Soccerlog.net » Real Madryt http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Piękny gest w El Clasico! http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/ http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/#comments Sun, 11 Apr 2010 18:30:55 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/ Piękny gest w El Clasico! Konfrontacje Realu Madryt i FC Barcelony są dla Hiszpanów najważniejszymi spotkaniami Primera Division w ciągu całego sezonu. Są to mecze, na które czeka cała piłkarska Europa, które wzbudzają niezwykle wielkie emocje długo przed każdym ligowym starciem. Wczoraj obie jedenastki spotkały się 160. raz w historii, a konfrontacja obu ekip traktowana była jako mecz, który mógł rozstrzygnąć losy tytułu mistrzowskiego.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Real Madryt,

]]>
Piękny gest w El Clasico!
Konfrontacje Realu Madryt i FC Barcelony są dla Hiszpanów najważniejszymi spotkaniami Primera Division w ciągu całego sezonu. Są to mecze, na które czeka cała piłkarska Europa, które wzbudzają niezwykle wielkie emocje długo przed każdym ligowym starciem. Wczoraj obie jedenastki spotkały się 160. raz w historii, a konfrontacja obu ekip traktowana była jako mecz, który mógł rozstrzygnąć losy tytułu mistrzowskiego.

Dla polskich kibiców piłkarskich spotkanie to, do sobotniego poranka, miało charakter czysto piłkarski. Podobnie jak w pozostałych krajach Europy fani z napięciem oczekiwali pierwszego gwizdka sędziego tej jakże ważnej dla Primera Division rywalizacji. Obie jedenastki podchodziły do El Clasico z taką samą ilością punktów, dzielił ich tylko stosunek strzelonych i straconych bramek. Kibice w Polsce, Hiszpanii i całej Europie lub nawet świecie czekali na wielki pojedynek.

W sobotę rano nasze państwo doświadczyło ogromnej tragedii. Żałoba zapanowała w kraju nad Wisłą, a katastrofa, która wydarzyła się w Smoleńsku odbiła się głęboki echem na całym świecie, również w Hiszpanii.
W ciągu dnia podano informację, że spotkanie Gran Derbi Europa poprzedzone zostanie minutą ciszy z powodu tragedii jakiej doświadczyli Polacy. Hiszpanie w obliczu tak wielkiej katastrofy uczynili gest w stronę naszej ojczyzny. Pomimo informacji we wszystkich telewizjach na całym świecie, ludzie, kibice wszelkich zakątków globu, którzy oglądali ten mecz zatrzymali się na chwilę, wyciszyli i złączyli się razem z nami Polakami.

Co ciekawe hiszpańskie media poinformowały, że prezydent Lech Kaczyński zapowiadał, iż stawi się podczas sobotniego hitu, aby na żywo obejrzeć ten fascynujący spektakl. Dwie doby wcześniej jednak odwołał możliwy przyjazd, gdyż musiał stawić się w Katyniu…

Przed pierwszy gwizdkiem sędziego obie jedenastki Realu i Barcelony stanęły na środku boiska i oddały hołd zmarłym w katastrofie pod Smoleńskiem. Na trybunach zapanowała cisza. Piłkarze ze stolicy Hiszpanii założyli czarne opaski na znak jedności z naszymi rodakami. Chwila zadumy, a potem oklaski na Santiago Bernabeu… Był to moment, jakże krótki, ale niezwykle istotny i piękny dla nas, kibiców z Polski.

Zawodnikiem Realu Madryt jest bramkarz Jerzy Dudek. Niewielu kibiców wie, że w obliczu sobotniej tragedii to Polak poprosił władze Królewskich o minutę ciszy przed tak ważną konfrontacją w El Clasico. W rozmowie z Moniką Olejnik w tvn24 były goalkiper Liverpoolu podkreślił, że nikt z zarządu Bloncos nie robił problemu. Prezes Florentino Perez wraz ze swoimi pracownikami okazał wsparcie polskiemu bramkarzowi.

Gwiazdy światowego futbolu, którym na co dzień kibicujemy, obserwujemy przez chwilę zatrzymali się i oddali hołd nam pogrążonym w żałobie Polakom. Kiedy zobaczyłem ten moment bardzo się wzruszyłem, a spotkanie skończyło się dla mnie już po zakończeniu minuty ciszy. Byłem pod wrażeniem zachowania się ludzi, których tak naprawdę ta tragedia nie dotyczy, którzy pragnęli złączyć się razem w bólu z tymi, którzy w naszym kraju go przeżywają. Czasami bywa tak, że mecz poprzedzony jest minutą ciszy. Tym razem ten symbol wyciszenia był na tyle ważny dla nas polskich fanów futbolu, że dotyczył naszej ojczyzny, tragedii która doświadczyła ludzi z nad Wisły.

Należy wyrazić pełen szacunek dla kibiców, piłkarzy, zarządów klubów i hiszpańskiego świata piłkarskiego. Ten mały gest był niezwykle ważny dla Polaków. Gest, za który dziękujemy. Tragedie łączą, co pokazuje ten przypadek.

O spotkaniu Gran Derbi Europa napiszę tylko tyle, że FC Barcelona zwyciężyła wynikiem 2:0 po bramkach Messiego i Pedro.

[*] Pokój duszom, które poległy w tragedii pod Smoleńskiem…

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU. ZAPRASZAM!

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/feed/
Następca Pelego?? http://soccerlog.net/2010/03/09/nastepca-pelego/ http://soccerlog.net/2010/03/09/nastepca-pelego/#comments Tue, 09 Mar 2010 20:03:49 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2010/03/09/nastepca-pelego/ Następca Pelego?? Gdy przechodził w 2005 roku do Realu Madryt media nazwały go następcą samego króla futbolu – Brazylijczyka Pele. Jego przygoda z Królewskimi zakończyła się jednak dość szybko. Dziś jest tam skąd przyjechał przed pięcioma sezonami do Europy – Santos przywitał go z otwartymi rękami, Europa pożegnała nie roniąc choćby łzy po odejściu zdolnego Brazylijczyka.
»Czytaj dalej

Tagi: Brazylia, Manchester City, Pele, Real Madryt, Robinho, Santos FC,

]]>
Następca Pelego??
Gdy przechodził w 2005 roku do Realu Madryt media nazwały go następcą samego króla futbolu – Brazylijczyka Pele. Jego przygoda z Królewskimi zakończyła się jednak dość szybko. Dziś jest tam skąd przyjechał przed pięcioma sezonami do Europy – Santos przywitał go z otwartymi rękami, Europa pożegnała nie roniąc choćby łzy po odejściu zdolnego Brazylijczyka.

Robson de Souza czyli tzw. Robinho zatoczył koło w swojej piłkarskiej karierze. Przez Królewski Real, obrzydliwie bogaty Manchester City powrócił do ukochanego Santosu. Przechodząc do Madrytu w 2005 roku nikt nie żałował wydanych na Brazylijczyka 30 milionów euro mając w pamięci genialne występy Robinho z ligi brazylijskiej czy Copa Libertadores. Nikt nie wiedział jednak, że niedługo suma, za którą został zakupiony, okaże się niewspółmierna do korzyści jakie dawał zespołowi Robinho w meczach Los Blancos. Miał być gwiazdą, ozdobą meczów Królewskich, lecz pomimo ogromnego talentu piłkarskiego zapamiętany został w stolicy Hiszpanii jako rządny pieniędzy, kojarzony z hulaszczego trybu życia zadufany w sobie piłkarz.

Robinho spędził w Realu trzy lata, w trakcie których założył białą koszulkę w 101 meczach, w których strzelił 32 gole. Nie jest to jednak zawrotna liczba bramek biorąc pod uwagę talent Brazylijczyka i otoczkę wytworzoną przez media podczas transferu z Santosu na Santiago Bernabeu. Po przybyciu do Europy Robinho był cieniem piłkarza, który plątał nogi obrońcom w lidze Canarinhos. Faktem jest, że po niezbyt udanych sezonach ‘następcy Pelego’, Real nie chciał zatrzymać w swoich szeregach niesfornego piłkarza, którego głównym celem były zabawy po treningach do późnych godzin nocnych. Pomimo tego, że Bern Schuster powtarzał – „Robinho jest kluczowym piłkarzem jego zespołu”, Brazylijczyk pożegnał się z Królewskimi.
Co osiągnął w tym klubie? Dwukrotnie Mistrzostwo Hiszpanii i Superpuchar Hiszpanii. Jak na geniusza futbolowego, który miał poprowadzić Królewskich do wielkich sukcesów są to nikłe osiągnięcia, nie odbierając gigantycznego prestiżu lidze hiszpańskiej, biorąc pod uwagę rozgrywki kontynentalne, Real nie zaliczył tych sezonów do najlepszych w swoim wykonaniu.

Odchodząc z Hiszpanii Robinho cieszył się wielkim prestiżem wśród piłkarskich gigantów w Europie, a klubami które najbardziej walczyły o pozyskanie Brazylijczyka były Manchester City i Chelsea Londyn. Pomimo tego, że skrzydłowy reprezentacji Canarinhos negocjował kontrakt z Londyńczykami wybrał korzystniejszą pod względem finansowym ofertę ‘Niebeiskich”. Trudno mówić o dobrym początku w nowym klubie, gdy ktoś od razu zalicza falstart mówiąc na konferencji prasowej, że cieszy się, że zagra… w Chelsea. W oczach kibiców Manchesteru City Brazylijczyk stracił bardzo wiele już na początku przygody w nowym otoczeniu. Zdawali sobie sprawę, że Robinho zagram tam, gdzie więcej zapłacą.

Niezwykle istotnym faktem jest to, że przechodząc z Realu Madryt do Manchesteru City właściciele ‘Niebieskich’ zapłacili za niego 32,5 miliona funtów! Jest to niewątpliwy rekord Premiership. Do momentu wypożyczenia Robinho do Santosu Brazylijczyk rozegrał 41 spotkań w barwach zespołu Premiership strzelając zaledwie 14 bramek. Według wielu ekspertów, jak również zwykłych kibiców teza o fenomenalny niegdyś zawodniku brzmiała podobnie – Robinho nie sprawdził się w lidze angielskiej.
Premier League to liga, w której zawodnik musi walczyć od początku do końca, gdzie nie ma miejsca na przestoje, czy chwilę wytchnienia. Pomimo swojego sprytu, i po raz kolejny podkreślę wielkiego talentu, nie pasował do ligi, gdzie istotną rolę odgrywa siła i walka do ostatniej minuty. To była dla niego zbyt trudna liga.
Punktem kulminacyjnym dla Robinho w Anglii był mecz z Evertonem. Roberto Mancini wpuścił Brazylijczyka na boisko z ławki rezerwowych, lecz forma piłkarza Canarinhos była tak niska, że trener wykonał zmianę powrotną. Upokorzony zawodnik postanowił skorzystać z propozycji ponownej gry w Brazylii i powrócić do ukochanego Santosu.

Robinho to typ piłkarza, który przekonany jest o swojej wielkości. Nieskromny i pewny siebie Brazylijczyk przechodząc do Manchesteru City podkreślał, ze będzie walczył z Cristiano Ronaldo o miano najlepszego piłkarza świata. Skończyło się jednak na pustych słowach, nie znajdujących urzeczywistnienia w czynach zawodnika na murawie boiska.

Powrót do Santosu pilotażowa Pele, który zapewnił kibiców, że przeprowadzka Robinho do ich klubu to świetny krok w przód. Biorąc pod uwagę karierę Robinho jest to dla niego jednak milowy krok w tył. Pamiętajmy jednak, że czasem trzeba zrobić jeden krok w tył, aby później zrobić dwa do przodu. Trudno mi jednak w to uwierzyć w przypadku niesfornego Canarinhos. Po wypożyczeniu do ligi brazylijskiej Robinho podkreślał, że chce odbudować formę na Mistrzostwa Świata w RPA, czy tak się stanie? Poczekajmy do czerwca.

Robinho jest jednym z tych piłkarzy, którzy dostali dar od Boga w postaci genialnego talentu piłkarskiego. Kwestią sporną jest jednak to, w jaki sposób potrafił go wykorzystać. Pamiętajmy jednak, że nasza gwiazda dzisiejszego artykułu ma dopiero 26 lat i sporo czasu, aby osiągnąć wiele w piłce nożnej. Każdy zasługuje na drugą szansę, ale czy Brazylijczyk ją dostanie? Czy wróci, a może dopiero wejdzie na piedestał futbolu? Wracając jednak do tytułu dzisiejszego felietonu na tę chwilę mogę stwierdzić, że „Robinho następcą króla futbolu Pelego” to bzdura.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/03/09/nastepca-pelego/feed/
Podtrzymają tradycję? http://soccerlog.net/2010/02/17/podtrzymaja-tradycje/ http://soccerlog.net/2010/02/17/podtrzymaja-tradycje/#comments Wed, 17 Feb 2010 19:20:54 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2010/02/17/podtrzymaja-tradycje/ Podtrzymają tradycję? Juventus Turyn, Arsenal Londyn, Bayern Monachium, AS Roma i FC Liverpool – są to kluby, które przez ostatnie pięć sezonów eliminowały „Królewskich” w Champions League. We wczorajszym meczu Ligi Mistrzów Real Madryt poległ na Stade Girland z Olympique Lyon 0:1. Czy na Los Blancos ciąży fatum 1/8 Champions League? Czy piłkarze Claude Puela dołączą do grona drużyn, które zakończą po raz kolejny marzenia kibiców Realu Madryt o końcowym sukcesie w największy turnieju drużyn klubowych Europy?
»Czytaj dalej

Tagi: Liga Mistrzów, Olympiquq Lyon, Real Madryt,

]]>
Podtrzymają tradycję?
Juventus Turyn, Arsenal Londyn, Bayern Monachium, AS Roma i FC Liverpool – są to kluby, które przez ostatnie pięć sezonów eliminowały „Królewskich” w Champions League. We wczorajszym meczu Ligi Mistrzów Real Madryt poległ na Stade Girland z Olympique Lyon 0:1. Czy na Los Blancos ciąży fatum 1/8 Champions League? Czy piłkarze Claude Puela dołączą do grona drużyn, które zakończą po raz kolejny marzenia kibiców Realu Madryt o końcowym sukcesie w największy turnieju drużyn klubowych Europy?

Za nami pierwsze dwa mecze 1/8 Champions League sezonu 2009/2010. Znaczącym faktem jest to, że spotkania europejskich gigantów podzielone zostały na cztery różne terminy. Także zmagania o tytuł drużyny number one rozpoczęły mecze Manchesteru United z włoskim Milanem oraz Olympique Lyon, który podejmował na własnym boisku galaktycznych z Madrytu. Pierwsze ze wczorajszych spotkań zakończyło się wynikiem 3:2 dla piłkarzy z Old Trafford. W drugim meczu, rozgrywanym w tym samym czasie Lyon wygrał skromnie 1:0 z zawodnikami Pellegriniego. Jeśli wynik spotkania włosko-angielskiego może nie budzić większych kontrowersji, to należy zwrócić uwagę na potknięcie Realu Madryt – drużyny, która jest przez wielu typowana na tegorocznego zwycięzcę Ligi Mistrzów, z francuskim Lyonem.

Faktem jest, że przez ostatnie pięć sezonów „Królewscy nie potrafią uporać się z teamem, z którym mierzą się w 1/8 Champions League. Ostatnim zespołem, który pokonali był niemiecki Bayern Monachium w sezonie 2003/2004. Przez ostatnie lata mówi się o fatum, jakie ciąży nad Realem w europejskich pucharach.
Warto zauważyć, że w czasie niepowodzeń na arenie międzynarodowej w ostatnich latach Los Blanco zdobyli dwukrotnie Mistrzostwo Hiszpanii (2006/2007, 2007/2008) i Superpuchar Hiszpanii (2008). Pomimo tego, że jak na razie rozegrano tylko pierwsze spotkanie tegorocznej Ligi Mistrzów pomiędzy Realem a ekipa francuską, to możemy stwierdzić, że podopieczni Claude Puela uskrzydleni zwycięstwem na własnym stadionie będą usilnie starać się awansować do kolejnej fazy elitarnego turnieju.

Jak wyglądać może rewanż pomiędzy tymi zespołami Madryckich z OM? Niemal pewnym jest, że Real zaatakuje od samego początku. Wczorajsze potknięcie Galaktycznych odbiło się głębokim echem w piłkarskim świecie, a przypuszczalna porażka czy remis w rewanżu na Santiago Bernabeu, a co za tym idzie odpadnięcie z Champions League, może skutkować zwolnieniem Manuela Pellegriniego ze stanowiska trenera Królewskich, gigantyczną krytyką piłkarzy i największych gwiazd Realu.

Kibice z niecierpliwością czekają na sukcesy swoich pupili na europejskiej scenie piłkarskiej. Ogromne nakłady pieniężne na transfery Florentino Pereza miały zagwarantować i spełnić marzenia fanatyków Królewskich o powrocie do piłkarskiej chwały i laurów. Pomimo drugiego miejsca w Premiera Division i ciągłej szansy na awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów istnieje niesmak, gdyż nie tak kibice wyobrażali sobie sezon ‘nowych galaktycznych’. Naszpikowany gwiazdami w każdej formacji Real Madryt miał zwyciężać w pięknym stylu kolejnych rywali. Tak się niestety nie dzieje. Z tygodnia na tydzień pojawiają się kolejne problemy w szeregach Los Blancos – utrata punktów w ważnych meczach ligowych, kontuzje czy kartki zawodników. Wydawałoby się, że to chleb powszedni każdego teamu, lecz Królewscy są zespołem, który musi wygrywać w każdym spotkaniu bez względu na rodzaj i siłę przeciwnika.

Napięcie na zawodnikach, jak również trenerze z każdym meczem rośnie. FC Barcelona odjeżdża w ligowej tabeli, a na dodatek Madryccy muszą liczyć się z porażką tj. odpadnięciem z LM. Real po raz szósty może odpaść w 1/8 Champins League. Kibice mówią o fatum, lecz warto się zastanowić, czy Królewscy są na tyle silnym zespołem, aby móc awansować do kolejnej fazy tak wielkiego turnieju.

Co do ogólnej oceny sezonowej piłkarzy z Santiago Bernabeu należy wstrzymać się przynajmniej do końca sezonu, ale warto zwrócić uwagę na problemy ekipy Pellegriniego, któremu grunt z każdym tygodniem pali się pod nogami.
Z niecierpliwością czekam na rewanż Realu Madryt z Olympique Lyon. To spotkanie może być na tyle istotne, że uświadomi tym, którzy patrzą na piłkę nożną tylko z perspektywy biznesu, że nie pieniędzmi, a zespołem i wolą walki zdobywa się największe trofea.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/17/podtrzymaja-tradycje/feed/
Latający cyrk Florentino Pereza http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/ http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/#comments Mon, 25 Jan 2010 15:13:13 +0000 Zap http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/ Latający cyrk Florentino Pereza Cztery dni po 18. ligowej kolejce, cztery dni po niespodziewanej porażce, cztery dni po tym jak sytuacja w tabeli ulega pogorszeniu pojechać do Albanii towarzysko pokopać piłkę. Niemożliwe? Skądże. Tak postępuje najlepszy klub XX wieku w historii futbolu - Real Madryt. A jeśli dalej tak pójdzie, wypisz wymaluj piłkarski odpowiednik amerykańskiego Harlem Globetrotters.
»Czytaj dalej

Tagi: Florentino Perez, Real Madryt,

]]>
Latający cyrk Florentino Pereza
Cztery dni po 18. ligowej kolejce, cztery dni po niespodziewanej porażce, cztery dni po tym jak sytuacja w tabeli ulega pogorszeniu pojechać do Albanii towarzysko pokopać piłkę. Niemożliwe? Skądże. Tak postępuje najlepszy klub XX wieku w historii futbolu – Real Madryt. A jeśli dalej tak pójdzie, wypisz wymaluj piłkarski odpowiednik amerykańskiego Harlem Globetrotters.

Jak tu nie redagować tekstów emanujących politowaniem nad postępowaniem Królewskich? Ich kibice najlepiej gdyby meczu z FC Gramozi lub przynajmniej jego skrótu, nie widzieli. Doprawdy wyobraźnia potrafi stworzyć mniej komiczne widoki. Nie dość, że piłkarze warci setki milionów euro biegali po murawie, której powstydziłby się i nasz drugoligowiec, to na dodatek w przerwie meczu gospodarze dołożyli kolejną „atrakcje” – na stadionie zgasło światło. Miała być 15-minutowa przerwa, a wyszła 1,5 godzinna. Ale co tam, oficjalna wersja mówi, że Real otwiera się na świat, staje się wszech dostępny i jest przychylny na zaproszenia, jak ta ze strony biznesmena z Tiranu gotowego od zaraz zapłacić 2,6 mln euro. Nie ważne, że zamiast robić to po sezonie, to jednak w jego trakcie odwiedza się piłkarskie zakątki, gdzie nawet drużyna, z której całokształtu bije przeciętność wybrałaby się z przymusu.

Wersja nieoficjalna szuka odpowiedzi na nurtujące pytania: Jak bardzo zapatrzony w pieniądze musi być Florentino Perez? A może jednak zdesperowany? Ostatnie komunikaty klubowego księgowego były przecież niezadowalające. W porównaniu z pierwszą „erą galaktycznych”, koszulki dwóch sztandarowych postaci – Kaki i Ronaldo – drugiej prezesowskiej kadencji budowlanego krezusa, sprzedają się żałośnie w odniesieniu do oczekiwań i przypuszczeń. Trzeba więc gdzieś nadrabiać zaległości, które zresztą jakiś czas temu przewidywano. Uczynił to choćby Jose Maria Gay tj. profesor ekonomi na uniwersytecie w Barcelonie, który zapowiedział, że Realowi blisko 160 milionów euro wydanych na brazylijsko-portugalski duet nigdy się nie zwróci. I nawet jeśli mówił to w pewnym stopniu przez względy patriotyczne, to krytyka w stosunku do przedstawiciela Kastylii nie mogła być pozbawiona dozy racjonalności.

Perez przejmując po raz drugi stery Los Blancos miał się poprawić. Tymczasem znów przypomina rozkapryszonego dzieciaka, który w piłce chce dosięgnąć najwyższych półek z trofeami bez pomocy drabiny. Ów drabiną byłoby dopuszczenie do głosu ludzi, którzy mają pojęcie przy pracy na futbolowych wysokościach. U Pereza takim lepiej zastosować się do niepisanej zasady, że im dłużej mówisz w naszym języku, tym dłużej u nas zabawisz. Najczęściej są to jednak… głupoty. Czytając przed świętami wywiad z szefem madryckiej cantery (szkółki piłkarskiej), niejakim Ramonem Martinezem, włos jeży się na głowie a do ust napływają nieparlamentarne słowa. Ów dżentelmen stwierdził, że Real produkuje piłkarzy dla całej Europy, bo sam jest znany z tego, że sprowadza największe gwiazdy, a system szkolenia w Barcelonie choć istnieje od blisko 20. lat, rezultaty zaczął przynosić dopiero w ostatnich dwóch. Najbardziej bawi fragment, gdy dumnie podkreśla, że Real i tak ma więcej swoich wychowanków w pierwszej i drugiej lidze od Barcy.

Niemal każda wypowiedź wysoko postanowionego oficjela klubu ma drugie dno w postaci będących w ciągłym obiegu pieniędzy. Ale już wykorzystywanie do tego w perfidny sposób piłkarzy gwałtownie wzbudza mój niepokój. Organizatorzy środowego meczu powiedzieli bowiem wprost: W składzie Realu nie może zabraknąć największych gwiazd. I rzeczywiście, Kaka, jak również Ronaldo mierzyli swoje siły z rywalami myślącymi już bardziej nie o przeszkadzaniu rywalowi, ale o tym jak zdobyć od któregokolwiek autograf. Choć i tak tanio skóry nie sprzedali.

Najgorsze, że w wypowiedziach piłkarzy filozofia Pereza odbija się, jak w lustrze. Oto dzień przed meczem Alvaro Arbeloa, de facto sprowadzony za rządów Don Florentino, stwierdził na łamach dziennika „Marca”, że wyjazd do Albanii to bardzo dobry pomysł, lepszy niż zwykły trening, a negatywnych skutków podróży on i koledzy na pewno nie odczują. Pytanie, czy zostając w domu też skończyliby „gorszy” zwykły trening z kilkugodzinnym opóźnieniem i perspektywą powrotu do domu dłuższą drogą, pozbawiając się pełnej regeneracji organizmu? Jakoś mało profesjonalnie mi to wygląda.

Już po wszystkim wymijającą odpowiedź dał Jurek Dudek. Z zadowoleniem stwierdził, że to był jego najdłuższy mecz w karierze i choćby z powodu swojej gry, uznaje wyjazd do Tiranu za ciekawy i potrzebny. Tylko jakby wszyscy naraz zapomnieli, że sezon trwa w najlepsze i każdy mecz niepunktowany to tylko ryzyko odniesienia kontuzji przez piłkarzy. Gdyby jeszcze sytuacja w ligowej tabeli mogła na to pozwolić. Ale przecież Real ma już pięć punktów „w plecy” do liderującej Barcelony. Jak bardzo zaszczuty przez wyższe sfery Królewskich musi być Manuel Pellegrini, by w takiej sytuacji – głośno – nie powiedzieć: NIE!

Cóż, megalomania opierająca się na sile komercjalizacji opanowała umysły ludzi pracujących przy Concha Espina 1. Szkoda tylko piłkarzy i trenera, bo niewykluczone, że w przyszłości czekają ich podobne wymuszone inicjatywy, jak ta w środę. (Nie)świadomie włączeni do środowiska nienormalnie nakręconego na piłkarski biznes, żyją coraz bardziej jak w cyrku, z którego usług może skorzystać każdy, kto tylko pstryknie palcami, jednocześnie trzymając w drugiej dłoni pokaźną sumkę. Szansa na powrót do normalności wciąż jednak istnieje, bo to „dopiero” pierwszy taki kuriozum. Jeśli zacznie się powtarzać, przyszłość będzie usłana tragicznym wnioskiem. Mianowicie, kiedyś swoje usługi na pokaz przedstawiał koszykarki Harlem Globetrotters. Później zastąpił go piłkarski Real Madryt. Smutne, ale REALne.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/feed/
Wszyscy szczęśliwi po Gran Derbi http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/ http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/#comments Tue, 01 Dec 2009 10:06:22 +0000 Kay http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/ zlatan_ibrahimovic2.jpg Real i Barca, Barca i Real. Ying i Yang, awers i rewers, noc i dzień, biel i czerń, miłość i nienawiść. Kluby żyjące w unikalnej na skalę światową symbiozie. Kluby, które definiują się nawzajem. Kluby, których kibice się nienawidzą, ale którzy nie mogli by żyć bez siebie nawzajem. Ale także kluby, żyjące w przedziwnej relacji. Relację tą można określić jako kryzysowe sprzężenie zwrotne. Gdy jedno idzie w górę, drugie idzie w dół. Ciężko, żeby było inaczej, gdy oba kluby praktycznie dzielą miedzy sobą mistrzostwa Hiszpanii. Drugie miejsce to zawsze porażka.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Real Madryt,

]]>
zlatan_ibrahimovic2.jpg

Real i Barca, Barca i Real. Ying i Yang, awers i rewers, noc i dzień, biel i czerń, miłość i nienawiść. Kluby żyjące w unikalnej na skalę światową symbiozie. Kluby, które definiują się nawzajem. Kluby, których kibice się nienawidzą, ale którzy nie mogli by żyć bez siebie nawzajem.

Ale także kluby, żyjące w przedziwnej relacji. Relację tą można określić jako kryzysowe sprzężenie zwrotne. Gdy jedno idzie w górę, drugie idzie w dół. Ciężko, żeby było inaczej, gdy oba kluby praktycznie dzielą miedzy sobą mistrzostwa Hiszpanii. Drugie miejsce to zawsze porażka.

Sukces jednego to zawsze kryzys drugiego. Jeśli jedno gra coraz lepiej, to drugie gra coraz gorzej. Kiedy u jednych właśnie na krzywej wznoszącej jest nowy zwycięski skład, wtedy u drugich na krzywej opadającej jest skład już zgranych mistrzów. Tak następowały po sobie ery Dream Teamu, Realu Valdano i Capello, Barcy van Gaala, Galacticos, Barcy Rijkaarda i Ronaldinho, Realu Capello i Schustera a w zeszłym sezonie znowu w górę szła Barca Guardioli, a Real w dół. Dwie sinusoidy, z których gdy jednak osiąga maximum, druga sięga minimum.

Logika wydawała się nieubłagana – nastał czas Barcelony. Cóż można było uczynić by się wyrwać z tego zaklętego kręgu? Musiało to być coś spektakularnego, coś szalonego, co dotąd nie miało jeszcze miejsca. Perez jak na biznesmena przystało nie wysilał się zbytnio i stwierdził, że efekt taki dać może tylko jedno – wydanie absolutnie bezprecedensowej ilości pieniędzy…

I faktycznie. W tym sezonie zaklęty krąg został przerwany. Na fali jest i Barca, i Real, rzecz praktycznie bez precedensu w ostatnich latach.

Barca jest ciągle niesiona ogromem sukcesu z poprzedniego sezonu. Ktoś powie, że już aż tak nie dominuje. Że tacy bohaterowie ostatniego sezonu jak Messi, Iniesta, Xavi czy Toure obniżyli nieco loty. Tak, to prawda. Ale teraz Barca jest też mądrzejsza. To już nie jest może ta sama drużyna niesiona entuzjazmem, ciesząca się swoją na nowo odkrytą potęgą, gotowa prowadząc czterema bramkami do przerwy po niej rzucić się na rywala z jeszcze spotęgowaną pasją. Teraz ta drużyna dojrzała. Wie, że musi rozłożyć siły na cały długi i ciężki sezon. Że za 1:0 punktów jest dokładnie tyle samo, co za 6:2. Że czasem warto uważniej zagrać z tyłu, wtedy nie trzeba będzie liczyć na wysoką skuteczność napastników. Że dobrze wyćwiczone schematy rzutów rożnych mogą pozwolić wygrać, gdy inne rozwiązania okażą się nieskuteczne. I nawet jeśli gra Barcelony jest nieco mniej efektowna (ale przecież wciąż hipnotyzująca i urzekająca! Jakież niebotyczne standardy sobie Barca wyznaczyła zeszłym sezonem…) niż rok temu, to rezultaty są co najmniej tak samo dobre. Małe perturbacje wywołał Rubin Kazań w Lidze Mistrzów, poza tym jednak Barcelona wygrywa każdy ważny mecz. Wygrała Superpuchar Europy i Hiszpanii, z 12 pierwszych meczy wygrała 9, zremisowała 3. Wygrała prestiżowy dwumecz z Interem i przedwczoraj El Clasico z Realem. Jeśli bohaterowie zeszłego sezonu są nieco zmęczeni, ciężar gry gotowi są przyjąć tacy zawodnicy jak Keita i Pedro, w zeszłym sezonie pozostający w cieniu kolegów.

No i w końcu jest plan B. Plan B nazywa się Ibrahimovic i wydaje się mieć ogromne szanse na zostanie mega gwiazdą drużyny na równych prawach jak Messi. Wnosi do gry dodatkowy polot, nowe pomysły, nowe możliwości. Stanowi w końcu sensowny cel dla dośrodkowań Alvesa czy Xaviego.

Real natomiast wyniki uzyskiwał dotąd niegorsze. Ale nie mógł korzystać z takiego kredytu zaufania, jakim obdarzana jest Barcelona. Każde niepewne zwycięstwo natychmiast znajdowało się pod lupą i szukano w nim przesłanek, świadczącym o niechybnym upadku projektu Pereza. Bo przecież „zwycięstw nie da się kupić”, „pieniądze nie grają”, „w piłce liczy się coś więcej niż tylko pieniądze”. Wszystko to prawda. Ale z tymi pieniędzmi jest jednak dużo łatwiej. Tak jak łatwiej jest mając w składzie Cristiano Ronaldo, Kakę czy Xabiego Alonso. Być może nawet czasem Realowi było zbyt łatwo.

Większość przeciwników dotychczas Real był w stanie odprawić nie wysilając się zbytnio. Wystarczała sama klasa piłkarzy. Trudno oczekiwać zdyscyplinowanego realizowania założeń taktycznych, gdy widać, że sami indywidualnymi błyskami da się wygrać większość meczów. Niewiele miał też okazji Pellegrini by faktycznie sprawdzić swoje założenia taktyczne w boju. Real wygrywał bez względu na to czy taktyka była dobra, czy zła. Z wyjątkiem jednakże tych najbardziej prestiżowych starć, jak te z Sevillą czy z Milanem. Dopiero w starciu z największymi miał okazję Pellegrini faktycznie zweryfikować zasadność swoich koncepcji. Ustalanie odpowiedniej taktyki szło powoli, ale po wczorajszym meczu widać, że Pellegrini idzie w dobrym kierunku. I z grą Realu powinno być tylko lepiej.

Pellegrini w końcu dotarł do wydawałoby się oczywistego ustawienia dla Realu. 4-5-1 układa się niemal samo, Pepe z Albiolem przed Casillasem, Arbeloa z Ramosem po bokach, dwójka pivotów w postaci Xabiego i Lassa, przed nimi jako mediapunta Kaka, na jednym ze skrzydeł Ronaldo. Na drugim Marcelo lub Higuain, w ataku Higuain/Benzema, być może Ruud. Gra nastawiona na szybkie kontry. Akcje kończone po góra 4-5 podaniach. Dynamika, szybkość, precyzja. Od przedwczorajszego meczu to wszystko wydaje się być jasne jak słońce. Przedwczoraj po raz pierwszy Real sprawiał wrażenie, że wie jak ma grać, że ma swój styl, że w grze piłkarzy galaktycznej drużyny jest sens. Jedyne czego wczoraj brakowało to goli, ale poprawę stylu gry odczuli wszyscy. Real stworzył więcej groźnych sytuacji, w pierwszej połowie wcale nie ograniczajał się do murowania bramki ale podjął równorzędną walkę – rzecz na Camp Nou widziana tak rzadko jak niedokładne podanie Xaviego.

Tajemnicy coraz lepszej formy szukałbym w jeszcze jednym aspekcie – będą w pełni świadom, że narażam się na święte oburzenie kibiców Blancos. Niestety, na dzień dzisiejszy im dalej od składu są Raul i Guti, tym dla drużyny lepiej. Raul to już nie jest zawodnik, który może pociągnąć zespół, który dawałby coś ekstra drużynie mierzącej w zwycięstwo w La Liga i Lidze Mistrzów. Jego chwała już minęła, ale ciężko też powiedzieć, żeby jego obecność na boisku specjalnie wpływała na jego kolegów z zespołu. Tacy zawodnicy jak Cristiano Ronaldo tak naprawdę z boiska już nie pamiętają wielkiego Raula. Szacunek, owszem, trzeba okazać, jak nie przymierzając weteranom Powstania Warszawskiego, ale ciężko oczekiwać, że Raul będzie w takiej formie inspirował nowych piłkarzy. A sam fakt bycia Raulem nie czyni z niego od razu lidera. Szczególnie, że cierpliwie czeka na swoją kolej kapitan reprezentacji Hiszpanii Casillas. O ile może też nie jest dominującym charakterem, jak i nie był nim Raul, tak jego postawie nigdy nie można było nic zarzucić, a jego forma ciągle często jest inspiracją dla kolegów.

Oczywiście Real ostatecznie mecz z Barceloną przegrał. Ale dzięki dobrym wcześniejszym rezultatom jest tylko dwa punkty w tabeli za Barceloną. Jak na razie Real punkty tracił tylko tam gdzie można było sobie na to pozwolić. Każda drużyna w La Liga musi kalkulować stratę punktów na Sanchez Pizjuan i Camp Nou. Remis na wyjeździe z rewelacją sezonu – Sportingiem Gijon – też ujmy nie przynosi.

A odtąd Real może grać tylko lepiej. Jeśli nie straci dystansu w najbliższym czasie, w późniejszej części sezonu będzie łatwiej. W tej rundzie wszystkie ciężki mecze Real gra na wyjeździe. Na razie wygrał z Villareal i Atletico. Przegrał z Sevillą i Barceloną. Ale w drugiej rundzie wszystkie te mecze zagra u siebie. A jak poradzi sobie Barcelona z wyjazdami na El Madrigal i Vicente Calderon (żółta łódź podwodna w końcu się przecież odrodzi, a i Atletico ma szansę pod Quique Floresem zacząć sezon od nowa) nie wspominając o Sanchez Pizjuan i Santiago Bernabeu? Do tego dojdzie Barcelonie bagaż w postaci męczących Klubowych Mistrzostw Świata (tym razem na szczęście nie w Japonii a w Zjednoczonych Emiratach Arabskich) oraz meczów w Copa del Rey. Ciężko Realowi było przełknąć kompromitację z Alcorcon, ale to może by swoiste blessing in disguise, jak mawiają Anglicy. Znaczenie Copa del Rey dla Barcy i Realu ma co najwyżej jako dodatkowa perła w potrójnej koronie, bo samodzielne znaczenie ma znikome. A dzięki szybkiemu pożegnaniu się z pucharem Real zachowa siły na te rozgrywki, które faktycznie się liczą. Copa del Rey i KMŚ to dobre kilka tygodnii, w których gdy Real będzie grał jeden mecz, a przez resztę tygodnia się regenerował, to Barcelona będzie grała bez przerwy co trzy dni.

Czy w takim razie Barcelona powinna się martwić? Formą Realu – być może, ale swoją – na pewno nie. Wczoraj dała popis znakomitej gry w defensywie, Pique i Puyol potwierdzili, że tworzą najlepszą parę środkowych obrońców jakich miała Barcelona od wielu lat, sam Pique urasta do rangi jednego z najlepszych środkowych obrońców (i to już w wieku 22 lat! jak na obrońcę to przecież jeszcze żółtodziób). Valdes gra najlepszy sezon w karierze i bez wątpienia to jemu pozycja golkipera nr 3 w reprezentacji należy się bardziej niż Diego Lopezowi. Alves cały czas się rozwija i o ile ciężko, żeby był jeszcze lepszy w ofensywie, o tyle nie można nie zauważyć jego coraz lepszej gry defensywnej. No i Zlatan swoją postawą postawił najlepszy komentarz do popularnej tezy, jakoby nie potrafił grać w dużych meczach. Owszem, potrafi, nawet w tym największym z klubowych meczów.
A wszystko to przy wracających po kontuzji Messim i Ibrahimovicu. Jeśli szukać powodów do zmartwień, to wskazać można na dyspozycję Henry’ego. Jego czas w Barcelonie i wielkiej piłce wydaje się dobiegać końca szybciej, niż się zdawało.

I tak oto mamy nasz paradoks. Real przegrał, Barcelona wygrała – ale na ten moment wszyscy są zadowoleni. Na fali wznoszącej jest i Real, i Barca. To zapowiada pasjonującą walkę do ostatniego meczu. Czy tym ostatnim będzie spotkanie na Santiago Bernabeu? Niewykluczone.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/feed/
Powtórki z Bernabeu nie będzie http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/ http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/#comments Sat, 28 Nov 2009 20:06:54 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/ Powtórki z Bernabeu nie będzie Gdy kibice na całym świecie ostrzą sobie zęby na jutrzejszy pojedynek Barcelony z Realem, zwany Derbami Europy, ci kibicujący Dumie Katalonii życzą sobie powtórki z poprzedniego sezonu, kiedy to Real dwukrotnie musiał uznać wyższość rywali i dał upokorzyć się przed własną publicznością 2-6. Nie wróżę jednak powtórki z rozrywki - podopiecznym Pepa Guardioli na pewno będzie grało się zdecydowanie inaczej, z powodu drobnych zmian w składzie, ale i trudniej, ze względu na poważne wzmocnienia i bardzo dobrą formę Królewskich w tym sezonie.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Josep Guardiola, Primera Division, Real Madryt,

]]>
Powtórki z Bernabeu nie będzie
Gdy kibice na całym świecie ostrzą sobie zęby na jutrzejszy pojedynek Barcelony z Realem, zwany Derbami Europy, ci kibicujący Dumie Katalonii życzą sobie powtórki z poprzedniego sezonu, kiedy to Real dwukrotnie musiał uznać wyższość rywali i dał upokorzyć się przed własną publicznością 2-6. Nie wróżę jednak powtórki z rozrywki – podopiecznym Pepa Guardioli na pewno będzie grało się zdecydowanie inaczej, z powodu drobnych zmian w składzie, ale i trudniej, ze względu na poważne wzmocnienia i bardzo dobrą formę Królewskich w tym sezonie.

Kupno Zlatana Ibrahimovicia, pomimo iż ogólnie wyszło Barcy chyba na dobre, zabiera Guardioli możliwość manewru, który wykonał przy poprzednim starciu z madrytczykami. Gdy w maju tego roku na Bernabeu wystawił Samuela Eto’o na skrzydle, a Lionela Messiego w środku ataku, żeby pomagał w rozgrywaniu Xaviemu i Inieście, w trójkę roznieśli oni pomoc i obronę Realu na strzępy. Szwed jest jednakże zawodnikiem o innej charakterystyce, dlatego możliwe jest, że szkoleniowiec Barcy przygotuje Manuelowi Pellegriniemu i jego drużynie inną niespodziankę. W związku ze wzrostem Ibry, otwiera się wiele możliwości, chociażby długie podania obrońców kierowane w pole karne, gdzie Szwed zgrywałby piłkę głową do któregoś z wchodzących partnerów.
Kilka posunięć, które rok temu wydawałyby się nie do pomyślenia, dziś nie byłyby już tak dziwne. Pellegrini może bowiem spodziewać się, że Guardiola desygnuje do gry chociażby Seydou Keitę zamiast Andresa Iniesty, który w takiej sytuacji zająłby miejsce Thierry’ego Henry’ego na lewej stronie ataku. Francuza na jego pozycji zastąpić może także strzelający masę ważnych goli młody Pedro Rodriguez. Któreś z tych rozwiązań Pep zapewne wcieli w życie, zważając na nie najlepszą ostatnio formę negatywnego bohatera meczów barażowych o Mistrzostwa Świata. Keita mógłby pomóc w neutralizowaniu Xabiego Alonso, Cristiano Ronaldo czy Kaki, podczas gdy ciężar rozgrywania przeniósłby się na skrzydła (Messi i Iniesta, wspomagani ze środka przez Xaviego), co byłoby zrozumiałe przy zdarzającej się czasem niefrasobliwości Sergio Ramosa oraz niezbyt wysokiej formie i umiejętnościach w ogóle Alvaro Arbeloy.
Do różnic w grze w porównaniu do tej przed rokiem zaliczyłbym jeszcze kilka elementów. Kolejny plus Ibrahimovicia – lepsze od Eto’o umiejętności techniczne i przegląd pola pozwalają na kreowanie gry przez większą liczbę zawodników, a to chyba największy atut Dumy Katalonii. Xavi i Iniesta nie mają sobie bowiem równych w tym fachu, a gdy dodamy do tego jeszcze chociażby Lionela Messiego i Serio Busquetsa czy wspomagającego ich często z linii defensywy Gerarda Pique, potencjał ofensywny drużyny jest naprawdę ogromny, o czym wiedzą chyba wszyscy. O wiele pewniej gra także Eric Abidal – we wtorkowym meczu z Interem był jednym z najjaśniejszych punktów drużyny. Poza wspomnianym Henrym wszyscy inni zawodnicy, także z Realu, znajdują się w naprawdę dobrej formie, przez co mecz powinien stać na wysokim poziomie.
Pomimo tych kilku elementów w grze Barcy, które uległy poprawie, będzie to naprawdę ciężki mecz. Oba zespoły potrzebują wygranej, żeby zadowolić kibiców oraz działaczy, a pozycja w tabeli będzie w dużej mierze zależeć od wyniku tego spotkania. Różnica jest niewielka i tak prawdopodobnie będzie przez większą część sezonu, także utarcie nosa rywalowi pozwoli na chwilkę oddechu przed ostatecznymi rozstrzygnięciami Ligi Mistrzów oraz dalszą batalią ligową. Uważam, że wygra Barca, ale na pewno po innym meczu, niż miało to miejsce w maju w Madrycie.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/feed/
Królewskie transfery parę miesięcy później http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/ http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/#comments Sat, 07 Nov 2009 18:19:53 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/ Królewskie transfery parę miesięcy później Bez wątpienia najważniejszym motorem napędowym dla ruchu na rynku transferowym tego lata były szaleńcze zakupy Florentino Pereza i jego Realu Madryt. Wydano astronomiczne kwoty, by zakontraktować najlepszych na świecie zawodników, dokonano gruntownej przebudowy zespołu. Teraz, z perspektywy kilkunastu rozegranych przez Królewskich spotkań, można ocenić, jak trafione były to transfery.
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, Florentino Perez, Kaka, Karim Benzema, Real Madryt, Xabi Alonso,

]]>

Królewskie transfery parę miesięcy później

Bez wątpienia najważniejszym motorem napędowym dla ruchu na rynku transferowym tego lata były szaleńcze zakupy Florentino Pereza i jego Realu Madryt. Wydano astronomiczne kwoty, by zakontraktować najlepszych na świecie zawodników, dokonano gruntownej przebudowy zespołu. Teraz, z perspektywy kilkunastu rozegranych przez Królewskich spotkań, można ocenić, jak trafione były to transfery.

Zacznijmy od defensywy zespołu dowodzonego, przynajmniej na razie, przez Manuela Pellegriniego. Pierwszym wzmocnieniem była pozycja stopera, gdyż Madryt opuścił Fabio Cannavaro. Jego następcą został Raul Albiol, kupiony z Valencii za 15 milionów euro. Sama kwota, jak na młodego defensora z doświadczeniem reprezentacyjnym, nie jest zbyt wygórowana, ale już jego gra w stolicy Hiszpanii pozostawia nieco do życzenia. Największym grzechem był chyba występ w feralnym spotkaniu z Alcoronem, w którym cała obrona, a w szczególności jej środkowa część, zawaliła sprawę. Poza tym Albiol na razie też nie błyszczy, chociaż uważam, że obdarzony zaufaniem jeszcze pokaże, na co go stać i ujawni swój potencjał. Marginalną rolę odgrywa Ezequiel Garay, którego talent także powinien rozbłysnąć dopiero za kilka lat.
Uniwersalnym piłkarzem bloku obronnego jest Alvaro Arbeloa – może on grać na obu jego bokach, ale nie prezentuje najwyższej klasy. Na lewej stronie miejsce ma chyba zagwarantowane po katastrofalnym występie Marcelo z Sevillą. Na razie gra bez fajerwerków i Real, marząc o triumfach w wielu rozgrywkach, powinien chyba kupić na tę pozycję kogoś o większych umiejętnościach.
Przechodząc do linii pomocy, która została chyba najbardziej wzmocniona, najpierw należy wspomnieć o Xabim Alonso. Kwota, jaką na niego wydano (30 mln euro) na razie wydaje się być nieco na wyrost. Należy jednak pamiętać, że zabójcza broń Baska, czyli długie podania wymierzane z zegarmistrzowską precyzją, były eliminowane z gry przez plany taktyczne trenera Pellegriniego. Jeśli przekona on się jednak do taktyki 4-4-2 ze skrzydłowymi, w całej krasie zobaczymy umiejętności Alonso.
Zdecydowanie mniej medialnym, niż były gracz Liverpoolu, transferem jest pozyskanie własnego wychowanka Estebana Granero z Getafe. Występuje on zwykle w meczach z mniej wymagającymi rywalami, dając odpocząć gwiazdom drużyny i jest jednym z jej najjaśniejszych punktów. Świetnie radzi sobie zarówno w środku pola, jak i na skrzydle.Może w przyszłości stać się następcą Gutiego, wspomnianego Alonso czy też Kaki.
Zakupiony z Milanu Brazylijczyk na razie nie spełnia chyba pokładanych w nim oczekiwań. Moim zdaniem jest to najmniej przemyślany transfer Królewskich. Kaka jest już bowiem nie najmłodszy (na wiosnę skończy 27 lat), a ostatnie dwa sezony w jego wykonaniu raczej nie powalały na kolana. W Madrycie także jak dotąd nie pokazał, dlaczego zdobył Złotą Piłkę w roku 2007, a lepszym transferem byłby chyba zakup Yoanna Gourcuffa z Bordeaux za o wiele mniejszą cenę. Nie boję się powiedzieć, że uczeń już przerósł mistrza, a drużyna, która zapewni sobie w najbliższej przyszłości usługi młodego Francuza, poczyni duży krok w stronę prymatu w Europie.
Najważniejszym zakupem Realu jest oczywiście Cristiano Ronaldo. Najbardziej medialny piłkarz na świecie, dysponujący świetnymi umiejętnościami, o czym świadczy cena – 94 miliony euro. Na pewno jest to gracz, który jest w stanie w każdej chwili odwrócić losy meczu, a w spotkaniach, w których do tej pory wystąpił, pokazał się z bardzo dobrej strony. Problemem jest kontuzja, której leczenie przeciąga się już jakiś czas, a to odbija się na formie zespołu bez CR9. Właśnie ten uraz przeszkadza w jednoznacznej ocenie tego zakupu, gdyż kluczowa faza sezonu jeszcze się nie rozpoczęła, a to ona dopiero zweryfikuje transfer Portugalczyka.
Wisienką, ustawianą na szpicy tortu Pereza, jest Karim Benzema. Jego sytuacja podobna jest do Albiola – nie zachwyca on na razie kibiców na Bernabeu, a ze składu wygryźć go może głodny gry Gonzalo Higuain. Wychowankovi Olympique Lyon także należy się nieco czasu i zaufania. Mamy bowiem do czynienia z jednym z najbardziej perspektywicznych napastników na świecie, który po prostu potrzebuje spokoju w zdobywania potrzebnego każdemu snajperowi doświaczenia. Wspomniany przeze mnie Argentyńczyk także był wielokrotnie krytykowany przez fanów drużyny, a tymczasem rozwinął się na naprawdę dobrego zawodnika, któremu wróży się jeszcze lepszą przyszłość.
Ciężko jest wystawić Perezowi, Pellegriniemu i dyrektorowi sportowemu Jorge Valdano jednoznaczną cenzurkę za dokonane w letnim okresie transfery. Ja uważam, że zakupieni zawodnicy jeszcze nie rozwinęli do końca swoich skrzydeł i powinni okazać się prawdziwymi wzmocnieniami, co nie znaczy, że nie mogło być lepiej. Wydane pieniądze nie muszą świadczyć o sukcesach i tą dewizą powinni kierować się włodarze Realu przy planowaniu przyszłych transakcji.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/feed/
Grease II, czyli nałóż i graj http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/ http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/#comments Mon, 05 Oct 2009 21:21:28 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/ Grease II, czyli nałóż i grajNadchodzi taki czas w życiu każdego szarego człeka, gdy, stojąc sam na sam z lustrem, przeciera oplute pastą do zębów szkło, patrzy prawdzie w oczy, i stwierdza wreszcie ze zwieszoną głową, że, co począć: nie jestem taki, jak mi się wydaje. Ani tym bardziej taki, jaki chciałbym być.
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, Florentino Perez, Liga Mistrzów, Primera Division, Real Madryt, transfery,

]]>
Grease II, czyli nałóż i grajNadchodzi taki czas w życiu każdego szarego człeka, gdy, stojąc sam na sam z lustrem, przeciera oplute pastą do zębów szkło, patrzy prawdzie w oczy, i stwierdza wreszcie ze zwieszoną głową, że, co począć: nie jestem taki, jak mi się wydaje. Ani tym bardziej taki, jaki chciałbym być.

Zszargane przeciwnościami losu ego można jednak podreperować. I tak, gdy kiepsko jest z żoną w łóżku, facet potwierdza swoją męskość w kontakcie z koleżanką, tudzież panią do towarzystwa. Gdy w życiu się nie przelewa, wystarczy wypić kropelkę, a świat wydaje się kolorowy (można też studiować psychologię)! Z kolei, gdy pojawia się jakaś dysproporcja cielesna – a to mały biust, a to zakola sięgające potylicy – w sukurs przychodzi chirurg plastyczny lub szeroko dostępne medykamenty. Co jednak należy uczynić, gdy chcemy upodobnić się do kogoś sławnego, i do tego – nie daj Boże – wyjątkowego?

Tutaj sama chęć i zapał nie wystarczą. Zwykły śmiertelnik, nawet, gdyby trenował dniami i nocami, pewnego pułapu przeskoczyć nie może. Jest bowiem taka granica, za którą sprawy przyjmują swój własny obrót, a nasze oblicze, nasz żywot ciemiężony, zależy wyłącznie od intencji boskich, bądź, jak kto woli, tego, co zapisane w gwiazdach. Usain Bolt, Pablo Picasso, główny bohater „Pachnidła” – przykładów, często fantastycznych, bajkowych, można by mnożyć. Stwierdzenie, że zaszli wysoko tylko dzięki ciężkiej pracy, jest nad wyraz chybione. Wielu było takich, którzy starali się doścignąć byty doskonałe. Jeżeli już im się to udawało, to tylko po nierównej, nieczystej grze. Ja postanowiłem doścignąć Cristiano Ronaldo…

* * *

Ładnym to w życiu lepiej. Taki Beckham czy Ljungberg nie muszą starać się na boisku – miliony, płynące na ich konta z licznych kontraktów reklamowych, zapewnią dobrobyt paru następnym pokoleniom. Ci panowie są po prostu prawdziwymi celebrities – reprezentują takie tuzy mody, jak Armani i Calvin Klein, zaś Cristiano Ronaldo posiada własną sieć sklepów CR9 (przemianowaną z CR7 po przenosinach do Realu Madryt). Jego poprzednik w Realu Madryt grał nieskutecznie i chaotycznie (mimo to, Robben był najlepszy w drużynie). Nie ma się co dziwić – w końcu nie dość, że ogolony prawie na zero, to jeszcze, mimo młodego wieku, poważnie dotknięty problemem wypadających włosów. Wyłysiały Holender, w porównaniu z obdarzoną nażelowaną grzywą Krystyną, to istne szkaradło. Stąd musiał biedak wyemigrować do Monachium, gdzie tworzy całkiem zgraną paczkę z brzydalami pokroju Ribery i Schweinsteigera.
Oczywiście, zdarzają się wyjątki. Podobny z uzębienia do konia lub, jak kto woli, Giertycha, Ronaldinho, zrobił karierę zajadając chipsy. A że na dobre mu to nie wyszło, widzimy dziś na boisku…

Żelu do włosów Cristiano Ronaldo jednak nie wymyślił, ba, wiele nastolatków w Holandii i Niemczech może się pochwalić dłuższym od Krystyny stażem w nakładaniu tego lepkiego specyfiku. Właśnie On, wszędobylski i efekciarski Żel, jest w dzisiejszych czasach kluczem do kobiecych serc. Ochów i achów nie ma końca, gdy tylko na wiejskiej dyskotece pojawią się wystylizowani chłopcy. A jeśli grają do tego jak CR9…
Jednak nie samym Ronaldo świat piłkarski stoi. Należy w tym miejscu bronić honoru naszego pięknego kraju – pierwszymi polskimi grajkami, którzy zdobywali parkiety (bo przecież nie boiska) dzięki postawionym na sztorc włosom, byli Hajto i Świerczewski. Z kolei Radzio Majdan uwiódł najponętniejszą Słowiankę, Dodę, dzięki efektownemu balejażowi. Daleko mu jednak do Beckhama, który zaliczył nie tylko pasemka, ale też metroseksualną, opadającą na czoło grzywkę, czy milimetrową szczecinkę, która zagościła na czubku jego głowy po podpisaniu kontraktu z Gillette. Sam żel też nie był mu zresztą obcy.

Śliska sprawa

Tak, proszę państwa, diabeł tkwi w tym, że za Ronaldo ciągnie się wyjątkowo złośliwa opinia. Sam doskonale pamiętam, gdy 19-letni wtedy Portugalczyk płakał jak bóbr po przegranym finale Euro 2004. Tony nakładanego żelu, do tego często prezentowany nagi tors, a także specyficzny urok osobisty zapewniał mu miejsce na pierwszych stronach gazetek dla nastolatek. Opinia płaczliwego żelusia ciągnie się za tym zawodnikiem nieprzerwanie od pięciu lat. Po bardzo udanych sezonach spędzonych w Manchesterze United, z którym zdobył przecież liczne trofea, nie milkły głosy, że ten często faulowany, a i chętnie przewracający się zawodnik, nie podoła presji w Realu Madryt. Sam Cristiano zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że znakomite ofensywne akcje, dryblingi i tuziny strzelonych w barwach Czerwonych Diabłów bramek nie wystarczą, by zamknąć usta krytykom. Od dłuższego czasu było mu już duszno w Manchesterze, chciał zakosztować wielkomiejskiego, ekskluzywnego życia nie od święta, a na co dzień, i właśnie takie perspektywy otwierał przed nim królewski Madryt.

Przyznaję bez bicia – w czasie, gdy Florentino Perez dogadywał transfer w zacisznym biurze Malcolma Glazer’a, a 94 mln euro miało się przenominować na funty szterlingi, pełen byłem obaw o słuszność kupna tej, jak mi się wtedy wydawało, przereklamowanej laleczki. Nie przekonywały mnie zdania, że piłka nożna to produkt marketingowy, a kwota za tego zawodnika zwróci się z samej sprzedaży replik jego koszulki.
- Gram najlepiej, jak umiem, ale nie potrafiłbym wycenić swoich umiejętności. Nie wiem, czy jest to akurat 80 milionów funtów – tak całe to zamieszanie skwitował sam zainteresowany. Nieco z rezerwą, ale i nieco buńczucznie.
Komplet 80 tys. (sic!) widzów oklaskiwał Ronaldo na Santiago Bernabeu podczas jego indywidualnej, oficjalnej prezentacji. Ci, którzy nie zmieścili się na trybunach, mogli podziwiać przywitanie CR9 na wielkim telebimie, wystawionym przed stadionem. Dla porównania – na przedsezonową prezentację Kaki przyszło 60, zaś na Benzemy – 25 tys. osób…
Sytuacja identycznie ma się i dziś. Fani Realu wstają z krzesełek, by oklaskiwać wejście lub zejście Cristiano z boiska, a należy nadmienić, że Madritiści do zbyt wyrozumiałych nie należą. Ich uwielbienie może dziwić tym bardziej, gdy spojrzeć na całą sprawę z perspektywy narodowościowej. Hiszpanie wiwatujący na cześć Portugalczyka – to zjawisko niebywałe pod względem socjologiczno-politycznym.

Umarł król, niech żyje król?

Ostatni weekend sierpnia, Estadio Santiago Bernabeu, mecz Realu Madryt z Deportivo La Coruna. Galacticos II, bo tak się zwykło o nich mawiać, wkraczają w błysku fleszy na nową, zieloniutką murawę. Oczy wszystkich kibiców skupione są jednak głównie na Cristiano Ronaldo. Pierwsze niecelne podania, nieudane dryblingi, kolejne strzały z rzutów wolnych lądujące wysoko nad bramką. Jego skrzywiona w grymasie twarz mówi wszystko. Krytycy zacierają ręce, krzyczą głośne: „A nie mówiłem?”. Ja sam też niecierpliwie wiercę się w fotelu, atakowany przez powracające jak bumerang myśli o Robbenie i Sneijderze, z którymi chyba przedwcześnie pożegnano się w Madrycie. Wreszcie nadchodzi 33 minuta, kiedy to Raul pada w polu karnym. Piłkę ustawia na wapnie nie kto inny, jak CR9. Zamykam oczy ze strachu, a co złośliwsi obstawiają zakłady, jak bardzo pomyli się Portugalczyk. Poślizgnie się? A może ośmieszy go bramkarz, łapiąc lekki, niby-techniczny strzał?
35min. dobiega końca, gdy trybuny Santiago Bernabeu podrywają się w ekstazie. Chwilę później ma miejsce symboliczne zdarzenie: Raul podbiega z pretensjami do opromienionego niepewnym uśmiechem Portugalczyka, wskazując palcem na siebie. To ja, kapitan Królewskich, miałem wykonywać tę jedenastkę.

Następny mecz CR9 zaczyna na ławce rezerwowych. Część uważa, że to konsekwencja słabej formy, część jest święcie przekonana, że trener Pellegrini oszczędza piłkarza na mecz Ligii Mistrzów. W drugiej połowie Cristiano pojawia się w końcu na boisku, zaś w 90min. przeprowadza jedną z pierwszych udanych, indywidualnych akcji w barwach Realu. Płaski strzał między nogami bramkarza zamienia się w gola. Parę dni później Portugalczyk jest już na ustach całej piłkarskiej Europy. Dwa gole z rzutów wolnych w meczu Champions League świadczą o dużym progresie w stosunku do pierwszych, kompletnie nieudanych prób w meczu z Deportivo. Swój wyczyn kopiuje Ronaldo w meczu z Xerez, pokonując bramkarza nie tylko z wolnego, ale i po indywidualnej akcji już w pierwszej minucie. Równie udanie zaczyna mecz z Villareal, i z 5 bramkami na koncie jest współliderem strzelców La Liga (wraz z Messim).
Nadchodzi mecz z Tenerife. Ronaldo gra bez większych fajerwerków, Pellegrini zdejmuje go w 79min. Gdy chce podziękować zawodnikowi za grę, ten ignoruje jego wystawioną rękę i wściekły siada na ławce. Trener w wywiadzie bagatelizuje sprawę, piłkarza nie spotyka żadna kara. Jak wiadomo, osoba niedoścignionego formatu jest nietykalna. W następnym meczu Champions League Cristino strzela kolejne dwa gole…

Niesamowite dryblingi, sztuczki techniczne i ofensywne akcje na pełnej szybkości. Dziewięć goli w siedmiu meczach, wypracowane sytuacje bramkowe dla kolegów z drużyny, dynamiczne zejścia ze skrzydła do środka, przed którymi drży już każdy obrońca w Hiszpanii – w Madrycie powoli zaczyna się o nim mówić w kategoriach, o których pisałem na początku: ponadczłowieka. Gracza, który potwierdził wreszcie swoje umiejętności, a także przekonał do siebie wyjątkowo krytycznych kibiców Realu. W tym także i mnie. Dobrze jest mieć wreszcie w zespole zawodnika, który techniką dorównuje Messiemu ze znienawidzonej Barcelony. Nawet, jeśli już zazdroszczę mu tych wszystkich umiejętności, sławy i garażu na 9 samochodów, to nie będę wdawał się w dywagacje powodowane tylko i wyłącznie czystą zazdrością. Nic dodać, nic ująć – Christiano Ronaldo wielkim piłkarzem jest.

* * *

Vitelity’s, L’Oreal, Schwarzkopf, czy wreszcie polska Joanna. Setki wydanych na żele złotych, tysiące postawionych włosów, dziesiątki prób – nie udało się. Pewnego ciepłego jeszcze wieczoru, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, ubrany od stóp do głów w strój sportowy marki Adidas, z czupryną postawioną hen, wysoko w górę, ustawiłem piłkę nieopodal bramki. Stanąłem tak, jak On, w szerokim rozkroku. Wziąłem głęboki oddech, krótki rozbieg i… Miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze. Zaczynam powątpiewać w istotę Absolutu. Nie ma takiej siły, która sprawiłaby, bym kiedykolwiek kopnął piłkę tak, jak Cristiano Ronaldo. Może potrzebna siłownia? Może przydałaby się konsultacja z fizjologiem lub dietetykiem? Może powinienem zahartować się, podreperować technikę, kondycję? Może powinienem pójść do wojska?

Drodzy panowie, zawsze możemy się pocieszać, że łysiejący Lato czy Zidane zrobili, mimo swych wizerunkowych niedoskonałości, wielkie kariery. Nic straconego! Wystarczy tylko trochę potrenować. No bo jeśli nie o fryzurę, to o co w tym wszystkim chodzi?

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/feed/
Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/ http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/#comments Tue, 29 Sep 2009 10:52:39 +0000 Uleslaw http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/ Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci Trzy kolejki w dwa tygodnie – to był wariacki okres dla fanów Primera Division. 19 meczów do obejrzenia na żywo, więc najwytrwalsi przy telewizorach i monitorach komputerów spędzili 1710 minut. Było warto – za nami już przecież 13% sezonu! Czas na wspomnienia i refleksje – dziś pod lupę wzięta zostanie Wielka Szóstka.
»Czytaj dalej

Tagi: Atletico Madryt, FC Barcelona, Real Madryt, Sevilla FC, Valencia CF, Villarreal,

]]>
Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci
Trzy kolejki w dwa tygodnie – to był wariacki okres dla fanów Primera Division. 19 meczów do obejrzenia na żywo, więc najwytrwalsi przy telewizorach i monitorach komputerów spędzili 1710 minut. Było warto – za nami już przecież 13% sezonu! Czas na wspomnienia i refleksje – dziś pod lupę wzięta zostanie Wielka Szóstka.


Real Madryt,

czyli wciąż czekający na dobry mecz lider

Ronaldo, pomoc i hibernacja

Grasz z Realem? Nie prześpij pierwszych dwóch minut i nie dopuść Ronaldo do strzału. Zapomnisz się i nierozgrzany bramkarz spóźni interwencję. Zasady tej nie znali piłkarze Xerez oraz Villarreal, więc po minucie mieli już co odrabiać. Królewscy grają jednak fair – jakby trochę zasmuceni szybkim prowadzeniem oddają inicjatywę rywalom, zasypiając na dobre 2/3 spotkania. Turystyczno-spacerowe tempo rozgrywania akcji, niedokładne podania, niemrawe kontrataki, nieskuteczne dryblingi – tak wygląda Real po zdobyciu gola. Brak zgrania – mówią sympatycy. Brak drużyny – precyzują złośliwcy z Katalonii.

Gwiazdy Realu czasem czekają, aż ktoś inny wygra za nie mecz. Z czasem wspomoże życzliwy sędzia lub bezmyślne dreptanie wreszcie kogoś znuży. W pojedynkę przesądzają o wyniku, ale gromadnie się rozleniwiają. Jeśli niezgrany Real tak zdecydowanie wygrywa, to co będzie, gdy zacznie grać płynnie? – entuzjazmują się optymiści. A zacznie? – sceptycyzm właśnie przeżywa swój renesans.

Prawie zbędny jest atak – spektakularna pomoc bywa samowystarczalna, bramki woli zdobywać własnonożnie, nie angażując bardziej wysuniętego rodzynka. Napastnicy mają naprawdę ciężki żywot – najchętniej nikt by im w ogóle nie podawał, tylko z przyzwoitości robią to Guti bądź Kaka. Dopiero w drugiej połowie meczu z Tenerife Benzema załamał nieciekawą tradycję – najgorszym piłkarzem na boisku nieodmiennie bywał dotąd osamotniony napastnik. Zasada poległa nie dlatego, że Karim dostał i wykorzystał świetne podanie – powodem był błąd rywala oraz bramka z główki. Gdyby nie wyskoczył najwyżej, a potem nie natarł dziko na obrońcę, mało kto by uwierzył, że Benzema w ogóle był na boisku.

Taktyka na Real? Elastyczna obrona

Po szybkiej stracie bramki Xerez było już przegrane, starał się Villarreal, ale po pochopnym usunięciu z boiska Gonzalo Rodrigueza każda akcja organizowana była ze świadomością, że środka obrony pilnuje tylko Godin. Pewnie byłoby więcej emocji, gdyby nie głupia ręka Angela. Ale jak grać z Realem pokazała dopiero Tenerife.

Z przyjemnością patrzyłem na inteligentną grę obrońców Tete. Dużo ruchu, wyprzedzanie rywali i przecinanie podań musiało doprowadzać Królewskich do pasji, szczególnie, że na Santiago Bernabeu na bramkę czekało kilkadziesiąt tysięcy podirytowanych kibiców. Wysiłek całej pierwszej połowy zepsuła główka Benzemy, a nadmierne otwarcie się przyniosło kolejne trafienia. Sygnał jednak poszedł w świat – Realu nie trzeba próbować powstrzymywać już na ich połowie, nie trzeba nawet szaleńczo naciskać ani brutalnie atakować, murowanie bramki jest zbędne – należy sporo biegać wszerz boiska, nie dopuszczając tylko do strzału z dystansu i nie bać się startować do przejęcia każdego podania czy bezpańskiej piłki. Mało który z piłkarzy rywala będzie zainteresowany biegowym pojedynkiem.

Zalecałbym dość delikatny odbiór – niektóre z gwiazd Realu potrafią przekonująco wić się na murawie i prowokować kartki. Można pozwalać Królewskim na niegroźne, indywidualne rajdy, jeśli zawodnik będzie schodził na boki – osamotniony łatwiej zgubi piłkę. Rozciąganie gry to dobry pomysł, bo w Realu ciągle szwankuje współpraca. Im większe odstępy pomiędzy piłkarzami, tym większe prawdopodobieństwo, że dłuższe podanie zostanie przecięte przez przygotowanego do tego obrońcę.

Problemem są indywidualne zdolności. Kaka zawsze zrobi dużo wiatru, dlatego jego jednego można bardziej naciskać i ograniczać mu pole manewru. Ronaldo nie jest szczególnie groźny, gdy popędzi skrzydłem. Jeśli jednak zacznie schodzić do środka, nie wolno dać mu miejsca by strzelił. Najgroźniejszy bywa w pełnym biegu, bądź gdy ma miejsce błyskawicznie przyspieszyć – wówczas zawsze powinien być ktoś, kto przetnie mu drogę zaraz po tym, jak ucieknie pierwszemu zawodnikowi. Można go trochę prewencyjnie poobijać, by rozjuszony próbował czarować swoją techniką – przekładaniem nóg nad piłką. Ciągle chyba nie wie, że tym w Hiszpanii furory nie zrobi.

Jeśli Sevilla ze swoją równie ruchliwą defensywą skopiuje model gry Teneryfy, Real powinien stracić pierwsze punkty w sezonie. W ofensywie Fabiano, Kanoute, Negredo, Perotti, Navas, Renato i Capel są bowiem o wiele bardziej żywiołowi, precyzyjni i skuteczni, niż źle ze sobą współpracujący Alfaro, Nino i Kome.


FC Barcelona,

czyli to samo co przed rokiem

Blitzkrieg trwa

Jaka jest różnica pomiędzy Realem a Barceloną? Real zasypia, gdy prowadzi jedną bramką, Barcelona – czterema. By rozbudzić w sobie żądzę zmiażdżenia przeciwnika, Blaugranie wystarczy jeden gol, Real potrzebuje ze trzech.

Rozpędzona Barca to lawina nieszczęść, zatrzymać mogłoby ją tylko pole ognia i siarki, ale mało który zespół po stracie bramki zdolny jest wytworzyć w sobie dość energii, by gasnąca iskierka nadziei błysnęła radosnym płomieniem i pomogła powstrzymać nacierający lodowiec. Entuzjaści historii nie muszą długo szukać porównań – gra Barcy to klasyczny Blitzkrieg. Pierwsza bramka nie tyle jest celem natarcia, co środkiem do złamania rywala. Po niej przychodzą kolejne i dopiero potem można spokojnie regenerować siły na następną kampanię. Kanonada strzałów, bombardowanie bramki i nękanie obrony zabójczymi szarżami nie trwa długo – góra kilkanaście minut i już jest po sprawie. I tylko Guardiola sieje w mediach propagandę, że nie podoba mu się odpuszczanie, że jego zespół powinien ciągle atakować i kontrolować mecz. Sam jednak dobrze wie: intensywna okupacja nie ma sensu, kosztowałaby zbyt wiele sił. Wystarczy naciskać aż obrona pęknie, wpaść, splądrować, dokonać rzezi i odejść, by korzystać z łupów.

Pep jednak wiedział co robi, gdy wymieniał Eto’o na Zlatana. Szwed wprawdzie sporo psuje, jest łapany na spalonym i ogólnie nie przemęcza się zbytnio na boisku, ale sprawia, że o przełamanie teraz jeszcze łatwiej, bo do bramki czasem wystarczy zaledwie jedna górna piłka. Czy nie wystarczyłby Guiza lub Fernando Llorente? Może, ale zdobywcy potrójnej korony można pozwolić na lekką ekstrawagancję.

Wszystko można przeżyć

To jednak nie tak, że Barcelona musi wychłostać każdego. Już przed rokiem Betis, Valencia czy Chelsea pokazywały, że sposób istnieje. Próbowała go Malaga, przynosił całkiem niezłe rezultaty, ale brakło trochę szczęścia, konsekwencji i siły. Cóż to za taktyka? Metoda do skomplikowanych nie należy – jest prosta, wręcz prostacka, biorąc pod uwagę jej główne założenia. Barcelonę należy pacyfikować z dala od swojej bramki, nie wolno nigdy cofać nogi i trzeba grać wykorzystując atuty fizyczne. Broń Boże nie dać rozciągnąć gry, wypada maksymalnie zagęszczać przestrzeń i rzucać się pod rywali przy każdym ich kroku. Nie można pozwalać im zbyt blisko bramki powozić piłkę, bo zaraz zgotują z tego jakieś nieszczęście. Real niech tam sobie trochę podaje – i tak najgroźniejsi są w akcjach indywidualnych, ich dogrania bywają czytelne i można łatwo odzyskać piłkę. Gra przeciw Barcelonie wymaga nieludzkiego wysiłku, bo doskok do rywala – już w okolicach 35-40 metra – powinien być natychmiastowy i agresywny. Co więcej, jak w szachach wygrywa ten, kto przewiduje parę ruchów naprzód, tak grając z Barceloną należy wczuć się w myślenie piłkarza posiadającego piłkę i pilnować tych, do których może on podawać. Niech musi wycofać ją do obrońców, albo bezproduktywnie posłać na bok.

Niech Messi wie, że gdy wypuści sobie piłkę zbyt daleko, to nie powinien za nią bardziej gonić, bo straci nogę od wariackiego wejścia obrońcy. Xavi niech ciągle musi opędzać się od wściekłych ataków, Iniestę można w okolicach połowy boiska nieco poobijać, a wszystkich złośliwie kopać po kostkach. Co? Nie jest to zbyt etyczne? Strzelanie czterech bramek w 10 minut i zadeptanie upadłego na duchu to też mało chrześcijański obyczaj.

Problem może być ze Zlatanem. Najłatwiej chyba uprzykrzać życie rozgrywającym piłkę Katalończykom i nie dać im celnie wrzucić, niż walczyć w powietrzu ze Szwedem.

Nie mniej ważne od konsekwentnej taktyki będzie nastawienie duchowe, pozwalające ustaloną strategię uskuteczniać: sesja kilkunastu slasherów przed meczem, dwie wizyty w miejskiej rzeźni i udział w czarnej mszy. Żądza świeżej krwi i zdruzgotanych kości – gwarantowana.

Kiedy Barca straci pierwsze punkty? Daj Bóg już z Valencią na Mestalla, może jeszcze dwa tygodnie później w Pampelunie, albo w 11 kolejce, na San Memes. Niemożliwe, aby z kompletem dotrwała do Gran Derbi. Po drodze przynajmniej jeden równie silny w ofensywie rywal i dwójka grających w obronie tak, jak Barcelona najbardziej nie lubi.

Na otwartą grę i wymianę ciosów w Hiszpanii mogą się zdecydować chyba tylko – i to przy dobrych wiatrach – Valencia, Real, Villarreal i Sevilla. Reszta musi się skłębić i jadowicie kąsać, żeby przetrwać największą nawałnicę.


Sevilla,

czyli inny kandydat do tytułu jednak istnieje

Filar

Co jest najmocniejszą stroną Sevilli? Zabójczy atak, z wyrośniętym, szybkimi i precyzyjnymi Fabiano, Kanoute i Negredo? Dynamiczne skrzydła, z palącymi się do gry Perottim, Navasem, Adriano i Capelem? A może defensywa złożona z przewidujących i skocznych Escude i Squillaciego, oraz agresywnych Sergio Sancheza, Konko, Fernando Navarro? Chyba jednak środek pomocy gdzie rządzą wielcy, silni, wytrzymali i pracowici Romaric, Zokora, Lolo albo Dusher oraz kreatywny Renato. Szczególnie kreatywny Renato.

Gdy brazylijskiego dyrygenta gry Sevilli nie ma na boisku, Palanganas grają jakby byli trzema oddzielnymi zespołami – atakiem, pomocą i defensywą. Choć każda formacja jest piekielnie groźna i trudna do zatrzymania bądź sforsowania, gdy funkcjonują w symbiozie, precyzja wypiera lekki chaos i żadna akcja nie jest ciągiem przypadkowych podań. Właśnie Renato spaja wszystko w jedną zabójczą całość, rozdziela piłki, myśli za partnerów, dośrodkowuje z rzutów wolnych czy rogów. Prócz tego groźnie strzela – choć to żaden ewenement wśród pomocników Sevilli – oraz wybitnie gra głową. Manolo Jimenez stosuje rotację i pary środkowych pomocników dobiera pod konkretnego rywala, czasem preferując przewagę fizyczną nad finezją w grze, ale najgroźniejsza i najlepiej ułożona wydaje się Sevilla wtedy, gdy to Renato jest na boisku.

Najrówniejsza kadra

Gdyby w lidze hiszpańskiej każdy piłkarz mógł grać tylko co drugie spotkanie, sezon wygrałaby Sevilla. Próżno gdzie indziej szukać tak silnej kadry, równocześnie tak bardzo wyrównanej. Chcieliby w Katalonii, by o Pedro czy Jeffrenie można było mówić jako o wartościowych zmiennikach Messiego czy Iniesty, w Madrycie o van der Vaarcie jako alternatywie dla Kaki czy o jakimś substytucie Ronaldo, w Valencii o następcy Villi i kimś równie kreatywnym jak Silva czy Banega. W Sevilli dwójka napastników ma równorzędnego zmiennika, na skrzydłach może zagrać czwórka zabójczych zawodników, boki obrony mogą być zmieniane co mecz, a o miejsce środku pomocy bije się pięciu podobnych piłkarzy. Oczywiście, można uznawać wyższość Renato nad Dusherem czy Adriano nad Fernando Navarro, ale w żadnym innym zespole zmiana nawet czterech czy pięciu zawodników z poprzedniego meczu nie wywołałaby tak minimalnych zmian stylu i efektów gry.

Sevillę gra na trzech frontach będzie kosztowała nieporównywalnie mniej, niż Barcelonę i Real. Następny weekend pokaże, czy można już mówić o trzech równorzędnych siłach. Uznanie przebudzonej Sevilli za trzecią jakość w hiszpańskim futbolu jest już chyba oczywiste. Cztery ostatnie niebłahe wiktorie powinny wywoływać w Madrycie poważny niepokój co do wyniku najbliższej konfrontacji.


Valencia,

czyli jak to jest mieć najbardziej nierówny skład na świecie

Chaos nade mną i chaos pode mną…

Do ostatniej kolejki nie można było mieć pewności, czy najgorszą defensywą w całej lidze szczycić się może Valencia, czy jednak Atletico Madryt. Mecz na Mestalla przyniósł rozstrzygnięcie – konkurs wygrała defensywa Los Ches, i to w spektakularnym stylu. Nagrodę indywidualną śmiało można przyznać Alexisowi Ruano. Serdecznie gratulujemy.

Już kiedyś sugerowałem, że czasy w których Valencia słynęła z poukładanej gry obronnej minęły bezpowrotnie, ale nawet w najgorszych koszmarach nie wyśniłem scenariusza, jaki zrealizował się w ostatnich trzech spotkaniach. Podawanie do rywali, wdawanie się w pojedynki i tracenie piłki w roli ostatniego obrońcy, wywracanie się przed atakującym przeciwnikiem we własnym polu karnym, zostawianie niepilnowanych zawodników i nie trzymanie się swojej pozycji, fatalnie spóźnianie pułapek ofsajdowych i ogólna panika w każdej sytuacji, szczególnie będąc pod presją – to w skrócie obraz gry obronnej Valencii. Cztery z tych sześciu cech przypisać można Alexisowi (1, 2, 3, 6), również cztery, choć w mniejszym natężeniu – Mathieu (1, 2, 5, 6), jedną Bruno (4), i tylko jeden Dealbert zupełnie nie pasuje do kolegów. Ma prawo – do tej pory grał tylko w drugiej lidze, więc nie zorientował się jeszcze, że w Primera napastnicy są o wiele bardziej groźni i bezwzględnie należy głupieć w ich obecności.

Nie wiem co zrobiliście z prawdziwym Banegą, ale my zatrzymujemy sobowtóra

Tak jak i przed dwoma tygodniami zasłużył na osobny akapit. Kandydat do jedenastki sezonu, a na pewno na objawienie sezonu. Regularnie co parę minut uruchamia skrzydłowych bądź Villę posyłając dokładną, prostopadłą piłkę, przecina akcje rywali i wyprowadza kontrataki. Absolutnie nie do poznania. Przed rokiem w Atletico więcej szkodził niż pomagał, a teraz? Gdyby Xavi, Xabi Alonso i Renato zechcieli założyć kiedyś Stowarzyszenie Najwybitniejszych Rozgrywających La Liga, to pojawił im się właśnie czwarty do brydża na zimowe posiedzenia zarządu.

¡Dios, z kim my gramy!

Frustrująca musi być dla najwybitniejszych piłkarzy Valencii – Villi, Banegi, Silvy, Maty, Pablo czy Joaquina – gra z taką defensywą. Ile by nie strzelili, tyle – lub więcej – tamci stracą. Nie trudno byłoby zrozumieć rozgoryczenie i spadek zaangażowania. Wprawdzie nie można jeszcze mówić o czymś takim, ale jednak Silva czy Mata trzech ostatnich spotkań nie zagrali bajecznie. Co będzie, gdy rozżalenie sięgnie apogeum? Trudne zadanie czeka Unaia Emery’ego. By zwyciężać, nie wystarczy więcej wymagać od ofensywy, ciągle mając tragiczną obronę. A Emery nie bardzo radzi sobie z usprawnianiem defensywie – poprawy nie widać, a w każdym wywiadzie zapewnia, że gra z tyłu przejdzie renowację.

Co ciekawe, żadnych animozji chyba nie będzie czuł Villa, humorzasty przecież nieco w ostatnich latach. El Guaje zaczynał bardzo niemrawo, jakby ciągle przeżywając bardzo intensywny okres transferowy, ale teraz wrócił do swego stylu – nie kończy jeszcze niby każdej akcji zabójczym strzałem, ale gra jakby chciał w pojedynkę zabiegać obrońców rywali i udowodnić przy tym, że Ibrahimovic czy Benzema są napastnikami na dwukrotnie niższym levelu.


Atletico Madryt,

czyli jak mieć drugi najbardziej nierówny skład na świecie

Transferowe wróżby zaskakująco prawdziwe

Przewidywali kibice, przewidywali dziennikarze, przewidywali postronni obserwatorzy – nie potrafili przewidzieć tylko ci, którzy bezwzględnie powinni – zarząd Atletico. Mowa oczywiście o okienku transferowym, w którym Atletico pozbawiło się szans na powtórzenie sukcesu z dwóch ostatnich lat.

Obrona Atletico naprawdę gra fatalnie. Gdyby Barcelonie chciało się w tym meczu grać, a nie bawić, dwucyfrowy wynik byłby dość prawdopodobny. Rojiblancos zostali rozniesieni od niechcenia, bo każda, nawet najbardziej leniwa akcja Barcelony kończyła się w polu karnym Atletico. A tam nie bardzo wiedzieli co ze sobą zrobić obrońcy stołecznego klubu. Zero ruchu, zero pomysłu na odbiór czy przejęcie piłki. Trudno nawet powiedzieć, by grali oni w tym spotkaniu – raczej wzięli bierny udział, wkładając mniej zaangażowania, niż publiczność na Camp Nou, reagująca okrzykami radości co kilkanaście minut.

Trudno wygrywać, gdy obrona nie bardzo interesuje się grą. Nawet mając w składzie Forlana, Jurado czy Aguero. Szczególnie, że i oni potrafią dość profesjonalnie zawalać spotkania. Teoria, że celność Forlana rośnie proporcjonalnie do wzrostu odległości od bramki, powinna wkrótce zostać ogłoszona prawem przyrody. Dość już rozegrał meczów, by sformułować indukcyjny dowód.

Manu del Moral, Lafita, Sergio Sanchez, Pedro Leon, Luis Felipe, Duda, Marcano, może nawet Cata Diaz czy Lopo – cała świta dobrych transferów przeszła Rojiblancos koło nosa. No ale trzeba było poświęcić Forlana bądź Aguero, by zdobądź pieniądze na kilka wzmocnień i zbalansowanie kadry.

Potrzebny trener, nie idol

Nie czy> tylko kiedy? wyleci Abel Resino, zastanawiają się już fani Atletico. Może i był w tym zespole gwiazdą, jest żywą legendą, ale od charyzmy i autorytetu gra nie poukłada się sama. Konieczny jest trener-taktyk, zdolny ze stosu drewna ułożyć nawet nie jakiś mur, co najmniej wymyślny płot. Kandydatami prasy są Schuster, Spaletti, Flores i Aragones.

Mędrca bym nie życzył największemu wrogowi. Jak on weźmie się za układanie składu, to Forlan wyląduje w centrum boiska, Aguero na skrzydle, a Reyes awansuje na wysuniętego napastnika. O miejsce w składzie nie musieliby się za to martwić środkowi pomocnicy – im ich więcej, tym lepiej, więc Jurado, Cleber, Assuncao i Raul Garcia mogliby stale tworzyć zgrany kolektyw. Wyznaję pogląd, że Hiszpania Euro wygrała nie dzięki Aragonesowi, ale pomimo niego, gdyby dobrał się on do kadry Atletico, chaos osiągnąłby monstrualne rozmiary. Takie, że momentalnie wyłoniliby się z niego Uranos i Gaia.

Podobnie może być w przypadku Niemca oraz Włocha. Schustera kompromituje nieszczelna defensywa Realu, Spaletti uchodzi za piewcę futbolu ofensywnego. Ja bym polecał Floresa, za jego czasów Valencia nie grała może najpiękniej (kiedy Atletico grało pięknie…), ale strzelenie jej bramki to naprawdę był wyczyn. Quique od zaraz, a może jeszcze będzie coś z Rojiblancos tego roku.


Villarreal,

czyli jak w miesiąc przestać umieć wygrywać

Ernesto, coś ty zrobił!

Pytanie nie jest zarezerwowane tylko dla fanów Amarillos, raczej zadaje je sobie każdego wieczora sam nieszczęsny trener. Nie tak to miało wyglądać! Villarreal gra zabójczo niepewnie, a brak przekonania do własnych możliwości wzrasta, nie maleje. Fernando Roig nie przywykł do szybkiego wyrzucania szkoleniowców, więc Valverde nie jest jeszcze przekreślony, ale musi działać szybko. Jeśli jego zespół nie przełamie się w nadchodzących kolejkach, to trener postrada zaufanie ze strony własnych podopiecznych. Oni permanentnie nie wiedzą co mają robić na boisku. Nerwy muszą mieć napięte jak struny – wystarczy lekko przycisnąć, szybko zdobyć bramkę, by każdy dostał lekkiej paranoi – przestał widzieć partnerów, a wszędzie dostrzegał krwiożerczych rywali, usportowionych wampirów, którzy wbrew własnej naturze wykazują spore zainteresowanie piłką.

Opanowanie przychodzi z czasem. Wraca gra zespołowa, wraca szybkość i precyzja, udaje się przejąć kontrolę nad meczem, ale czasem brakuje szczęścia, czasem sił. I przepadają kolejne punkty, a rywale nie marnują czasu.

Czekać na przełamanie

Poprawa nadejdzie. Piłkarze Villarreal nie stracili swych umiejętności, potrafią stworzyć groźne akcje, ale muszą zapomnieć o wynikach, skupić się na rywalu, przestać przeliczać uciekające punkty. Pierwsze dwa mecze były specyficzne, dopiero klęska w Bilbao dała więcej do myślenia. Z Realem pewnie poszłoby ciut lepiej, gdyby sędzia nie sprzyjał Królewskim – wyrzucenia Gonzalo przy pobłażaniu zachowaniu Lassa i Gago inaczej nie da się określić. Ten mecz pokazał jednak ducha walki i siłę ambicji, czyli wszystko, co na dobre kilkadziesiąt minut zdruzgotało fantastyczne uderzenie Juca’y, w meczu Villarreal z Deportivo. Z upływem czasu strzały Senny, Cazorli i Rossiego stawały się coraz bardziej celne, ale brakło zimnej krwi do wywiezienia choćby punktu z Riazor.

Następny rywal: Espanyol na El Madrigal. Zacząć ze spokojem, swobodnie rozgrywać i czekać na dogodną szansę – ona przyjdzie na pewno. Jeśli Valverde wpoi tę zasadę swym podopiecznym, Żółta Łódź powinna minąć górę lodową i wreszcie ustabilizować swój kurs.

Poważnym problemem są kontuzje – ledwo wyleczony Senna odnowił uraz już w pierwszym meczu, z Osasuną, z Athletic wyleciał Ibagaza, z Deportivo stopę pogruchotał sobie Godin. W co drugim meczu kluczowy piłkarz trafia na ortopedię. Senna jest już w pełni sił, ale Godin i Ibagaza od futbolu odpoczną nieco dłużej. Tym spokojniej trzeba będzie zagrać z Espanyolem – obrona nie będzie już tak szczelna, braknie też prostopadłych podań.
Dwie najbliższe kolejki będą kluczowe – po Espanyolu wyjazd ze słabym Xerez, więc jeśli nie teraz, to kiedy?

Similar Posts:]]> http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/feed/ Podsumowanie okienka transferowego w La Liga http://soccerlog.net/2009/09/03/podsumowanie-okienka-transferowego-w-la-liga/ http://soccerlog.net/2009/09/03/podsumowanie-okienka-transferowego-w-la-liga/#comments Thu, 03 Sep 2009 17:00:22 +0000 black_kurant http://soccerlog.net/2009/09/03/podsumowanie-okienka-transferowego-w-la-liga/ Podsumowanie okienka transferowego w La Liga Okres, w którym pierwszoplanowe role odgrywały pieniądz i zdolności negocjacyjne, przeszedł już do historii. Każda z hiszpańskich drużyn starała się poczynić jak najlepsze kroki, by ich kadra stała się silniejsza niż w sezonie minionym, a przede wszystkim silniejsza od ligowych konkurentów. Jednocześnie dwudziestu uczestników mocno popracowało nad podniesieniem poziomu rodzimej ligi w hierarchii europejskiej. Boiska hiszpańskie przywitały tak znamienitych piłkarzy, jak Cristiano Ronaldo, Zlatan Ibrahimović, Kaka, Karim Benzema, Xabi Alonso, Didier Zokora, i wielu innych mniej znanych, ale też wartościowych.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, La Liga, Primera Division, Real Madryt, Sevilla FC, Valencia CF,

]]>
Podsumowanie okienka transferowego w La Liga
Okres, w którym pierwszoplanowe role odgrywały pieniądz i zdolności negocjacyjne, przeszedł już do historii. Każda z hiszpańskich drużyn starała się poczynić jak najlepsze kroki, by ich kadra stała się silniejsza niż w sezonie minionym, a przede wszystkim silniejsza od ligowych konkurentów. Jednocześnie dwudziestu uczestników mocno popracowało nad podniesieniem poziomu rodzimej ligi w hierarchii europejskiej. Boiska hiszpańskie przywitały tak znamienitych piłkarzy, jak Cristiano Ronaldo, Zlatan Ibrahimović, Kaka, Karim Benzema, Xabi Alonso, Didier Zokora, i wielu innych mniej znanych, ale też wartościowych.

Kilku świetnych graczy także opuściło Hiszpanię, ale na ogólny bilans zysków i strat La Ligi przyjdzie miejsce i czas w innym artykule. Tutaj, wraz Łukaszem Kwiatkiem, podjęliśmy ryzykowną próbę ocenienia ruchów transferowych poszczególnych drużyn. Łukasz zajął się: Atletico Madryt, Valencią, Sevillą, Villarrealem, Mallorcą, Getafe, Deportivo oraz Osasuną. Ja opisałem resztę.

Kolejność opisywanych drużyn nie jest przypadkowa. Wynika z końcowego układu tabeli w sezonie 2008/2009.


FC Barcelona

barcelona.gif

Słychać głosy krytyki, jakoby Barca przespała okres transferowy, i że przyjdzie jej za to słono zapłacić. Nieustannie porównuje się mistrzów Hiszpanii do Realu Madryt, zapominając jednak, że filozofie obu tych klubów różnią się diametralnie. Każdy z nich ma inny sposób na sukces. Ostatnio zadziałała metoda Blaugrany, i to we wszystkich możliwych rozgrywkach. Nie ma więc podstaw, by nagle ją zmieniać. Laporta, co prawda, robił podchody po Riberiego, Fabregasa i Villę. Mówiło się także o Robinho. Z powodu powściągliwej natury prezesa w nadmiernym szastaniu środkiem płatniczym, do żadnej z tych transakcji nie doszło. I może nawet lepiej, bo Barca nie straci swojego efektownego stylu, którym zadziwiała świat.

Zakupy oczywiście były, i nawet nie takie tanie. Za to uzasadnione. Najważniejszym jest zamiana Eto’o na Ibrahimovica. Na razie Zlatanowi na boisku towarzyszy spory bagaż tremy, ale widać, że pojął o co chodzi Guardioli i stara się nie uskuteczniać samolubnych instynktów. Z Interu pozyskano także lewego obrońcę Maxwella. Ten ruch był najbardziej przewidywalny i oczywisty. Odszedł przecież Sylvinho, a czas Abidala w Barcelonie też powoli dobiega do końca. Natomiast zakup środkowego obrońcy Czyhrynskiego jest już mniej zrozumiały. Wydanie 25 mln € za piłkarza, którego rola będzie się ograniczała do grywania ogonów, zalatuje stylem Florentino Pereza.

Trzon Barcy pozostał nieruszony, a dokonane transfery nie wpłyną na zmianę stylu gry. A to najważniejsze. Dużo będzie zależało od skuteczności. Barca będzie stwarzać okazje, ale ktoś musi je wykorzystywać. Uwaga skupi się na Ibrahimovicu, który jako środkowy napastnik okazji będzie miał najwięcej. Jeśli podoła presji, to rywalizacja ligowiczów z Barcą stanie się niemożliwa. Tak czy inaczej dokonać tego może chyba tylko Real Madryt, nikt poza nim.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Maxwell 4,5M € (Inter Mediolan) Henrique (Bayer Leverkusen)
Keirrison 14M € (Palmeiras)
Ibrahimovic 48M € + Eto’o (Inter)
Czyhrysnky 25M € (Szachtar)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Eto’o 20M € + Ibrahimovic (Inter) Keirrison (Benfica)
Gudjohnsen 2M € (Mónaco) Hleb (Stuttgart)
Sylvinho 0 € (Manchester City) Cáceres (Juventus)
Jorquera 0 € (Girona) Víctor Sánchez (Xerez)
Henrique (Racing)

Real Madryt

real_madrid.gif

To był okres intensywnych ruchów “Królewskich”. Po pierwszą gwiazdę sięgnięto jeszcze przed rozpoczęciem transferowej gorączki. Został nim Florentino Perez, twórca galaktycznej ery “Los Blancos” z początku XXI wieku. Jego powrót oznaczał jedno – totalną rewolucję upadłego Realu, który pod wodzą Ramona Calderona nie potrafił odnieść sukcesu w Lidze Mistrzów, a w ostatnim sezonie nie obronił mistrzostwa Hiszpanii, zostając w upokarzający sposób zdetronizowanym przez FC Barcelonę.

Nowy-stary prezydent Perez szybko zabrał się do pracy, i jak można było się spodziewać, naszpikował kadrę Realu gwiazdami. Za niebotyczne 94 miliony € sprowadził Cristiano Ronaldo, o którego rok wcześniej bezskutecznie walczył poprzedni prezes “Królewskich”. Za 65 mln kupił Kakę, a za 35 mln Karima Benzemę. Na tych hitach Florentino nie poprzestał i zrobił coś, co może mieć kluczowe znaczenie w osiągnięciu tak bardzo oczekiwanych sukcesów sportowych. Silną ofensywę zrównoważył zawodnikami o predyspozycjach defensywnych. Mowa tu o trójce AAA – zawodnikach bynajmniej nie anonimowych – Albiol, Arbeloa, Xabi Alonso. Wyciągnięciem spod skrzydeł Beniteza reprezentantów Hiszpanii oraz osłabiając, i tak już słabą, defensywę Valencii, Perez udowodnił, że wie jak skutecznie negocjować. Bez wątpienia jest królem rynku transferowego. A pozyskaniem tercetu Albiol – Arbeloa – Alonso przekonuje, że wreszcie wydoroślał, i choć częściowo wyciągnął wnioski z poprzedniej prezesury w Realu. Częściowo, gdyż nie do końca udało mu się opanować żądzę posiadania dream teamu nawet na ławce rezerwowych. Zbyt dużo gwiazd w ofensywie.

Przemeblowana kadra będzie potrzebowała czasu, żeby idealnie się zazębić. Ale tryby, które Perez zamontował dają podstawy by wierzyć, że galaktyczna machina zacznie pracować bezkolizyjnie. Jeśli czas dopasowania nie okaże się zbyt długi, to Barcelona może mieć poważne kłopoty z obroną czempionatu.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Cristiano Ronaldo 94M € (Man. Utd) Garay (Racing)
Kaká 65M € (Milan)
Negredo 5M € (Almería)
Raúl Albiol 15M € (Valencia)
Karim Benzema 35M € (Ol.Lyon)
Granero 4M € (Getafe)
Arbeloa 4M € (Liverpool)
Xabi Alonso 30M € (Liverpool)
Joselu (Celta)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Cannavaro 0 € (Juventus) Joselu (Celta) Faubert (West Ham)
Saviola 5M € (Benfica)
Codina 0 € (Getafe)
Javi García 7M € (Benfica)
Parejo 3M € (Getafe)
Heinze 0 € (Ol. Marsella)
Michel Salgado
Huntelaar 15M € (Milan)
Negredo 17M € (Sevilla)
Sneijder 15M € (Inter)
Robben 25M € (Bayern M.)
Miguel Torres 2M € (Getafe)

Sevilla CF

sevilla_fc.gif

Sevilla to jeden z tych zespołów, które choć co roku sprzedają kogoś za wielkie pieniądze, uzupełniają skład za mniejsze i nigdy nie tracą swej mocy. Tym razem ten stereotyp ten połowicznie się załamał – wielkich sprzedaży nie było, ciekawe zakupy i owszem.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Negredo 17M € (Real Madryt) Tom de Mul (Genk)
Sergio Sánchez 3M € (Espanyol)
Zokora 9M € (Tottenham)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Javi Navarro (koniec kariery) Alfaro (Tenerife)
Mosquera – 4M € (America) José Ángel Crespo (Racing)
De Sanctis – 1,7M € (Nápoli) David Prieto (Xerez)
Duda – 700K € (Malaga) Casado (Xerez)
Enzo Maresca – 1,5M € (Pireus)

Tylko trzech kupionych piłkarzy, a wzmocniona została każda formacja. Sergio Sanchez to znakomity prawy obrońca, będzie rywalizował w składzie z Konko, który ostatni sezon częściej spędzał w szpitalu niż na boisku. Marescę zastąpi Zokora – typowy dla Sevilli, kolejny wielki, silny i waleczny środkowy pomocnik. Negredo sprawi, że Kanoute i Fabiano przestaną być pewni występu w pierwszym składzie. Do tej pory i tak by grali, choćby nawet trzy kolejne kolejki przespali pod bramką rywali.

Najciekawsze jest dla mnie pytanie gdzie Manolo Jimenez ustawiał będzie Adriano. Nominalnie, na lewym skrzydle? A gdzie Perotti i Capel? Na prawym? A Navas? De Mul? Na którymś z boków obrony? A Drago, Fernando Navarro, Konko i Sergio Sanchez? Jak nie będzie, świetni piłkarze trafią na ławkę. Mam dziwne wrażenie, że dyrektor sportowy Sevilli, Monchi, rozważał choć jeden głośny transfer z klubu w te wakacje… Ale cóż, może w następne.

Tradycyjnie kilku piłkarzy udało się na wypożyczenia. Najciekawszy z nich to chyba Alejandro Alfaro, którego będziemy oglądać na boiskach Primera Division w barwach Tenerife.


Atletico Madryt

atletico_madrid.gif

Długo będą szukać dobrego wytłumaczenia dla swych fanów władze Atletico. Choć trudno do końca sugerować się nieudanym początkiem rozgrywek i błędami transferowymi, Rojiblancos mogą okazać się największym rozczarowaniem tego sezonu. Znowu, po dwóch latach zaskakujących sukcesów. Wielkich zmian nie było – kryzys odbił się również na tym bogatym dotychczas klubie.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Sergio Asenjo – 5,5M € (Valladolid) Jurado (Mallorca)
Cabrera 1,5M € (Defensor Sporting) Cléber Santana (Mallorca)
Juanito (Betis) Valera (Racing)
Reyes (Benfica)
Roberto (Recreativo)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Diego Costa (Valladolid) Ever Banega (Valencia)
Leo Franco (Galatasaray)
Coupet 800K € (PSG)
Seitaridis (Vereinslos)
Maniche (Kolonia)
Luis García (Racing)
Ze Castro – 2M € (Deportivo)
De las Cuevas – 300K € (Sporting)

Dwóch solidnych, doświadczonych bramkarzy zastąpi dwójka utalentowanych młokosów. Asenjo określany jest jako wielki talent, ale w tym sezonie kibice Rojiblancos zatęsknią chyba jeszcze za solidnym Leo Franco. Wstępnie zaczęli już po masakrze w Maladze…

Największy błąd to okaleczenie zaniedbanie obrony – bo inaczej nie da się określić transferu Juanito (ponoć żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają go jako świetnego stopera!) i bliżej nieznanego 18-letniego Cabrera. Wrócił jeszcze Valera, ale tylko dlatego, że nie znaleziono mu na czas kupca. Nowego pracodawcę – w ostatniej chwili! – znalazł za to Heitinga. Jeszcze 1 września po północy nie było jasne, czy Everton sfinalizował transfer. Kwota niby nie mała, ale… kiedy Atletico chciałoby kupić następcę? Z litości wolę sobie nie wyobrażać jak będzie wyglądała podstawowa formacja defensywy czwartego hiszpańskiego uczestnika Ligii Mistrzów…

Będzie Atletico cierpieć w defensywie, a może powoli tracić moc z przodu. Forlan – najdziwniejszy snajper na świecie, który z trzydziestu metrów ładuje piłkę idealnie w okienko, a z metra przestrzela na pustą bramkę – mógł za wielkie pieniądze zmienić klub, a znalazłyby się fundusze by go zastąpić i sprawić sobie solidnego obrońcę. Aguero byłby jeszcze droższy, a następca być może już jest w klubie – Jurado to jeden z niewielu potencjalnych „drugich Kaków”. Sprzedaż jednej z gwiazd, za solidne wzmocnienia i balans drużyny? Dla prezesa Cerezo nie był to uczciwy układ.

Całe lato podstępnie planowano sprzedać Maxiego, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Z podobnym skutkiem flirtowano z Manu i Lafitą, a każdy z nich byłby ciekawym poszerzeniem kadry, a może i piłkarzem pierwszej jedenastki. Na pewno lepszym niż Reyes, porażający od początku presezonu brakiem formy.

Cóż, w Atletico widzę pierwszego kandydata do zmiany trenera i sporej aktywności w styczniowym okienku. O powtórzenie sukcesu sprzed roku może być bardzo trudno.


Villarreal CF

villarreal.gif

Zapowiadało się fantastycznie. Odchodzi świetny, choć już nieco wypalony Nihat, sprzedajemy Mati-gola, którego talent jakoś nie eksplodował, wypędzamy chodzące tragedie typu Cygan i Franco, a wracają Pereira, Altidore, Escudero, Marcos i Arzo. Kupić kogoś do środka (Apono, Emana?) i można brać się za wygrywanie ligi. Skończyło się inaczej, ale też ciekawie.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Nilmar – 15M € (Porto Alegre) Jonathan Pereira (Racing)
Marcano – 6M € (Racing) Robert Flores (River)
Xavi Oliva (Castellon) Escudero (Valladolid)
David Fuster – 400K € (Elche)
Jefferson Montero (Independiente)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Matías Fernández – 3,5M € (Sporting Lizbona) Altidore (Hull City)
Nihat – 4M € (Besiktas)
Cygan (Cartagena)
Franco
Marcos (Valladolid)
Arzo (Valladolid)

Trochę dziwi brak zaufania do Altidore’a – czyżby Villarreal myślał go trochę powypożyczać i sprzedać jak Luisa Valencię? Napad wzmocnił za to Nilmar. Pokazał, że bramki strzelać umie, ale potrzebuje trochę miejsca do gry, dobre krycie może go zneutralizować. Ale z Llorente czy Rossim mogą stworzyć świetne duety.

Zmiennika wreszcie dostał Capdevila. Joan mógłby grać pewnie i 150 meczów w sezonie, ale Ivan Marcano cenny będzie także z drugiego powodu – może grać w roli stopera, a duet Gonzalo – Godin nie miał do tej pory solidnego zaplecza. Atrakcją sezonu powinien być Jony Pereira – postura wygłodzonego Iniesty, duch rozwścieczonego Gattuso, umiejętności rozgrzanego Messiego. Rośnie nam nowa gwiazda ligi…

Jeśli Valverde tego wszystkiego nie zepsuje (a raczej nie zwykł psuć swych drużyn), szykuje się ostra walka do końca. Nawet o mistrzostwo.


Valencia CF

valencia_cf.gif

Valencia zmarnowała szansę na przewietrzenie składu, choć w jej wypadku można to zrozumieć – klubem targały problemy instytucjonalne, a długi omal nie wymusiły totalnej wyprzedaży. Ostatecznie, z gwiazd odszedł tylko Raul Albiol – uznano, że najłatwiej będzie go zastąpić.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Miguel Moya – 5M € (Mallorka) Miku (Salamanca)
Bruno Saltor 1,5M € (Almeria) Nicola Zigic (Racing)
Ángel Dealbert (Castallon) Ever Banega (Atletico),
Jérémy Mathieu (Toulouse) Jordi Alba (Nastic)
David Navarro (Mallorca)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Curro Torres (Nastic) Aarón (Celta)
Fernando Morientes (Marsylia) David Lombán (Salamanca)
Ludovic Butelle (Lille) Sunny (Betis)
Raúl Albiol – 15M € (Real Madryt) Jaume (Cadiz)
Carlos Bellvis (Tenerife) Guaita (Recreativo)
Edu (Corintians) Ximo Navarro (Elche)
Moretti – 4M € (Genua) Renan (Xerez)
Angulo (Sporting Lizbona) Hugo Viana (Braga)
Montoro (Real Union)
Thiago Carleto (Elche)

Nowi zawodnicy zasilili defensywę – kupiono świetnego bramkarza Moyę i solidnego bocznego obrońcę Bruno. Za darmo dołączył stoper drugoligowego Castellon, Dealbert, od pierwszych meczów presezonu imponujący opanowaniem i pewnością interwencji. Jeremy Mathieu wypełnił kontrakt w Tuluzie, ale w Valencii chyba musi bardziej popracować nad grą w defensywie, by mógł na stałe zagościć w pierwszej jedenastce. Do pewności Morettiego, sprzedanego do Genui, wiele mu jeszcze brakuje.

Dużą rolę odgrywać mają piłkarze wracający z wypożyczeń. Banega, przed sezonem skazywany na wygnanie, wywalczył sobie zaufanie trenera i w świetnym stylu rozpoczął sezon – w meczu otwarcia, z Sevillą, był głównym reżyserem gry. Zigic i Miku dadzą większe pole manewru w ataku – jeśli Serb nie zgarnie głową jakiejś górnej piłki, to znaczy, że nie zrobiłby tego nikt na świecie; Miku może łatwiej niż Villa przepychać się z obrońcami i całkiem skutecznie kończy akcje.

Najbardziej rozczarowało mnie zostawienie w kadrze Manuela Fernandesa, następna taka okazja do sprzedaży irytującego Portugalczyka dopiero w styczniu. Choć, kto wie, może jak Banega błyśnie on geniuszem i przestanie podawać rywalom częściej niż swoim, a strzały z rzutów wolnych nie będą kończyć się na orbicie?

Dobrze na przyszłość rokuje wracający z wypożyczenia Jordi Alba. Ten młody skrzydłowy, razem z Michelem, od roku trenującym już z pierwszym składem, mogą stać się kolejnym pokoleniem świetnych ofensywnych graczy wyprodukowanych przez szkółkę Valencii. Może nawet na miarę swych wielkich poprzedników, Silvy i Gavilana?

Valencia może nie zepsuła okienka transferowego, ale zagrała bardzo zachowawczo. Jednakże, co zaznaczono na wstępie, w jej sytuacji było to uzasadnione.


Deportivo La Coruna

deportivo.gif

Skoro Deportivo, to dwie sagi transferowe: Lafita i Luis Felipe. Prawoskrzydłowy do końca nie był pewien, czy nie odkupi go były klub, Saragossa, może tylko po to, by natychmiast wytransferować do Atletico. Okienko już zamknięte, ale Angel dalej nie zna swej przyszłości. Co prawda Saragossa 31 sierpnia o 23.30 wpłaciła na konto Deportivo 2M €, ale to 1,5M mniej, niż zapisano w oficjalnym porozumieniu obydwu klubów. Sprawa wyjaśnić ma się w najbliższych dniach.

Luis Felipe miał iść do Barcelony, ale okazał się dla niej zbyt drogi. Z obrotu sprawy zadowolony będzie przede wszystkim Miguel Lotina – trener SuperDepor.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Juca (Partizan) Adrián López (Malaga)
Zé Castro (Atletico) Jairo Álvarez (Lorca)
Sebastián Taborda (Hercules)
Chico Angulo (Leixoes)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Munúa (Málaga) Aythami (Xerez)
Antonio Barragán (Valladolid) Rubén Castro (Rayo Vallecano)
Verdú (Espanyol) Bergantiños (Xerez)
De Guzmán
Cristian (Hércules)
Fabricio (Valladolid)
Pablo Amo (Saragossa)
Omar Bravo (CD Guadalajara)
Taborda
Lafita? (Saragossa)

Nie stracić tych, których nie sposób zastąpić– taki chyba cel przyświecał władzom Deportivo. I został zrealizowany. Spośród piłkarzy, którzy odeszli w wakacje ze stolicy Galicji, na uwagę zasługiwał przede wszystkim Juan Verdu, ofensywnie usposobiony środkowy pomocnik. W Espanyolu będą z niego mieli pociechę, ale w Deportivo znaleziono zastępców – Jucę i Jairo Alvareza.

Po rocznym wypożyczeniu zdecydowano się wykupić dynamicznego Ze Castro, co śmiało można obstawiać za najlepszy transfer tego zespołu. Reszta przybyłych piłkarzy zbyt wielkiego doświadczenia w Primera Division raczej nie ma, ale po roku spędzonym u boku Guardado, Pablo Alvareza, Felipe, Riki’ego czy Sergio, na pewno je nabierze. Generalnie, utrzymano status quo, co zapowiada kolejny interesujący sezon dla podopiecznych Lotiny.


Malaga CF

malaga.gif

Pod wodzą Antonio Tapii zostali rewelacją sezonu 2008/2009, zajmując 8. lokatę. Warto dodać, że startowali z pozycji beniaminka. Powtórka będzie raczej trudna, tym bardziej, że w drużynie dokonano gruntownych przemian. Na stanowisko trenera powrócił Juan Ramon Muniz. Odeszli za to dwaj ważni piłkarze: Portugalczyk Eliseu – przez 2 ostatnie sezony czołowa postać środkowej formacji Malagi oraz bramkarz Inaki Goitia, który w Maladze spędził 6 sezonów. W kwestii wzmocnień klub z Malagi poszedł na ilość. W tej dziedzinie został niekwestionowanym zwycięzcą letniego okienka transferowego, pozyskując aż 15 nowych zawodników! Na razie trudno mówić o pozytywach hurtowej dostawy świeżego towaru. Na pewno sukcesem jest wykupienie Dudy, któremu po sezonie skończył się okres wypożyczneia i miał wrócić do Sevilli. Może Xavi Torres wniesie trochę barcelońskiej filozofii futbolu.

Czas pokaże na co tak naprawdę stać przetransformowaną Malagę. Ale chyba można założyć, że skrajności ich ominą.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Xavi Torres 0 € (Barça At.) Valdo (Espanyol) Silva (Xerez)
Mtiliga 0 € (NAC Breda) Stepanov (Porto) Alcalá (Marbella)
Munúa 0 € (Deportivo) Forestieri (Udinese – Genoa)
Omar 0 € (Sporting) Obinna (Inter)
Albert Luque 0 € (Ajax) R. Santamaría (Las Palmas)
Jordi Pablo 0 € (Villarreal B)
Edinho 900K € (AEK Atenas)
Juanito 0 € (Almería)
Benachour 0 € (Al Qadisiya Kuwait)
Duda 700K € (Sevilla)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Goitia 0 € (Betis) Alcalá (Real Unión) Albert Luque (Ajax)
Calleja 0 € (Osasuna) Pablo Barros (Zaragoza)
Rossato 0 € Duda (Sevilla)
Miguel Angel 0 € (Nàstic) Lolo (Sevilla)
Cheli 0 € (Lleida) Adriano F.(Internacional)
Eliseu 1M € (Lazio) Nacho (Getafe)
Silva 0 € (Cádiz) Adrián López (Deportivo)
Popo 0 €

RCD Mallorca

mallorca.gif

Oj, pracowity był ostatni wieczór sierpnia dla władz Majorki… Kusili oni wszystkie kluby przygarnięciem niechcianych nigdzie piłkarzy w specjalnej ofercie last-minute. Braliby hurtem. Do północy udało się pozyskać trzech nowych zawodników (być może to swoisty rekord), dzięki czemu Georgio Manzano znów będzie miał na kim wykazywać swój nieprzeciętny kunszt trenerski. Ponownie dostał zbieraninę odpadów transferowych, a ma z tego zbudować cokolwiek, byle tylko utrzymało się to Primera Division. Znając życie, Majorka zostanie rewelacją ligi i niejeden raz boleśnie obije pretendentów do tytułu…

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Julio Alvarez (Almeria) Borja Valero (West Bromwich) Tuni (Hercules)
Sergio Tejera – 500K € (Chelsea) Pezzolano (Montevideo) Víctor (Nastic)
Rubén (Celta) Felipe Mattioni (Milan)
Bruno China 400K € (Leixoes)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Moya – 5M € (Valencia) Javi Guerra (Levante) Jurado (Atletico)
Callejón (Albacete) Martí Crespí (Elche) Scaloni (Lazio)
Arango 3,5M € (B. Moenchengladbach) Trejo (Elche) Navarro (Valencia)
Emilio Nsue (RSSS) Cleber (Atletico)

Dla każdego klubu na świecie strata filara defensywy – bramkarza, dwójki motorów napędowych i solidnego środkowego pomocnika skończyłaby się katastrofalnie. Nie dla Majorki. Pomimo sprzedaży kapitana Arango, Moyi, powrotu do Atletico Jurado i Clebera i bez nadziei na pieniądze na transfery Majorka jakimś cudem zorganizowała sobie skład. Początkowo wyglądało to fatalnie. To tak, jakby Barcelona straciła Xaviego, Messiego, Valdesa z Puyolem i Yaya Toure, a federacja zabroniła jej robić transferów poza Orange Ekstraklasą.

Cóż, większość z tych nowych nabytków Majorki przeciętnemu fanowi Primera Division nie mówi prawie nic – ważne, że mówić będzie po tym sezonie. O to zatroszczy się Manzano.

Szkoda, że okno transferowe nie trwa jeszcze jeden dzień, być może operatywny Javier Martí Asensio, dyrektor naczelny Majorki, znalazłby jeszcze jakiś darmowy prezent dla trenera. Choć i bez tego nie jest najgorzej – grunt, że przybył Borja Valero, wykreowany w Majorce na świetnego gracza. W swym byłym klubie spędzi przynajmniej rok, w ramach wypożyczenia. W ciemno można obstawiać, że razem z Tunim, Victorem i Adurizem stworzą spektakularny kwartet.


Espanyol Barcelona

espanyol_barcelona.gif

Espanyol kojarzony jest ostatnio z wydarzeniem smutnym. Szeregi drużyny na zawsze opuścił Dani Jarque. Jego śmierć wstrząsnęła klubem. To niewątpliwie bolesna i niepowetowana strata. Choć Jarque był kapitanem, jego bezpowrotne odejście wcale nie musi wpłynąć negatywnie na kolegów. Tragiczne wydarzenie może scementować zespół, i w efekcie korzystnie wpłynąć na wyniki Espanyolu. Te w dużej mierze bedą też zależeć od graczy ofensywnych, na brak których Pochettino narzekać nie może. Espanyol w lecie częściej pozbywał się swoich piłkarzy niż pozyskiwał nowych, ale ofensywa akurat na tym nie ucierpiała. Do Monaco wrócił co prawda Nene, ale za to z Deportivo przyszedł Joan Verdu. Ciekawym, i w dodatku korzystnym, posunięciem było pozyskanie na zasadzie wolnego transferu pomocnika Shunksuke Nakamury z Celticu Glasgow. Niegłupie wydaje się też sprowadzenie Izraelczyka o polskich korzeniach, Bena Sahara, który na razie będzie jedynie zmiennikiem Raula Tamudo. Młody reprezentant Izraela dobrze jednak rokuje na przyszłość.

Świetlane perspektywy psuje sytuacja w defensywie. Tu faktycznie będzie potrzebne duchowe zjednoczenie. Nie ma Jarque, nie ma Sergio Sancheza, nie ma Torrejona. Reakcją na tę sytuację było pozyskanie Juana Forlina, Facundo Roncaglię, Ivana Pilluda i Fernando Marquesa. Dwóch pierwszych to byli gracze Boca Juniors. Mają po 21 lat i spory talent, szczególnie Forlin, który w minionym sezonie został objawiem Boca. Espanyol nabył tylko 70% praw do piłkarza. 30% i prawo pierwokupu należy do Realu Madryt, w barwach którego Juan trenował w 2007 roku jako junior. Choć Argentyńczyków stać na wiele, to La Liga jest dla nich nowością. Przed nimi trudne zadanie w trudnym środowisku. Cudów po ich debiutanckim sezonie lepiej się nie spodziewać.

Espanyol z Nakamurą, Tamudo, Luisem Garcią i Ivanem De La Peną nie powinien mieć problemów ze zdobywaniem bramek dających utrzymanie w lidze, ale w związku ze sporymi zmianami w formacji obronnej, może dojść do dezorganizacji, chaosu, i straty głupich goli. Prezes Daniel Sanchez Llibre marzenia o europejskich pucharach musi odłożyć na bok.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Verdú 0 € (Deportivo) Roncaglia (Boca Juniors) Julián López (Panthraikos)
Ben Sahar 1M € (Chelsea) Wellington (Iguaçú)
Nakamura 0 € (Celtic Glasgow) Jonatas (Flamengo)
Iván Pillud 0 € (Tiro Federal) Jonathan Soriano (Albacete)
Forlín 3M € (Boca Juniors)
Marqués 0 € (Iraklis)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Lacruz 0 € Wellington (Panionios) Nené (Mónaco)
Rufete 0 € (Hércules) Jonatas (Botafogo)
Torrejón 1,5M € (Racing) Valdo (Málaga)
Sergio Sánchez 3,5M € (Sevilla) Beranger (Las Palmas)
Finnan 0 € Román (Tenerife)
Jonathan Soriano 0 € (Barça At.) Ángel (Rayo Vallecano)
Sielva (Cartagena)

UD Almeria

almeria.gif

Celem Hugo Sancheza jest chyba degradacja. Tak by wynikało z transferów wokół Almerii. Drużyna latem osłabiła się dość mocno. Najboleśniej odczuwalna będzie strata najlepszego strzelca – Alvaro Negredo. Odejście Mane, Bruno, Juanito i Julio Alvareza też zrobi swoje. Przecież oni stanowili o obliczu drużyny. Czy transfery utalentowanego Bernardello i Goitoma cokolwiek zmienią?

Negredo i Diego Alves byli ważnymi ogniwami Almerii z poprzedniego sezonu. Teraz ogniwo jest jedno – Alves. Wygląda na to, że brazylijski golkiper ma do wykonania misję niewykonalną. Ale przeciez jest tylko bramkarzem, i nawet gdyby się dwoił i troił między słupkami, to nie zapewni klubowi pierwszoligowego bytu.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Fabián 0 € Vargas (Boca Juniors) David Rodríguez (Celta)
Goitom 2,2M € (Murcia) Cisma (Numancia)
Bernardello 3,2M € (Newell’s Old Boys) Natalio (Córdoba)
Alex Quillo 0 € (Atlético B)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Mané 2,5M € (Getafe) Carlos García (Betis)
Negredo 5M € (Real Madrid) Natalio (Murcia)
Bruno 0 € (Valencia)
Iriney 0 € (Betis)
Juanito 0 € (Málaga)
Julio Alvarez 0 € (Mallorca)

Racing Santander

racing_santander.gif

Wypożyczeni Garay i Valera stanowili o sile defensywy Racingu, a Jonathan Pereira i Zigić byli ważnymi ogniwami ofensywy. W tym sezonie o obronie i ataku będą stanowić inni, gdyż wymienona czwórka wróciła do swoich poprzednich klubów. Na domiar złego Racing sprzedał Villarrealowi wschodzącą gwiazdę piłki hiszpańskiej – obrońcę Ivana Marcano. Zastąpić ich mają Henrique, Morris i Torrejon w obronie oraz Xisco i Luis Garcia w ataku. W pomocy też pojawiła się nowa twarz – Pape Diop.

Wygląda na to, że Racing pokaże nową jakość. Nową nie znaczy jednak lepszą. Raczej bez szału. Bezpieczny środek, to wszystko o czym ekipa z Santander może marzyć.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Arana 600K € (Castellón) Crespo 500K € (Sevilla) Vitolo (Aris Salónica)
Torrejón 1,5M € (Espanyol) Morris (Panathinaikos) Iván Bolado (Elche)
Pape Diop 1,5M € (Nàstic) Sepsi (Benfica) Smolarek (Bolton)
Alex Geijo 1,8M € (Levante) Henrique (Barça) Juanjo (Alavés)
Luis García 0 € (At. Madrid) Xisco (Newcastle) Brian Sarmiento (Xerez)
Jonathan Valle (Ponferradina)
Cristian Portilla (Ponferradina)
Ismodes (Eibar)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Vitolo 0 € (PAOK Salónica) Gonçalves (Vitoria Guimaraes) Garay (Real Madrid)
Luis Fernández 0 € Ismodes (Sporting Cristal) Jonathan Pereira (Villarreal)
Marcano 6M € (Villarreal) Brian Sarmiento (Girona) Valera (At. Madrid)
Jonathan Valle 0 € (Castellón) Juanjo (Córdoba) Luccin (Zaragoza)
Cristian Portilla 0 € (Sporting) Zigic (Valencia)
Smolarek 0 €

Athletic Bilbao

athletic_bilbao.gif

Athletic Bilbao to bardzo zasłużony klub dla hiszpańskiej Primera Division. Ostatni sezon w tych rozgrywkach nie był jednak zbyt udany w wykonaniu ekipy Caparrosa. Prawie pierwszy raz w historii istnienia klubu spadli do Segunda Division. Być może powodem kiepskich występów w lidze była przygoda w Pucharze Króla, na którym Athletic skupił całą swoją uwagę. Finał Copa del Rey dał Czerwono-białym możliwość walki o Ligę Europejską, więc sezon nie był do końca stracony. Ambicje klubu są jednak wyższe, i obecny sezon ma to potwierdzić. Teraz Baskowie będą walczyli na trzech frontach, a do tego potrzebna jest silniejsza kadra. Władze klubu miały tego świadomość, bo ruchy transferowe w letnim okienku, choć nieliczne, to jednak były obiecujące. Do drużyny dołączyli Mikel San Jose, Xabi Castillo, Oscar De Marcos, Diaz de Cerio. San Jose to wychowanek Athletic, wypożyczony z Liverpoolu. Na pewno wykaże się dużym zaangażowaniem broniąc barw klubu, w którym zaczynał przygodę z piłką. Transferowym strzałem w dziesiątkę wydaje się być młody pomocnik De Marcos sprowadzony z Deportivo Alaves. Próbkę umiejętności zdążył już pokazać podczas meczu z Barceloną o Superpuchar Hiszpanii, zdobywając w nim gola.

W Bilbao nie było rewolucji, nikogo nie dopadła transferowa gorączka. Nie sprzedano żadnego ważnego ogniwa, pozyskano za to perspektywicznych zawodników, nie wydając zbyt wielu pieniędzy. Taka polityka może zadziałać. I nawet musi. Bilbao potrzebuje teraz sukcesu na miarę kolejnej przepustki do europejskich pucharów, w przeciwnym razie w następnym oknie transferowym trudno będzie powstrzymać gwiazdy – Javiego Martineza i Fernando LLorente przed chęcią realizacji sportowych marzeń w silniejszych klubach.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Díaz de Cerio 0 € (Real Sociedad) San José (Liverpool) Lafuente (Sporting)
Oscar de Marcos 360K € (Alavés) Javi Casas (Córdoba)
Xabi Castillo 1M € (Real Sociedad) Ibán Zubiaurre (Elche)
Tiko (Eibar)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Del Olmo 0 € (Hércules) Balenziaga (Numancia)
Javi Casas 0 € (Cartagena) Murillo (Salamanca)
Lafuente 0 € (Numancia)
Tiko (koniec kariery)
Iñigo Vélez 0 € (Numancia)
Garmendia 0 € (Numancia)

Sporting Gijon

sporting_gijon.gif

Jak utrzymać się w lidze, przegrywając 23 spotkania i tracąc 79 goli? Tak, jak Sporting Gijon… czyli jak? Drużyna Manuela Preciado dokonała wyczynu pozbawionego logiki. Zbierali ostre baty, tracili w meczu 5, 6, a nawet 7 bramek, a mimo to uchowali się w lidze. W pewnym sensie pomogła im w tym bezkompromisowość. W 38 spotkaniach tylko raz zremisowali. Gdy już zdobywali punkty, to uderzali w całą pulę. Być może gdyby linia defensywy autentycznie stanowiła linię zgraną i konsekwentną, to Sporting o utrzymanie nie musiałby bić się do ostatniej kolejki. Niestety, sytuacja nie zmieniła się podczas okienka transferowego. Do drużyny dołączyło 4 obrońców, ale tylko jeden jest wart uwagi. To Alberto Botia z rezerw Barcelony. Ciekawy wydaje się Miguel De Las Cuevas, no ale to przecież pomocnik.

Bez znaczących wzmocnień drużynę z Gijon czeka podobny los, czyli zawzięta walka o utrzymanie do ostatnich kropel potu. Scenariusz jaki dla Sportingu napisało życie w minionym sezonie jest niepodrabialny, i mało prawdopodobne, by Preciado i spółka posiadali jego kopię.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Rivera 0 € (Betis) Botía (Barça At.) Jony López (Barça At.)
Juan Pablo 600K € (Numancia) Noel Alonso (Melilla)
Arnolin 600K € (V. Guimaraes) Landeira (Melilla)
De las Cuevas 300K € (Atlético)
Cristian Portilla 0 € (Racing)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Omar 0 € (Málaga) Jorge (Nàstic) Lafuente (Athletic)
Sergio Sánchez 0 €
Neru 0 €
Colin 0 €
Raúl Cámara 0 € (Recreativo)
Andreu 0 €

Osasuna Pampeluna

osasuna.gif

Cudem uratowana przed degradacją Osasuna nie raz da się we znaki rywalom szturmującym Reyno de Navarra. Co prawda transferowe wróżby znów zapowiadają bardziej walkę o utrzymanie aniżeli powtórkę sezonu 2005/06, ale przy odrobinie zaangażowania nie musi być dramaturgii. A kogo jak kogo, ale piłkarzy Osasuny ospałość na boisku oskarżać nie sposób.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Camuñas (Recreativo) Esparza (Huesca)
), Aranda (Numancia) Erice (Cadiz)
Calleja (Malaga) Nico Medina (Huesca)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Tiago Gomes (Belenenses) Kike Sola (Numancia) Sunny (Valencia)
Ezquerro
Plasil (Bordeaux)
Cruchaga
Javier Flaño (Numancia)
Héctor Font (Valladolid)
Margairaz (Zúrich)

Bolesna może być strata Plasila – Francuz razem z Nekounamem stanowił trzon zespołu. Czech zwiał do Francji, ale – na szczęście dla zespołu – Javad odrzucił zakusy Villarreal i wyżej ceni sobie opaskę kapitańską w Pampelunie, niż walkę o miejsce w składzie Żółtej Łodzi. Ofensywę znacząco wzmocni Camunas, doświadczony atakujący skrzydłowy, bardzo niebezpieczny przez swą szybkość, technikę i celny strzał. Aranda to też ciekawy nabytek – Pandiani nie jest niezniszczalny i na ławce kiedyś usiąść musi. Teraz powstaje szansa, że Osasuna nie straci przy tym na skuteczności. Gdy dodamy do tego Juanfrana, wyjdzie ciekawa mieszanka techniki, ambicji, a przede wszystkim – woli walki. Do upadłego.

W defensywie pożegnano Javiera Flano, ale boków obrony Osasunie może zazdrościć połowa ligi. Przynajmniej na ten sezon zostaną Azpilicueta i Monreal, choć chętnych na dobry interes nie brakowało. Nikt nie zapłacze po Hectorze Foncie, choć często zajmował on jakąkolwiek wolną pozycję na boisku, to nigdy nie utrzymał żadnej na stałe.


Real Valladolid

real_valladolid.gif

Gdyby nie Sergio Asenjo, Real Valladolid toczyłby teraz batalie na drugoligowym froncie. Ten bramkarz wyczyniał istne cuda między słupkami Realu w poprzednim sezonie. Teraz broni barw Atletico Madryt. Trudno winić kogokolwiek za ten transfer. Utalentowany zawodnik w przeciętnym klubie korzeni nie zapuści nigdy. Musiał odejść dla własnego dobra. Jose Luis Mendilibar będzie sobie radził bez niego, ale za to z Manucho i Bueno, którzy zostali zakupieni dzięki sprzedaży właśnie Asenjo. Nie ma zatem tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bueno to wychowanek Realu Madryt Castilli. Jak wysoką reputacją cieszy się ta akademia przypominać chyba nie trzeba. Z kolei Manucho zachwycił kiedyś samego Alexa Fergusona. Ale to nie koniec roszad transferowych w zespole. Z graczy podstawowych odeszli Vivar Dorado, Henok Goitom, Pedro Leon. Przyszli m.in. Font, Arzo, Marcos i Pele, który dwa sezony temu świetnie radził sobie w barwach Interu Mediolan.

W klubie z Valladolid dokonano sporych zmian. Tak intensywne porządki niosą ryzyko dezorganizacji w drużynie, ale nie oszukujmy się, ekipa Mendilibara do najbardziej poukładanych w Primera Division nie należała. Transfery jakich dokonano nie wygladają źle. Real z ligi nie spadnie.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Barragán 0 € (Deportivo) Diego Costa (Atlético) Jacobo (Getafe)
Nauzet 0 € (Las Palmas) Pelé (Porto) Asier (Xerez)
Héctor Font 0 € (Osasuna) Alvaro Antón (Numancia)
Nivaldo 0 € (Umm-Salal)
Fabricio 0 € (Deportivo)
Bueno 2,5M € (RM Castilla)
Manucho 2,75M € (Manchester United)
Arzo 1M € (Villarreal)
Marcos 1M € (Villarreal)
Sisi 0 € (Recreativo)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Alberto 0 € Alvaro Antón (Recreativo) Nano (Betis)
Iñaki Bea 0 € (Murcia) Ogbeche (Cádiz) Oldoni (At. Paranaense)
Vivar Dorado 0 € (Albacete) Aguirre (Lanús)
Víctor 0 € (Cartagena) Escudero (Villarreal)
Oscar Sánchez 0 € (Murcia) Goitom (Murcia)
Asenjo 5,5M € (Atlético)
García Calvo (koniec kariery)
Kike 0 € (Salamanca)
Pedro León 4M € (Getafe)

Getafe CF

getafe.gif

Któż nie pamięta skromniutkiego Getafe walczącego z wielkim i groźnym Bayernem o półfinał Pucharu UEFA, rajdów Contry, główek Manu, dryblingów Pablo i Gavilana, podań Granero… Dziś Getafe jest już nieco innym klubem, ale niekoniecznie słabszym.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Miguel Torres (Real Madryt)
Pedro León (Valladolid)
Boateng (Kolonia)
Parejo (Real Madryt)
Jordi Codina (Real Madryt)
Pedro Ríos (Xerez)
Mané (Almeria)
Nacho (Malaga)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Uche (Saragossa) Guerrón (Cruzeiro) Jacobo (Valladolid)
Granero (Real Madryt) Polanski (Mainz 05) Stojkovic (Sporting Lizbona)
Sousa (Albacete) Pallardó (Levante)
Nacho (Betis) Ibrahim Kas (Besitkas)
Cotelo

Jak zwykle, dobre układy z innymi klubami pozwalają Getafe kolekcjonować ciekawych piłkarzy. Tym razem nie było współpracy z Valencią, ale przyjaźń z Realem trwa w najlepsze. Miguel Torres to solidny obrońca, Codina powalczy z Ustarim, a Parejo powinien skutecznie uzupełnić osłabiony w lecie środek pomocy.

Strata Uche i Granero mogłaby być poważna, gdyby nie zrekompensował jej transfer Pedro Leona. Młody prawoskrzydłowy to ten typ zawodnika, który na powierzchni metra kwadratowego założyłby siatkę monstrualnej stonodze i nie bez szans ścigał się będzie z lampartem. Podmadryckie skrzydła Gavilan – Pedro Leon mogą sprawić, że w samej stolicy inaczej zacznie się patrzeć na Ronaldo

Reszta nabytków może nie zrobi spektakularnej kariery w lidze, ale na pewno pozwoli bić się Getafe o miejsce w środku tabeli. A może znów doczekamy się szalonej wycieczki po Europie?


Xerez CD

xerez.gif

Primera Division to dla nich nowe doświadczenie. Oczekiwania w związku z debiutem z pewnością nie są wygórowane i 17. miejsce braliby w ciemno z pocałowaniem w rękę i wyrazami ogromnej wdzięczności. Niestety, wszystko wskazuje na to, że obrona przed degradacją to marzenie ściętej głowy. Xerez dysponuje najmniejszym budżetem w lidze, a zespół wymaga wielu wzmocnień. W Segunda Division bazowali na graczach wypożyczonych z zespołów pierwszoligowych. Po awansie okresy wypożyczeń dobiegły końca i zespół rozsypał się kompletnie. Z graczy wartościowych udało się pozyskać jedynie bramkarza Renana z Valencii i zdobywcę potrójnej korony z Barcą – Victora Sancheza. Ale nawet ci gracze będą w Xerez gościnnie przez rok. Poza tym nie są to piłkarze – zbawiciele, podobnie jak najbardziej bramkostrzelni Antonito, Momo czy Bermejo. Przybyło też paru innych (również na zasadzie wypożyczenia), ale czy są wzmocnieniem?

W La Liga o punkty trudniej niż w Liga Adelante z prozaicznego powodu – poziom jest wyższy, znacznie wyższy. Xerez podejmie karkołomną próbę dokonania cudu, dysponując kadrą słabszą niż ta, która wywalczyła historyczny awans. Cóż, może za dwa lata…

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Armenteros 500K € (Sevilla At.) Renan (Valencia) Lionnel Franck (San Fernando)
Maldonado (Atlante) Gioda (Independiente)
Aythami (Deportivo)
Víctor Sánchez (Barça)
Prieto (Sevilla)
Casado (Sevilla At.)
Alex Bergantiños (Deportivo)
Sidi Keita (Lens)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Jorge Luque 0 € (Córdoba) Silva (Málaga)
Pedro Ríos 0 € (Getafe) Martí Crespí (Mallorca)
Brian Sarmiento (Racing)
Altidore (Villarreal)
Calle (Nàstic)
Asier (Valladolid)

Real Saragossa

real_zaragoza.gif

Odsiedzieli swoje w Liga Adelante i wracają na salony z nadziejami, lecz bez Alberta Zapatera sprzedanego do Genui. Z wypożyczenia nie wrócił także Matuzalem, którego Lazio zdecydowało się wykupić za 6 mln euro. Straty te udało się załatać. Przybyli Pennant, Obradović, Aguilar, Lafita i Ikechukwu Uche. Nigeryjczyk z Ewerthonem mogą stworzyć ciekawy i groźny duet napastników. Młody Obradović powinien być doskonałym uzupełnieniem doświadczonej linii obronnej z Pavonem i Ayalą na czele. Kolumbijczyk Aguilar i wychowanek Saragossy Lafita wzmocnią pomoc.

Spadek Realu Sarragossa z pierwszej ligi był wydarzeniem niespodziewanym, które nie powinno się ponownie powtórzyć. Z tak solidną kadrą trener Marcelino może powalczyć o pierwszą dziesiątkę.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Pennant 0 € (Liverpool) Carrizo (Lazio) Pablo Barros (Málaga)
Uche 5,5M € (Getafe) Abel Aguilar (Udinese) Hidalgo (Osasuna)
Pablo Amo 0 € (Deportivo) Matuzalem (Lazio)
Babić 0 € (Hertha Berlín) Luccin (Racing)
Obradović 3,5M € (Partizán)
Lafita 2,5M € (Deportivo)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Cuartero (koniec kariery) Caffa (Betis)
Zaparain 0 €
Chus Herrero 0 € (Cartagena)
Doblas 0 €
Pignol 0 € (Las Palmas)
Matuzalem 6M € (Lazio)
Vicente Pascual 0 € (Huesca)
Zapater 3M € (Genoa)
Generelo 0 € (Elche)
Hidalgo 0 € (Albacete)

CD Tenerife

tenerife.gif

La Liga zyskała drugą wyspiarską drużynę. Tylko na jak długo? Tenerife obok Xerez jest głównym kandydatem do spadku, choć nadzieje kibiców nieco odżyły, gdy prezes Miguel Concepcion Caceres ponownie zdołał wypożyczyć z Sevilli Alejandro Alfaro. W segunda Division Alfaro wraz z Nino tworzyli zabójczy duet. Łącznie zdobyli 49 goli, Nino z 29 trafieniami został królem strzelców II ligi. Po udanym sezonie Alfaro wrócił do Sevilli i z tym klubem rozpoczął pretemporadę. Ostatecznie znów trafił do Tenerife i razem z Nino spróbują postraszyć defensywy pierwszoligowców. Nie będzie to łatwe, bo doświadczenie mają w tym niewielkie, podobnie zresztą jak cała kadra beniaminka. Jedynie bramkarze, Mikel Alonso, Ricardo Richi i Daniel Kome mają za sobą więcej niż 40 spotkań w Primera Division. W letniej przerwie, poza Alfaro nikt znaczący nie zasilił drużyny Jose Luisa Otary.

Reprezentantowi Wysp Kanaryjskich nie wróży się długofalowej przygody wśród elitarnej dwudziestki, choć niewykluczone, że śladami Malagi z poprzedniego sezonu narobią trochę szumu i zdołają zapewnić sobie ligowy byt. U siebie będą niewygodnym przeciwnikiem dla oddalonych o ponad 1000 km i nieprzyzwyczajonych do tak długich podróży ekip z Hiszpanii.

Przybyli

Kupieni Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Bellvís 0 € (Valencia ) Román (Espanyol)
Aitor Núñez 0 € (Atlético B) Alfaro (Tenerife)
Luna 300K € (Tiro Federal)
Dinei (At.Paranaense)

Odeszli

Sprzedani Wypożyczeni Koniec wypożyczenia
Clavero (Cartagena) 0 € Iriome (Huesca) Alfaro (Sevilla)
Oscar Pérez 0 € Cendrós (Mallorca B)
Cristo Marrero 0 € (Universidad LP)

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/03/podsumowanie-okienka-transferowego-w-la-liga/feed/