Soccerlog.net » Premier League http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Następca Pelego?? http://soccerlog.net/2010/03/09/nastepca-pelego/ http://soccerlog.net/2010/03/09/nastepca-pelego/#comments Tue, 09 Mar 2010 20:03:49 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2010/03/09/nastepca-pelego/ Następca Pelego?? Gdy przechodził w 2005 roku do Realu Madryt media nazwały go następcą samego króla futbolu – Brazylijczyka Pele. Jego przygoda z Królewskimi zakończyła się jednak dość szybko. Dziś jest tam skąd przyjechał przed pięcioma sezonami do Europy – Santos przywitał go z otwartymi rękami, Europa pożegnała nie roniąc choćby łzy po odejściu zdolnego Brazylijczyka.
»Czytaj dalej

Tagi: Brazylia, Manchester City, Pele, Real Madryt, Robinho, Santos FC,

]]>
Następca Pelego??
Gdy przechodził w 2005 roku do Realu Madryt media nazwały go następcą samego króla futbolu – Brazylijczyka Pele. Jego przygoda z Królewskimi zakończyła się jednak dość szybko. Dziś jest tam skąd przyjechał przed pięcioma sezonami do Europy – Santos przywitał go z otwartymi rękami, Europa pożegnała nie roniąc choćby łzy po odejściu zdolnego Brazylijczyka.

Robson de Souza czyli tzw. Robinho zatoczył koło w swojej piłkarskiej karierze. Przez Królewski Real, obrzydliwie bogaty Manchester City powrócił do ukochanego Santosu. Przechodząc do Madrytu w 2005 roku nikt nie żałował wydanych na Brazylijczyka 30 milionów euro mając w pamięci genialne występy Robinho z ligi brazylijskiej czy Copa Libertadores. Nikt nie wiedział jednak, że niedługo suma, za którą został zakupiony, okaże się niewspółmierna do korzyści jakie dawał zespołowi Robinho w meczach Los Blancos. Miał być gwiazdą, ozdobą meczów Królewskich, lecz pomimo ogromnego talentu piłkarskiego zapamiętany został w stolicy Hiszpanii jako rządny pieniędzy, kojarzony z hulaszczego trybu życia zadufany w sobie piłkarz.

Robinho spędził w Realu trzy lata, w trakcie których założył białą koszulkę w 101 meczach, w których strzelił 32 gole. Nie jest to jednak zawrotna liczba bramek biorąc pod uwagę talent Brazylijczyka i otoczkę wytworzoną przez media podczas transferu z Santosu na Santiago Bernabeu. Po przybyciu do Europy Robinho był cieniem piłkarza, który plątał nogi obrońcom w lidze Canarinhos. Faktem jest, że po niezbyt udanych sezonach ‘następcy Pelego’, Real nie chciał zatrzymać w swoich szeregach niesfornego piłkarza, którego głównym celem były zabawy po treningach do późnych godzin nocnych. Pomimo tego, że Bern Schuster powtarzał – „Robinho jest kluczowym piłkarzem jego zespołu”, Brazylijczyk pożegnał się z Królewskimi.
Co osiągnął w tym klubie? Dwukrotnie Mistrzostwo Hiszpanii i Superpuchar Hiszpanii. Jak na geniusza futbolowego, który miał poprowadzić Królewskich do wielkich sukcesów są to nikłe osiągnięcia, nie odbierając gigantycznego prestiżu lidze hiszpańskiej, biorąc pod uwagę rozgrywki kontynentalne, Real nie zaliczył tych sezonów do najlepszych w swoim wykonaniu.

Odchodząc z Hiszpanii Robinho cieszył się wielkim prestiżem wśród piłkarskich gigantów w Europie, a klubami które najbardziej walczyły o pozyskanie Brazylijczyka były Manchester City i Chelsea Londyn. Pomimo tego, że skrzydłowy reprezentacji Canarinhos negocjował kontrakt z Londyńczykami wybrał korzystniejszą pod względem finansowym ofertę ‘Niebeiskich”. Trudno mówić o dobrym początku w nowym klubie, gdy ktoś od razu zalicza falstart mówiąc na konferencji prasowej, że cieszy się, że zagra… w Chelsea. W oczach kibiców Manchesteru City Brazylijczyk stracił bardzo wiele już na początku przygody w nowym otoczeniu. Zdawali sobie sprawę, że Robinho zagram tam, gdzie więcej zapłacą.

Niezwykle istotnym faktem jest to, że przechodząc z Realu Madryt do Manchesteru City właściciele ‘Niebieskich’ zapłacili za niego 32,5 miliona funtów! Jest to niewątpliwy rekord Premiership. Do momentu wypożyczenia Robinho do Santosu Brazylijczyk rozegrał 41 spotkań w barwach zespołu Premiership strzelając zaledwie 14 bramek. Według wielu ekspertów, jak również zwykłych kibiców teza o fenomenalny niegdyś zawodniku brzmiała podobnie – Robinho nie sprawdził się w lidze angielskiej.
Premier League to liga, w której zawodnik musi walczyć od początku do końca, gdzie nie ma miejsca na przestoje, czy chwilę wytchnienia. Pomimo swojego sprytu, i po raz kolejny podkreślę wielkiego talentu, nie pasował do ligi, gdzie istotną rolę odgrywa siła i walka do ostatniej minuty. To była dla niego zbyt trudna liga.
Punktem kulminacyjnym dla Robinho w Anglii był mecz z Evertonem. Roberto Mancini wpuścił Brazylijczyka na boisko z ławki rezerwowych, lecz forma piłkarza Canarinhos była tak niska, że trener wykonał zmianę powrotną. Upokorzony zawodnik postanowił skorzystać z propozycji ponownej gry w Brazylii i powrócić do ukochanego Santosu.

Robinho to typ piłkarza, który przekonany jest o swojej wielkości. Nieskromny i pewny siebie Brazylijczyk przechodząc do Manchesteru City podkreślał, ze będzie walczył z Cristiano Ronaldo o miano najlepszego piłkarza świata. Skończyło się jednak na pustych słowach, nie znajdujących urzeczywistnienia w czynach zawodnika na murawie boiska.

Powrót do Santosu pilotażowa Pele, który zapewnił kibiców, że przeprowadzka Robinho do ich klubu to świetny krok w przód. Biorąc pod uwagę karierę Robinho jest to dla niego jednak milowy krok w tył. Pamiętajmy jednak, że czasem trzeba zrobić jeden krok w tył, aby później zrobić dwa do przodu. Trudno mi jednak w to uwierzyć w przypadku niesfornego Canarinhos. Po wypożyczeniu do ligi brazylijskiej Robinho podkreślał, że chce odbudować formę na Mistrzostwa Świata w RPA, czy tak się stanie? Poczekajmy do czerwca.

Robinho jest jednym z tych piłkarzy, którzy dostali dar od Boga w postaci genialnego talentu piłkarskiego. Kwestią sporną jest jednak to, w jaki sposób potrafił go wykorzystać. Pamiętajmy jednak, że nasza gwiazda dzisiejszego artykułu ma dopiero 26 lat i sporo czasu, aby osiągnąć wiele w piłce nożnej. Każdy zasługuje na drugą szansę, ale czy Brazylijczyk ją dostanie? Czy wróci, a może dopiero wejdzie na piedestał futbolu? Wracając jednak do tytułu dzisiejszego felietonu na tę chwilę mogę stwierdzić, że „Robinho następcą króla futbolu Pelego” to bzdura.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/03/09/nastepca-pelego/feed/
Fenomen Fabregasa http://soccerlog.net/2010/01/18/fenomen-fabregasa/ http://soccerlog.net/2010/01/18/fenomen-fabregasa/#comments Mon, 18 Jan 2010 12:31:07 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/01/18/fenomen-fabregasa/ Fenomen Fabregasa Jest młody, przystojny, ogromnie uzdolniony piłkarsko. Do walki o niego byliby w stanie przystąpić zarówno piłkarscy trenerzy i działacze, jak również bezmiar dziewcząt. Wszyscy są zgodni co do stwierdzenia, że wart jest wielkich pieniędzy. W Londynie jednak mówią krótko - on jest niezastąpiony. Tak po krótce można scharakteryzować jednego z idoli kibiców Arsenalu, Cesca Fabregasa.
»Czytaj dalej

Tagi: Arsenal FC, Cesc Fabregas, Hiszpania, Premiership,

]]>
Fenomen Fabregasa
Jest młody, przystojny, ogromnie uzdolniony piłkarsko. Do walki o niego byliby w stanie przystąpić zarówno piłkarscy trenerzy i działacze, jak również bezmiar dziewcząt. Wszyscy są zgodni co do stwierdzenia, że wart jest wielkich pieniędzy. W Londynie jednak mówią krótko – on jest niezastąpiony. Tak po krótce można scharakteryzować jednego z idoli kibiców Arsenalu, Cesca Fabregasa.

Wizja budowy zespołu Arsene’a Wengera znana jest już niemal w każdym zakątku świata. Sprowadzać, szkolić i wystawiać. Przez macki francuskiego menadżera przewinęło się wielu zawodników, jedni przygodę z “Kanonierami” mają już za sobą, a inni nadal trwają w koegzystencji z londyńczykami. Do tej drugiej grupy można zaliczyć Francesca Fabregasa, pomocnika, który bezsprzecznie może uchodzić za jedno z największych odkryć piłkarskiej dekady, którą pożegnaliśmy przed kilkoma tygodniami. Gdy przychodził do Arsenalu nikt nie wiązał z nim ogromnych nadziei, bowiem był on jedynie jednym z wielu młodych talentów rozwijających się pod egidą Wengera. Czas jednak zweryfikował plany menadżera The Gunners i niespełna milionowy transfer Cesca do Anglii okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Fabregas nie zawodził od samego początku. Na starcie swojej przygody z dorosłą piłką, był przez przeciwników traktowany z rezerwą, jako zwykły młokos. Tymczasem młodzieniec rodem z Hiszpanii szokował swoimi umiejętnościami coraz większą liczbę kibiców. Z upływem lat stawał się coraz dojrzalszym zawodnikiem i 27 listopada 2008 roku przejął opaskę kapitańską po Williamie Gallasie, co tylko pokazuje ogrom umiejętności i zaufanie, jakim został obdarzony przez swojego przełożonego. Dziś bez niego ciężko wyobrazić sobie nie tylko linię pomocy Arsenalu, ale i sprawne działanie całej machiny noszącej nazwę Arsenal Londyn.

W tak młodym wieku jest już kapitanem wielkiego klubu, którym niezbicie jest jego obecny pracodawca. Z tej roli wywiązuje się niemal perfekcyjnie. Jego obecność na boisku niepodważalnie pomaga i dodatkowo mobilizuje jego partnerów, o czym mogą świadczyć przykłady ostatnich miesięcy. Gdy Hiszpan przebywa na boisku, jego drużyna gra z ogromnym polotem, własnym stylem i zapałem, a gra w piłkę sprawia im niezmierną radość. Aspirujący do miana najlepszej drużyny Anglii Arsenal nie ma większych problemów z rozprawieniem się ze swoimi czołowymi rywalami, co w dużej mierze zawdzięcza właśnie obecności swojego kapitana. Problem zaczyna się gdy Cesc nie może wystąpić, wtedy dopiero widoczny jest brak tego zawodnika oraz tzw. “różnica”, którą potrafi on wykonać swoją obecnością. Bez “Fabsa” drużyna prowadzona przez Wengera ma problemy z pokonaniem drużyn o zdecydowanie niższych celach aniżeli walka o mistrzostwo. Zespoły pokroju West Hamu skutecznie wykorzystują brak najważniejszego ogniwa swojego rywala, bezlitoście odbierając punkty zarówno na własnym boisku jak i na wyjeździe. Najlepiej kontrast między “być a nie być” Fabregasa w składzie pokazał niedawny mecz z Aston Villą, która ma poważne zakusy na miejsce premiowane grą w eliminacjach Ligi Mistrzów. Grający chaotycznie wówczas Arsenal, miał poważne problemy z przeważaniem szali na swoją korzyść. Wracający po kontuzji Cesc siedział na ławce rezerwowych, jednak widząc nieporadność swoich podopiecznych Arsene Wenger wpuścił w drugiej połowie swojego asa na plac gry. Ten odpłacił mu się w najlepszy możliwy sposób – zdecydowanie ożywiając grę swojego zespołu i strzelając dwa gole. Okupił to jednak odnowieniem się urazu i kolejnym miesiącem spędzonym w gabinecie fizjoterapeuty. Na efekty nie trzeba było długo czekać – ociężałość “Kanonierów” powróciła.

Co czyni Fabregasa tak ważnym i wartościowym? Dosłownie wszystko. Kapitalny przegląd pola, umiejętność wykonywania stałych fragmentów gry, cechy przywódcze, gra do końca. Pomimo swojej marnej tężyzny fizycznej, nie ma problemów z odebraniem piłki zawodnikom dwukrotnie bardziej umięśnionym od siebie. Gracja z jaką się porusza na boisku, może być stawiana za wzór dla młodych adeptów futbolu, a jego uniwersalność i różnorodność powodują, że staje się niemal całkowicie nieprzewidywalny dla rywali. Do tego pokorny na boisku i spokojny poza nim. Tak, Fabregas to fenomen. Jest niezastąpiony. Dla Arsenalu i całej piłki nożnej, bo łączy w sobie najlepsze piłkarskie cechy.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/18/fenomen-fabregasa/feed/
Number 1? http://soccerlog.net/2009/12/19/number-1/ http://soccerlog.net/2009/12/19/number-1/#comments Sat, 19 Dec 2009 17:09:30 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2009/12/19/number-1/ Number 1? Gdy w 2006 roku przechodził do zespołu Czerwonych Diabłów wszyscy, łącznie z sympatykami polskiego bramkarza, mediami oraz fanami United, byli niezwykle zaskoczeni nowym transferem Sir Alexa Fergusona. Nikt nie spodziewał się tak zaskakującego posunięcia coacha Red Devils na rynku transferowym. Kuszczak po przejściu do Manchesteru United postawił sobie jeden cel – zostać pierwszym bramkarzem angielskiej drużyny! Minęło ponad 3 lata od kiedy Tomek zadebiutował w barwach Mistrzów Anglii. W tej chwili Polak jest bliżej niż kiedykolwiek w realizacji założonego przez siebie celu. Czy marzenie o bluzie bramkarskiej z numerem „1” stanie się jawą?
»Czytaj dalej

Tagi: Ben Foster, Edwin Van der Sar, Manchester United, Tomasz Kuszczak,

]]>
Number 1?
Gdy w 2006 roku przechodził do zespołu Czerwonych Diabłów wszyscy, łącznie z sympatykami polskiego bramkarza, mediami oraz fanami United, byli niezwykle zaskoczeni nowym transferem Sir Alexa Fergusona. Nikt nie spodziewał się tak zaskakującego posunięcia coacha Red Devils na rynku transferowym. Kuszczak po przejściu do Manchesteru United postawił sobie jeden cel – zostać pierwszym bramkarzem angielskiej drużyny! Minęło ponad 3 lata od kiedy Tomek zadebiutował w barwach Mistrzów Anglii. W tej chwili Polak jest bliżej niż kiedykolwiek w realizacji założonego przez siebie celu. Czy marzenie o bluzie bramkarskiej z numerem „1” stanie się jawą?

Kuszczak_Ferguson.jpgW dzisiejszym spotkaniu z Fulham Kuszczak wystąpił po raz siódmy z rzędu w podstawowym składzie ekipy z Old Trafford. Jest to niewątpliwie rekord Polaka pod względem ciągłości występów w pierwszej jedenastce Fergusona. Rekord, który może zostać z czasem poprawiony podyktowany dobrymi występami reprezentanta biało-czerwonych.

Początek sezonu 2009/2010 nie był dla Tomka zbyt udany. Przed zbliżającymi się wielkimi krokami Mistrzostwami Świata w RPA, media namaściły Bena Fostera (ówcześnie trzeciego bramkarza United) na pierwszego goalkipera reprezentacji Albionu, która jesienią przypieczętowała swój awans do afrykańskiej imprezy. Poprzez kontuzję Holendra – Edwina van der Sara trener United postawił na ‘wybrańca’ angielskich mediów, przez co wydawać się mogło, że Polak stał się bramkarzem numer trzy w hierarchii bossa Manchesteru.

Ben Foster_1.jpgFaktem jest, że Foster nie zaprezentował się zbyt okazale w spotkaniach, gdzie otrzymał szansę gry od pierwszej minuty. Proste błędy, które przeradzały się w ogromne konsekwencje w postaci straconych bramek powodowały, że zaufanie kibiców i trenera do Anglika malało z każdym meczem. Na forach internetowych zaczęły pojawiać się wpisy fanów Czerwonych Diabłów, którzy żądali powrotu Fostera na ławkę rezerwowych. Ferguson starał się jednak tłumaczyć Fostera po niezbyt udanych występach.

- Najważniejsze jest jednak to, że znamy jego umiejętności, więc nie musimy się nim martwić.

Oczekując niecierpliwie na powrót Van der Sara między słupki bramki United trener Red Devils popadł w małą sklerozę zapominając, że do dyspozycji ma również głodnego gry Polaka.

Pomimo szansy jaką otrzymał Anglik do Sir Alexa Fergusona zgodnie z oczekiwaniami kibiców MU Ben Foster wrócił na ławkę rezerwowych, a sprawa pozycji drugiego bramkarza w zespole Mistrza Anglii ucichła… Do czasu kolejnej kontuzji „latającego Holendra”.
Kuszczak otrzymał swoją szansę podyktowaną właśnie urazem Van Der Sara i samego Bena Fostera, szansę, którą stara się wykorzystać. Po dość szybkim powrocie Anglika do zdrowia Ferguson zdawał sobie sprawę, że nie może narazić zespołu na utratę głupich bramek poprzez brak doświadczenia lub nazwijmy to po imieniu – niedostatecznych umiejętności bramkarskich Bena Fostera w stosunku do oczekiwań czołowego, piłkarskiego klubu świata. Zaskoczony decyzją trenera United, który postawił na Kuszczaka był sam rywal Polaka:

- To dość dziwne. Na chwilę obecną jestem trzecim bramkarzem w Manchesterze United, a mimo to gram dla mojego kraju. Nie łapanie się na ławkę rezerwowych w klubie jest bardzo zniechęcające.

Passa Tomasza Kuszczaka w bramce Manchesteru United trwa do dziś, lecz jak długo polski bramkarz będzie rządził w bramce Czerwonych Diabłów. Dla niektórych odwiedź na to pytanie jest prosta – po powrocie do zdrowia Edwina Van der Sara, Polak ponownie usiądzie na ławce rezerwowych.
W ostatnim czasie w mediach pojawiło się wiele spekulacji na temat pozycji Tomka w szeregach United. Manchester Evening News pisze:

- Holender, od lat pierwszy bramkarz MU leczy kontuzje, będzie gotowy dopiero na sobotnie spotkanie z Fulham. Ale nie wiadomo, czy wróci do bramki, bo zastępujący go Kuszczak spisuje się świetnie.

Dziś wiemy, że kontuzja Van der Sara przedłuża się, lecz należy docenić coraz silniejszą pozycję Kuszczaka nie tylko w kadrze Manchesteru, ale również w mediach. Trzeba dodać, że Polak po każdym z ostatnich spotkań, w których bronił od pierwszej minuty, dostawał dobrą notę za swój występ. Polski goalkiper jest piłkarzem, który gdy dostaje szanse, nie marnuje jej i nie zawodzi kibiców i trenera, co trafnie zauważył były zawodnik United Lee Martin:

- Za każdym razem gdy oglądałem Tomasza na boisku, nie zawiódł nikogo.

vds.jpgPozycja Kuszczaka w dużej mierze zależy jednak od Edwina Van der Sara. Jeśli Holender zdecyduje się pozostać na kolejny rok w klubie z Old Trafford (a prawdopodobnie tak się stanie) Kuszczak zapewne będzie musiał czekać na kolejną szansę gry w meczach niższej rangi lub w przypadku urazu byłego bramkarza Ajaxu Amsterdam. Pewne jest to, że dzięki dobrym występom w zespole Czerwonych Diabłów Polak pokazuje, że jest w stanie godnie zastąpić doświadczonego Holendra i przejąć numer „1” w składzie Mistrza Anglii.

Uważam że pomimo udanym występom Kuszczak musi dalej czekać na swoją szansę. Pocieszające dla Polaka jest jednak to, że w hierarchii Fergusona zajmuje miejsce tuż za Edwinem Van der Sarem, a doświadczonemu bramkarzowi zdecydowanie bliżej niż dalej do piłkarskiej emerytury. Warto jednak zadać pytanie czy Kuszczakowi wystarczy cierpliwości? Wydaje się, że tak, a swoimi obecnymi występami potwierdza tylko to, że jest osobą szalenie ambitną i dążącą do wymarzonego celu.

Istotne jest to, że ostatnimi czasy były bramkarz Herty Berlin cieszy się nie tylko pochwałami kibiców, ale również bossa Red Devils:

- Van der Sar jest niedostępny, przez co tracimy jego wielkie doświadczenie i spokój w grze między słupkami. Są jednak pozytywne strony – Tomasz Kuszczak gra fantastycznie! On nie dopuścił do tego, abyśmy mieli się czym martwić.

Jeżeli Tomasz Kuszczak napisał list do świętego Mikołaja to z pewnością zapragnął pod choinką bluzę bramkarską ‘number one’ Manchesteru United. Moim zdaniem Polak na ten prezent musi poczekać jeszcze przynajmniej rok, lecz z okazji świąt życzę mu, aby nigdy nie stracił ogromnej ambicji, którą posiada i wiary we własne umiejętności bramkarskie, a są one naprawdę bardzo duże.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/12/19/number-1/feed/
Historia Chelsea Football Club 1955 – 1975 http://soccerlog.net/2009/11/29/historia-chelsea-football-club-1955-1975/ http://soccerlog.net/2009/11/29/historia-chelsea-football-club-1955-1975/#comments Sun, 29 Nov 2009 08:00:02 +0000 Jasix http://soccerlog.net/2009/11/29/historia-chelsea-football-club-1955-1975/ Chelsea Football Club 1970 Czwarta część cyklu pt. "Historia Chelsea Football Club" obejmować będzie swoim zasięgiem lata 1955 - 1975. Okres ten był jednym z najlepszych w historii klubu, obfitował bowiem w wiele sukcesów zarówno na arenie krajowej jak i międzynarodowej. Chelsea Football Club stała się w tym dwudziestoleciu siłą, z którą doprawdy każdy powinien się był liczyć. Stamford Bridge natomiast, które zostało w owym czasie gruntownie zmodernizowane, ponownie zaczęło przyciągać na swoje trybuny śmietankę towarzyską stolicy. Były to bardzo tłuste lata dla Dumy Londynu, które starsi kibice tej drużyny z pewnością pielęgnują w swojej pamięci. Nie przedłużając, serdecznie zapraszam do poniższej lektury.
»Czytaj dalej

Tagi: Chelsea FC, Premier League,

]]>
Chelsea Football Club 1970

Czwarta część cyklu pt. “Historia Chelsea Football Club” obejmować będzie swoim zasięgiem lata 1955 – 1975. Okres ten był jednym z najlepszych w historii klubu, obfitował bowiem w wiele sukcesów zarówno na arenie krajowej jak i międzynarodowej. Chelsea Football Club stała się w tym dwudziestoleciu siłą, z którą doprawdy każdy powinien się był liczyć. Stamford Bridge natomiast, które zostało w owym czasie gruntownie zmodernizowane, ponownie zaczęło przyciągać na swoje trybuny śmietankę towarzyską stolicy. Były to bardzo tłuste lata dla Dumy Londynu, które starsi kibice tej drużyny z pewnością pielęgnują w swojej pamięci. Nie przedłużając, serdecznie zapraszam do poniższej lektury.

W cieniu mistrzostwa

Jimmy GreavesPo zdobyciu upragnionego mistrzostwa Anglii w sezonie 1954/55 zdawać by się mogło, że Chelsea Football Club wreszcie znalazła się w miejscu, do którego zmierzała przez ostatnie 50 lat. Niestety, klub nie potrafił budować swojej potęgi wokół tego wspaniałego osiągnięcia i londyński zespół ponownie powrócił na dobrze znaną z poprzednich dekad ścieżkę niestałości. Dobitnie świadczą o tym pozycje jakie nowy mistrz kraju zajmował w kolejnych sezonach. 16 miejsce podczas kampanii 1955/56 było dla wszystkich, którzy wierzyli w obronę tytułu sporym ciosem. Jedyny w zasadzie pozytyw z tego okresu wiązał się z wprowadzeniem do składu znakomitego wychowanka Jimmy’ego Greavesa – pierwszego tak utalentowanego produktu ze zmodernizowanej przez Williama Birrella oraz Teda Drake’a akademii. 17 latek już w debiucie strzelił dla Chelsea bramkę, a kolejne trafienia nadeszły bardzo szybko. Anglik był dwukrotnie królem strzelców angielskiej ekstraklasy (w 1959 i 1961 roku), a jego 41 ligowych bramek, które zdobył w sezonie 1960/61 do dzisiaj pozostaje niedoścignionym rekordem klubu. W 1960 roku Jimmy stał się również najmłodszym piłkarzem w historii angielskiego futbolu, który przekroczył barierę 100 ligowych bramek. Młodzieniec uczynił to w wieku zaledwie 20 lat. Podczas 4 sezonów spędzonych na Stamford Bridge ten fenomenalny zawodnik strzelił 132 bramki co jest obecnie 6tym wynikiem w historii klubu (niedawno Greavesa prześcignął w tej klasyfikacji Frank Lampard). Jego popisy strzeleckie nie szły jednak w parze z wynikami osiąganymi przez klub na boisku, a londyńczycy kolejne sezony kończyli w dolnej połowie tabeli. W 1961 roku ku rozpaczy kibiców, jeden z najlepszych wychowanków CFC w historii odszedł do włoskiego potentata AC Milanu, jednak nie udało mu się tam nawiązać do swoich najlepszych występów. Włoski klimat wyraźnie nie służył na wskroś wyspiarskiemu Jimmy’emu, który w nowej lidze po prostu nie potrafił się odnaleźć. W tym samym roku zdecydował się sięgnąć po niego Tottenham Hotspur, który ubił tym samym interes życia. Greaves szybko stał się niewątpliwą legendą klubu grając tam w latach 1961 – 1970. Był królem strzelców aż czterokrotnie (1963, 1964, 1965 i 1969) i jest pod tym względem rekordzistą w Anglii. Z Kogutami wychowanek CFC wygrał FA Cup w 1962 i 1967 roku oraz European Cup Winners’ Cup w 1963 – Tottenham stał się tym samym pierwszym angielskim klubem, który wygrał europejskie trofeum. Z imponującą liczbą 266 goli zdobytych dla Spurs Greaves jest powszechnie uważany na White Hart Line za jednego z najlepszych zawodników w historii klubu. Ciężko jest się zresztą temu faktowi jakoś specjalnie dziwić.

Jimmy Greaves
Jimmy Greaves – jeden z najbardziej utalentowanych wychowanków Chelsea FC w historii

Chelsea FC shirt - początek lat 60tychPo 6 latach kolejnych niepowodzeń, opisany w poprzedniej części Ted Drake opuścił klub za tzw. porozumieniem stron. Pozostawiał on po sobie całkowicie rozbitą drużynę znajdującą się na granicy spadku do Second Division. Joe Mears – syn założyciela klubu wydał w dniu jego odejścia oświadczenie o następującej treści: Kontrakt Teda Drake’a został anulowany za porozumieniem stron. W najbliższej przyszłości nie zamierzamy wybierać nowego menadżera. Obowiązki Teda przejmie Tommy Docherty. Ted zrozumiał, że tak długi okres czasu bez żadnego osiągnięcia od zdobycia mistrzostwa kraju jest dla takiego klubu jak Chelsea niedopuszczalny. Wszyscy ustaliliśmy, że najlepszym wyjściem będzie rozwiązanie kontraktu, który nas wiązał. Drake otrzyma oczywiście rekompensatę ustaloną wcześniej w umowie. Docherty otrzymuje natomiast nasze całkowite wsparcie i ma od dzisiaj wolną rękę przy ustalaniu składu. Myślę, że miną dwa albo trzy miesiące zanim podejmiemy dalsze decyzje w tej kwestii. Ted Drake – pierwszy menadżer, który wywalczył z klubem z zachodniego Londynu mistrzostwo kraju powiedział: Kocham piłkę nożną i kocham Chelsea Football Club. Uważam, że rozwiązanie umowy leżało w interesie klubu, uzgodniliśmy najlepsze warunki rozstania i jeżeli jest cokolwiek co mógłbym jeszcze uczynić dla Chelsea to z wielką chęcią to zrobię. Po tych słowach Anglik odsunął się w cień. Tommy Docherty był zawodowym piłkarzem, który przybył do zachodniego Londynu w tym samym roku. Na Stamford Bridge The Doc, jak zwykł być nazywanym, pełnił na początku rolę piłkarza – trenera, który dołączył do sztabu szkoleniowego Teda Drake’a. Postawienie na gracza, który miał bardzo nikłe doświadczenia z menadżerką było ze strony zarządu zagraniem va banque. Z perspektywy czasu okazało się, że zagraniem doprawdy udanym. Z początku nie szło jednak Docherty’emu najlepiej. The Blues zajęli pod koniec sezonu 1961/62 dopiero 22 miejsce i po 32 latach spędzonych w First Division spadli do drugiej ligi. Nie można jednak za ten stan rzeczy winić Tommy’ego. Odziedziczył on po Drake’u całkowicie rozbitą drużynę, którą trzeba było kawałek po kawałku sklejać. Zarząd dostrzegł to i pozwolił Szkotowi kontynuować swoją pracę. Nowy menadżer, który nigdy nie był świetnym taktykiem słynął ze swojego nosa do wyszukiwania piłkarskich talentów, był również znakomitym motywatorem. Postanowił wymienić sporą część starszych piłkarzy w ich miejsce wstawiając grupę młodzików z akademii jak Terry Venables, Bobby Tambling, Peter Bonetti czy Barry Bridges. Te działania wkrótce przyniosły oczekiwany rezultat, a wyżej wymienieni zawodnicy zaczęli decydować o obliczu niebieskiej drużyny.

Docherty’s Diamonds

Tommy DochertyAtmosfera w klubie w 1962 roku była przytłaczająca. Wszyscy zastanawiali się jak to możliwe aby klub, który zaledwie siedem lat wcześniej świętował mistrzostwo kraju, teraz sięgał piłkarskiego dna. Widać wyraźnie, że Chelsea nie posiadała solidnych podstaw, które pozwalałyby jej świętować permanentne sukcesy. Złe zarządzanie klubem na przestrzeni lat, dawało o sobie znać dosłownie na każdym kroku. Niebiescy natychmiast jednak odbili się od w/w dna zajmując w sezonie 1962/63 drugie miejsce w Second Division, tym samym powracając po rocznej przerwie do krajowej elity. Głównym autorem tamtego sukcesu był Bobby Tambling, który zdobył w powyższej kampanii aż 37 bramek. O najlepszym napastniku w historii klubu napiszę szerzej już za chwilę. Wróćmy teraz do osoby menadżera. Jest o czym pisać bowiem Docherty wprowadził do klubu upragnioną świeżość. Młody, trzydziestoparoletni menadżer, w gustownie skrojonym garniturze, który uczył się praktycznie wszystkiego od wszystkich – te słowa mogłyby posłużyć za idealną wizytówkę Szkota. Sposoby wykonywania rzutów wolnych nowy menadżer londyńskiego teamu zaczerpnął od Burnley, niektóre założenia taktyczne od West Hamu United, a wprowadzenie numerów na koszulkach Chelsea w 1964 roku zasłyszał u grupy kibiców. Bez wątpienia Tommy otrzymał silne wsparcie od pierwszej ‘złotej generacji’ Chelsea Football Club, która zawierała takie gwiazdy jak wspomniani wcześniej Peter Bonetti, Terry Venables, Bobby Tambling, Barry Bridges, Ken Shellito, Bert Murray, John Hollins i Allan Harris – wszyscy oni byli wychowankami klubu. Jak widać system szkolenia młodzieży zapoczątkowany i rozszerzony przez dwóch poprzedników Docherty’ego zaczął przynosić wymierne korzyści. Niebiescy posiadali wówczas jedną z najlepszych akademii piłkarskich w kraju, a talenty tworzyły się tam niemal taśmowo. Wygranie FA Youth Cup w 1961 roku tylko ten fakt potwierdza. Europejski sukces Tottenhamu zapoczątkował nowy trend na wyspach. Tommy zainteresowany chwałą zdobytą na Starym Kontynencie postanowił w 1964 roku wyjechać ze swoim zespołem na Summer Tour po Europie. Chelsea miała zmierzyć się podczas tego tournée z drużynami biorącymi udział w European Cup Winners’ Cup oraz w European Cup, takimi jak Rapid Vienna, Munich 1860, Gothenberg i La Chaux – de – Fonds. Rozczarowani kibice po latach niepowodzeń znów zaczęli odczuwać pozytywną energię, w zasadzie po raz pierwszy od 1955 roku. Kibice znów mogli poczuć, że nadciągają dobre czasy. Wiem, że klub wygrał jakiś czas temu mistrzostwo, ale od tego czasu poza wyjątkiem w postaci Greavesa zespół kompletnie nie ekscytował. Mamy lepszą akademię piłkarską od Manchesteru United i pragnę to wykorzystać mawiał zadowolony Tommy. Nie wszyscy młodzieńcy grający w niebieskiej koszulce byli w owym czasie produktem klubu. Nowy menadżer starał się rozszerzyć scouting i wyłapać najlepsze talenty także poza Londynem.Eddie McCreadie Jednym z nich był Eddie McCreadie – jeden z najlepszych lewych obrońców w historii Chelsea. Docherty po latach wspominał: Poszedłem na pewien mecz Arbroath by zobaczyć chłopaka o nazwisku Gourlay. Był ponoć świetnym lewym pomocnikiem. Kiedy siedziałem na trybunie dostrzegłem jednak lewego obrońcę. Był doskonały w powietrzu, szybki, kontrolował piłkę w sposób magiczny. Nie rozumiałem czemu gra w takim klubie. Od razu zapomniałem o Gourlayu, nie wiem nawet czy grał tego dnia. Po meczu wybrałem się do znajomego właściciela klubu Jacka Steedmana i spytałem go ile by chciał za swojego lewego obrońcę. Stwierdził, że przynajmniej £8,000. Po targach stanęło na nieco ponad £5,000 i jednym meczu towarzyskim na East Stirling. McCreadie stał się Niebieski. Drużyna, która wspólnie dorastała zaczęła także wygrywać. Po zdobyciu League Cup w 1965 roku (o czym szerzej za chwilę) i pechowej porażce w półfinale FA Cup przeciwko późniejszemu zwycięzcy rozgrywek Liverpoolowi FC, Diamenty Dochertiego, jak zwał ich menadżer objęły prowadzenie w ligowej tabeli w kwietniu 1965 roku na cztery kolejki przed końcem sezonu 1964/65. Wydawało się, że Chelsea Football Club po 10 latach ponownie sięgnie po mistrzowski tytuł. Warto nadmienić, że po zdobyciu Pucharu Ligi byłby to pierwszy dublet w historii klubu. Niestety, idiotyczny ‘Blackpool incident’, podczas którego złapano na piciu (po ustalonych godzinach) alkoholu ośmiu piłkarzy Chelsea spowodował rozkład drużyny. Zawieszeni przez Docherty’ego zawodnicy mogli tylko przypatrywać się jak ich koledzy przegrywają z Burnley 2-6 pogrążając tym samym swoje szanse na tytuł. Najwyraźniej młodzi kopacze zbyt szybko uwierzyli w możliwość wygrania mistrzowskiego tytułu, do którego po prostu nie dorośli. 8 winowajców to: Venables, Graham, Bridges, Hollins, McCreadie, Hinton, Murray i Joe Fascione. Ostatecznie sezon 1964/65 Chelsea FC zakończyła na trzeciej pozycji co i tak było najlepszym wynikiem od czasu zdobycia mistrzostwa kraju 10 lat wcześniej. Na Stamford Bridge odczuwany był jednak spory niedosyt – z trzech możliwych i realnych do zdobycia trofeów, klub wygrał zaledwie jedno. W kolejnej kampanii Niebiescy mimo braku zdobytego trofeum ponownie radzili sobie całkiem dobrze zajmując 5tą pozycję w tabeli, dochodząc do półfinału Fairs Cup (przegranego z FC Barceloną 0-5) oraz do półfinału FA Cup (przegranego z Sheffield Wednesday 0-2). Pomimo dobrych wyników osiąganych na boisku, atmosfera w szatni zaczęła się pogarszać. Porywczy Docherty nie mógł bowiem od czasu alkoholowego incydentu znaleźć wspólnego języka z grupą piłkarzy, z którymi rozpoczął otwarty konflikt. Charlie CookCzęść z nich musiała więc odejść. Venables, Graham, Bridges i Murray opuścili klub, a na ich miejsce zakupiony został za £72,000 Charlie Cook i Tommy Baldwin. Z juniorów awansował też do pierwszego składu Peter Osgood, o którym obszernie napiszę pod koniec tej części. Coś drgnęło i drużyna ponownie odnalazła swój właściwy rytm. Świadczyć może o tym początek sezonu 1966/67 kiedy Chelsea jako jedyny niepokonany zespół po 10 pierwszych kolejkach znalazła się na pierwszym miejscu ligowej tabeli. Pech nie opuszczał jednak drużyny Docherty’ego, który tym razem zmaterializował się w postaci złamanej przez Osgooda nogi. Bez jednego ze swoich najlepszych piłkarzy londyńczycy zakończyli sezon dopiero na 9tym miejscu. Udało im się jednak dotrzeć do finału FA Cup o czym szerzej również za chwilę. Era Docherty’ego na Stamford Bridge zakończyła się dość smutno. Szkot tracił panowanie nad szatnią, miał również na pieńku z zarządem po publicznych wystąpieniach, w których otwarcie krytykował “górę”. Kolejny incydent miał miejsce podczas podróży na Bermudy. Wg tamtejszego związku piłkarskiego Docherty miał rasistowsko obrazić jednego z bermudzkich oficjeli. Football Association zawiesiła po tym zdarzeniu Doca na miesiąc. Kiedy na początku sezonu 1967/68 The Blues z 10 pierwszych spotkań wygrali zaledwie 2, menadżer podał się do dymisji. Osieracał jednak doskonałą i dojrzałą drużynę, na której fundamentach jego następca mógł święcić wspaniałe sukcesy. Poniżej zamieściłem opis osiągnięć oraz bohaterów ery Docherty’ego.

Football League Cup 1965

League Cup 1965Finał Football League Cup w 1965 roku był piątym od utworzenia tego trofeum. Przeciwnikiem Chelsea Football Club zostało Leicester City, które wygrało ten puchar sezon wcześniej. Tym samym Leicester stawało przed szansą zostania pierwszym klubem w historii, któremu udałoby się obronić to nowo powstałe trofeum. The Blues natomiast mieli okazję do stania się pierwszym londyńskim klubem, który sięgnąłby po tę zdobycz. W tamtych czasach finał Pucharu Ligi składał się z dwóch spotkań rozgrywanych na stadionach finalistów, emocji towarzyszących temu wydarzeniu było więc nieco więcej. 15 marca 1965 roku pierwsza odsłona finałowych zmagań została rozegrana na Stamford Bridge. Niebiescy dwukrotnie prowadzili w tym spotkaniu po bramkach Bobby’ego Tamblinga i Terrego Venables’a jednak Leicester dwukrotnie udawało się doprowadzić do remisu (bramki Colina Appletona i Jimmy’ego Goodfellowa). Na 10 minut przed końcem spotkania kiedy wydawało się już, że padnie niekorzystny dla Chelsea wynik, niesamowitą akcję przeprowadził Eddie McCreadie, który przedryblował kilku zawodników rywala i wpakował piłkę do siatki. Jak się okazało bramka McCreadiego dała Chelsea upragnione trofeum ponieważ Leicester na Filbert Street miesiąc później nie było w stanie już nic zrobić. Przy wyniku 0-0 odniesionym na stadionie rywala, to Duma Londynu wygrała swój historyczny Puchar Ligi stając się, jak już wspomniałem, pierwszym klubem z Londynu, który dokonał tej sztuki. 10 lat oczekiwania na kolejne po mistrzostwie i Tarczy Dobroczynności trofeum wreszcie dobiegło końca.

Historia Bobby’ego Tamblinga

Bobby TamblingRobert Victor ‘Bobby’ Tambling urodził się 18 września 1941 roku w Storrington, Sussex. Jako nastoletni chłopak został zauważony przez skautów Chelsea i długo się nie zastanawiając podpisał z klubem z zachodniego Londynu profesjonalny kontrakt. Miało to miejsce w 1957 roku, a więc zaledwie dwa lata po wygraniu mistrzostwa Anglii oraz zdobyciu Tarczy Wspólnoty. W niebieskich barwach Bobby debiutował w wieku 17 lat zdobywając zwycięskiego gola w emocjonującym spotkaniu z West Hamem United, które zakończyło się wynikiem 3-2 dla The Blues. Kiedy w 1961 roku z klubu odszedł opisany wyżej Jimmy Greaves, Tambling otrzymał szansę na więcej występów w podstawowym składzie. Młody, utalentowany napastnik szybko stał się pierwszoplanową postacią swojej drużyny. W sezonie 1961/62 zdobył 22 bramki tworząc świetny duet razem z innym wychowankiem klubu Barrym Bridgesem. Mimo znakomitej postawy Bobby’ego londyńczycy zakończyli rozgrywki dopiero na 22 pozycji co oznaczało spadek do Second Division. Nowy menadżer klubu – Tommy Docherty zrobił z Tamblinga, który miał wówczas zaledwie 21 lat, kapitana drużyny. W sezonie 1962/63 Anglik zanotował aż 37 trafień – niemal połowę wszystkich bramek zdobytych w tamtej kampanii przez klub – wydatnie przyczyniając się do powrotu do krajowej elity. Robert stał się tym samym najmłodszym kapitanem w historii angielskiej piłki, który doprowadził swój klub do promocji. Jego postawa zaowocowała również powołaniem do reprezentacji Anglii na mecz z Walią 21 października 1962 roku. W kadrze Robert wystąpił jednak zaledwie trzy razy, notując w narodowych barwach tylko jedno trafienie. Bobby nie przestawał natomiast strzelać bramek dla swojego klubu zdobywając ich w kolejnym sezonie 18. W sezonie 1964/65 podczas którego Chelsea przez długi czas walczyła na trzech frontach, ostatecznie wygrywając tylko League Cup, Tabling strzelił 25 bramek, trafiając jedną w finale Football League Cup z Leicesterem. Anglik kontynuował swoją fantastyczną formę również w kolejnych sezonach, jednak z powodu licznych kontuzji oraz coraz bardziej dobijających się do pierwszego składu młodych, perspektywicznych napastników – Petera Osgooda oraz Tommy’ego Baldwina, otrzymywał coraz mniej szans na grę. Mimo strzelenia kontaktowej bramki w finale FA Cup z 1967 roku (o czym szerzej za chwilę) nie udało się Niebieskim pokonać Tottenhamu. W styczniu 1970 roku Bobby Tambling, który jest na Stamford Bridge rekordzistą pod względem strzelonych bramek (w 370 spotkaniach zdobył ich aż 202) odszedł za kwotę £40,000 do Crystal Palace. Football League Cup jest jedynym trofeum jakie udało mu się zdobyć z klubem z zachodniego Londynu, w którym spędził ponad 12 lat. Anglik jest niewątpliwą legendą klubu i został niedawno wybrany przez kibiców do XI wszech czasów. Na Stamford Bridge znajduje się również apartament nazwany jego imieniem.

Bobby Tambling
Robert Victor ‘Bobby’ Tambling – najlepszy strzelec w historii Chelsea Football Club

Finał FA Cup 1967

Tottenham z Pucharem AngliiThe FA Cup 1966/67 był 86 edycją najstarszych rozgrywek piłkarskich na świecie. Chelsea rozpoczęła je od trzeciej rundy pokonując 28 stycznia 1967 roku Huddersfield Town w stosunku 2-1. Kolejnym rywalem, który stanął na drodze Niebieskich do finału było Brighton & Hove Albion, z którym londyńczycy sensacyjnie zremisowali 1-1. W rewanżu rozegranym na Stamford Bridge padł wynik 4-0 dla The Blues. W piątej rundzie klub z zachodniego Londynu musiał się zmierzyć z Sheffield United, które gładko pokonał 2-0. W szóstej rundzie po raz kolejny przyszło się mierzyć z drużyną z Sheffield, tym razem z Wednesday. Niebieska Maszyna pokonała ich na Stamford Bridge 1-0 i tym samym dostała się do grupy czterech najlepszych drużyn w Anglii, które wciąż liczyły się w walce o puchar. Przeciwnikiem The Blues zostało w półfinale Leeds United. Mecz, który odbył się na Villa Park wygrali Niebiescy po trafieniu Hateleya w 42 minucie. Tym samym Duma Londynu po 42 latach (cóż za zbieg okoliczności) doszła do swojego drugiego finału FA Cup w historii. Ten, rozgrywany pomiędzy Chelsea Football Club, a Tottenhamem Hotspur był pierwszym “londyńskim” finałem w historii. Do jej annałów przeszedł jako The Cockney Cup Final. Finałowe spotkanie nie poszło jednak po myśli Niebieskich, którzy do 85 minuty przegrywali 2-0. Kontaktowa bramka zdobyta przez Bobby’ego Tamblinga dała jeszcze nadzieję na odwrócenie niekorzystnego wyniku, Koguty prowadzenia jednak już nie oddały. Była to jedna z boleśniejszych porażek w historii klubu zwłaszcza, że odniesiona w spotkaniu z rywalem zza miedzy. W barwach Tottenhamu wystąpiło również dwóch wychowanków Chelsea Football Club, opisany wyżej Jimmy Greaves oraz Terry Venables co było tym bardziej bolesne.

Peter Bonetti
Peter Bonetti – The Cat – broni swoją drużynę przed utratą bramki. W barwach Chelsea zachował ponad 200 czystych kont.

‘This Special Chelsea Glamour’

Steve McQueenLata 60te ubiegłego wieku po raz kolejny nawiązały do dumnej tradycji Chelsea Football Club przyciągania na swój stadion znanych celebrytów. Spotkania z udziałem Niebieskich były w owym czasie ważnymi wydarzeniami towarzyskimi w Londynie i niepojawienie się na nich było uznawane za spory nietakt. Stamford Bridge tętniło życiem, a takie gwiazdy jak Michael Caine, Steve McQueen, Raquel Welch, Terence Stamp czy Richard Attenborough, który jest obecnie wiceprezydentem klubu, były regularnie widziane przy Fulham Road. Raquel – ówczesna seksbomba i obiekt marzeń wielu mężczyzn, zrobiła sobie nawet sesję zdjęciową w koszulce Chelsea. Modelka przywdziała T-shirt z numerem 9, który należał do Petera Osgooda. Koszulkę tą kupił jej przyjaciel i wielki fan Chelsea Terry O’Neill, który wykonał również całą sesję. Znam Raquel bardzo dobrze. Zabrałem ją na kilka spotkań Chelsea, a nawet udało mi się zaaranżować spotkanie z Ossiem, który był jej idolem. Kupiłem jej koszulkę z numerem 9, w której wystąpiła podczas sesji. Obecnie nie chodzę na mecze. Wszystkie oglądam w telewizji, uważam, że można tam zdecydowanie więcej zobaczyć. Mam również Chelsea TV tak więc nie opuszczam żadnego spotkania – wspominał po latach Terry. Co ciekawe bogini seksu lat 60tych przyczyniła się swoimi wizytami na Stamford Bridge do zdobycia przez klub sporej rzeszy nowych fanów, głównie płci męskiej rzecz jasna.

Frank Sinatra
Frank Sinatra

Ciekawa historia wiąże się również z Frankiem Sinatrą – piosenkarzem wszech czasów, który jak się okazuje interesował się swego czasu wynikami klubu. Wspomina o tym Harold Davison, który w latach 60tych i 70tych był częstym gościem Stamford Bridge. Pewnej niedzieli, kiedy wracałem z The Bridge otrzymałem międzynarodową rozmowę telefoniczną. Kto dzwonił? Frank Sinatra z Palm Springs w Stanach Zjednoczonych, który chciał znać wynik spotkania. Byłem w szoku. Raz wybrałem się z Frankiem na mecz kiedy był w Londynie, ale żeby dzwonił specjalnie zza granicy i pytał o Chelsea? Tajemnicza sprawa szybko się jednak wyjaśniła. Sinatra powiedział: Jest tutaj ze mną jedna osoba, która umiera z ciekawości – Richard Attenborough. Doskonałe prawda? Arsenal ma swojego Alana Daviesa, Manchester United Patricka Kielty, Sinatra był fanem Chelsea! Skąd brała się popularność niebieskiej drużyny? Wspomina o tym Tony Banks: Klub znajduje się bardzo blisko ekskluzywnych miejsc w Londynie. Wykwintne restauracje, teatry, sklepy… nie wiem czy inny klub w kraju ma tak wspaniałą lokalizację. Z pewnością ani Tottenham, ani Arsenal, ani Charlton, ani Fulham nie są tak dobrze umiejscowione. Na ulicach wokół stadionu znajdziesz wszystko czego tylko zapragniesz. I to przez dekady działało i wciąż działa wręcz doskonale.

Raquel Welch
Raquel Welch

Era Sextona

Dave SextonW październiku 1967 roku Tommy Docherty zrezygnował z prowadzenia klubu. Pozostawił po sobie zdobyty w 1965 roku Football League Cup, osiągnięty finał FA Cup w 1967, półfinał FA Cup i Fairs Cup oraz kilka świetnych wyników w lidze. Przede wszystkim jednak pozostawiał drużynę, która była gotowa na kolejne sukcesy. Schedę po Dochertym przejął Dave Sexton – menadżer, który rozpoczynał swoją trenerską karierę właśnie w Chelsea (był asystentem w 1965 roku). Jak wspomina Albert Sewell: Dave i Tommy to dwa kompletnie odmienne charaktery. Docherty uwielbiał media, Sexton był raczej zamknięty w sobie, małomówny. Nie lubił udzielać wywiadów. Na Stamford Bridge zostanie jednak zapamiętany na zawsze. Wiecie, to był pierwszy menadżer, który wygrał z naszym klubem Puchar Anglii. Dzięki temu będzie nieśmiertelny podobnie jak Ted Drake, który jako pierwszy zdobył mistrzostwo kraju. Docherty twierdził, że posiada drużynę lepszą od Manchesteru United, jednak Sexton dostrzegał w zespole pewne braki. Anglik szybko wybrał się więc na zakupy. Na Stamford Bridge trafili: Ian Hutchinson, David Webb oraz John Dempsey. Biorę piłkarzy, którzy poprawią kilka elementów naszej gry i sprawią, że będziemy mocniejsi. Dokonałem dobrych zakupów, z pewnością mogę na tych zawodnikach polegać – stwierdził Dave. W 1996 roku Eddie McCreadie stanął przed zadaniem porównania drużyn Dochertiego i Sextona. Jak się okazało było to bardzo trudne zadanie. Nie wiem, która drużyna była lepsza. Te zespoły różniły się od siebie pod bardzo wieloma względami. Drużyna Tommy’ego była raczej kolektywem, nie był to zespół indywidualności. Kiedy porównasz Bobby’ego Tamblinga i Barry’ego Bridgesa do Iana Hutchinsona czy Petera Osgooda albo Alana Hudsona, który był tak kreatywny… Bobby i Barry byli oczywiście wspaniali, udowodnili to naprawdę wiele razy. Jednak w Osgoodzie, Charliem Cooku dostrzec można było coś innego. Byli klasą samą dla siebie. Zwłaszcza Ossie był niesamowity. Nigdy nie widziałem piłkarza o tym wzroście, który z taką gracją poruszał się po boisku. Tak więc w drużynie z lat 70tych było więcej indywidualności, myślę jednak, że duch drużyny był w obu jedenastkach niezmienny. To właśnie duch był tym co będę najmilej wspominał. Wychodziliśmy z nastawieniem, że nie przegramy żadnego spotkania. I przez 10 lat nie przegraliśmy ich wielu. John HollinsChelsea grała coraz lepiej kończąc kolejne sezony na szóstym, piątym oraz trzecim miejscu do roku 1970 kiedy zdobyła historyczny Puchar Anglii o czym już za chwilę. Po wygraniu European Cup Winner’s Cup, o czym także jeszcze będę pisał, rozwój klubu o dziwo się zakończył. Chelsea co prawda doszła jeszcze do finału Football League Cup w 1972 roku, który pechowo przegrała ze Stoke, ale na tym koniec. Przez następne pięć sezonów The Blues zajmowali coraz niższe lokaty w ligowej tabeli aż do roku 1975 kiedy to niespodziewanie spadli do Second Division. Sexton, podobnie jak wcześniej Docherty musiał się również zmierzyć z coraz bardziej pogarszającą się atmosferą w szatni. Piłkarze ponownie nie mogli się porozumieć ze swoim menadżerem, do tego doszły także suto zakrapiane alkoholem imprezy, które zmusiły Sextona do zawieszenia kilku piłkarzy. Charlie Cooke po latach stwierdził: Picie to była z naszej strony kompletna głupota. Gdybym mógł odmienić czas zrobiłbym wiele rzeczy zdecydowanie inaczej. Od czasów piłkarskich widziałem Dave’a wiele razy, ale nie wracamy do tego tematu. To było po prostu głupie i tyle. Sexton wyraźnie tracił panowanie nad szatnią sprzeczając się z tak ważnymi dla klubu graczami jak Peter Osgood, Alan Hudson i właśnie Cooke, których często pomijał w kadrze meczowej, albo sadzał na ławce rezerwowych. Na początku sezonu 1974/75 Dave Sexton – pierwszy menadżer w historii klubu, któremu udało się zdobyć Puchar Anglii – został zwolniony. Oficjalny komunikat brzmiał: Podczas ostatnich dwóch sezonów nasz klub nie mógł cieszyć się wielkimi osiągnięciami. Prawdę mówiąc nasza sytuacja kształtowała się w tym okresie na pograniczu walki o przetrwanie oraz zajmowaniu środkowych rejonów tabeli. Naszym celem jest zdobycie mistrzostwa kraju, a w ocenie zarządu w chwili obecnej nie jest to możliwe. Oczywiście doceniamy to wszystko co Dave zrobił dla naszego klubu i chcemy mu podziękować za kilka lat bardzo owocnej współpracy. Od tego momentu w klubie rozpoczęto sporą reorganizację. Webb, Osgood i Hudson zostali sprzedani, a pozycję menadżera zajął asystent Sextona Ron Stuart, który pełnił tę funkcję już wcześniej – przez dwa tygodnie po odejściu Docherty’ego. Ron stwierdził: To będzie interesujące. Piłkarze wiedzą, że wyniki są ważne i musimy w najbliższym czasie uzyskać kilka tych dobrych. Jak historia pokazała to się nie udało i w 1975 roku klub spadł do drugiej ligi. O tym szerzej opowie już jednak kolejna część historii. Poniżej opis osiągnięć oraz bohaterów ery Sextona.

Historia Rona ‘Chopper’ Harrisa

Ron HarrisRonald Edward Harris lepiej znany jako Ron ‘Chopper’ Harris urodził się 13 listopada 1944 roku w Hackney w Londynie. Harris jest powszechnie uważany za jednego z najtwardszych obrońców, którzy kiedykolwiek występowali na boiskach angielskiej ekstraklasy, stąd też wzięło się jego groźnie brzmiące przezwisko „tasak”. Anglik jest produktem klubu i jednym z zawodników Chelsea, którzy wygrali FA Youth Cup w 1961 roku. Debiutował w dorosłej drużynie w lutym 1962 roku w zwyciężonym 1-0 meczu przeciwko Sheffield Wednesday. Od tego momentu kariera Anglika potoczyła się błyskawicznie. W ciągu zaledwie roku stał się on podstawowym obrońcą The Blues i nie oddał tej pozycji nikomu przez kolejnych 18 lat. Ron odgrywał znaczącą rolę w drużynie Tommiego Docherty’ego, który odbudowywał zespół po spadku z First Division o czym pisałem wcześniej. Kiedy klub powrócił na szczyt Harris zaczął zdobywać reputację bezkompromisowego, utalentowanego obrońcy dzięki swoim silnym i zdecydowanym interwencjom, które wykonywał w większości spotkań. Jego pierwszym trofeum jakie zdobył z klubem był League Cup w 1965 roku. Kapitanem zespołu stał się rok później kiedy Terry Venables przeszedł do Tottenhamu Hotspur, a w 1967 roku stał się najmłodszym w historii kapitanem (miał wówczas zaledwie 23 lata), który doprowadził swój zespół do finału FA Cup (przegranego jak wiemy 2-1 z Tottenhamem). Harris grywał z takimi legendami Stamford Bridge jak Peter Bonetti, Peter Osgood czy Bobby Tambling obracał się więc wśród kolejnej złotej generacji klubu. Chelsea prowadzona przez Anglika ponownie doszła do finału FA Cup w 1970 roku. Tym razem rywalami The Blues było Leeds United. Finał tych najstarszych rozgrywek piłkarskich na świecie przeszedł do historii jako jeden z najtwardszych. Harris błyszczał w nim popisując się bezkompromisowymi zagraniami, zatrzymując raz po raz linię ataku rywala. To właśnie dzięki między innymi jego postawie, Niebiescy mogli się cieszyć z historycznego Pucharu Anglii. Następny sezon przyniósł Chelsea Puchar Zdobywców Pucharów. Niebiescy doszli również do finału League Cup w 1972 roku jednak jak już wspomniałem, niespodziewanie przegrali w nim ze Stoke. Było to ostatnie osiągnięcie Harrisa w klubie ze Stamford Bridge. Podczas gdy wiele gwiazd odchodziło w latach 70tych z zachodniego Londynu, a klub znalazł się na równi pochyłej, Harris wykazywał się wielkim oddaniem i lojalnością dla klubu, w którym się wychował. Nie odszedł mimo dwóch spadków z ligi. Po 19 latach gry, Ron przekazał kapitańską opaskę 18 letniemu wówczas Rayowi Wilkinsowi – dokładnie temu samemu, który teraz jest asystentem Carlo Ancelottiego – i odszedł z klubu w 1980 roku. Anglik rozegrał w sumie imponującą i rekordową zarazem liczbę 795 spotkań w niebieskiej koszulce. Zdobył w niej 13 bramek. Obecnie jest piłkarskim ekspertem, który często komentuje spotkania z udziałem Chelsea. Na Stamford Bridge ma status legendy i taką jest w rzeczywistości. Ostatnio pojawił się na paradzie legendarnych piłkarzy klubu przed zwycięskim finałem FA Cup na Nowym Wembley w 2007 roku. Obecny kapitan Niebieskiej MaszynyJohn Terry stawia sobie Harrisa za wzór. W tym przypadku można przyznać, że uczeń przerósł samego mistrza.

Ron Chopper Harris
Ron Harris walczy o piłkę z Georgem Bestem – 1 stycznia 1970 roku

FA Cup 1970

Ron Harris ze zdobytym trofeum11 kwietnia 1970 roku rozegrano na Wembley Stadium finał Pucharu Anglii. Mecz ten na żywo obejrzało blisko 100,000 kibiców, a miliony zasiadło przed swoimi telewizorami. Naprzeciw siebie stanęła południowa Chelsea oraz północne Leeds United. Spotkanie nie rozpoczęło się po myśli Niebieskich bowiem już w 20 minucie Leeds za sprawą Jacka Charltona objęło prowadzenie. Tuż przed przerwą strzałem z blisko 20 metrów wyrównał jednak Houseman przez co mecz nabrał dodatkowych rumieńców. Kiedy w 84 minucie Mick Jones z Leeds trafił do siatki wydawało się, że jest już po wszystkim, a Chelsea przegra swój trzeci finał Pucharu Anglii w historii. 2 minuty później po crossie Johna Hollinsa główkował jednak Ian Hutchinson i tym samym doprowadził do konieczności powtórzenia spotkania. Był to pierwszy w historii przypadek kiedy finał FA Cup trzeba było powtórzyć. 29 kwietnia rozegrano dodatkowe spotkanie na Old Trafford w Manchesterze. Spotkanie, które było transmitowane w publicznej telewizji obejrzało ponad 28 milionów widzów, co było na owe czasy rekordową oglądalnością dla finału Pucharu Anglii. Wart uwagi jest fakt, że mecz ten był jednym z najbrutalniejszych w historii. Sędzia David Elleray, który odtworzył po latach tę potyczkę stwierdził, że obie drużyny powinny tego dnia ujrzeć 6 czerwonych kartek i 20 żółtych. Brutalnych fauli naprawdę nie brakowało: Ron Harris kopnął w plecy Eddiego Graya, Charlton uderzył głową Petera Osgooda, a Peter Bonetti doznał kontuzji gdy Jones wepchnął go do bramki. Leeds ponownie objęło prowadzenie w 35 minucie. Niebieskim dopiero w 78 za sprawą Osgooda udało się doprowadzić do wyrównania. Po 90 minutach znów był remis, konieczna więc była dogrywka. Emocje sięgały zenitu i nadal nie było jasne kto ostatecznie sięgnie po upragniony puchar. Dogrywkę wygrała jednak Duma Londynu, a to za sprawą Webba, który w 104 minucie zdobył zwycięską bramkę. Chelsea Football Club wygrała tym samym swój pierwszy Puchar Anglii w historii. Jak to mówią: do trzech razy sztuka.

FA Cup 1970
Chelsea Football Club z Pucharem Anglii – 1970 rok

Mecz o Tarczę Wspólnoty 1970

Community Shield 1970Klub jako świeżo upieczony zdobywca Pucharu Anglii otrzymał możliwość rozegrania spotkania o tradycyjne Charity Shield. Była to 49 odsłona zmagań o to trofeum, druga w której wystąpiła Duma Londynu. Spotkanie podobnie jak to w 1955 roku odbyło się na Stamford Bridge więc Niebiescy grali tego dnia przed własną publicznością. Przeciwnikiem londyńskiego klubu został nowy mistrz kraju – Everton FC. 43,547 widzów obejrzało emocjonujące spotkanie, które ostatecznie zakończyło się zwycięstwem The Toffies. Goście pokonali The Blues 2-1. Bramkę dla Chelsea zdobył tego dnia Ian Hutchinson, a dla Evertonu Alan Whittle oraz Howard Kendall. Niebiescy podobnie więc jak w 1967 roku musieli obejść się smakiem, a kolejne trofeum przeszło im tuż koło nosa.

UEFA Cup Winners’ Cup 1971

UEFA Cup Winners' Cup 1971Duma Londynu zdobywając Puchar Anglii otrzymała również możliwość gry w European Cup Winners’ Cup w sezonie 1970/71. Niewielu spodziewało się, że debiutująca na europejskiej arenie drużyna od razu sięgnie po to trofeum. Londyńczycy w drodze do wielkiego finału pokonali takie drużyny jak Aris Thessaloniki F.C (w dwumeczu 6-2), CSKA Sofia (2-0), Club Brugge (4-2) i Manchester City (2-0). Finał European Cup Winners’ Cup w 1971 roku został rozegrany na Karaiskákis Stadium w Atenach. Naprzeciw Chelsea miał wystąpić słynny Real Madryt. Niebiescy stawali przed szansą zdobycia swojego pierwszego europejskiego trofeum, Real natomiast walczył o siódme. Pierwsza odsłona finału zakończyła się remisem 1-1 po bramkach Petera Osgooda oraz Ignacio Zoco. Konieczne było więc powtórzenie spotkania. Zdecydowano, że mecz odbędzie się za dwa dni na tym samym obiekcie. 21 maja 1971 Chelsea pokonała Real w stosunku 2-1 po bramkach Osgooda i Dempseya. Pierwsze europejskie trofeum stało się więc faktem.

UEFA Cup Winners' Cup 1971
UEFA Cup Winners’ Cup – pierwsze europejskie trofeum Chelsea Football Club

Finał Football League Cup 1972

Stoke CityFinał Football League Cup 1971/72 odbył się 4 marca 1972 roku na Wembley Stadium i był to drugi finał tych rozgrywek w historii londyńskiego klubu. Chelsea przystępowała do tego spotkania jako murowany faworyt mając w swoim dorobku FA Cup oraz European Cup Winners’ Cup z poprzednich dwóch sezonów. Przeciwnikiem Niebieskich było Stoke City – klub, który od momentu swojego utworzenia w 1863 roku nie wygrał żadnego trofeum. Niespodziewanie to właśnie skazywani na porażkę The Potters wygrali mecz 2-1 i tym samym sensacyjnie zwyciężyli w całych rozgrywkach. Co ciekawe Stoke już nigdy więcej w finale Pucharu Ligi nie wystąpiło. Kolejną bramkę dla Chelsea zdobył Peter Osgood, a zwycięstwo drużynie z Britannia Stadium zapewnili Conroy i Eastham. Była to ciężkostrawna porażka podobnie jak w przypadku finału FA Cup z 1967 roku.

Hymn klubu

Blue is the ColourKażdy szanujący się kibic zna hymn Chelsea Football Club, jednak nie każdy wie kiedy i w jakich okolicznościach powstał. Spieszę więc z wyjaśnieniem. Hymn Chelsea Football Club został stworzony w 1972 roku, a kibice po raz pierwszy usłyszeli go podczas opisanego wyżej finału Pucharu Ligi ze Stoke City. Pieśń wykonywana przez ówczesny skład The Blues została nagrana w wytwórni Penny Farthing Records. Z miejsca stała się prawdziwym hitem, a w marcu 1972 roku zajęła nawet 5te miejsce na liście przebojów UK Charts. Jest obecnie jedną z najlepiej rozpoznawalnych piłkarskich piosenek jakie kiedykolwiek powstały. Osoby wykonujące hymn Chelsea to: Tommy Baldwin, Peter Bonetti, Charlie Cooke, John Dempsey, Ron Harris, Marvin Hinton, John Hollins, Peter Houseman, Alan Hudson, Steve Kember, Eddie McCreadie, Paddy Mulligan, Peter Osgood oraz David Webb. Sam hymn trwa 2 minuty 21 sekund, a jego tekst jest następujący:

Blue is the colour, football is the game
We’re all together, and winning is our aim
So cheer us on through the sun and rain
’cause Chelsea, Chelsea is our name

Here at the Bridge whether rain or fine
We can shine all the time
Home or away, come and see us play
You’re welcome any day

Blue is the colour, football is the game
We’re all together, and winning is our aim
So cheer us on through the sun and rain
’cause Chelsea, Chelsea is our name

Come to the Shed and we’ll welcome you
Wear your blue and see us through
Sing loud and clear until the game is done
Sing Chelsea everyone.

Rozbudowa Stamford Bridge

West Stand 1966 rokUdział Chelsea Football Club w europejskich pucharach zmobilizował zarząd klubu do znacznego powiększenia pojemności stadionu. Na początku 1965 roku, kiedy klubowe finanse były jeszcze niezachwiane, architekt George Skeats rozpoczął przygotowywać projekt zachodniej trybuny West Stand. ‘Górze’ zaproponowane zostały trzy rozwiązania, z czego jak nietrudno się domyślić wybrano opcję najtańszą. Po zatwierdzeniu szczegółów zaczęto wyburzać zachodnią część The Bridge robiąc tym samym miejsce dla nowej, mogącej pomieścić 6,000 kibiców trybuny. Nowa West Stand została wybudowana bardzo szybko zresztą nie można się temu do końca dziwić. W gruncie rzeczy było to parę tysięcy krzeseł z metalową blachą chroniącą je przed deszczem. Zarząd klubu najwyraźniej nie rozumiał, że w tamtym okresie kibice zaczęli domagać się nieco bardziej luksusowych warunków podczas oglądania spotkań swojej ukochanej drużyny. Pojemność trybuny w kolejnych latach nieco wzrosła po dodaniu 300 miejsc na jej przodzie. Zachodnia trybuna, która pokryła całą długość boiska kosztowała klub £130,000. Wkrótce zarząd zaczął planować doprawdy imponujący projekt bardzo nowoczesnego jak na owe czasy stadionu, który miał pomieścić 60,000 widzów oraz mieć połączenie ze stacją metra na Fulham Broadway. Projekt został okrzyknięty najbardziej ambitnym jaki kiedykolwiek powstał w Wielkiej Brytanii. Sercem stadionu miała być trzykondygnacyjna trybuna East Stand, którą zaczęto budować najszybciej. Całość wyceniono na £5 mln. Choć obecnie ta kwota wydaje się dość śmieszna to pod koniec lat 60tych i 70tych XX wieku była ona naprawdę spora, dość, że zarząd posiadał zdecydowanie mniej pieniędzy i swoimi działaniami niemal doprowadził do zrujnowania klubu. Pechowo działania klubowej góry zbiegły się ze światowym kryzysem ekonomicznym, przez co koszty budowy zaczęły rosnąć wręcz lawinowo, ostatecznie torpedując projekt 60 tysięcznego stadionu, z którego powstała jedynie East Stand mająca zresztą swoje miejsce na obecnym Stamford Bridge. Finanse klubu wyglądały coraz gorzej, a na początku 1977 roku debet klubu wyniósł blisko £4mln. O tym napiszę już jednak w kolejnej części.

East Stand
East Stand na Stamford Bridge – 1 sierpnia 1976 roku

Historia Petera Osgooda

Peter OsgoodW zachodnim Londynie nie znajdziesz drugiej osoby mogącej cieszyć się taką czcią jaką otoczony jest Peter Osgood. Anglik, który otrzymał dumny tytuł Króla Stamford Bridge, jest powszechnie uznawany za najlepszego piłkarza jaki kiedykolwiek reprezentował barwy Chelsea Football Club. Kiedy 1 marca 2006 roku Anglię obiegła wieść o śmierci Petera – który doznał ataku serca na rodzinnym pogrzebie – Niebieska Rodzina na chwilę się zatrzymała. Była to wiadomość całkowicie niespodziewana bowiem zaledwie trzy tygodnie wcześniej Król otrzymał na Stamford Bridge owację na stojąco, będąc zaprezentowanym tłumowi w przerwie ligowego spotkania. Miał również tylko 59 lat. Peter Leslie Osgood urodził się 20 lutego 1947 roku w Windsorze. Utalentowanym napastnikiem szybko zaczęły interesować się lokalne kluby, najpoważniejsza oferta napłynęła jednak z Chelsea. W zachodnim Londynie Ossie zadebiutował w wieku 17 lat w spotkaniu rozgrywanym w ramach Pucharu Ligi przeciwko Workington AFC. To historyczne wydarzenie miało miejsce 16 grudnia 1964 roku. Anglik już w debiucie zdobył dwie bramki dzięki czemu Niebiescy awansowali do kolejnej rundy League Cup. Zdobywając kolejnych 30 bramek w zaledwie 20 spotkaniach rezerw, Osgood bardzo szybko przebił się do pierwszego składu drużyny. W przedsezonowym tournée do Australii Peter strzelił w 8 towarzyskich spotkaniach aż 12 bramek , tym samym udowadniając Tommy’emu Docherty’emu, że jest gotowy do gry na najwyższym poziomie. Szkot wystawił go 22 września 1965 roku w spotkaniu z AS Romą w ramach Inter-City Fairs Cup. The Blues wygrali go 4-1. Worek z bramkami od tego momentu całkowicie się rozsupłał. Ossie w kolejnych ligowych spotkaniach zdobył 7 bramek w tym przepiękny gol w meczu z Burnley kiedy to przebiegł z piłką ponad 60 jardów mijając przeciwników niczym tyczki. Młodzieniec był bliski znalezienia się w kadrze reprezentacji Anglii, która pojechała na Mistrzostwa Świata w 1966 roku, ostatecznie jednak nie załapał się do finałowej 22ki. Jak wiemy Anglicy te mistrzostwa wygrali. Napastnik podbił jednak serca kibiców przychodzących co tydzień na Stamford Bridge by go zobaczyć. Otrzymał w tamtym okresie przydomek Czarnoksiężnika z krainy Os – wyczyniał bowiem na boisku doprawdy magiczne rzeczy.

Peter Osgood

Rozwój piłkarza zastopowała jednak groźna kontuzja. 6 października 1966 roku Peter w starciu z Emlynem Hughesem z Blackpool złamał nogę. Chelsea bez swojego najlepszego zawodnika przegrała w 1967 roku finał FA Cup z Tottenhamem Hotspur oraz pogrzebała swoje szanse na mistrzostwo kraju. Po powrocie z długotrwałej rehabilitacji Osgood był wbrew prognozom jeszcze lepszym piłkarzem niż dotychczas. Dojrzał. Dzięki znakomitemu przeglądowi pola oraz świetnym warunkom fizycznym Dave Sexton przez większą część sezonu 1968/69 wystawiał go w linii pomocy. Wówczas Ossie grał z numerem 4 na plecach. Na zawsze zostanie jednak zapamiętany jako napastnik z numerem 9, na której to pozycji czuł się najlepiej. Peter OsgoodW sumie Osgood zdobył dla Chelsea w 380 występach aż 150 bramek. Jest to trzeci wynik w historii klubu. Był ponadto jednym z zaledwie dziewięciu piłkarzy, którzy trafiali do siatki rywala w każdej kolejnej rundzie FA Cup i do tej pory ostatnim który tego dokonał. To on wyrównał stan meczu z Leeds United w 1970 roku, dzięki czemu w dogrywce spotkania Chelsea zwyciężyła 2-1 i zdobyła upragniony Puchar Anglii. Był częścią drużyny, która w 1971 roku pokonała słynny Real Madryt (w dwóch finałach zdobył dwie bramki) wygrywając tym samym European Cup Winners’ Cup – pierwsze trofeum klubu zdobyte na europejskiej arenie. W 1972 roku zdobył kolejną bramkę w finale – tym razem League Cup, jednak jego drużyna przegrała ze Stoke City 1-2. Mimo, że Chelsea od tego momentu znalazła się na równi pochyłej Osgood nadal trafiał do siatki. Jego gol w meczu z Arsenalem w ramach League Cup został wybrany przez kibiców bramką sezonu. Warto również poznać inną stronę Anglika. Podobnie jak było to w przypadku George’a Besta, Osgood prowadził żywot playboya co nie podobało się zarówno menadżerowi klubu – Dave’owi Sextonowi jak i szkoleniowcowi kadry Alfowi Ramseyowi. Z tego względu otrzymał zaledwie cztery powołania do reprezentacji kraju znajdując się jednak w kadrze na finały Mistrzostw Świata w 1970 roku. Po licznych sprzeczkach z Sextonem został wystawiony wraz z kilkoma innymi zawodnikami na listę transferową. Nie pomogły nawet protesty kibiców, którzy wywiesili na Stamford Bridge liczne transparenty nawołujące Sextona do zmiany zdania. Ten był jednak nieubłagany. W marcu 1974 roku Osgood został sprzedany do Southamptonu za rekordową kwotę £275,000. Podczas swojego pobytu na południowym wybrzeżu wygrał ze swoją nową drużyną FA Cup w 1976 roku po słynnym zwycięstwie nad Manchesterem United 1-0. Opuścił Świętych w 1977 roku by powrócić do Chelsea w grudniu 1978. Niebiescy znajdowali się wówczas na krawędzi i byli bliscy spadku do Second Division. Peter pozostał z klubem do końca sezonu i w grudniu 1979 roku zakończył swoją karierę. Ian HutchinsonPo odwieszeniu butów na kołku postanowił na początku lat 80tych zainwestować w pub w Windsorze, który prowadził ze swoim dawnym partnerem z ataku Ianem Hutchinsonem. Biznes jak się później okazało nie był zbyt udany i obaj dżentelmeni byli zmuszeni się z niego wycofać. Ian, o którym chciałbym napisać kilka słów był znakomitym napastnikiem, którego klub z zachodniego Londynu pozyskał w 1968 roku. Był częścią zespołu, który wygrał FA Cup w 1970 oraz European Cup Winners’ Cup w 1971 roku. Niestety poprzez liczne kontuzje, których się nabawił musiał przedwcześnie zakończyć karierę w wieku zaledwie 27 lat. Dla Dumy Londynu zdobył w 144 spotkaniach 58 bramek. Peter Osgood był bliskim przyjacielem Hutcha, z którym jak wspomniałem zaczął prowadzić pub w Windsorze. Mimo iż inwestycja nie była trafiona przyjaźń obu partnerów z boiska przetrwała trudne chwile. Kiedy Ian zapadł na ciężką chorobę Osgood często go odwiedzał w szpitalu. To był mój najlepszy przyjaciel. Był moim drużbą na trzech moim ślubach, ja byłem jego na dwóch – wspominał po latach Ossie. Kiedy w 2002 roku Ian Hutchinson przegrał długą i nierówną walkę z chorobą Peter w swojej autobiografii napisał: Ian Hutchinson nie zdołał wydobrzeć i zmarł po długiej chorobie. Dziękuję Bogu, że mój przyjaciel odnalazł spokój jednak życie nigdy nie będzie już takie same. Tę książkę chciałbym zadedykować właśnie jemu. Do zobaczenia po drugiej stronie bracie. 1 października 2006 roku prochy Petera Osgooda spoczęły na Stamford Bridge pod polem karnym przy The Shed End. Blisko 2500 kibiców pożegnało tego dnia Króla Stamford, do tej grupy dołączyli byli menadżerowie, prezesi, piłkarze i koledzy Petera, oraz ówczesny skład Niebieskich. W grudniu 2007 roku podczas zremisowanego 4-4 spotkania z Aston Villą, Andriy Shevchenko wykonał pierwszy rzut karny przy The Shed End od momentu złożenia tam prochów tego legendarnego zawodnika. Numeru 9.

Out from the Shed, Come a rising young star,
Scoring goals past Pat Jennings from near and from far.
And Chelsea won, As we all knew they would,
And the star of the great team was Peter Osgood.
Osgood, Osgood, Osgood, Osgood.
Born is the ki – ing of Sta – amford Bridge!

Kibice żegnający Petera Osgooda
Kibice żegnający Petera Osgooda

Szósta i siódma dekada – podsumowanie

Peter OsgoodLata 60te i 70te XX wieku to jeden z najlepszych okresów w historii Chelsea Football Club. Prawdziwy wysyp talentów z piłkarskiej akademii spowodował, że Niebiescy po raz pierwszy odnaleźli stałość i zaczęli wygrywać wiele trofeów zarówno na krajowej jak i na europejskiej arenie. Bohaterowie tamtych dni to wspaniałe legendy klubu, które po latach są wreszcie otoczone czcią na jaką zasługują. Z pewnością żałować można niewykorzystanych finałów: FA Cup w 1967 oraz League Cup w 1972 roku. Samo dotarcie do ostatniej fazy tych turniejów jest już jednak sporym osiągnięciem, dla kibica Chelsea szczególnie. Kilkakrotnie zespół mógł również realnie myśleć w tym okresie o zdobyciu mistrzostwa kraju ostatecznie jednak zajmując dalsze pozycję (najwyższa to trzecia w 1965 roku). Po szczęśliwym dwudziestoleciu nastaną czasy bardzo niespokojne, w których klub znajdzie się nawet na granicy upadku. O tym jednak już w następnej części cyklu obejmującej swoim zasięgiem lata 1975 – 1995.

Chelsea bus
Zawodnicy Chelsea na tle klubowego autobusu – lata 70te XX wieku


Materiały video dotyczące tamtego okresu

Finał FA Cup w 1967 roku

Nagrywanie Blue is the Colour – 1972

Wspomnienie Petera Osgooda

Finał FA Cup w 1970 roku

Finał European Cup Winners’ Cup w 1971 roku

Finał Football League Cup w 1972 roku

Bramka Johna Hollinsa

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/29/historia-chelsea-football-club-1955-1975/feed/
Historia Chelsea Football Club 1935 – 1955 http://soccerlog.net/2009/11/08/historia-chelsea-football-club-1935-1955/ http://soccerlog.net/2009/11/08/historia-chelsea-football-club-1935-1955/#comments Sun, 08 Nov 2009 08:17:04 +0000 Jasix http://soccerlog.net/2009/11/08/historia-chelsea-football-club-1935-1955/ Chelsea Football Club 1954/55 Trzecia część cyklu pod tytułem 'Historia Chelsea Football Club' opisywać będzie czwartą i piątą dekadę profesjonalnej działalności klubu z zachodniego Londynu. Będziemy w niej świadkami krwawej II Wojny Światowej, widzianej oczami ludzi związanych z The Blues, rewolucji w klubie przeprowadzonej przez menadżera Teda Drake'a oraz pierwszego mistrzowskiego tytułu zdobytego w sezonie 1954/55. Serdecznie zapraszam do lektury.
»Czytaj dalej

Tagi: Chelsea FC, Premier League,

]]>
Chelsea Football Club 1954/55
Trzecia część cyklu pod tytułem ‘Historia Chelsea Football Club’ opisywać będzie czwartą i piątą dekadę profesjonalnej działalności klubu z zachodniego Londynu. Będziemy w niej świadkami krwawej II Wojny Światowej, widzianej oczami ludzi związanych z The Blues, rewolucji w klubie przeprowadzonej przez menadżera Teda Drake’a oraz pierwszego mistrzowskiego tytułu zdobytego w sezonie 1954/55. Serdecznie zapraszam do lektury.

Ostatnie lata przed wojną / tournée do Niemiec i Polski

George MillsNiewiele osób wie, że w 1932 roku Chelsea Football Club udała się na tournée do Niemiec. Ze wszystkich możliwych krajów, w każdym możliwym czasie. 11 sierpnia 1950 roku w stałej rubryce Newcastle’s Weekly Chronicle wspominał o tym wyjeździe opisany w poprzedniej części Hughie Gallacher. Szkot stwierdził: Moje najbardziej żywe wspomnienia z wyjazdu dotyczą o dziwo nie futbolu, a sytuacji jaką zastałem w tym kraju. Pamiętam, że po spotkaniu w Monachium [16 maja 1932] dyskutowaliśmy z innymi zawodnikami Chelsea w poczekalni hotelowej na temat tego co zobaczyliśmy. O pierwszych posunięciach Hitlera, o nazistach przy władzy. Muszę przyznać, że przeważały wśród chłopaków pochlebne opinie. Wiele wówczas w Niemczech zrobiono aby znacząco poprawić sytuację gospodarczą i to było widać gołym okiem. Rozmawialiśmy otwarcie aż do momentu gdy pewien kelner ostrzegł nas żeby nie mówić o Führerze ani pozytywnie, ani negatywnie. Najlepiej nie mówić o nim wcale. Wówczas jeszcze tego nie rozumieliśmy. Londyński zespół rozegrał w Niemczech 4 spotkania – wygrane 2-1 z Bayernem Monachium, 7-3 z Germany XI i 2-0 z SV Stuttgarter Kickers oraz przegrane 0-2 z Preussen Munster. Uznany za ciekawostkę może być fakt, iż The Blues odwiedzili hitlerowskie Niemcy raz jeszcze – w 1936 roku będąc tam przejazdem i spożywając śniadanie na Friedrichstrasse w Berlinie. Londyńczycy wracali wówczas do Anglii po europejskim tournée, które obejmowało wyjazdy do Holandii, Szwecji oraz Polski. W II Rzeczpospolitej Duma Londynu rozegrała podczas tego wyjazdu dwa spotkania: z Reprezentacją Polski (wygrane 2-0) oraz z Wisłą Kraków (sensacyjnie przegrane 0-1). Warto byłoby napisać kilka słów na temat tego drugiego spotkania. W 1936 roku krakowski klub obchodził trzydziestolecie swojego istnienia. Chcąc uczcić tą jakże zacną okazję zaproszono do dawnej stolicy Polski londyński zespół. 24 maja w obecności prawdziwych tłumów kibiców (liczba widzów znacznie przekraczała pojemność stadionu), a wśród nich Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, późniejszego Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, Wisła ograła 1-0 dumnych Anglików, którzy kilka dni wcześniej tak gładko pokonali Reprezentację Polski. Bramkę dla Wiślaków zdobył Antoni Łyko, jeden ze znakomitych piłkarzy okresu międzywojennego oraz późniejszy działacz Polski Podziemnej – bestialsko rozstrzelany w obozie koncentracyjnym Auschwitz 3 lipca 1941 roku. Zastanawialiście się skąd do klubu z zachodniego Londynu przylgnął przydomek Chelski? Wbrew pozorom brytyjski tabloid The Sun nie był pierwszym, który na to wpadł (w 2003 roku po przejęciu klubu przez Romana Abramovicha pojawił się w prasie taki właśnie tytuł). Po raz pierwszy tego sformułowania użył w 1936 roku sportowy dziennik The Star opisując letnią podróż klubu do Polski. Dlaczego Chelski? Końcówka ski wyjaśniać powinna chyba wszystko.

Chelski!
Dziennik The Star opisujący letnią podróż klubu do Polski – 1936 rok

Chelsea Football Club 1938
Chelsea Football Club – 1938 rok

Od 1933 roku Chelsea Football Club prowadził opisany również w poprzedniej części Leslie Knighton. Niebiescy nie mogli się za jego kadencji poszczycić jakimiś większymi osiągnięciami biorąc pod uwagę fakt, iż najwyższą ligową pozycją jaką zajęli było miejsce ósme, a najdalej w rozgrywkach FA Cup Pensjonariusze doszli zaledwie do ćwierćfinałów. Wyróżniającą się postacią w zespole z zachodniego Londynu był wówczas George Mills – pierwszy zawodnik w historii klubu, który przekroczył barierę 100 ligowych bramek. Z dorobkiem 125 goli zdobytych we wszystkich rozgrywkach, Anglik okupuje obecnie 7 pozycję wśród najlepszych snajperów, którzy kiedykolwiek grali na Stamford Bridge. W poprzedniej części wspomniałem o modernizacji i rozbudowie Niebieskiego Domu. W 1939 roku na północnej stronie stadionu, powstała dwupoziomowa trybuna North Stand. W planach zakładano, że pokryje ona całą północną ścianę, jednak niespodziewany wybuch II Wojny Światowej pokrzyżował te zamiary i ostatecznie trybuna była dość mała. Wróćmy do osoby menadżera. Zarząd widząc, że Knighton nie osiągnie z klubem większych sukcesów, postanowił po 6 latach się z nim rozstać. Na krótko przed wojną wakat na tym stanowisku wypełnił William “Billy” Birrel, były szkocki trener Queens Park Rangers. Birrell prowadził klub aż do roku 1952, a za jego kadencji klub ustabilizował swoją pozycję w środkowych rejonach tabeli. Szkotowi udało się również dwukrotnie doprowadzić The Blues do półfinałów FA Cup w 1950 i 1952 roku. Ważniejszy jest jednak wkład tego menadżera w sprawy pozaboiskowe. Billy wydatnie przyczynił się bowiem do rozwoju piłkarskiej akademii klubu oraz do wprowadzenia nowego systemu szkoleniowego dla młodzieży. Z jego pracy czerpać mieli później kolejni menadżerowie, a utalentowani wychowankowie zaczęli w następnych latach stanowić o sile zespołu. Billy Birrell był menadżerem kiedy zacząłem pracę w Chelsea – wspomina Albert Sewell, który przygotowywał przez wiele lat program meczowy na Stamford Bridge – To był menadżer – sekretarz, podwójna praca. Birell nie spędzał z piłkarzami zbyt wiele czasu. To doprawdy był człowiek stworzony do pracy w biurze. Mógł oglądać trening zespołu przez godzinę, a później wrócić do swojego gabinetu i robić biurowe rzeczy. Był to jednak bardzo dobry, uczciwy człowiek. Dobry Szkot.

Billy BirrellChciałbym jeszcze na chwilę zatrzymać się przy zmianach jakie Billy przeprowadził w Akademii. W latach 40tych opłaty transferowe za piłkarzy bardzo wzrosły, starano się więc zrobić wszystko by temu zapobiec. Najlepszym sposobem było oczywiście produkowanie własnych talentów – za darmo. John Graydon pisząc w 1949 roku The FA’s Book For Boys stwierdził: Model Chelsea różnił się od typowych szkółek piłkarskich jakie wówczas istniały na wyspach. W zachodnim Londynie nie tylko starano się stworzyć dobrych piłkarzy, ale także porządnych obywateli. Oni juniorów wychowywali. Wkrótce klub zakupił część Welsh Harp training ground w Hendon, gdzie młodziki rozpoczęły swoje treningi. Największe talenty jakie powstały w szkółce Chelsea to: Bobby Smith, Mickey Harrison, Ron Tindall, Jimmy Greaves, Barry Bridges, Bobby Tambling, Terry Venables, Peter Bonetti, Ron Harris, John Hollins, Alan Hudson, Peter Osgood, Ray Wilkins, a obecnie John Terry. Przed sezonem 1946/47 Chelsea Football Club ogłosiła nabór do swojej szkółki. Niespodziewanie akcja ta spotkała się z ogromnym zainteresowaniem, a do zarządu napłynęło tysiące listów z aplikacjami z niemal całego kraju. Ostatecznie 32 chłopców w wieku od 15 do 17 i pół zostało zaproszonych na zajęcia, które odbywały się trzy razy w tygodniu. Pierwsza młodzieżowa drużyna Chelsea grała pod nazwą “Tudor Rose”. Zajęcia obejmowały ćwiczenia szybkości, zwinności, podstawowe zdolności piłkarskie, pracę zespołową, taktykę oraz szlifowanie technicznych umiejętności. The London County Council prowadziło natomiast lekcje z kultury i etyki. Dyscyplina była dość surowa. Zajęcia zaczynały się za piętnaście siódma wieczorem. Jeżeli chłopak przybył po pierwszym gwizdku to mógł od razu wracać do domu. Jeśli zdarzyło się to ponownie bez większego powodu to grzecznie mówiono mu żeby już nigdy nie wracał – wylicza Graydon. Tak więc Chelsea Football Club za sprawą Billy Birrella była swego rodzaju pionierem w nowatorskim podejściu do młodych zawodników. Kolejne dekady pokazały jak było to ważne. Nie wybiegajmy jednak aż tak daleko w przyszłość i powróćmy do roku 1939, początku pracy Birella na Stamford Bridge i mroku, który rozlał się wówczas po całym świecie.

stalin_hitler.jpg
Propaganda nazistowska i komunistyczna – lata 30te XX wieku

II Wojna Światowa, a The Blues

Adolf Hitler1 września 1939 roku Adolf Hitler zaatakował Polskę. Ta data na zawsze odmieniła historię ludzkości i rozpoczęła najbardziej krwawy konflikt zbrojny w dziejach. Wojna, która pochłonęła ponad 70 milionów ludzkich istnień odcisnęła swoje piętno praktycznie na każdym aspekcie życia ówczesnych obywateli Europy oraz świata. Piłka nożna, podobnie jak miało to miejsce w przypadku I Wojny Światowej, zeszła na bardzo odległy plan. Oficjalne rozgrywki zawieszono na sześć, długich lat, a większość ówczesnych piłkarzy zostało wcielonych do wojska. Wymagała tego sytuacja polityczna bowiem Anglia była jednym z głównych aktorów światowego konfliktu. Jak nietrudno się domyślić wielu z absolutnie nieprzygotowanych do walki zawodników straciło na frontach świata swoje życie, bądź też odniosło rany uniemożliwiające im powrót do profesjonalnej piłki. Często też, nieprzyzwyczajeni do okropieństw wojny, załamywali się psychicznie, odbierając sobie w ostateczności życie, bądź też trafiając do zamkniętych placówek. Do wybuchu wojny udało się rozegrać tylko trzy pierwsze kolejki sezonu 1939/40. Chelsea odniosła w nich 1 zwycięstwo, 1 remis i 1 porażkę. Po decyzji Football Association, o wstrzymaniu wszystkich rozgrywek, te wyniki zostały uznane za nieoficjalne. Straty w ludziach nie oszczędziły londyńskiego klubu. Tylko dwóch zawodników sprzed wojny, po światowym konflikcie założyło ponownie na siebie niebieski strój. Mimo tak mrocznych czasów, futbol nie umarł całkowicie. Powstało kilka lig regionalnych, oraz ogólnokrajowy turniej Football League War Cup, który zastąpił zawieszone rozgrywki FA Cup oraz League Cup. Chelsea podobnie jak wiele innych zespołów w tamtym okresie, uczestniczyła w tych nieoficjalnych rozgrywkach, co istotne, osiągając w nich spore sukcesy. W 1944 roku Niebiescy zadebiutowali na Wembley Stadium w przegranym finale South Cup 1-3 z Charltonem Athletic, by rok później wygrać południowe rozgrywki pokonując na Wembley drużynę Millwall w stosunku 2-0. John Harris stał się pierwszym kapitanem klubu z zachodniego Londynu, który wzniósł na tym obiekcie lśniący puchar w górę. Uczynił to przed publiką rzędu 80,000 widzów. Trofeum drużyna otrzymała tego dnia z rąk samego Winstona Churchilla. Krajowy finał Football League War Cup nie był już jednak tak udany jak w przypadku finału South Cup. Mimo iż mecz odbył się w zachodnim Londynie to The Blues ulegli w nim 1-2 drużynie Boltonu Wanderers. Był to ostatni mecz tych rozgrywek. Przez Stamford Bridge podczas działań wojennych przewinęło się również kilku piłkarzy “gości” jak Matt Busby, Walter Winterbottom czy Eddie Hapgood. Podobnie więc jak w przypadku I Wojny Światowej Niebiescy wykazali się w tym ciężkim okresie całkiem poważnymi osiągnięciami. Jak wiemy z lekcji historii, Londyn podczas wojny był wielokrotnie bombardowany. Stamford Bridge nie odniosło szczęśliwie znaczących uszkodzeń będąc zaledwie dwukrotnie trafione podczas ostrzału. Pierwsza bomba spadła na zachodnią część stadionu, druga wylądowała tuż przed North Stand, na szczęście nie czyniąc poważniejszych zniszczeń. Arena wyszła więc z działań wojennych cało. Sforsowanie Wału Pomorskiego w ramach operacji pomorskiej i przekroczenie Odry przez armie radzieckie oraz 1 i 2 Armię Wojska Polskiego dało początek operacji berlińskiej, która zakończyła się 2 maja 1945 roku kapitulacją załogi miasta. Wcześniej, 30 kwietnia Adolf Hitler popełnił samobójstwo. 7 maja Niemcy w jednym ze szkolnych budynków w Reims we Francji skapitulowali na Froncie Zachodnim przed przedstawicielami armii USA i Wspólnoty Brytyjskiej. Dzień później w Berlinie podpisali również akt kapitulacji w obecności Sowietów. Tym samym II wojna światowa w Europie oficjalnie dobiegła końca. Życie wreszcie mogło rozpocząć normalny bieg.

1944 rok
Generał Dwight Eisenhower odwiedza piłkarzy Chelsea oraz Charltonu przed finałem South Cup. Wembley Stadium 17 kwietnia 1944 roku

Zniszczony Londyn
Zniszczone ulice Londynu po licznych bombardowaniach – początek lat 40tych XX wieku

Głośne spotkania z Dynamo Moskwa

W październiku 1945 roku, czyli w zaledwie miesiąc po zakończeniu światowego konfliktu, władze angielskiego futbolu znalazły sposób by uczcić to wydarzenie. W geście dobrej woli i poprawnej politycznie przyjaźni, ogłoszono, że nowy mistrz ZSRR – Dynamo Moskwa rozegra w Wielkiej Brytanii kilka towarzyskich spotkań z lokalnymi drużynami, w tym z Chelsea Football Club. Atmosferę towarzyszącą temu wydarzeniu wspominał po latach 13 letni wówczas Brian Mears – syn prezesa Joe Mearsa: To było pierwsze spotkanie, na które zabrał mnie mój ojciec. Pamiętam doskonale atmosferę zaciekawienia jaka wówczas panowała w zachodnim Londynie. Wszyscy chcieli zobaczyć Rosjan, naszych sprzymierzeńców, którzy rozbili niemiecką armię. Rosjanie byli wówczas uważani za bohaterów. Tak więc ludzie myśleli sobie “Czemu by nie iść? Chodźmy!”. Pamiętam jak moi rówieśnicy szli tego dnia powszechnie na wagary aby zobaczyć to niecodzienne wydarzenie. Mecz pomiędzy oboma zespołami odbył się 13 listopada 1945 roku na Stamford Bridge. Co ciekawe londyńczycy zagrali w nim w czerwonych strojach, w związku z tym, że barwy Dynamo były niebieskie. Rosjanie zaskoczyli zgromadzony na The Bridge tłum doprowadzając do remisu 3-3, mimo, że przegrywali już z Chelsea 0-2. Warto wspomnieć, że klubowi z Moskwy sędzia raz nie zaliczył bramki (piłka odbiła się od jednego z kibiców!), a Rosjanie nie wykorzystali jeszcze rzutu karnego. Spotkanie z mistrzem ZSRR przeszło do historii również przez niespotykaną do tej pory ilość zgromadzonych na stadionie kibiców. Stamford Bridge odwiedziło tego dnia ponad 100,000 ludzi (niektóre źródła mówią nawet o 120,000). Warto zaznaczyć, że wiele osób dostało się tego dnia na obiekt nielegalnie, ludzie okupowali również okoliczne budynki by móc zobaczyć co dzieje się na płycie boiska. Jest to najwyższa frekwencja zanotowana kiedykolwiek w zachodnim Londynie i nie zanosi się aby ten rekord został w najbliższej przyszłości pobity. Dynamo rozegrało także towarzyski mecz z Arsenalem Londyn i było to wydarzenie zdecydowanie bardziej kontrowersyjne. Spotkanie odbyło się w listopadzie na White Hart Lane. W składzie Kanonierów znalazło się tego dnia aż sześciu zawodników z innych klubów. Czy my gramy z pierwszą reprezentacją Anglii? – dopytywali Rosjanie i grozili, że nie wyjdą na boisko. Również arbiter zastanawiał się nad rozpoczęciem meczu z powodu gęstej mgły, która tego dnia unosiła się nad stadionem, ostatecznie jednak odgwizdał początek spotkania. Kibice mówili potem, że przez bite 90 minut nic praktycznie nie było widać. Niewiele można było dostrzec także na murawie – do dziś nie jest do końca pewne, kto zdobywał tego dnia bramki. Do przerwy Arsenal prowadził 3-1, by przegrać mecz 3-4. Po tym kontrowersyjnym spotkaniu Anglicy oskarżyli Dynamo, że w jego składzie grał dodatkowy, dwunasty zawodnik. Ponadto moskwianie mieli w przerwie przy niekorzystnym dla siebie wyniku prosić sędziego, by ten przerwał spotkanie. Goście z kolei zarzucali gospodarzom, że ci grali bardzo brutalnie. Nasi rywale zza miedzy niemal wywołali więc międzynarodowy skandal i to zaraz po zakończeniu krwawego, światowego konfliktu. Mecz, który miał służyć budowaniu przyjacielskich stosunków pomiędzy oboma narodami, przemienił się w serię połajanek i wzajemnych zarzutów.

Chelsea FC vs Dynamo

Tłumy kibiców na spotkaniu z Dynamo Moskwa. Na Stamford Bridge zgromadziło się ponad 100,000 widzów. Jest to rekordowa frekwencja w zachodnim Londynie.

Historia Roya Bentleya

Roy BentleyNa osobny akapit zasłużyła historia Roya Thomasa Franka Bentleya – znakomitego snajpera i kapitana Chelsea Londyn w latach 50-tych. Pierwszego Niebieskiego, który wzniósł w górę lśniący puchar za mistrzostwo Anglii. Roy w swoich czasach był jednym z najlepszych napastników na wyspach. Ale po kolei. Młodziutki Anglik podczas II Wojny Światowej służył swojemu krajowi w marynarce wojennej. Po zakończeniu światowego konfliktu zaczął interesować się piłką nożną, w którą coraz częściej grywał. Szybko okazało się, że ma do tego spory talent i po pewnym czasie postanowił rozpocząć profesjonalną piłkarską karierę. Występował najpierw dla Bristol City i Bristol Rovers zanim przeniósł się do Newcastle United w 1946 roku. Był z tym klubem mniej niż dwa sezony jednak odegrał jedną z kluczowych ról oraz stworzył jedną z najlepszych linii ataku na wyspach w tamtym okresie wraz z Jackiem Milburnem, Lenem Shackletonem oraz Charliem Waymanem. Dotarł ze Srokami do półfinału FA Cup w sezonie 1946/47 jednak jego drużyna przegrała aż 4:0 z świetnie grającym w owym czasie Charltonem Athletic. W styczniu 1948 roku Bentley został pozyskany przez londyńską Chelsea za £12,500. Jego przenosiny do Londynu spowodowane były głównie poradą lekarza, który zalecił mu południowy klimat, ponoć zbawienny dla jego płuc na które w tamtym czasie chorował.

Przybył do Chelsea w miejsce Tommiego Lawtona, który co ciekawe również leczył w Londynie tą samą dolegliwość. Roy nie był przyzwyczajony do południowego stylu gry co odbiło się na jego początkowej dyspozycji. W debiucie Anglika The Blues przegrali 2-4 z Huddersfield Town. Sam Bentley podczas swoich pierwszych czterech miesięcy gry w Chelsea wpisał się na listę strzelców zaledwie trzykrotnie. Zaczęto się zastanawiać czy ściągnięcie tego zawodnika na Stamford Bridge było dobrym posunięciem.

Od tego momentu fortuna Bentleya przybrała zupełnie inną postać. Roy bowiem coraz lepiej radził sobie na angielskich boiskach odkładając na półkę swoją początkową, niezbyt pewną dyspozycję. Jego silny strzał oraz zdolność gry głową spowodowały, że strzelił w pierwszym sezonie 23 bramki co z kolei sprawiło, że stał się najlepszym strzelcem Chelsea, a do klubu napłynęło powołanie do reprezentacji Anglii. Niebiescy w lidze podczas jego początkowych lat na Stamford Bridge grali dość nierówno jednak udało mu się dojść z zespołem do półfinału FA Cup w 1950 roku kiedy to strzelił 2 gole w wygranym 3-0 meczu z Chesterfield oraz zwycięską bramkę w wygranym 2-0 ćwierćfinałowym meczu z Manchesterem United. The Blues grali wtedy o swój drugi finał Pucharu Anglii w historii. Niestety zostali wyeliminowani przez Arsenal mimo, iż po bramkach Bentleya prowadzili już 2-0. W sezonie 1951/52 The Blues ponownie doszli do półfinałów tych prestiżowych rozgrywek. Ponownie jednak przegrali z Kanonierami. Trofeum było tak blisko, a zarazem tak daleko.

Roy Bentley
Roy Bentley wyprowadza drużynę Chelsea na murawę Stamford Bridge. Lata 50-te XX wieku

W 1952 roku menadżerem zespołu został Ted Drake (o czym szerzej za chwilę). Po 3 latach od jego przyjścia angielski piłkarz osiągnął jedno z największych sukcesów w swojej karierze – pierwszy tytuł mistrza kraju zdobyty przez Chelsea FC w sezonie 1954/55. W tamtym zwycięskim sezonie Bentley przywdziewał opaskę kapitana, a ponadto zdobył 21 bramek wliczając w to dwa przepiękne gole w wygranym 4-3 meczu z Wolverhamptonem Wanderers, wydatnie przyczyniając się do sukcesu swojej drużyny. Pozostał w Chelsea jeszcze tylko jeden sezon. Po nim przeniósł się do sąsiada zza miedzy – Fulham. Podczas swojego pobytu na Stamford Bridge zdobył w sumie 150 bramek w 367 występach co na tamte czasy było rekordem klubu, a do tej pory jest trzecim wynikiem w historii The Blues. Tyle samo bramek zdobyła inna, wielka legenda Chelsea – Peter Osgood, który będzie jednym z głównych bohaterów kolejnej części cyklu. Co warte zapamiętania, Roy był najlepszym strzelcem londyńczyków w każdym z ośmiu sezonów spędzonych na Stamford. Po odejściu z zachodniego Londynu nie osiągnął już większych sukcesów. Miał jeszcze w swojej karierze krótki epizod z Queens Park Rangers gdzie zakończył swoją karierę.

Roy Bentley
Roy Bentley wraz z kibicami Chelsea w 2006 roku

Jest obecny w życiu Chelsea po dzień dzisiejszy. Ciekawostką może być fakt, że podczas ceremonii zdobycia mistrzostwa Anglii za sezon 2004/2005 wyszedł na płytę boiska wraz z Johnem Terrym trzymając w ręku puchar mistrzów za sezon 1954/55 co było pięknym gestem zarówno dla starszych kibiców The Blues jak i dla samego zawodnika. Roy przez 50 lat był przecież jedynym kapitanem Chelsea, który z dumą wznosił błyszczący puchar w górę. Co ciekawe Anglik nie daje o tym zapomnieć. John Terry w Chelsea FC – The Official Biography pióra Ricka Glanvilla stwierdził: On nadal przychodzi oglądać każdy mecz i sądzę, że to wspaniałe. Po spotkaniach domowych schodzi do baru piłkarzy, pije z nami drinki, dużo rozmawia. Wszyscy bardzo go tutaj kochamy. Świetnie jest mieć go w pobliżu. Roy lubi być również nieco złośliwy. Często mi mówi: “Powodzenia! Wiem, że uda Ci się tego dokonać, ale pamiętaj – to ja byłem tym pierwszym!”. Z pewnością nie da mi o tym zapomnieć. W tym roku Roy skończył 85 lat co oczywiście nie mogło przejść bez echa. Na Stamford Bridge urządzono z tej okazji wielką fetę, a były kapitan przy pełnym stadionie wykonał rundę honorową – był to doprawdy wzruszający moment. Wybiegłem jednak już bardzo daleko w przyszłość więc wróćmy czym prędzej do lat 50tych ubiegłego wieku, a w szczególności do przełomowego roku 1952.

Ted Drake i jego klubowa rewolucja

Ted DrakeW 1952 roku, na stanowisko menadżera klubu (szóstego w historii) wybrany został były, legendarny napastnik Arsenalu FC oraz reprezentacji Anglii – pan Ted Drake. Anglik był jednym z pierwszych tzw. ‘menadżerów w dresach’, którzy przed meczem ściskali rękę każdego z piłkarzy i życzyli mu powodzenia. Nowa klasa na wyspach. Frank Blunstone jeden z ówczesnych piłkarzy Dumy Londynu po latach wspominał: Kiedy na jednym z treningów Roy Bentley nie trafił czysto głową w piłkę Drake zawołał mnie do siebie. Kazał mi dośrodkować piłkę na swoją głowę tak by pokazać Royowi jak należy to robić. Zrobiłem jak powiedział i Drake zaliczył pięknego szczupaka w swoim garniturze. “Widzisz?” spytał i spojrzał na siebie. Był cały ubłocony. Ted tylko się uśmiechnął, poklepał mnie po ramieniu i odszedł. Taki właśnie był. Z pewnością nie był taktykiem. Wszyscy zastanawiali się jak piłkarz, który przedwcześnie zakończył swoją karierę z powodu kontuzji poradzi sobie w zachodnim Londynie. Mimo początkowych trudności, wybór Drake’a na ‘najgorętszy stołek’ w Anglii był jednak, jak się szybko okazało, prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Ted nie czekał ani minuty i od momentu podpisania umowy rozpoczął w klubie prawdziwą rewolucję. Zmiany objęły wszystkie klubowe struktury zarówno na, jak i poza boiskiem. Jedną z jego pierwszych decyzji było usunięcie wizerunku podstarzałego pensjonariusza z programów meczowych. Od tej chwili zawodnicy Chelsea przestali być nazywani Emerytami, a nowy przydomek The Blues rozpoczął swoją dumną historię. Chwała Drake’owi za to! Nowy menadżer nakazał również zmianę klubowego herbu odsyłając wysłużonego Pensjonariusza na wieczny spoczynek. Podczas gdy prace nad stworzeniem nowego symbolu drużyny trwały pełną parą, klub na sezon 1952/53 otrzymał tymczasowy herb. Herb Chelsea 1952/53Nowy emblemat składał się z inicjałów C.F.C. nałożonych na siebie i ukazanych na tarczy. Drake był prawdziwym wulkanem. Historia opowiedziana przez Alberta Sewella tylko to potwierdza: W 1953 Drake zainteresował się 18 letnim Frankiem Blunstonem, który w owym czasie grał w Crewe. Kiedy Ted dowiedział się, że mają spotkanie zarządu, wsiadł w samochód i popędził do siedziby klubu. Legenda głosi, że wpadł tam, rzucił na stół ofertę opiewającą na £6,000, a oni nie byli w stanie odmówić. Podczas sezonu 1953/54 szerokiej publice ukazany został zmodernizowany herb drużyny, który po raz pierwszy trafił też na koszulki zespołu w sezonie 1960/61, i którym Niebiescy posługiwali się przez najbliższe trzy dekady, aż do roku 1986. Przedstawiał on ‘niebieskiego, nieokiełznanego lwa’, który patrzył za siebie, a w łapach dzierżył złote berło. Elementy nowego symbolu Chelsea Football Club zaczerpnęła z herbu Earla Cadogana – ówczesnego prezydenta klubu dzierżącego ponadto tytuł wicehrabiego Chelsea oraz z Opactwa Westminsteru, które swoją jurysdykcją obejmowało dzielnice Chelsea. Trzy róże (wówczas złote, obecnie czerwone) reprezentują Anglię, a dwie piłki oczywiście futbol. Całość dopełnił napis Chelsea Football Club okalający wizerunek króla zwierząt. Drake nie poprzestał na zmianie wizerunku klubu. Postanowił zmienić także podejście kibiców, którzy jak sam mówił: przychodzą na Stamford Bridge oglądać mecz, a nie kibicować. Ludzie mają pić, jeść i spać myśląc o Chelsea. W owym czasie Stamford Bridge wydawało się być przyjaznym miejscem gdzie zarówno goście jak i gospodarze mogli liczyć na głośny aplauz. Anglik chciał przekształcić The Bridge w miejsce skierowane głównie na domowników, miejsce mniej przyjemne dla rywala. Fakt, że The Bridge było cichsze od reszty obiektów tego typu w Anglii wynikał głównie z tego iż stadion posiadał oprócz płyty boiska również bieżnię co odgradzało kibiców od swoich ulubieńców o dobre kilka metrów. crest.jpgAnglik udoskonalił również treningi Niebieskich, wprowadzając większą pracę z piłką – praktykę rzadko spotykaną w owym czasie na Wyspach. Rozszerzył i zmodernizował scouting, a także udoskonalił system szkoleniowy młodzieży. Postanowił również całkowicie zmienić transferową politykę klubu opierając rekrutację na mniej znanych zawodnikach z niższych lig. Drake, jak wspominają jego piłkarze zawsze był przy nich. Często nas odwiedzał w domach. Była mama, był tata i był menadżer Chelsea. Z perspektywy lat może wydawać się to zabawne, ale to był nasz mentor. Coś na kształt drugiego ojca – wspominał po latach Blunstone. Pierwsze lata pod rządami Drake’a mimo tylu pozytywnych zmian, nie były jednak zbyt obiecujące. W sezonie 1952/53 Chelsea zajęła dopiero 19tą pozycję, będąc odległą od spadku o zaledwie jeden punkt. Rok później było już zdecydowanie lepiej i londyński klub zajął 8me miejsce. Niewielu spodziewało się, że to na co oczekiwano od 50 lat miało już wkrótce się ziścić.

Ted Drake
Ted Drake – architekt pierwszych sukcesów Chelsea Football Club – 23 sierpnia 1952 roku.

Mistrzowski sezon 1954/55

Mistrzowskie trofeumW jubileuszowym sezonie 1954/55, trzyletnia praca Teda Drake’a przyniosła nieoczekiwanie prawdziwie złote owoce. Po raz pierwszy w swojej historii, po 50 latach niepowodzeń i rozczarowań, Niebiescy wreszcie sięgnęli po mistrzowski tytuł. Pisząc o tym szczególnym sezonie starałem się dotrzeć do jak największej liczby szczegółów mogących rzucić nieco światła na te nieco przykurzone już osiągnięcie. Chciałem dotrzeć do twarzy i bohaterów tamtych dni. Cytatów, myśli, wszystkiego co mogłoby to doprawdy wyjątkowe dla londyńczyków trofeum upiększyć, wypełnić. Gorliwie poszukiwałem zdjęć i materiałów video, niestety tych drugich nie udało mi się zdobyć. To trochę jak znajdowanie brakujących kawałków w pięknej układance. W swoich poszukiwaniach dotarłem rzecz jasna do drużyny, która sięgnęła po pierwsze, historyczne mistrzostwo kraju, a zarazem po pierwsze oficjalne trofeum jakie znalazło się w rekordach klubu. Tamten zespół bez wątpienia nie miał głośnych nazwisk, nie posiadał świecących gwiazd. Charlie 'Chic' Thompson11 młodych chłopaków za sprawą Drake’a stworzyło po prostu solidny kolektyw. Zmarły w tym roku bramkarz Charlie ‘Chic’ Thompson, amatorzy Derek Saunders i Jim Lewis, środkowy pomocnik Johnny ‘Jock’ McNichol, skrzydłowi Eric ‘Rabbit’ Parsons i wspomniany wcześniej kilkakrotnie Frank Blunstone, obrońcy Peter Sillett, Ron Greenwood, Ken Armstrong, Stan Willemse i wieloletni stoper John Harris. Do tego kapitan i najlepszy napastnik drużyny, opisany wcześniej Roy Bentley. Tak wyglądał skład Niebieskich, który jako pierwszy zdobył dla klubu mistrzowski tytuł. Mistrzowie z 1955 roku. Spójrzmy teraz wspólnie jak kształtował się sezon 1954/55.

Tłum kłębił się na ulicach i wokół stadionu. Na Stamford Bridge wygłoszono kilka płomiennych przemówień, a w powietrzu unosiła się radosna atmosfera. Chelsea ostatnich 50 lat umarła. Niebiescy wreszcie coś wygrali.

The Times 1955 rok

Co ciekawe, na początku sezonu absolutnie nic nie zapowiadało by londyńczycy mieli wznieść w górę lśniący puchar. Po czterech porażkach z rzędu (w tym po emocjonującym meczu z Manchesterem United, przegranym ostatecznie 5-6), Chelsea w listopadzie była dopiero 12ta. Na przełomie 1954 i 1955 roku coś się jednak zmieniło. To było gdzieś w okolicach Świąt Bożego Narodzenia kiedy zaczęliśmy grać lepiej. Było z pól tuzina drużyn liczących się w wyścigu, ale to nam się udało. Posiadaliśmy silnego ducha, byliśmy grupą wspaniałych przyjaciół – wspominał Stan Willemse. Kibice zaczęli dostrzegać różnicę jaka nastała pod rządami Drake’a. Chelsea wreszcie zaczęła się liczyć i ponownie wzbudzała strach w rywalu.

John HarrisWest Bromwich Albion był zdobywcą FA Cup, doprawdy silna drużyna. Niefortunnie przegrywaliśmy z nimi już 0-2 i wówczas zdarzył się cud. Otrzymaliśmy rzut karny, wykorzystaliśmy go, a później zwyciężyliśmy aż 4-2 – kontynuuje Willemse. Drużyna w następnych 25 spotkaniach przegrała zaledwie trzy zdobywając tytuł na kolejkę przed końcem sezonu – 23 kwietnia 1955 roku – po pokonaniu 3-0 Sheffield Wednesday. Kluczem do sukcesu było dwukrotne zwycięstwo nad Wolverhamptonem Wanderers, który ostatecznie został wicemistrzem. The Blues pokonali Wilki najpierw 4-3, a później 1-0. Frank Blustone wspomina: Po pokonaniu Sheffield 3-0 musieliśmy jeszcze czekać na wynik spotkania z Portsmouth. Braliśmy kąpiel kiedy powiedziano nam o wyniku. Szybko założyliśmy na siebie szlafroki i wyszliśmy na trybunę bo tego oczekiwali od nas kibice. Parę słów powiedział Roy Bentley jako kapitan, głos zabrał również Joe Mears, właściciel, którego ojciec założył klub. Nie było trofeum, nie było szampana. Kiedy fani rozeszli się do domów wypiłem herbatę i zjadłem kanapkę u swojej ciotki. Potem poszedłem do domu. 52 punkty, jakie zgromadzili Niebiescy są jednym z najniższych wyników, które od czasów I Wojny Światowej pozwoliły zdobyć mistrzowski tytuł. Wielu czyniło wówczas z tego względu zarzut zapominając, że w 1938 roku Arsenal wygrał mistrzostwo mając w dorobku dokładnie taką samą ilość punktów. Warto też wspomnieć, że w 1975 Derby County było najlepszym zespołem w Anglii z jednym punktem w dorobku więcej (53). Co ciekawe w sezonie 1954/55 również rezerwy klubu, oraz juniorzy z akademii zdobyli odpowiednio mistrzostwa swoich lig. Można rzec, że Chelsea była w tym szczególnym roku potrójnym zwycięzcą.

Trofeum
Chelsea Football Club prezentuje publiczności Football League Championship Cup tuż przed otwierającym sezon spotkaniem z Boltonem – 20 sierpnia 1955 roku

Bracia Sillett
Bracia Sillett – John i Peter. Peter jest jednym z mistrzów 1954/55

Mistrzowski skład
Mistrzowski skład Chelsea Football Club z sezonu 1954/55

Teraz gdy wygraliśmy mistrzostwo kraju, myślę, że nie ma niczego poza naszym zasięgiem

Ted Drake

Wygranie mistrzostwa kraju oznaczało, że Chelsea zagwarantowała sobie jako pierwszy angielski klub w historii, prawo do gry w właśnie utworzonym European Champions’ Cup. Przeciwnikiem Niebieskich w pierwszej rundzie został mistrz Szwecji Djurgårdens. Do meczu nigdy jednak nie doszło, bowiem na skutek interwencji Football Association, która była przeciwna braniu udziału w europejskich rozgrywkach – FA uważała w owym czasie, że krajowe puchary są znacznie ważniejsze – Chelsea została zmuszona do wycofania swojego udziału w walce o historyczny Puchar Europy. Nowy mistrz Anglii rozegrał jedynie towarzyskie spotkanie z mistrzem Szkocji – Aberdeen, które zresztą Szkoci wygrali. Chelsea po meczu wręczyła rywalowi srebrny półmisek z wygrawerowanym herbem klubu. Za ciekawostkę może być uznany fakt, że kolejny mistrz Anglii – Manchester United w sezonie 1956/57 zlekceważył opinię FA i wystąpił na europejskiej arenie. Diabły doszły nawet w rozgrywkach o Puchar Europy do półfinału, w którym przegrali z przyszłym zwycięzcą rozgrywek Realem Madryt.

Tabela 1954/55

Tarcza Wspólnoty 1955

Tarcza WspólnotyChelsea jako mistrz kraju otrzymała również możliwość rozegrania meczu o FA Charity Shield, tradycyjnie rozpoczynającego kolejny sezon – tym razem 1955/56. Spotkanie odbyło się 14 września 1955 roku i była to 34 potyczka o Tarczę Wspólnoty. Teatrem wydarzeń zostało po raz kolejny Stamford Bridge, tak więc londyńczycy grali tego dnia przed własną publicznością. Z nieznanych mi przyczyn mecz ten obejrzało jednak niewielu kibiców – wg. danych do których udało mi się dotrzeć były to zaledwie 12,802 osoby . Przeciwnikiem Niebieskich został zdobywca FA Cup z poprzedniego sezonu Newcastle United – zespół, który tak wiele razy stawał w przeszłości na drodze londyńczyków do upragnionych trofeów. Klub z zachodniego Londynu miał tego dnia doprawdy wiele do udowodnienia. The Blues nadspodziewanie łatwo poradzili sobie ze Srokami ogrywając ich aż 3-0. Bramki zdobywali Alf McMichael (bramka samobójcza), niezawodny Roy Bentley i Frank Blunstone. Londyńczycy mogli więc po 90 minutach spotkania cieszyć się ze swojego kolejnego trofeum – pierwszej Tarczy Wspólnoty w swojej historii.

Czwarta i piąta dekada – podsumowanie

Roy BentleyChelsea Football Club za sprawą Teda Drake’a zaczęła odnosić swoje pierwsze, poważne sukcesy na boisku. Tytuł mistrzowski zdobyty na pięćdziesięciolecie istnienia klubu, oraz Tarcza Wspólnoty wygrana na początku kolejnego sezonu, zaczęły dawać nadzieję na stabilność i dołączenie do najlepszych w kraju. Wreszcie sława zaczęła iść w parze ze sportowymi osiągnięciami. Klub zmienił swoje dotychczasowe oblicze ostatecznie rezygnując z wysłużonego pensjonariusza i stawiając na ‘nieokiełznanego’ lwa, który od tej pory miał pokazywać rywalom swój ostry pazur. Rozwinął się scouting oraz poprawiono system szkolenia młodzieży. Już wkrótce do pierwszej drużyny miało dołączyć kilku znakomitych wychowanków, którzy stanowić mieli o jej obliczu przez kolejne dziesięciolecia. Drużyną ze Stamford Bridge interesować zaczęli się coraz liczniejsi celebryci – zjawisko to nasili się jeszcze w latach 60tych o czym szerzej napiszę w kolejnej części cyklu. Wydawać by się mogło, że klub z zachodniego Londynu wreszcie znalazł się w miejscu, do którego od tak dawna zmierzał.

Kolejna część cyklu już wkrótce.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/08/historia-chelsea-football-club-1935-1955/feed/
Giganci w opałach http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/ http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/#comments Fri, 06 Nov 2009 15:08:52 +0000 Kay http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/ Leo_Messi.jpg Faza grupowa Ligi Mistrzów zazwyczaj jest tylko formalnością, szansą dla słabszych zespołów na zagranie meczu z największymi klubami Europy, czasem nawet uzyskując dobry wynik. Od czasu do czasu jakiś zespół spoza elity przebijał się wyjątkowo do 1/8, czasem któraś z uznanych marek będąca akurat w kiepskiej formie odpadała, ale główni faworyci zazwyczaj bez pudła stawiali się w komplecie w 1/8. Tym razem sytuacja jednak ma się inaczej. Poza burtą LM już na etapie fazy grupowej może znaleźć się paru murowanych faworytów. Przyjrzyjmy się bliżej ich sytuacji.
»Czytaj dalej

Tagi: Liga Mistrzów,

]]>
Leo_Messi.jpg

Faza grupowa Ligi Mistrzów zazwyczaj jest tylko formalnością, szansą dla słabszych zespołów na zagranie meczu z największymi klubami Europy, czasem nawet uzyskując dobry wynik. Od czasu do czasu jakiś zespół spoza elity przebijał się wyjątkowo do 1/8, czasem któraś z uznanych marek będąca akurat w kiepskiej formie odpadała, ale główni faworyci zazwyczaj bez pudła stawiali się w komplecie w 1/8.
Tym razem sytuacja jednak ma się inaczej. Poza burtą LM już na etapie fazy grupowej może znaleźć się paru murowanych faworytów. Przyjrzyjmy się bliżej ich sytuacji.

Bayern Monachium
Ostatnim czasy ciężko oszacować potencjał tego zespołu. Zmieniają się trenerzy, zmieniają piłkarze i o ile ciągle w Niemczech to Bawarczycy najregularniej sięgają po tytuł mistrza tak w Europie już od dłuższego czasu mało kto się z nimi poważnie liczy. W tym sezonie miało się to zmienić – skrzydła RR (Ribery i Robben) miały być najmocniejsze w Europie i ponieść Bayern daleko w LM. Grono, jak się wydawało, świetnych napastników tj. Klose czy Toni uzupełnił znakomity Mario Gomez. Tymoszczuk wzmocnił środek pola. A jednak Bayern wcale nie wydaje się mocniejszy. Wręcz przeciwnie.
Klose i Toni wyglądają jak cienie samych siebie sprzed lat. Młodzi też już nie są, więc szanse na to, że dadzą coś jeszcze z siebie są niewielkie. Ciężar ataku spoczywa więc na Gomezie i młodziutkim Mullerze.
Słabiej niż wcześniej wygląda Bayern w defensywie. Gdzie te czasy kiedy Bawarczycy byli znani ze swojej żelaznej defensywy? Dzisiaj, po stracie Lucio, w monachijskiej drużynie brak choćby jednego solidnego środkowego obrońcy.
Środek pola cierpi na syndrom Interu (do niedawna) – wielu stosunkowo wysokiej klasy zawodników o nastawieniu defensywnym i ani jednego solidnego rozgrywającego.
Ani Butt ani Rensing nie są też mocnymi punktami w bramce.
Do wszystkich tych problemów doszedł nowy trener – Luis van Gaal. Trener to dość specyficzny, mówiąc delikatnie. Adaptacja do jego stylu gry przychodzi opornie.
Do tych problemów doszła ciężka grupa – z mistrzem Francji, Bordeaux oraz Juventusem. Remis u siebie z Juve i porażka z Bordeaux sprawiły, że teraz co najwyżej Bawarczycy mogą liczyć, że Bordeaux pokona Juve a potem na Stadio Olimpico Bayern będzie mógł próbować wydrzeć Juve awans. Szanse jednak są marne.

Liverpool
Nieco podobnie do Bayernu rysuje się w tym roku sytuacja Liverpoolu. Nowa era w historii Liverpoolu pod znakiem Rafy Beniteza zaczęła się z hukiem – od wygrania Ligi Mistrzów po niezapomnianym finale w Istambule. Od tego czasu jednak drużyna pomimo ogromnych nakładów nie wydaje się rozwijać. O skuteczność polityki transferowej Beniteza można się spierać, ale sytuacja nie wygląda dobrze. Szwankuje obrona, Carragher z roku 2009 wydaje się już być dużo słabszą wersją samego siebie sprzed paru lat, a na dodatek nie ma dla niego solidnego partnera. Agger i Skrtel to bez wątpienia solidni zawodnicy, ale o małych szansach na wtargnięcie się do topu środkowych obrońców. Brakuje choćby jednego solidnego lewego obrońcy, bo Fabio Aurelio już chyba formy z najlepszych lat w Valencii nie odzyska.
Środek pola kolejny rok z rzędu nie może się doczekać solidnych skrzydłowych, Riera nie do końca przekonuje Beniteza, a na prawym skrzydle z konieczności kolejny sezon gra pracowity, ale jednak daleki umiejętnościami od klasy światowej Dirk Kuyt. Dodatkowo dla genialnego Torresa kompletnie brak jest zmiennika. Nie do przecenienia jest też strata Alonso i ciężko uwierzyć, że wypełni po nim lukę Aquilani.
Patrząc na tą drużynę nie można oprzeć się wrażeniu, że część obecnie grających zawodników jest słabsza od zdobywców Istambułu – Aurelio jest słabszy od Riise, Skrtel od Hyppi, Carragher ’09 od Carraghera ’05, Lucas/Aquilani od Alonso, Riera od Kewella. Ten sezon jak na razie potwierdza, że zespół się nie rozwija. A trudna grupa zrobiła swoje. Jak na razie Liverpool nie wygrał żadnego z meczów z rywalizującymi o awans z grupy Fiorentiną i Lyonem.
Teraz Liverpool musi liczyć na to, że Fiorentina nie poradzi sobie z Lyonem, co da szansę Liverpoolowi na wydarcie Fiorentinie awansu na Anfield. O ile poradzi sobie wcześniej z Debrecenem.

Inter
Tutaj dochodzimy do chyba najbardziej fascynującej grupy. Z pozoru klasyka fazy grupowej LM – dwóch potentatów, którzy w cuglach biją dwóch outsiderów a w meczach między sobą rozstrzygają kto wychodzi z pierwszego, a kto z drugiego miejsca.
Ta grupa jednak kryje w sobie pewne niespodzianki. Przede wszystkim – jest to jedyna grupa faktycznych mistrzów – każda z drużyn to mistrz swojego kraju. A także, na dzień dzisiejszy, lider swojej ligi. Owszem, Ukraina i Rosja to może jeszcze nie absolutna czołówka, ale już nikt przy zdrowych zmysłach nie bagatelizuje drużyn ze wschodu. O Rubinie Kazań wiadomo dotąd przeciętnemu kibicowi było mało, ale jeśli drużyna drugi rok z rzędu bije do tytułu mistrza Rosji takie drużyny jak CSKA czy Zenit to jest wystarczający dowód by brać ich na poważnie.
Natomiast Dynamo Kijów i Szachtar również od lat potwierdzają, że są solidnymi europejskimi markami.
Do dobrej formy zespołów ze wschodu Inter dołożył swoje europejskie kompleksy – bezkonkurencyjni we Włoszech od dawna niczego nie potrafią zawojować w Europie. Do 85 minuty meczu z Dynamem w ostatniej kolejce wydawało się, że tym razem będzie jeszcze gorzej i Inter nie wyjdzie z grupy, kosztem któregoś (obu…?) wschodniego zespołu. Dwie bramki w końcówce diametralnie odmieniły sytuację i siedząc na czele swojej grupy są na dzień dzisiejszy faworytami do jej wygrania. Przed nimi jednakże mecz na Camp Nou. Ewentualna porażka znowu bardzo skomplikuje sytuację drużyny Mourinho. Drużyny, która w odróżnieniu od powyższych przypadków, dysponuje kapitalną, szeroką, niesamowicie utalentowaną kadrą. Taką, która musi mierzyć co najmniej w półfinał LM. Odpadnięcie w grupie to byłaby katastrofa.

Barcelona
Odpadnięcie w grupie to byłaby również katastrofa dla Katalończyków. A perspektywa ta staje się coraz bardziej realna. Wszystko zepsuł przegrany mecz na Camp Nou z Rubinem Kazań. Remisy na San Siro i w mroźnym Kazaniu to wyniki do zaakceptowania, ale porażka na Camp Nou zaskoczyła wszystkich. Owszem, pechowa i niezasłużona – ale taka jest piłka. Nie ma też co ukrywać, że w Barcelońskiej drużynie nie wszystko działa jak należy.
Po powrocie ze zgrupowania kadry narodowej błysk i pewność siebie stracił Messi. Sezon zaczął świetnie, ale od paru meczów nie potrafi wrócić do swojej formy. Ile jeszcze potrwa spadek formy? Bo alternatywy dla Messiego Barcelona nie ma.
Niepokojący spadek formy zaliczył też Xavi, odkąd Chico zupełnie wyłączył go z gry w meczu z Almerią. Coraz rzadziej wychodzą mu dokładne penetrujące podania, a bez nich Barcelona jest dużo mniej groźna.
Niepokojące też jest podejście piłkarzy, którzy bagatelizują każdy kolejny niekorzystny wynik, tłumacząc się, że „mieli przewagę”, „zabrakło wyłącznie goli”, „ciężko się gra gdy przeciwnik broni 10 piłkarzami”. Ale ta sytuacja się powtarza. Nikt o zdrowych zmysłach nie zagra teraz z Barceloną otwartej piłki, gdy widać jak bardzo dla niej frustrująca może być solidna i zdyscyplinowana gra defensywna. Z murowaniem bramki będzie się Barcelona mierzyć zapewne w niemal każdym meczu jaki pozostał do końca sezonu. A recepta na solidną gre w defensywnie przeciwko Katalończykom opracowano już dawno – głęboko cofnięta obrona, zagęszczony środek obrony (choćby kosztem odsłonięcia boków), z agresywnie grającą linią pomocy. Jeśli taka drużyna jest dobrze zorganizowania w defensywie, to 75% posiadania piłki nie przekłada się na zbyt wiele okazji bramkowych.
Dewizą Guardioli jest wierność swojemu stylowi gry bez względu na okoliczności. Może jednak czasem by się przydał plan B? Bo plan A coraz częściej zawodzi.
Teraz Barcelona musi absolutnie wygrać z Interem. Interem, który będzie się bronił jeszcze lepiej niż Rubin Kazań w dwóch ostatnich meczach i który jeszcze od niego groźniej będzie kontratakował. Jeśli paru zawodników Barcelony nie podniesie poziomu swojej gry może być ciężko ten mecz wygrać. I Barcelona zamiast pierwszej drużyny, która obroni tytuł Ligi Mistrzów, będzie pierwszym mistrzem od dawna, który nawet nie wyjdzie z grupy.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/feed/
Czegoś MU brakuje… http://soccerlog.net/2009/10/26/czegos-mu-brakuje/ http://soccerlog.net/2009/10/26/czegos-mu-brakuje/#comments Mon, 26 Oct 2009 20:56:12 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2009/10/26/czegos-mu-brakuje/ Czegoś MU brakuje... Większość komentatorów popierała władze Manchesteru United, kiedy te oddawały do Realu Madryt Cristiano Ronaldo za rekordową sumę 94 milionów euro. Logicznym było, że za taką kwotę, a nawet jej niewielką część da się zakupić zawodnika, który zapełni powstałą po nim lukę, a także wzmocnić inne części boiska. Rzeczywistość nie jest jednak tak różowa - rynek transferowy okazał się okrutny dla Sir Alexa Fergusona i można zauważyć odbicie tego faktu w grze drużyny.
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, Manchester United, Sir Alex Ferguson,

]]>
Czegoś MU brakuje...
Większość komentatorów popierała władze Manchesteru United, kiedy te oddawały do Realu Madryt Cristiano Ronaldo za rekordową sumę 94 milionów euro. Logicznym było, że za taką kwotę, a nawet jej niewielką część da się zakupić zawodnika, który zapełni powstałą po nim lukę, a także wzmocnić inne części boiska. Rzeczywistość nie jest jednak tak różowa – rynek transferowy okazał się okrutny dla Sir Alexa Fergusona i można zauważyć odbicie tego faktu w grze drużyny.

Sama pozycja ligowa Czerwonych Diabłów nie daje dobrego obrazu nieciekawej sytuacji na Old Trafford. W czołówce, szczególnie na początku sezonu zawsze jest ciasno, a w ostatnich czasach MU zawsze udawało się dostać na szczyt tabeli. Niezadowalająca dla kibiców jest jednak postawa zespołu w poszczególnych meczach – bolesna porażka z Burnley 0-1 czy wczorajsza przegrana z dołującym ostatnio Liverpoolem. Do tego dochodzą takie rezultaty jak 2-2 z Sunderlandem czy nikła wygrana z Boltonem 2-1.
Pomimo że Manchester wciąż jest zespołem bardzo silnym, który wciąż jest głównym faworytem do wygrania Premier League i jednym z kandydatów do zdobycia Pucharu Mistrzów, to zespołowi po odejściu Portugalczyka wyraźnie brakuje kilku cech – zmiennicy, tacy jak kupiony na miejsce Portugalczyka z Wigan Antonio Valencia, Nani czy Park Jisung nie są, przynajmniej na razie, w najlepszej formie. Imponuje za to Ryan Giggs, ale należy pamiętać, że czas płynie nieubłaganie i koniec kariery Walijczyka zbliża się wielkimi krokami.
O ile Czerwone Diabły dysponują jedną z najmocniejszych, jeśli nie najmocniejszą defensywą w Europie, to brakuje jej chyba klasowego prawego obrońcy. Wprawdzie John O’Shea zawsze daje z siebie wszystko, ale najzwyczajniej w świecie nie ma czym błyszczeć. Prawdopodobnie Sir Alex czeka, aż na poziom międzynarodowy wskoczy młody Rafael da Silva, chociaż ostatnio wspominano o wzmocnieniu drużyny Maiconem z Interu. W pomocy również nie wygląda to najlepiej – na skrzydłach grają wymienieni już zawodnicy wspomagani w środku przez dwójkę z grona: Michael Carrick, Darren Fletcher, Paul Scholes i Anderson. O ile każdy z nich ma swoje atuty, to brakuje chyba tzw. “człowieka od wszystkiego”, jakim jest np. Steven Gerrard, Frank Lampard czy Cesc Fabregas – pomagają drużynie w destrukcji, są też motorami napędowymi swoich zespołów w kreowaniu akcji zaczepnych.
Co do postawy pierwszej linii nie ma chyba zastrzeżeń – Dimitar Berbatov, Michael Owen, a w szczególności Wayne Rooney są zawodnikami niewątpliwej klasy, a dopiero wchodzący do dorosłego futbolu Danny Welbeck i Federico Macheda powinni zagwarantować klubowi z Old Trafford świetlaną przyszłość.
Po zbliżającym się odejściu złotej generacji zawodników (Giggs, Scholes, van der Sar) trzeba będzie zapełnić powstałą po nich lukę, a funduszy powinno wystarczyć. Na oku SAF ma przede wszystkim Igora Akinfiejewa, podobno także Julio Cesara. Wzmocnienia wymaga właśnie głównie linia pomocy zespołu dowodzonego przez Szkota. O ile Michael Carrick świetnie spisuje się na pozycji defensywnego pomocnika, to przydałby mu się partner skierowany głównie na działania ofensywne (Yoann Gourcuff?) oraz prawdziwie dynamiczni, klasowi skrzydłowi, jak chociażby David Silva, Franck Ribery, o których mówiło się już w kontekście przyjścia na Old Trafford.
Pomimo nie najlepszej formy innych zespołów Wielkiej Czwórki, Manchester nie może być pewny swego, zwłaszcza, że właśnie stracił fotel lidera na rzecz Chelsea. Uważam, że jeśli w najbliższym czasie nie zostanie on wzmocniony graczami światowego formatu, jakim bez wątpienia był Ronaldo, może mieć naprawdę spore problemy z kontynuowaniem swojej supremacji na Wyspach.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/26/czegos-mu-brakuje/feed/
Koniec marzeń … http://soccerlog.net/2009/10/23/koniec-marzen/ http://soccerlog.net/2009/10/23/koniec-marzen/#comments Fri, 23 Oct 2009 16:22:23 +0000 Michał Grzemski http://soccerlog.net/2009/10/23/koniec-marzen/ Mimo, że za oknem styczniowa pogoda, to tak naprawdę nie mamy jeszcze listopada. Liga angielska nie jest jeszcze nawet na półmetku. Jednak kibice Liverpoolu już teraz powoli mogą zapomnieć o fetowaniu dziewiętnastego tytułu mistrza kraju już w maju 2010 roku.
»Czytaj dalej

Tagi: Liverpool FC, Rafael Benitez,

]]>

Mimo, że za oknem styczniowa pogoda, to tak naprawdę nie mamy jeszcze listopada. Liga angielska nie jest jeszcze nawet na półmetku. Jednak kibice Liverpoolu już teraz powoli mogą zapomnieć o fetowaniu dziewiętnastego tytułu mistrza kraju już w maju 2010 roku.

Sezon 2009/2010 miał być tym zbawczym ( kolejnym z kolei), tym który miał przynieść ekipie z Anfield Road upragniony tytuł. Ubiegłoroczne rozgrywki Liverpool zakończył przecież na drugim miejscu, do końca walcząc o tytuł. Nic więc dziwnego, że wielu fanów podpaliło się licząc, że Benitez wyciśnie z tej drużyny odrobinę więcej, co da The Reds tytuł mistrza kraju. W wielu przypadkach Ci sami domagają się głowy Rafy.

Za nami 9. pierwszych kolejek angielskiej Premier League. Wielu powie, że to za wcześnie na przekreślanie drużyny, która, bądź co bądź, do lidera traci tylko 7 punktów. Nie zgodzę się z tymi ludźmi. Dziewięć spotkań w samej lidze angielskiej, do tego kilka meczów w Lidze Mistrzów, jest dla mnie niewystarczającym dowodem. Dowodem na to, że Liverpool gra najgorszy sezon za czasów Beniteza. Pomijając już kwestię osiąganych rezultatów – Liverpool gra po prostu słabo.

Defensywa, która w poprzednich latach w Liverpoolu funkcjonowała wyśmienicie, popełnia masę błędów, jest dziurawa niczym Szwajcarski ser.
Odejście Alonso spowodowało, że linia pomocy nie jest tą samą formacją, co rok temu. I nie dlatego, że Xabi to geniusz, którego nie da się zastąpić. Fakt, Alonso jest świetnym graczem, ale jego odejście niekoniecznie musiało spowodować wiele braków w tej formacji. Wystarczyło inaczej dobrać taktykę lub znaleźć zmiennika ( takim ma stać się Aquilani, który powoli wraca do sił po kontuzji).
Benitez nie ma już koncepcji na Liverpool, nie ma pomysłu co zrobić, by ta maszyna z całkiem niezłymi częściami zadziałała i pracowała na najwyższych obrotach. Benitez po prostu się wypalił.

Jest jeszcze nadzieja, że Liverpool przejdzie transformację po tym jak do gry wróci Włoch – Alberto Aquilani. Z tym tylko, że nie jest to gracz, który będzie potrafił dyrygować grą zespołu z Anfield. A nawet jeśli już wykaże się umiejętnościami – obawiam się, że będzie drugim Degenem, który ma już stałe miejsce na leżance u masażysty ( ewentualnie w szpitalu, gdy kontuzja okaże się poważniejsza).

W zwycięstwo w Premier League w tym sezonie już nie wierzę. Mimo że przed nami jeszcze 29.spotkań. Musiałby się zdarzyć cud, by Liverpool nagle zaczął grać porządną, skuteczną piłkę, a rywale potraciliby ot tak, kilka punktów. A w cuda niestety nie wierzę.

Ale przecież oprócz ligi są jeszcze inne puchary: Fa Cup, Carling Cup, Champions League.
Carling Cup pominę, gdyż jest to mocno podrzędny puchar, na pewno niezadowalający kibiców.
Nadal jednak do zdobycia są dwa tytuły. Żaden z nich jednak nie zastąpi Scouserom zwycięstwa w Premier League. Pomijając już oczywiście fakt, że Liverpool póki co znajduje się w Lidze Mistrzów w mocno nieciekawiącej pozycji i szanse na końcowy triumf w tych elitarnych rozgrywkach są bardzo znikome.
Zwycięstwo w którymś z tych pucharów dla niektórych może być kolejną okazją do tego, by bronić Beniteza. Inni jednak, dalej, podobnie jak ja, będą chcieli odejścia Beniteza. Na pierwszym miejscu stawiam bowiem zwycięstwo w Premier League, a na to Beniteza zwyczajnie nie stać.

Smutno mi, jako kibicowi Liverpoolu, pisać takie rzeczy. Staram się być jednak obiektywny. W głębi duszy mam jednak jakąś iskierkę nadziei. Nadziei na lepszą przyszłość drużyny z Anfield.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/23/koniec-marzen/feed/
Foster – Co Ty w nim widzisz, Fergie? http://soccerlog.net/2009/10/19/foster-co-ty-w-nim-widzisz-fergie/ http://soccerlog.net/2009/10/19/foster-co-ty-w-nim-widzisz-fergie/#comments Mon, 19 Oct 2009 19:54:23 +0000 Paulina Wolska http://soccerlog.net/2009/10/19/foster-co-ty-w-nim-widzisz-fergie/ Foster - Co Ty w nim widzisz, Fergie? Gdy grał w Watfordzie, okrzyknięto go nadzieją angielskiej bramki. Grał tam przez dwa lata, prezentując się całkiem przyzwoicie. Nie zachwycał, grał po prostu na przyzwoitym poziomie. Po wypożyczeniu, wrócił do Manchesteru. Poważna kontuzja, jeden sezon z głowy. Wszyscy o nim zapomnieli, do czasu...
»Czytaj dalej

Tagi: Ben Foster, Manchester United,

]]>
Foster - Co Ty w nim widzisz, Fergie?
Gdy grał w Watfordzie, okrzyknięto go nadzieją angielskiej bramki. Grał tam przez dwa lata, prezentując się całkiem przyzwoicie. Nie zachwycał, grał po prostu na przyzwoitym poziomie. Po wypożyczeniu, wrócił do Manchesteru. Poważna kontuzja, jeden sezon z głowy. Wszyscy o nim zapomnieli, do czasu…

Van Der Sar doznał kontuzji, a zastępujący go Kuszczak dostał czerwoną kartkę w meczu FA Cup z Portsmouth. Bliżej nieznany nikomu Foster musiał zagrać z Derby Country w Premier League. Zagrał świetnie, był chwalony przez media, przez samego Fergusona. SAF w kolejnym spotkaniu postawił na Polaka a ten odwdzięczył mu się kapitalną grą z Boltonem. Hierarchia bramkarzy została jednak zachowana. Kolejny sezon już nie był taki jak poprzedni. Tomek musiał walczyć z Fosterem o nr 2 w United. Fergie nie chciał od początku określić, kto jest drugi po Edwinie. Polak i Anglik grali naprzemiennie. Tomek grał bez błysku, ale nie popełniając błędów. Foster odwrotnie. Mecze z Celtickiem w LM czy z Blackburn w Carling Cup mu zdecydowanie nie wyszły. W Pucharze Ligi Angielskiej, Czerwone Diabły szły jak burza i awansowały do finału. SAF od początku powiedział, że postawi w meczu z Tottenhamem na tych, którzy grali we wcześniejszych fazach. To samo tyczyło się bramki. Edwin nie znalazł się kadrze meczowej i Ferguson wybierał między Fosterem a Kuszczakiem. Wybrał tego pierwszego. Obronił karnego O’Hary i został wygrany graczem meczu. Czy powinien? Nie bardzo. Fakt, ten obroniony karny trochę ustawił konkurs rzutów karnych. To, że nie ma karnych obronionych, są tylko źle strzelone, pasuje jak ulał do tego co stało się w pierwszej kolejce. Dobra, nie będę umniejszać jego zasług jeśli chodzi o ten mecz.

Angielskie media i Fergie wręcz rozpływali się pisząc i mówiąc o Fosterze.Anglicy dawno nie mięli bramkarza, który byłby zaliczany do czołówki światowej czy chodź by europejskiej. Na siłę szukają kogoś, kto mógłby tą dziurę w bramce załatać na lata. Tak było z Kirklandem czy z Robinsonem. Czy tak samo będzie z Fosterem? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak.

Ferguson oczywiście w niego bezgranicznie wierzył ciągle na niego stawiał. W przedsezonowych meczach, Ben ‘kochają mnie angielskie media’ Foster grał koszmarnie. Trudno nazwać to, co zrobił w Azjii z Malaysia XI. Przecież ten koleś nie umie nawet przyjąć piłki! Pokazał to już nie raz. Tomek z kolei prezentował się przyzwoicie, powiedziałabym, że nawet bardziej niż przyzwoicie. Skończyło się tourniej w Azjii, przyszedł czas na kolejne, Audi Cup. Pierwszy mecz z Boca Juniors zagrał Tomek i mógł być z pewnością zadowolony ze swojej gry. W następnym meczu z Bayernem Monachium grał już VDS. Niestety w jednym z rzutów karnych, tak niefortunnie odbił piłkę, że złamał kość w ręce. Wyrok – dwa miesiące przerwy. Moja pierwsza myśl – na kogo postawi teraz Ferguson? Nie chciał nic zdradzić, powiedział, że Tomek i Ben zagrają po połowie z Valencią i wtedy zadecyduje. Foster nie miał zbyt dużo pracy, za to polski bramkarz… Interwencje, cud marzenie. Kapitalna, fantastyczna interwencja zaraz na początku drugiej połowy. Angielscy komentatorzy później po kilka razy powtarzali, jaką to interwencją popisał się Polak. Fergie po meczu chwalił Tomka i powiedział, że w meczu z Chelsea wystawi tego, który prezentuje obecnie lepszą formę. Skoro tak powiedział, to pomyślałam, że w końcu Kuszczak dostanie prawdziwą szansę. Jak się przed meczem z Chelsea okazało, chyba nie chodziło o formę sportową… Jak wytłumaczyć fakt, że SAF wystawił Fostera, który grał koszmarnie we wcześniejszych meczach? Chciał strzelić sobie samobója? Najwyraźniej, bo jak pokazał ten mecz, Fergie popełnił duuuży błąd. A co było po meczu? Angielscy kibice byli tak wściekli na niego, że pisali na forum United by manager Czerwonych Diabłów jak najszybciej sprzedał Bena i postawił na Kuszczaka. Fergie natomiast dalej wygłaszał swoje tezy na temat Fostera i jaki to on nie jest fantastyczny. Przyszły kolejne mecze, bez większych wpadek. W meczy z Volves w Carlig Cup swoją szansę dostał Tomek i ponownie grał świetnie. Fergie w swoim stylu go chwalił, ale dał jasno do zrozumienia, ze w kolejnym spotkaniu zagra “nadzieja angielskiej bramki”. I w końcu przyszedł ten mecz z Manchesterem City. Po prostu katastrofa. Nie można inaczej opisać gry angielskiego bramkarza. Później kolejny mecz z Sunderlandem. Błąd za błędem.

Bo czy bramkarz klasy światowej, według Fergusona, popełnia błędy w każdym meczu? Czy bramkarz, który ma zostać nr 1 w Anglii i w United powinien rozgrywać dobry mecz, tylko wtedy, gdy nie ma praktycznie nic do roboty? Każdy świetny bramkarz powinien grać najlepiej w tych najważniejszych meczach. On zawalił dwie bramki w derbowym meczu z City, czy następnie kolejną bramkę z Sunderlandem. Nie wspominając już o dwóch zawalonych golach z Chelsea w meczu o Tarczę Dobroczynności. Nie wiem, może on jest słaby psychicznie (oczywiście nie dla Fergusona) i po prostu nie wytrzymuje ciśnienia. Może jest za słaby by grać w takim wielkim klubie jak Manchester United, gdzie oczekuje się świetnej gry i zwycięstw? Chyba tak, bo jak wytłumaczyć coś takiego.

Następnego dnia, po meczu z ‘Czarnymi Kotami’, angielskie gazety rozpisywały się o tym, że Ferguson w końcu stracił cierpliwość. Według nich, po meczu SAF użył swojej “suszarki” w stronę Fostera. W sumie nie dziwię mu się, gdyby faktycznie tak postąpił. Inny manager już dawno straciłby cierpliwość. Zdziwiło mnie to, że w ostatnim meczu z Boltonem na ławce usiadł Tomek. Foster, jako nr 1 w United pod nieobecność Edwina, powinien się na niej znaleźć, normalna kolej rzeczy. Chyba, że Fergie naprawdę stracił cierpliwość i zrozumiał, że to co pokazuje Foster to totalna klapa i (Tomkowi może buty czyścić) jest wyraźnie słabszy od Kuszczaka? Mam nadzieję, że tak. Chociaż teraz to i tak jest mniejszy problem. Wrócił niekwestionowany nr 1, Van Der Sar i o pozycję bramkarza w United można być spokojnym. Przynajmniej do czasu kiedy Edwin będzie musiał odpocząć lub (odpukać) złapie kolejną kontuzję. Uważam, że Kuszczak o wiele bardziej zasługuje na szansę. Zawsze gra dobrze, pewnie, potrafi bronić w nieprawdopodobnych sytuacjach. A ta pożal się Boże angielska nadzieja, potrafi tylko puszczać nieprawdopodobne szmaty. Nie jest od Tomka lepszy, każdy to widzi. Ale dlaczego nie widzi tego Fergie? Bo chce by Foster pojechał ze swoją narodową kadrą n MŚ? Bo może odczuwa presję ze strony mediów czy działaczy by wypromować Anglika, w co bardzo wątpie? Chyba, że w każdym meczu, w którym gra Ben, Ferguson ma klapki na oczach lub zaparowane okulary? Albo najzwyczajniej w świecie jest jego pupilkiem. Ale ile można tolerować takie coś. Foster nie zasługuje by grać w takim klubie jak United, by wybiegać na Old Trafford w koszulce Czerwonych Diabłów. Wydaje mi się, że SAF robi mu po prostu krzywdę, stawiając na niego, mydląc mu oczy słowami, że jest lata świetlne przed innymi angielskimi bramkarzami. Robi mu krzywdę tak samo jak Stefan Majewski zrobił Polczakowi, wystawiając go w pierwszej jedenastce na pożarcie Czechom. I jeden i drugi na to nie zasługują. Foster powinien zostać jak najszybciej sprzedany, póki jeszcze ktoś głupi chciał wydać na niego spora kasę. Bardzo bym chciała by Tomek Kuszczak dostał swoją szansę i aby Ferguson próbował wprowadzać go do wyjściowego składu. Bo wszystko wskazuje na to, iż Edwin zakończy po tym sezonie karierę i ktoś będzie musiał go zastąpić. Foster się do tego nie nadaje, Polak jak najbardziej. On potrzebuje tylko zaufania i regularniej gry. Pamiętacie jak Kuszczak grał w WBA? Grał kapitalnie i to zaowocowało tym, że Fergie zwrócił na niego uwagę, by w końcu go sprowadzić na Old Trafford. Liczę na niego. Chcę, by w Manchesterze United z jedynką na plecach występował Polak, że będzie grał regularnie, że będzie strzegł bramki United we wszystkich najważniejszych meczach. Wierzę w to, że Alex pójdzie po rozum do głowy i wyrzuci Klopstera a postawi na Tomka, bo ten facet na prawdę na to zasługuje…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/19/foster-co-ty-w-nim-widzisz-fergie/feed/
Historia Chelsea Football Club 1915 – 1935 http://soccerlog.net/2009/10/04/historia-chelsea-football-club-1915-1935/ http://soccerlog.net/2009/10/04/historia-chelsea-football-club-1915-1935/#comments Sun, 04 Oct 2009 07:00:49 +0000 Jasix http://soccerlog.net/2009/10/04/historia-chelsea-football-club-1915-1935/ Chelsea Football Club Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, w dniu dzisiejszym chciałbym zaprezentować Wam drugą odsłonę cyklu pt. Historia Chelsea Football Club. W tej części skupię się na kolejnych dwóch dekadach profesjonalnej działalności londyńskiego klubu, które w większości przypadły na okres międzywojenny. Nie zabraknie też oczywiście odniesienia do I Wojny Światowej, która odcisnęła solidne piętno na całym angielskim futbolu. Nie przedłużając, serdecznie zapraszam do lektury.
»Czytaj dalej

Tagi: Chelsea FC, Premier League,

]]>
Chelsea Football Club
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, w dniu dzisiejszym chciałbym zaprezentować Wam drugą odsłonę cyklu pt. Historia Chelsea Football Club. W tej części skupię się na kolejnych dwóch dekadach profesjonalnej działalności londyńskiego klubu, które w większości przypadły na okres międzywojenny. Nie zabraknie też oczywiście odniesienia do I Wojny Światowej, która odcisnęła solidne piętno na całym angielskim futbolu. Nie przedłużając, serdecznie zapraszam do lektury.

I Wojna Światowa, a The Blues

Claude KirbyFootball Association pod koniec sezonu 1914/15 zawiesiła na czas nieokreślony oficjalne rozgrywki Football League oraz FA Cup. Przyczyną takiej decyzji była oczywiście szalejąca i pochłaniająca coraz więcej ofiar I Wojna Światowa. Nie oznaczało to rzecz jasna, że podczas wojny zamarł cały futbol, co to, to nie. Słynna jest historia Świąt Bożego Narodzenia z 1914 roku kiedy podczas Wigilii na co dzień walczący ze sobą żołnierze brytyjscy oraz niemieccy urządzili wspólny mecz piłkarski (być może przy użyciu jednej z 50 piłek wysłanych przez Chelsea FC na front). Również w samej Anglii zaczęły działać małe ligi regionalne, dzięki czemu rozegrano kilka nieformalnych mistrzostw. Ówczesny prezes Chelsea Football Club, pan William Claude Kirby miał znaczny wpływ na powstanie w stolicy mini – ligi zwanej London Combination złożonej z 12 londyńskich klubów. W sezonie 1915/16 Chelsea wygrała mistrzostwo Londynu z przewagą 7miu punktów nad resztą rywali. Druga kampania po dodaniu zespołów Luton i Reading również została wygrana przez Pensjonariuszy. Te nieformalne mistrzostwa trwały aż do roku 1919, a frekwencja na spotkaniach oscylowała w granicach 2 – 20,000 widzów. Całkiem nieźle jak na tak straszne czasy, sami przyznacie. Oprócz mini – lig powstały również nieoficjalne puchary jak War Fund Cup (wygrany przez Niebieskich w 1918 roku vs West Ham United) czy London Victory Cup (zdobyty przez The Blues w 1919 vs Fulham).

Konkurencja między londyńskimi zespołami w czasie światowego konfliktu była tak ciekawa, że wielu kibiców chciało po wojnie stworzyć oficjalne rozgrywki z ich udziałem

Sympatyk Futbolu, 1919 rok

Wojna nie oszczędziła londyńskiego składu. Blisko połowa drużyny została wcielona do armii i wysłana do walki za ojczyznę. Nieprzyzwyczajeni do okropieństw wojny piłkarze, co było dość łatwe do przewidzenia, często odnosili na frontach poważne rany, nierzadko też oddawali swoje życie. W styczniu 1916 ranny został na przykład były kapitan drużyny – Vivian Woodward, który z tego względu nie powrócił już do profesjonalnego futbolu. Ale I Wojna Światowa wbrew pozorom nie przyniosła klubowi z zachodniego Londynu wyłącznie strat. Wiecie już o pierwszych, nieformalnych trofeach. Przez ten czas przez mury Stamford Bridge przewinęło się również wielu ciekawych piłkarzy amatorów, czy pół profesjonalistów jak np. Charlie Buchan, późniejszy redaktor ‘Football Monthly’ (przejętej zresztą przez Chelsea FC w latach 90tych) czy jednooki Bob Thompson, który zdobył przez ten okres ponad 100 bramek, wydatnie pomagając klubowi w dwukrotnym wygraniu ligi i zdobyciu w/w pucharów. Tak więc swoje pierwsze triumfy Chelsea święciła niestety póki co tylko i wyłącznie w nieoficjalnych rozgrywkach oraz w nieformalnych turniejach. Kiedy nastały normalne czasy nadeszła dla klubu naprawdę dobra wiadomość. Liga została rozszerzona o kilku nowych członków dzięki czemu Emeryci uniknęli relegacji do Second Division i swój pierwszy, oficjalny po wojnie sezon 1919/20 rozpoczęli w angielskiej ekstraklasie. Z uczestnikami pierwszego po wojnie sezonu wiąże się zresztą odrębna, bardzo ciekawa historia, która kładzie pewien cień na ówczesnych działaczy piłkarskich jak i na samą FA.

Sir Henry NorrisPo zakończeniu światowego konfliktu pierwszą ligę postanowiono powiększyć z 20 do 22 zespołów. Przez długi czas zastanawiano się jednak, w jaki sposób ‘dobrać’ dwie dodatkowe drużyny. W grę wchodziło przywrócenie zespołów, które wedle przepisów z 1915 roku spadły do Second Division tj. – Chelsea i Tottenhamu, zajmujących odpowiednio 19tą i 20tą pozycję bądź dodanie drużyn z trzeciego (Barnsley) i czwartego (Wolverhampton) miejsca w II lidze. Oba rozwiązania wydawałyby się w tej sytuacji najlogiczniejsze. Sprawę skomplikował jednak wyrok sądu, który uznał, że jeden mecz w First Division podczas sezonu 1914/15 był ustawiony. Chodzi tutaj o spotkanie Manchesteru United z Liverpoolem FC rozegrane 2 kwietnia 1915 roku na Old Trafford, które MU wygrało 2-0. Gdyby Czerwone Diabły – które zajęły w tamtym sezonie odległe, 18 miejsce w tabeli – nie wygrały tego spotkania, to spadłyby wraz z Tottenhamem do II ligi. Za ten jeden z pierwszych skandali w angielskim futbolu siedmiu piłkarzy otrzymało dożywotnie zawieszenia (zdjęte zresztą po wojnie za bohaterskie czyny dla kraju). Szybko ustalono, że pierwszym zespołem dodanym do I ligi będzie Chelsea. Wtedy Sir Henry Norris – właściciel Arsenalu Londyn – wkroczył na scenę i zaproponował działaczom Liverpoolu, by ci wystąpili z wnioskiem, żeby drugim zespołem dołączonym do First Division był… piąty w Second Division Arsenal. Co skłoniło działaczy The Reds do przyjęcia tej, wydawać by się mogło, absurdalnej propozycji? Odpowiedź jest prosta. Gdyby tego nie zrobili, Norris zgłosiłby wniosek, w którym domagałby się wyrzucenia z ligi Liverpoolu i MU za ustawianie spotkań. Dla działaczy obu klubów było to oczywiście nie do przyjęcia i tym sposobem Arsenal zapewnił sobie dwa glosy poparcia. Kolejne trzy dostał od Chelsea, Preston i Derby za to, że nie kwestionował tego, iż zespoły te powinny grać w powiększonej lidze. Czyli razem z własnym, Arsenal miał już sześć głosów. W głosowaniu brało jednak udział aż 41 klubów. Gdy do niego doszło, 18 z nich poparło by do I ligi trafił Arsenal, a 8 opowiedziało się za Tottenhamem, tym samym ofiarą matactw na szczycie zostały Koguty, które niesłusznie zesłano do Second Division. Według plotek przychylność działaczy piłkarskich Norris kupił wówczas za wielkie pieniądze. Do dziś nie udało się jednak tego aspektu sprawy udowodnić. Fakt mataczenia na wiele lat podzielił kibiców londyńskich drużyn, a sporo sympatyków Kogutów do czasów współczesnych wypomina to zdarzenie sprzed lat fanom Kanonierów.

Pomińmy jednak ten organizacyjny chaos, który zapanował po wojnie i skupmy się na londyńskiej Chelsea. Piłkarze Niebieskiej Maszyny szybko bowiem udowodnili, że decyzja o pozostawieniu jej wśród najlepszych nie była pozbawiona logiki.

Chelsea Football Club
Chelsea Football Club – lata 20-te XX wieku

Szczególny sezon 1919/20

Strój CFC 1919/20Po czterech latach regionalnych lig oraz nieformalnych pucharów wreszcie nastał czas sformalizowanych rozgrywek. Sezon 1919/20 miał być tym pierwszym, oficjalnym po Wielkiej Wojnie. Chelsea przystąpiła do niego bez pięciu piłkarzy jakich posiadała w kwietniu 1915 roku. Być może, zważywszy na wojenne straty całego świata, była to liczba lepsza niż można się było tego początkowo spodziewać. Szóstka szczęśliwców, która mając w pamięci rok 1915 wybiegła na pierwsze powojenne spotkanie składała się z: Waltera Bettridge’a, Jacka Harrowa, Laurence’a Abramsa, Harolda Halse’a, golkipera Jamesa Molyneux i Colina Hamptona, który zasiadł na ławce rezerwowych. Niebiescy skrzętnie skorzystali z prezentu jaki sprawiła im FA. 35,000 widzów było świadkami pierwszego spotkania sezonu rozegranego na Goodison Park, w którym Chelsea pokonała mistrza kraju z 1915 roku Everton FC w stosunku 3-2. Odmłodzony skład szybko zaczął zresztą spełniać pokładane w nim nadzieje, z nową wielką gwiazdą zespołu Jackiem Cockiem na czele. Jack przeniósł się na Stamford Bridge w wieku 26 lat i z miejsca stał się lokalnym idolem. Klub z zachodniego Londynu wyłożył na niego rekordowe £2,500, jednak kwota ta bardzo szybko się zwróciła. Anglik w sezonie 1919/20 zdobył 24 bramki stając się czołowym snajperem drużyny. Napastnik swoją popularność wykorzystywał także poza boiskiem. W wolnej chwili śpiewał na scenie, a także wystąpił w pierwszym niemym filmie o futbolu o wiele mówiącej nazwie ‘The Winning Goal’. Jak widać był to zawodnik wszechstronnie uzdolniony. Chelsea szybko nawiązała do swoich przedwojennych tradycji i ponownie zaczęła przyciągać na trybuny śmietankę towarzyską stolicy. 1 listopada 1919 roku na Stamford Bridge zawitał sam król Hiszpanii Alfonso VIII, który był świadkiem wygranej 4-0 potyczki z Bradford, a w lutym król George V widział wraz z 40,000 kibiców jak Niebiescy pokonują Leicester 3-0. Jack CockSezon 1919/20 był zresztą najlepszym w dotychczasowej 15 letniej historii klubu. Chelsea zakończyła go na trzecim miejscu w First Division ustępując jedynie West Bromwich Albion oraz Burnley FC. Doskonała postawa w lidze przełożyła się również na sukces w rozgrywkach o FA Cup. Niebiescy pokonując w jej ramach Bolton Wanderers, Swindon, Leicester City i Bradford znaleźli się wśród czterech najlepszych ekip turnieju. Przed półfinałowym spotkaniem z Aston Villą, Football Association podjęła decyzję, że finał Pucharu Anglii po raz pierwszy w historii zostanie rozegrany na Stamford Bridge. Chelsea niestety nie dane było w nim zagrać, przegrała bowiem swoje spotkanie z Villą – przyszłym zwycięzcą rozgrywek – w stosunku 1-3. Co ciekawe kilka dni później Pensjonariusze potrafili pokonać w lidze przed 70,000 publicznością właśnie The Villains (spotkanie skończyło się wynikiem 2-1). To jedno z tych wydarzeń przez które do Chelsea przylgnął później przydomek Niestali. W przyszłości jeszcze wielokrotnie sympatycy klubu z zachodniego Londynu mieli tego właśnie doświadczać. Ciągłej niestałości…

Tabela 1919/20

Rozwój klubu

Progres na boisku oraz oficjalny patronat Football Association, która coraz częściej korzystała z wysokiej klasy Stamford Bridge (finał FA Cup rozgrywano tutaj od 1920 – 1922 roku, a mecz o Community Shield w latach 1923, 1927 oraz 1930) otwierał przed Chelsea FC kolejne drzwi rozwoju. 72,805 widzów, którzy odwiedzili finał FA Cup w 1920 roku przyniosło zysk w wysokości £13,414. Na ówczesne czasy były to nie lada pieniądze. Futbol z każdym rokiem odgrywał w Anglii coraz bardziej znaczącą rolę. Ludzie jak najszybciej chcieli zapomnieć o koszmarze wojny, a widowiska sportowe dawały im tę odrobinę zapomnienia. Coraz więcej kibiców pojawiało się więc na ligowych spotkaniach, powstawały też nowe kluby piłkarskie, coraz więcej już istniejących chciało przejść pod skrzydła Football League przez co trzeba było stworzyć Third Division, a rok później podzielić ją na dwie grupy: północną i południową. Rozgrywki były także coraz szerzej komentowane przez lokalną i krajową prasę. Pośrodku tego wszystkiego znajdowała się Chelsea Football Club, która przyciągała na swoje mecze prawdziwe tłumy widzów, słynąc z drużyny posiadającej ciekawy styl gry i wielu reprezentantów krajów.

Dwóch mężczyzn czyta gazetę na King’s Cross Station. Widzę, że Chelsea wczoraj wygrała – mówi jeden. Niemożliwe! – odpowiada drugi Przecież wygrała tydzień temu.

Dowcip o Chelsea z tamtego okresu

Zarząd klubu za namową Josepha Mearsa postanowił w owym czasie wykorzystać Stamford Bridge także do innych celów poza piłką nożną. Zaczęto więc w zachodnim Londynie organizować mecze baseballa, wyścigi motocykli, a nawet psów. Odbyło się tutaj także kilka turniejów lekkoatletycznych. Wbrew obawom zawody te okazały się dużym sukcesem, a stadion co tydzień pękał w szwach. Wróćmy jednak do piłki nożnej. Mimo dużych wpływów do klubowej kasy, znakomitych, znanych zawodników i rosnącego znaczenia w całym kraju, Chelsea o dziwo nie potrafiła tego przełożyć na wyniki sportowe. Na koniec sezonu 1920/21 Niebiescy znaleźli się dopiero na 18 miejscu, zbyt blisko strefy spadkowej by móc się czuć pewnie. Brak konsekwencji powoli stawał się zresztą znakiem rozpoznawczym londyńczyków, którzy w jednym sezonie potrafili grać jak natchnieni by w następnym o mały włos nie spaść do niższej ligi. To w końcu nastąpiło podczas katastrofalnego sezonu 1923/24.

Zawody na Stamford Bridge
1 lipca 1922 roku. Meeting lekkoatletyczny na Stamford Bridge, które w owym czasie, za sprawą Josepha Mearsa, było areną wielu dyscyplin sportowych

Głośny skandal i spadek do Second Division

PieniądzePrzyczyn spadku należy się doszukiwać już w sezonie poprzednim. Mimo początkowej, znakomitej formy – Chelsea 4 września 1922 roku, po raz pierwszy w swojej historii znalazła się na szczycie First Division – Niebiescy rozgrywki ukończyli dopiero na odległym, 19tym miejscu, czyli aż o 10 pozycji gorzej niż sezon wcześniej. Poza boiskiem również nie wiodło się londyńczykom najlepiej. Joseph Mears – brat zmarłego Gusa Mearsa (którego pamiętacie z pierwszej części cyklu) i współwłaściciel terenów, na których stało Stamford Bridge został uwikłany w pewien gorszący skandal. Aby zrozumieć kontekst tej głośnej w owym czasie sprawy, należy cofnąć się do roku 1912, w którym umarł założyciel Chelsea Football Club, pan Henry Gus Mears. Anglik przepisał wszystkie okalające Stamford Bridge grunty na swoją siostrę Beatrice. Tym samym to ona od tej pory mogła pobierać od londyńskiego klubu czynsz za dzierżawę rodzinnej ziemi. Minęło osiem, długich lat. Klub zmęczony corocznym przymusem spłaty swoich właścicieli chciał jak najszybciej się od nich uniezależnić. Wystąpił więc z propozycją odkupienia od Beatrice całego terenu. Gdy wydawało się, że warta £50,000 transakcja dojdzie do skutku, na scenę wkroczył wspomniany Joseph, starszy brat Beatrice i Gusa. W 1920 roku Mears niespodziewanie odkupił wszystkie grunty od swojej siostry. Klub znalazł się więc w kropce. Biznesmen co prawda zaoferował kilka możliwości “spłacenia” go, większość z nich była jednak nie do przyjęcia.

Stamford Bridge
Główna brama Stamford Bridge – 1920 rok.

Tutaj na scenę wkracza Henry Boyer – mąż Beatrice, jeden z członków zarządu klubu, który ujawnił kulisy wspomnianego wcześniej, głośnego skandalu, o którym za chwilę. Co skłoniło Henry’ego do mówienia? Jak się okazuje głównym czynnikiem były wzajemne animozje. Mears jako właściciel klubu zaproponował bowiem by jego szwagier został wyrzucony z zarządu za jak to określił “permanentne przegapianie spotkań rady”. Boyer bronił się, że na takie spotkania nigdy nie został oficjalnie zaproszony i napisał bardzo szczegółowy list do FA, w którym zawarł kilka pikantnych szczegółów dotyczących prowadzenia klubu ze Stamford Bridge. Oficjalne śledztwo Football Association, rozpoczęte na wniosek Henry’ego Boyera wykazało jednoznacznie, że Joseph Mears działał na szkodę klubu. Anglik zlecał swojej firmie budowlanej wszelkie remonty Stamford Bridge, dyktując ceny przewyższające te rynkowe nawet o 20%. Ponadto lokował w zarządzie swoich zaufanych ludzi, którzy przymykali oko na jego nielegalne transakcje. Z tego też względu wyrzucono Boyera, bo jak sam twierdził, za dużo wiedział. Raport FA był druzgocący i zawierał trzy żądania. Po pierwsze zarząd klubu powinien zostać powiększony o nowych członków, którzy w żaden sposób nie są związani z rodziną Mearsów; po drugie wszystkie prace budowlane przeprowadzone w przyszłości na Stamford Bridge będą ściśle monitorowane przez FA; po trzecie wszystkie nowe zlecenia powinny być przeprowadzone w drodze przetargu. Najważniejszą konsekwencją tych wszystkich zajść była utracona możliwość szybkiego uniezależnienia się od Mearsów – rzecz, która w przyszłych dekadach jeszcze da o sobie znać.

Te zdarzenia z pewnością nie pomogły klubowi, który kolejną kampanię zakończył na pozycji 21 i tym samym to na co od kilku lat się zanosiło, stało się faktem. Swoje dwudziestolecie Chelsea Football Club obchodziła więc w Second Division. Spadek oznaczał dla klubu zdecydowanie mniejsze wpływy do klubowej kasy niż dotychczas, a także pewną utratę prestiżu. Finały FA Cup ku rozpaczy sympatyków Niebieskich zostały również przeniesione ze Stamford Bridge na otwarte w 1923 roku Wembley, które mogło pomieścić 127,000 widzów. Taki obrót sprawy nie wróżył londyńczykom zbyt dobrze. Niebiescy kolejne 6 sezonów spędzili w niższej klasie rozgrywkowej będąc co sezon dość blisko awansu (5,3,4 i 3 miejsce w tabeli). Wreszcie udało się wywalczyć promocję do First Division w sezonie 1929/30. W najwyższej klasie rozgrywkowej The Blues spędzili kolejne 32 lata. Zarząd uczcił powrót do elity trzema głośnymi transferami Hughie Gallachera, Alexa Jacksona i Aleca Cheyne’a za równe £25,000. Wspomniany Gallacher był jednym z największych talentów piłkarskich tamtego okresu, a jego historia zasługuje na osobny akapit.

Historia Hughie Gallachera

Hughie GallacherHugh Kilpatrick “Hughie” Gallacher urodził się 2 lutego 1903 roku w Bellshill w North Lanarkshire (Szkocja). Zainteresowanie piłką nożną wykazywał praktycznie od samego dzieciństwa grając w nią wraz ze swoimi kolegami z osiedla. Rodzice widząc pasję syna wysłali go do szkółki juniorów Hattonrigg Thistle by tam szlifował swój talent. Los uśmiechnął się do 16 letniego Hugh kiedy ten przybył pewnego dnia na stadion miejski by zobaczyć mecz juniorów Bellshill Ahletic i St Mirren. Wskutek tego, że w drużynie Bellshill brakowało jednego zawodnika, to właśnie Gallacherowi zaproponowano występ. Szkot, który zaraz po wejściu trafił do siatki rywala bardzo zaimponował piłkarskim działaczom. Ci nie czekali długo i natychmiast po spotkaniu zaoferowali młodzieńcowi możliwość dołączenia do klubu, z czego ten skrzętnie skorzystał. Od tego momentu kariera Hugh nabrała rozpędu. Dobre występy w Bellshill szybko zaowocowały bowiem powołaniem do juniorskiej kadry Szkocji. Hughie trafił do siatki już w swoim debiucie przeciwko Irlandii. Pośród tysięcy kibiców zgromadzonych tego dnia na stadionie znajdował się James Jolly sekretarz Queens of the South. Młody Szkot tak mu się spodobał, że po meczu poszedł do szatni by z nim porozmawiać. Tam zaproponował mu dołączenie na próbę do zespołu Queens z możliwością zakontraktowania go za sumę £30 i tygodniówkę wynoszącą £5. To była przepustka do profesjonalnego futbolu.

Gallacher to klasa sama dla siebie. Jest bardzo młody, ale to nie przeszkadza mu wiedzieć wszystkiego co napastnik wiedzieć powinien. Perfekcyjnie prowadzi piłkę, a jego strzały są śmiertelnie niebezpieczne. Jego wszystkie cztery bramki, jakie zdobył w debiucie były wspaniałe i mógł ich jeszcze kilka dołożyć

The Herald and Courier 29 stycznia 1921

W barwach Queens młodzieniec zadebiutował w meczu przeciw St Cuthbert Wanderers 29 stycznia 1921 roku. W tym wygranym aż 7-0 spotkaniu, Szkot zaliczył 4 trafienia. Pełen kontrakt czekał na niego zaraz po ostatnim gwizdku sędziego. Szybko okazało się, że decyzja działaczy Queens była jak najbardziej słuszna i trafili oni po prostu w dziesiątkę. Gallacher nadal bowiem zadziwiał zdobywając na przykład wszystkie pięć bramek w spotkaniu przeciwko Dumbarton. Doskonały czas jaki spędził w swoim pierwszym klubie szybko zaowocował zainteresowaniem ze strony mocniejszych klubów jak Airdrieonians, które zaoferowało mu kontrakt. Gallacher nie zastanawiał się długo ponieważ The Waysiders grali wówczas w szkockiej ekstraklasie. Tak młody piłkarz wspinał się po kolejnych szczeblach kariery. W końcu nadeszło powołanie do dorosłej reprezentacji kraju. W barwach narodowych Gallacher wystąpił 30 razy zdobywając aż 46 goli. Tylko Dennis Law i Kenny Dalglish strzelili w historii więcej bramek. Hughie wystąpił również w słynnym meczu przeciwko Anglii w 1928 roku, który Szkoci wygrali aż 5-1. Do uczestników tego spotkania przylgnął później przydomek Wembley Wizards. W ciągu pięciu sezonów spędzonych na Excelsior Stadium Hughie w 129 spotkaniach zdobył 100 bramek. Kiedy przyszła oferta z Newcastle, najbardziej fanatyczni kibice Aidrieonians zagrozili, że jeśli zawodnik ten odejdzie to spalą jedną z drewnianych trybun stadionu. Do tego na szczęście nie doszło, a Szkot przeniósł się do Anglii.

8 grudnia 1925 roku za kwotę £6,500 Gallacher trafił do Newcastle United. Szkot zaliczył na St James’ Park prawdziwe wejście smoka. Hughie już w swoim debiucie zdobył 2 bramki, a kolejne 13 trafień dołożył w następnych ośmiu spotkaniach. Sezon 1925/26 zakończył z 23 bramkami zdobytymi w zaledwie 19 spotkaniach – tym samym stając się najlepszym strzelcem drużyny, mimo, że trafił do niej w połowie rozgrywek. Od początku swojego pobytu w Anglii, Gallacher był wręcz nienawidzony przez obrońców rywali, którzy uciekali się wszelkich metod by go powstrzymać. Pewien bliżej nieznany zawodnik Newcastle opisał kiedyś, że Gallacher w przerwie jednego ze spotkań zdjął buty by pokazać zdarte aż do mięsa stopy i łydki. Szkot podobno nigdy nie narzekał, jedyne czego chciał to ponownego wyjścia na boisko, strzelenia dwóch bramek rywalowi i co za tym idzie, słodkiej zemsty. W sezonie 1926/27, 23 letni Gallacher otrzymał opaskę kapitana. Jego doskonała forma i zdolności przywódcze były jednym z czynników dzięki którym Sroki wygrały pierwsze od 1909 roku mistrzostwo kraju. Hughie, który do dzisiaj często nazywany jest najlepszym zawodnikiem United w historii, zdobył w tamtym sezonie 36 bramek w 38 spotkaniach – rekord, którego nikomu nie udało się na St James’ Park pobić. Podczas pięciu lat jakie spędził w białej koszulce w czarne paski, Gallacher zdobył 143 bramki. Podliczono, że aż 82% jego strzałów wpadało do bramek rywali. Szkot poznał w Newcastle swoją przyszłą, drugą żonę – Hannah Anderson, która miała wówczas zaledwie 17 lat. Ożenił się z nią w 1934 roku, zaraz po otrzymaniu rozwodu. Hannah była, jak twierdził Hughie, najważniejszą kobietą jego życia. Miał z nią również trzech synów.

Hughie Gallacher
Hughie Gallacher w barwach Newcastle United

Do Chelsea Davida Calderheada trafił za kwotę £25,000 wraz ze swoimi kolegami ze szkockiej reprezentacji – Alexem Jacksonem oraz Aleciem Cheynem. Był tak popularny, że gdy Niebiescy odwiedzili St James’ Park, na mecz przybyło rekordowe 68,386 widzów, a kilka tysięcy w ogóle nie dostało się na stadion. Gallacher w niebieskich barwach zdobył 81 goli w 144 spotkaniach, będąc najlepszym strzelcem zespołu w każdym z czterech sezonów spędzonych w zachodnim Londynie. Wraz z Pensjonariuszami uzyskał kilka niesamowitych zwycięstw jak 6-2 nad Manchesterem United, czy 5-0 nad Sunderlandem, jednak galeria na trofea w klubowym muzeum wciąż świeciła pustkami. Zespół najbliższy był wygrania FA Cup w 1932 roku kiedy po prestiżowych zwycięstwach nad FC Liverpoolem oraz Sheffield Wednesday doszedł po raz kolejny do półfinału tych rozgrywek. Tam przyszło mu się zmierzyć z Newcastle United – byłym klubem Gallachera. Sroki po bramkach Tommiego Langa prowadziły już 2-0, gdy Hughie ponownie rozbudził nadzieje zdobywając kontaktową bramkę. Mimo szaleńczych prób w drugiej połowie spotkania, Chelsea nie dała rady odrobić strat i to Newcastle znalazło się w finale, wygrywając zresztą całe rozgrywki. Gallacher w żadnym razie nie był aniołem. Nierzadko wpadał w złość tracąc wówczas nad sobą kontrolę. Coraz częściej musiał być też poddawany działaniom dyscyplinarnym ze strony klubu, a raz został nawet zawieszony na dwa miesiące za przekleństwa rzucone w stronę sędziego. Do tego doszedł jeszcze wspomniany rozwód w 1934 roku, który wpędził Hugh w poważne kłopoty finansowe. Zarząd klubu w końcu doszedł do wniosku, że Szkot najlepsze lata ma już za sobą i postanowił go sprzedać.

Hughie Gallacher mierzył zaledwie 165 centymetrów. Mimo to w 624 oficjalnych spotkaniach zdobył aż 463 bramki

W listopadzie 1934 roku Szkot trafił do Derby County za £2,750. Na Pride Park Stadium pod skrzydłami dawnych przyjaciół Dally Duncana oraz Jimmy’ego Boyda, Gallacher odżył. Jego 38 bramek w 51 ligowych spotkaniach pomogło Derby zdobyć wicemistrzostwo kraju w sezonie 1935/36. W sumie dla Baranów Hughie zdobył 40 goli w 55 spotkaniach. Problemy miały jednak wkrótce znów o sobie znać. W 1941 roku Football Association rozpoczęła przeciwko niemu dochodzenie w sprawie domniemanych nieprawidłowości finansowych. Gallacher miał otrzymać od George’a Jobeya nielegalną kwotę odstępnego ze swojego transferu. Piłkarz nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, a śledztwo wkrótce zawieszono. Piłkarz próbował jeszcze szczęścia w barwach Notts County, Grimsby Town oraz Gateshead kończąc swoją karierę w 1939 roku. Gallacher po odwieszeniu butów na kołku kontynuował życie w Gateshead. Starał się spełnić w kilku zawodach, w tym próbował przez pewien czas dziennikarstwa sportowego. Co ciekawe, za swoje niewybredne komentarze pod adresem Newcastle United otrzymał dożywotni zakaz wstępu na St James’ Park. Hughie w skutek rozwodu ze swoją pierwszą żoną, nie posiadał żadnych oszczędności z czasów swojej piłkarskiej kariery, tak więc by utrzymać rodzinę musiał podejmować się kolejnych prac. Kiedy w grudniu 1950 roku zmarła jego druga żona Hannah, Gallacher popadł w depresję. Wówczas rozpoczęły się także jego problemy z alkoholem.

W pewien majowy wieczór 1957 roku, Hughie po kilku głębszych wrócił do domu. Zastał tam 14 letniego syna Mathew, który czytał gazetę. Nagle coś w Gallachera wstąpiło. Wziął mosiężną figurkę psa i rzucił nią w syna. Figurka uderzyła Mathew w twarz. Sąsiedzi zaalarmowani krzykiem dziecka zawiadomili policję, która szybko przybyła na miejsce zdarzenia. Kiedyś wybitny piłkarz, teraz znajdujący się na marginesie społeczeństwa pijak, stracił prawa do opieki nad synem, który przeniósł się do swojej ciotki. Cztery tygodnie później, 11 czerwca 1957 roku Gallacher napisał krótką wiadomość do koronera Gateshead, w którym wyraził swój żal z tego co się stało. Stwierdził, że nawet gdyby dożył 100 lat, to nigdy sobie nie wybaczy zranienia syna. Hughie, była, wielka gwiazda angielskiego futbolu, doskonały zawodnik Newcastle oraz Chelsea, wielokrotny reprezentant Szkocji wyszedł tego dnia na ulicę. Zignorował kilku ludzi, którzy chcieli go pozdrowić i szybkim krokiem udał się w stronę linii kolejowej London – Edynburg. Świadkowie twierdzą, że stojąc przed przejazdem coś do siebie mówił, kilka razy uderzył też pięścią w opuszczony szlaban. Następnie bez żadnego ostrzeżenia rzucił się pod nadjeżdżający z ogromną prędkością ekspres. Zginął na miejscu. W tak smutny sposób kończy się historia jednej z największych legend międzywojennego futbolu.

Przebudowa Stamford Bridge

Stamford Bridge 1905Dom Chelsea Football Club przez lata wielokrotnie się zmieniał, swój ostateczny kształt nabierając dopiero pod koniec lat 90 tych XX wieku. Ówczesny zarząd klubu z uwagi na coraz większą popularność Chelsea, która swoje apogeum osiągnęła w latach 30tych, postanowił nieco zmodernizować zbudowane jeszcze w poprzednim stuleciu Stamford Bridge. W 1930 roku na południowej stronie stadionu została zbudowana nowa platforma dla stojących kibiców. Plan modernizacji obiektu zakładał jedynie częściowe zadaszenie tej trybuny. Sympatycy Niebieskich szybko nadali tej części przydomek “The Shed”. Od samego początku gromadzili się tam najgłośniejsi i najbardziej fanatyczni kibice londyńskiej drużyny. Pod dachem The Shed powstało mnóstwo piosenek i przyśpiewek, których Niebiescy używają w większości do dziś. Trybuna ta przetrwała aż do wyburzenia w 1994 roku kiedy zaczęło obowiązywać nowe prawo związane z bezpieczeństwem imprez masowych. Po publikacji Raportu Taylora, który powstał wskutek katastrofy na Hillsborough, nakazano by kibice podczas meczów piłkarskich wyłącznie siedzieli. Nową trybunę, która dziś posiada 7,814 miejsc siedzących nazwano “Shed End”. Kolejne modernizacje miały miejsce w 1939 kiedy powstał protoplasta obecnej Matthew Harding Stand – tzw. North Stand, który zajął jak nietrudno się domyśleć północną część stadionu. Obecnie może się tam pomieścić 10,884 widzów. O dalszych przebudowach stadionu opowiem w kolejnych częściach cyklu pt. ‘Historia Chelsea Football Club’.

Stamford Bridge
Tłumy kibiców zebrane na Stamford. CFC w połowie lat 30tych nadal biła rekordy popularności

Zmiana menadżera

Leslie KnightonBlisko 30 lat bez zdobycia żadnego oficjalnego trofeum skłoniło zarząd klubu z zachodniego Londynu do radykalniejszych działań. Postanowiono znaleźć człowieka, który wreszcie wprowadziłby londyńczyków na ścieżkę sukcesu. W 1933 roku po 26 latach pracy z The Blues, ze swojego stanowiska ustąpił David Calderhead. Jego największym osiągnięciem pozostało więc doprowadzenie drużyny do historycznego finału i kilku półfinałów FA Cup oraz osiągnięcie trzeciego miejsca w lidze w pierwszym po wojnie sezonie 1919/20. Nie do końca rozumiem dlaczego zastąpił go akurat Leslie Knighton – były menadżer Arsenalu, który do tej pory nie mógł poszczycić się jakimiś większymi osiągnięciami, prócz wynalezienia w Anglii dopingu. Knighton w swoich pamiętnikach opisał pierwszy w historii brytyjskiego futbolu przypadek środków dopingujących, kiedy to przed meczem Arsenalu z West Hamem, podał swoim zawodnikiem ‘małe, srebrne pigułki’. W owym czasie nie istniały na wyspach jakiekolwiek zakazy używania wspomagaczy, tak więc działania Knightona były całkowicie legalne. Wróćmy jednak do Chelsea. Dziewiętnaste miejsce w debiutanckim sezonie Lesliego nie napawało optymizmem, sezon wcześniej The Blues uplasowali się oczko wyżej. Trochę lepiej było w Pucharze Anglii, gdzie ekipa ze Stamford Bridge w najlepszym dla siebie sezonie (1938-39) dotarła do VI rundy, jednakże na tym skończyły się jakiekolwiek pozytywne aspekty pracy tego angielskiego menadżera The Blues. Mając do dyspozycji tak fenomenalnych graczy, jakimi byli na przykład George Mills (strzelec 125 ligowych bramek dla klubu co jest obecnie 7mym wynikiem w historii), Jackie Crawford, czy opisany wcześniej Hughie Gallacher i nie wykorzystać w całości ich potencjału dobitnie pokazało, że zakontraktowanie Knightona na stanowisku trenera było wielkim nieporozumieniem, nawet zważywszy na fakt, że mógł być on bardzo sympatycznym człowiekiem. Anglik swoje stanowisko piastował przez sześć lat, aż do 1939 roku, gdzie na krótko przed wybuchem II Wojny Światowej zespół przejął były menadżer Queens Park Rangers, pan William ‘Billy’ Birrell. O Szkocie i jego wkładzie w rozwój klubu napiszę w kolejnej części.

Rekordowa frekwencja
82,905 widzów obejrzało w 1935 roku derby Londynu – to drugi wynik w historii angielskiej ligi.

Druga i trzecia dekada – podsumowanie

Chelsea Football Club podczas swoich kolejnych dwudziestu lat istnienia stała się klubem swoistych paradoksów. Z jednej strony była jednym z najbardziej znanych i popularnych zespołów w Anglii, na którego spotkania przychodziły rekordowe tłumy kibiców (na mecz z Arsenalem Londyn 12 października 1935 roku przybyło 82,905 widzów co do dzisiaj pozostaje rekordem klubu i jest drugim najwyższym wynikiem w historii ligi angielskiej), a Football Association bardzo chętnie korzystała z wysokiej klasy Stamford Bridge organizując tutaj finały FA Cup oraz Community Shield, dzięki czemu klub notował spore zyski. Dzięki pomysłowości Josepha Mearsa, stadion stał się jedną z najsłynniejszych aren w kraju, na której organizowano również różne meetingi sportowe. Z drugiej jednak strony, Chelsea nie potrafiła sukcesu poza boiskiem przekuć na osiągnięcia sportowe, sześć sezonów spędzając w Second Division. Do tego doszły zawirowania na szczytach władzy (także z powodu Josepha Mearsa, który na Stamford Bridge był postacią dwuznaczną) i błędne decyzje zarządu przy wyborze kolejnych menadżerów. Swoje pierwsze triumfy Niebiescy uzyskali póki co jedynie podczas nieoficjalnych turniejów w trakcie trwania I Wojny Światowej – konfliktu zbrojnego niespotykanego do tej pory w dziejach ludzkości. Tymczasem w Niemczech rodziło się zagrożenie, które swoim mrokiem miało już wkrótce przysłonić cały świat, odsuwając futbol na bardzo daleki plan.

Kolejna część cyklu o Historii Chelsea Football Club już wkrótce.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/04/historia-chelsea-football-club-1915-1935/feed/