotwórca Toldo dwoił się i troił, aby popsuć gospodarzom wymarzone święto. Robił to tak skutecznie, że przez cały mecz obronił aż pięć jedenastek! Zdruzgotana mechaniczna pomarańcza , która w ćwierćfinale wbiła byłej Jugosławii aż sześć bramek zatraciła swój najcenniejszy mechanizm. Tego dnia Holendrom wychodziło wszystko, oprócz naznaczenia swej futbolowej wyższości w meczowej metryce. Jak bolesny był finał tej batalii mógł się chyba o tym przekonać cały kraj. Dawno nie widziałem koloru czarniejszego niż pomarańczowy. Zatryumfował antyfutbol, ale na holenderskie życzenie.

2002 – Król abdykował…

Wielki odcisk na psychice Pomarańczowych musiała zostawić porażka z Włochami. Stanowisko trenera objął kojarzony, głównie z sukcesami Ajaksu Louis van Gaal. Oranje w niemalże nieprzemeblowanym składzie byli faworytami grupy, w której o awans walczyły także Portugalia i Irlandia. Wizja gry i żelazna dyscyplina charyzmatycznego Holendra tym razem okazała się gwoździem do trumny. Jak dziś pamiętam mecz z Portugalią, w którym to Louis prowadząc 2:0 nakazał swoim piłkarzom strzelić trzeciego gola. Miał to być dobitny pokaz mocy i bezwarunkowej dominacji, za poprzednie spotkanie obu ekip. Konsekwencją tego czynu były dwie bramki Portugalczyków w ostatnich minutach meczu. Spotkanie o ‘życie’ zostało rozegrane w Dublinie. Oranje grali piękną piłkę i tylko kwestią czasu miały być gole. No właśnie… miały… Syndrom pojedynku z Italią powrócił. Kluivert nie potrafił wykorzystać paru setek, a wyrachowani wyspiarze strzelili raz i zaryglowali drogę do bramki. Futbol Totalny został boleśnie skarcony po raz drugi, a głową zapłacił sam Van Gaal, który o dziwo zarzucał piłkarzom brak motywacji!? Mina nadziei holenderskiego szkolenia, po nieudanych eliminacjach niemalże identyczna do sławnego obrazka ‘Samotności Beenhakkera’ namalowanego przez Belgów w 1986 roku.

2004 – Nieoszlifowany diament

Powoli w piłce furorę robiło ustawienie, potocznie nazywane diamentem. Najprościej chodzi tu o to, iż skrzydłowi bardziej skupiają się na grze w środku pola, a dokładniej biorą na siebie również obowiązki defensywne. Genialnie zastosowanie tego ‘atrakcyjnego działa sztuki’ pokazała Grecja… Nie o tym miała być jednak mowa. Dick Advocaat przejmując kadrę starał się zaimplementować nową filozofię gry. Po wodzą tego szkoleniowca Holendrzy nie byli już tak ofensywnie usposobieni, co dobitnie pokazały spotkania z (Łotwą, Niemcami, Szwecją i Portugalią). Jedynym wyjątkiem był mecz z Czechami, notabene najlepszy występ Pomarańczowych na Euro, ale przegrany. Jeśli doszukujecie się tu złośliwości, to macie rację. W moim odczuciu Euro w Portugalii było (poza jednym meczem) kompletnie bezbarwne w wykonaniu Oranje. W grze niewidoczny był ten polot fantazji, kombinacyjna gra i eleganckie parcie na bramkę przeciwnika. Holendrzy zagrali niepodobny do siebie futbol. W półfinale grając z gospodarzami turnieju gracze Advocaata jakby pogodzili się z porażką. Przy stanie 2:1 nie było wyraźnego zrywu, ambicji i walki o wynik. Nawet bramka Van Nisterlooya to dziełu przypadku. Jedynym pozytywnym aspektem tych mistrzostw, który najbardziej zapadł mi w pamięć, to wygrana ze Szwecją po jedenastkach. Chociaż w tym fragmencie gry Oranje mogli po raz pierwszy (od niepamiętnych lat…) powetować zwycięstwo. Reasumując, pozycja Oranje w turnieju (3-4 miejsce) wyższa od faktycznego stanu umiejętności. W 2004 roku chociaż raz mogłem poczuć się jak kibic Niemiec lub Włoch…

2006 – Kontrowersyjne TKO

Dwa lata później gra Oranje powróciła do kanonu. Eksperymenty wymagały cierpliwości, gdyż Pomarańczowi byli na etapie budowy nowego zespołu. Eliminacje przebrnięte w pięknym stylu i bilet do Niemiec stał się faktem. Grupa śmierci (Argentyna, WKS, Serbia i Czarnogóra) dla młodego zespołu okazała się niemałym wyzwaniem. Jak się okazało nie taki diabeł straszny i po dwóch zwycięstwach i remisie Oranje wyszli grupy, z drugiego miejsca. Na drodze stanęła Portugalia. Niestety Pomarańczowi przyzwyczaili kibiców, że kiedy odpada Holandia staje się to po meczu, który przechodzi do historii. Tym razem była to wyjątkowo niechlubna historia. 12 żółtych kartek i cztery czerwone, piłka przeistoczyła się w boks, a zwycięstwo po jednym knockdownie zaliczyli Portugalczycy. Bohaterem meczu został arbiter Iwanow, który sam za swoją pracę powinien otrzymać czerwony kartonik. Obie drużyny pamiętali pojedynek sprzed dwóch lat, w którym to Portugalia wygrała 2:1. Przed tym spotkaniem De Telegraaf apelował o żądzę rewanżu. W Norymberdze zrobiło się Pomarańczowo. Miał być festiwal piękną, a wyszło mordobicie, w którym nieuczciwym sekundantem okazał się arbiter. Holendrzy mogą mieć także pretensje do siebie. Syndrom niewykorzystanych sytuacji powrócił. Co więcej Van Basten również przyczynił się do tej porażki sadzając na ławce Van Nisterloya. Oaza spokoju i rodzinna atmosfera nigdy nie była mocną stroną Holendrów, ale tym razem wewnętrzne spięcia miały spore przełożenie na boisko. Gra Pomarańczowych straciła elastyczność. Pod koniec meczu opadły siły i byliśmy świadkiem tzw. zagrań na aferę, zupełnie niepodobnych do stylu gry Holendrów. Po ostatnim gwizdku Iwanowa kolejna epicka porażka stała się faktem.

2008 – Adin, dwa, tri, pojechali…

Bałem się tego meczu jak kierowcy tira jadącego w stanie nietrzeźwości. Nieźle mnie Guus Hiddiński zaskoczył… A właściwie to nie, po prostu pokazał swój wielki ,szkoleniowy intelekt wyrywając rodakom serce i pozbawiając ich reszty złudzeń. Nie ma nic lepszego na Oranje jak ich własna broń. Niedoświadczony Van Basten trafił na trenerskiego wygę, który pozlepiał niedostatki Holendrów, przepuścił przez taktyczne sito i namaścił Sborną. Tak poprowadzona Rosja nie zawiodła cudotwórcy i obnażyła wszystkie wady Holendrów. To już nie był upadek gladiatora, a jedynie zwykła sieczka imperium rosyjskiego. Po tak spektakularnych zwycięstwach (z Francją, Włochami, Rumunią) przyszedł tak wielki zawód. Nawet największy futbolowy malkontent z samo zachwytu nabawiłby się depresji. To tak jakby samotny lider wyścigu F1 nagle przed samą metą złapał defekt maszyny i pożegnał się z podium. Tej porażki do dziś nie jestem w stanie pojąć. Rosja nie była lepsza (z przebiegu meczu tak, z przebiegu turnieju nie), to jeden zły dzień Pomarańczowych. Czyżby za szybkie uwierzenie w swoje możliwości? Być może tak, być może nie. Gdybać można ciągle, ale dalsze hipotetyczne zagłębianie się w ten wątek nie ma sensu. Pozostaje tylko wielki niedosyt, bo tak efektownej i co najważniejsze efektywnej piłki Holendrzy nie grali od 2000 roku.

Jedenastka dekady

holandia.jpg

Obsadzenie pozycji bramkarza to chyba najłatwiejsza decyzja. Nikt nie ma szans konkurować z wielkim Edwinem van der Sarem. Fenomenalne warunki fizyczne, niezły refleks, gra na przedpolu i operowanie nogami. Niegdyś w Ajaksie pełnił rolę ostatniego obrońcy. Ten golkiper zaliczył już 130 oficjalnych spotkań w drużynie Pomarańczowych. Szkoda tylko, że zrezygnował z gry w kadrze. Dzięki niemu reprezentacja wygrała po rzutach karnych ze Szwecją, a także nie dostała większych batów od Rosji. Bramkarz legenda. Zapewne długi czas Holendrzy będą czekać na tak genialnego zawodnika.

Obrona to największa bolączka drużyny z Kraju Tulipanów. Po dłuższej analizie zdecydowałem się, że mistrzowski kwartet będzie wyglądał w ten sposób: Reiziger – Stam – Frank de Boer – Van Bronckhorst. Chyba zasługi tych czterech panów nie trzeba bardziej przybliżać. Stam, De Boer jedni z najlepszych defensorów ostatnich lat, nie tylko w Holandii, ale także na świecie. Zawsze szybki i genialnie zorganizowany Reiziger plus wiecznie żywy Van Bronckhorst.

W środku pola Holendrzy zazwyczaj ‘narzekali’ na nadmiar bogactwa. Moje zestawienie brzmi tak: Sneijder – Cocu – Overmars. Zdecydowałem się na trzech graczy, ze względu większej swobody przy ustalaniu najważniejszej formacji (ataku). Sneijder jeszcze młody, a już zachwycił wielu swą grą. Zawodnik ma 25-lat i wróżę mu wielką przyszłość. Chyba nikt nie może negować wyboru Cocu. Nawet będąc u schyłku swojej kariery pokazał się z bardzo dobrej strony grając w PSV Eindhoven. Cofnięcie Overmarsa to celowy zabieg, aby poszerzyć manewry przy napastnikach. Jednego z najlepszych skrzydłowych w historii po prostu nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu.

Wspaniałe trio, które idealnie oddaje wielką moc Oranje: Bergkamp, Van Nistelrooy, Kluivert. Nielatający Holender to nie tylko wzór perfekcji, ale także boiskowej inteligencji i elegancji. Ruud to snajper jakiego każdy klub chciałby mieć swoich szeregach. Genialny egzekutor ze znakomitym nosem do zajmowania strzeleckich pozycji. Kluivert to przede wszystkim gracja i klasa w sama w sobie. Jak dotąd najlepszy strzelec w historii reprezentacji. Kiedy był w formie zachwycał swoim sposobem gry.

Trener dekady

GuusHiddink_938787_1.jpg

Bez dwóch zdań Guus Hiddink. Czego się nie dotknął zamienił w złoto (no chociaż w srebro). Jako szkoleniowiec nie bał się wyzwań i poprzez takie eksperymenty wyrobił sobie renomę cudotwórcy. Wspaniałe okresy z: Korę Południową, Australią, Rosją, PSV Eindhoven, Chelsea Londyn. Z każdą tych drużyn Hiddink przekraczał ich rzeczywisty poziom (no może poza Chelsea). Potwierdził że jest genialnym taktykiem, niszcząc Holandię ich własną bronią lub paraliżując, będącą na fali Barcelonę. Ten człowiek nie ma problemu z aklimatyzacją i potrafi odnaleźć się w każdych warunkach. Wielki motywator i mistrz szybkiej adaptacji. Na dodatek ma facet tupet i wie jak wywrzeć presję na rywalu czy arbitrach. Być może nie jest to dobra cecha, ale jeśli mam być bezwzględny w ocenie to trzeba to zapisać na plus Holendra. W swoich rozważaniach posunę się dalej i według mnie to trener dekady, nie tylko z pomarańczowego punktu widzenia, ale i światowego.

Mecz dekady

Holandia – Włochy 3:0, Euro 2008. Oranje wzięli srogi rewanż za wpadkę w 2000 roku. Bolesna detronizacja Mistrzów Świata odbiła się szerokim echem. Zespół Van Bastena pokazał w tym spotkaniu zęby, obnażając wszystkie wady Calcio. Niektórzy mówią, iż Włosi nie byli w optymalnej dyspozycji, a także o błędach trenera, ale nieważne. Wynik poszedł w świat, a przecież to aktualni Mistrzowie Świata.

Klubowe wydarzenie Dekady

Tryumf Feyenoordu Rotterdam w 2002 roku. Przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze to ostatni spektakularny sukces holenderskiej ekipy. Po drugi na następny możemy bardzo długo czekać. Świetna postawa Portowców, których baty w Lidze Mistrzów przekierowały na właściwy tor. Pełni motywacji podopieczni Berta van Marwijka, po niełatwej drodze dotarli do finału w Rotterdamie. U siebie ówczesny wicemistrz kraju rozprawił się z Borussią Dortmund 3:2. Pierre van Hooijdonk został bohaterem pucharu (egzekwując wolne jak jedenastki), a kolejny polski zawodnik – Tomasz Rząsa zapisał się w annałach historii.

Klubowa drużyna dekady

PSV Eindhoven należy się ten tytuł najbardziej. Na przestrzeni dziesięciu lat Boeren tryumfowali na krajowym podwórku aż siedem razy! Za czasów Hiddinka drużyna dotarła nawet do półfinału Ligi Mistrzów, przegrywając pechowo w końcówce z AC Milanem. Nie tylko względy pucharowe skłaniają mnie do takiego werdyktu. PSV jest również bardzo dobre zarządzane. Co rok ich skład wydaje się być coraz słabszy, a w żaden sposób nie widać tego po wynikach. Regularna gra w Lidze Mistrzów i dominacja w Eredivisie to wizytówka drużyny Phiilipsa w minionej dekadzie.

Gol dekady

Robin van Persie, Euro 2008, Holandia – Francja 4:1. Może nie za samo wykończenie, ale za pomysł całej akcji, idealnie obrazującej, ofensywny styl Holendrów, który często wzbudza u nas wrażenie artystycznego doznania.

Zapraszam na mojego bloga: Eredivisie.blox.pl

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/02/subiektywno-pomaranczowe-podsumowanie-dekady/feed/
Filozofia gry Louisa van Gaala http://soccerlog.net/2010/01/16/filozofia-gry-louisa-van-gaala/ http://soccerlog.net/2010/01/16/filozofia-gry-louisa-van-gaala/#comments Sat, 16 Jan 2010 13:55:46 +0000 miki http://soccerlog.net/2010/01/16/filozofia-gry-louisa-van-gaala/ ajax.jpg 'Futbol to gra zespołowa i każdy na boisku ma swoje zadania… Jeśli ktoś podczas gry nie wywiązuje się ze swoich zadań partner z zespołu musi mu w tym pomóc… Tylko odpowiednią dyscypliną można osiągnąć zamierzony sukces… Jeśli stoisz przed grupą piłkarzy musisz wykreować pozytywną atmosferę, po czym wpoić żelazne zasady dyscypliny… Wszystko uzależnione jest od szczegółów… Bądź w szatni na pół godziny przed treningiem, nigdy nie siadaj do posiłku samotnie, nie czytaj gazet w dniu meczu…'
»Czytaj dalej

Tagi: Eredivisie,

]]>
ajax.jpg
‘Futbol to gra zespołowa i każdy na boisku ma swoje zadania… Jeśli ktoś podczas gry nie wywiązuje się ze swoich zadań partner z zespołu musi mu w tym pomóc… Tylko odpowiednią dyscypliną można osiągnąć zamierzony sukces… Jeśli stoisz przed grupą piłkarzy musisz wykreować pozytywną atmosferę, po czym wpoić żelazne zasady dyscypliny… Wszystko uzależnione jest od szczegółów… Bądź w szatni na pół godziny przed treningiem, nigdy nie siadaj do posiłku samotnie, nie czytaj gazet w dniu meczu…’

To tylko niektóre z wielu złotych rad Louisa van Gaala. W 1995 roku Holender zaskoczył całą piłkarską Europę wygrywając w pięknym stylu rozgrywki Ligi Mistrzów. Dawny Ajax grał połączeniem kombinacji z techniką. Styl Joden idealnie oddawał klimat skutecznej, finezyjnej gry zespołowej. W drużynie liczyła się kreatywność i żelazny podział obowiązków na boisku. Ajax nie kalkulował ryzyka. To ryzyko był nieodłączną częścią rzemiosła jaki prezentowała ekipa Van Gaala. Oprócz typowo boiskowych zagrywek w drużynie bardzo ważną rolę odgrywała także komunikacja i dyscyplina. Tak w najprostszych słowach wyglądała filozofia gry Holendra. Dziś z perspektywy czasu warto bliżej przyjrzeć się ówczesnym tajnikom sukcesu.

Komunikacja

W zespole prowadzonym przez Holendra bardzo dużą role odgrywała komunikacja. Van Gaal dbał aby zawodnicy nie zostawali ze swoimi problemami sami. Priorytetem było stworzenie odpowiedniej atmosfery, w której każdy poczuje się komfortowo. Najważniejszymi dniami tygodnia były poniedziałek i czwartek. Tuż po weekendzie cały zespół zbierał się przed treningiem, aby przedyskutować miniony tydzień. Tematy były różne, od ostatniego ligowego spotkania aż po prywatne problemy zawodników. Najważniejsze było, aby w zespole panowała rodzinna atmosfera. Natomiast czwartek był dniem nastawionym na indywidualne konwersacje. Van Gaal wraz swoim asystentem Gerardem van der Lemem rozmawiali głównie o kolejnych rywalach. Każdy mógł przedstawić swoją koncepcję taktyki i wytknąć błędy z poprzednich spotkań. Trener oczekiwał od swoich graczy przede wszystkim szczerości, bowiem każda opinia miała wpływ na kształtowanie drużyny.

Budowanie zespołu

Van Gaal wyznawał zasadę – dobre zrozumienie to nie wszystko. W Ajaksie każdy musiał zaakceptować jego żelazną dyscyplinę. Holender uważał, że w piłce wszystko zależy od tego aspektu. Każdy zawodnik powinien wiedzieć co potrafi partner, a z czym zwyczajnie sobie nie radzi. Taka wiedza pozwala na szybką reakcję na boisku i zapobiegnięcie zagrożenia. Jeśli chcesz być dobrym piłkarzem musisz także poznać styl swoich kolegów. Van Gaal pamięta jak dziś moment, w którym drużyna idealnie spełniła jego założenia. To był jego pierwszy sezon w Ajaksie podczas meczu Pucharu Europy z AA Gent. Napastnik Joden John van Loen został zapytany przez trenera jaki, jego zdaniem jest najlepszy system do gry przeciw solidnym Belgom. John odparł – 4:3:3 trenerze! Van Gaal wiedział, że Van Loen tak nie myśli, ale trener mimo tego poczuł wielką wewnętrzną satysfakcję. Ważne było, że nawet w trudnych momentach zawodnicy wyznają jego filozofię gry. Fundamentem w pracy Holendra było zaakceptowanie jego strategii. Ajax zawsze grał ofensywną i atrakcyjną piłkę w systemie 4-3-3. Każdy musiał to zaakceptować i wspierać w ciężkich chwilach.

Van Gaal nie ukrywał, że wielkie znaczenie w budowaniu zespołu miała edukacja w szkółce klubu. Wychowankom pukającym do pierwszego składu było o wiele łatwiej przystosować się do stylu gry Ajaksu. Młodzi gracze od dziecka mieli wpajane tajniki futbolu totalnego. Piłkarze nie uczestniczącym w tym procesie było o wiele ciężej. Żeby z powodzeniem grać w Ajaksie musieli poznać nie tylko specyfikę tego klubu, ale także jego kulturę i obyczaje. Każdy zawodnik musiał mieć Ajax w sercu i to była główna siła ekipy Van Gaala.
ffffff_1.jpg
Innowacyjne pomysły

Van Gaal oprócz swojej unikatowej filozofii gry zapisał się w pamięci jako trener wykorzystujący wiele innowacji. Do dziś Holender jest kojarzony jako człowiek ze swoim podręcznym notesem. Louis zapisywał tam wszelakie szczegóły np. w której części boiska gra Jariego Litmamena jest bardziej wydajna dla zespołu, czy Danny Blind nie jest za bardzo wysunięty w strefie obrony, czy indywidualne błędy każdego zawodnika. Louis najczęściej swoich notatek używał w pomeczowej rozmowie. Niejednokrotnie jednak zdarzyło mu się z nich korzystać w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Dla niektórych jego zapiski mogły wydawać się absurdalne, ale jak powtarzał Van Gaal – w szczegółach tkwi największa siła.

- Wierzę, że rozmowy po meczu są także bardzo ważne. Możesz wtedy oświadczyć co ci się podobało, a co nie. Możesz porozmawiać indywidualnie z każdym zawodnikiem, co wpływa na motywację całego zespołu. Pamiętam jak podczas arcyważnego meczu z Bayernem Monachium Frand de Boer zmotywował Patricka Kluiverta. Opowiedział mu o milionach ludzi, którzy na niego patrzą. Młody Kluivert zareagował emocjonalnie i poczuł się silniej. Takie zabiegi to element gry. Piłka jest oparta na emocjach. Grając w takim klubie jak Ajax musisz wiedzieć, że każdy twój krok śledzą media. Na to nie ma rady. Z tym trzeba po prostu nauczyć się żyć – opowiadał o motywacji swoich zawodników Van Gaal

Obecny trener Bayernu Monachium w swojej pracy wielką wagę przywiązuje do zapisów wideo. Holender potrafi spędzić wiele czasu na analizie gry przeciwnika, a najczęściej sam tworzył nagrania, selekcjonując istotne informacje.

- Wideo wykorzystuje do stworzenia dyskusji o kolejnym rywalu. Na ligowych przeciwników przygotowuję swój własny zapis w którym wyszczególniam istotne sprawy. Każdy detal o rywalu z Eredivisie jest w mojej głowie. Kiedy gramy w europejskich pucharach jest trochę trudniej. Zasięgam informacji z różnych źródeł o najważniejszych punktach drużyny i analizuje ich patenty na grę. Po obejrzeniu paru taśm robię swoje własne nagrania z najistotniejszymi rzeczami. Nie zawsze korzystam z najpopularniejszych rozwiązań. Dla mnie nieważne jest jak snajper strzela gole, ale jak współpracuje z drużyną. Kiedy jest najbardziej groźny? Jaki ma patent na grę? Jak zachowuje się w nietypowych sytuacjach? Staram się aby moi zawodnicy analizowali grę pod tym względem – wyznał Van Gaal.

Taktyka i schemat gry

Wiele zespołów w tamtym okresie używało krycia ‘jeden na jeden’. Ajax prawie zawsze grał strefą. Obrońcy wyczekiwali aż oponent wejdzie w ich pole gry. Każdy był w ruchu i obowiązywała zbiorowa odpowiedzialność. Taki system świetnie funkcjonował w aktywnych drużynach, a jak dobrze pamiętamy Ajax był stworzony do takich eksperymentów. Obrona idealnie współpracowała z atakiem. Granica pomiędzy formacjami praktycznie nie istniała, co było swoistym zaskoczeniem dla rywali. Jeśli na boisku były realizowane wszystkie założenia efekt był oszałamiający.
sssssssssssssss_1.jpg
W posiadaniu piłki bardzo ważny był sam sposób jej rozprowadzania. Gracze Ajaksu charakteryzowali się niezwykłą techniką, a także szybkością podejmowanych decyzji. Piłka przechodziła od nogi do nogi gubiąc rywali. Przeciwnika taka gra dezorientowała i zmuszała do błędu. Pod wrażeniem takiego rozgrywania, po spotkaniu w Wiedniu był sam Lothar Mattheus – Ajax zachwycił mnie idealną organizacją podań. Każdy z zawodników czuł się komfortowo z piłką i perfekcyjnie odgrywał do partnera. Oni musieli włożyć w to mnóstwo pracy na treningach. Ich założeniem było, być ciągle przy piłce – wyznał Niemiec.

Drugim z kluczowych czynników to gra pozycyjna. Kiedy Ajax przejął kontrolę nad grą arcyważnym punktem była wymienność pozycji. Linie obrony od ataku nie dzieliła w zasadzie żadna widoczna granica. Najważniejsze było płynne realizowanie zadań. Jeśli partner z drużyny nie radził sobie z górnymi piłkami momentalnie został wsparty przez wyższego kolegę itp. Takiej filozofii uczono już od najmłodszych drużyn, co sprawiało, że nowy zawodnik (niezależnie od wieku) doskonale wiedział jak ma zachować się na boisku.

Ajax budował grę od obrońców. Zazwyczaj piłka zagrywana była do najbardziej kreatywnego defensora. Jeśli pojawiło się miejsce na zagranie piłki do przodu, to zostało to natychmiast realizowane. W ten sposób futbolówka przez większość czasu znajdowała się na połowie przeciwnika, co potęgowało zagrożenie. Zadaniem pomocników było kreowanie pola gry i stwarzanie miejsca dla snajperów. Bezcenną rolę w tej formacji odgrywał Jari Litmanen. Van Gaal wykorzystał go jako ‘typową 10′. Dziś to określenie jest wszystkim znane, wówczas była to innowacja dająca nowe rozwiązania. Wiele klubów grało wtedy typowym rozgrywającym. Ajax postawił na piłkarza, który operował pomiędzy formację pomocy, a ataku. Piłkarze decydowali się na zawężanie pola gry. Wymiana futbolówki na małej przestrzeni stwarzała wiele szans do uruchomienia bardzo szybkich skrzydłowych. Jeśli taka akcja powiodła się, wówczas na swoją piłkę czekał środkowy napastnik. Warto podkreślić, iż w drużynie Van Gaala snajper, to nie tylko rasowy egzekutor, który czekał aż zostanie obsłużony. Ten typ piłkarza również uczestniczył w zespołowej dominacji. Jeśli nie powiodła się akcja na skrzydle nic nie stało na przeszkodzie, aby ten etatowy strzelec cofnął się i rozegrał piłkę.

Podsumowanie

Dziś ten system już nie robi na nikim aż tak wielkiego wrażenia, bowiem parę zespołów nieźle go realizuje/realizowało (chyba najbliżej samej idei jest obecna FC Barcelona). W 1995 było to jednak wielkie wydarzenie. Ajax grał efektowną, ale i efektywną piłkę. Futbol ekipy Van Gaala można było porównać do sztuki malarstwa, która w Holandii nosi znamiona historyczne. Doznania z tego płynące nawoływały do osiągnięcia perfekcji, a także samospełnienia. Filozofia Holendra to nie tylko osiągniecie zamierzonego celu, ale także walory estetyczne i oceny za styl. Ajax z 95 roku zachwycał nie tylko grą, ale także sposobem jej artystycznego wyrażenia. Van Gaal wykreował fantastyczny model gry i wpoił parę innowacji, które obowiązują do dziś. Ten genialny trener potrzebuje tylko czasu na aklimatyzacje zespołu (zaimplementowanie własnej filozofii futbolu). Idealnie pokazał to prowadząc AZ Alkmaar. Obecnie będąc dowódcą Bayernu Monachium wielu już wieszało na nim psy. Niestety zwolnienie go byłoby pochopnym, samobójczym wyrokiem w stronę Bawarczyków. Jeśli Van Gaal dostanie czas, a piłkarze potulnie przywykną do jego dyscypliny, to efekty pracy nadejdą na pewno.

Bardzo ważnym czynnikiem w grze Ajaksu było posiadanie piłki. Ten atut nie daje zwycięstwa, ale pozwala wypracować sobie wiele szans do osiągnięcia tego celu. Teoria przestrzeni z której korzysta wiele holenderskich drużyn to nic innego jak obsesja pięknej gry. Ajax nie skupiał się na próbach skutecznego zamurowania bramki, nie stosował podań do tyłu, rzadko decydował się na niepotrzebne spowalnianie tempa gry i co bardzo ważnie nie stronił od tak popularnych w dzisiejszych czasach boiskowych sztuczek (brzydkie faule, wymuszanie rzutów karnych). Wolność każdego piłkarza mieściła się w ściśle określonej przestrzeni boiska. Z początku takie rozwiązania mogły wydawać się chaotyczne, ale nic bardziej mylnego. Ta maszyna funkcjonowała idealnie czego dowodem były wyniki.

Tekst inspirowany książką Henny Kormelinka i Tjeu Seeveerensena – ‘The Coaching Philosophies of Louis van Gaal and the Ajax Coaches’. W w/w pozycji można przeczytać także o sposobach gry innych, sławnych trenerach Ajaksu Amsterdam.

Fotografie pochodzą z książki.

Zapraszam na mojego bloga: eredivisie.blox.pl

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/16/filozofia-gry-louisa-van-gaala/feed/
Imperium McClarena http://soccerlog.net/2009/11/11/imperium-mcclarena/ http://soccerlog.net/2009/11/11/imperium-mcclarena/#comments Wed, 11 Nov 2009 11:21:00 +0000 miki http://soccerlog.net/2009/11/11/imperium-mcclarena/ Imperium McClarena Po 13. kolejkach FC Twente Enschede jest liderem Eredivisie. Na europejskiej arenie Tukkers radzą sobie równie dobrze, a wszystko to zasługa angielskiego szkoleniowca Stevea McClarena. Trener, który na wyspach kojarzony jest z jednym z największych blamaży w historii angielskiego futbolu, w Holandii skutecznie odbudowuje swoje nazwisko.
»Czytaj dalej

Tagi: Eredivisie, Holandia, McClaren, Twente,

]]>
Imperium McClarena
Po 13. kolejkach FC Twente Enschede jest liderem Eredivisie. Na europejskiej arenie Tukkers radzą sobie równie dobrze, a wszystko to zasługa angielskiego szkoleniowca Stevea McClarena. Trener, który na wyspach kojarzony jest z jednym z największych blamaży w historii angielskiego futbolu, w Holandii skutecznie odbudowuje swoje nazwisko.

Kiedy po znakomitym sezonie Fred Rutten postanowił zamienić Eredivisie na Bundesligę, a głównym kandydatem do objęcia trenerskiego stołka w Twente był Steve McClaren, większość kibiców Tukkers podchodziła do tego pomysłu sceptycznie. Ten charyzmatyczny szkoleniowiec był wówczas kojarzony z jednym, a mianowicie blamażem Synów Albionu w eliminacjach do Euro 2008. Nikt nie pamiętał jego wspaniałych sukcesów z Middlesbrough. Do McClarena na wyspach przylepiła się etykietka ‘człowieka ukrywającego się za swoją parasolką’, a konkretnie ‘The Wally with the Brolly’. Angielskie media nie pozostawiły suchej nitki na swoim trenerze po porażce z Chorwacją i nic dziwnego, że poszukał on swojej szkoleniowej reaktywacji poza wyspami.

Padło na Holandię, a konkretniej FC Twente Enschede. Kraj Tulipanów nie jest państwem w którym z otwartymi rękami angażuje się szkoleniowców z zagranicy (na dodatek po tak wielkiej, świeżej klęsce). Prezes Tukkers Joop Munsterman potwierdził jednak, iż jest kontrowersyjną osobą i postanowił zaryzykować stawiając na McClarena. Ciężko powiedzieć jakie były motywy tej decyzji. Być może Munsterman był szalony lub po prostu wyciągnął do McClarena przyjazną dłoń, wiedząc, iż taka terapia może uzdrowić nie tylko nadszarpnięte nazwisko Anglika, ale i dać nieoceniony powiew świeżości dla jego klubu. Dziś już wiemy, że obaj panowie zrobili wspaniały interes decydując się na współpracę, dlatego warto przeanalizować poczynania byłego selekcjonera w nowej, eksperymentalnej roli.

Apetyty na sukces w Enschede rozbudził już Fred Rutten, który wywalczył prawo gry w eliminacjach do Ligi Mistrzów (wygrana z Ajaksem w fazie play-off). Obecny trener PSV Eindhoven korzystając z przysłowiowych pięciu minut zdecydował się na podbój Bundesligi akceptując propozycję Schalke 04 Gelsenkirchen. Razem ze sobą zabrał gwiazdora zespołu Orlando Engelaara. Co więcej paru innych kluczowych graczy także postanowiło przywdziać nowe trykoty: Karim El Ahmadi (Feyenoord), Luke Wilkshire (Dyanmo Moskwa). Jednym słowem McClaren rozpoczął pracę po ‘holendersku’, czyli od posezonowego szukania następców wartościowych ‘uciekinierów’. Wybór padł na: Theo Janssena (Vittese), Kennetha Pereza (Ajax), Ronie Stama (NAC Breda) i Slobodana Rajkovicia (Chelsea Londyn). Nazwiska te były w Eredivisie rozpoznawalne, ale nic poza tym. Kto by jednak pomyślał, iż do dziś będą to kluczowi gracze zespołu. Stam pewnie niedługo zadebiutuje w kadrze Oranje, gdyż obecnie prezentuje wyśmienitą dyspozycję. W połowie sezonu 2008/2009 Tukkers na rzecz Ajaksu opuścił Robbie Wielaert, w miejsce którego na Grolsch Veste zawitał Peter Wisgerhof.

Po sromotnej klęsce z Arsenalem Londyn w eliminacjach do Ligi Mistrzów na wyspach tym bardziej szydzono z McClarena. Twente miało niewyraźny początek i nic nie wskazywało na to, iż jest w stanie osiągnąć coś wielkiego. Wszystko zmieniło się z momentem gdzie Tukkers zagrali w Pucharu UEFA. Holendrzy pokonali takie drużyny jak: Stade Rennes, Racing Santander czy Schalke (prowadzone przez Rutena). Na drodze stanęła dopiero Olympique Marsylia, która po dramatycznym dwumeczu pokonała Twente po serii jedenastek. To był znak, iż z ekipą z Enschede w tym sezonie trzeba będzie się liczyć. Ostatecznie podopieczni McClarena zajęli drugą lokatę wyprzedzając Ajax, PSV i Feyenoord. Nikt już nie lekceważył Anglika i jego zespołu. Wielką rolę w sukcesie odegrali tacy gracze jak: Eljero Elia, Marko Arnautovic i Edson Braafheid. Ci trzej zawodnicy wypromowali się właśnie pod okiem 48-latka. To Anglik nie bał się na nich postawić. Szkoda tylko, że owa trójka nie odwdzięczyła się swojemu ‘promotorowi’ i szybko opuściła Grolsch Veste.

Po ponownej starcie trzonu drużyny ciężko było sobie wyobrazić godnych następców tym bardziej, iż Twente nie może pozwolić sobie na spore szaleństwa na rynku transferowym. Drużynę zasilili zatem: Nicky Kuiper (perspektywiczny młody obrońca), Miroslav Stoch (kolejny gracz Chelsea, który został wysłany aby szlifować swoje umiejętności) i Bryan Ruiz (jedyny ‘wielki’ transfer – pięć milionów euro). Do tej mieszanki McClaren dokupił dwóch graczy, których niegdyś nie chciała Legia Warszawa: Ransford Osei i Bernard Parker, gwiazdę Iraku Nashata Akrama, przeciętnego Australijczyka Davida Carneya i Wellingtona, gracza ubiegłorocznej rewelacji Bundesligi – 1899 Hoffenheim. Rzutem na taśmę do zespołu dołączył także niechciany w Feyenoordzie Dwight Tiendalli. Mieszanka iście wybuchowa. Mogłoby się wydawać po, co Twente tacy gracze jak Wellington czy Tiendalli. McClaren udowodnił już, iż potrafi efektownie i efektywnie pracować/wprowadzać do drużyny młodych zawodników. Ostatnim tego przykładem jest fantastyczny mecz Tiendalliego przeciwko Ajaksowi. Warto przypomnieć, iż ten chłopak do niedawna szukał dla siebie miejsca na ławce rezerwowych Portowców.

Jak do tej pory efekt pracy McClarena w sezonie 2009/2010 jest piorunujący. Tukkers po 13 kolejkach w lidze są liderami i tylko dwa razy stracili punkty ( remisy z PSV i Feyenoordem). Na dodatek radzą sobie znakomicie w Lidze Europejskiej (może poza wpadką z Sheriffem Tyraspol 0:2). W zasadzie jedyny zawód jaki przeżyli gracze Twente to odpadnięcie ze Sportingiem Lizbona w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Nie była to jednak wyraźna porażka Holendrów, a jedynie brak dekoncentracji w ostatnich sekundach gry, kiedy to Peter Wisgerhof pechowo skierował piłkę do własnej siatki.

Takie wyniki w pełni usatysfakcjonowały prezesa Munstermana, który zaproponował Anglikowi przedłużenie kontraktu. Bez zbędnego namysłu McClaren zostawił podpis pod nową umową wiedząc, iż ta drużyna ma wielki potencjał aby dokonać czegoś spektakularnego.

Jestem zachwycony, że Steve postanowił zostać z nami na dłużej. Obaj zrobiliśmy wiele dla klubu i ta współpraca będzie kontynuowana. Steve jest ambitny, Twente jest ambitne, a więc wszystko jest na dobrej drodze – słowa zadowolonego Munstermana tuż po podpisaniu nowego kontraktu przez McClarena.

To wypowiedź świadczy tylko jak ważną postacią stał się McClaren. Sam zainteresowany bardzo dobrze się tutaj czuje i jak sam przyznaje póki co nie ma zamiaru się stąd ruszać.

Na razie wszystko idzie po naszej myśli i jestem szczęśliwy będąc częścią klubu. Ludzie wokół mnie są bardzo przyjaźni. Nie mam pomysłu czy jeszcze będę potrafił poprowadzić klub w Anglii. Obecnie żyję w Holandii i jest mi tu bardzo dobrze – skwitował Anglik.

Jest tylko kwestią czasu kiedy kluby Premiership upomną się o swojego rodaka. Pytanie tylko czy sam McClaren będzie gotów zapomnieć o wszystkich krzywdach i zostawić prężnie rozwijające się imperium Twente? Pracą w Holandii oczyścił swoje nazwisko, zmazał etykietkę nieudolnego trenera, która na nim krążyła. Zatrudniając się w Premiership może zrealizować swoje najskrytsze marzenia albo ponownie doświadczyć koszmaru. Na wyspach media są surowsze niż gdziekolwiek indziej. Natomiast w Twente nikt nie powie on nim złego słowa. Już zrobił więcej niż od niego wymagano, a jeśli zdoła wywalczyć tytuł stanie się w Enschede legendą. Czy warto więc rezygnować z zaszczytnego statusu dla chęci udowodnienia rodakom swojej wartości? Tylko McClaren zna odpowiedź na to pytanie, a fani Twente jedynie mogą mieć nadzieję, że nie potraktuje Holandii jako czasu na rehabilitację. Tu udowodnił, iż jest wspaniałym trenerem, genialnym taktykiem, potrafi pracować z młodzieżą i rozsądnie inwestować pieniądze. W grze Twente widać nową jakość, całkiem niepodobną do holenderskiej, boiskowej mentalności. Jak na razie sprawdza się to doskonale. Na ostateczne oceny przyjdzie jeszcze czas, ale już dziś warto się zastanowić nad swoją przyszłości, choćby nawet po to aby nie podzielić losu Louisa van Gaala.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/11/imperium-mcclarena/feed/
Eredivisie pod lupą http://soccerlog.net/2009/10/08/eredivisie-pod-lupa/ http://soccerlog.net/2009/10/08/eredivisie-pod-lupa/#comments Thu, 08 Oct 2009 05:05:41 +0000 miki http://soccerlog.net/2009/10/08/eredivisie-pod-lupa/ eredivisie pod lupą Jeszcze tak niedawno przeciętny, europejski fan piłki nożnej słysząc hasło Ajax Amsterdam reagował z należytym szacunkiem. Obecnie sytuacja ta diametralnie się zmieniła, zarówno w Holandii jak i na europejskiej arenie. Wielka Trójca 'umarła' śmiercią tragiczną, a karty zaczęły rozdawać takie zespoły jak: AZ Alkmaar czy FC Twente Enschede. Jeśli chodzi o tych drugich to wbrew pozorom mają oni wiele wspólnego z naszą, rodzimą Wisłą Kraków, a mianowicie oba zespoły zapisały się w annałach historii Levadii Tallin. Obecnie jednak nikt w Enschede nie pamięta (lub nie chce pamiętać) estońskiego blamażu, co więcej popularni Tukkers dzielnie radzą sobie w Holandii przewodząc w ligowej tabeli pod wodzą spisanego w Anglii na straty Stevea McClarena. Jak doszło do takiej metamorfozy? W jakim punkcie są obecnie najwięksi potentaci? Jak zmieniła się Eredivisie na przestrzeni tych paru lat? Na te pytania będę starał się udzielić odpowiedzi.
»Czytaj dalej

Tagi: Ajax Amsterdam, Eredivisie, Feyenord Rotterdam, PSV Eindhoven,

]]>
eredivisie pod lupą
Jeszcze tak niedawno przeciętny, europejski fan piłki nożnej słysząc hasło Ajax Amsterdam reagował z należytym szacunkiem. Obecnie sytuacja ta diametralnie się zmieniła, zarówno w Holandii jak i na europejskiej arenie. Wielka Trójca ‘umarła’ śmiercią tragiczną, a karty zaczęły rozdawać takie zespoły jak: AZ Alkmaar czy FC Twente Enschede. Jeśli chodzi o tych drugich to wbrew pozorom mają oni wiele wspólnego z naszą, rodzimą Wisłą Kraków, a mianowicie oba zespoły zapisały się w annałach historii Levadii Tallin. Obecnie jednak nikt w Enschede nie pamięta (lub nie chce pamiętać) estońskiego blamażu, co więcej popularni Tukkers dzielnie radzą sobie w Holandii przewodząc w ligowej tabeli pod wodzą spisanego w Anglii na straty Stevea McClarena. Jak doszło do takiej metamorfozy? W jakim punkcie są obecnie najwięksi potentaci? Jak zmieniła się Eredivisie na przestrzeni tych paru lat? Na te pytania będę starał się udzielić odpowiedzi.

1.Piętno Bosmana na holenderskim futbolu

Totalną zmorą dla holenderskiego futbolu okazało się prawo Bosmana wprowadzone w 1995 roku. Pierwszym klubem, który ucierpiał ( za mało powiedzenie, raczej powinno być ‘został okradziony’) był Ajax Amsterdam, po zdobyciu Ligi Mistrzów w sezonie 1995/1996. Skupiając się na samym Jeanie-Marco Bosmanie (bo tak się nazywał prekursor tego prawa) swego czasu grywał sobie w belgijskim klubie Royal Fotball Club de Liege. W 1990 roku wygasł mu kontrakt i przesunięto go do drużyny rezerw obniżając tym samym jego pensję. Widocznie Bosman był lepszym negocjatorem niż piłkarzem i znalazł sobie nowego pracodawcę – klub z Dunkierki. Zespół chcący pozyskać gracza musiał zapłacić mimo wygaśnięcia umowy za jego wyszkolenie (takie były ówczesne standardy). Bosman był sprytniejszy i znalazł kruczek prawny informujący o wolnym przepływie osób i zaskarżył klub i UEFA. Trybunał Sprawiedliwości uznał za słuszne argumenty piłkarza Royal Club i prawo Bosmana oficjalnie obowiązuje do dziś w piłkarskiej Europie. Nie jest to w samej postaci idea zła, a nawet w ‘pewnym’ sensie sprawiedliwa. Właśnie w ‘pewnym’ sensie… Kluby na gwałt zaczęły podkradać najlepszych zawodników swoich rywali. Piłkarze mający świadomość swojej wartości często wykorzystywali to prawo, oszukując klub uciekając w pogoni za sławą (pieniędzmi?) do europejskich potentatów.

Obecnie to prawo już na dobre zadomowiło się futbolu i wcale nie staram się go krytykować. Jedyna wada tych ruchów to zbytnia materializacja futbolu i narzędzia manipulacji w rękach zawodnika. Ciężko już znaleźć graczy (przynajmniej w tych przeciętnych zespołach), którzy byli/są oddani swoim barwom klubowym. Bardzo zarysowała się finansowa przepaść pomiędzy europejskimi ligami. Ci najbogatsi budowali swoją siłę kosztem tych mniej zamożnych. Do dziś jesteśmy świadkiem wypływu bardzo dobrych zawodników z Kraju Tulipanów. Czasem wystarczy jeden sezon aby zawodnik (przykład – Marco Arnautović) już na gwałt chciał opuszczać Eredivisie. Czasem te decyzję są niezrozumiałe i bardzo pochopne, a także w dużej mierze psują karierę samego zawodnika często osłabiając jego były klub. Z tym problemem holenderskie zespoły nie są w stanie sobie poradzić. Nie można zacząć budować drużyny kiedy przy najbliższym okienku transferowym kluczowi zawodnicy będą chcieli spróbować swoich sił w lepszych ligach, za większe pieniądze. Reasumując prawo Bosmana odbiło się w Holandii wielką czkawką, a efekty tego widać do dziś. Ajax, PSV czy Feyenoord nie są w stanie powrócić do elity, gdyż poprzez w/w ruchy personalne popadają w przeciętność, co jest szansą dla klubów typu: AZ, Twente czy Heerenveen.

2. ‘Diamentowy’ mit, a obecna polityka.

Jak powszechnie wiadomo Holandia zawsze kojarzyła się z kuźnia młodych talentów, które największe szlify robiły w Eredivisie. Liga holenderska jest stworzona do tego typu działań, dlatego nic dziwnego, że wiele klubów decyduje się wypożyczać do nich swoich piłkarzy z nadzieją, iż właśnie w Kraju Tulipanów odbędą oni bezcenne szkolenia. Syndrom ‘dobrego wujka z Ameryki’ jest coraz bardziej widoczny w wielu zespołach holenderskich. Wystarczy tylko przeanalizować składy paru drużyn (nawet tych z górnej półki) aby zobaczyć, kto skorzystał z tej interesującej oferty. Kiedyś taka sytuacja w takim klubie jak Ajax była po prostu nie do pomyślenia, gdyż drużyna sama w sobie dysponowała wielką kadrą utalentowanych wychowanków. Taka polityka może wydawać się normalna w takim klubie jak Twente, ale jeśli holenderscy potentaci również korzystają z takich opcji, to ciężko nie odnieść wrażenia, iż coś z tym szkoleniem młodzieży zatrzymało się w martwym punkcie.

Z drugiej strony nie można jednoznacznie stwierdzić, że praca z młodzieżą w Holandii to już tylko mit, bo tak nie jest. Dalej z tej ligi możemy zaobserwować całkiem spory wypływ obiecujących graczy. Sytuacja jednak nie jest już tak korzystna jak miało to miejsce parę lat temu. Wystarczy wziąć pod lupę ostatnie transfery Ajaksu: Albert Luque – osiem milionów euro, Dario Cvitanich – siedem milionów euro, Demy de Zeeuw – prawie osiem milionów euro czy Miralem Sulajemani 16,25 miliona euro! Wszystkie inwestycje (poza byłym graczem Kalmarów) okazały się dużym niewypałem. Ajax nie stawia już tak pewnie na młodzież jak miało to miejsce wcześniej. Co więcej większość klubów z NL podąża już tym tropem, zapominając o swojej największej broni.

Ciekawe zjawisko możemy zaobserwować w drużynie FC Groningen, którą przez siedem lat prowadzi nieprzerwanie Ron Jans. Zielono-Biali byli rewelacją poprzedniego sezonu w Eredivisie, dopiero w play-offach tracąc możliwość gry w europejskich pucharach.

Klub obrał sobie bardzo ciekawą politykę transferową posiłkując się głównie graczami ze Skandynawii i Ameryki Południowej. W zasadzie ciężej jest wymienić Holendra, który w ostatnim czasie zrobił w FCG karierę niż gracza, który na Euroborgu wyrobił sobie nazwisko. Ron Jans Wystarczy wymienić tylko takich zawodników jak: Marcus Berg, Luis Suarez, Bruno Silva czy Rasmus Lindgren. Charyzmatyczny szkoleniowiec jakim jest Jans nie bał się postawić na takich zawodników i ku zdziwieniu wielu osób stworzył w Groningen mocną ekipę, gotową zawalczyć z najlepszymi. Z jednej strony świadczy to bardzo dobrze, o talencie trenerskim Jansa, a z drugiej po raz kolejny pokazuje Holandię z innej perspektywy. Co ciekawe coraz częściej na zakupy do Euroborga wybiera się właśnie Ajax, który ma problemy we własnych szeregach z wylansowaniem nowych gwiazd.

3. Holandia na tle Europy

Największym wyznacznikiem formy danych zespołów są niewątpliwie zmagania w europejskich pucharach. Rok 2002 był ostatnim w którym holenderska drużyna wywalczyła znaczące trofeum (Feyenoord Rotterdam – Puchar UEFA). Do tego można dodać jeszcze późniejsze półfinały kolejno: Ligi Mistrzów – PSV Eindhoven i Pucharu UEFA – AZ Alkmaar. Są to niestety lata tak odległe, iż nie są one (zestawienie obejmuje pięć ostatnich sezonów) uwzględniane już przy punktacji w rankingu UEFA. Obecny rok ma odpowiedzieć na wiele pytań dotyczących aktualnej pozycji holenderskich klubów w Europie. Przy niezbyt satysfakcjonującym scenariuszu ojczyznę takich gwiazd futbolu jak: Johan Cruyff czy Marco van Basten czeka bolesny spadek w w/w zestawieniu, a co dokładnie za tym idzie – mniejsza ilość drużyn mogących uczestniczyć w prestiżowych zmaganiach na Starym Kontynencie.

Wielka Trójca już nie starszy tak jak kiedyś. Zespołom z Kraju Tulipanów zdarzały się przykre wpadki. W ostatnich latach ćwierćfinał Pucharu UEFA to był szczyt dla drużyn z Eredivisie. Może ciekawą odmianą byłoby wprowadzenie pewnej świeżości. Mimo iż szkoleniowcy w Holandii należą do najlepszych na świecie to jednak warto byłoby zobaczyć w Eredivisie myśl taktyczną np. włoskiego czy hiszpańskiego trenera.Feyenoord z Pucharem UEFA 2002 Efekt takiej współpracy mógłby wnieść wiele dobrego, co widać między innymi w poczynaniach FC Twente Enschede. Ekipa Stevea McClarena nie gra typowo holenderskiej/ofensywnej piłki. Anglik na Grolsch Veste odbudował swoje nazwisko, a zwycięstwa w Stambule nad Fenerbahce to w ostatnim czasie dla futbolu holenderskiego bardzo dobre rezultaty. Im więcej takich eksperymentów, tym więcej ciekawych wniosków można wyciągnąć, a chyba nikt mi nie powie, iż momentami w holenderskiej piłce przydałaby się taka włoska, wyrachowana szkoła.

4. Złotym środkiem BeNe Liga.

To bardzo drażliwy temat , który ma identyczną liczbę zwolenników jak i przeciwników. Mimo iż pomysł nie jest idealny, to pozwala liczyć na powrót dawnej świetności holenderskich klubów . Za tym kontrowersyjnym projektem przemawiają fakty: siły uzdrowienia ligi, a dokładniej potężny zastrzyk gotówki, który może być niezaprzeczalnym plusem owej fuzji. Obecnie rynek holenderski jest za mały i mało atrakcyjny, aby bogaci inwestorzy chcieli tu rozkręcić własne biznesy (czytaj: wspomóc finansowo pewne kluby). Połączenie obu lig może to zmienić, a układ geograficzny obu państw sprzyja takiemu rozwiązaniu. Obecnie pieniądze odgrywają gigantyczną rolę w futbolu, a gdy nie ma się możliwości aby to zmienić, to trzeba się do tego przyłączyć. Nie można ciągle żyć historią ( trzeba zapomnieć o Ajaksie z 1995 roku), gdyż brak nowych wyzwań i za częste powracanie do dawnych lata obrazuje teraźniejszość w biało czarnych barwach. Ajax jest cieniem zespołu sprzed lat, PSV balansuje na granicy przeciętności, licząc skrupulatnie każde wydane euro, a Feyenoord tonie w długach. Na pewno nie takiej wizji kibicie w Holandii spodziewali się po latach, dlatego projekt BeNe Ligi może okazać się bardzo korzystny.

Co do wad tego systemu to moim zdaniem będzie to stronniczość. Rozgrywki mogłyby podzielić się na dwa obozy – belgijski i holenderski, co zapewne nie sprzyjałoby dobrej atmosferze. Wiadomo również, iż nie każdego interesowałby np. mecz Standardu Liege z Twente Enschede. Niektórzy też boją się, iż Holandia straci na połączeniu z teoretycznie słabszą ligą belgijską i, że to bardziej okazja dla Jupiler Ligue niż Eredivisie. Hipotetycznie może tak być, ale mimo wszystko warto zaryzykować.

Podsumowując ciężko stwierdzić jednoznacznie czy to pewna recepta na sukces, jednak bez ryzyka nigdy tego się nie dowie dowiemy. Holandia słynie z kontrowersyjnych pomysłów (patrz faza playoff po sezonie), więc można dać też szansę temu projektowi. Jeśli kluby angielskie potrafiły zmonopolizować Ligę Mistrzów, to na pewno zespoły z Holandii stać na zmonopolizowanie własnego podwórka. Chociaż w takim stopniu, aby potencjalnych gwiazdorów na dłużej zatrzymać w drużynie.

Rinus_Michels.jpegCzasem mam wrażenie, że moja idea ‘Futbolu Totalnego’ została zdeformowana przez imitatorów. Żałuję, że go stworzyłem tak jak ludzie nauki żałują, że rozszczepili atom. Ci ludzie wzięli z tej idei to czego potrzebowali – pressing i zapomnieli, że na boisku bramki są dwie. Skupili całą swoją uwagę na obronie, okopali się szczelnie i nie chcą wystawiać nosa na połowę przeciwnika, bo jest to niebezpieczne. Taki futbol jest nie do oglądania, chociaż daje pożądane rezultaty.

Podsumowanie:

Mimo tego spadku formy jaki ostatnio zanotowała Eredivisie to jednak dalej wspaniała liga. Właśnie w tym kraju futbol ofensywny nabrał nowej jakości. To stąd wywodzi się piękno gry, krytyka systemów propagujących defensywę, wstręt do wymuszania rzutów karnych, podań do bramkarza, gry na czas czy innych nowoczesnych myśli taktycznych ubóstwianych przez dzisiejszych szkoleniowców . Liga holenderska nie musi się reklamować, bo historia mówi sama za siebie. Talenty nie tworzą/nie szlifują się samoistnie. Holandia posiada całą bazę fachowców, szkoleniowców, którzy niejednokrotnie odegrali też wielkie rolę pracując w innych europejskich potentatach. Holendrzy dali światu nową wizję gry i głownie z tego powodu szkoda byłoby aby ta liga nie przetrwała próby czasu.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/08/eredivisie-pod-lupa/feed/
Keisuke Honda – nowy gwiazdor Eredivisie http://soccerlog.net/2009/08/19/honda-show-nowy-gwiazdor-eredivisie/ http://soccerlog.net/2009/08/19/honda-show-nowy-gwiazdor-eredivisie/#comments Wed, 19 Aug 2009 16:48:48 +0000 miki http://soccerlog.net/2009/08/19/honda-show-nowy-gwiazdor-eredivisie/ Honda Show - nowy gwiazdor Eredivisie W kraju Kwitnącej Wiśni przeciętny obywatel słysząc nazwiska: Hidetoshi Nakata ,Shunsuke Nakamura czy Shinji Ono reagował z wielkim entuzjazmem. Nie od dziś wiadomo, iż Japończycy w specyficzny sposób ubóstwiają swoich piłkarskich idoli, a że nie mają ich zbyt wielu, to medialność danego zawodnika czasami sięga zenitu. Obecnie tą sytuację poprawić może jeden gracz, który swoje pierwsze, potężne kroki ku wymarzonej karierze stawia na boiskach holenderskiej Eredivisie. Mowa oczywiście o Keisuce Hondzie, który jak na razie w mało znanym VVV Venlo wyrabia sobie markę w Kraju Tulipanów. Czy zatem w Japonii narodził się nowy ''cesarz''? Cesarz futbolu, który ma szansę zdetronizować w/w trójkę? Jak na razie wszystko wskazuje na to, że tak, dlatego warto się przyjrzeć bliżej sylwetce błyskotliwego pomocnika, który być może już niedługo otworzy nowy rozdział w swojej karierze przenosząc się do jednego z europejskich potentatów.
»Czytaj dalej

Tagi: Eredivisie,

]]>
Honda Show - nowy gwiazdor Eredivisie
W kraju Kwitnącej Wiśni przeciętny obywatel słysząc nazwiska: Hidetoshi Nakata ,Shunsuke Nakamura czy Shinji Ono reagował z wielkim entuzjazmem. Nie od dziś wiadomo, iż Japończycy w specyficzny sposób ubóstwiają swoich piłkarskich idoli, a że nie mają ich zbyt wielu, to medialność danego zawodnika czasami sięga zenitu. Obecnie tą sytuację poprawić może jeden gracz, który swoje pierwsze, potężne kroki ku wymarzonej karierze stawia na boiskach holenderskiej Eredivisie. Mowa oczywiście o Keisuce Hondzie, który jak na razie w mało znanym VVV Venlo wyrabia sobie markę w Kraju Tulipanów. Czy zatem w Japonii narodził się nowy ”cesarz”? Cesarz futbolu, który ma szansę zdetronizować w/w trójkę? Jak na razie wszystko wskazuje na to, że tak, dlatego warto się przyjrzeć bliżej sylwetce błyskotliwego pomocnika, który być może już niedługo otworzy nowy rozdział w swojej karierze przenosząc się do jednego z europejskich potentatów.

Do niedawna na hasło Honda przeciętny Japończyk odparł by – producent znanych na całym świecie samochodów. Obecnie być może Keisuke dorówna popularności jego motoryzacyjnemu rodakowi – Soichiro. Zacznijmy jednak od początku.

Honda urodził się w 1986 roku w Osace, a jako młodzieniec swoje pierwsze kroki stawiał regionalnym klubie – FC Setsu. Później nadszedł czas na doskonalenie swoich szlifów w młodzieżowej drużynie, jednego z najpopularniejszych klubów w Japonii – Gambie Osace. Dla młodego Hondy nie był to jednak najlepszy okres, gdyż tamtejsi trenerzy nie poznali się na talencie młodego Japończyka i nie przesunęli go do pierwszego zespołu. Jako, że pomocnik należał do graczy bardzo ambitnych, świadomych swojego talentu postanowił przejść do szkolnej drużyny Seiryo. Jak się później okazało ta decyzja okazała się swoistym strzałem w dziesiątkę, gdyż po młodego zawodnika w 2004 roku zgłosił się klub – Nagoya Grampus Eight. Sportowy awans nie uderzył jednak Japończykowi do głowy, który nie rzucił szkoły i jako student występował w ekipie z Japanese Leauge. Rok później stał się już podstawowym graczem drużyny, a przez trzy lata gry zaliczył 90 występów zdobywając 11 bramek. To nie był jeszcze szczyt możliwości utalentowanego Hondy, o czym dobrze wiedzieli przedstawiciele VVV Venlo. Skauting w Holandii należy do jednych z najlepszych na świecie i również tym razem panowie z ”The Good Old” nie popełnili błędu angażując młodego pomocnika do swojego zespołu.

Honda z VVV podpisał dwu i pół letni kontrakt. Aklimatyzacja Japończyka przebiegła nadzwyczaj dobrze. Honda nie miał problemów z przystosowaniem się do nowych warunków, stylu gry, a jego ofensywne walory tylko potęgowały jego przydatność dla drużyny. Jak wiadomo w Holandii powszechnie gra się futbol totalny (przynajmniej w lidze), co było dla pomocnika doskonałą wiadomością. Co więcej reprezentant kraju Kwitnącej Wiśni to bardzo wszechstronny zawodnik. Potrafi zagrać na każdej pozycji: w pomocy, w ataku, a nawet jako lewy obrońca. Te walory od razu dojrzał trener Venlo – Jan van Dijk konsekwentnie stawiając na Japończyka. Efekt był taki, iż Keisuke błyskawicznie stał się kluczowym zawodnikiem zespołu. Japończyk był bardzo: ambitny, przebojowy, posiadał potężne uderzenie, nie stronił od niekonwencjonalnych podań, a na dodatek wspaniale egzekwował stałe fragmenty gry. Po dwóch sezonach legitymował się dorobkiem 52 spotkań i 22 goli. Został również wybrany najlepszym zawodnikiem Eerste Divisie, a o jego usługi powoli dopytywała się holenderska Wielka Trójca. Kiedy Hai Berden (prezes Venlo) ustalił cenę – dziesięć milionów euro, potencjalni nabywcy parsknęli śmiechem. Dziś już nikt nawet szyderczo się nie uśmiechnie, gdyż Honda kontynuuje swoją piłkarską przygodę w Holandii na najwyższym szczeblu rozgrywek i jak tak dalej pójdzie cena dziesięciu milionów euro dla zainteresowanych klubów może być tylko pobożnym życzeniem…

W Eredivisie rozegrano dopiero trzy kolejki i w każdej byliśmy świadkiem ”Honda Show”. W meczu inaugurującym skazane na pożarcie Venlo wybrało się do Eindhoven, gdzie na Philips Stadion miało być tylko tłem dla zawsze wysoko aspirujących Boeren. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Honda całkowicie przyćmił swoją grą gwiazdora Eredivisie – Ibrahima Afellaya. Japończyk zakończył mecz z bilansem gola i asysty, a o jego grze wypowiadano się w samych superlatywach. W następnej kolejce w potyczce z Bocianami 23-latek znów dał znać o sobie. Tym razem dwukrotnie trafił do siatki i uratował VVV remis. W niedzielę na trudnym terenie w Utrechcie pomocnik nie spuszczał z tonu. Zaliczył genialną asystę i przepięknego gola (niesygnalizowany strzał z okolicy 35 metrów), po raz kolejny ratując ”The Good Old” cenne punkty. Tym razem jednak poczynania Hondy z wysokości trybun Galenwaard oglądali przedstawiciele Liverpoolu…

W Japonii już oszaleli na punkcie Hondy. Wystarczy tylko prześledzić serwis Youtube i przejrzeć materiały dotyczące piłkarza Venlo. Sam zawodnik nie daje się ponieść emocjom i na chłodno podchodzi do szumu jaki ogarnął jego osobę – ”Jestem szczęśliwy z mojej obecnej dyspozycji. Wiem, że oglądali mnie skauci Liverpoolu, ale nie jestem jeszcze gotowy na przenosiny do Premiership. W Holandii wiele się nauczyłem, a ludzie którzy mnie otaczają są bardzo przyjaźni, dlatego nie myślę o opuszczaniu tego kraju”. Reprezentant Japonii dał tym samym zielone światło dla Ajaksu i PSV, którzy są zainteresowani pozyskaniem 23-latka.

Postawa Hondy wcale mnie nie dziwi. Przechodząc do Premiership na pewno zyskałby wiele ze sportowego punktu widzenia. Sam zawodnik jest jednak świadomy, iż opuszczając tak szybko Holandię (a raczej Eredivisie) może również wiele stracić. Ciężko powiedzieć czy w barwach ”The Reed” zaskarbił by sobie zaufanie Rafy Beniteza. Pomocnik bardziej widziałby siebie w Ajaksie, który pod wodzą Martina Jola prezentuję bardzo ciekawy futbol. Ismail Aissati (jako typowa ”10”) jak na razie nie spełnia pokładanych w nim nadziei, a pozyskanie Hondy mogłoby być bardzo ciekawą alternatywą. Razem z Luisem Suarezem, który obecnie również prezentuje bardzo wysokie umiejętności mogłaby powrócić dawna, ofensywna świetność tego klubu. Wszystko jednak w rękach Joden, którzy jak na razie nie kwapią się wydać dziesięciu milionów euro. Oby tylko nie żałowali (jak miało to miejsce w przypadku Danijela Pranjicia)…

Warto zatem śledzić poczynania tego zawodnika. Zapewne już na dniach poznamy parę odpowiedzi dotyczących jego przyszłości. Okienko transferów wchodzi w decydującą fazę i bój o tego piłkarza może jeszcze nabrać rumieńców. Pytanie tylko, kto wyłoży pierwszy na stół dziesięć milionów euro. Jak na moje oko warto, a nawet powiem więcej. Mimo, iż w Holandii za nami dopiero trzy kolejki to ten piłkarz udowodnił, iż przewyższa umiejętnościami ogólny poziom Eredivisie. Jeśli Ajax lub PSV nie zajrzą głębiej do kasy klubowej i zaprzepaszczą szansę, to w niedalekiej przyszłości zapewne będą pluć sobie w brodę. Co więcej Japończyk nie ma zamiaru dłużej dusić się w Venlo i stanowić jednoosobowej armii. Zatem okazja jest ogromna, ciekawe tylko czy holenderscy potentaci staną na wysokości zadania. Wcale nie jestem przeciwny spontanicznym transferom do lepszych lig, ale w tym wypadku jeszcze dwuletnie przetarcie zawodnika w Eredivisie może mieć ogromny wpływ na jego karierę. Po takiej przeprawie zawsze może odejść w glorii sławy dobitnie pokazując, iż nadmierny szał Japończyków na jego punkcie to nie tylko bezsensowna napinka.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/19/honda-show-nowy-gwiazdor-eredivisie/feed/
Zmiany trenerskie w czołowych klubach Eredivisie http://soccerlog.net/2009/08/08/zmiany-trenerskie-w-czolowych-klubach-eredivisie/ http://soccerlog.net/2009/08/08/zmiany-trenerskie-w-czolowych-klubach-eredivisie/#comments Sat, 08 Aug 2009 11:15:40 +0000 lukas http://soccerlog.net/2009/08/08/zmiany-trenerskie-w-czolowych-klubach-eredivisie/ Zmiany trenerskie w czołowych klubach Eredivisie Drużyny AZ Alkmaar, Ajaxu, PSV i Feyenoordu Rotterdam zakończyły sezon 2008/09 Eredivisie z różnym efektem. Co ich łączy? W każdym z tych klubów dokonano roszad na stanowisku trenerskim. Podyktowane były zmianą miejsca pracy obecnego szkoleniowca lub niezadowalającymi wynikami zespołu.
»Czytaj dalej

Tagi: Ajax Amsterdam, Az Alkmaar, Eredivisie, Feyenord Rotterdam, Fred Rutten, Mario Been, Martin Jol, PSV Eindhoven, Ronald Koeman,

]]>
Zmiany trenerskie w czołowych klubach Eredivisie
Drużyny AZ Alkmaar, Ajaxu, PSV i Feyenoordu Rotterdam zakończyły sezon 2008/09 Eredivisie z różnym efektem. Co ich łączy? W każdym z tych klubów dokonano roszad na stanowisku trenerskim. Podyktowane były zmianą miejsca pracy obecnego szkoleniowca lub niezadowalającymi wynikami zespołu.

Zacznijmy od mistrza kraju, a więc AZ Alkmaar. Louisa Van Gaala, który skorzystał z propozycji Bayernu, zastąpił Holender Ronald Koeman. Obecnie 46 – letni trener w przeszłości był znakomitym obrońcą, który zapisał się na stałe w kartach światowego futbolu jako najbardziej bramkostrzelny defensywny gracz globu. Koeman zaczął karierę w 1980 roku w FC Groningen. Debiutował w Eredivisie w sezonie 1979/80 w meczu przeciwko Feyenoordowi. Po 3 latach gry w Groningen został wybrany najlepszym graczem Holandii i
podpisał kontrakt z Ajaxem Amsterdam. W tym sezonie również zadebiutował w reprezentacji Oranje, w której barwach zagrał 78 razy i strzelił 14 bramek. W 1986 roku został piłkarzem najgroźniejszego rywala Ajaxu – PSV Eindhoven. Na stadionie Philipsa również spędził 3 sezony i przeniósł się do Barcelony. Właśnie z tymi dwoma klubami osiągnął największe piłkarskie sukcesy. M.in. z każdym z tych klubów sięgnął po Puchar Mistrzów. Karierę zakończył po dwuletniej przygodzie z Feyenoordem Rotterdam.

Jako trener pierwsze kroki stawiał u boku Guusa Hiddinka na Mistrzostwach Świata we Francji w 1998. Po mistrzostwach został asystentem w FC Barcelonie. W styczniu 2000 objął już jako pierwszy trener Vitesse Arnhem i zdołał się z tym klubem zakwalifikować do rozgrywek Pucharu UEFA. W grudniu 2001 został trenerem Ajaksu Amsterdam. Jednak po słabych występach Ajaksu zarówno w lidze holenderskiej jak i Pucharze UEFA w lutym 2005 roku zrezygnował. Od lata 2005 był trenerem portugalskiego zespołu SL Benfica. Od
2006 do 2007 pracował w PSV Eindhoven. Od 2 listopada 2007 został opiekunem Valencii. 21 kwietnia 2008 został zwolniony z tej funkcji po przegranym 1:5 meczu z Athleticiem Bilbao.

Jak widać trenerem jest dużo gorszym niż piłkarzem. Można powiedzieć, że wręcz fatalnym. Próbował z sześcioma klubami i tylko w Holandii udało mu się sięgnąć po mistrzostwo. Jednak te sukcesy nie wynikały z jego dobrych umiejętności trenerskich, tylko ze słabej konkurencji w lidze i obecności w klubach, w któryc trenowali najlepsi piłkarze w Eredivisie . Według mnie Koeman to nie jest właściwy człowiek na tym stanowisku. Przed nim bardzo trudne zadanie – obronienie mistrzostwa kraju, a także poprowadzenie zespołu w Champions League. Sądzę, że sobie nie poradzi i nic, tylko czekać, kiedy zostanie zwolniony. Jedyna zagadka brzmi, kiedy to nastąpi i czy dotrwa do końca rozgrywek. Pierwsze trofeum z nowym klubem już zdobył. Poprowadził AZ do zwycięstwa w Superpucharze Holandii. Miłe złego początki…

Drużynę 21 – krotnego mistrza Holandii, czyli PSV, objął Holender Fred Rutten. Zastąpił on na tym stanowisku Huuba Stevensa, który odszedł do austriackiego Red Bull Salzburg. W poprzednim sezonie nie powiodło się Ruttenowi w niemieckim Schalke O4. W Eindhoven wcześniej już szkolił drużyny młodzieżowe, dlatego cieszy się dobrą marką. Jeżeli sprawi, że PSV odzyska tytuły i pokaże coś więcej w Europie będzie to duża zasługa jego starszego, bardziej utytułowanego i w ogóle najlepszego holenderskiego trenera Guusa
Hiddinka, u którego boku (podobnie jak Koeman) uczył się zawodu trenera.

Także Ajax ma nowego coacha. W Amsterdamie, również jak w poprzednich dwóch przypadkach, zatrudniono Holendra. A mianowicie Martina Jola. To były obrońca i pomocnik z równie bogatą przeszłością co Koeman. Urodził się 16 stycznia 1956 roku w Hadze. Karierę rozpoczynał w miejscowym ADO Den Haag. Potem grał w Bayernie Monachium, Twente Enschede (z którym triumfował w Eredivisie), West Bromwich Albion, Coventry City (grając w tym klubie zdobył wyróżnienie piłkarza roku w Holandii w 1985) i ponownie w zespole z Hagi, gdzie postanowił zawiesić buty na kołku. W reprezentacji zagrał tylko trzy razy.

Dużo bardziej jednak bogatsza jest jego kariera trenerska, którą zaczął w ADO Den Haag. Przez 5 lat szkolił tamtejszy zespół amatorów. Trenował też SVV Scheveningen, z którym wygrał amatorską ligę. Jego pierwszym profesjonalnym klubem była Roda Kerkrade. Zdobył z nią Puchar Holandii. Później szkolił RKC Waalwijk. Po przygodzie z Holandią postanowił przenieść się na Wyspy Brytyjskie, gdyż zaakceptował ofertę Franka Arnesena -
dyrektora sportowego angielskiego Tottenham Hotspur F.C. i został asystentem Jacques’a Santiniego. Już wkrótce, bo 8 listopada francuski trener został zwolniony, a jego miejsce na ławce zajął właśnie Jol. Do stolicy Holandii zawędrował z niemieckiego HSV Hamburg, z którym dotarł do półfinału Pucharu UEFA.

Zdecydowanie to najlepszy trener, jaki zawitał do Holandii przed sezonem 2009/2010. Koeman i reszta tak naprawdę nie dorastają mu do pięt w swoim fachu. Wszędzie, gdzie miał możliwość pracować sprawdzał się i wszyscy byli z niego zadowoleni. Kwestią czasu jest teraz odrodzenie Ajaxu na krajowej jak i europejskiej arenie.

W czwartym najbardziej popularnym klubie holenderskim, czyli Feyenoordzie Gertjana Verbeeka w trakcie sezonu zastąpił Leon Vlemmings. Teraz trenerem drużyny z De Kuip został Mario Been, który przez poprzednie 3 sezony prowadził NEC Nijmegen. Nie powinien mieć on kłopotów z aklimatyzacją, gdyż właśnie w Rotterdamie się urodził i zaczynał piłkarską karierę. Prowadzone prze niego NEC radziło sobie w lidze bardzo dobrze, ale nie oszukujmy się – Feyenoord nie jest obecnie w stanie walczyć o najwyższe cele, nawet z
obecnym trenerem.

Trzej ostatni szkoleniowcy: Rutten, Jol i Been stoją przed bardzo trudnym zadaniem przywrócenia świetności klubom, które w ostatnim sezonie zwyczajnie zawiodły. Co prawda PSV i Ajax były w czołówce Eredivisie, ale Feyenoord można powiedzieć, że się skompromitował. Grał fatalnie i tracił punkty ze słabeuszami. Jak zespoły zostały przygotowane do nowego sezonu przez nowych trenerów dowiemy się już wkrótce, po kilku pierwszych meczach nowego sezonu Eredivisie. Wtedy będzie czas na pierwsze oceny.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/08/zmiany-trenerskie-w-czolowych-klubach-eredivisie/feed/