Soccerlog.net » FC Barcelona http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Piękny gest w El Clasico! http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/ http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/#comments Sun, 11 Apr 2010 18:30:55 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/ Piękny gest w El Clasico! Konfrontacje Realu Madryt i FC Barcelony są dla Hiszpanów najważniejszymi spotkaniami Primera Division w ciągu całego sezonu. Są to mecze, na które czeka cała piłkarska Europa, które wzbudzają niezwykle wielkie emocje długo przed każdym ligowym starciem. Wczoraj obie jedenastki spotkały się 160. raz w historii, a konfrontacja obu ekip traktowana była jako mecz, który mógł rozstrzygnąć losy tytułu mistrzowskiego.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Real Madryt,

]]>
Piękny gest w El Clasico!
Konfrontacje Realu Madryt i FC Barcelony są dla Hiszpanów najważniejszymi spotkaniami Primera Division w ciągu całego sezonu. Są to mecze, na które czeka cała piłkarska Europa, które wzbudzają niezwykle wielkie emocje długo przed każdym ligowym starciem. Wczoraj obie jedenastki spotkały się 160. raz w historii, a konfrontacja obu ekip traktowana była jako mecz, który mógł rozstrzygnąć losy tytułu mistrzowskiego.

Dla polskich kibiców piłkarskich spotkanie to, do sobotniego poranka, miało charakter czysto piłkarski. Podobnie jak w pozostałych krajach Europy fani z napięciem oczekiwali pierwszego gwizdka sędziego tej jakże ważnej dla Primera Division rywalizacji. Obie jedenastki podchodziły do El Clasico z taką samą ilością punktów, dzielił ich tylko stosunek strzelonych i straconych bramek. Kibice w Polsce, Hiszpanii i całej Europie lub nawet świecie czekali na wielki pojedynek.

W sobotę rano nasze państwo doświadczyło ogromnej tragedii. Żałoba zapanowała w kraju nad Wisłą, a katastrofa, która wydarzyła się w Smoleńsku odbiła się głęboki echem na całym świecie, również w Hiszpanii.
W ciągu dnia podano informację, że spotkanie Gran Derbi Europa poprzedzone zostanie minutą ciszy z powodu tragedii jakiej doświadczyli Polacy. Hiszpanie w obliczu tak wielkiej katastrofy uczynili gest w stronę naszej ojczyzny. Pomimo informacji we wszystkich telewizjach na całym świecie, ludzie, kibice wszelkich zakątków globu, którzy oglądali ten mecz zatrzymali się na chwilę, wyciszyli i złączyli się razem z nami Polakami.

Co ciekawe hiszpańskie media poinformowały, że prezydent Lech Kaczyński zapowiadał, iż stawi się podczas sobotniego hitu, aby na żywo obejrzeć ten fascynujący spektakl. Dwie doby wcześniej jednak odwołał możliwy przyjazd, gdyż musiał stawić się w Katyniu…

Przed pierwszy gwizdkiem sędziego obie jedenastki Realu i Barcelony stanęły na środku boiska i oddały hołd zmarłym w katastrofie pod Smoleńskiem. Na trybunach zapanowała cisza. Piłkarze ze stolicy Hiszpanii założyli czarne opaski na znak jedności z naszymi rodakami. Chwila zadumy, a potem oklaski na Santiago Bernabeu… Był to moment, jakże krótki, ale niezwykle istotny i piękny dla nas, kibiców z Polski.

Zawodnikiem Realu Madryt jest bramkarz Jerzy Dudek. Niewielu kibiców wie, że w obliczu sobotniej tragedii to Polak poprosił władze Królewskich o minutę ciszy przed tak ważną konfrontacją w El Clasico. W rozmowie z Moniką Olejnik w tvn24 były goalkiper Liverpoolu podkreślił, że nikt z zarządu Bloncos nie robił problemu. Prezes Florentino Perez wraz ze swoimi pracownikami okazał wsparcie polskiemu bramkarzowi.

Gwiazdy światowego futbolu, którym na co dzień kibicujemy, obserwujemy przez chwilę zatrzymali się i oddali hołd nam pogrążonym w żałobie Polakom. Kiedy zobaczyłem ten moment bardzo się wzruszyłem, a spotkanie skończyło się dla mnie już po zakończeniu minuty ciszy. Byłem pod wrażeniem zachowania się ludzi, których tak naprawdę ta tragedia nie dotyczy, którzy pragnęli złączyć się razem w bólu z tymi, którzy w naszym kraju go przeżywają. Czasami bywa tak, że mecz poprzedzony jest minutą ciszy. Tym razem ten symbol wyciszenia był na tyle ważny dla nas polskich fanów futbolu, że dotyczył naszej ojczyzny, tragedii która doświadczyła ludzi z nad Wisły.

Należy wyrazić pełen szacunek dla kibiców, piłkarzy, zarządów klubów i hiszpańskiego świata piłkarskiego. Ten mały gest był niezwykle ważny dla Polaków. Gest, za który dziękujemy. Tragedie łączą, co pokazuje ten przypadek.

O spotkaniu Gran Derbi Europa napiszę tylko tyle, że FC Barcelona zwyciężyła wynikiem 2:0 po bramkach Messiego i Pedro.

[*] Pokój duszom, które poległy w tragedii pod Smoleńskiem…

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU. ZAPRASZAM!

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/feed/
W walce o półfinały… http://soccerlog.net/2010/04/05/w-walce-o-polfinaly%e2%80%a6/ http://soccerlog.net/2010/04/05/w-walce-o-polfinaly%e2%80%a6/#comments Mon, 05 Apr 2010 19:00:37 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2010/04/05/w-walce-o-polfinaly%e2%80%a6/ W walce o pólfinały... W stawce pozostało już tylko osiem ekip starego kontynentu. Po najbliższej środzie w tym ekskluzywnym gronie najlepszych drużyn Europy pozostaną tylko cztery teamy. Komu bliżej do półfinału Ligi Mistrzów? Kto ma większe szanse na przejście do kolejnej rundy Champions League? Przyjrzyjmy się najbliższym meczom ćwierćfinałowym i uczestnikom najbardziej prestiżowego turnieju drużyn klubowych na świecie.
»Czytaj dalej

Tagi: Arsenal FC, Bayern Monachium, CSKA Moskwa, FC Barcelona, Girondins Bordeaux, Inter Mediolan, Liga Mistrzów, Manchester United, Olympique Lyon,

]]>
W walce o pólfinały...
W stawce pozostało już tylko osiem ekip starego kontynentu. Po najbliższej środzie w tym ekskluzywnym gronie najlepszych drużyn Europy pozostaną tylko cztery teamy. Komu bliżej do półfinału Ligi Mistrzów? Kto ma większe szanse na przejście do kolejnej rundy Champions League? Przyjrzyjmy się najbliższym meczom ćwierćfinałowym i uczestnikom najbardziej prestiżowego turnieju drużyn klubowych na świecie.

FC Barcelona vs Arsenal Londyn
11.jpgPo fantastycznym spektaklu na Emirates Stadium, przez niektórych nazywanym najlepszym meczem Ligi Mistrzów od momentu powstania tych rozgrywek, wynik wciąż jest otwarty. Rewanż między tymi zespołami odbędzie się na Nou Camp, co daje przewagę Barcelonie. Własne boisko, ogromna liczba kibiców, która zasiądzie na trybunach to jest to, co powinno sprzyjać Katalończykom. Czy będziemy świadkami kolejnego wysokiego zwycięstwa podopiecznych Pepa Guardioli? Pamiętajmy jednak, że przeciwnikiem Blaugrany jest ekipa z północnego Londynu, prowadzona przez wysokiej klasy trenera, czyli Arsenal. Obie drużyny charakteryzuje to, że uwielbiają utrzymywać się przy piłce, wymieniać dużą ilość podań i wykonywać niekonwencjonalne zagrania. 22.jpgIstotnym aspektem wydaje się więc opanowanie środka pola… i tu pojawia się problem po stronie Arsenalu Londyn, otóż, kapitan Kanonierów – Cesc Fabregas nie wystąpi w powodu kontuzji w rewanżu na Nou Camp. Nie bez strat kadrowych nie jest również FC Barcelona, gdyż z powodu kartek nie zagrają Carles Puyol, jak również Gerard Pique. Można się spodziewać, ze obaj trenerzy przygotują ciekawe schematy taktyczne dla swoich piłkarzy, lecz pamiętajmy, że piłka nożna jest tak nieobliczalnym sportem, w którym nawet najlepsze merytoryczne przygotowanie drużyny, niekiedy „bierze w łeb” z peirw2szym gwizdkiem sędziego. Barca strzeliła dwa gole na wyjeździe, dlatego biorąc pod uwagę rewanż na własnym stadionie zdaje się być bliżej awansu do półfinału Ligi Mistrzów. Czy Katalończycy będą mieli okazję obronić tytuł sprzed roku? O tym przekonamy się już w najbliższy wtorek…
Typ Soccerlog.net: awans FC Barcelony

CSKA Moskwa vs Inter Mediolan
Po losowaniu par ćwierćfinałowych wydawało się, że Mediolańczykom trafiło się jak ślepej kurze ziarno, gdyż Rosjanie typowani są za „słabeuszy” tej rundy Ligi Mistrzów. 33.jpgNależy jednak pamiętać, że w Champions League nie ma lekkich i przyjemnych meczów na tym etapie rozgrywek i drużyna, która w nich uczestniczy nie jest tu przypadkowo. Przekonali się o tym piłkarze Jose Mourinho w pierwszym meczu z ekipą CSKA Moskwa. Niskie zwycięstwo (1:0 po golu Diego Milito – przyp. red.) pokazuje, że walka o półfinał nie będzie spacerkiem Mediolańczyków. Twardzi w swojej grze, jak również mądrze ustawieni taktycznie zawodnicy Leonida Słuckiego pokazali, że im również niezwykle zależy na awansie szczebel wyżej turnieju najlepszych drużyn starego kontynentu. 44.jpgRewanż odbędzie się w Moskwie, dlatego piłkarze Mourinho będą musieli zmierzyć się nie tylko z talentem piłkarzy CSKA, ale również z wielotysięczną grupą kibiców miejscowych. Inter to zespół, który ostatnio traci wiele punktów w Serie A, a jego forma z początku sezonu mocno się obniżyła. Rosjanie mają szansę pokonać Mediolańczyków, lecz będzie to niezwykle trudne zadanie, gdyż Inter jest teamem znacznie bardziej doświadczonym na arenie międzynarodowej, jak również posiada niezwykle charyzmatycznego i świetnego trenera w postaci Jose Mourinho. Piłka jest okrągła, a bramki są dwie mawiał Kazimierz Górski, dlatego w ostatecznym rozstrzygnięciem poczekajmy do ostatniego gwizdka sędziego. Czy CSKA Moskwa będzie czarnym koniem rozgrywek w tym sezonie Ligi Mistrzów?
Typ Soccerlog.net: awans Interu Mediolan

Girondins Bordeaux vs Olympique Lyon
55.jpgDwumecz obu zespołów można nazwać bratobójczym pojedynkiem, gdyż w ćwierćfinale Ligi Mistrzów stanęły naprzeciwko siebie dwie najlepsze francuskie drużyny ostatnich lat. Przed pierwszym starciem obu ekip trudno było wskazać faworyta, lecz po ponad 90 minutach pierwszego spotkania ćwierćfinałowego przekonaliśmy się, że drużyną lepszą w danym dniu był team Claude Puela. Piłkarze Lyonu wygrali dość gładko 3:1, po dwóch bramka Lisandro Lopeza i jednej Bartosa. Oczywistym faktem wydaje się więc, że to Olympique jest teraz faworytem awansu do ½ Ligi Mistrzów. Team Puela po wyeliminowaniu Realu Madryt jest wyraźnie rozpędzony na arenie europejskiej, jak również w lidze francuskiej, gdzie uzyskuje coraz lepsze rezultaty i goni z tabeli właśnie Bordeaux, które jest liderem Ligue 1. 66.jpgNadzieją dla kibiców drużyny Laurenta Blanca jest gra na własnym stadionie oraz gol strzelony na wyjeździe z pierwszego meczu. Może być to jednak zbyt mało na dobrze dysponowany w ostatnim czasie Olympique. Ligue 1 ma to do siebie, że w meczach francuskich ekip niekiedy padają bardzo zaskakujące wyniki, być może Girondins Bordeaux stanie na wysokości zadanie i pokona z Lyonu.
Typ Soccerlog.net: awans Olympique Lyonu

Manchester United vs Bayern Monachium
Po porażce United z Bayernem w pierwszym meczu, gdzie gol padł w ostatnich chwilach meczu, wielu dziennikarzy pisało o zemście Monachijczyków za finał Champions League z 1999 roku. 77.jpgBiorąc pod uwagę absencję Wayna Rooneya i porażkę Czerwonych Diabłów w ostatnim ligowym meczu z Chelsea Londyn coraz głośniej usłyszeć można, że faworytem najbliższego meczu tych drużyn są piłkarze Louisa van Gaala. Pomimo kryzysu w szeregach United należy pamiętać, że rewanż odbywa się na Old Trafford, gdzie piłkarze Sir Alexa Fergusona niesieni będą dopingiem „diabelskich” kibiców. Gol strzelony na wyjeździe pozwala na niewielkie zwycięstwo Manchesteru promujące tę drużynę do półfinału Champions League. Przypomnę, że United w ostatnich latach są bywalcem półfinałów Ligi Mistrzów i zapewne zawodnicy charyzmatycznego Szkota zrobią wszystko by po raz kolejny znaleźć się w gronie najlepszych czterech drużyn Europy. 88.jpgBayern na pewno będzie doskonale przygotowany taktycznie do meczu z Czerwonymi Diabłami. Trener Bawarczyków zdaje sobie sprawę, że to United musi zaatakować od samego początku, dlatego kibice Bayernu liczą na szybkie kontry Robbena i Riberego. Gwiazdy Fegusona będą chciały przełamać złą passę ostatnich wyników i awansować do zaszczytnego grona najlepszych drużyn Europy. Bayern po ostatniej wygranie z Schalke umocnił się na szczycie niemieckiej Bundesligi, co pokazuje, że Bawarczycy są w formie. Rewanż obu ekip zapowiada się fantastycznie.
Typ Soccerlog.net: awans Manchesteru United

Zdaniem Soccerlog.net pary półfinałowe wyglądać będą następująco: FC Barcelona – Inter Mediolan oraz Olympique Lyon – Manchester United. Typowanie teamów, które awansują do półfinału Ligi Mistrzów, jest tylko czystą spekulacją. O wszystkim przekonany się już w najbliższy wtorek i środę, kiedy to piłkarscy giganci wybiegną na murawy stadionów. Jedną z cech futbolu jest jego nieprzewidywalność, dlatego każde spotkanie tak elektryzuje kibiców i cały świat piłkarski. Pomimo tego, kibice czy dziennikarze lubią przed spotkaniem wybierać swoich faworytów i zwycięzców spotkań, dlatego zachęcam Wam do wypowiedzenia się i wskazania drużyn, które Waszym zdaniem awansują do ½ Champions League.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/04/05/w-walce-o-polfinaly%e2%80%a6/feed/
Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/ http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/#comments Sat, 23 Jan 2010 14:00:11 +0000 Kay http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/ Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych Wielkimi krokami zbliża się pierwszy w historii mundial na Czarnym Kontynencie. Chyba nigdzie nie wiąże się z tym turniejem większych nadziei niż w Hiszpanii.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Sevilla FC, Valencia CF, Villarreal,

]]>
Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych
Wielkimi krokami zbliża się pierwszy w historii mundial na Czarnym Kontynencie. Chyba nigdzie nie wiąże się z tym turniejem większych nadziei niż w Hiszpanii.

Hiszpański futbol przeżywa jeden z najlepszych okresów w historii, dopiero co Galacticos rozpalali wyobraźnię fanów na całym świecie zgarniając po drodze trzy Puchary Europy, by po krótkiej przerwie ich miejsce w wyobraźni fanów zajęła Barcelona, najpierw Ronaldinho i Rijkaarda, potem Messiego i Guardioli. Również kasując po drodze dwa Puchary Europy. Rok temu Barcelona już totalnie zdominowała europejski i światowy futbol, zdobywając bezprecedensowe 6 tytułów. W międzyczasie hiszpański futbol wypuścił fantastyczne pokolenie piłkarzy, które co prawda zawiodło na poprzednim mundialu, ale już dwa lata później w fantastycznym stylu wygrało Mistrzostwa Europy. Do Mistrzostw Świata przystępuje ze składem z gwiazdą światowego formatu na każdej pozycji. Na bramce Casillas, na prawej obrony Ramos, gdy w formie – absolutny top prawych obrońców, na lewej może trochę niedoceniany, ale bodaj najbardziej kompletny na świecie lewy obrońca Capdevilla, środek tworzyć będą oprócz Puyola – o którym powoli można mówić, jako najlepszym hiszpańskim obrońcy wszechczasów – Pique i Albiol, obaj w młodym wieku stanowiący o jakości obrony dwóch największych hiszpańskich klubów, środek pomocy jest aż przeładowany fantastycznymi piłkarzami – Iniesta, Xavi, Fabregas, Xabi Alonso, Senna. Lewe skrzydło to kapitalny Silva, a w ataku niesamowity duet Villa i Torres.
Czegoś brakuje w tej wyliczance? A i owszem – prawego skrzydłowego. Osoba mało obeznana z hiszpańskim futbolem mogłaby powiedzieć, że ta pozycja jest słabą stroną hiszpańskiej reprezentacji.
I cóż, faktycznie brakuje być może na tej pozycji absolutnej gwiazdy pierwszej wielkości, ale może być to związane z faktem, że świetnych kandydatów na tą pozycję jest aż nazbyt wielu – i decyzja, komu tą pozycję powierzyć może być jedną z trudniejszych, jakie będzie musiał podjąć del Bosque.
A spośród kogo będzie wybierał? Santi Cazorla, Jesus Navas, Pedro Rodriguez, Pablo Hernandez, Pedro Leon. Najstarszego (Cazorla) od najmłodszego (Pedro) dzielą raptem trzy lata. Wydanie pięciu tak utalentowanych zawodników na przestrzeni zaledwie trzech lat wystawia hiszpańskiej piłce fenomenalne świadectwo. Przyjrzyjmy się im z bliska.

Santiago Cazorla Gonazlez (Villareal, rocznik ‘84)
Najstarszy z piątki, bo 25-letni, zawodnik żółtej łodzi podwodnej, jako jedyny ma już na koncie spore doświadczenie reprezentacyjne. Wystąpił w La Furia Roja 24 razy i stanowił mocny punkt reprezentacji, która wywalczyła Mistrzostwo Europy. Szybki, kreatywny, wszechstronny (dwunożny), przebojowy. Jego problemem może być tegoroczna kontuzja, która na dłuższy czas wyłączyła go z gry. Podczas jego absencji aż nazbyt widoczny był jego wpływ na grę Villareal. Od jego powrotu żółta łódź podwodna gra dużo lepiej. Na swoim koncie ma też prestiżową nagrodę Don Balon dla najlepszego hiszpańskiego piłkarza roku 2007. Bardzo mocno interesuje się nim Real Madryt i Villareal musi się liczyć z tym, że być może będzie musiało się w nieodległej przyszłości rozstać ze swoją gwiazdą. Na pocieszenie w zamian konto żółtej drużyny zasili zapewne kilkudziesięciomilionowa suma. Świetny drybler, chociaż jego drybling, podobnie jak właściwie każdego prezentowanego tutaj zawodnika, opiera się nie tyle na samej technice panowania nad piłką na modłę brazylijską (czy portugalską, chciałoby się uszczypliwie rzec), ale raczej na świetnej motoryce, dynamice, refleksie i szybkości. Bez wątpienia mocny kandydat do wyjazdu do RPA.

Jesus Navas Gonazalez (Sevilla, rocznik ’85)
Navas jest chyba najciekawszym piłkarzem z całej piątki, najbliższym uzyskania statusu supergwiazdy światowej piłki. Pomimo zaledwie 24 lat na karku już od 5 lat jest podstawowym zawodnikiem Sevilli, z którą wygrał dwa Puchary UEFA, Superpuchar UEFA, Puchar Hiszpanii i Superpuchar Hiszpanii. Świetny drybling, dośrodkowanie, szybkość. Przy tym charakter i zdolność brania na siebie ciężaru gry w kluczowych momentach. Absolutna gwiazda La Liga, ale ten gitano, jak nazywa się Hiszpanów romskiego pochodzenia (co tłumaczy jego specyficzną urodę), ma też powszechnie znane problemy z dalszymi wyjazdami ze swojego rodzinnego miasta. Powodowały one u niego w przeszłości nieraz ataki paniki, z którymi piłkarz nie potrafił sobie radzić. Stąd debiut w reprezentacji miał miejsce dopiero w zeszłym roku. Jego przypadłość jest jednak dla Sevilli błogosławieństwem. Dopóki piłkarz całkowicie sobie ze swoim problemem nie poradzi, Sevilla nie musi się obawiać odejścia swojej gwiazdy. A zakusy na niego, bardzo konkretne, miała już Chelsea. Ostatnio jednak Navas wydaje się przezwyciężać swoje dolegliwości w związku z czym ma nadzieję na udział w Mundialu. Jeśli faktycznie skutecznie wygrał ze swoją słabością, wg. mnie jest głównym kandydatem do wyjazdu do RPA.

Pedro Rodriguez (Barcelona, rocznik ’87)
Będąc najmłodszy z całej piątki w tym sezonie zaliczył największy postęp. Już w zeszłym sezonie parę razy dawał próbkę swoich możliwości, wielu jednak wątpiło w jego potencjał do bycia podstawowym zawodnikiem Barcelony. Ja również nie byłem przekonany co do jego możliwości ale przed sezonem wróżyłem, że forma jego i Bojana będzie absolutnie kluczowa dla powodzenia Katalończyków w tym sezonie – gdyż stanowią oni jedyną alternatywę dla podstawowego ataku. Forma Pedro zaskoczyła chyba jednak wszystkich i faktycznie, nawet, jeśli nie jest regularnym zawodnikiem pierwszej 11-tki, to jest absolutnie kluczowym zawodnikiem Dumy Katalonii. Dość przytoczyć dobrze znany wyczyn Pedro polegający na zdobyciu bramki w 6 różnych rozgrywkach w tym roku, dodatkowo większość z nich miała fundamentalne znaczenie. To jego gol dał zwycięstwo w Superpucharze Europy oraz dogrywkę w finale Klubowych Mistrzostw Świata. Wchodząc z ławki dodaje grze Barcelony dynamiki, szybkości i witalności. Nieźle dośrodkowuje, w związku z czym może grać na prawej stronie ataku, ale też potrafi ścinać do środka i przebijać się przez gąszcz obrońców drużyny przeciwnej, co z kolei przydaje mu się kiedy gra na lewej stronie ataku. Do tego należy dodać świetne wykończenie. Jego ostatnia bramka w meczu z Sevillą zdaje się sugerować, że na treningach pilnie obserwuje poczynania Messiego. Jeśli tak, to nie mógł sobie obrać lepszego wzorca. W tym sezonie konsekwentnie podważa miejsce Henry’ego w wyjściowej jedenastce, i o ile Guardiola ciągle ufa doświadczeniu Francuza, jego nieprzekonywujące występy dają coraz większe szanse dla Pedro na wskoczenie do wyjściowego składu. Jego świetna forma w tym roku oraz fakt, że doskonale się sprowadza w roli rezerwowego zdolnego rozstrzygać mecze może doprowadzić do niespodziewanego powołania do reprezentacji na MŚ. Konkurencja jest duża, ale na dzień dzisiejszy to z całego towarzystwa to Pedro prezentuje najwyższą formę.

Pablo Hernandez (Valencia, rocznik ’85)
Przed sezonem osobom słabiej rozeznanym w hiszpańskiej piłce mogło się wydawać, że Valencia będzie miała w tym sezonie trzy atuty – Villa, Silva i Mata a później długo, długo nic. Nic bardziej mylnego, samego siebie przechodzi Ever Banega (taka dojrzałość w rozgrywaniu piłki w tak młodym wieku przywodzi na myśl tylko Iniestę i Fabregasa), ale listę atutów Valencii dopełnia jeszcze bez wątpienia Pablo Hernandez. Słynny jest z tego, że jak już strzela bramki, to zazwyczaj niezwykłej urody. A zmysł strzelecki ma dobry, do tego kolejny dynamiczny zawodnik, ze świetnym przyśpieszeniem, potrafiący zmieniać tempo gry. Mimo wszystko jednak na dzień dzisiejszy jego dokonania przyćmiewane są przez grę tych największych atutów Valencii a konkurencja jest mocna nawet do podstawowego składu drużyny. Kolejnym z długiej listy rewitalizowanych przez Emery’ego w tym sezonie piłkarzy jest Joaquin, który gra co najmniej solidnie. Kolejny zresztą hiszpański prawoskrzydłowy, ale jednak z innego pokolenia i bez większych szans na powołanie, stąd w tym wyliczeniu pominięty. Ale to Pablo jest przyszłością prawej flanki Valencii i kto wie, może po raczej nieuniknionym odejściu Villi i Silvy to on stanie się największą gwiazdą drużyny?

Pedro Leon (Getafe, rocznik ’86)
Zawodnik nieco inny od pozostałej czwórki. Tamci swoim wzrostem mieszczą się w przedziale 1,68 m (Cazorla) – 1,73 (Pablo). Tymczasem Pedro Leon mierzy 1,83 m. Oprócz tego gra w stosunkowo skromnym klubie, w porównaniu do pozostałej czwórki. Ale nie dajmy się zwieść, przeznaczeniem Pedro są kluby z europejskiej czołówki i boiska Ligi Mistrzów. Jeśli Pablo, Navas czy Cazorla odejdą ze swoich macierzystych klubów, jednym z pomysłów na zagospodarowanie pozyskanych dzięki ich sprzedaży funduszy będzie inwestycja właśnie w  Pedro Leona. Z całej piątki tylko on i drugi Pedro Rodriguez z Barcelony nie zadebiutowali jeszcze w reprezentacji, grając jednak w Getafe Pedro Leon nie ma zbyt wiele okazji by dawać pokaz swoich umiejętności przed Vicente del Bosque. A umiejętności ma niebanalne. Podobnie jak pozostali dysponuje znakomitą dynamiką i przyśpieszeniem, ale świetnie też radzi sobie jako rozgrywający popisując się dokładnymi podaniami. Poza tym zdecydowanie jest najlepszym wykonawcą rzutów wolnych spośród zaprezentowanej piątki. Brakuje mu właściwie tylko sprawdzenia się w składzie większego zespołu, w meczach przeciw najlepszym. Ale zapamiętajmy to nazwisko bardzo dobrze.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/feed/
Kryzys Barcy? Niedoczekanie! http://soccerlog.net/2010/01/16/kryzys-barcy-niedoczekanie/ http://soccerlog.net/2010/01/16/kryzys-barcy-niedoczekanie/#comments Sat, 16 Jan 2010 18:47:38 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2010/01/16/kryzys-barcy-niedoczekanie/ guardiola_josep.jpg Czy o kryzysie najlepszej drużyny świata AD 2009 może świadczyć odpadnięcie w Pucharze Króla z dobrze dysponowaną Sevillą? Albo trudności w wywalczeniu awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów po meczach na wschodzie Europy rozgrywanych w 15-stopniowym mrozie? Czy może wymęczone bądź co bądź zwycięstwo u siebie z najgroźniejszym (może nawet jedynym) rywalem do tytułu Mistrza Hiszpanii? Takie symptomy przedstawiają eksperci i obserwatorzy futbolu, którzy już od jakiegoś czasu upatrzyli sobie Barcę za cel przewidywań, jakoby jej epoka, trwająca zaledwie rok, odchodziła w zapomnienie.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Josep Guardiola,

]]>
guardiola_josep.jpg
Czy o kryzysie najlepszej drużyny świata AD 2009 może świadczyć odpadnięcie w Pucharze Króla z dobrze dysponowaną Sevillą? Albo trudności w wywalczeniu awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów po meczach na wschodzie Europy rozgrywanych w 15-stopniowym mrozie? Czy może wymęczone bądź co bądź zwycięstwo u siebie z najgroźniejszym (może nawet jedynym) rywalem do tytułu Mistrza Hiszpanii? Takie symptomy przedstawiają eksperci i obserwatorzy futbolu, którzy już od jakiegoś czasu upatrzyli sobie Barcę za cel przewidywań, jakoby jej epoka, trwająca zaledwie rok, odchodziła w zapomnienie.

Muszę przyznać, że sytuacja Dumy Katalonii jest o wiele trudniejsza, niż była ona w tym samym punkcie ubiegłego sezonu. Szansa na obronę wszystkich trofeów została pogrzebana, a oddech Realu jest coraz bardziej odczuwalny na plecach Guardioli i spółki. Nie można jednak powiedzieć, że rok wypełniony samymi sukcesami zupełnie pozbawił zawodników woli walki i głodu sukcesów. Te cechy mieli zapewnić i zaszczepić u kolegów nowi gracze (przede wszystkim Ibrahimović) oraz ci, którzy nie mieli takiego udziału w zwycięskim sezonie 08/09, a dopiero teraz coraz bardziej upominają się o swoje (Pedro, Keita). Piłkarsko drużyna nie straciła na wartości, brakuje jej za to czasem świeżości – jest to chyba sytuacja naturalna po takim natłoku obowiązków, spotkań, rozgrywek, w których brał udział klub.
O ile ten sezon powinien skończyć się po myśli włodarzy z Camp Nou, to pojawiają się przed nimi problemy bardziej długofalowe. Wprawdzie nie będą one leżały na głowie obecnego prezesa Joana Laporty, bo odbywające się w czerwcu wybory ustanowią nowe władze, ale chce on już teraz podpisać nowy kontrakt z Pepem Guardiolą – obecny wygasa po zakończeniu obecnego sezonu. Twórca sukcesu obecnej Barcy wciąż waha się z sygnowaniem umowy, raz za razem podsuwanej przez przedstawicieli zarządu. Mówi, że jego decyzja uzależniona jest od wyników wspomnianych wyborów. Nie należy mu się dziwić, gdyż w chwili obecnej nie wie, z kim przyjdzie mu pracować od tego lata.
Jeśli chodzi o zawodników, których wymienia się w kontekście przybycia na Camp Nou, sympatycy FCB nie mają prawa narzekać. Jeśli bowiem coraz bardziej chimerycznego Thierry’ego Henry zastąpi chociażby David Silva czy Robinho, gra powinna układać się jeszcze lepiej. Wystarczający do zapełnienia luki po Francuzie może być także eksplodujący talent Pedro Rodrigueza bądź też wszechstronność Andresa Iniesty, którego dotychczasowe miejsce zająłby w takim przypadku na przykład Cesc Fabregas. Reszta składu to już naprawdę najwyższa klasa światowa, a Xavi i Puyol, pomimo trzydziestki na karku, wciąż stanowią o sile zespołu.
Wymienianie tego typu argumentów na siłę Barcy można by kontynuować, uważam jednak, że Czytelnicy są spostrzegawczymi obserwatorami piłki nożnej. Tych, którzy wciąż nie wierzą, że Duma Katalonii wcale nie leci po równi pochyłej w dół, a nawet ma się bardzo dobrze, zapraszam na dzisiejszy, kolejny już w ostatnim czasie, mecz z Sevillą. Kibice na Camp Nou na pewno uskrzydlą asów Guardioli, a ci pokażą, że Europa wciąż musi się ich bać.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/16/kryzys-barcy-niedoczekanie/feed/
Wszyscy szczęśliwi po Gran Derbi http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/ http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/#comments Tue, 01 Dec 2009 10:06:22 +0000 Kay http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/ zlatan_ibrahimovic2.jpg Real i Barca, Barca i Real. Ying i Yang, awers i rewers, noc i dzień, biel i czerń, miłość i nienawiść. Kluby żyjące w unikalnej na skalę światową symbiozie. Kluby, które definiują się nawzajem. Kluby, których kibice się nienawidzą, ale którzy nie mogli by żyć bez siebie nawzajem. Ale także kluby, żyjące w przedziwnej relacji. Relację tą można określić jako kryzysowe sprzężenie zwrotne. Gdy jedno idzie w górę, drugie idzie w dół. Ciężko, żeby było inaczej, gdy oba kluby praktycznie dzielą miedzy sobą mistrzostwa Hiszpanii. Drugie miejsce to zawsze porażka.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Real Madryt,

]]>
zlatan_ibrahimovic2.jpg

Real i Barca, Barca i Real. Ying i Yang, awers i rewers, noc i dzień, biel i czerń, miłość i nienawiść. Kluby żyjące w unikalnej na skalę światową symbiozie. Kluby, które definiują się nawzajem. Kluby, których kibice się nienawidzą, ale którzy nie mogli by żyć bez siebie nawzajem.

Ale także kluby, żyjące w przedziwnej relacji. Relację tą można określić jako kryzysowe sprzężenie zwrotne. Gdy jedno idzie w górę, drugie idzie w dół. Ciężko, żeby było inaczej, gdy oba kluby praktycznie dzielą miedzy sobą mistrzostwa Hiszpanii. Drugie miejsce to zawsze porażka.

Sukces jednego to zawsze kryzys drugiego. Jeśli jedno gra coraz lepiej, to drugie gra coraz gorzej. Kiedy u jednych właśnie na krzywej wznoszącej jest nowy zwycięski skład, wtedy u drugich na krzywej opadającej jest skład już zgranych mistrzów. Tak następowały po sobie ery Dream Teamu, Realu Valdano i Capello, Barcy van Gaala, Galacticos, Barcy Rijkaarda i Ronaldinho, Realu Capello i Schustera a w zeszłym sezonie znowu w górę szła Barca Guardioli, a Real w dół. Dwie sinusoidy, z których gdy jednak osiąga maximum, druga sięga minimum.

Logika wydawała się nieubłagana – nastał czas Barcelony. Cóż można było uczynić by się wyrwać z tego zaklętego kręgu? Musiało to być coś spektakularnego, coś szalonego, co dotąd nie miało jeszcze miejsca. Perez jak na biznesmena przystało nie wysilał się zbytnio i stwierdził, że efekt taki dać może tylko jedno – wydanie absolutnie bezprecedensowej ilości pieniędzy…

I faktycznie. W tym sezonie zaklęty krąg został przerwany. Na fali jest i Barca, i Real, rzecz praktycznie bez precedensu w ostatnich latach.

Barca jest ciągle niesiona ogromem sukcesu z poprzedniego sezonu. Ktoś powie, że już aż tak nie dominuje. Że tacy bohaterowie ostatniego sezonu jak Messi, Iniesta, Xavi czy Toure obniżyli nieco loty. Tak, to prawda. Ale teraz Barca jest też mądrzejsza. To już nie jest może ta sama drużyna niesiona entuzjazmem, ciesząca się swoją na nowo odkrytą potęgą, gotowa prowadząc czterema bramkami do przerwy po niej rzucić się na rywala z jeszcze spotęgowaną pasją. Teraz ta drużyna dojrzała. Wie, że musi rozłożyć siły na cały długi i ciężki sezon. Że za 1:0 punktów jest dokładnie tyle samo, co za 6:2. Że czasem warto uważniej zagrać z tyłu, wtedy nie trzeba będzie liczyć na wysoką skuteczność napastników. Że dobrze wyćwiczone schematy rzutów rożnych mogą pozwolić wygrać, gdy inne rozwiązania okażą się nieskuteczne. I nawet jeśli gra Barcelony jest nieco mniej efektowna (ale przecież wciąż hipnotyzująca i urzekająca! Jakież niebotyczne standardy sobie Barca wyznaczyła zeszłym sezonem…) niż rok temu, to rezultaty są co najmniej tak samo dobre. Małe perturbacje wywołał Rubin Kazań w Lidze Mistrzów, poza tym jednak Barcelona wygrywa każdy ważny mecz. Wygrała Superpuchar Europy i Hiszpanii, z 12 pierwszych meczy wygrała 9, zremisowała 3. Wygrała prestiżowy dwumecz z Interem i przedwczoraj El Clasico z Realem. Jeśli bohaterowie zeszłego sezonu są nieco zmęczeni, ciężar gry gotowi są przyjąć tacy zawodnicy jak Keita i Pedro, w zeszłym sezonie pozostający w cieniu kolegów.

No i w końcu jest plan B. Plan B nazywa się Ibrahimovic i wydaje się mieć ogromne szanse na zostanie mega gwiazdą drużyny na równych prawach jak Messi. Wnosi do gry dodatkowy polot, nowe pomysły, nowe możliwości. Stanowi w końcu sensowny cel dla dośrodkowań Alvesa czy Xaviego.

Real natomiast wyniki uzyskiwał dotąd niegorsze. Ale nie mógł korzystać z takiego kredytu zaufania, jakim obdarzana jest Barcelona. Każde niepewne zwycięstwo natychmiast znajdowało się pod lupą i szukano w nim przesłanek, świadczącym o niechybnym upadku projektu Pereza. Bo przecież „zwycięstw nie da się kupić”, „pieniądze nie grają”, „w piłce liczy się coś więcej niż tylko pieniądze”. Wszystko to prawda. Ale z tymi pieniędzmi jest jednak dużo łatwiej. Tak jak łatwiej jest mając w składzie Cristiano Ronaldo, Kakę czy Xabiego Alonso. Być może nawet czasem Realowi było zbyt łatwo.

Większość przeciwników dotychczas Real był w stanie odprawić nie wysilając się zbytnio. Wystarczała sama klasa piłkarzy. Trudno oczekiwać zdyscyplinowanego realizowania założeń taktycznych, gdy widać, że sami indywidualnymi błyskami da się wygrać większość meczów. Niewiele miał też okazji Pellegrini by faktycznie sprawdzić swoje założenia taktyczne w boju. Real wygrywał bez względu na to czy taktyka była dobra, czy zła. Z wyjątkiem jednakże tych najbardziej prestiżowych starć, jak te z Sevillą czy z Milanem. Dopiero w starciu z największymi miał okazję Pellegrini faktycznie zweryfikować zasadność swoich koncepcji. Ustalanie odpowiedniej taktyki szło powoli, ale po wczorajszym meczu widać, że Pellegrini idzie w dobrym kierunku. I z grą Realu powinno być tylko lepiej.

Pellegrini w końcu dotarł do wydawałoby się oczywistego ustawienia dla Realu. 4-5-1 układa się niemal samo, Pepe z Albiolem przed Casillasem, Arbeloa z Ramosem po bokach, dwójka pivotów w postaci Xabiego i Lassa, przed nimi jako mediapunta Kaka, na jednym ze skrzydeł Ronaldo. Na drugim Marcelo lub Higuain, w ataku Higuain/Benzema, być może Ruud. Gra nastawiona na szybkie kontry. Akcje kończone po góra 4-5 podaniach. Dynamika, szybkość, precyzja. Od przedwczorajszego meczu to wszystko wydaje się być jasne jak słońce. Przedwczoraj po raz pierwszy Real sprawiał wrażenie, że wie jak ma grać, że ma swój styl, że w grze piłkarzy galaktycznej drużyny jest sens. Jedyne czego wczoraj brakowało to goli, ale poprawę stylu gry odczuli wszyscy. Real stworzył więcej groźnych sytuacji, w pierwszej połowie wcale nie ograniczajał się do murowania bramki ale podjął równorzędną walkę – rzecz na Camp Nou widziana tak rzadko jak niedokładne podanie Xaviego.

Tajemnicy coraz lepszej formy szukałbym w jeszcze jednym aspekcie – będą w pełni świadom, że narażam się na święte oburzenie kibiców Blancos. Niestety, na dzień dzisiejszy im dalej od składu są Raul i Guti, tym dla drużyny lepiej. Raul to już nie jest zawodnik, który może pociągnąć zespół, który dawałby coś ekstra drużynie mierzącej w zwycięstwo w La Liga i Lidze Mistrzów. Jego chwała już minęła, ale ciężko też powiedzieć, żeby jego obecność na boisku specjalnie wpływała na jego kolegów z zespołu. Tacy zawodnicy jak Cristiano Ronaldo tak naprawdę z boiska już nie pamiętają wielkiego Raula. Szacunek, owszem, trzeba okazać, jak nie przymierzając weteranom Powstania Warszawskiego, ale ciężko oczekiwać, że Raul będzie w takiej formie inspirował nowych piłkarzy. A sam fakt bycia Raulem nie czyni z niego od razu lidera. Szczególnie, że cierpliwie czeka na swoją kolej kapitan reprezentacji Hiszpanii Casillas. O ile może też nie jest dominującym charakterem, jak i nie był nim Raul, tak jego postawie nigdy nie można było nic zarzucić, a jego forma ciągle często jest inspiracją dla kolegów.

Oczywiście Real ostatecznie mecz z Barceloną przegrał. Ale dzięki dobrym wcześniejszym rezultatom jest tylko dwa punkty w tabeli za Barceloną. Jak na razie Real punkty tracił tylko tam gdzie można było sobie na to pozwolić. Każda drużyna w La Liga musi kalkulować stratę punktów na Sanchez Pizjuan i Camp Nou. Remis na wyjeździe z rewelacją sezonu – Sportingiem Gijon – też ujmy nie przynosi.

A odtąd Real może grać tylko lepiej. Jeśli nie straci dystansu w najbliższym czasie, w późniejszej części sezonu będzie łatwiej. W tej rundzie wszystkie ciężki mecze Real gra na wyjeździe. Na razie wygrał z Villareal i Atletico. Przegrał z Sevillą i Barceloną. Ale w drugiej rundzie wszystkie te mecze zagra u siebie. A jak poradzi sobie Barcelona z wyjazdami na El Madrigal i Vicente Calderon (żółta łódź podwodna w końcu się przecież odrodzi, a i Atletico ma szansę pod Quique Floresem zacząć sezon od nowa) nie wspominając o Sanchez Pizjuan i Santiago Bernabeu? Do tego dojdzie Barcelonie bagaż w postaci męczących Klubowych Mistrzostw Świata (tym razem na szczęście nie w Japonii a w Zjednoczonych Emiratach Arabskich) oraz meczów w Copa del Rey. Ciężko Realowi było przełknąć kompromitację z Alcorcon, ale to może by swoiste blessing in disguise, jak mawiają Anglicy. Znaczenie Copa del Rey dla Barcy i Realu ma co najwyżej jako dodatkowa perła w potrójnej koronie, bo samodzielne znaczenie ma znikome. A dzięki szybkiemu pożegnaniu się z pucharem Real zachowa siły na te rozgrywki, które faktycznie się liczą. Copa del Rey i KMŚ to dobre kilka tygodnii, w których gdy Real będzie grał jeden mecz, a przez resztę tygodnia się regenerował, to Barcelona będzie grała bez przerwy co trzy dni.

Czy w takim razie Barcelona powinna się martwić? Formą Realu – być może, ale swoją – na pewno nie. Wczoraj dała popis znakomitej gry w defensywie, Pique i Puyol potwierdzili, że tworzą najlepszą parę środkowych obrońców jakich miała Barcelona od wielu lat, sam Pique urasta do rangi jednego z najlepszych środkowych obrońców (i to już w wieku 22 lat! jak na obrońcę to przecież jeszcze żółtodziób). Valdes gra najlepszy sezon w karierze i bez wątpienia to jemu pozycja golkipera nr 3 w reprezentacji należy się bardziej niż Diego Lopezowi. Alves cały czas się rozwija i o ile ciężko, żeby był jeszcze lepszy w ofensywie, o tyle nie można nie zauważyć jego coraz lepszej gry defensywnej. No i Zlatan swoją postawą postawił najlepszy komentarz do popularnej tezy, jakoby nie potrafił grać w dużych meczach. Owszem, potrafi, nawet w tym największym z klubowych meczów.
A wszystko to przy wracających po kontuzji Messim i Ibrahimovicu. Jeśli szukać powodów do zmartwień, to wskazać można na dyspozycję Henry’ego. Jego czas w Barcelonie i wielkiej piłce wydaje się dobiegać końca szybciej, niż się zdawało.

I tak oto mamy nasz paradoks. Real przegrał, Barcelona wygrała – ale na ten moment wszyscy są zadowoleni. Na fali wznoszącej jest i Real, i Barca. To zapowiada pasjonującą walkę do ostatniego meczu. Czy tym ostatnim będzie spotkanie na Santiago Bernabeu? Niewykluczone.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/feed/
Powtórki z Bernabeu nie będzie http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/ http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/#comments Sat, 28 Nov 2009 20:06:54 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/ Powtórki z Bernabeu nie będzie Gdy kibice na całym świecie ostrzą sobie zęby na jutrzejszy pojedynek Barcelony z Realem, zwany Derbami Europy, ci kibicujący Dumie Katalonii życzą sobie powtórki z poprzedniego sezonu, kiedy to Real dwukrotnie musiał uznać wyższość rywali i dał upokorzyć się przed własną publicznością 2-6. Nie wróżę jednak powtórki z rozrywki - podopiecznym Pepa Guardioli na pewno będzie grało się zdecydowanie inaczej, z powodu drobnych zmian w składzie, ale i trudniej, ze względu na poważne wzmocnienia i bardzo dobrą formę Królewskich w tym sezonie.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Josep Guardiola, Primera Division, Real Madryt,

]]>
Powtórki z Bernabeu nie będzie
Gdy kibice na całym świecie ostrzą sobie zęby na jutrzejszy pojedynek Barcelony z Realem, zwany Derbami Europy, ci kibicujący Dumie Katalonii życzą sobie powtórki z poprzedniego sezonu, kiedy to Real dwukrotnie musiał uznać wyższość rywali i dał upokorzyć się przed własną publicznością 2-6. Nie wróżę jednak powtórki z rozrywki – podopiecznym Pepa Guardioli na pewno będzie grało się zdecydowanie inaczej, z powodu drobnych zmian w składzie, ale i trudniej, ze względu na poważne wzmocnienia i bardzo dobrą formę Królewskich w tym sezonie.

Kupno Zlatana Ibrahimovicia, pomimo iż ogólnie wyszło Barcy chyba na dobre, zabiera Guardioli możliwość manewru, który wykonał przy poprzednim starciu z madrytczykami. Gdy w maju tego roku na Bernabeu wystawił Samuela Eto’o na skrzydle, a Lionela Messiego w środku ataku, żeby pomagał w rozgrywaniu Xaviemu i Inieście, w trójkę roznieśli oni pomoc i obronę Realu na strzępy. Szwed jest jednakże zawodnikiem o innej charakterystyce, dlatego możliwe jest, że szkoleniowiec Barcy przygotuje Manuelowi Pellegriniemu i jego drużynie inną niespodziankę. W związku ze wzrostem Ibry, otwiera się wiele możliwości, chociażby długie podania obrońców kierowane w pole karne, gdzie Szwed zgrywałby piłkę głową do któregoś z wchodzących partnerów.
Kilka posunięć, które rok temu wydawałyby się nie do pomyślenia, dziś nie byłyby już tak dziwne. Pellegrini może bowiem spodziewać się, że Guardiola desygnuje do gry chociażby Seydou Keitę zamiast Andresa Iniesty, który w takiej sytuacji zająłby miejsce Thierry’ego Henry’ego na lewej stronie ataku. Francuza na jego pozycji zastąpić może także strzelający masę ważnych goli młody Pedro Rodriguez. Któreś z tych rozwiązań Pep zapewne wcieli w życie, zważając na nie najlepszą ostatnio formę negatywnego bohatera meczów barażowych o Mistrzostwa Świata. Keita mógłby pomóc w neutralizowaniu Xabiego Alonso, Cristiano Ronaldo czy Kaki, podczas gdy ciężar rozgrywania przeniósłby się na skrzydła (Messi i Iniesta, wspomagani ze środka przez Xaviego), co byłoby zrozumiałe przy zdarzającej się czasem niefrasobliwości Sergio Ramosa oraz niezbyt wysokiej formie i umiejętnościach w ogóle Alvaro Arbeloy.
Do różnic w grze w porównaniu do tej przed rokiem zaliczyłbym jeszcze kilka elementów. Kolejny plus Ibrahimovicia – lepsze od Eto’o umiejętności techniczne i przegląd pola pozwalają na kreowanie gry przez większą liczbę zawodników, a to chyba największy atut Dumy Katalonii. Xavi i Iniesta nie mają sobie bowiem równych w tym fachu, a gdy dodamy do tego jeszcze chociażby Lionela Messiego i Serio Busquetsa czy wspomagającego ich często z linii defensywy Gerarda Pique, potencjał ofensywny drużyny jest naprawdę ogromny, o czym wiedzą chyba wszyscy. O wiele pewniej gra także Eric Abidal – we wtorkowym meczu z Interem był jednym z najjaśniejszych punktów drużyny. Poza wspomnianym Henrym wszyscy inni zawodnicy, także z Realu, znajdują się w naprawdę dobrej formie, przez co mecz powinien stać na wysokim poziomie.
Pomimo tych kilku elementów w grze Barcy, które uległy poprawie, będzie to naprawdę ciężki mecz. Oba zespoły potrzebują wygranej, żeby zadowolić kibiców oraz działaczy, a pozycja w tabeli będzie w dużej mierze zależeć od wyniku tego spotkania. Różnica jest niewielka i tak prawdopodobnie będzie przez większą część sezonu, także utarcie nosa rywalowi pozwoli na chwilkę oddechu przed ostatecznymi rozstrzygnięciami Ligi Mistrzów oraz dalszą batalią ligową. Uważam, że wygra Barca, ale na pewno po innym meczu, niż miało to miejsce w maju w Madrycie.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/feed/
Pan na Camp Nou http://soccerlog.net/2009/10/12/pan-na-camp-nou/ http://soccerlog.net/2009/10/12/pan-na-camp-nou/#comments Mon, 12 Oct 2009 21:41:52 +0000 Kay http://soccerlog.net/2009/10/12/pan-na-camp-nou/ Pan na Camp Nou Końca dobiega druga a zarazem ostatnia kadencja Joana Laporty na stanowisku prezydenta klubu. Za nami ostatnie już letnie okno transferowe z udziałem Laporty i za pewne ostatni już jego spektakularny transfer. Można więc się już pokusić o podsumowanie jego prezydentury. A gdyby tak… podsumować ją jednym słowem? Moja odpowiedź brzmiałaby: asekuranctwo.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Joan Laporta,

]]>
Pan na Camp Nou

Końca dobiega druga a zarazem ostatnia kadencja Joana Laporty na stanowisku prezydenta klubu. Za nami ostatnie już letnie okno transferowe z udziałem Laporty i za pewne ostatni już jego spektakularny transfer.

Można więc się już pokusić o podsumowanie jego prezydentury. A gdyby tak… podsumować ją jednym słowem? Moja odpowiedź brzmiałaby: asekuranctwo.

Zacznijmy od tego, że Laporta jest rzadkim przykładem prawnika pośród sterników wielkich klubów. Nie jest to fakt bez znaczenia. Większość prezydentów klubów to odnoszący sukces biznesmeni (Moratti, Berlusconi, Perez, Roig) z ich wszystkimi wadami i zaletami. Prawnik to jednak postać z innej gliny ulepiona. Racjonalni do boju, nie lubią zaprzątać sobie głowy mrzonkami, z rzadka bywają wielkimi wizjonerami, nie lubią podejmować zbytniego ryzyka. I te cechy charakteru odbiły się na stylu prezydentury Laporty. Na plus i na minus.

Laporta najwyraźniej jako cel postawił sobie bycie tak racjonalnym prezydentem jak tylko się da. Nie oczekiwał natychmiastowego sukcesu, mierzył siły na zamiary, wiedział, że tylko cierpliwością odbuduje klub pogrążony w wywołanym przez Gasparta kryzysie.

Znakiem firmowym miały zostać udane transfery, które przez dwa pierwsze sezony całkowicie odmieniły zespół. Ciężko powiedzieć by te transfery wynikały z geniuszu i znajomości piłki przez Laportę (i Rosella o czym później). Były one do bólu… no właśnie – racjonalne. Ronaldinho był tuż po przełomowych dla siebie MŚ w Korei i Japonii, ale ciągle był zawodnikiem PSG a w związku z tym był do kupienia za relatywnie niewielką kasę. Nie był jeszcze ani medialny, ani specjalnie znany szerokiej publice – na pewno nie mógł w tym momencie uchodzić za odpowiednika „galaktycznych transferów”. Jego potencjał czysto sportowy nie budził już jednak dla nikogo wątpliwości.

Tym tropem dokonywano kolejnych transferów. Piłkarze wybijający się w klubach o niższym statucie, o niekwestionowanych umiejętnościach, ale jeszcze o parę kroków do zostanie wielką gwiazdą piłki nożnej. Tymi tropami dokonywano transferów Eto, Deco, Giuly’ego, Edmilsona czy van Bommela. To były stosunkowo bezpieczne transfery – kolejny przejaw asekuracyjności Laporty?

Odważne decyzje transferowe to dopiero kampania o pozyskanie Henry’ego, ale tę fanaberię Laporta zrównoważył sobie trzema ultra-racjonalnymi transferami Abidala, Milito i Toure. Zresztą typowymi transferami Laporty – wysokiej klasy zawodnicy ale za wysoką sumę (wyjątek: Toure). Z rzadka tylko Laporcie trafiał się dobry transfer za niewygórowaną kwotę, a właściwie tylko dwa – Pique i Toure.

Podobną racjonalno-asekurancką taktykę Laporta przyjął odnośnie trenerów. Rijkaard miał aż dwa pełne sezony by odbudować zespół nieustannie się od zwycięstwa w Paryżu pogrążający – luksus, który szansę zaznać mają tylko nieliczni. Ale też i Rijkaard długo był popularny –  w końcu zdobył upragniony, drugi w historii klubu, Puchar Europy. Miał charyzmę, sympatię piłkarzy i kibiców. Laporta podjął decyzję o zwolnieniu go dopiero, kiedy Camp Nou się od Rijkaarda ostatecznie odwróciło. Czy Laporta chciał się go pozbyć wcześniej, ale bał się reakcji socios, ciągle stojących murem za Rijkaardem? A może chciał jeszcze dać mu czas, ale z kolei po porażce z Realem 4:1 bał się już gniewu kibiców? Jedno czy drugie – znowu wychodzi asekuranctwo Laporty.

Kolejnym testem dla Laporty była decyzja o wybraniu następcy Rijkaarda. Asekuranctwo asekuranctwem, ale tu ujawnia się też inna strona charakteru Laporty – pragnienie władzy. Dlatego Laporta (w czym podobny jest do swojego wielkiego adwersarza – Pereza) bał się postawienia na wielkie trenerskie nazwiska. Takie, które mają prawo żądać wpływu na podejmowane decyzje. Żeby zrekompensować kibicom brak uznanego nazwiska, grzebał wśród były graczy cieszących się dużym szacunkiem. Laudrup, Blanc, pewnie najmocniejszym kandydatem byłbym Koeman gdyby nie to, że właśnie się skompromitował w Valencii (dzięki Ci Panie Boże żeś nas od niego uchronił…). Ostatecznie, z błogosławieństwem Cruyffa, postawiła na absolutnego idola Camp Nou, trenera Barcelony B z którą akurat awansował do Segunda BGuardiolę. Wiedział, że o taki wybór nikt nie może mieć do niego pretensji. Nie przypadkiem wspominam tutaj innego idola ludu – Cruyffa. Laporta posłusznie i z uwagą słuchał słów holenderskiej szarej eminencji Camp Nou. Wiedział, że konflikt z Cruyffem to dla każdego prezydenta Barcelony duży problem. A że z natury jest racjonalny i asekurancki, to z szacunkiem odnosił się do każdej opinii boskiego Johana.

To nas doprowadza do ostatniego okna transferowego. Jak z asekuranctwem i racjonalnością Laporty pogodzić wymianę Eto i 40 mln euro na Ibrę? Ta transakcja żadną miarą nie była ani racjonalna, ani asekurancka. Odważny ruch, który mógł okazać się tylko albo absolutnym sukcesem, albo absolutną klapą. Transfer zupełnie nie w duchu Laporty.

Bo to i nie był jego transfer. To był transfer Guardioli. Guardiola po ostatnim sezonie ma już status półboga (pół?) na Camp Nou. Laporta pewnie wolałby kosmetyczne zmiany przy zachowaniu trzonu zespołu, tak jak było po ostatnim zdobyciu Pucharu Europy. A już na pewno chciałby pozostania Eto – z którym zawsze był blisko związany. Ale Guardiola postawił sprawę jasno – stwierdził, że chce się pozbyć Kameruńczyka. Laporta zagrał więc na alibi – spełnił zachcianki Pepa w postaci transferu Ibrahimovica i Czygryńskiego bez szemrania. Warto tutaj dodać, że dotychczas trenerzy w kwestii transferów mieli głos co najwyżej doradczy. Rijkaard podawał tylko pozycje wymagające wzmocnienia. Tymczasem Guardiola podaje nazwiska – i je otrzymuje. Bez względu na cenę. Ale w domyśle Laporta chciał nam przekazać, że to Pep bierze za nie odpowiedzialność. Jak i za postawę zespołu w nowym sezonie. Co prawda Pep chciał więcej zawodników – przynajmniej jeszcze pomocnika, ale koszty spełnienia jego dwóch zachcianek były takie, że już o więcej prosić nie mógł. Była to kolejna asekurancka zagrywka Laporty, kolejne przerzucenie odpowiedzialności.

Tak więc oto mamy prezydenta technokratę – asekuranckiego, przewidywalnego, bojącego się odpowiedzialności, a z drugiej strony żądnego władzy i popularności.

Najlepszego w historii klubu.

Bo kluby piłkarskie lubią stabilność i przewidywalność. Lubią ciągłość, a nie lubią drastycznych decyzji. Lubią prezydentów, którzy delegują decyzję na osoby naprawdę znające się na danych kwestiach. Wizjonerstwo i bogata wyobraźnia prezydenta to nie zawsze dla klubu pożądane cechy. Laporta przede wszystkim potrafił się otaczać odpowiednimi ludźmi. Takimi jak chyba najmocniejszy kandydat na przyszłego prezydenta klubu – Sandro Rosell. Co prawda konflikt sprawił, że tylko dwa lata trwała współpraca, ale przez te dwa lata Rosell do spółki z Laportą przebudowali kompletnie drużynę.

Klub zostawia jako trzeci najbogatszy na świecie, z mocną kadrą, świetnie zorganizowanym szkoleniem młodzieży, najbardziej utalentowanym trenerem młodego pokolenia. Oby jego następca nie roztrwonił tego dziedzictwa.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/12/pan-na-camp-nou/feed/
Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/ http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/#comments Tue, 29 Sep 2009 10:52:39 +0000 Uleslaw http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/ Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci Trzy kolejki w dwa tygodnie – to był wariacki okres dla fanów Primera Division. 19 meczów do obejrzenia na żywo, więc najwytrwalsi przy telewizorach i monitorach komputerów spędzili 1710 minut. Było warto – za nami już przecież 13% sezonu! Czas na wspomnienia i refleksje – dziś pod lupę wzięta zostanie Wielka Szóstka.
»Czytaj dalej

Tagi: Atletico Madryt, FC Barcelona, Real Madryt, Sevilla FC, Valencia CF, Villarreal,

]]>
Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci
Trzy kolejki w dwa tygodnie – to był wariacki okres dla fanów Primera Division. 19 meczów do obejrzenia na żywo, więc najwytrwalsi przy telewizorach i monitorach komputerów spędzili 1710 minut. Było warto – za nami już przecież 13% sezonu! Czas na wspomnienia i refleksje – dziś pod lupę wzięta zostanie Wielka Szóstka.


Real Madryt,

czyli wciąż czekający na dobry mecz lider

Ronaldo, pomoc i hibernacja

Grasz z Realem? Nie prześpij pierwszych dwóch minut i nie dopuść Ronaldo do strzału. Zapomnisz się i nierozgrzany bramkarz spóźni interwencję. Zasady tej nie znali piłkarze Xerez oraz Villarreal, więc po minucie mieli już co odrabiać. Królewscy grają jednak fair – jakby trochę zasmuceni szybkim prowadzeniem oddają inicjatywę rywalom, zasypiając na dobre 2/3 spotkania. Turystyczno-spacerowe tempo rozgrywania akcji, niedokładne podania, niemrawe kontrataki, nieskuteczne dryblingi – tak wygląda Real po zdobyciu gola. Brak zgrania – mówią sympatycy. Brak drużyny – precyzują złośliwcy z Katalonii.

Gwiazdy Realu czasem czekają, aż ktoś inny wygra za nie mecz. Z czasem wspomoże życzliwy sędzia lub bezmyślne dreptanie wreszcie kogoś znuży. W pojedynkę przesądzają o wyniku, ale gromadnie się rozleniwiają. Jeśli niezgrany Real tak zdecydowanie wygrywa, to co będzie, gdy zacznie grać płynnie? – entuzjazmują się optymiści. A zacznie? – sceptycyzm właśnie przeżywa swój renesans.

Prawie zbędny jest atak – spektakularna pomoc bywa samowystarczalna, bramki woli zdobywać własnonożnie, nie angażując bardziej wysuniętego rodzynka. Napastnicy mają naprawdę ciężki żywot – najchętniej nikt by im w ogóle nie podawał, tylko z przyzwoitości robią to Guti bądź Kaka. Dopiero w drugiej połowie meczu z Tenerife Benzema załamał nieciekawą tradycję – najgorszym piłkarzem na boisku nieodmiennie bywał dotąd osamotniony napastnik. Zasada poległa nie dlatego, że Karim dostał i wykorzystał świetne podanie – powodem był błąd rywala oraz bramka z główki. Gdyby nie wyskoczył najwyżej, a potem nie natarł dziko na obrońcę, mało kto by uwierzył, że Benzema w ogóle był na boisku.

Taktyka na Real? Elastyczna obrona

Po szybkiej stracie bramki Xerez było już przegrane, starał się Villarreal, ale po pochopnym usunięciu z boiska Gonzalo Rodrigueza każda akcja organizowana była ze świadomością, że środka obrony pilnuje tylko Godin. Pewnie byłoby więcej emocji, gdyby nie głupia ręka Angela. Ale jak grać z Realem pokazała dopiero Tenerife.

Z przyjemnością patrzyłem na inteligentną grę obrońców Tete. Dużo ruchu, wyprzedzanie rywali i przecinanie podań musiało doprowadzać Królewskich do pasji, szczególnie, że na Santiago Bernabeu na bramkę czekało kilkadziesiąt tysięcy podirytowanych kibiców. Wysiłek całej pierwszej połowy zepsuła główka Benzemy, a nadmierne otwarcie się przyniosło kolejne trafienia. Sygnał jednak poszedł w świat – Realu nie trzeba próbować powstrzymywać już na ich połowie, nie trzeba nawet szaleńczo naciskać ani brutalnie atakować, murowanie bramki jest zbędne – należy sporo biegać wszerz boiska, nie dopuszczając tylko do strzału z dystansu i nie bać się startować do przejęcia każdego podania czy bezpańskiej piłki. Mało który z piłkarzy rywala będzie zainteresowany biegowym pojedynkiem.

Zalecałbym dość delikatny odbiór – niektóre z gwiazd Realu potrafią przekonująco wić się na murawie i prowokować kartki. Można pozwalać Królewskim na niegroźne, indywidualne rajdy, jeśli zawodnik będzie schodził na boki – osamotniony łatwiej zgubi piłkę. Rozciąganie gry to dobry pomysł, bo w Realu ciągle szwankuje współpraca. Im większe odstępy pomiędzy piłkarzami, tym większe prawdopodobieństwo, że dłuższe podanie zostanie przecięte przez przygotowanego do tego obrońcę.

Problemem są indywidualne zdolności. Kaka zawsze zrobi dużo wiatru, dlatego jego jednego można bardziej naciskać i ograniczać mu pole manewru. Ronaldo nie jest szczególnie groźny, gdy popędzi skrzydłem. Jeśli jednak zacznie schodzić do środka, nie wolno dać mu miejsca by strzelił. Najgroźniejszy bywa w pełnym biegu, bądź gdy ma miejsce błyskawicznie przyspieszyć – wówczas zawsze powinien być ktoś, kto przetnie mu drogę zaraz po tym, jak ucieknie pierwszemu zawodnikowi. Można go trochę prewencyjnie poobijać, by rozjuszony próbował czarować swoją techniką – przekładaniem nóg nad piłką. Ciągle chyba nie wie, że tym w Hiszpanii furory nie zrobi.

Jeśli Sevilla ze swoją równie ruchliwą defensywą skopiuje model gry Teneryfy, Real powinien stracić pierwsze punkty w sezonie. W ofensywie Fabiano, Kanoute, Negredo, Perotti, Navas, Renato i Capel są bowiem o wiele bardziej żywiołowi, precyzyjni i skuteczni, niż źle ze sobą współpracujący Alfaro, Nino i Kome.


FC Barcelona,

czyli to samo co przed rokiem

Blitzkrieg trwa

Jaka jest różnica pomiędzy Realem a Barceloną? Real zasypia, gdy prowadzi jedną bramką, Barcelona – czterema. By rozbudzić w sobie żądzę zmiażdżenia przeciwnika, Blaugranie wystarczy jeden gol, Real potrzebuje ze trzech.

Rozpędzona Barca to lawina nieszczęść, zatrzymać mogłoby ją tylko pole ognia i siarki, ale mało który zespół po stracie bramki zdolny jest wytworzyć w sobie dość energii, by gasnąca iskierka nadziei błysnęła radosnym płomieniem i pomogła powstrzymać nacierający lodowiec. Entuzjaści historii nie muszą długo szukać porównań – gra Barcy to klasyczny Blitzkrieg. Pierwsza bramka nie tyle jest celem natarcia, co środkiem do złamania rywala. Po niej przychodzą kolejne i dopiero potem można spokojnie regenerować siły na następną kampanię. Kanonada strzałów, bombardowanie bramki i nękanie obrony zabójczymi szarżami nie trwa długo – góra kilkanaście minut i już jest po sprawie. I tylko Guardiola sieje w mediach propagandę, że nie podoba mu się odpuszczanie, że jego zespół powinien ciągle atakować i kontrolować mecz. Sam jednak dobrze wie: intensywna okupacja nie ma sensu, kosztowałaby zbyt wiele sił. Wystarczy naciskać aż obrona pęknie, wpaść, splądrować, dokonać rzezi i odejść, by korzystać z łupów.

Pep jednak wiedział co robi, gdy wymieniał Eto’o na Zlatana. Szwed wprawdzie sporo psuje, jest łapany na spalonym i ogólnie nie przemęcza się zbytnio na boisku, ale sprawia, że o przełamanie teraz jeszcze łatwiej, bo do bramki czasem wystarczy zaledwie jedna górna piłka. Czy nie wystarczyłby Guiza lub Fernando Llorente? Może, ale zdobywcy potrójnej korony można pozwolić na lekką ekstrawagancję.

Wszystko można przeżyć

To jednak nie tak, że Barcelona musi wychłostać każdego. Już przed rokiem Betis, Valencia czy Chelsea pokazywały, że sposób istnieje. Próbowała go Malaga, przynosił całkiem niezłe rezultaty, ale brakło trochę szczęścia, konsekwencji i siły. Cóż to za taktyka? Metoda do skomplikowanych nie należy – jest prosta, wręcz prostacka, biorąc pod uwagę jej główne założenia. Barcelonę należy pacyfikować z dala od swojej bramki, nie wolno nigdy cofać nogi i trzeba grać wykorzystując atuty fizyczne. Broń Boże nie dać rozciągnąć gry, wypada maksymalnie zagęszczać przestrzeń i rzucać się pod rywali przy każdym ich kroku. Nie można pozwalać im zbyt blisko bramki powozić piłkę, bo zaraz zgotują z tego jakieś nieszczęście. Real niech tam sobie trochę podaje – i tak najgroźniejsi są w akcjach indywidualnych, ich dogrania bywają czytelne i można łatwo odzyskać piłkę. Gra przeciw Barcelonie wymaga nieludzkiego wysiłku, bo doskok do rywala – już w okolicach 35-40 metra – powinien być natychmiastowy i agresywny. Co więcej, jak w szachach wygrywa ten, kto przewiduje parę ruchów naprzód, tak grając z Barceloną należy wczuć się w myślenie piłkarza posiadającego piłkę i pilnować tych, do których może on podawać. Niech musi wycofać ją do obrońców, albo bezproduktywnie posłać na bok.

Niech Messi wie, że gdy wypuści sobie piłkę zbyt daleko, to nie powinien za nią bardziej gonić, bo straci nogę od wariackiego wejścia obrońcy. Xavi niech ciągle musi opędzać się od wściekłych ataków, Iniestę można w okolicach połowy boiska nieco poobijać, a wszystkich złośliwie kopać po kostkach. Co? Nie jest to zbyt etyczne? Strzelanie czterech bramek w 10 minut i zadeptanie upadłego na duchu to też mało chrześcijański obyczaj.

Problem może być ze Zlatanem. Najłatwiej chyba uprzykrzać życie rozgrywającym piłkę Katalończykom i nie dać im celnie wrzucić, niż walczyć w powietrzu ze Szwedem.

Nie mniej ważne od konsekwentnej taktyki będzie nastawienie duchowe, pozwalające ustaloną strategię uskuteczniać: sesja kilkunastu slasherów przed meczem, dwie wizyty w miejskiej rzeźni i udział w czarnej mszy. Żądza świeżej krwi i zdruzgotanych kości – gwarantowana.

Kiedy Barca straci pierwsze punkty? Daj Bóg już z Valencią na Mestalla, może jeszcze dwa tygodnie później w Pampelunie, albo w 11 kolejce, na San Memes. Niemożliwe, aby z kompletem dotrwała do Gran Derbi. Po drodze przynajmniej jeden równie silny w ofensywie rywal i dwójka grających w obronie tak, jak Barcelona najbardziej nie lubi.

Na otwartą grę i wymianę ciosów w Hiszpanii mogą się zdecydować chyba tylko – i to przy dobrych wiatrach – Valencia, Real, Villarreal i Sevilla. Reszta musi się skłębić i jadowicie kąsać, żeby przetrwać największą nawałnicę.


Sevilla,

czyli inny kandydat do tytułu jednak istnieje

Filar

Co jest najmocniejszą stroną Sevilli? Zabójczy atak, z wyrośniętym, szybkimi i precyzyjnymi Fabiano, Kanoute i Negredo? Dynamiczne skrzydła, z palącymi się do gry Perottim, Navasem, Adriano i Capelem? A może defensywa złożona z przewidujących i skocznych Escude i Squillaciego, oraz agresywnych Sergio Sancheza, Konko, Fernando Navarro? Chyba jednak środek pomocy gdzie rządzą wielcy, silni, wytrzymali i pracowici Romaric, Zokora, Lolo albo Dusher oraz kreatywny Renato. Szczególnie kreatywny Renato.

Gdy brazylijskiego dyrygenta gry Sevilli nie ma na boisku, Palanganas grają jakby byli trzema oddzielnymi zespołami – atakiem, pomocą i defensywą. Choć każda formacja jest piekielnie groźna i trudna do zatrzymania bądź sforsowania, gdy funkcjonują w symbiozie, precyzja wypiera lekki chaos i żadna akcja nie jest ciągiem przypadkowych podań. Właśnie Renato spaja wszystko w jedną zabójczą całość, rozdziela piłki, myśli za partnerów, dośrodkowuje z rzutów wolnych czy rogów. Prócz tego groźnie strzela – choć to żaden ewenement wśród pomocników Sevilli – oraz wybitnie gra głową. Manolo Jimenez stosuje rotację i pary środkowych pomocników dobiera pod konkretnego rywala, czasem preferując przewagę fizyczną nad finezją w grze, ale najgroźniejsza i najlepiej ułożona wydaje się Sevilla wtedy, gdy to Renato jest na boisku.

Najrówniejsza kadra

Gdyby w lidze hiszpańskiej każdy piłkarz mógł grać tylko co drugie spotkanie, sezon wygrałaby Sevilla. Próżno gdzie indziej szukać tak silnej kadry, równocześnie tak bardzo wyrównanej. Chcieliby w Katalonii, by o Pedro czy Jeffrenie można było mówić jako o wartościowych zmiennikach Messiego czy Iniesty, w Madrycie o van der Vaarcie jako alternatywie dla Kaki czy o jakimś substytucie Ronaldo, w Valencii o następcy Villi i kimś równie kreatywnym jak Silva czy Banega. W Sevilli dwójka napastników ma równorzędnego zmiennika, na skrzydłach może zagrać czwórka zabójczych zawodników, boki obrony mogą być zmieniane co mecz, a o miejsce środku pomocy bije się pięciu podobnych piłkarzy. Oczywiście, można uznawać wyższość Renato nad Dusherem czy Adriano nad Fernando Navarro, ale w żadnym innym zespole zmiana nawet czterech czy pięciu zawodników z poprzedniego meczu nie wywołałaby tak minimalnych zmian stylu i efektów gry.

Sevillę gra na trzech frontach będzie kosztowała nieporównywalnie mniej, niż Barcelonę i Real. Następny weekend pokaże, czy można już mówić o trzech równorzędnych siłach. Uznanie przebudzonej Sevilli za trzecią jakość w hiszpańskim futbolu jest już chyba oczywiste. Cztery ostatnie niebłahe wiktorie powinny wywoływać w Madrycie poważny niepokój co do wyniku najbliższej konfrontacji.


Valencia,

czyli jak to jest mieć najbardziej nierówny skład na świecie

Chaos nade mną i chaos pode mną…

Do ostatniej kolejki nie można było mieć pewności, czy najgorszą defensywą w całej lidze szczycić się może Valencia, czy jednak Atletico Madryt. Mecz na Mestalla przyniósł rozstrzygnięcie – konkurs wygrała defensywa Los Ches, i to w spektakularnym stylu. Nagrodę indywidualną śmiało można przyznać Alexisowi Ruano. Serdecznie gratulujemy.

Już kiedyś sugerowałem, że czasy w których Valencia słynęła z poukładanej gry obronnej minęły bezpowrotnie, ale nawet w najgorszych koszmarach nie wyśniłem scenariusza, jaki zrealizował się w ostatnich trzech spotkaniach. Podawanie do rywali, wdawanie się w pojedynki i tracenie piłki w roli ostatniego obrońcy, wywracanie się przed atakującym przeciwnikiem we własnym polu karnym, zostawianie niepilnowanych zawodników i nie trzymanie się swojej pozycji, fatalnie spóźnianie pułapek ofsajdowych i ogólna panika w każdej sytuacji, szczególnie będąc pod presją – to w skrócie obraz gry obronnej Valencii. Cztery z tych sześciu cech przypisać można Alexisowi (1, 2, 3, 6), również cztery, choć w mniejszym natężeniu – Mathieu (1, 2, 5, 6), jedną Bruno (4), i tylko jeden Dealbert zupełnie nie pasuje do kolegów. Ma prawo – do tej pory grał tylko w drugiej lidze, więc nie zorientował się jeszcze, że w Primera napastnicy są o wiele bardziej groźni i bezwzględnie należy głupieć w ich obecności.

Nie wiem co zrobiliście z prawdziwym Banegą, ale my zatrzymujemy sobowtóra

Tak jak i przed dwoma tygodniami zasłużył na osobny akapit. Kandydat do jedenastki sezonu, a na pewno na objawienie sezonu. Regularnie co parę minut uruchamia skrzydłowych bądź Villę posyłając dokładną, prostopadłą piłkę, przecina akcje rywali i wyprowadza kontrataki. Absolutnie nie do poznania. Przed rokiem w Atletico więcej szkodził niż pomagał, a teraz? Gdyby Xavi, Xabi Alonso i Renato zechcieli założyć kiedyś Stowarzyszenie Najwybitniejszych Rozgrywających La Liga, to pojawił im się właśnie czwarty do brydża na zimowe posiedzenia zarządu.

¡Dios, z kim my gramy!

Frustrująca musi być dla najwybitniejszych piłkarzy Valencii – Villi, Banegi, Silvy, Maty, Pablo czy Joaquina – gra z taką defensywą. Ile by nie strzelili, tyle – lub więcej – tamci stracą. Nie trudno byłoby zrozumieć rozgoryczenie i spadek zaangażowania. Wprawdzie nie można jeszcze mówić o czymś takim, ale jednak Silva czy Mata trzech ostatnich spotkań nie zagrali bajecznie. Co będzie, gdy rozżalenie sięgnie apogeum? Trudne zadanie czeka Unaia Emery’ego. By zwyciężać, nie wystarczy więcej wymagać od ofensywy, ciągle mając tragiczną obronę. A Emery nie bardzo radzi sobie z usprawnianiem defensywie – poprawy nie widać, a w każdym wywiadzie zapewnia, że gra z tyłu przejdzie renowację.

Co ciekawe, żadnych animozji chyba nie będzie czuł Villa, humorzasty przecież nieco w ostatnich latach. El Guaje zaczynał bardzo niemrawo, jakby ciągle przeżywając bardzo intensywny okres transferowy, ale teraz wrócił do swego stylu – nie kończy jeszcze niby każdej akcji zabójczym strzałem, ale gra jakby chciał w pojedynkę zabiegać obrońców rywali i udowodnić przy tym, że Ibrahimovic czy Benzema są napastnikami na dwukrotnie niższym levelu.


Atletico Madryt,

czyli jak mieć drugi najbardziej nierówny skład na świecie

Transferowe wróżby zaskakująco prawdziwe

Przewidywali kibice, przewidywali dziennikarze, przewidywali postronni obserwatorzy – nie potrafili przewidzieć tylko ci, którzy bezwzględnie powinni – zarząd Atletico. Mowa oczywiście o okienku transferowym, w którym Atletico pozbawiło się szans na powtórzenie sukcesu z dwóch ostatnich lat.

Obrona Atletico naprawdę gra fatalnie. Gdyby Barcelonie chciało się w tym meczu grać, a nie bawić, dwucyfrowy wynik byłby dość prawdopodobny. Rojiblancos zostali rozniesieni od niechcenia, bo każda, nawet najbardziej leniwa akcja Barcelony kończyła się w polu karnym Atletico. A tam nie bardzo wiedzieli co ze sobą zrobić obrońcy stołecznego klubu. Zero ruchu, zero pomysłu na odbiór czy przejęcie piłki. Trudno nawet powiedzieć, by grali oni w tym spotkaniu – raczej wzięli bierny udział, wkładając mniej zaangażowania, niż publiczność na Camp Nou, reagująca okrzykami radości co kilkanaście minut.

Trudno wygrywać, gdy obrona nie bardzo interesuje się grą. Nawet mając w składzie Forlana, Jurado czy Aguero. Szczególnie, że i oni potrafią dość profesjonalnie zawalać spotkania. Teoria, że celność Forlana rośnie proporcjonalnie do wzrostu odległości od bramki, powinna wkrótce zostać ogłoszona prawem przyrody. Dość już rozegrał meczów, by sformułować indukcyjny dowód.

Manu del Moral, Lafita, Sergio Sanchez, Pedro Leon, Luis Felipe, Duda, Marcano, może nawet Cata Diaz czy Lopo – cała świta dobrych transferów przeszła Rojiblancos koło nosa. No ale trzeba było poświęcić Forlana bądź Aguero, by zdobądź pieniądze na kilka wzmocnień i zbalansowanie kadry.

Potrzebny trener, nie idol

Nie czy> tylko kiedy? wyleci Abel Resino, zastanawiają się już fani Atletico. Może i był w tym zespole gwiazdą, jest żywą legendą, ale od charyzmy i autorytetu gra nie poukłada się sama. Konieczny jest trener-taktyk, zdolny ze stosu drewna ułożyć nawet nie jakiś mur, co najmniej wymyślny płot. Kandydatami prasy są Schuster, Spaletti, Flores i Aragones.

Mędrca bym nie życzył największemu wrogowi. Jak on weźmie się za układanie składu, to Forlan wyląduje w centrum boiska, Aguero na skrzydle, a Reyes awansuje na wysuniętego napastnika. O miejsce w składzie nie musieliby się za to martwić środkowi pomocnicy – im ich więcej, tym lepiej, więc Jurado, Cleber, Assuncao i Raul Garcia mogliby stale tworzyć zgrany kolektyw. Wyznaję pogląd, że Hiszpania Euro wygrała nie dzięki Aragonesowi, ale pomimo niego, gdyby dobrał się on do kadry Atletico, chaos osiągnąłby monstrualne rozmiary. Takie, że momentalnie wyłoniliby się z niego Uranos i Gaia.

Podobnie może być w przypadku Niemca oraz Włocha. Schustera kompromituje nieszczelna defensywa Realu, Spaletti uchodzi za piewcę futbolu ofensywnego. Ja bym polecał Floresa, za jego czasów Valencia nie grała może najpiękniej (kiedy Atletico grało pięknie…), ale strzelenie jej bramki to naprawdę był wyczyn. Quique od zaraz, a może jeszcze będzie coś z Rojiblancos tego roku.


Villarreal,

czyli jak w miesiąc przestać umieć wygrywać

Ernesto, coś ty zrobił!

Pytanie nie jest zarezerwowane tylko dla fanów Amarillos, raczej zadaje je sobie każdego wieczora sam nieszczęsny trener. Nie tak to miało wyglądać! Villarreal gra zabójczo niepewnie, a brak przekonania do własnych możliwości wzrasta, nie maleje. Fernando Roig nie przywykł do szybkiego wyrzucania szkoleniowców, więc Valverde nie jest jeszcze przekreślony, ale musi działać szybko. Jeśli jego zespół nie przełamie się w nadchodzących kolejkach, to trener postrada zaufanie ze strony własnych podopiecznych. Oni permanentnie nie wiedzą co mają robić na boisku. Nerwy muszą mieć napięte jak struny – wystarczy lekko przycisnąć, szybko zdobyć bramkę, by każdy dostał lekkiej paranoi – przestał widzieć partnerów, a wszędzie dostrzegał krwiożerczych rywali, usportowionych wampirów, którzy wbrew własnej naturze wykazują spore zainteresowanie piłką.

Opanowanie przychodzi z czasem. Wraca gra zespołowa, wraca szybkość i precyzja, udaje się przejąć kontrolę nad meczem, ale czasem brakuje szczęścia, czasem sił. I przepadają kolejne punkty, a rywale nie marnują czasu.

Czekać na przełamanie

Poprawa nadejdzie. Piłkarze Villarreal nie stracili swych umiejętności, potrafią stworzyć groźne akcje, ale muszą zapomnieć o wynikach, skupić się na rywalu, przestać przeliczać uciekające punkty. Pierwsze dwa mecze były specyficzne, dopiero klęska w Bilbao dała więcej do myślenia. Z Realem pewnie poszłoby ciut lepiej, gdyby sędzia nie sprzyjał Królewskim – wyrzucenia Gonzalo przy pobłażaniu zachowaniu Lassa i Gago inaczej nie da się określić. Ten mecz pokazał jednak ducha walki i siłę ambicji, czyli wszystko, co na dobre kilkadziesiąt minut zdruzgotało fantastyczne uderzenie Juca’y, w meczu Villarreal z Deportivo. Z upływem czasu strzały Senny, Cazorli i Rossiego stawały się coraz bardziej celne, ale brakło zimnej krwi do wywiezienia choćby punktu z Riazor.

Następny rywal: Espanyol na El Madrigal. Zacząć ze spokojem, swobodnie rozgrywać i czekać na dogodną szansę – ona przyjdzie na pewno. Jeśli Valverde wpoi tę zasadę swym podopiecznym, Żółta Łódź powinna minąć górę lodową i wreszcie ustabilizować swój kurs.

Poważnym problemem są kontuzje – ledwo wyleczony Senna odnowił uraz już w pierwszym meczu, z Osasuną, z Athletic wyleciał Ibagaza, z Deportivo stopę pogruchotał sobie Godin. W co drugim meczu kluczowy piłkarz trafia na ortopedię. Senna jest już w pełni sił, ale Godin i Ibagaza od futbolu odpoczną nieco dłużej. Tym spokojniej trzeba będzie zagrać z Espanyolem – obrona nie będzie już tak szczelna, braknie też prostopadłych podań.
Dwie najbliższe kolejki będą kluczowe – po Espanyolu wyjazd ze słabym Xerez, więc jeśli nie teraz, to kiedy?

Similar Posts:]]> http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/feed/ Dziękujemy ci, Zlatan, ale zobaczymy się w środę. http://soccerlog.net/2009/09/16/dziekujemy-ci-zlatan-ale-zobaczymy-sie-w-srode/ http://soccerlog.net/2009/09/16/dziekujemy-ci-zlatan-ale-zobaczymy-sie-w-srode/#comments Wed, 16 Sep 2009 00:00:41 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/09/16/dziekujemy-ci-zlatan-ale-zobaczymy-sie-w-srode/ image_2.jpg My, polscy kibice, łakniemy ostatnio dobrej piłki, jak dziecko - mleka matki. A tu proszę: trafia nam się na początek rozgrywek Ligii Mistrzów istna piłkarska uczta, hit nad hitami, który ściągnie przed szklany ekran nawet najordynarniejszego, niedzielnego kibica. Oto Inter Mediolan, bezdyskusyjny mistrz Serie A z ubiegłego sezonu, podejmował będzie na San Siro broniącą tytułu FC Barcelonę.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Inter Mediolan, Josep Guardiola, Liga Mistrzów, Primera Division, Samuel Eto'o, Serie A, Zlatan Ibrahimovic,

]]>
image_2.jpg
My, polscy kibice, łakniemy ostatnio dobrej piłki, jak dziecko – mleka matki. A tu proszę: trafia nam się na początek rozgrywek Ligii Mistrzów istna piłkarska uczta, hit nad hitami, który ściągnie przed szklany ekran nawet najordynarniejszego, niedzielnego kibica. Oto Inter Mediolan, bezdyskusyjny mistrz Serie A z ubiegłego sezonu, podejmował będzie na San Siro broniącą tytułu FC Barcelonę.

Rozrzutny dwa razy traci?

Transferowe lato przebiegło w Hiszpanii pod znakiem galaktycznych transferów Realu Madryt. Transfer Cristiano Ronaldo potępili chyba wszyscy prócz… trenera Interu, Jose Mourinho. Ten cieszy się za dwóch – zrobił niebagatelny interes, sprzedając do Barcelony Zlatana Ibrahimović’a. Pal licho CR9! Transfer Szweda – to jest dopiero szczyt rozrzutności! W zamian z katalońskiego klubu przybył Samuel Eto’o, a do klubowej kasy wpłynęło dodatkowo niebagatelne 48mln euro (część z tej sumy od razu przeznaczono na kupno Wesley’a Sneijdera)! Szweda wyceniłbym na tyle samo, co Kameruńczyka, ale cóż – włodarze Blaugrany chcieli najwidoczniej zgarnąć jakąkolwiek bonifikatę za zawodnika, który w przyszłym roku odszedłby z zespołu za darmo. Z Mediolanu do Hiszpanii przeniósł się jeszcze Maxwell, i tak Inter ma w składzie jednego, a Barcelona – dwóch szpiegów. Najbardziej prawdopodobne, że użytek z, być może cennych przecież, informacji o byłej drużynie zrobi jedynie Pep Guardiola – Mourinho zbyt wierzy w swój geniusz i spryt, by pytać kogokolwiek o zdanie.

Tymczasem to zawodnicy Dumy Katalonii lepiej zaczęli sezon i, w przeciwieństwie do Interu, to oni są w tej chwili na czele ligowej tabeli. Co prawda zanotowali dwie wygrane, ale po meczach zaciętych, pozbawionych specjalnego błysku. Ostatnie zwycięstwo z solidnym przecież Getafe zaczęli w dosyć rezerwowym składzie. Świadczy to tylko o jednym – piłkarze Blaugrany oszczędzają siły na pojedynki w Champions League.
Z kolei zawodnicy grający na co dzień w europejskiej stolicy mody już po trzech pierwszych kolejkach Serie A oglądają plecy Juventusu i Sampdorii. Jose Mourinho pytany o to, czy obawia się piłkarzy z Turynu, ironicznie odpowiada, że nie może spać przez nich po nocach. Jestem pewien, że o wiele bardziej zależy mu na zwycięstwie w Lidze Mistrzów, z której odpadł w tamtym roku już w 1/8 finału. Pierwszym krokiem ku końcowemu triumfowi będzie dzisiejsze spotkanie z Barceloną.

Oba kluby mają niezwykle silną kadrę. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, które formacje Barcy są lepsze od tych Interu, i odwrotnie. Nie ulega za to wątpliwości, że najbardziej zacięta walka rozegra się w środku pola, gdzie Iniesta i Xavi, wespół z Keitą bądź Toure, będą musieli stawić czoła Mottcie, Sneijderowi i Zanettiemu.
- To prawda, Inter ma solidny skład. Są silni i fizycznie i mentalnie, a ich największym atutem jest linia pomocy. Jednak nie mamy się czego bać – przyznał brazylijski obrońca Barcy, Maxwell.

Współczuję ci, stary…

To, co najbardziej elektryzuje kibiców przed dzisiejszym meczem, to pojedynek byłych snajperów obu drużyn. Odnośnie do Eto’o: Nerrazzuri wietrzą szansę w jego chęci zemsty nad klubem, który pozbył się go latem lekką ręką. Kameruńczyk strzela już bramki w Serie A, i choć nie cieszy oka tak bajeczną techniką, jaką prezentuje sławny Szwed, to na pewno będzie chciał potwierdzić, że w nowym zespole będzie jeszcze bardziej skuteczny, niż w Barcelonie.
Co do Ibrahimovicia – cóż, czeka go ciężka przeprawa… Na San Siro kibice szykują bowiem swojemu byłemu ulubieńcowi wrogie, iście diabelne przyjęcie. I nie ma im się co dziwić – w niedawnym wywiadzie ten nad wyraz nonszalancki zawodnik stwierdził, że Inter powinien być mu wdzięczny za czas, który spędził w drużynie, gdyż bez niego w składzie Nerrazzuri nie zdobyli żadnych trofeów przez 17 lat. Buńczuczne słowa byłego kolegi zdenerwowały pomocnika mediolańskiego klubu, Manciniego, który owszem, potwierdził, że Ibrahimović wiele dla klubu osiągnął, ale zganił go za brak elementarnego wyczucia i szacunku. Znany z krnąbrnego charakteru Marco Materazzi dodał jeszcze ostrzej: „Pomógł nam wygrać trzy razy “Scudetto”, ale przecież jesteśmy drużyną. Każdy zawodnik mógłby sobie poczytać to za sukces, ale nie robimy tego tak ostentacyjnie, jak on. Powinien uważać na słowa. Dziękujemy ci za to Zlatan, ale zobaczymy się w środę. Wtedy pokażesz, co naprawdę potrafisz.”
Gwizdów, obelg i wyzwisk nie będzie więc końca. Będzie się Ibrahimović w kotle Nerrazurich smażył…

Jedynym gospodarzem na San Siro, który myśli o szwedzkim napastniku w (o wiele bardziej) pozytywnych kategoriach, jest siwy złośliwiec Mourinho. Mimo słownej wojny wywołanej przez swego byłego podopiecznego, wyznał, że powita go w Mediolanie z otwartymi ramionami. Cóż, nie dziwota, że panowie się lubią – w końcu lubili wspólnie patrzeć na czubki swoich nosów.

Kości zostały rzucone

Barcelona chce być pierwszym klubem, który obroni tytuł Champions League. W historii tych rozgrywek byłoby to wydarzenie bezprecedensowe, ale marzenia Katalończyków wydają się realne. Blaugrana ma teraz silniejszą ławkę niż rok temu. W meczach ligowych podstawowych graczy bez problemu zastąpić mogą Dmitro Chygrynskiy, Ledesma, czy Bojan Krkić. Wszystko to robi Pep Guardiola w trosce o swój posłuszny pierwszy skład, by ten mógł w pełni skupić się na rozgrywkach LM.
Z kolei Inter może liczyć na takich wchodzących graczy, jak Cambiasso i Mancini, zaś włoska szkoła brzydkiego, defensywnego futbolu, akurat w Champions League nieraz zdawała egzamin. Wpierw trzeba jednak wyjść z grupy, i to w najefektowniejszym możliwym stylu, który przyprawiać ma kolejnych rywali o drżenie (krzywych) nóg.

Nerrazzurim ciężko będzie sprawić, by przeciwnicy bali się ich w tym stopniu, co Messiego i spółki. Za Blaugraną przemawia pięć trofeów z minionego sezonu i lepszy start na początku obecnych rozgrywek. Mimo to, pewny swego Mourinho wierzy w ostateczny triumf nad słynnym rywalem, ba, parę dni temu rzucił nawet dziennikarzom na odchodne skład na to spotkanie: Julio Cesar, Samuel, Maicon, Lucio, Chivu, Stanković lub Muntari, Motta, Sneijder, Zanetti, Milito i Eto’o.
Już dziś przekonamy się, czy to właśnie ci piłkarze, niesieni żywiołowym dopingiem legendarnego San Siro, połapią się w taktycznych manewrach portugalskiego szkoleniowca. Ja daję większe szanse Barcelonie – jeśli nie skromna wygrana mistrzów Hiszpanii, to przynajmniej remis. A na jeszcze bardziej gorącym Camp Nou Inter będzie musiał dokonać nie lada sztuki, by uniknąć pachnącej zwierzęcą furią, wściekłej chęci doszczętnego rozjechania włoskiego przeciwnika przez kataloński walec…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/16/dziekujemy-ci-zlatan-ale-zobaczymy-sie-w-srode/feed/
Niezastąpiony kamerdyner http://soccerlog.net/2009/09/09/niezastapiony-kamerdyner/ http://soccerlog.net/2009/09/09/niezastapiony-kamerdyner/#comments Wed, 09 Sep 2009 10:32:01 +0000 Ediss http://soccerlog.net/2009/09/09/niezastapiony-kamerdyner/ Niezastąpiony kamerdyner Jak nieocenionym skarbem dla zespołu jest kompetentny i rozumiejący specyfikację drużyny trener, nie trzeba chyba nikogo specjalnie przekonywać. Zwłaszcza mając na uwadze ostatnie wyniki reprezentacji Polski, która owego pozbawiona (choć praktycznie pieniądze i to tęgie, za sprawowanie tej funkcji ciągle pobiera Pan Beenhakker) ostatecznie pogrążyła się w odmętach przeciętności, dołączając do "szalenie" zaszczytnego grona futbolowej szarzyzny Starego Kontynentu.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Joan Laporta, Josep Guardiola,

]]>
Niezastąpiony kamerdyner
Jak nieocenionym skarbem dla zespołu jest kompetentny i rozumiejący specyfikację drużyny trener, nie trzeba chyba nikogo specjalnie przekonywać. Zwłaszcza mając na uwadze ostatnie wyniki reprezentacji Polski, która owego pozbawiona (choć praktycznie pieniądze i to tęgie, za sprawowanie tej funkcji ciągle pobiera Pan Beenhakker) ostatecznie pogrążyła się w odmętach przeciętności, dołączając do “szalenie” zaszczytnego grona futbolowej szarzyzny Starego Kontynentu.

Jednak wbrew polskim doświadczeniom lat poprzednich – zarówno tym na niwie piłki reprezentacyjnej, ale i klubowej – istnieją jeszcze na świecie szkoleniowcy cenieni i co najważniejsze fachowi w działaniu, będący w dużym stopniu swoistą gwarancją sukcesu. Co w warunkach nadwiślańskich uchodzi za niemożliwe, na zachodzie jest zjawiskiem zupełnie powszechnym. Za przykład i to najdobitniejszy ze wszystkich aktualnie dostępnych ludzkiej percepcji niech posłużyły najbardziej utytułowany ‘coach’ ostatnich dwunastu miesięcy – Pep Guardiola. Niczym niewyróżniający się z tłumu, skromny facet, który jeszcze rok temu prowadził zaledwie rezerwy Barcelony, dziś znajduje się na ustach wszystkich i to nie tylko za sprawą pięciu trofeów, jakimi podczas swojej dotychczasowej pracy zdołał wzbogacić gablotę na Camp Nou! Brzmi prozaicznie, a jednak…

Nikt z władz Barcelony z Joanem Laportą i Txiki Beguiristainem nie ukrywa, iż namaszczając Guardiolę – w czerwcu ubiegłego roku – na głównodowodzącego katalońskim zespołem, miał świadomość, że bagaż ryzyka, jaki niosła za sobą ta decyzja był ogromny. Pep był eksperymentem, zagrywką va banque a może i krzykiem rozpaczy – ostatecznie okazał się fenomenem i asem atutowym, lecz równie dobrze mógł zawieść. I właśnie w obawie przed niepowodzeniem Laporta zatroszczył się o bufor bezpieczeństwa, tak konstruując umowę Guardioli, aby ten w przypadku klęski swojego projektu bez zbędnych grymasów opuścił jeden z najbardziej eksponowanych „stołków” trenerskich w Europie, ale…

Wydarzenia ostatnich dni to już wyłącznie dyskusje, negocjacje i błagalne prośby o przedłużenie kontraktu trenera. Postawa Laporty potwierdza zasadność przysłowia, iż „chytry zawsze traci dwa razy”. Sam Guardiola ze spokojem i konsekwencją obstaje przy swoim stanowisku – umowa dopiero po przyszłorocznych wyborach nowego prezydenta klubu, i tylko w przypadku, gdy nowy sternik będzie podzielał jego wizję drużyny. Zdaje się jednak, że Laporta nie da łatwo za wygraną, a słowa: „Trener, który zdobył dla klubu pięć trofeów, zasługuje na to, by spełnić jego każdy kaprys”, popiera czynami i to iście spektakularnymi, kładąc na biurko Guardioli zupełnie nową propozycję kontraktu, a uściślając brak propozycji, czyli dokument w postaci ‘in blanco’!

Jak w takiej sytuacji zachowa się, dotąd nad wyraz słowny Guardiola i czy siła pieniądza okaże się potężniejsza od mocy złożonej deklaracji? W przypadku Hiszpana pewnie nie, wszak przede wszystkim liczy się dobro zespołu, jednak dla dość dobrze znanego w Polsce Holendra kłopotu by raczej nie było, wszak raz już taką umowę parafował… For money? Maybe.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/09/niezastapiony-kamerdyner/feed/