Soccerlog.net » Florentino Perez http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Latający cyrk Florentino Pereza http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/ http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/#comments Mon, 25 Jan 2010 15:13:13 +0000 Zap http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/ Latający cyrk Florentino Pereza Cztery dni po 18. ligowej kolejce, cztery dni po niespodziewanej porażce, cztery dni po tym jak sytuacja w tabeli ulega pogorszeniu pojechać do Albanii towarzysko pokopać piłkę. Niemożliwe? Skądże. Tak postępuje najlepszy klub XX wieku w historii futbolu - Real Madryt. A jeśli dalej tak pójdzie, wypisz wymaluj piłkarski odpowiednik amerykańskiego Harlem Globetrotters.
»Czytaj dalej

Tagi: Florentino Perez, Real Madryt,

]]>
Latający cyrk Florentino Pereza
Cztery dni po 18. ligowej kolejce, cztery dni po niespodziewanej porażce, cztery dni po tym jak sytuacja w tabeli ulega pogorszeniu pojechać do Albanii towarzysko pokopać piłkę. Niemożliwe? Skądże. Tak postępuje najlepszy klub XX wieku w historii futbolu – Real Madryt. A jeśli dalej tak pójdzie, wypisz wymaluj piłkarski odpowiednik amerykańskiego Harlem Globetrotters.

Jak tu nie redagować tekstów emanujących politowaniem nad postępowaniem Królewskich? Ich kibice najlepiej gdyby meczu z FC Gramozi lub przynajmniej jego skrótu, nie widzieli. Doprawdy wyobraźnia potrafi stworzyć mniej komiczne widoki. Nie dość, że piłkarze warci setki milionów euro biegali po murawie, której powstydziłby się i nasz drugoligowiec, to na dodatek w przerwie meczu gospodarze dołożyli kolejną „atrakcje” – na stadionie zgasło światło. Miała być 15-minutowa przerwa, a wyszła 1,5 godzinna. Ale co tam, oficjalna wersja mówi, że Real otwiera się na świat, staje się wszech dostępny i jest przychylny na zaproszenia, jak ta ze strony biznesmena z Tiranu gotowego od zaraz zapłacić 2,6 mln euro. Nie ważne, że zamiast robić to po sezonie, to jednak w jego trakcie odwiedza się piłkarskie zakątki, gdzie nawet drużyna, z której całokształtu bije przeciętność wybrałaby się z przymusu.

Wersja nieoficjalna szuka odpowiedzi na nurtujące pytania: Jak bardzo zapatrzony w pieniądze musi być Florentino Perez? A może jednak zdesperowany? Ostatnie komunikaty klubowego księgowego były przecież niezadowalające. W porównaniu z pierwszą „erą galaktycznych”, koszulki dwóch sztandarowych postaci – Kaki i Ronaldo – drugiej prezesowskiej kadencji budowlanego krezusa, sprzedają się żałośnie w odniesieniu do oczekiwań i przypuszczeń. Trzeba więc gdzieś nadrabiać zaległości, które zresztą jakiś czas temu przewidywano. Uczynił to choćby Jose Maria Gay tj. profesor ekonomi na uniwersytecie w Barcelonie, który zapowiedział, że Realowi blisko 160 milionów euro wydanych na brazylijsko-portugalski duet nigdy się nie zwróci. I nawet jeśli mówił to w pewnym stopniu przez względy patriotyczne, to krytyka w stosunku do przedstawiciela Kastylii nie mogła być pozbawiona dozy racjonalności.

Perez przejmując po raz drugi stery Los Blancos miał się poprawić. Tymczasem znów przypomina rozkapryszonego dzieciaka, który w piłce chce dosięgnąć najwyższych półek z trofeami bez pomocy drabiny. Ów drabiną byłoby dopuszczenie do głosu ludzi, którzy mają pojęcie przy pracy na futbolowych wysokościach. U Pereza takim lepiej zastosować się do niepisanej zasady, że im dłużej mówisz w naszym języku, tym dłużej u nas zabawisz. Najczęściej są to jednak… głupoty. Czytając przed świętami wywiad z szefem madryckiej cantery (szkółki piłkarskiej), niejakim Ramonem Martinezem, włos jeży się na głowie a do ust napływają nieparlamentarne słowa. Ów dżentelmen stwierdził, że Real produkuje piłkarzy dla całej Europy, bo sam jest znany z tego, że sprowadza największe gwiazdy, a system szkolenia w Barcelonie choć istnieje od blisko 20. lat, rezultaty zaczął przynosić dopiero w ostatnich dwóch. Najbardziej bawi fragment, gdy dumnie podkreśla, że Real i tak ma więcej swoich wychowanków w pierwszej i drugiej lidze od Barcy.

Niemal każda wypowiedź wysoko postanowionego oficjela klubu ma drugie dno w postaci będących w ciągłym obiegu pieniędzy. Ale już wykorzystywanie do tego w perfidny sposób piłkarzy gwałtownie wzbudza mój niepokój. Organizatorzy środowego meczu powiedzieli bowiem wprost: W składzie Realu nie może zabraknąć największych gwiazd. I rzeczywiście, Kaka, jak również Ronaldo mierzyli swoje siły z rywalami myślącymi już bardziej nie o przeszkadzaniu rywalowi, ale o tym jak zdobyć od któregokolwiek autograf. Choć i tak tanio skóry nie sprzedali.

Najgorsze, że w wypowiedziach piłkarzy filozofia Pereza odbija się, jak w lustrze. Oto dzień przed meczem Alvaro Arbeloa, de facto sprowadzony za rządów Don Florentino, stwierdził na łamach dziennika „Marca”, że wyjazd do Albanii to bardzo dobry pomysł, lepszy niż zwykły trening, a negatywnych skutków podróży on i koledzy na pewno nie odczują. Pytanie, czy zostając w domu też skończyliby „gorszy” zwykły trening z kilkugodzinnym opóźnieniem i perspektywą powrotu do domu dłuższą drogą, pozbawiając się pełnej regeneracji organizmu? Jakoś mało profesjonalnie mi to wygląda.

Już po wszystkim wymijającą odpowiedź dał Jurek Dudek. Z zadowoleniem stwierdził, że to był jego najdłuższy mecz w karierze i choćby z powodu swojej gry, uznaje wyjazd do Tiranu za ciekawy i potrzebny. Tylko jakby wszyscy naraz zapomnieli, że sezon trwa w najlepsze i każdy mecz niepunktowany to tylko ryzyko odniesienia kontuzji przez piłkarzy. Gdyby jeszcze sytuacja w ligowej tabeli mogła na to pozwolić. Ale przecież Real ma już pięć punktów „w plecy” do liderującej Barcelony. Jak bardzo zaszczuty przez wyższe sfery Królewskich musi być Manuel Pellegrini, by w takiej sytuacji – głośno – nie powiedzieć: NIE!

Cóż, megalomania opierająca się na sile komercjalizacji opanowała umysły ludzi pracujących przy Concha Espina 1. Szkoda tylko piłkarzy i trenera, bo niewykluczone, że w przyszłości czekają ich podobne wymuszone inicjatywy, jak ta w środę. (Nie)świadomie włączeni do środowiska nienormalnie nakręconego na piłkarski biznes, żyją coraz bardziej jak w cyrku, z którego usług może skorzystać każdy, kto tylko pstryknie palcami, jednocześnie trzymając w drugiej dłoni pokaźną sumkę. Szansa na powrót do normalności wciąż jednak istnieje, bo to „dopiero” pierwszy taki kuriozum. Jeśli zacznie się powtarzać, przyszłość będzie usłana tragicznym wnioskiem. Mianowicie, kiedyś swoje usługi na pokaz przedstawiał koszykarki Harlem Globetrotters. Później zastąpił go piłkarski Real Madryt. Smutne, ale REALne.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/feed/
Królewskie transfery parę miesięcy później http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/ http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/#comments Sat, 07 Nov 2009 18:19:53 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/ Królewskie transfery parę miesięcy później Bez wątpienia najważniejszym motorem napędowym dla ruchu na rynku transferowym tego lata były szaleńcze zakupy Florentino Pereza i jego Realu Madryt. Wydano astronomiczne kwoty, by zakontraktować najlepszych na świecie zawodników, dokonano gruntownej przebudowy zespołu. Teraz, z perspektywy kilkunastu rozegranych przez Królewskich spotkań, można ocenić, jak trafione były to transfery.
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, Florentino Perez, Kaka, Karim Benzema, Real Madryt, Xabi Alonso,

]]>

Królewskie transfery parę miesięcy później

Bez wątpienia najważniejszym motorem napędowym dla ruchu na rynku transferowym tego lata były szaleńcze zakupy Florentino Pereza i jego Realu Madryt. Wydano astronomiczne kwoty, by zakontraktować najlepszych na świecie zawodników, dokonano gruntownej przebudowy zespołu. Teraz, z perspektywy kilkunastu rozegranych przez Królewskich spotkań, można ocenić, jak trafione były to transfery.

Zacznijmy od defensywy zespołu dowodzonego, przynajmniej na razie, przez Manuela Pellegriniego. Pierwszym wzmocnieniem była pozycja stopera, gdyż Madryt opuścił Fabio Cannavaro. Jego następcą został Raul Albiol, kupiony z Valencii za 15 milionów euro. Sama kwota, jak na młodego defensora z doświadczeniem reprezentacyjnym, nie jest zbyt wygórowana, ale już jego gra w stolicy Hiszpanii pozostawia nieco do życzenia. Największym grzechem był chyba występ w feralnym spotkaniu z Alcoronem, w którym cała obrona, a w szczególności jej środkowa część, zawaliła sprawę. Poza tym Albiol na razie też nie błyszczy, chociaż uważam, że obdarzony zaufaniem jeszcze pokaże, na co go stać i ujawni swój potencjał. Marginalną rolę odgrywa Ezequiel Garay, którego talent także powinien rozbłysnąć dopiero za kilka lat.
Uniwersalnym piłkarzem bloku obronnego jest Alvaro Arbeloa – może on grać na obu jego bokach, ale nie prezentuje najwyższej klasy. Na lewej stronie miejsce ma chyba zagwarantowane po katastrofalnym występie Marcelo z Sevillą. Na razie gra bez fajerwerków i Real, marząc o triumfach w wielu rozgrywkach, powinien chyba kupić na tę pozycję kogoś o większych umiejętnościach.
Przechodząc do linii pomocy, która została chyba najbardziej wzmocniona, najpierw należy wspomnieć o Xabim Alonso. Kwota, jaką na niego wydano (30 mln euro) na razie wydaje się być nieco na wyrost. Należy jednak pamiętać, że zabójcza broń Baska, czyli długie podania wymierzane z zegarmistrzowską precyzją, były eliminowane z gry przez plany taktyczne trenera Pellegriniego. Jeśli przekona on się jednak do taktyki 4-4-2 ze skrzydłowymi, w całej krasie zobaczymy umiejętności Alonso.
Zdecydowanie mniej medialnym, niż były gracz Liverpoolu, transferem jest pozyskanie własnego wychowanka Estebana Granero z Getafe. Występuje on zwykle w meczach z mniej wymagającymi rywalami, dając odpocząć gwiazdom drużyny i jest jednym z jej najjaśniejszych punktów. Świetnie radzi sobie zarówno w środku pola, jak i na skrzydle.Może w przyszłości stać się następcą Gutiego, wspomnianego Alonso czy też Kaki.
Zakupiony z Milanu Brazylijczyk na razie nie spełnia chyba pokładanych w nim oczekiwań. Moim zdaniem jest to najmniej przemyślany transfer Królewskich. Kaka jest już bowiem nie najmłodszy (na wiosnę skończy 27 lat), a ostatnie dwa sezony w jego wykonaniu raczej nie powalały na kolana. W Madrycie także jak dotąd nie pokazał, dlaczego zdobył Złotą Piłkę w roku 2007, a lepszym transferem byłby chyba zakup Yoanna Gourcuffa z Bordeaux za o wiele mniejszą cenę. Nie boję się powiedzieć, że uczeń już przerósł mistrza, a drużyna, która zapewni sobie w najbliższej przyszłości usługi młodego Francuza, poczyni duży krok w stronę prymatu w Europie.
Najważniejszym zakupem Realu jest oczywiście Cristiano Ronaldo. Najbardziej medialny piłkarz na świecie, dysponujący świetnymi umiejętnościami, o czym świadczy cena – 94 miliony euro. Na pewno jest to gracz, który jest w stanie w każdej chwili odwrócić losy meczu, a w spotkaniach, w których do tej pory wystąpił, pokazał się z bardzo dobrej strony. Problemem jest kontuzja, której leczenie przeciąga się już jakiś czas, a to odbija się na formie zespołu bez CR9. Właśnie ten uraz przeszkadza w jednoznacznej ocenie tego zakupu, gdyż kluczowa faza sezonu jeszcze się nie rozpoczęła, a to ona dopiero zweryfikuje transfer Portugalczyka.
Wisienką, ustawianą na szpicy tortu Pereza, jest Karim Benzema. Jego sytuacja podobna jest do Albiola – nie zachwyca on na razie kibiców na Bernabeu, a ze składu wygryźć go może głodny gry Gonzalo Higuain. Wychowankovi Olympique Lyon także należy się nieco czasu i zaufania. Mamy bowiem do czynienia z jednym z najbardziej perspektywicznych napastników na świecie, który po prostu potrzebuje spokoju w zdobywania potrzebnego każdemu snajperowi doświaczenia. Wspomniany przeze mnie Argentyńczyk także był wielokrotnie krytykowany przez fanów drużyny, a tymczasem rozwinął się na naprawdę dobrego zawodnika, któremu wróży się jeszcze lepszą przyszłość.
Ciężko jest wystawić Perezowi, Pellegriniemu i dyrektorowi sportowemu Jorge Valdano jednoznaczną cenzurkę za dokonane w letnim okresie transfery. Ja uważam, że zakupieni zawodnicy jeszcze nie rozwinęli do końca swoich skrzydeł i powinni okazać się prawdziwymi wzmocnieniami, co nie znaczy, że nie mogło być lepiej. Wydane pieniądze nie muszą świadczyć o sukcesach i tą dewizą powinni kierować się włodarze Realu przy planowaniu przyszłych transakcji.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/feed/
Grease II, czyli nałóż i graj http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/ http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/#comments Mon, 05 Oct 2009 21:21:28 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/ Grease II, czyli nałóż i grajNadchodzi taki czas w życiu każdego szarego człeka, gdy, stojąc sam na sam z lustrem, przeciera oplute pastą do zębów szkło, patrzy prawdzie w oczy, i stwierdza wreszcie ze zwieszoną głową, że, co począć: nie jestem taki, jak mi się wydaje. Ani tym bardziej taki, jaki chciałbym być.
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, Florentino Perez, Liga Mistrzów, Primera Division, Real Madryt, transfery,

]]>
Grease II, czyli nałóż i grajNadchodzi taki czas w życiu każdego szarego człeka, gdy, stojąc sam na sam z lustrem, przeciera oplute pastą do zębów szkło, patrzy prawdzie w oczy, i stwierdza wreszcie ze zwieszoną głową, że, co począć: nie jestem taki, jak mi się wydaje. Ani tym bardziej taki, jaki chciałbym być.

Zszargane przeciwnościami losu ego można jednak podreperować. I tak, gdy kiepsko jest z żoną w łóżku, facet potwierdza swoją męskość w kontakcie z koleżanką, tudzież panią do towarzystwa. Gdy w życiu się nie przelewa, wystarczy wypić kropelkę, a świat wydaje się kolorowy (można też studiować psychologię)! Z kolei, gdy pojawia się jakaś dysproporcja cielesna – a to mały biust, a to zakola sięgające potylicy – w sukurs przychodzi chirurg plastyczny lub szeroko dostępne medykamenty. Co jednak należy uczynić, gdy chcemy upodobnić się do kogoś sławnego, i do tego – nie daj Boże – wyjątkowego?

Tutaj sama chęć i zapał nie wystarczą. Zwykły śmiertelnik, nawet, gdyby trenował dniami i nocami, pewnego pułapu przeskoczyć nie może. Jest bowiem taka granica, za którą sprawy przyjmują swój własny obrót, a nasze oblicze, nasz żywot ciemiężony, zależy wyłącznie od intencji boskich, bądź, jak kto woli, tego, co zapisane w gwiazdach. Usain Bolt, Pablo Picasso, główny bohater „Pachnidła” – przykładów, często fantastycznych, bajkowych, można by mnożyć. Stwierdzenie, że zaszli wysoko tylko dzięki ciężkiej pracy, jest nad wyraz chybione. Wielu było takich, którzy starali się doścignąć byty doskonałe. Jeżeli już im się to udawało, to tylko po nierównej, nieczystej grze. Ja postanowiłem doścignąć Cristiano Ronaldo…

* * *

Ładnym to w życiu lepiej. Taki Beckham czy Ljungberg nie muszą starać się na boisku – miliony, płynące na ich konta z licznych kontraktów reklamowych, zapewnią dobrobyt paru następnym pokoleniom. Ci panowie są po prostu prawdziwymi celebrities – reprezentują takie tuzy mody, jak Armani i Calvin Klein, zaś Cristiano Ronaldo posiada własną sieć sklepów CR9 (przemianowaną z CR7 po przenosinach do Realu Madryt). Jego poprzednik w Realu Madryt grał nieskutecznie i chaotycznie (mimo to, Robben był najlepszy w drużynie). Nie ma się co dziwić – w końcu nie dość, że ogolony prawie na zero, to jeszcze, mimo młodego wieku, poważnie dotknięty problemem wypadających włosów. Wyłysiały Holender, w porównaniu z obdarzoną nażelowaną grzywą Krystyną, to istne szkaradło. Stąd musiał biedak wyemigrować do Monachium, gdzie tworzy całkiem zgraną paczkę z brzydalami pokroju Ribery i Schweinsteigera.
Oczywiście, zdarzają się wyjątki. Podobny z uzębienia do konia lub, jak kto woli, Giertycha, Ronaldinho, zrobił karierę zajadając chipsy. A że na dobre mu to nie wyszło, widzimy dziś na boisku…

Żelu do włosów Cristiano Ronaldo jednak nie wymyślił, ba, wiele nastolatków w Holandii i Niemczech może się pochwalić dłuższym od Krystyny stażem w nakładaniu tego lepkiego specyfiku. Właśnie On, wszędobylski i efekciarski Żel, jest w dzisiejszych czasach kluczem do kobiecych serc. Ochów i achów nie ma końca, gdy tylko na wiejskiej dyskotece pojawią się wystylizowani chłopcy. A jeśli grają do tego jak CR9…
Jednak nie samym Ronaldo świat piłkarski stoi. Należy w tym miejscu bronić honoru naszego pięknego kraju – pierwszymi polskimi grajkami, którzy zdobywali parkiety (bo przecież nie boiska) dzięki postawionym na sztorc włosom, byli Hajto i Świerczewski. Z kolei Radzio Majdan uwiódł najponętniejszą Słowiankę, Dodę, dzięki efektownemu balejażowi. Daleko mu jednak do Beckhama, który zaliczył nie tylko pasemka, ale też metroseksualną, opadającą na czoło grzywkę, czy milimetrową szczecinkę, która zagościła na czubku jego głowy po podpisaniu kontraktu z Gillette. Sam żel też nie był mu zresztą obcy.

Śliska sprawa

Tak, proszę państwa, diabeł tkwi w tym, że za Ronaldo ciągnie się wyjątkowo złośliwa opinia. Sam doskonale pamiętam, gdy 19-letni wtedy Portugalczyk płakał jak bóbr po przegranym finale Euro 2004. Tony nakładanego żelu, do tego często prezentowany nagi tors, a także specyficzny urok osobisty zapewniał mu miejsce na pierwszych stronach gazetek dla nastolatek. Opinia płaczliwego żelusia ciągnie się za tym zawodnikiem nieprzerwanie od pięciu lat. Po bardzo udanych sezonach spędzonych w Manchesterze United, z którym zdobył przecież liczne trofea, nie milkły głosy, że ten często faulowany, a i chętnie przewracający się zawodnik, nie podoła presji w Realu Madryt. Sam Cristiano zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że znakomite ofensywne akcje, dryblingi i tuziny strzelonych w barwach Czerwonych Diabłów bramek nie wystarczą, by zamknąć usta krytykom. Od dłuższego czasu było mu już duszno w Manchesterze, chciał zakosztować wielkomiejskiego, ekskluzywnego życia nie od święta, a na co dzień, i właśnie takie perspektywy otwierał przed nim królewski Madryt.

Przyznaję bez bicia – w czasie, gdy Florentino Perez dogadywał transfer w zacisznym biurze Malcolma Glazer’a, a 94 mln euro miało się przenominować na funty szterlingi, pełen byłem obaw o słuszność kupna tej, jak mi się wtedy wydawało, przereklamowanej laleczki. Nie przekonywały mnie zdania, że piłka nożna to produkt marketingowy, a kwota za tego zawodnika zwróci się z samej sprzedaży replik jego koszulki.
- Gram najlepiej, jak umiem, ale nie potrafiłbym wycenić swoich umiejętności. Nie wiem, czy jest to akurat 80 milionów funtów – tak całe to zamieszanie skwitował sam zainteresowany. Nieco z rezerwą, ale i nieco buńczucznie.
Komplet 80 tys. (sic!) widzów oklaskiwał Ronaldo na Santiago Bernabeu podczas jego indywidualnej, oficjalnej prezentacji. Ci, którzy nie zmieścili się na trybunach, mogli podziwiać przywitanie CR9 na wielkim telebimie, wystawionym przed stadionem. Dla porównania – na przedsezonową prezentację Kaki przyszło 60, zaś na Benzemy – 25 tys. osób…
Sytuacja identycznie ma się i dziś. Fani Realu wstają z krzesełek, by oklaskiwać wejście lub zejście Cristiano z boiska, a należy nadmienić, że Madritiści do zbyt wyrozumiałych nie należą. Ich uwielbienie może dziwić tym bardziej, gdy spojrzeć na całą sprawę z perspektywy narodowościowej. Hiszpanie wiwatujący na cześć Portugalczyka – to zjawisko niebywałe pod względem socjologiczno-politycznym.

Umarł król, niech żyje król?

Ostatni weekend sierpnia, Estadio Santiago Bernabeu, mecz Realu Madryt z Deportivo La Coruna. Galacticos II, bo tak się zwykło o nich mawiać, wkraczają w błysku fleszy na nową, zieloniutką murawę. Oczy wszystkich kibiców skupione są jednak głównie na Cristiano Ronaldo. Pierwsze niecelne podania, nieudane dryblingi, kolejne strzały z rzutów wolnych lądujące wysoko nad bramką. Jego skrzywiona w grymasie twarz mówi wszystko. Krytycy zacierają ręce, krzyczą głośne: „A nie mówiłem?”. Ja sam też niecierpliwie wiercę się w fotelu, atakowany przez powracające jak bumerang myśli o Robbenie i Sneijderze, z którymi chyba przedwcześnie pożegnano się w Madrycie. Wreszcie nadchodzi 33 minuta, kiedy to Raul pada w polu karnym. Piłkę ustawia na wapnie nie kto inny, jak CR9. Zamykam oczy ze strachu, a co złośliwsi obstawiają zakłady, jak bardzo pomyli się Portugalczyk. Poślizgnie się? A może ośmieszy go bramkarz, łapiąc lekki, niby-techniczny strzał?
35min. dobiega końca, gdy trybuny Santiago Bernabeu podrywają się w ekstazie. Chwilę później ma miejsce symboliczne zdarzenie: Raul podbiega z pretensjami do opromienionego niepewnym uśmiechem Portugalczyka, wskazując palcem na siebie. To ja, kapitan Królewskich, miałem wykonywać tę jedenastkę.

Następny mecz CR9 zaczyna na ławce rezerwowych. Część uważa, że to konsekwencja słabej formy, część jest święcie przekonana, że trener Pellegrini oszczędza piłkarza na mecz Ligii Mistrzów. W drugiej połowie Cristiano pojawia się w końcu na boisku, zaś w 90min. przeprowadza jedną z pierwszych udanych, indywidualnych akcji w barwach Realu. Płaski strzał między nogami bramkarza zamienia się w gola. Parę dni później Portugalczyk jest już na ustach całej piłkarskiej Europy. Dwa gole z rzutów wolnych w meczu Champions League świadczą o dużym progresie w stosunku do pierwszych, kompletnie nieudanych prób w meczu z Deportivo. Swój wyczyn kopiuje Ronaldo w meczu z Xerez, pokonując bramkarza nie tylko z wolnego, ale i po indywidualnej akcji już w pierwszej minucie. Równie udanie zaczyna mecz z Villareal, i z 5 bramkami na koncie jest współliderem strzelców La Liga (wraz z Messim).
Nadchodzi mecz z Tenerife. Ronaldo gra bez większych fajerwerków, Pellegrini zdejmuje go w 79min. Gdy chce podziękować zawodnikowi za grę, ten ignoruje jego wystawioną rękę i wściekły siada na ławce. Trener w wywiadzie bagatelizuje sprawę, piłkarza nie spotyka żadna kara. Jak wiadomo, osoba niedoścignionego formatu jest nietykalna. W następnym meczu Champions League Cristino strzela kolejne dwa gole…

Niesamowite dryblingi, sztuczki techniczne i ofensywne akcje na pełnej szybkości. Dziewięć goli w siedmiu meczach, wypracowane sytuacje bramkowe dla kolegów z drużyny, dynamiczne zejścia ze skrzydła do środka, przed którymi drży już każdy obrońca w Hiszpanii – w Madrycie powoli zaczyna się o nim mówić w kategoriach, o których pisałem na początku: ponadczłowieka. Gracza, który potwierdził wreszcie swoje umiejętności, a także przekonał do siebie wyjątkowo krytycznych kibiców Realu. W tym także i mnie. Dobrze jest mieć wreszcie w zespole zawodnika, który techniką dorównuje Messiemu ze znienawidzonej Barcelony. Nawet, jeśli już zazdroszczę mu tych wszystkich umiejętności, sławy i garażu na 9 samochodów, to nie będę wdawał się w dywagacje powodowane tylko i wyłącznie czystą zazdrością. Nic dodać, nic ująć – Christiano Ronaldo wielkim piłkarzem jest.

* * *

Vitelity’s, L’Oreal, Schwarzkopf, czy wreszcie polska Joanna. Setki wydanych na żele złotych, tysiące postawionych włosów, dziesiątki prób – nie udało się. Pewnego ciepłego jeszcze wieczoru, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, ubrany od stóp do głów w strój sportowy marki Adidas, z czupryną postawioną hen, wysoko w górę, ustawiłem piłkę nieopodal bramki. Stanąłem tak, jak On, w szerokim rozkroku. Wziąłem głęboki oddech, krótki rozbieg i… Miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze. Zaczynam powątpiewać w istotę Absolutu. Nie ma takiej siły, która sprawiłaby, bym kiedykolwiek kopnął piłkę tak, jak Cristiano Ronaldo. Może potrzebna siłownia? Może przydałaby się konsultacja z fizjologiem lub dietetykiem? Może powinienem zahartować się, podreperować technikę, kondycję? Może powinienem pójść do wojska?

Drodzy panowie, zawsze możemy się pocieszać, że łysiejący Lato czy Zidane zrobili, mimo swych wizerunkowych niedoskonałości, wielkie kariery. Nic straconego! Wystarczy tylko trochę potrenować. No bo jeśli nie o fryzurę, to o co w tym wszystkim chodzi?

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/feed/
Czy Ribery jest potrzebny Realowi? http://soccerlog.net/2009/08/20/czy-ribery-jest-potrzebny-realowi/ http://soccerlog.net/2009/08/20/czy-ribery-jest-potrzebny-realowi/#comments Thu, 20 Aug 2009 13:58:26 +0000 Andreas http://soccerlog.net/2009/08/20/czy-ribery-jest-potrzebny-realowi/ Franck_Ribery.jpg Mimo, że tego lata Florentino Perez sprowadził na Santiago Bernabeu takich zawodników jak Karim Benzema, Kaka czy Cristiano Ronaldo to prezesowi Realu wciąż marzy się ściągnięcie do Madrytu pomocnika Bayernu Monachium. I choć plotki o pojawieniu się w stolicy Hiszpanii cracka "Bawarczyków" nieco ucichły to media na całym świecie i tak nie mają wątpliwości, że prędzej czy później oglądać będziemy Francuza w królewskich barwach.
»Czytaj dalej

Tagi: Florentino Perez, Franck Ribery, Real Madryt,

]]>
Franck_Ribery.jpg
Mimo, że tego lata Florentino Perez sprowadził na Santiago Bernabeu takich zawodników jak Karim Benzema, Kaka czy Cristiano Ronaldo to prezesowi Realu wciąż marzy się ściągnięcie do Madrytu pomocnika Bayernu Monachium. I choć plotki o pojawieniu się w stolicy Hiszpanii cracka “Bawarczyków” nieco ucichły to media na całym świecie i tak nie mają wątpliwości, że prędzej czy później oglądać będziemy Francuza w królewskich barwach.

Franck Ribery, bo o nim tu mowa, umowę z Bayernem ma ważną jeszcze tylko przez dwa lata. Z tego właśnie powodu Florentino Perez postanowił tymczasowo zrezygnować ze starań o pozyskanie Francuza. “Biały Rekin” wie, że jeżeli “Bawarczycy” nie sprzedadzą swojego piłkarza za dwanaście miesięcy to ten w 2011 roku opuści Monachium na rzecz Madrytu za darmo.

Z pewnością piłkarskie umiejętności pomocnika Bayernu są dobrze znane każdemu fanowi futbolu na całym świecie. I mimo, iż wielu kibiców “Królewskich” Francuza przywitałoby na Bernabeu niczym Kakę czy Cristiano Ronaldo to wypadałoby się wcześniej zastanowić czy faktycznie ktoś taki jak Ribery jest Realowi niezbędny?

Podczas okresu przygotowawczego Manuel Pellegrini rozwiał wątpliwości dotyczące ustawienia na boisku nowego Realu Madryt. Chilijczyk nie zaskoczył i postawił na dobrze znaną wszystkim formację 1-4-4-2. Franck Ribery przybywając do stolicy Hiszpanii z pewnością miałby być piłkarzem kluczowym, a przynajmniej grającym w podstawowym składzie. Wiedząc, że skrzydłowy reprezentacji Francji bramkarzem, obrońcą czy napastnikiem nie jest musiałby zając jedno z czterech miejsc w linii pomocy.

Biorąc pod uwagę fakt, że Ribery to piłkarz typowo ofensywny z pewnością nie zająłby pozycji Lassa ani Xabiego Alonso w środku pola. Pozostałaby mu zatem walka o miejsce z dwoma najlepszymi piłkarzami ostatnich lat. Mowa tu rzecz jasna o Kace oraz CR9. Francuz mimo tego, że talent i umiejętności ma ponad przeciętne to w mojej opinii nie poradziłby sobie w rywalizacji o pierwszy skład z tak wielkimi gwiazdami i mimo tego, że uzupełnieniem kadry byłby idealnym to czy pogodziłby się z rolą zmiennika?

W Realu Madryt oprócz wyżej wymienionej czwórki pomocników znajdują się również inni wybitni piłkarze mogący godnie zastępować podstawowych graczy. Jako pierwszy na myśl przychodzi mi oczywiście nie kto inny jak Arjen Robben. W niedawno przeprowadzonej ankiecie dziennika Marca wg. kibiców to właśnie Holender wraz z Kaką, Ronaldo i Benzemą powinien zająć miejsce w ataku “Królewskich”. Zatem czy mając w składzie tak wybitnych piłkarzy i w sytuacji gdzie ktoś taki jak Robben musi zadowolić się rolą zmiennika potrzebą jest wydawanie kolejnych milionów euro na sprowadzenie “niepotrzebnego” piłkarza?

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/20/czy-ribery-jest-potrzebny-realowi/feed/
Gwiazdy na start. Rusza angielska Premiership! http://soccerlog.net/2009/08/16/gwiazdy-na-start-rusza-angielska-premiership/ http://soccerlog.net/2009/08/16/gwiazdy-na-start-rusza-angielska-premiership/#comments Sun, 16 Aug 2009 17:40:18 +0000 Kondi http://soccerlog.net/2009/08/16/gwiazdy-na-start-rusza-angielska-premiership/ Gwiazdy na start. Rusza angielska Premiership! Dokładnie 84 dni dni dzielą nas od ostatniej ligowej kolejki angielskiej Premiership. Czasu teoretycznie dużo, choć niektórzy nie pogardziliby zapewne jeszcze tygodniem, a być może dwoma do lepszego przygotowania się do startu, który swoją porę i miejsce miał już wczoraj o 12.45 czasu lokalnego w zachodnim Londynie, gdzie Chelsea pokonała Hull. Tak więc, ruszyła najlepsza liga na świecie!
»Czytaj dalej

Tagi: Arsenal FC, Arsene Wenger, Chelsea FC, Emmanuel Adebayor, FC Barcelona, Florentino Perez, Kolo Toure, Manchester City, Manchester United, Real Madryt, transfery,

]]>
Gwiazdy na start. Rusza angielska Premiership!
Dokładnie 84 dni dni dzielą nas od ostatniej ligowej kolejki angielskiej Premiership. Czasu teoretycznie dużo, choć niektórzy nie pogardziliby zapewne jeszcze tygodniem, a być może dwoma do lepszego przygotowania się do startu, który swoją porę i miejsce miał już wczoraj o 12.45 czasu lokalnego w zachodnim Londynie, gdzie Chelsea pokonała Hull. Tak więc, ruszyła najlepsza liga na świecie!

Tak, z pełną świadomością nazwałem EPL najlepszymi rozgrywkami naszego globu. Część z Was przyjmie to z obruszeniem i ironicznym uśmiechem, gdyż przez dużą część znawców miano to po rzymskim finale Ligi Mistrzów przejęła hiszpańska Primera Division, ale czy słusznie? Moim zdaniem nie. Chylę czoła przed Barceloną, która w pięknym stylu (może poza półfinałem) zdominowała Puchar Europy w poprzednim sezonie. Gratuluję i podziwiam Florentino Pereza, który nie obiecał gruszek na wierzbie w skutek czego na Santiago Bernabeu pojawiły się największe gwiazdy pokroju Kaki, Cristiano Ronaldo, czy Karima Benzemy…

Jest jednak kilka ale. Pierwsze ode mnie. W Hiszpanii o mistrzostwie kraju zadecyduje wyżej wspomniana dwójka, a reszta zespołów nawet przez chwilę nie zbliży się do faworytów. Walka o dominację zawsze lepiej smakuje, gdy włącza się w nią większa ilość drużyn. Drugim i dobitnym argumentem niech będą słowa gwiazdy Liverpoolu … Hiszpana, Fernando Torresa:

„Real ma Ronaldo i Kakę, Barcelona Messiego i Xaviego i co więcej? Tradycja, historia, liczba kibiców i atmosfera na stadionach – tego zazdroszczą nam wszystkie ligi świata, nawet hiszpańska. Jesteśmy ciągle daleko z przodu.”

Fernando Torres

Lato na Wyspach jak co roku miało dwa motywy przewodnie. Transfery i promocja. Do wielkich sum wydawanych przez właścicieli klubów wszyscy zdążyli przywyknąć, gdyż dzieje się to co najmniej od wejścia do gry Romana Abramovicha, który niby spuścił już z tonu, ale sądzę, iż śmiało mogę nazwać go pionierem wydawania bajońskich sum przez ekipy angielskiej Premiership. Tutejszym odpowiednikiem Realu Madryt został, co nikogo dziwić nie może, Manchester City. Ponad 100 mln. Funtów zapłacono za Emmanuela Adebayora, Carlosa Teveza, Roque Santa Cruza, czy Kolo Toure. Robi wrażenie, ale czy przyniesie oczekiwane efekty? O tym później.

Okres przygotowawczy? Promocja i pieniądze! Takie skojarzenia wzbudza u większej części zarządów czas w którym piłkarze mają wyrabiać żelazne kondycje na kolejny morderczo trudny sezon. Jednak co sportowe, zostawmy sztabom i zawodnikom, a pieniądze rzecz ważna. I tak po raz kolejny najlepsze ekipy wybrały się na podbój Stanów Zjednoczonych, Azji, a nawet … Australii. Zyskiwanie kolejnych kibiców to nie tylko sprzedaż gadżetów – w szczególności koszulek. To także powstawanie nowych fanklubów, stowarzyszeń, które w swoim zakresie przez cały rok, nie tylko w okresie letnim przez maksymalnie 2 tygodnie, będą promować dany zespół. Interes się kręci, księgowi zacierają ręce bo dochodów nigdy za wiele.

Grupa mistrzowska

Jak nadmieniłem na wstępie o końcowy triumf w Anglii walczyć będzie kilka zespołów. Dokładnie 4 i nie powinno tutaj być żadnej niespodzianki. W skład ten wchodzą oczywiście, jak co roku, Manchester United, Liverpool, Chelsea oraz Arsenal. Wymieniłem je w kolejności z poprzedniego sezonu, jednak uważam, że te rozgrywki zakończą się zdecydowanie inaczej. W mojej opinii do samego końca powalczą między sobą drużyny Sir Alexa Fergusona oraz Carlo Ancelottiego. Maksymalnie w marcu wykruszy się pozostała dwójka, która między sobą rozstrzygnie miejsce na podium, a tutaj stawiałbym (jak nigdy) na podopiecznych Arsene Wengera. Czemu tak? Przed Wami krótka charakterystyka każdego z kandydatów:

Arsenal – Od lat Arsene Wenger po skończonym sezonie musi wysłuchiwać tych samych komentarzy: z dziećmi nic nie wygrasz. A on dalej swoje. I według mnie bardzo słusznie, gdyż plan rozpoczęty kilka lat temu zaczyna przynosić rezultaty, gdyż owe ‘dzieci’, które miały stanowić trzon zespołu z Emirates Stadium dziećmi w rzeczywistości już nie są. I tu nie chodzi tylko o ich metryczki, ale i doświadczenie, które co roku zbierają w Lidze Mistrzów, radząc sobie co najmniej przyzwoicie, by nie powiedzieć dobrze, bo jak inaczej nazwać dobrnięcie do ½ poprzedniej edycji?

Transfery. Co prawda z Arsenalu odeszło dwóch graczy, który zwykle wychodzili w podstawowej jedenastce to ja jednak wcale nie uznałbym tego za poważne osłabienie. Ba, więcej! Śmiem twierdzić, że sprzedaż Emmanuela Adebayora do The Citizens to… wzmocnienie Gunners. Jak powszechnie wiadomo od co najmniej roku reprezentant Togo chciał zmienić pracodawcę, a gdy rok temu nie udało się trafić do Milanu piłkarz nie błyszczał już skutecznością na murawie, co więcej, psuł on dobrą atmosferę w szatni. Na tym transferze najwięcej zyska zapewne Robin van Persie, który powinien otrzymać więcej swobody z przodu, a do spółki z oswojonym z brytyjską rzeczywistością Andriy’em Arshavinem i coraz lepszym Theo Walcottem stworzy ofensywne trio przed którym drżeć będzie każda defensywa ligi, gdyż od dawna wiadomo, że filozofią tego zespołu jest znane powiedzenie ‘Najlepszą obroną jest atak.’

Trochę inaczej sprawa ma się z Kolo Toure, który zanotował sportowy spadek dla pieniędzy. W jego miejsce za 10 mln funtów pozyskany został Belg, Thomas Varmaelen. Miał być kolejnym złotym dzieckiem ‘wyprodukowanym’ przez słynną szkółkę amsterdamskiego Ajaxu, jednak jego talent gdzieś się zatrzymał. Zadaniem Wengera będzie obudzić drzemiący w tym chłopaku niemały potencjał, a gdy ta sztuka się powiedzie zapewne szybko zapomni o stracie zawodnika rodem z Wybrzeża Kości Słoniowej.

Gdy do tego dopowiemy, że po kontuzjach wracają Tomas Rosicky oraz Eduardo Da Silva, a na ławce siedzą fenomenalne młode talenty pokroju Carlosa Veli, czy Jacka Wilshere’a dostaniemy mocny skład gotowy do walki o podium. Na miejsca 1-2 to jednak za mało. Krótka i mimo wszystko zbyt mało doświadczona ławka, a przede wszystkim poważny uraz Samira Nasriego powodują, że Manchester United, jak i Chelsea w pewnym momencie ligi będą mogły skreślić Arsenal z listy poważnych rywali.

Chelsea – na Stamford Bridge wszyscy czekają na powtórkę sezonów 2004/05 i 2005/06, kiedy to na sam koniec John Terry dumnie wznosił puchar za mistrzostwo Anglii. Po zakończeniu poprzednich rozgrywek wiele mówiło się o kadrowej rewolucji jaka miałaby mieć miejsce w zachodnim Londynie. Roman Abramovich zmęczony ciągłymi porażkami w Europie i niemocą odzyskania tytułu znów nie sypnął zbytnio groszem, postanowił za to postawić na doskonałego, sprawdzonego w klubowej piłce managera. Carlo Ancelotti ma w końcu dać The Blues choć jedno z wyżej wymienionych tytułów. Choć sam Włoch apeluje o spokój, to gdy ta sztuka się nie powiedzie zapewne straci pracę. To już niestety smutna tradycja, która dosięgnęła Jose Mourinho, Avrahama Granta oraz Luiza Felipe Scolariego.

Transfery. Z zapowiadanej rewolucji nici, spektakularnych wzmocnień brak. Pozyskano przede wszystkim Youriy’a Zhirkova, reprezentanta Rosji, jedną z najjaśniejszych postaci ostatniego Euro. Do tego bramkarz, Ross Turnbull ze spadkowicza Middlesbrough i młoda nadzieja angielskiego ataku, Daniel Sturridge z Manchesteru City. Z wypożyczeń wrócili Claudio Pizarro oraz Andriy Shevchenko, ale jak pokazały przedsezonowe gry na nich bardzo polegać niestety nie można, a i sprzedać nie ma gdzie, bo chętnych dotychczas brakowało.

Z drużyny nie odszedł nikt znaczący. Cały trzon zespołu pozostał i ma się dobrze, martwi jednak co innego, masowe rozprzedawanie, bądź wypożyczanie młodych zawodników z Akademii, którzy mogliby być idealnym uzupełnieniem podstarzałego już trochę składu. Miroslav Stoch, Ben Sahar, Ryan Bertrand, Sergio Tejera, Frank Nouble, Morten Nieslen to piłkarze, którzy Stamford Bridge opuścili. Mimo wszystko kadra jest szeroka I bardzo doświadczona. Jeżeli Ancelotti nie popełni błędu Scolariego w przygotowaniach, Chelsea w obliczu osłabień Manchesteru United stanie się głównym kandydatem do mistrzostwa.

Liverpool – The Reds na triumf w lidze czekają już 20 lat. Jak prorokuje Sir Alex Ferguson poczekają i kolejny.

„Miniony sezon był dla tej drużyny najlepszy od 20 lat, a i tak skończyli cztery punkty za nami. Trudno będzie im powtórzyć taki wyczyn.”

Sir Alex Ferguson

Trudno nie zgodzić się ze słowami Szkota. Liverpool w sparingach nie zachwycał, a i nie wzmocnił się znacząco. Odeszli za to przede wszystkim Alvaro Arbeloa i Xabi Alonso, którzy ulegli galaktycznemu projektowi Florentino Pereza. A przecież ciągle nie wiadomo, czy Javier Mascherano nie wyląduje w końcu na Camp Nou.

W ich miejsce pozyskano Glena Johnsona z Portsmouth oraz Roberto Aquilaniego z Romy. Prawy obrońca reprezentacji Anglii ma za sobą prawdopodobnie najlepszy sezon w życiu, jednak czy będzie w stanie go powtórzyć zważywszy na to, że będąc w Chelsea nie był w stanie przebić się do podstawowego składu? Czy włoski pomocnik dobrze i szybko zaadaptuje się w nowym otoczeniu? Śmiem wątpić.

Jak na zamieszanie wokół swojej osoby zareaguje lider ekipy z Anfield Road, Steve Gerrard? Został co prawda uniewinniony przez sąd w sprawie pobicie w jednym z klubów, jednak jak dobrze dostrzeżono, człowiekowi, który od lat nadaje rytmu tej drużynie nie wolno narażać się na takie sensacje. Przy okazji na jaw wyszedł jeszcze jeden talent pomocnika:

„ Wyprowadziłem trzy ciosy, ale tylko jeden doszedł celu” – zeznawał.

„Wyprowadził ciosy niczym profesjonalny bokser” – ocenił siłę rywala poszkodowany.

Dla Rafy Beniteza dobrze by było, gdy i na boisku jego podopieczny okazał się takim wojownikiem, gdyż w przeciwnym razie podium w mojej opinii jest zagrożone.

Manchester United – Przed drużyną z Old Trafford być może najważniejszy sezon w historii, gdyż za jednym zamachem mogą złowić dwie grube ryby: jako pierwsi mogą czwarty rok z rzędu zakończyć rozgrywki na 1 miejscu, a przy okazji wyprzedzić Liverpool w tabeli wszechczasów pod względem ilości zdobytych tytułów.

Wydawało się, że po transferze Ronaldo w jego miejsce sprowadzeni zostaną piłkarze – gwiazdy. Sir Alex stwierdził jednak, że nie będzie uczestniczył w szalonym wyścigu cenowym jaki ogarnął Europę i na Old Trafford za 17 mln trafił Antonio Valencia z Wigan, za 8 mln młokos Gabriel Obertan z Bordeaux, a także za dramo Michael Owen. Nie są to transfery, które powalają na kolana, bo i Ekwadorczyk ilością goli nie zbliży się do Cristiano, Francuz zbierać ma dopiero niezbędne doświadczenie, a i na angielskiego napastnika słynącego z kruchego zdrowia liczyć nie można, ale…

Ale kibice Diabłów muszą zaufać swojemu managerowi. Szkot stawał już przed zadaniem wypełniania luk po swoich gwiazdach i skutecznie poradził sobie w przypadku m.in. Erica Cantony, czy Davida Beckhama. Za każdym razem wiedział co robi. Ma on też słabość do zawodników starszych, doświadczonych i niekiedy już skreślonych. Sprawdził się wariant z Teddym Sheringhamem, a także Henrikiem Larssonem. Czemu teraz miałoby być inaczej?

Szanse na kolejny triumf rozstrzygnie jednak forma Wayne’a Rooneya. Anglik wreszcie ma grać na swojej ukochanej pozycji, gdzie zaliczyć ma najlepszy rok w trakcie pobytu na Old Trafford. To w nim pokładana jest największa nadzieja i sam Fergie namaścił popularnego Roo na następcę Ronaldo. Jeżeli Wayne wreszcie się przełamie w czerwonej części Manchesteru znowu może być radośnie…

Grupa spadkowa

Do spadku także można wytypować kilka zespołów. Nie zdecyduję się na wybranie trójki, która pożegna się z rozgrywkami. Wymienię moich faworytów z krótkim uzasadnieniem:

Hull City – poprzedni sezon zakończony tuż nad kreską, a od degradacji dzielił ich ledwie jeden punkt. Na domiar złego ekipa nie została wzmocniona, a jak wiadomo drugi sezon w ekstraklasie zawsze bywa trudniejszy.

Stoke City – co prawda roku temu zajęli bezpieczną, 12 lokatę to jednak podobnie jak w przypadku Hull dosięgnąć ich może słynny ‘syndrom drugiego sezon’ W Stoke ciągle brak klasowego napastnika, a i gra na wyjazdach musi ulec poprawie, gdyż ledwie 10 punktów uciułanych rok temu woła o pomstę do nieba.

Trójka beniaminków: Brimingham – tym zespołem rządzi niejako prawo serii. Sezon 05/06 spadek do Championship, rok później awans.Rok gry w Premiership i kolejna degradacja, po czym znów awans… Nietrudno się domyśleć co zgodnie z tym prawem będzie teraz. Promykiem nadziei dla ekipy Alexa McLeisha będą doświadczeni Barry Ferguson oraz Lee Bowyer.

Burnley – absolutny debiutant w najwyższej klasie rozgrywkowej. Brakuje tu wszystkiego. Stadionu, pieniędzy, klasowych piłkarzy. Zdaje się, że tylko szczęście i wielkie serce do walki mogą zagwarantować ligowy byt.

Wolverhampton – po długiej przerwie powrót na boiska EPL, jednak poza kilkoma wyjątkami w kadrze znajdują się piłkarze, którzy tę ligę znają tylko z TV. Na dodatek trauma trenera, gdyż ich szkoleniowiec, Mick McCarthy w ekstraklasie pracował dwa razy… dwukrotnie spadając.

Portsmouth – przede wszystkim masowy exodus piłkarzy i wąska kadra. Odejście Johnsona, Traore, Davisa, Collinsa, Pamarota, Laurena, Thomasa i Croucha nie wróży dobrze 14 ekipie poprzedniego sezonu.

Wigan – powód ten sam co w przypadku Pompey. Zimą odeszli Palacios i Heskey, latem Valencia. Bez kluczowych piłkarzy i młodym trenerem na ławce o pozostanie w lidze walczyć trzeba będzie do upadłego.

Liga Europejska

Miejsca 5-7 gwarantujące grę w Lidze Europejskiej według mnie rozstrzygną między sobą Everton, Aston Villa, Tottenham i Manchester City.

Dlaczego nie wierzę w Citizens? Z ciągle niepełną defensywą, oraz totalnie niezgranym przodem w tym roku Big Four podopieczni Marka Hughesa nie rozbiją. Co więcej, jestem niemal przekonany, że przede wszystkim z tym managerem ta sztuka się nie uda. Pieniądze to nie wszystko, na budowę wielkiego zespołu składa się też mnóstwo innych czynników o których jak na razie szejkowie widocznie bladego pojęcia nie mają. 5 miejsce to max na co ich stać, a w obliczu osłabień Aston Villi, nierównego Tottenhamu i Evertonu szansa na lokatę tuż za plecami największych staje się jeszcze większa.

Nie można też zapominać o zespołach ze środka stawki, które rok w rok potrafią odbierać punkty potentatom i decydować o układzie tabeli. Tak więc nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na pierwszy gwizdek w nowych rozgrywkach. Gwiazdy, do boju!

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/16/gwiazdy-na-start-rusza-angielska-premiership/feed/
Zmiany w Madrycie okiem cule, czyli dlaczego Real nie zdetronizuje Barcy http://soccerlog.net/2009/08/09/zmiany-w-madrycie-okiem-cule-czyli-dlaczego-real-nie-zdetronizuje-barcy/ http://soccerlog.net/2009/08/09/zmiany-w-madrycie-okiem-cule-czyli-dlaczego-real-nie-zdetronizuje-barcy/#comments Sun, 09 Aug 2009 06:30:49 +0000 Marekk http://soccerlog.net/2009/08/09/zmiany-w-madrycie-okiem-cule-czyli-dlaczego-real-nie-zdetronizuje-barcy/ Zmiany w Madrycie okiem cule, czyli dlaczego Real nie zdetronizuje Barcy W chwili, gdy Florentino Perez ponownie objął stanowisko prezydenta klubu, wszyscy wiedzieli, że w Realu dojdzie do kolejnej rewolucji. Choć zmieniono trenera, na nowych piłkarzy wydano ponad 200 milionów euro, jako kibic Blaugrany, śmiem wątpić w powodzenie planu Pereza.
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, FC Barcelona, Florentino Perez, Primera Division, Real Madryt,

]]>
Zmiany w Madrycie okiem cule, czyli dlaczego Real nie zdetronizuje Barcy
W chwili, gdy Florentino Perez ponownie objął stanowisko prezydenta klubu, wszyscy wiedzieli, że w Realu dojdzie do kolejnej rewolucji. Choć zmieniono trenera, na nowych piłkarzy wydano ponad 200 milionów euro, jako kibic Blaugrany, śmiem wątpić w powodzenie planu Pereza.

Powodów, dla których Realowi nie uda się zdetronizować Barcy jest co najmniej kilka. Pierwszy z nich to sposób budowania drużyny Królewskich. W zeszłym sezonie, kiedy prezydentem był Ramon Calderon, również dokonano rewolty w składzie. Do Realu przyszła nowa armia piłkarzy, która jedynie początkowo spisywała się przyzwoicie. Poskutkowało to piątą porażką z rzędu w fazie 1/8 finału LM oraz utratą prymatu w lidze hiszpańskiej. Teraz Florentino Perez postępuje niemal identycznie. Od poprzednika odróżna go tylko to, że na piłkarzy wydaje więcej pieniędzy.

Doroczna wymiana połowy drużyny negatywnie odbija się na późniejszych wynikach Realu. Brak stabilności uniemożliwia nawiązanie walki z Barcą, w której dokonuje się tylko drobnych, przemyślanych zmian.

W ponownym zdobywaniu trofeów Realowi może przeszkodzić brak zdecydowanego lidera. Do tej pory był nim Raul, lecz teraz do tego miana aspiruje jeszcze kilku innych piłkarzy na czele z Cristiano Ronaldo. Wątpliwe, aby Portugalczyk, święcie przekonany o swoim geniuszu, nie oczekiwał namaszczenia od trenera i prezydenta na lidera nowego Realu. Jednocześnie trudno oczekiwać od Raula, legendy madryckiego klubu, aby usunął się w cień. Takie niedookreślenie ról w zespole może stać się źródłem konfliktu.

Ciekawe jak poradzi sobie z zestawieniem drużyny Manuel Pellegrini. Choć to trener sprawdzony i uznany, może mieć problemy z ujarzmieniem charakterów niektórych gwiazd. Do tej pory trofea zdobywał tylko w Ameryce Południowej (m.in. mistrzostwo Ekwadoru oraz dwa mistrzostwa Argentyny). W Europie jego największym sukcesem jest zdobycie Pucharu Intertoto oraz gra w półfinale Champions League z Villareal. Nie można lekceważyć tych osiągnięć, lecz nie sądzę aby trener, który de facto w Europie niczego nie wygrał, stał się autorytetem dla takich piłkarzy jak: Kaka, Ronaldo, Alonso czy Benzema. Zatem w przypadku kilku niepowodzeń największe gwiazdy mogą kwestionować słuszność decyzji Pellegriniego.

Odrębną kwestią jest to czy jedna piłka wystarczy na tyle indywidualności w jednym składzie. Kaka lubi dyrygować każdą akcją, Ronaldo piekli się jeśli choć na chwilę nie dotknie piłki w każdej z nich. Jeśli dodamy do tego Robbena, któremu również do grania partnerzy z zespołu nie są niezbędni może skończyć się to dla Realu katastrofą. Dlatego Pellegrini musi jasno określić podział ról w zespole. Musi także liczyć na to, że jedna z gwiazd zgodzi się na mniej eksponowaną rolę i poświęci się dla dobra drużyny.

Plan Pereza nie zostanie zwieńczony sukcesem także z powodu dużej liczby rezerwowych, sprowadzonych jeszcze za czasów Calderona, których Real teraz nie jest w stanie się pozbyć. O ile np. Royston Drenthe gry domagać się nie będzie w obawie przed ponownym ośmieszeniem się przed kibicami, to na pewno piłkarze tacy jak Robben, Sneijder (jeśli będzie zdrowy), Gago będą rozgoryczeni nieustannym ugniataniem ławki rezerwowych. Ich rozczarowanie może niszczyć atmosferę w całej drużynie, zwłaszcza jeśli tej powinie się noga.

Najważniejsza przyczyna przyszłego niepowodzenia Pereza i jego trupy leży jednak gdzie indziej. Otóż w przeciwieństwie do Barcelony Real nie ma jeszcze drużyny. Posiada tylko grupę składającą się z piłkarzy genialnych i bardzo dobrych. Natomiast Blaugrana posiada wspaniałych zawodników, tworzących genialną drużynę. Pellegrini nie podoła zadaniu przekształcenia tej grupy w drużynę zagrażającą Barcelonie. To najprawdopodobniej rozstrzygnie rywalizację w przyszłym sezonie. I doprowadzi do kolejnej rewolucji w Realu…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/09/zmiany-w-madrycie-okiem-cule-czyli-dlaczego-real-nie-zdetronizuje-barcy/feed/
Piłkarze nie chcą odchodzić, czyli skutki transferów Calderóna http://soccerlog.net/2009/08/07/pilkarze-nie-chca-odchodzic-czyli-skutki-transferow-calderona/ http://soccerlog.net/2009/08/07/pilkarze-nie-chca-odchodzic-czyli-skutki-transferow-calderona/#comments Fri, 07 Aug 2009 21:34:46 +0000 Sebastian Matyszczak http://soccerlog.net/2009/08/07/pilkarze-nie-chca-odchodzic-czyli-skutki-transferow-calderona/ Ramón Calderón (poprzedni prezes Realu Madryt) nie sprawdził się w roli sternika Blancos, a po aferze z wyborami na to stanowisko podał się do dymisji. Człowiek ten jest wciąż (pośrednio) obecny w zespole z Madrytu.
»Czytaj dalej

Tagi: Arjen Robben, Florentino Perez, Klaas-Jan Huntelaar, Rafael van der Vaart, Ramón Calderón, Real Madryt, Royston Drenthe, Ruud van Nistelrooy, transfery, Wesley Sneijder,

]]>

Ramón Calderón (poprzedni prezes Realu Madryt) nie sprawdził się w roli sternika Blancos, a po aferze z wyborami na to stanowisko podał się do dymisji. Człowiek ten jest wciąż (pośrednio) obecny w zespole z Madrytu.

Chciał stworzyć wielki Real i zdobywać najwyższe cele. Do zrealizowania tych założeń miała mu pomóc holenderska kolonia, czyli piłkarze reprezentacji, która w ostatnich latach gra jak nigdy, a przegrywa jak zawsze (czyt. Euro 2008).

Arjen Robben, Wesley Sneijder, Ruud van Nistelrooy, Klaas-Jan Huntelaar, Royston Drenthe, czy Rafael van der Vaart. Ci piłkarze mieli poprowadzić Królewskich do zwycięstw w lidze I Lidze Mistrzów, ale na trzydziestym pierwszym triumfie w lidze się skończyło. Ach, nie! Przepraszam! Jest jeszcze niechlubny rekord, czyli odpadnięcie po raz piąty z rzędu w 1/8 Champions League!

Jest import, ale gdzie eksport?

Florentino Perez od samego początku swojej kandydatury uaktywnił się na rynku transferowym i rozpoczął „wielkie zakupy”, ale nie sprzedawał piłkarzy, którzy nie będą potrzebni klubowi. Kilkanaście dni temu Jorge Valdano oznajmił, iż Real będzie się pozbywał niepotrzebnych piłkarzy. Co z tego? To tylko słowa, a czynów brak!

Jak na razie udało się sprzedać tylko jednego Holendra. Jest nim Klaas-Jan Huntelaar (młodzieniec będzie reprezentował barwy AC Milan.) Inni piłkarze, którzy stracili przywilej grania dla Blancos to: Míchel Salgado, Jordi Codina, Fabio Cannavaro, Javi García, Javier Saviola, Daniel Parejo, Gabriel Heinze i Julien Faubert. Sęk w tym, że wielu Holendrów to wciąż piłkarze Realu Madryt, a kilku z nich, jak na przykład Drenthe, czy Sneijder zadeklarowali chęć pozostania w drużynie Manuela Pellegriniego.

Najbliżej odejścia wydaje się być Rafael Van der Vaart, który zdążył się już pokłócić z nowym trenerem, który nie powołuje go na mecze towarzyskie. Czyżby były coach Villarreal chciał zmusić Holendra do odejścia? Nie ma się co dziwić. Ten piłkarz nie błyszczał w Madrycie, a Juande Ramos stawiał na niego głównie podczas rotacji i… w ostateczności. Możliwe, że powróci do Hamburga, ale kwestia jego transferu jest jeszcze otwarta.

Innymi Holendrami sprowadzonymi przez Calderóna (najgorszego prezesa Blancos w XXI wieku) są Sneijder i Robben. Ten pierwszy ma pecha, bo notorycznie nękają go kontuzje (podobnie jak Owena) i nie może pokazać na co go stać. Były pomocnik Chelsea to już inna bajka. W drużynie Juande Ramosa był podporą drużyny (zaraz za Casillasem i Raulem). Jedni uważali, że gra pięknie, inni, iż jest samolubny i zamiast podawać pudłuje, strzelając na bramkę przeciwnika. W obecnym składzie Realu może liczyć co najwyżej na ławkę rezerwowych, chyba że któryś z podstawowych zawodników złapie kontuzję (np. C. Ronaldo).

Jak widać Ramón Calderón jest wciąż obecny na Santiago Bernabeu. Kiedy sobie pójdzie? Odpowiedź jest prosta. Dopiero wtedy, gdy wszyscy piłkarze sprowadzeni za jego kadencji opuszczą Los Merengues.

P.S.
Gdyby piłkarze wystawieni na sprzedaż nie mieli ambicji do gry w najlepszych europejskich ligach, a ich wymagania kontraktowe nie były tak górnolotne, to miejsce w polskiej Ekstraklasie mieliby jak w banku, a do wyboru mieliby całe szesnaście zespołów.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/07/pilkarze-nie-chca-odchodzic-czyli-skutki-transferow-calderona/feed/
Królewskie dylematy http://soccerlog.net/2009/08/07/krolewskie-dylematy/ http://soccerlog.net/2009/08/07/krolewskie-dylematy/#comments Fri, 07 Aug 2009 10:00:59 +0000 Greg http://soccerlog.net/2009/08/07/krolewskie-dylematy/ Królewskie dylematy Manuel Pellegrini, obejmując po Juande Ramosie stanowisko trenera Realu Madryt, musiał zdawać sobie sprawę, że czeka go najtrudniejsze wyzwanie, przed jakim stanął w swojej trenerskiej karierze. Musi poukładać skład „Królewskich”, wzmocniony spektakularnymi transferami, za którymi stoi szastający milionami euro prezes Florentino Perez. Chilijczyk będzie miał twardy orzech do zgryzienia, wszak gwiazd w drużynie ma bez liku, a pozycji na boisku do obsadzenia tylko jedenaście.
»Czytaj dalej

Tagi: Alvaro Arbeloa, Cristiano Ronaldo, Florentino Perez, Kaka, Manuel Pellegrini, Raul Albiol, Real Madryt, Xabi Alonso,

]]>
Królewskie dylematy
Manuel Pellegrini, obejmując po Juande Ramosie stanowisko trenera Realu Madryt, musiał zdawać sobie sprawę, że czeka go najtrudniejsze wyzwanie, przed jakim stanął w swojej trenerskiej karierze. Musi poukładać skład „Królewskich”, wzmocniony spektakularnymi transferami, za którymi stoi szastający milionami euro prezes Florentino Perez. Chilijczyk będzie miał twardy orzech do zgryzienia, wszak gwiazd w drużynie ma bez liku, a pozycji na boisku do obsadzenia tylko jedenaście.

- Nie chciałbym być na miejscu Manuela Pellegriniego, który musi ułożyć pierwszy skład z tych indywidualności – powiedział niedawno Sir Alex Ferguson. Rzeczywiście, w związku z letnim szałem zakupów, jaki ogarnął Pereza, podstawowa jedenastka „Królewskich” będzie diametralnie inna od tej, którą zazwyczaj desygnował na boisko Juande Ramos. Nowe twarze to nie jedyna zmiana, którą przeprowadzi Pellegrini. Będzie musiał stworzyć nowy system gry, by pogodzić ofensywne zapędy Sergio Ramosa, egoizm Robbena (jeśli nie odejdzie) i Ronaldo z finezją Kaki oraz twardą grą Xabiego Alonso.

Najpierw przegląd sił, którymi Chilijczyk dysponuje.

Bramkarz

Ta pozycja wywołuje najmniej kontrowersji. Iker Casillas był, jest i pozostanie numerem jeden w bramce Realu. W tym momencie nie ma chyba lepszego fachowca od łapania piłek na świecie. Mimo wcześniejszych zapowiedzi o opuszczeniu Madrytu, zmiennikiem Ikera pozostanie Jerzy Dudek, który w meczach sparingowych prezentował się całkiem nieźle. Myślę, że Pellegrini może być zadowolony z takiego obrotu spraw. Z klubem pożegnał się z kolei trzeci golkiper Jordi Codina, który podpisał trzyletnią umowę z Getafe.

Obrona

Dobry zespół to nie tylko ofensywa. Florentino Perez zapomniał o tej oczywistości w czasie swojej pierwszej kadencji i stąd obronę Realu łatali tacy gracze, jak Francisco Pavon czy Raul Bravo. W 2009 roku Flo nie popełnił już tego samego błędu. Wobec odejścia Fabio Cannavaro, zagiął parol na Raula Albiola, 24-letniego wychowanka Valencii, reprezentanta Hiszpanii. Decyzja ta może okazać się trafiona, a Albiol z Pepe, jeśli znajdą wspólny język, są w stanie stworzyć mur nie do przebicia.

Florentino Perez namówił na powrót do Madrytu wychowanka klubu, Alvaro Arbeloę, który wybił się przez półtora roku gry na Anfield Road w Liverpoolu. Do Realu wraca też, po rocznym wypożyczeniu do Santander, Ezequiel Garay, argentyński stoper bądź boczny obrońca. Jego sytuacja jest analogiczna do położenia Gerarda Pique przed zeszłym sezonem. Fakt,  Garay nie grał w Manchesterze United tylko w hiszpańskim średniaku, ale ma równie dobre szanse, by przebojem – niczym kataloński stoper – wedrzeć się do podstawowej jedenastki klubu.

Szczególnie, że Pepe musi odpokutować sześć meczów za chamski faul na Javim Casquero. Dodatkowo, Garay dobrze egzekwuje stałe fragmenty gry. Sergio Ramos jest niemalże pewniakiem, jeśli chodzi o prawą obronę. Przebojowy, szybki, ofensywnie nastawiony piłkarz musi jednak wyeliminować łatwość do gubienia piłek i nauczyć się trzymać nerwy na wodzy, co niewątpliwie stanowi psychologiczne wyzwanie przed samym Pellegrinim. Oprócz wyżej wspomnianych defensorów, Pellegrini ma w odwodzie Christopha Metzeldera, który łatał dziury w razie absencji lepszych od niego stoperów, Marcelo, który odbudował zaufanie kibiców do siebie za kadencji Ramosa, Miguela Torresa, wciąż jednak gorszego od Ramosa i wyśmiewanego przez kibiców z Santiago Bernabeu Roysthona Drenthe. Z wicemistrzem Hiszpanii pożegnał się za to weteran Michel Salgado. Patrząc przez pryzmat transferów, wygląda na to, że defensywa Realu, która zawsze stanowiła piętę achillesową drużyny, ma szansę stać się zdecydowanie szczelniejsza i skuteczniejsza. Nie wymagam od niej osiągnięcia pułapu czwórki z Barcelony czy Manchesteru, ale wierzę, że będzie stanowić podporę dla pozostałych formacji.

Pomoc

Przechodzimy do najważniejszej formacji Realu Madryt. Przybyli Kaka i Cristiano Ronaldo, dwaj najlepsi piłkarze świata 2007 i 2008 roku. Niemalże wszystko zostało już o nich napisane. Nie będę się powtarzał, moim zdaniem to wybitni futboliści, choć – szczerze powiedziawszy – nie lubię Ronaldo i wolałbym transfer Francka Ribery’ego. Jednak kluczowym dla samego Florentino Pereza był transfer… defensywnego pomocnika. Tak, chodzi o 30 milionów euro, jakie wydał  na sprowadzenie z Liverpoolu Xabiego Alonso.

To gracz kompletny, mogący wykonywać czarną robotę, ale też inicjować akcje świetnymi podaniami. W związku z jego transferem,  Pellegrini będzie miał do dyspozycji aż czterech fachowców na pozycję defensywnego pomocnika. Gwiazda Alonso błyszczy najjaśniej, niemniej jednak Lassana Diarra w ciągu pół roku udowodnił, że można w nim widzieć następcę Claude’a Makelele. W najgorszej sytuacji znajdują się Fernando Gago i Mahamadou Diarra. Nie wydaje mi się, by Pellegrini znalazł miejsce dla nich wszystkich, z Madrytem pożegna się zapewne Diarra z Mali.

Powoli wykrusza się holenderski zaciąg. Rafael Van Der Vaart jest pewien (klub też), że opuści Santiago Bernabeu. Niepewna jest przyszłość Wesleya Sneijdera i Arjena Robbena. Ten drugi – moim zdaniem – może odgrywać równie istotną rolę w nowym Realu, co za kadencji Ramosa. A to dlatego, że w klubie brakuje nominalnych skrzydłowych. Jest Ronaldo, Robben i…  Wydawałoby się, że długo, długo nic, tymczasem Florentino Perez odzyskał z Getafe kolejnego wychowanka, Estebana Granero. Popularny ‘El Pirata’, mogący grać na skrzydle i w środku pola, zachwycił w meczach sparingowych i wydaje się, że może wraz z Kaką odpowiadać za ofensywne poczynania Realu. Biorąc pod uwagę, że za ich plecami zagra Alonso bądź Diarra, będą mogli swobodnie kreować grę.

Atak

Kto będzie wykańczał ich akcje? W chwili obecnej sekstet: Raul, Karim Benzema, Gonzalo Higuain, Alvaro Negredo i Klaas-Jan Huntelaar, a gdzieś w oddali daje o sobie znać Ruud van Nistelrooy. Kolejność, w jakiej ich wymieniłem, jest nieprzypadkowa. Tak moim zdaniem rysuje się hierarchia napastników Realu Madryt. Huntelaar jest na wylocie, wyląduje najprawdopodobniej w Milanie. Van Nistelrooya najchętniej by się w Madrycie pozbyto, jako że dopiero wraca po kontuzji, jest stary i ma zbyt wielu silniejszych konkurentów. Alvaro Negredo to następny z wychowanków, odkupiony z Almerii, podobno wierzy, że znajdzie miejsce w podstawowym składzie Realu, w co powątpiewam.

Być może znów opuści Santiago Bernabeu – zostanie wypożyczony (bardziej prawdopodobne) albo sprzedany. Podstawowe trio napastników wygląda następująco: Raul – Benzema – Higuain. Raul to obok Casillasa i Gutiego ikona klubu z północnego Madrytu, zobaczymy jednak, czy Manuel Pellegrini będzie potrafił posadzić go na ławce. O Benzemie słusznie mówi się, że jest talentem na miarę Zidane’a. W Lyonie osiągnął kres swoich możliwości, wybrał kierunek Madryt, choć interesował się nim Manchester United (czyżby zdecydowały kwestie podatkowe?).

Predyspozycje do gry ma – jest napastnikiem uniwersalnym, zdolnym do bombardowania bramki przeciwnika z każdej pozycji. Ostatni z tego tercetu, Gonzalo Higuain, to najlepszy snajper Realu w poprzednim sezonie. Dojrzał. Od czasu, kiedy debiutował za Fabio Capello do dnia dzisiejszego, stał się zawodnikiem, na którym może spoczywać ciężar zdobywania bramek. Co ważne, nie boi się tej odpowiedzialności. Walka o miejsce w ataku zapowiada się pasjonująco.

Jak to wszystko poskładać?

Czas na taktykę. Pellegrini w Villarreal ustawiał zespół 4-4-2. Czy przeniesie swoje doświadczenia z El Madrigal na Santiago Bernabeu? Rozważmy to. Casillas w bramce, obrona od lewej: Arbeloa, Pepe, Albiol i Ramos; pomoc: Cristiano Ronaldo, Kaka, Xabi Alonso (Lass), Robben; atak Raul, Benzema. Arbeloa i Ramos aktywnie włączający się w ataki, skrzydłowi Robben i Ronaldo zmieniający pozycję, Kaka odpowiedzialny za kreowanie gry, a Xabi Alonso – za czarną robotę. Trochę przed Raulem snajper Benzema.

Załóżmy, że Real pozbywa się Robbena lub ten łapie kontuzje, co też bardzo prawdopodobne. Na skrzydło może powędrować Granero lub Higuain i 4-4-2 zostaje zachowane. Jednak być może lepszym rozwiązaniem byłoby tu 4-1-2-2-1. Obrona i defensywny pomocnik bez zmian, Kaka z Granero kreujący grę, Ronaldo i Higuain za plecami Benzemy.

To rozwiązanie wymaga od Pellegriniego posadzenia na ławce Raula, ciekaw jestem, czy będzie go stać na taki krok. Wbrew pozorom, kapitan „Królewskich” nie cieszy się stuprocentowym poparciem kibiców. Fani Realu mają większe zaufanie do… Lassa Diarry. A ten niekoniecznie musi stracić miejsce w pierwszej jedenastce. Pellegrini może wystawić go wraz z Xabim Alonso, przed nim ustawić Kakę, Ronaldo i – tu ma spory wybór – Granero, Higuaina, Robbena lub Raula. W takim układzie samotny Benzema na szpicy.

Problem dla Pellegriniego może stanowić zbyt samolubna gra niektórych piłkarzy. Karim Benzema powinien szybko pozbyć się łatki egoisty, wszak pod tym względem z Robbenem i Ronaldo nie ma szans. Trener musi wpoić im ideę gry zespołowej, inaczej każdy będzie grał dla siebie, a to będzie skutkowało niewielkim pożytkiem dla drużyny. Czy Chilijczyk jest na tyle mocny psychicznie, by w takim przypadku posadzić na ławce Ronaldo, Robbena czy Benzemę?

Na to pytanie oraz wszystkie inne, które zadają sobie kibice Realu, odpowiedź poznamy trzydziestego sierpnia. Na inaugurację Primera Division „Królewscy” podejmują Deportivo La Coruna. Prawdziwą wartość zespołu poznamy jednak dopiero w Lidze Mistrzów i podczas Gran Derbi Europa. Jedno jest pewne, przed Manuelem Pellegrinim dwie drogi: jeśli wszystko wypali, będzie galaktyczna euforia; jeśli nie – galaktyczna klapa…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/07/krolewskie-dylematy/feed/