Soccerlog.net » Luca http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Grease II, czyli nałóż i graj http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/ http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/#comments Mon, 05 Oct 2009 21:21:28 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/ Grease II, czyli nałóż i grajNadchodzi taki czas w życiu każdego szarego człeka, gdy, stojąc sam na sam z lustrem, przeciera oplute pastą do zębów szkło, patrzy prawdzie w oczy, i stwierdza wreszcie ze zwieszoną głową, że, co począć: nie jestem taki, jak mi się wydaje. Ani tym bardziej taki, jaki chciałbym być.
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, Florentino Perez, Liga Mistrzów, Primera Division, Real Madryt, transfery,

]]>
Grease II, czyli nałóż i grajNadchodzi taki czas w życiu każdego szarego człeka, gdy, stojąc sam na sam z lustrem, przeciera oplute pastą do zębów szkło, patrzy prawdzie w oczy, i stwierdza wreszcie ze zwieszoną głową, że, co począć: nie jestem taki, jak mi się wydaje. Ani tym bardziej taki, jaki chciałbym być.

Zszargane przeciwnościami losu ego można jednak podreperować. I tak, gdy kiepsko jest z żoną w łóżku, facet potwierdza swoją męskość w kontakcie z koleżanką, tudzież panią do towarzystwa. Gdy w życiu się nie przelewa, wystarczy wypić kropelkę, a świat wydaje się kolorowy (można też studiować psychologię)! Z kolei, gdy pojawia się jakaś dysproporcja cielesna – a to mały biust, a to zakola sięgające potylicy – w sukurs przychodzi chirurg plastyczny lub szeroko dostępne medykamenty. Co jednak należy uczynić, gdy chcemy upodobnić się do kogoś sławnego, i do tego – nie daj Boże – wyjątkowego?

Tutaj sama chęć i zapał nie wystarczą. Zwykły śmiertelnik, nawet, gdyby trenował dniami i nocami, pewnego pułapu przeskoczyć nie może. Jest bowiem taka granica, za którą sprawy przyjmują swój własny obrót, a nasze oblicze, nasz żywot ciemiężony, zależy wyłącznie od intencji boskich, bądź, jak kto woli, tego, co zapisane w gwiazdach. Usain Bolt, Pablo Picasso, główny bohater „Pachnidła” – przykładów, często fantastycznych, bajkowych, można by mnożyć. Stwierdzenie, że zaszli wysoko tylko dzięki ciężkiej pracy, jest nad wyraz chybione. Wielu było takich, którzy starali się doścignąć byty doskonałe. Jeżeli już im się to udawało, to tylko po nierównej, nieczystej grze. Ja postanowiłem doścignąć Cristiano Ronaldo…

* * *

Ładnym to w życiu lepiej. Taki Beckham czy Ljungberg nie muszą starać się na boisku – miliony, płynące na ich konta z licznych kontraktów reklamowych, zapewnią dobrobyt paru następnym pokoleniom. Ci panowie są po prostu prawdziwymi celebrities – reprezentują takie tuzy mody, jak Armani i Calvin Klein, zaś Cristiano Ronaldo posiada własną sieć sklepów CR9 (przemianowaną z CR7 po przenosinach do Realu Madryt). Jego poprzednik w Realu Madryt grał nieskutecznie i chaotycznie (mimo to, Robben był najlepszy w drużynie). Nie ma się co dziwić – w końcu nie dość, że ogolony prawie na zero, to jeszcze, mimo młodego wieku, poważnie dotknięty problemem wypadających włosów. Wyłysiały Holender, w porównaniu z obdarzoną nażelowaną grzywą Krystyną, to istne szkaradło. Stąd musiał biedak wyemigrować do Monachium, gdzie tworzy całkiem zgraną paczkę z brzydalami pokroju Ribery i Schweinsteigera.
Oczywiście, zdarzają się wyjątki. Podobny z uzębienia do konia lub, jak kto woli, Giertycha, Ronaldinho, zrobił karierę zajadając chipsy. A że na dobre mu to nie wyszło, widzimy dziś na boisku…

Żelu do włosów Cristiano Ronaldo jednak nie wymyślił, ba, wiele nastolatków w Holandii i Niemczech może się pochwalić dłuższym od Krystyny stażem w nakładaniu tego lepkiego specyfiku. Właśnie On, wszędobylski i efekciarski Żel, jest w dzisiejszych czasach kluczem do kobiecych serc. Ochów i achów nie ma końca, gdy tylko na wiejskiej dyskotece pojawią się wystylizowani chłopcy. A jeśli grają do tego jak CR9…
Jednak nie samym Ronaldo świat piłkarski stoi. Należy w tym miejscu bronić honoru naszego pięknego kraju – pierwszymi polskimi grajkami, którzy zdobywali parkiety (bo przecież nie boiska) dzięki postawionym na sztorc włosom, byli Hajto i Świerczewski. Z kolei Radzio Majdan uwiódł najponętniejszą Słowiankę, Dodę, dzięki efektownemu balejażowi. Daleko mu jednak do Beckhama, który zaliczył nie tylko pasemka, ale też metroseksualną, opadającą na czoło grzywkę, czy milimetrową szczecinkę, która zagościła na czubku jego głowy po podpisaniu kontraktu z Gillette. Sam żel też nie był mu zresztą obcy.

Śliska sprawa

Tak, proszę państwa, diabeł tkwi w tym, że za Ronaldo ciągnie się wyjątkowo złośliwa opinia. Sam doskonale pamiętam, gdy 19-letni wtedy Portugalczyk płakał jak bóbr po przegranym finale Euro 2004. Tony nakładanego żelu, do tego często prezentowany nagi tors, a także specyficzny urok osobisty zapewniał mu miejsce na pierwszych stronach gazetek dla nastolatek. Opinia płaczliwego żelusia ciągnie się za tym zawodnikiem nieprzerwanie od pięciu lat. Po bardzo udanych sezonach spędzonych w Manchesterze United, z którym zdobył przecież liczne trofea, nie milkły głosy, że ten często faulowany, a i chętnie przewracający się zawodnik, nie podoła presji w Realu Madryt. Sam Cristiano zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że znakomite ofensywne akcje, dryblingi i tuziny strzelonych w barwach Czerwonych Diabłów bramek nie wystarczą, by zamknąć usta krytykom. Od dłuższego czasu było mu już duszno w Manchesterze, chciał zakosztować wielkomiejskiego, ekskluzywnego życia nie od święta, a na co dzień, i właśnie takie perspektywy otwierał przed nim królewski Madryt.

Przyznaję bez bicia – w czasie, gdy Florentino Perez dogadywał transfer w zacisznym biurze Malcolma Glazer’a, a 94 mln euro miało się przenominować na funty szterlingi, pełen byłem obaw o słuszność kupna tej, jak mi się wtedy wydawało, przereklamowanej laleczki. Nie przekonywały mnie zdania, że piłka nożna to produkt marketingowy, a kwota za tego zawodnika zwróci się z samej sprzedaży replik jego koszulki.
- Gram najlepiej, jak umiem, ale nie potrafiłbym wycenić swoich umiejętności. Nie wiem, czy jest to akurat 80 milionów funtów – tak całe to zamieszanie skwitował sam zainteresowany. Nieco z rezerwą, ale i nieco buńczucznie.
Komplet 80 tys. (sic!) widzów oklaskiwał Ronaldo na Santiago Bernabeu podczas jego indywidualnej, oficjalnej prezentacji. Ci, którzy nie zmieścili się na trybunach, mogli podziwiać przywitanie CR9 na wielkim telebimie, wystawionym przed stadionem. Dla porównania – na przedsezonową prezentację Kaki przyszło 60, zaś na Benzemy – 25 tys. osób…
Sytuacja identycznie ma się i dziś. Fani Realu wstają z krzesełek, by oklaskiwać wejście lub zejście Cristiano z boiska, a należy nadmienić, że Madritiści do zbyt wyrozumiałych nie należą. Ich uwielbienie może dziwić tym bardziej, gdy spojrzeć na całą sprawę z perspektywy narodowościowej. Hiszpanie wiwatujący na cześć Portugalczyka – to zjawisko niebywałe pod względem socjologiczno-politycznym.

Umarł król, niech żyje król?

Ostatni weekend sierpnia, Estadio Santiago Bernabeu, mecz Realu Madryt z Deportivo La Coruna. Galacticos II, bo tak się zwykło o nich mawiać, wkraczają w błysku fleszy na nową, zieloniutką murawę. Oczy wszystkich kibiców skupione są jednak głównie na Cristiano Ronaldo. Pierwsze niecelne podania, nieudane dryblingi, kolejne strzały z rzutów wolnych lądujące wysoko nad bramką. Jego skrzywiona w grymasie twarz mówi wszystko. Krytycy zacierają ręce, krzyczą głośne: „A nie mówiłem?”. Ja sam też niecierpliwie wiercę się w fotelu, atakowany przez powracające jak bumerang myśli o Robbenie i Sneijderze, z którymi chyba przedwcześnie pożegnano się w Madrycie. Wreszcie nadchodzi 33 minuta, kiedy to Raul pada w polu karnym. Piłkę ustawia na wapnie nie kto inny, jak CR9. Zamykam oczy ze strachu, a co złośliwsi obstawiają zakłady, jak bardzo pomyli się Portugalczyk. Poślizgnie się? A może ośmieszy go bramkarz, łapiąc lekki, niby-techniczny strzał?
35min. dobiega końca, gdy trybuny Santiago Bernabeu podrywają się w ekstazie. Chwilę później ma miejsce symboliczne zdarzenie: Raul podbiega z pretensjami do opromienionego niepewnym uśmiechem Portugalczyka, wskazując palcem na siebie. To ja, kapitan Królewskich, miałem wykonywać tę jedenastkę.

Następny mecz CR9 zaczyna na ławce rezerwowych. Część uważa, że to konsekwencja słabej formy, część jest święcie przekonana, że trener Pellegrini oszczędza piłkarza na mecz Ligii Mistrzów. W drugiej połowie Cristiano pojawia się w końcu na boisku, zaś w 90min. przeprowadza jedną z pierwszych udanych, indywidualnych akcji w barwach Realu. Płaski strzał między nogami bramkarza zamienia się w gola. Parę dni później Portugalczyk jest już na ustach całej piłkarskiej Europy. Dwa gole z rzutów wolnych w meczu Champions League świadczą o dużym progresie w stosunku do pierwszych, kompletnie nieudanych prób w meczu z Deportivo. Swój wyczyn kopiuje Ronaldo w meczu z Xerez, pokonując bramkarza nie tylko z wolnego, ale i po indywidualnej akcji już w pierwszej minucie. Równie udanie zaczyna mecz z Villareal, i z 5 bramkami na koncie jest współliderem strzelców La Liga (wraz z Messim).
Nadchodzi mecz z Tenerife. Ronaldo gra bez większych fajerwerków, Pellegrini zdejmuje go w 79min. Gdy chce podziękować zawodnikowi za grę, ten ignoruje jego wystawioną rękę i wściekły siada na ławce. Trener w wywiadzie bagatelizuje sprawę, piłkarza nie spotyka żadna kara. Jak wiadomo, osoba niedoścignionego formatu jest nietykalna. W następnym meczu Champions League Cristino strzela kolejne dwa gole…

Niesamowite dryblingi, sztuczki techniczne i ofensywne akcje na pełnej szybkości. Dziewięć goli w siedmiu meczach, wypracowane sytuacje bramkowe dla kolegów z drużyny, dynamiczne zejścia ze skrzydła do środka, przed którymi drży już każdy obrońca w Hiszpanii – w Madrycie powoli zaczyna się o nim mówić w kategoriach, o których pisałem na początku: ponadczłowieka. Gracza, który potwierdził wreszcie swoje umiejętności, a także przekonał do siebie wyjątkowo krytycznych kibiców Realu. W tym także i mnie. Dobrze jest mieć wreszcie w zespole zawodnika, który techniką dorównuje Messiemu ze znienawidzonej Barcelony. Nawet, jeśli już zazdroszczę mu tych wszystkich umiejętności, sławy i garażu na 9 samochodów, to nie będę wdawał się w dywagacje powodowane tylko i wyłącznie czystą zazdrością. Nic dodać, nic ująć – Christiano Ronaldo wielkim piłkarzem jest.

* * *

Vitelity’s, L’Oreal, Schwarzkopf, czy wreszcie polska Joanna. Setki wydanych na żele złotych, tysiące postawionych włosów, dziesiątki prób – nie udało się. Pewnego ciepłego jeszcze wieczoru, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, ubrany od stóp do głów w strój sportowy marki Adidas, z czupryną postawioną hen, wysoko w górę, ustawiłem piłkę nieopodal bramki. Stanąłem tak, jak On, w szerokim rozkroku. Wziąłem głęboki oddech, krótki rozbieg i… Miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze. Zaczynam powątpiewać w istotę Absolutu. Nie ma takiej siły, która sprawiłaby, bym kiedykolwiek kopnął piłkę tak, jak Cristiano Ronaldo. Może potrzebna siłownia? Może przydałaby się konsultacja z fizjologiem lub dietetykiem? Może powinienem zahartować się, podreperować technikę, kondycję? Może powinienem pójść do wojska?

Drodzy panowie, zawsze możemy się pocieszać, że łysiejący Lato czy Zidane zrobili, mimo swych wizerunkowych niedoskonałości, wielkie kariery. Nic straconego! Wystarczy tylko trochę potrenować. No bo jeśli nie o fryzurę, to o co w tym wszystkim chodzi?

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/05/grease-ii-czyli-naloz-i-graj/feed/
Dziękujemy ci, Zlatan, ale zobaczymy się w środę. http://soccerlog.net/2009/09/16/dziekujemy-ci-zlatan-ale-zobaczymy-sie-w-srode/ http://soccerlog.net/2009/09/16/dziekujemy-ci-zlatan-ale-zobaczymy-sie-w-srode/#comments Wed, 16 Sep 2009 00:00:41 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/09/16/dziekujemy-ci-zlatan-ale-zobaczymy-sie-w-srode/ image_2.jpg My, polscy kibice, łakniemy ostatnio dobrej piłki, jak dziecko - mleka matki. A tu proszę: trafia nam się na początek rozgrywek Ligii Mistrzów istna piłkarska uczta, hit nad hitami, który ściągnie przed szklany ekran nawet najordynarniejszego, niedzielnego kibica. Oto Inter Mediolan, bezdyskusyjny mistrz Serie A z ubiegłego sezonu, podejmował będzie na San Siro broniącą tytułu FC Barcelonę.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Inter Mediolan, Josep Guardiola, Liga Mistrzów, Primera Division, Samuel Eto'o, Serie A, Zlatan Ibrahimovic,

]]>
image_2.jpg
My, polscy kibice, łakniemy ostatnio dobrej piłki, jak dziecko – mleka matki. A tu proszę: trafia nam się na początek rozgrywek Ligii Mistrzów istna piłkarska uczta, hit nad hitami, który ściągnie przed szklany ekran nawet najordynarniejszego, niedzielnego kibica. Oto Inter Mediolan, bezdyskusyjny mistrz Serie A z ubiegłego sezonu, podejmował będzie na San Siro broniącą tytułu FC Barcelonę.

Rozrzutny dwa razy traci?

Transferowe lato przebiegło w Hiszpanii pod znakiem galaktycznych transferów Realu Madryt. Transfer Cristiano Ronaldo potępili chyba wszyscy prócz… trenera Interu, Jose Mourinho. Ten cieszy się za dwóch – zrobił niebagatelny interes, sprzedając do Barcelony Zlatana Ibrahimović’a. Pal licho CR9! Transfer Szweda – to jest dopiero szczyt rozrzutności! W zamian z katalońskiego klubu przybył Samuel Eto’o, a do klubowej kasy wpłynęło dodatkowo niebagatelne 48mln euro (część z tej sumy od razu przeznaczono na kupno Wesley’a Sneijdera)! Szweda wyceniłbym na tyle samo, co Kameruńczyka, ale cóż – włodarze Blaugrany chcieli najwidoczniej zgarnąć jakąkolwiek bonifikatę za zawodnika, który w przyszłym roku odszedłby z zespołu za darmo. Z Mediolanu do Hiszpanii przeniósł się jeszcze Maxwell, i tak Inter ma w składzie jednego, a Barcelona – dwóch szpiegów. Najbardziej prawdopodobne, że użytek z, być może cennych przecież, informacji o byłej drużynie zrobi jedynie Pep Guardiola – Mourinho zbyt wierzy w swój geniusz i spryt, by pytać kogokolwiek o zdanie.

Tymczasem to zawodnicy Dumy Katalonii lepiej zaczęli sezon i, w przeciwieństwie do Interu, to oni są w tej chwili na czele ligowej tabeli. Co prawda zanotowali dwie wygrane, ale po meczach zaciętych, pozbawionych specjalnego błysku. Ostatnie zwycięstwo z solidnym przecież Getafe zaczęli w dosyć rezerwowym składzie. Świadczy to tylko o jednym – piłkarze Blaugrany oszczędzają siły na pojedynki w Champions League.
Z kolei zawodnicy grający na co dzień w europejskiej stolicy mody już po trzech pierwszych kolejkach Serie A oglądają plecy Juventusu i Sampdorii. Jose Mourinho pytany o to, czy obawia się piłkarzy z Turynu, ironicznie odpowiada, że nie może spać przez nich po nocach. Jestem pewien, że o wiele bardziej zależy mu na zwycięstwie w Lidze Mistrzów, z której odpadł w tamtym roku już w 1/8 finału. Pierwszym krokiem ku końcowemu triumfowi będzie dzisiejsze spotkanie z Barceloną.

Oba kluby mają niezwykle silną kadrę. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, które formacje Barcy są lepsze od tych Interu, i odwrotnie. Nie ulega za to wątpliwości, że najbardziej zacięta walka rozegra się w środku pola, gdzie Iniesta i Xavi, wespół z Keitą bądź Toure, będą musieli stawić czoła Mottcie, Sneijderowi i Zanettiemu.
- To prawda, Inter ma solidny skład. Są silni i fizycznie i mentalnie, a ich największym atutem jest linia pomocy. Jednak nie mamy się czego bać – przyznał brazylijski obrońca Barcy, Maxwell.

Współczuję ci, stary…

To, co najbardziej elektryzuje kibiców przed dzisiejszym meczem, to pojedynek byłych snajperów obu drużyn. Odnośnie do Eto’o: Nerrazzuri wietrzą szansę w jego chęci zemsty nad klubem, który pozbył się go latem lekką ręką. Kameruńczyk strzela już bramki w Serie A, i choć nie cieszy oka tak bajeczną techniką, jaką prezentuje sławny Szwed, to na pewno będzie chciał potwierdzić, że w nowym zespole będzie jeszcze bardziej skuteczny, niż w Barcelonie.
Co do Ibrahimovicia – cóż, czeka go ciężka przeprawa… Na San Siro kibice szykują bowiem swojemu byłemu ulubieńcowi wrogie, iście diabelne przyjęcie. I nie ma im się co dziwić – w niedawnym wywiadzie ten nad wyraz nonszalancki zawodnik stwierdził, że Inter powinien być mu wdzięczny za czas, który spędził w drużynie, gdyż bez niego w składzie Nerrazzuri nie zdobyli żadnych trofeów przez 17 lat. Buńczuczne słowa byłego kolegi zdenerwowały pomocnika mediolańskiego klubu, Manciniego, który owszem, potwierdził, że Ibrahimović wiele dla klubu osiągnął, ale zganił go za brak elementarnego wyczucia i szacunku. Znany z krnąbrnego charakteru Marco Materazzi dodał jeszcze ostrzej: „Pomógł nam wygrać trzy razy “Scudetto”, ale przecież jesteśmy drużyną. Każdy zawodnik mógłby sobie poczytać to za sukces, ale nie robimy tego tak ostentacyjnie, jak on. Powinien uważać na słowa. Dziękujemy ci za to Zlatan, ale zobaczymy się w środę. Wtedy pokażesz, co naprawdę potrafisz.”
Gwizdów, obelg i wyzwisk nie będzie więc końca. Będzie się Ibrahimović w kotle Nerrazurich smażył…

Jedynym gospodarzem na San Siro, który myśli o szwedzkim napastniku w (o wiele bardziej) pozytywnych kategoriach, jest siwy złośliwiec Mourinho. Mimo słownej wojny wywołanej przez swego byłego podopiecznego, wyznał, że powita go w Mediolanie z otwartymi ramionami. Cóż, nie dziwota, że panowie się lubią – w końcu lubili wspólnie patrzeć na czubki swoich nosów.

Kości zostały rzucone

Barcelona chce być pierwszym klubem, który obroni tytuł Champions League. W historii tych rozgrywek byłoby to wydarzenie bezprecedensowe, ale marzenia Katalończyków wydają się realne. Blaugrana ma teraz silniejszą ławkę niż rok temu. W meczach ligowych podstawowych graczy bez problemu zastąpić mogą Dmitro Chygrynskiy, Ledesma, czy Bojan Krkić. Wszystko to robi Pep Guardiola w trosce o swój posłuszny pierwszy skład, by ten mógł w pełni skupić się na rozgrywkach LM.
Z kolei Inter może liczyć na takich wchodzących graczy, jak Cambiasso i Mancini, zaś włoska szkoła brzydkiego, defensywnego futbolu, akurat w Champions League nieraz zdawała egzamin. Wpierw trzeba jednak wyjść z grupy, i to w najefektowniejszym możliwym stylu, który przyprawiać ma kolejnych rywali o drżenie (krzywych) nóg.

Nerrazzurim ciężko będzie sprawić, by przeciwnicy bali się ich w tym stopniu, co Messiego i spółki. Za Blaugraną przemawia pięć trofeów z minionego sezonu i lepszy start na początku obecnych rozgrywek. Mimo to, pewny swego Mourinho wierzy w ostateczny triumf nad słynnym rywalem, ba, parę dni temu rzucił nawet dziennikarzom na odchodne skład na to spotkanie: Julio Cesar, Samuel, Maicon, Lucio, Chivu, Stanković lub Muntari, Motta, Sneijder, Zanetti, Milito i Eto’o.
Już dziś przekonamy się, czy to właśnie ci piłkarze, niesieni żywiołowym dopingiem legendarnego San Siro, połapią się w taktycznych manewrach portugalskiego szkoleniowca. Ja daję większe szanse Barcelonie – jeśli nie skromna wygrana mistrzów Hiszpanii, to przynajmniej remis. A na jeszcze bardziej gorącym Camp Nou Inter będzie musiał dokonać nie lada sztuki, by uniknąć pachnącej zwierzęcą furią, wściekłej chęci doszczętnego rozjechania włoskiego przeciwnika przez kataloński walec…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/16/dziekujemy-ci-zlatan-ale-zobaczymy-sie-w-srode/feed/
Kto się zajmie polskim drewnem? http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/ http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/#comments Fri, 11 Sep 2009 22:24:06 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/ Kto się zajmie polskim drewnem? Ostatnie mecze reprezentacji Polski pociągnęły za sobą poważne konsekwencje. W fatalnym stylu ze stanowiska selekcjonera usunięty został Leo Beenhakker. Szef PZPN, Grzegorz Lato, pytany o następców, wymienił jednym tchem: Kasperczak, Majewski, Smuda, Skorża.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Lech Poznań, Leo Beenhakker, Mistrzostwa Świata, Reprezentacja Polski, Wisła Kraków, Zagłębie Lubin,

]]>
Kto się zajmie polskim drewnem?
Ostatnie mecze reprezentacji Polski pociągnęły za sobą poważne konsekwencje. W fatalnym stylu ze stanowiska selekcjonera usunięty został Leo Beenhakker. Szef PZPN, Grzegorz Lato, pytany o następców, wymienił jednym tchem: Kasperczak, Majewski, Smuda, Skorża.

Co na to ostatni z zainteresowanych?
- Nie będę hipokrytą i nie powiem, że nie jest mi miło z tego powodu. To jest przyjemne, kiedy słyszy się swoje nazwisko wymieniane w kontekście pracy z reprezentacją Polski. Ja mogę powiedzieć tylko tyle – jestem trenerem Wisły Kraków, mam kontrakt i przynajmniej do końca sezonu chciałbym być trenerem Wisły. Oczywiście, różne rzeczy mogą się wydarzyć, może przełożeni w pewnym momencie podziękują mi za współpracę przed upływem czerwca, ale teraz jestem myślami i sercem w Wiśle Kraków. – powiedział trener Maciej Skorża na konferencji prasowej przed meczem z Lechią Gdańsk. Po chwili dodał jednak:
- Jeżeli ktoś zadaje mi pytanie, czy chciałbym kiedyś być trenerem reprezentacji, moja odpowiedź brzmi: „Tak, chciałbym”. Myślę, że nie ma trenera w Polsce, który nie chciałby nim być.
No właśnie…

Drogie dziatki, gracie mecz i do łóżek!

Tymczasem opiekunem naszej reprezentacji został Stefan Majewski. Człowiek, który nie ma wśród piłkarzy przyjaciół, który znany jest z anormalnej, wojskowej dyscypliny, który wreszcie w każdym prowadzonym przez siebie klubie siał ferment i skłócał ze sobą piłkarzy. Jeden z jego podopiecznych, obdarzony zresztą wyjątkowo niewyparzoną gębą – Marcin Bojarski – nazwał go m.in. pajacem oraz szczurem, który uciekł z tonącego okrętu (mowa tu o odejściu szkoleniowca z Cracovii w fatalnym dla tej drużyny momencie). Jak taki trener poradzi sobie z gwiazdorującymi Smolarkiem czy Borucem? Nie zdziwiłbym się, gdyby wprowadził, wzorem Pereza w Realu Madryt, drastyczny regulamin piętnujący nawet najdrobniejsze wykroczenia. Jedno jest pewne – libacja w stylu „Ukraina 2008” nie miałaby prawa się powtórzyć.
W ogóle smutne, że piłkarze, którzy będą w zapewne sporej części stanowić o sile naszej reprezentacji podczas Euro 2012, a więc zawodnicy kadry U-23, prowadzeni byli dotychczas właśnie przez Majewskiego. Patrząc racjonalnie, trener młodzieżówki powinien być bowiem idealnym kandydatem na objęcie stanowiska obecnego selekcjonera pierwszego zespołu. A tak do końca nie jest. Także opiekun kadry U-21, doświadczony Andrzej Zamilski, nie jest o wiele lepszym wyborem.
Jak na razie wiadomo, że Majewski poprowadzi drużynę narodową w co najmniej dwóch ostatnich meczach eliminacji do przyszłorocznego mundialu. Miejmy nadzieję, że na tym się jego przygoda z kadrą zakończy.

Pełen, tentego, profesjonalizm…

- Nie chcę o tym więcej mówić. To byłoby nieeleganckie w stosunku do moich przełożonych, kibiców Wisły, a przede wszystkim w stosunku do zawodników w szatni, bo za dwa dni mam ich motywować do jak najlepszej gry przeciwko Lechii Gdańsk. Przed nami ważne zadanie, żeby obronić tytuł mistrzowski. To jest mój najbliższy zawodowy cel. – ucina spekulacje trener Maciej Skorża. Szczere słowa szkoleniowca krakowskiej Wisły w pełni świadczą o jego profesjonalizmie. W tym samym czasie Franciszek Smuda, piastujący stanowisko trenera pogrążonego w kryzysie Zagłębia Lubin, udziela wywiadów, w których przedstawia swoją wizję reprezentacji, zamiast mobilizować zawodników do najbliższego meczu z Polonią Warszawa…
Przeciwnie do większości „znawców internetowych”, zdecydowanie nie widzę go na stanowisku selekcjonera. Facet, który nie umie sklecić dwóch zdań po polsku, mówiąc o „nowinkach taktycznych” wywołuje u mnie szeroki uśmiech. Wisła pod jego wodzą? Tak tak, niby mistrzostwo, niby wszystko super, ale w Krakowie pomnika się nie doczeka. Kolejne lata na karku przyszły mu w Lechu w parze z odrobiną rozsądku. Niby jest (było) lepiej, ale na reprezentację to zdecydowanie za mało. „Taktykowanie” dziadka Franza uległo zmianie – jakiej, widzimy w lidze i widzieliśmy w pucharach. A i mit „Smudy – wielkiego motywatora” legł już w gruzach.

Pospolite ruszenie polskiego drewna – why not?

Z kolei z opinią cudotwórcy pożegnał się ostatnio Henryk Kasperczak. Aż dziw bierze, że ten świetny przecież szkoleniowiec nie zdołał utrzymać w lidze silnego kadrowo Górnika Zabrze. Jeszcze parę lat temu, gdy popularny Henio rozjeżdżał z Wisłą Schalke i Parmę, biłby się z takim składem, jaki miał do dyspozycji w śląskiej drużynie, o Mistrzostwo Polski. Tymczasem drużyna klubowa to jedno, a narodowa to drugie – pamiętajmy, że Kasperczak największe cuda wydziwiał właśnie z reprezentacjami. Afrykańskie murzynki, które w piłkę kopały głównie na sawannie, pod jego wodzą przeistaczały się w dojrzałych boiskowo graczy. Część z nich do dziś występuje w silnych, zachodnich drużynach. Co wskórałby więc Henio z naszymi nielotami, głównie grzejącymi ławę w europejskich średniakach? Ano, wydaje mi się, że zadziwiająco sporo – niby to człek sędziwy, ale taki magiczny; niepolski, a zagraniczny… I właśnie kandydatura Kasperczaka, z wyżej wymienionych, najbardziej mnie przekonuje. Skorżę wolę bowiem oglądać na ławce Wisły – moim zdaniem jest to trener na długi czas. W dalszej perspektywie chciałbym jednak, by został selekcjonerem – może za jakieś 10 lat?
Aha, zapomniałbym. O kandydaturze Pawła Janasa i Jerzego Engela sądzę to samo, co każdemu inteligentnemu kibicowi przychodzi na myśl, gdy słyszy nazwiska staruszków Gmocha, Strejlaua i Piechniczka. Panowie: trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść (pokonanym).

Młody, zapalony, zachodni

Jednak nie Henryk Kasperczak, nie Maciej Skorża, a kolejny zagraniczny trener jest moim zdaniem najodpowiedniejszym (na tę chwilę) kandydatem na to trzecie, po prezydencie i premierze, stanowisko w kraju. Wiem, że to niemożliwe – postpeerelowski beton związkowy nie dopuści, by polska myśl szkoleniowa była dalej obrażana i szykanowana przez zachodniego szpiega. Tymczasem (nie licząc dwóch pozostałych pojedynków o pietruszkę w eliminacjach) przez następne 1000 dni (!!!) nie zagramy meczu o punkty. Praca selekcjonera ograniczać się będzie do rozgrywania sparingów oraz ostrej – niemal jak w modnych klubach – selekcji, ciągłego obserwowania, analizowania, ustawiania piłkarzy. Słowem, kadrze przydałaby się teraz tęga głowa; trener w stylu Rafy Beniteza – podłączony nieustannie do komputera, taktyczny geniusz.
Przegląd dostępnych na rynku trenerów o podobnym profilu i umiejętnościach to materiał na osobny tekst, ale nie ulega wątpliwości, że tylko gruntowne zmiany „od podstaw” w polskim futbolu, poparte zachodnią (a może znów holenderską, hę?) myślą szkoleniową, dadzą wymierny efekt. Więc jeśli patrzymy w niedaleką przyszłość, to zagraniczny trener. Najlepiej młody. Najlepiej z werwą. Może José Mourinho?

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/feed/
Strzelać bramki, zaliczać asysty… http://soccerlog.net/2009/08/29/strzelac-bramki-zaliczac-asysty%e2%80%a6/ http://soccerlog.net/2009/08/29/strzelac-bramki-zaliczac-asysty%e2%80%a6/#comments Sat, 29 Aug 2009 11:03:48 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/08/29/strzelac-bramki-zaliczac-asysty%e2%80%a6/ image.jpg Kiedy w 2007 roku podpisywał kontrakt z Wisłą Kraków, mówiło się o nim jak o wielkim talencie młodzieżowej reprezentacji Czech U-21, z którą miesiąc wcześniej zagrał w Mistrzostwach Europy. Zawodnik kupiony z FK Teplice za ok. 700 tys. euro wciąż nie może jednak w pełni rozwinąć skrzydeł w krakowskim zespole. Zapraszam do zapoznania się z sylwetką piłkarza i mojego autorskiego wywiadu z nim.
»Czytaj dalej

Tagi: Tomáš Jirsák, Wisła Kraków,

]]>
image.jpg
Kiedy w 2007 roku podpisywał kontrakt z Wisłą Kraków, mówiło się o nim jak o wielkim talencie młodzieżowej reprezentacji Czech U-21, z którą miesiąc wcześniej zagrał w Mistrzostwach Europy. Zawodnik kupiony z FK Teplice za ok. 700 tys. euro wciąż nie może jednak w pełni rozwinąć skrzydeł w krakowskim zespole. Zapraszam do zapoznania się z sylwetką piłkarza i mojego autorskiego wywiadu z nim.

Tomáš Jirsák – typowany na następcę nieodżałowanego Mirosława Szymkowiaka, środkowy pomocnik o filigranowym wzroście, w pierwszych meczach w barwach Wisły zachwycał techniką i nieszablonowymi podaniami. Porównywany do Iwańskiego czy Murawskiego, potrafił ładnym, prostopadłym podaniem otworzyć napastnikom drogę do bramki. Jirsák szybko popadł jednak w marazm. Pierwszy rok gry w jego wykonaniu ocenić można kolokwialnie – „w kratkę”, bowiem największy zryw formy zanotował on właśnie pod koniec sezonu 2007/2008, strzelając pięknego gola w okienko bramki w ostatnim meczu ligowym. Przed rozpoczęciem kolejnych rozgrywek to jemu przypisywano rolę głównego rozgrywającego Wisły Kraków. W pojedynku z Tottenhamem Hotspur w Pucharze UEFA doznał on jednak kontuzji, która wykluczyła go z gry na miesiąc, potem przytrafiły się kolejne urazy i Jirsákowi do końca sezonu nie udało się wrócić do pierwszego składu. Swego czasu trener Radolsky widział w nim nawet wschodzącą gwiazdę dorosłej reprezentacji Czech, zaś trener Wisły – Maciej Skorża – przyznawał, że to właśnie Tomáš Jirsák posiada najlepszy przegląd pola w całym zespole. Wyżej cenił sobie jednak usługi Diaza, Sobolewskiego i Cantoro.

Nie inaczej jest w tym sezonie. Od dwóch meczów nie dostaje on szansy wejścia na boisko nawet z ławki rezerwowych. Na wczorajszej konferencji prasowej zapytałem więc szkoleniowca, dlaczego tak się dzieje.
- Grają ci piłkarze, którzy na daną chwilę są najlepsi. Jirsák nie jest pomijany. Po prostu w środku pola gra Diaz, i gra na tej pozycji bardzo dobrze. Tomek ma rolę zawodnika wchodzącego, dużo sobie obiecuję po jego wyjściach.

Po konferencji porozmawiałem na ten temat z samym zainteresowanym:

- Nie wiem dlaczego nie gram, to pytanie do trenera. Czuję się dobrze, trenuję cały czas, jestem przygotowany, by w każdej chwili wejść na boisko.
- Wolisz grać jako pomocnik defensywny, jak np. Cantoro, czy raczej za napastnikami?
- Za napastnikami. Wysoko, z przodu, by strzelać bramki, zaliczać asysty…
- Moim zdaniem trener Skorża ustawia Cię bardziej z tyłu, jako piłkarza odpowiadającego w głównej mierze za destrukcję, a to właśnie grając w ofensywie mógłbyś więcej wnieść do drużyny. Może rozmowa z trenerem i próba przekonania go, byś grał jako ofensywny pomocnik, by poskutkowała?
- To jest trudne pytanie. Trener musi widzieć wyraźnie – albo moja obecność na boisku przynosi korzyść drużynie, albo nie. Na razie nie gram, trudno. Przygotowuję się do każdego meczu jakbym miał wchodzić od pierwszej minuty i czekam, aż trener da mi szansę.
- Czy myślisz o zmianie klubu?
- Na razie chcę zostać w Wiśle. Przez te pół roku będę chciał tutaj jak najwięcej pograć i zimą zobaczymy, co dalej.
- Jak oceniasz postawę kibiców na meczach? Wiadomo, że w Sosnowcu jest mniej dopingujących niż przy Reymonta…
- Na pewno tam jest mniej kibiców, ale ci, którzy przyjeżdżają, zawsze kibicują. Kibice dużo nam pomagają zwłaszcza w meczach u siebie.
- Myślisz, że Lech zagrozi nam w obronie tytułu w tym roku?
- Nie, Wisła będzie mistrzem!

Już dziś przekonamy się, czy ten sympatyczny piłkarz pojawi się na boisku, choćby w drugiej połowie, w meczu z Jagiellonią Białystok, a także, czy Wisła Kraków zrobi kolejny krok w stronę 13. Mistrzostwa Polski.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/29/strzelac-bramki-zaliczac-asysty%e2%80%a6/feed/
Umieli podnieść się z kolan http://soccerlog.net/2009/08/17/umieli-podniesc-sie-z-kolan/ http://soccerlog.net/2009/08/17/umieli-podniesc-sie-z-kolan/#comments Mon, 17 Aug 2009 04:37:43 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/08/17/umieli-podniesc-sie-z-kolan/ Umieli podnieść się z kolan O kompromitującej porażce w dwumeczu z Levadią Tallin wszystko zostało już powiedziane. Na konferencji prasowej przed pierwszą kolejką ligową jeden z dziennikarzy zaskakująco szczerze i dosadnie wyznał trenerowi, że tę przegraną będą Wiśle wypominać jeszcze przez długi czas. I faktycznie, w większości wywiadów temat pamiętnego blamażu powraca, zaś odpowiedzi Wiślaków porównać można do tej autorstwa Patryka Małeckiego: ‘w każdym meczu chcemy pokazać, że to był przypadek’…
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Wisła Kraków,

]]>
Umieli podnieść się z kolan
O kompromitującej porażce w dwumeczu z Levadią Tallin wszystko zostało już powiedziane. Na konferencji prasowej przed pierwszą kolejką ligową jeden z dziennikarzy zaskakująco szczerze i dosadnie wyznał trenerowi, że tę przegraną będą Wiśle wypominać jeszcze przez długi czas. I faktycznie, w większości wywiadów temat pamiętnego blamażu powraca, zaś odpowiedzi Wiślaków porównać można do tej autorstwa Patryka Małeckiego: ‘w każdym meczu chcemy pokazać, że to był przypadek’…

Trudno się z nim nie zgodzić. Piłkarze Wisły Kraków, znani w Polsce głównie z wysokich, jak na naszą ligę, indywidualnych umiejętności, od początku rozgrywek imponują także twardą grą i zaangażowaniem. Trudno wyrokować, kiedy przejdą obok jakiegoś meczu obojętnie, ale jedno jest pewne – podrażniona ambicja, wespół z doświadczeniem z poprzednich lat, nie pozwoli im na lekceważenie teoretycznie słabszych rywali, którzy często sprawiali im niemiłe niespodzianki. Na razie wszystko przebiega po ich myśli – jako jedyni zanotowali komplet zwycięstw i są samodzielnym liderem Ekstraklasy.

To, co daje się jeszcze wyczytać z boiska na pierwszy rzut oka, to niesamowita dyscyplina taktyczna, wpojona piłkarzom przez trenera Macieja Skorżę. Po odpadnięciu z Ligi Mistrzów długo wyrokowano, czy 37-letni opiekun drużyny powinien dalej prowadzić Wisłę. Ostatecznie nie dość, że posadę zachował, to jeszcze powierzono mu obowiązki menedżera.
Bogusław Cupiał – właściciel klubu – zrozumiał chyba wreszcie, że pochopne zwalnianie szkoleniowców nie ma większego sensu. Oto trafił mu się bowiem najzdolniejszy Polski trener, przewyższający swoich kolegów po fachu wyczuciem, pokorą i inteligencją. Pierwsze cztery mecze sezonu (bo oprócz ligi także przegrany w karnych pojedynek z Lechem w Superpucharze) pokazują, że prowadzona przez niego drużyna wyraźnie się rozkręca. Wisła w dobrym stylu zdobywa kolejne punkty i jest na najlepszej drodze do obrony mistrzowskiego tytułu.

Najsolidniej prezentuje się blok obronny, a zwłaszcza dwaj środkowi defensorzy, którzy swą świetną grą sprawiają, że nikt już w Krakowie nie płacze za Cleberem, zaś reprezentant Polski, Mariusz Jop, siedzi na ławce rezerwowych. Ci obrońcy to Marcelo – niezwykle skuteczny w powietrzu, obdarzony wysokimi, czysto piłkarskimi umiejętnościami (także strzeleckimi!) – oraz kapitan drużyny, Arkadiusz Głowacki. Odkąd przestały nękać go kontuzje, jest obok Radosława Sobolewskiego prawdziwą podporą zespołu; potrafi wziąć na siebie ciężar gry, imponuje siłą i spokojem.
Po bokach solidni Piotr Brożek oraz Pablo Álvarez – wypożyczony z ligi włoskiej prawy obrońca, będący następcą legendy klubu, która niestety opuściła Wisłę przed tym sezonem – Marcina Baszczyńskiego (należy mieć nadzieję, że Urugwajczyk będzie się częściej włączał w akcje oskrzydlające drużyny). W razie czego Skorża ma do dyspozycji chwilowo kontuzjowanego Petera Šinglára.
W trzech pierwszych meczach sezonu defensywa krakowskiego zespołu zagrała „na zero” z tyłu, co tylko poświadcza o jej klasie i zgraniu. Stosunek bramek wynosi jednak 9:1…

Tę jedną bramkę ma bowiem na swoim sumieniu tylko i wyłącznie bramkarz Mariusz Pawełek – zdecydowanie najsłabsze ogniwo zespołu. Już chyba tylko trener Kazimierski wierzy w umiejętności tego zawodnika – liczba błędów, których częstą konsekwencją są tracone przez Wisłę bramki, irytują nie tylko dziennikarzy i kibiców, ale pewnie także i samych obrońców. Ilie Cebanu, jedyny zmiennik Pawełka, jest wciąż niepewny i niedoświadczony. Kupno klasowego bramkarza (co, jak pokazują ostatnie miesiące bezowocnych poszukiwań, wcale nie jest takie łatwe) powinno być dla władz klubu priorytetem w najbliższym czasie.

Linia pomocy od zawsze decydowała o ofensywnym stylu gry Wisły Kraków. Nie inaczej jest w tym sezonie, choć środkowi Sobolewski oraz Diaz (Cantoro) mało rozgrywają, skupiając się raczej na przerywaniu akcji rywali. Sytuacja powinna ulec zmianie, gdy kontuzję wyleczy wreszcie wyczekiwany przez wszystkich Łukasz Garguła. Kibice liczą, że będzie on pierwszym, po nieodżałowanym Mirosławie Szymkowiaku, rozgrywającym z prawdziwego zdarzenia. Tomáš Jirsák i Konrad Gołoś pozostają bowiem „wiecznymi talentami” (choć z zupełnie odmiennych przyczyn).
Lewy pomocnik Andraž Kirm to niemal kopia Marka Zieńczuka – niewidoczny przez długi czas, w decydującym momencie potrafi precyzyjnie i nietuzinkowo zagrać do kolegi z drużyny. Pudłuje zresztą w tak samo dogodnych sytuacjach, co jego poprzednik.
Prawe skrzydło jak na razie okupuje Wojciech Łobodziński, który czasem błyśnie dobrym podaniem, by za chwilę zaplątać się w kolejnym nieudanym dryblingu. Piłkarz ten wciąż gra poniżej oczekiwań, dlatego gdy uraz wyleczy Boguski, na prawą stronę wróci Patryk Małecki, zaś Łobodzińskiemu przypadnie rola „jokera”.

I wreszcie atak, czyli przede wszystkim Paweł Brożek, który jest bez dwóch zdań rasowym snajperem. Fakt, w tym sezonie długo nie mógł przełamać niemocy strzeleckiej, ale za to przejął rolę Rafała Boguskiego – cofa się, rozpoczyna akcje i asystuje przy bramkach przesuniętego do ataku Patryka Małeckiego. Ciężko rozstrzygnąć, która pozycja jest dla tego ostatniego lepsza – atak czy prawe skrzydło. Moim zdaniem jego szybkość i technika bardziej przydaje się w bocznym sektorze boiska – co wie zresztą doskonale Maciej Skorża, każąc mu schodzić co jakiś czas do linii bocznej. Małecki cofnie się na dobre do pomocy, gdy tylko wróci do gry wspomniany Boguski, pełniący rolę „mediapunta” za Pawłem Brożkiem.
To jednak zdecydowanie za mało, jeżeli chodzi o atak Wisły. Pierwsze mecze pokazały, że król strzelców ubiegłego sezonu nie zawsze jest w nastroju do zdobywania bramek, i wtedy na boisko powinien wejść godny jego zastępca. Nie jest nim na pewno marnujący kolejne stuprocentowe sytuacje Piotr Ćwieląg, stąd konieczność sprowadzenia dobrego napastnika w zimie, a być może nawet dwóch – w miejsce Brożka, którego przyszłość w Wiśle stoi pod dużym znakiem zapytania.

Powyższa analiza wskazuje na to, że teoretycznie jedynie dwie pozycje wymagają istotnego wzmocnienia. Zależy jednak, jakie wymagania postawimy przed krakowskim zespołem. Obrona mistrzostwa nie powinna stanowić wielkiego problemu, tym bardziej, że wkrótce dołączą do drużyny obecnie kontuzjowani, istotni zawodnicy. Lech Poznań? Mecz z Polonią potwierdził moje przeczucia, że Franciszek Smuda, przy wszystkich swoich wadach i zaletach, był lepszym, a na pewno bardziej doświadczonym trenerem od Jacka Zielińskiego. To właśnie doświadczenie odegra kluczową rolę w meczach Ligi Europejskiej, z której Lech, prędzej (Club Brugge) lub później odpadnie, a które pozbawią go wielu sił – istotnych zwłaszcza na finiszu rozgrywek. Tylko od Bogusława Cupiała zależy zatem, czy Wisła Kraków wreszcie przedrze się do fazy grupowej Ligii Mistrzów. Ilość pieniędzy, które zdecyduje się przeznaczyć na transfery, pomoże nam za rok obliczyć szanse Wisły, gdy przyjedzie jej się pojedynkować z kolejnym mistrzem jednego z krajów dawnego ZSRR…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/17/umieli-podniesc-sie-z-kolan/feed/