Soccerlog.net » Sevilla FC http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/ http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/#comments Sat, 23 Jan 2010 14:00:11 +0000 Kay http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/ Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych Wielkimi krokami zbliża się pierwszy w historii mundial na Czarnym Kontynencie. Chyba nigdzie nie wiąże się z tym turniejem większych nadziei niż w Hiszpanii.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Sevilla FC, Valencia CF, Villarreal,

]]>
Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych
Wielkimi krokami zbliża się pierwszy w historii mundial na Czarnym Kontynencie. Chyba nigdzie nie wiąże się z tym turniejem większych nadziei niż w Hiszpanii.

Hiszpański futbol przeżywa jeden z najlepszych okresów w historii, dopiero co Galacticos rozpalali wyobraźnię fanów na całym świecie zgarniając po drodze trzy Puchary Europy, by po krótkiej przerwie ich miejsce w wyobraźni fanów zajęła Barcelona, najpierw Ronaldinho i Rijkaarda, potem Messiego i Guardioli. Również kasując po drodze dwa Puchary Europy. Rok temu Barcelona już totalnie zdominowała europejski i światowy futbol, zdobywając bezprecedensowe 6 tytułów. W międzyczasie hiszpański futbol wypuścił fantastyczne pokolenie piłkarzy, które co prawda zawiodło na poprzednim mundialu, ale już dwa lata później w fantastycznym stylu wygrało Mistrzostwa Europy. Do Mistrzostw Świata przystępuje ze składem z gwiazdą światowego formatu na każdej pozycji. Na bramce Casillas, na prawej obrony Ramos, gdy w formie – absolutny top prawych obrońców, na lewej może trochę niedoceniany, ale bodaj najbardziej kompletny na świecie lewy obrońca Capdevilla, środek tworzyć będą oprócz Puyola – o którym powoli można mówić, jako najlepszym hiszpańskim obrońcy wszechczasów – Pique i Albiol, obaj w młodym wieku stanowiący o jakości obrony dwóch największych hiszpańskich klubów, środek pomocy jest aż przeładowany fantastycznymi piłkarzami – Iniesta, Xavi, Fabregas, Xabi Alonso, Senna. Lewe skrzydło to kapitalny Silva, a w ataku niesamowity duet Villa i Torres.
Czegoś brakuje w tej wyliczance? A i owszem – prawego skrzydłowego. Osoba mało obeznana z hiszpańskim futbolem mogłaby powiedzieć, że ta pozycja jest słabą stroną hiszpańskiej reprezentacji.
I cóż, faktycznie brakuje być może na tej pozycji absolutnej gwiazdy pierwszej wielkości, ale może być to związane z faktem, że świetnych kandydatów na tą pozycję jest aż nazbyt wielu – i decyzja, komu tą pozycję powierzyć może być jedną z trudniejszych, jakie będzie musiał podjąć del Bosque.
A spośród kogo będzie wybierał? Santi Cazorla, Jesus Navas, Pedro Rodriguez, Pablo Hernandez, Pedro Leon. Najstarszego (Cazorla) od najmłodszego (Pedro) dzielą raptem trzy lata. Wydanie pięciu tak utalentowanych zawodników na przestrzeni zaledwie trzech lat wystawia hiszpańskiej piłce fenomenalne świadectwo. Przyjrzyjmy się im z bliska.

Santiago Cazorla Gonazlez (Villareal, rocznik ‘84)
Najstarszy z piątki, bo 25-letni, zawodnik żółtej łodzi podwodnej, jako jedyny ma już na koncie spore doświadczenie reprezentacyjne. Wystąpił w La Furia Roja 24 razy i stanowił mocny punkt reprezentacji, która wywalczyła Mistrzostwo Europy. Szybki, kreatywny, wszechstronny (dwunożny), przebojowy. Jego problemem może być tegoroczna kontuzja, która na dłuższy czas wyłączyła go z gry. Podczas jego absencji aż nazbyt widoczny był jego wpływ na grę Villareal. Od jego powrotu żółta łódź podwodna gra dużo lepiej. Na swoim koncie ma też prestiżową nagrodę Don Balon dla najlepszego hiszpańskiego piłkarza roku 2007. Bardzo mocno interesuje się nim Real Madryt i Villareal musi się liczyć z tym, że być może będzie musiało się w nieodległej przyszłości rozstać ze swoją gwiazdą. Na pocieszenie w zamian konto żółtej drużyny zasili zapewne kilkudziesięciomilionowa suma. Świetny drybler, chociaż jego drybling, podobnie jak właściwie każdego prezentowanego tutaj zawodnika, opiera się nie tyle na samej technice panowania nad piłką na modłę brazylijską (czy portugalską, chciałoby się uszczypliwie rzec), ale raczej na świetnej motoryce, dynamice, refleksie i szybkości. Bez wątpienia mocny kandydat do wyjazdu do RPA.

Jesus Navas Gonazalez (Sevilla, rocznik ’85)
Navas jest chyba najciekawszym piłkarzem z całej piątki, najbliższym uzyskania statusu supergwiazdy światowej piłki. Pomimo zaledwie 24 lat na karku już od 5 lat jest podstawowym zawodnikiem Sevilli, z którą wygrał dwa Puchary UEFA, Superpuchar UEFA, Puchar Hiszpanii i Superpuchar Hiszpanii. Świetny drybling, dośrodkowanie, szybkość. Przy tym charakter i zdolność brania na siebie ciężaru gry w kluczowych momentach. Absolutna gwiazda La Liga, ale ten gitano, jak nazywa się Hiszpanów romskiego pochodzenia (co tłumaczy jego specyficzną urodę), ma też powszechnie znane problemy z dalszymi wyjazdami ze swojego rodzinnego miasta. Powodowały one u niego w przeszłości nieraz ataki paniki, z którymi piłkarz nie potrafił sobie radzić. Stąd debiut w reprezentacji miał miejsce dopiero w zeszłym roku. Jego przypadłość jest jednak dla Sevilli błogosławieństwem. Dopóki piłkarz całkowicie sobie ze swoim problemem nie poradzi, Sevilla nie musi się obawiać odejścia swojej gwiazdy. A zakusy na niego, bardzo konkretne, miała już Chelsea. Ostatnio jednak Navas wydaje się przezwyciężać swoje dolegliwości w związku z czym ma nadzieję na udział w Mundialu. Jeśli faktycznie skutecznie wygrał ze swoją słabością, wg. mnie jest głównym kandydatem do wyjazdu do RPA.

Pedro Rodriguez (Barcelona, rocznik ’87)
Będąc najmłodszy z całej piątki w tym sezonie zaliczył największy postęp. Już w zeszłym sezonie parę razy dawał próbkę swoich możliwości, wielu jednak wątpiło w jego potencjał do bycia podstawowym zawodnikiem Barcelony. Ja również nie byłem przekonany co do jego możliwości ale przed sezonem wróżyłem, że forma jego i Bojana będzie absolutnie kluczowa dla powodzenia Katalończyków w tym sezonie – gdyż stanowią oni jedyną alternatywę dla podstawowego ataku. Forma Pedro zaskoczyła chyba jednak wszystkich i faktycznie, nawet, jeśli nie jest regularnym zawodnikiem pierwszej 11-tki, to jest absolutnie kluczowym zawodnikiem Dumy Katalonii. Dość przytoczyć dobrze znany wyczyn Pedro polegający na zdobyciu bramki w 6 różnych rozgrywkach w tym roku, dodatkowo większość z nich miała fundamentalne znaczenie. To jego gol dał zwycięstwo w Superpucharze Europy oraz dogrywkę w finale Klubowych Mistrzostw Świata. Wchodząc z ławki dodaje grze Barcelony dynamiki, szybkości i witalności. Nieźle dośrodkowuje, w związku z czym może grać na prawej stronie ataku, ale też potrafi ścinać do środka i przebijać się przez gąszcz obrońców drużyny przeciwnej, co z kolei przydaje mu się kiedy gra na lewej stronie ataku. Do tego należy dodać świetne wykończenie. Jego ostatnia bramka w meczu z Sevillą zdaje się sugerować, że na treningach pilnie obserwuje poczynania Messiego. Jeśli tak, to nie mógł sobie obrać lepszego wzorca. W tym sezonie konsekwentnie podważa miejsce Henry’ego w wyjściowej jedenastce, i o ile Guardiola ciągle ufa doświadczeniu Francuza, jego nieprzekonywujące występy dają coraz większe szanse dla Pedro na wskoczenie do wyjściowego składu. Jego świetna forma w tym roku oraz fakt, że doskonale się sprowadza w roli rezerwowego zdolnego rozstrzygać mecze może doprowadzić do niespodziewanego powołania do reprezentacji na MŚ. Konkurencja jest duża, ale na dzień dzisiejszy to z całego towarzystwa to Pedro prezentuje najwyższą formę.

Pablo Hernandez (Valencia, rocznik ’85)
Przed sezonem osobom słabiej rozeznanym w hiszpańskiej piłce mogło się wydawać, że Valencia będzie miała w tym sezonie trzy atuty – Villa, Silva i Mata a później długo, długo nic. Nic bardziej mylnego, samego siebie przechodzi Ever Banega (taka dojrzałość w rozgrywaniu piłki w tak młodym wieku przywodzi na myśl tylko Iniestę i Fabregasa), ale listę atutów Valencii dopełnia jeszcze bez wątpienia Pablo Hernandez. Słynny jest z tego, że jak już strzela bramki, to zazwyczaj niezwykłej urody. A zmysł strzelecki ma dobry, do tego kolejny dynamiczny zawodnik, ze świetnym przyśpieszeniem, potrafiący zmieniać tempo gry. Mimo wszystko jednak na dzień dzisiejszy jego dokonania przyćmiewane są przez grę tych największych atutów Valencii a konkurencja jest mocna nawet do podstawowego składu drużyny. Kolejnym z długiej listy rewitalizowanych przez Emery’ego w tym sezonie piłkarzy jest Joaquin, który gra co najmniej solidnie. Kolejny zresztą hiszpański prawoskrzydłowy, ale jednak z innego pokolenia i bez większych szans na powołanie, stąd w tym wyliczeniu pominięty. Ale to Pablo jest przyszłością prawej flanki Valencii i kto wie, może po raczej nieuniknionym odejściu Villi i Silvy to on stanie się największą gwiazdą drużyny?

Pedro Leon (Getafe, rocznik ’86)
Zawodnik nieco inny od pozostałej czwórki. Tamci swoim wzrostem mieszczą się w przedziale 1,68 m (Cazorla) – 1,73 (Pablo). Tymczasem Pedro Leon mierzy 1,83 m. Oprócz tego gra w stosunkowo skromnym klubie, w porównaniu do pozostałej czwórki. Ale nie dajmy się zwieść, przeznaczeniem Pedro są kluby z europejskiej czołówki i boiska Ligi Mistrzów. Jeśli Pablo, Navas czy Cazorla odejdą ze swoich macierzystych klubów, jednym z pomysłów na zagospodarowanie pozyskanych dzięki ich sprzedaży funduszy będzie inwestycja właśnie w  Pedro Leona. Z całej piątki tylko on i drugi Pedro Rodriguez z Barcelony nie zadebiutowali jeszcze w reprezentacji, grając jednak w Getafe Pedro Leon nie ma zbyt wiele okazji by dawać pokaz swoich umiejętności przed Vicente del Bosque. A umiejętności ma niebanalne. Podobnie jak pozostali dysponuje znakomitą dynamiką i przyśpieszeniem, ale świetnie też radzi sobie jako rozgrywający popisując się dokładnymi podaniami. Poza tym zdecydowanie jest najlepszym wykonawcą rzutów wolnych spośród zaprezentowanej piątki. Brakuje mu właściwie tylko sprawdzenia się w składzie większego zespołu, w meczach przeciw najlepszym. Ale zapamiętajmy to nazwisko bardzo dobrze.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/feed/
Czy Sevilla ma szanse na mistrzostwo? http://soccerlog.net/2009/10/17/czy-sevilla-ma-szanse-na-mistrzostwo/ http://soccerlog.net/2009/10/17/czy-sevilla-ma-szanse-na-mistrzostwo/#comments Sat, 17 Oct 2009 17:00:40 +0000 Xabier http://soccerlog.net/2009/10/17/czy-sevilla-ma-szanse-na-mistrzostwo/ Czy Sevilla ma szanse ma mistrzostwo? Każdy z nas wie, że w Primera Division, w walce o mistrzostwo, liczą się na ogół tylko Barcelona i Real Madryt. Od czasu do czasu jakiś klub lekko zamiesza, ale na tym głównie się kończy. Przykłady? Dwa mistrzostwa dla Valencii, jedno dla Deportivo. Do tego dochodzą jeszcze drugie miejsce Villarreal (sezon 07/08), oraz walka Sevilli o mistrzostwo w sezonie 06/07 (skończyło się 3 miejscem). Poniższym tekstem będę chciał pokazać, że moim zdaniem w obecnych rozgrywkach, drużyna z Andaluzji będzie liczyła się w walce o mistrzostwo. Co więcej, sądzę, że posiada one potężne aspiracje do wygranej w La Liga jak mało kto spoza „wielkiej dwójki”.
»Czytaj dalej

Tagi:

]]>
Czy Sevilla ma szanse ma mistrzostwo?
Każdy z nas wie, że w Primera Division, w walce o mistrzostwo, liczą się na ogół tylko Barcelona i Real Madryt. Od czasu do czasu jakiś klub lekko zamiesza, ale na tym głównie się kończy. Przykłady? Dwa mistrzostwa dla Valencii, jedno dla Deportivo. Do tego dochodzą jeszcze drugie miejsce Villarreal (sezon 07/08), oraz walka Sevilli o mistrzostwo w sezonie 06/07 (skończyło się 3 miejscem). Poniższym tekstem będę chciał pokazać, że moim zdaniem w obecnych rozgrywkach, drużyna z Andaluzji będzie liczyła się w walce o mistrzostwo. Co więcej, sądzę, że posiada one potężne aspiracje do wygranej w La Liga jak mało kto spoza „wielkiej dwójki”.

Na chwilę obecną Sevilla zadziwia kibiców, zawodników oraz sztab szkoleniowy innych drużyn. Zwycięstwa w Primera Divsion, jak na przykład z Realem Madryt (2:1), czy w Lidze Mistrzów (z Glasgow Rangers 4:1), pokazują że mimo braku znaczących wzmocnień, klub z Andaluzji będzie zagrożeniem dla „wielkiej dwójki” w Hiszpanii lub nawet „czarnym koniem” w rozgrywkach Europejskich.

Kadrowo Sevilla, mimo wszystko, nie posiada aż tak wielkich nazwisk jak Barcelona czy Real, lecz jak wiadomo „nazwiska nie grają”:
-Bramkarz: Andres Palop – kapitan drużyny, od 2005 roku związany z klubem z Andaluzji. Dyryguje grą defensywną zespołu. Stanowi o sile obrony. Mimo 36 lat, nadal pierwszy bramkarz Sevilli.
-Obrona: pozycja ta stanowi pewnego rodzaju „mieszankę doświadczeń”. W kadrze Ivice Dragutinovica, Sebastiana Squillaci’ego uzupełniają młodzianie Federico Fazio i David Prieto. Warto w tym momencie wspomnieć, że po 6 kolejkach, Sevilla straciła zaledwie 4 gole, tyle samo co Real Madryt. W rozgrywkach hiszpańskich mniej straciła jedynie Barcelona – 3 bramki.
-Pomoc: W tym sezonie, w klubie z Andaluzji (z resztą jak to zawsze bywało), brylują skrzydłowi. Diego Capel, czy Jesus Navas potrafią „wkręcić w ziemię” nie jednego bocznego obrońcę. Ofiarą tego ostatniego padł np. Marcelo z Realu. Środek pola solidny: Renato, Aldo Duscher, oraz Didier Zokora. Twardzi, bez skrupułów powstrzymujący ataki rywali.
-Atak: Ta formacja od kilku dobrych lat bez zmian: Federic Kanoute oraz Luis Fabiano. Jednak w tym sezonie dołączył do nich, niechciany w Madrycie, Alvaro Negredo.

Nadal pewnie zastanawiacie się „czemu ten człowiek tak wierzy w Sevillę” – po prostu, kibicuje jej od lat. Wierzę w nich cały czas. Mimo że osoba trenera Manuela Jimeneza nie jest aż tak bardzo znana w świadku piłkarskim, zespół gra jak natchniony nie tylko w Hiszpanii, ale również i w Lidze Mistrzów. Jak tak dalej pójdzie, ci chłopcy osiągną coś wielkiego. Nie tylko tak jak w sezonie 06/07 walkę o mistrzostwo w lidze, ale moim zdaniem nawet pójdą o krok dalej. Zwyciężą w tych rozgrywkach.

Lecz jak taki „mały” klub w porównaniu do Barcelony czy Realu może to zdziałać? Dla mnie jest na to pytanie prosta odpowiedź. Nie tylko przez to, że posiadają duże ambicje. Nie tylko przez to, że posiadają wolę walki. Lecz głównie przez to, że w spotkaniu z tą dwójką, nie występują w roli faworytów. W porównaniu do klubu z Madrytu, nie dochodzi w szatni do kłótni typu „czemu znów ławka? Mam wielkie nazwisko!”.

Jak już wcześniej wspomniałem nazwiska nie grają, tylko ludzie, a Sevilla bez wątpienia tworzy zgraną paczkę, bez kłótni i nieporozumień. Dzięki temu czynnikowi, w moim przekonaniu, zajdą na prawdę daleko. Kibicować im będę z całego serca,tak, jak to robie od dobrych 9 lat. Dodatkowo, jako fan klubu z Andaluzji, mam wielką chęć zaśpiewać z całego serca, przed ostatnim meczem obecnego sezonu: „Vamos mi Sevilla! Vamos Campeon!” („Do przodu Sevillo! Do przodu po mistrzostwo!”). Czego Wam (sympatykom Sevilli) oraz sobie życzę.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/17/czy-sevilla-ma-szanse-na-mistrzostwo/feed/
In Sevilla we trust. http://soccerlog.net/2009/10/04/in-sevilla-we-trust/ http://soccerlog.net/2009/10/04/in-sevilla-we-trust/#comments Sun, 04 Oct 2009 21:55:16 +0000 Kay http://soccerlog.net/2009/10/04/in-sevilla-we-trust/ Czy można sobie wyobrazić nudniejszy scenariusz dla La Liga niż rywalizacja Realu i Barcelony z resztą stawki zostawioną daleko z tyłu? Cóż, zapewne zależy to od tego, czy odpowiedzi będzie udzielał fan Królewskich lub Dumy Katalonii, czy też kibic któregoś z pozostałych 18 zespołów La Liga.
»Czytaj dalej

Tagi:

]]>

Czy można sobie wyobrazić nudniejszy scenariusz dla La Liga niż rywalizacja Realu i Barcelony z resztą stawki zostawioną daleko z tyłu? Cóż, zapewne zależy to od tego, czy odpowiedzi będzie udzielał fan Królewskich lub Dumy Katalonii, czy też kibic któregoś z pozostałych 18 zespołów La Liga.

Dziennikarze ten sezon sprowadzili do rywalizacji Realu i Barcelony jeszcze zanim się on na dobre rozpoczął, zakładając, że reszta ligi będzie tylko tłem. Ciekawe, że robią to praktycznie przed każdym kolejnym sezonem La Liga, a ostatecznie naprawdę rzadko walka o tytuł mistrza Hiszpanii jest wyłącznie dwubiegunowa. A przecież Barcelona w tym dziesięcioleciu zdobyła tylko o jeden tytuł więcej niż Valencia. Ostatni sezon faktycznie był rozgrywką między Realem a Barceloną, ale w sezonie 2007/08 Villareal zakończył z dorobkiem o 10 pkt większym niż Barcelona! Sezon wcześniej przeszedł do historii jako ten, w którym Barcelona i Real zakończyły sezon z równą ilością punktów, ale drużyną sezonu była Sevilla. Grała najrówniej, najlepiej ale zmarnowała wiele okazji by objąć prowadzenie w tabeli i ostatecznie skończyła 5 pkt za Barcą i Realem. Sezon wcześniej Sevillę na piątym miejscu od Realu na drugim dzieliły zaledwie dwa punkty. Dwa sezony wcześniej mistrzem była Valencia.

Skąd więc pewność, że ten sezon miał być jedynie rozgrywką między Realem a Barcą? Przecież Villareal, Atletico, Valencia i Sevilla wszystkie w swoich składach mają zawodników klasy światowej. Początek sezonu jednakże brutalnie zweryfikował nadzieje niektórych z nich. Valencię i Atletico pogrążają kiepskie formacje defensywne, których błędów światowej klasy zawodnicy ofensywni nie potrafią zrekompensować. Villareal zaspało na starcie i do dzisiaj nie potrafi wystartować. Przegrywa zarówno gdy gra dobrze jak i gdy gra źle. W tym momencie miejsce w LM wydaje się już być szczytem marzeń.

Inaczej jednak ma się sytuacja z Sevillą. Drużyna, którą od początku powinno się typować na najgroźniejszego rywala Realu i Barcelony – to oni w końcu zajęli rok temu trzecie miejsce. Pośród zachwytów nad formą z początku sezonu wielkiej dwójki, umknęło wszystkim, że oprócz otwierającej sezon porażki na Mestalla Sevilla wygrała cztery kolejne mecze z rzędu. A teraz po zwycięstwie nad Realem zrównała się z nim punktami. Po zwycięstwie zdecydowanie zasłużonym, dodajmy.

I nie ma się czemu dziwić. Sevilla ma szeroki, mocny, konsekwentnie budowany skład. Posiada po dwóch zawodników na każdą pozycję zdolnych grać na bardzo wysokim poziomie. Prawa obrona to Sergio Sanchez i Abdoulay Konko, lewa Fernando Navarro i Adriano, francuski środek Squillaci i Escude wspierają Fazio i Dragutinovic. Navas, Perotti i Capel zapewniają ostrą konkurencję na skrzydłach, o pozycję defensywnego pomocnika walczą Zokora z Duscherem, a o tą nieco bardziej ofensywnego – Romaric z Renato. W ataku duopol Fabiano i Kanoute próbuje rozbić Negredo, a dalsze opcje oferują Kone i Chevanton. Każdy z tych zawodników to przynajmniej zawodnik bardzo solidny. Navas, Kanoute i Fabiano to gwiazda klasy światowej. Perotti to materiał na kolejną.

Nie wszystkich w poprzednim sezonie przekonał trener Manolo Jimenez (ze mną włącznie). Bo i faktycznie spoglądając na grę Sevilli można odnieść wrażenie, że może wcale nie tak trudno jest ułożyć dobrą drużynę.

Sevilla gra tak klasycznie jak to tylko możliwe – klasyczne 4-4-2 z parą wielozadaniowych środkowych pomocników, z których jeden jest nastawiony nieco bardziej defensywnie a drugi ofensywnie. Skrzydłowy grają klasycznie do linii końcowej (choć i do środka schodzą często wypuszczając skrzydłem bocznych obrońców) dośrodkowując na rosłych napastników. To jednak nie znaczy, że gra Sevilli jest prosta. Porządną iskrę kreatywności zapewniają Renato oraz skrzydłowi, Kanoute z kolei wprowadza w błąd swoją fizjonomią, bo zamiast ograniczyć się do zgrywania i zagrywania piłek głową, jak przystało na napastnika jego postury, potrafi świetnie kreować akcje, dośrodkowywać czy odgrywać. Wszystko jest wsparte świetnie wyuczonymi schematami, które pozwalają akcje rozgrywać na pamięć. Warto również odnotować świetne lato transferowe. Sevilla w końcu nie straciła żadnego ważnego zawodnika a wzmocniła się w każdej formacji – utalentowanym młodym prawym obrońcą Segio Sanchezem, znakomitym Zokorą oraz jednym z najlepszych hiszpańskich napastników młodego pokolenia Negredo. W efekcie Sevilla gra atrakcyjnie, skutecznie i solidnie w obronie (oprócz meczu otwarcia straciła jeszcze tylko dwie bramki, w tym tą strzeloną przez Pepe).

Paradoksalnie słabość Atletico, Villareal i do pewnego stopnia Valencii może sprawić, że jedyna z nich od początku prezentująca wysoki poziom poważnie zagrozi Realowi i Barcelonie. Czy na tyle by na serio zawalczyć o mistrzostwo? Wątpię, ale mimo wszystko Sevilla powinna zagwarantować świadomość Barcy i Realu, że w razie potknięcia za ich plecami czeka silna ekipa gotowa wykorzystać każdą oznakę słabości. Z korzyścią dla wszystkich fanów hiszpańskiej piłki.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/04/in-sevilla-we-trust/feed/
Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/ http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/#comments Tue, 29 Sep 2009 10:52:39 +0000 Uleslaw http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/ Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci Trzy kolejki w dwa tygodnie – to był wariacki okres dla fanów Primera Division. 19 meczów do obejrzenia na żywo, więc najwytrwalsi przy telewizorach i monitorach komputerów spędzili 1710 minut. Było warto – za nami już przecież 13% sezonu! Czas na wspomnienia i refleksje – dziś pod lupę wzięta zostanie Wielka Szóstka.
»Czytaj dalej

Tagi: Atletico Madryt, FC Barcelona, Real Madryt, Sevilla FC, Valencia CF, Villarreal,

]]>
Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci
Trzy kolejki w dwa tygodnie – to był wariacki okres dla fanów Primera Division. 19 meczów do obejrzenia na żywo, więc najwytrwalsi przy telewizorach i monitorach komputerów spędzili 1710 minut. Było warto – za nami już przecież 13% sezonu! Czas na wspomnienia i refleksje – dziś pod lupę wzięta zostanie Wielka Szóstka.


Real Madryt,

czyli wciąż czekający na dobry mecz lider

Ronaldo, pomoc i hibernacja

Grasz z Realem? Nie prześpij pierwszych dwóch minut i nie dopuść Ronaldo do strzału. Zapomnisz się i nierozgrzany bramkarz spóźni interwencję. Zasady tej nie znali piłkarze Xerez oraz Villarreal, więc po minucie mieli już co odrabiać. Królewscy grają jednak fair – jakby trochę zasmuceni szybkim prowadzeniem oddają inicjatywę rywalom, zasypiając na dobre 2/3 spotkania. Turystyczno-spacerowe tempo rozgrywania akcji, niedokładne podania, niemrawe kontrataki, nieskuteczne dryblingi – tak wygląda Real po zdobyciu gola. Brak zgrania – mówią sympatycy. Brak drużyny – precyzują złośliwcy z Katalonii.

Gwiazdy Realu czasem czekają, aż ktoś inny wygra za nie mecz. Z czasem wspomoże życzliwy sędzia lub bezmyślne dreptanie wreszcie kogoś znuży. W pojedynkę przesądzają o wyniku, ale gromadnie się rozleniwiają. Jeśli niezgrany Real tak zdecydowanie wygrywa, to co będzie, gdy zacznie grać płynnie? – entuzjazmują się optymiści. A zacznie? – sceptycyzm właśnie przeżywa swój renesans.

Prawie zbędny jest atak – spektakularna pomoc bywa samowystarczalna, bramki woli zdobywać własnonożnie, nie angażując bardziej wysuniętego rodzynka. Napastnicy mają naprawdę ciężki żywot – najchętniej nikt by im w ogóle nie podawał, tylko z przyzwoitości robią to Guti bądź Kaka. Dopiero w drugiej połowie meczu z Tenerife Benzema załamał nieciekawą tradycję – najgorszym piłkarzem na boisku nieodmiennie bywał dotąd osamotniony napastnik. Zasada poległa nie dlatego, że Karim dostał i wykorzystał świetne podanie – powodem był błąd rywala oraz bramka z główki. Gdyby nie wyskoczył najwyżej, a potem nie natarł dziko na obrońcę, mało kto by uwierzył, że Benzema w ogóle był na boisku.

Taktyka na Real? Elastyczna obrona

Po szybkiej stracie bramki Xerez było już przegrane, starał się Villarreal, ale po pochopnym usunięciu z boiska Gonzalo Rodrigueza każda akcja organizowana była ze świadomością, że środka obrony pilnuje tylko Godin. Pewnie byłoby więcej emocji, gdyby nie głupia ręka Angela. Ale jak grać z Realem pokazała dopiero Tenerife.

Z przyjemnością patrzyłem na inteligentną grę obrońców Tete. Dużo ruchu, wyprzedzanie rywali i przecinanie podań musiało doprowadzać Królewskich do pasji, szczególnie, że na Santiago Bernabeu na bramkę czekało kilkadziesiąt tysięcy podirytowanych kibiców. Wysiłek całej pierwszej połowy zepsuła główka Benzemy, a nadmierne otwarcie się przyniosło kolejne trafienia. Sygnał jednak poszedł w świat – Realu nie trzeba próbować powstrzymywać już na ich połowie, nie trzeba nawet szaleńczo naciskać ani brutalnie atakować, murowanie bramki jest zbędne – należy sporo biegać wszerz boiska, nie dopuszczając tylko do strzału z dystansu i nie bać się startować do przejęcia każdego podania czy bezpańskiej piłki. Mało który z piłkarzy rywala będzie zainteresowany biegowym pojedynkiem.

Zalecałbym dość delikatny odbiór – niektóre z gwiazd Realu potrafią przekonująco wić się na murawie i prowokować kartki. Można pozwalać Królewskim na niegroźne, indywidualne rajdy, jeśli zawodnik będzie schodził na boki – osamotniony łatwiej zgubi piłkę. Rozciąganie gry to dobry pomysł, bo w Realu ciągle szwankuje współpraca. Im większe odstępy pomiędzy piłkarzami, tym większe prawdopodobieństwo, że dłuższe podanie zostanie przecięte przez przygotowanego do tego obrońcę.

Problemem są indywidualne zdolności. Kaka zawsze zrobi dużo wiatru, dlatego jego jednego można bardziej naciskać i ograniczać mu pole manewru. Ronaldo nie jest szczególnie groźny, gdy popędzi skrzydłem. Jeśli jednak zacznie schodzić do środka, nie wolno dać mu miejsca by strzelił. Najgroźniejszy bywa w pełnym biegu, bądź gdy ma miejsce błyskawicznie przyspieszyć – wówczas zawsze powinien być ktoś, kto przetnie mu drogę zaraz po tym, jak ucieknie pierwszemu zawodnikowi. Można go trochę prewencyjnie poobijać, by rozjuszony próbował czarować swoją techniką – przekładaniem nóg nad piłką. Ciągle chyba nie wie, że tym w Hiszpanii furory nie zrobi.

Jeśli Sevilla ze swoją równie ruchliwą defensywą skopiuje model gry Teneryfy, Real powinien stracić pierwsze punkty w sezonie. W ofensywie Fabiano, Kanoute, Negredo, Perotti, Navas, Renato i Capel są bowiem o wiele bardziej żywiołowi, precyzyjni i skuteczni, niż źle ze sobą współpracujący Alfaro, Nino i Kome.


FC Barcelona,

czyli to samo co przed rokiem

Blitzkrieg trwa

Jaka jest różnica pomiędzy Realem a Barceloną? Real zasypia, gdy prowadzi jedną bramką, Barcelona – czterema. By rozbudzić w sobie żądzę zmiażdżenia przeciwnika, Blaugranie wystarczy jeden gol, Real potrzebuje ze trzech.

Rozpędzona Barca to lawina nieszczęść, zatrzymać mogłoby ją tylko pole ognia i siarki, ale mało który zespół po stracie bramki zdolny jest wytworzyć w sobie dość energii, by gasnąca iskierka nadziei błysnęła radosnym płomieniem i pomogła powstrzymać nacierający lodowiec. Entuzjaści historii nie muszą długo szukać porównań – gra Barcy to klasyczny Blitzkrieg. Pierwsza bramka nie tyle jest celem natarcia, co środkiem do złamania rywala. Po niej przychodzą kolejne i dopiero potem można spokojnie regenerować siły na następną kampanię. Kanonada strzałów, bombardowanie bramki i nękanie obrony zabójczymi szarżami nie trwa długo – góra kilkanaście minut i już jest po sprawie. I tylko Guardiola sieje w mediach propagandę, że nie podoba mu się odpuszczanie, że jego zespół powinien ciągle atakować i kontrolować mecz. Sam jednak dobrze wie: intensywna okupacja nie ma sensu, kosztowałaby zbyt wiele sił. Wystarczy naciskać aż obrona pęknie, wpaść, splądrować, dokonać rzezi i odejść, by korzystać z łupów.

Pep jednak wiedział co robi, gdy wymieniał Eto’o na Zlatana. Szwed wprawdzie sporo psuje, jest łapany na spalonym i ogólnie nie przemęcza się zbytnio na boisku, ale sprawia, że o przełamanie teraz jeszcze łatwiej, bo do bramki czasem wystarczy zaledwie jedna górna piłka. Czy nie wystarczyłby Guiza lub Fernando Llorente? Może, ale zdobywcy potrójnej korony można pozwolić na lekką ekstrawagancję.

Wszystko można przeżyć

To jednak nie tak, że Barcelona musi wychłostać każdego. Już przed rokiem Betis, Valencia czy Chelsea pokazywały, że sposób istnieje. Próbowała go Malaga, przynosił całkiem niezłe rezultaty, ale brakło trochę szczęścia, konsekwencji i siły. Cóż to za taktyka? Metoda do skomplikowanych nie należy – jest prosta, wręcz prostacka, biorąc pod uwagę jej główne założenia. Barcelonę należy pacyfikować z dala od swojej bramki, nie wolno nigdy cofać nogi i trzeba grać wykorzystując atuty fizyczne. Broń Boże nie dać rozciągnąć gry, wypada maksymalnie zagęszczać przestrzeń i rzucać się pod rywali przy każdym ich kroku. Nie można pozwalać im zbyt blisko bramki powozić piłkę, bo zaraz zgotują z tego jakieś nieszczęście. Real niech tam sobie trochę podaje – i tak najgroźniejsi są w akcjach indywidualnych, ich dogrania bywają czytelne i można łatwo odzyskać piłkę. Gra przeciw Barcelonie wymaga nieludzkiego wysiłku, bo doskok do rywala – już w okolicach 35-40 metra – powinien być natychmiastowy i agresywny. Co więcej, jak w szachach wygrywa ten, kto przewiduje parę ruchów naprzód, tak grając z Barceloną należy wczuć się w myślenie piłkarza posiadającego piłkę i pilnować tych, do których może on podawać. Niech musi wycofać ją do obrońców, albo bezproduktywnie posłać na bok.

Niech Messi wie, że gdy wypuści sobie piłkę zbyt daleko, to nie powinien za nią bardziej gonić, bo straci nogę od wariackiego wejścia obrońcy. Xavi niech ciągle musi opędzać się od wściekłych ataków, Iniestę można w okolicach połowy boiska nieco poobijać, a wszystkich złośliwie kopać po kostkach. Co? Nie jest to zbyt etyczne? Strzelanie czterech bramek w 10 minut i zadeptanie upadłego na duchu to też mało chrześcijański obyczaj.

Problem może być ze Zlatanem. Najłatwiej chyba uprzykrzać życie rozgrywającym piłkę Katalończykom i nie dać im celnie wrzucić, niż walczyć w powietrzu ze Szwedem.

Nie mniej ważne od konsekwentnej taktyki będzie nastawienie duchowe, pozwalające ustaloną strategię uskuteczniać: sesja kilkunastu slasherów przed meczem, dwie wizyty w miejskiej rzeźni i udział w czarnej mszy. Żądza świeżej krwi i zdruzgotanych kości – gwarantowana.

Kiedy Barca straci pierwsze punkty? Daj Bóg już z Valencią na Mestalla, może jeszcze dwa tygodnie później w Pampelunie, albo w 11 kolejce, na San Memes. Niemożliwe, aby z kompletem dotrwała do Gran Derbi. Po drodze przynajmniej jeden równie silny w ofensywie rywal i dwójka grających w obronie tak, jak Barcelona najbardziej nie lubi.

Na otwartą grę i wymianę ciosów w Hiszpanii mogą się zdecydować chyba tylko – i to przy dobrych wiatrach – Valencia, Real, Villarreal i Sevilla. Reszta musi się skłębić i jadowicie kąsać, żeby przetrwać największą nawałnicę.


Sevilla,

czyli inny kandydat do tytułu jednak istnieje

Filar

Co jest najmocniejszą stroną Sevilli? Zabójczy atak, z wyrośniętym, szybkimi i precyzyjnymi Fabiano, Kanoute i Negredo? Dynamiczne skrzydła, z palącymi się do gry Perottim, Navasem, Adriano i Capelem? A może defensywa złożona z przewidujących i skocznych Escude i Squillaciego, oraz agresywnych Sergio Sancheza, Konko, Fernando Navarro? Chyba jednak środek pomocy gdzie rządzą wielcy, silni, wytrzymali i pracowici Romaric, Zokora, Lolo albo Dusher oraz kreatywny Renato. Szczególnie kreatywny Renato.

Gdy brazylijskiego dyrygenta gry Sevilli nie ma na boisku, Palanganas grają jakby byli trzema oddzielnymi zespołami – atakiem, pomocą i defensywą. Choć każda formacja jest piekielnie groźna i trudna do zatrzymania bądź sforsowania, gdy funkcjonują w symbiozie, precyzja wypiera lekki chaos i żadna akcja nie jest ciągiem przypadkowych podań. Właśnie Renato spaja wszystko w jedną zabójczą całość, rozdziela piłki, myśli za partnerów, dośrodkowuje z rzutów wolnych czy rogów. Prócz tego groźnie strzela – choć to żaden ewenement wśród pomocników Sevilli – oraz wybitnie gra głową. Manolo Jimenez stosuje rotację i pary środkowych pomocników dobiera pod konkretnego rywala, czasem preferując przewagę fizyczną nad finezją w grze, ale najgroźniejsza i najlepiej ułożona wydaje się Sevilla wtedy, gdy to Renato jest na boisku.

Najrówniejsza kadra

Gdyby w lidze hiszpańskiej każdy piłkarz mógł grać tylko co drugie spotkanie, sezon wygrałaby Sevilla. Próżno gdzie indziej szukać tak silnej kadry, równocześnie tak bardzo wyrównanej. Chcieliby w Katalonii, by o Pedro czy Jeffrenie można było mówić jako o wartościowych zmiennikach Messiego czy Iniesty, w Madrycie o van der Vaarcie jako alternatywie dla Kaki czy o jakimś substytucie Ronaldo, w Valencii o następcy Villi i kimś równie kreatywnym jak Silva czy Banega. W Sevilli dwójka napastników ma równorzędnego zmiennika, na skrzydłach może zagrać czwórka zabójczych zawodników, boki obrony mogą być zmieniane co mecz, a o miejsce środku pomocy bije się pięciu podobnych piłkarzy. Oczywiście, można uznawać wyższość Renato nad Dusherem czy Adriano nad Fernando Navarro, ale w żadnym innym zespole zmiana nawet czterech czy pięciu zawodników z poprzedniego meczu nie wywołałaby tak minimalnych zmian stylu i efektów gry.

Sevillę gra na trzech frontach będzie kosztowała nieporównywalnie mniej, niż Barcelonę i Real. Następny weekend pokaże, czy można już mówić o trzech równorzędnych siłach. Uznanie przebudzonej Sevilli za trzecią jakość w hiszpańskim futbolu jest już chyba oczywiste. Cztery ostatnie niebłahe wiktorie powinny wywoływać w Madrycie poważny niepokój co do wyniku najbliższej konfrontacji.


Valencia,

czyli jak to jest mieć najbardziej nierówny skład na świecie

Chaos nade mną i chaos pode mną…

Do ostatniej kolejki nie można było mieć pewności, czy najgorszą defensywą w całej lidze szczycić się może Valencia, czy jednak Atletico Madryt. Mecz na Mestalla przyniósł rozstrzygnięcie – konkurs wygrała defensywa Los Ches, i to w spektakularnym stylu. Nagrodę indywidualną śmiało można przyznać Alexisowi Ruano. Serdecznie gratulujemy.

Już kiedyś sugerowałem, że czasy w których Valencia słynęła z poukładanej gry obronnej minęły bezpowrotnie, ale nawet w najgorszych koszmarach nie wyśniłem scenariusza, jaki zrealizował się w ostatnich trzech spotkaniach. Podawanie do rywali, wdawanie się w pojedynki i tracenie piłki w roli ostatniego obrońcy, wywracanie się przed atakującym przeciwnikiem we własnym polu karnym, zostawianie niepilnowanych zawodników i nie trzymanie się swojej pozycji, fatalnie spóźnianie pułapek ofsajdowych i ogólna panika w każdej sytuacji, szczególnie będąc pod presją – to w skrócie obraz gry obronnej Valencii. Cztery z tych sześciu cech przypisać można Alexisowi (1, 2, 3, 6), również cztery, choć w mniejszym natężeniu – Mathieu (1, 2, 5, 6), jedną Bruno (4), i tylko jeden Dealbert zupełnie nie pasuje do kolegów. Ma prawo – do tej pory grał tylko w drugiej lidze, więc nie zorientował się jeszcze, że w Primera napastnicy są o wiele bardziej groźni i bezwzględnie należy głupieć w ich obecności.

Nie wiem co zrobiliście z prawdziwym Banegą, ale my zatrzymujemy sobowtóra

Tak jak i przed dwoma tygodniami zasłużył na osobny akapit. Kandydat do jedenastki sezonu, a na pewno na objawienie sezonu. Regularnie co parę minut uruchamia skrzydłowych bądź Villę posyłając dokładną, prostopadłą piłkę, przecina akcje rywali i wyprowadza kontrataki. Absolutnie nie do poznania. Przed rokiem w Atletico więcej szkodził niż pomagał, a teraz? Gdyby Xavi, Xabi Alonso i Renato zechcieli założyć kiedyś Stowarzyszenie Najwybitniejszych Rozgrywających La Liga, to pojawił im się właśnie czwarty do brydża na zimowe posiedzenia zarządu.

¡Dios, z kim my gramy!

Frustrująca musi być dla najwybitniejszych piłkarzy Valencii – Villi, Banegi, Silvy, Maty, Pablo czy Joaquina – gra z taką defensywą. Ile by nie strzelili, tyle – lub więcej – tamci stracą. Nie trudno byłoby zrozumieć rozgoryczenie i spadek zaangażowania. Wprawdzie nie można jeszcze mówić o czymś takim, ale jednak Silva czy Mata trzech ostatnich spotkań nie zagrali bajecznie. Co będzie, gdy rozżalenie sięgnie apogeum? Trudne zadanie czeka Unaia Emery’ego. By zwyciężać, nie wystarczy więcej wymagać od ofensywy, ciągle mając tragiczną obronę. A Emery nie bardzo radzi sobie z usprawnianiem defensywie – poprawy nie widać, a w każdym wywiadzie zapewnia, że gra z tyłu przejdzie renowację.

Co ciekawe, żadnych animozji chyba nie będzie czuł Villa, humorzasty przecież nieco w ostatnich latach. El Guaje zaczynał bardzo niemrawo, jakby ciągle przeżywając bardzo intensywny okres transferowy, ale teraz wrócił do swego stylu – nie kończy jeszcze niby każdej akcji zabójczym strzałem, ale gra jakby chciał w pojedynkę zabiegać obrońców rywali i udowodnić przy tym, że Ibrahimovic czy Benzema są napastnikami na dwukrotnie niższym levelu.


Atletico Madryt,

czyli jak mieć drugi najbardziej nierówny skład na świecie

Transferowe wróżby zaskakująco prawdziwe

Przewidywali kibice, przewidywali dziennikarze, przewidywali postronni obserwatorzy – nie potrafili przewidzieć tylko ci, którzy bezwzględnie powinni – zarząd Atletico. Mowa oczywiście o okienku transferowym, w którym Atletico pozbawiło się szans na powtórzenie sukcesu z dwóch ostatnich lat.

Obrona Atletico naprawdę gra fatalnie. Gdyby Barcelonie chciało się w tym meczu grać, a nie bawić, dwucyfrowy wynik byłby dość prawdopodobny. Rojiblancos zostali rozniesieni od niechcenia, bo każda, nawet najbardziej leniwa akcja Barcelony kończyła się w polu karnym Atletico. A tam nie bardzo wiedzieli co ze sobą zrobić obrońcy stołecznego klubu. Zero ruchu, zero pomysłu na odbiór czy przejęcie piłki. Trudno nawet powiedzieć, by grali oni w tym spotkaniu – raczej wzięli bierny udział, wkładając mniej zaangażowania, niż publiczność na Camp Nou, reagująca okrzykami radości co kilkanaście minut.

Trudno wygrywać, gdy obrona nie bardzo interesuje się grą. Nawet mając w składzie Forlana, Jurado czy Aguero. Szczególnie, że i oni potrafią dość profesjonalnie zawalać spotkania. Teoria, że celność Forlana rośnie proporcjonalnie do wzrostu odległości od bramki, powinna wkrótce zostać ogłoszona prawem przyrody. Dość już rozegrał meczów, by sformułować indukcyjny dowód.

Manu del Moral, Lafita, Sergio Sanchez, Pedro Leon, Luis Felipe, Duda, Marcano, może nawet Cata Diaz czy Lopo – cała świta dobrych transferów przeszła Rojiblancos koło nosa. No ale trzeba było poświęcić Forlana bądź Aguero, by zdobądź pieniądze na kilka wzmocnień i zbalansowanie kadry.

Potrzebny trener, nie idol

Nie czy> tylko kiedy? wyleci Abel Resino, zastanawiają się już fani Atletico. Może i był w tym zespole gwiazdą, jest żywą legendą, ale od charyzmy i autorytetu gra nie poukłada się sama. Konieczny jest trener-taktyk, zdolny ze stosu drewna ułożyć nawet nie jakiś mur, co najmniej wymyślny płot. Kandydatami prasy są Schuster, Spaletti, Flores i Aragones.

Mędrca bym nie życzył największemu wrogowi. Jak on weźmie się za układanie składu, to Forlan wyląduje w centrum boiska, Aguero na skrzydle, a Reyes awansuje na wysuniętego napastnika. O miejsce w składzie nie musieliby się za to martwić środkowi pomocnicy – im ich więcej, tym lepiej, więc Jurado, Cleber, Assuncao i Raul Garcia mogliby stale tworzyć zgrany kolektyw. Wyznaję pogląd, że Hiszpania Euro wygrała nie dzięki Aragonesowi, ale pomimo niego, gdyby dobrał się on do kadry Atletico, chaos osiągnąłby monstrualne rozmiary. Takie, że momentalnie wyłoniliby się z niego Uranos i Gaia.

Podobnie może być w przypadku Niemca oraz Włocha. Schustera kompromituje nieszczelna defensywa Realu, Spaletti uchodzi za piewcę futbolu ofensywnego. Ja bym polecał Floresa, za jego czasów Valencia nie grała może najpiękniej (kiedy Atletico grało pięknie…), ale strzelenie jej bramki to naprawdę był wyczyn. Quique od zaraz, a może jeszcze będzie coś z Rojiblancos tego roku.


Villarreal,

czyli jak w miesiąc przestać umieć wygrywać

Ernesto, coś ty zrobił!

Pytanie nie jest zarezerwowane tylko dla fanów Amarillos, raczej zadaje je sobie każdego wieczora sam nieszczęsny trener. Nie tak to miało wyglądać! Villarreal gra zabójczo niepewnie, a brak przekonania do własnych możliwości wzrasta, nie maleje. Fernando Roig nie przywykł do szybkiego wyrzucania szkoleniowców, więc Valverde nie jest jeszcze przekreślony, ale musi działać szybko. Jeśli jego zespół nie przełamie się w nadchodzących kolejkach, to trener postrada zaufanie ze strony własnych podopiecznych. Oni permanentnie nie wiedzą co mają robić na boisku. Nerwy muszą mieć napięte jak struny – wystarczy lekko przycisnąć, szybko zdobyć bramkę, by każdy dostał lekkiej paranoi – przestał widzieć partnerów, a wszędzie dostrzegał krwiożerczych rywali, usportowionych wampirów, którzy wbrew własnej naturze wykazują spore zainteresowanie piłką.

Opanowanie przychodzi z czasem. Wraca gra zespołowa, wraca szybkość i precyzja, udaje się przejąć kontrolę nad meczem, ale czasem brakuje szczęścia, czasem sił. I przepadają kolejne punkty, a rywale nie marnują czasu.

Czekać na przełamanie

Poprawa nadejdzie. Piłkarze Villarreal nie stracili swych umiejętności, potrafią stworzyć groźne akcje, ale muszą zapomnieć o wynikach, skupić się na rywalu, przestać przeliczać uciekające punkty. Pierwsze dwa mecze były specyficzne, dopiero klęska w Bilbao dała więcej do myślenia. Z Realem pewnie poszłoby ciut lepiej, gdyby sędzia nie sprzyjał Królewskim – wyrzucenia Gonzalo przy pobłażaniu zachowaniu Lassa i Gago inaczej nie da się określić. Ten mecz pokazał jednak ducha walki i siłę ambicji, czyli wszystko, co na dobre kilkadziesiąt minut zdruzgotało fantastyczne uderzenie Juca’y, w meczu Villarreal z Deportivo. Z upływem czasu strzały Senny, Cazorli i Rossiego stawały się coraz bardziej celne, ale brakło zimnej krwi do wywiezienia choćby punktu z Riazor.

Następny rywal: Espanyol na El Madrigal. Zacząć ze spokojem, swobodnie rozgrywać i czekać na dogodną szansę – ona przyjdzie na pewno. Jeśli Valverde wpoi tę zasadę swym podopiecznym, Żółta Łódź powinna minąć górę lodową i wreszcie ustabilizować swój kurs.

Poważnym problemem są kontuzje – ledwo wyleczony Senna odnowił uraz już w pierwszym meczu, z Osasuną, z Athletic wyleciał Ibagaza, z Deportivo stopę pogruchotał sobie Godin. W co drugim meczu kluczowy piłkarz trafia na ortopedię. Senna jest już w pełni sił, ale Godin i Ibagaza od futbolu odpoczną nieco dłużej. Tym spokojniej trzeba będzie zagrać z Espanyolem – obrona nie będzie już tak szczelna, braknie też prostopadłych podań.
Dwie najbliższe kolejki będą kluczowe – po Espanyolu wyjazd ze słabym Xerez, więc jeśli nie teraz, to kiedy?

Similar Posts:]]> http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/feed/ Piłkarskie marzenia Luisa Fabiano http://soccerlog.net/2009/08/07/pilkarskie-marzenia-luisa-fabiano/ http://soccerlog.net/2009/08/07/pilkarskie-marzenia-luisa-fabiano/#comments Fri, 07 Aug 2009 10:00:53 +0000 Xabier http://soccerlog.net/2009/08/07/pilkarskie-marzenia-luisa-fabiano/ Piłkarskie marzenia Luisa Fabiano Marzenia w świecie piłkarskim występują na co dzień. Może i są one większe niż te które mamy my, ale równie cenne. Każdy z młodych zawodników, zaczynających dopiero co swoją karierę pragnie osiągnąć coś wielkiego. Jedni chcą grać dla reprezentacji swojego kraju, drudzy w zespole mistrza danej ligi. Są również ci, co swoją dalszą karierę stawiają w takich klubach jak FC Barcelona, Chelsea Londyn, Real Madryt, Juventus Turyn czy AC Milan. Jednym cele przyszłościowe sie udają, drugim niestety nie.
»Czytaj dalej

Tagi: AC Milan, Luis Fabiano, Sevilla FC, transfery,

]]>
Piłkarskie marzenia Luisa Fabiano
Marzenia w świecie piłkarskim występują na co dzień. Może i są one większe niż te które mamy my, ale równie cenne. Każdy z młodych zawodników, zaczynających dopiero co swoją karierę pragnie osiągnąć coś wielkiego. Jedni chcą grać dla reprezentacji swojego kraju, drudzy w zespole mistrza danej ligi. Są również ci, co swoją dalszą karierę stawiają w takich klubach jak FC Barcelona, Chelsea Londyn, Real Madryt, Juventus Turyn czy AC Milan. Jednym cele przyszłościowe sie udają, drugim niestety nie.

Trzeba również pamiętać, że w dużym stopniu jest to zależne od nas jak i od naszego podejścia. Czy gracze pokroju Raula, Del Piero, Maldiniego, Cantony czy Tottiego osiągnęliby to wszystko, co się im udało gdyby nie marzenia i zaangażowanie w każdy trening lub mecz. Czy Messi, C.Ronaldo, Ribery czy Villa byliby tak rozchwytywani na rynku transferowym jak są teraz? Odpowiedź jest jedna – oczywiście że nie.

Jakiś czas temu swoje marzenie wyjawił również brazylijski napastnik Luis Fabiano. W wywiadzie przeprowadzonym pod koniec czerwca otwarcie przyznał, że jego marzeniem od dawna jest gra w zespole AC Milan. Ceni on wielce swój obecny klub, FC Sevilla, w którym czuje sie doskonale. Jednak kim byłby człowiek który nie chciałby osiągnąć swych życiowych pragnień, marzeń?

Na odpowiedź ze strony Rossonierich nie trzeba było czekać zbyt długo. Parę dni po oświadczeniu króla strzelców ostatniego Pucharu Konfederacji sam wiceprezydent mediolańskiego klubu, Adrian Galliani, potwierdził zainteresowanie włoskiej drużyny napastnikiem Sevilli. I od tamtego momentu zaczęły pojawiać się w prasie zagranicznej (głównie włoskiej i hiszpańskiej) doniesienia dotyczące przenosin Fabiano z Hiszpanii do Włoch.

Od początku mówiło się, że AC Milan będzie musiał wyłożyć na stół ofertę pokroju 30 milionów euro gdyż tyle wynosi klauzula odstępnego zapisana w kontrakcie zawodnika. Włoski klub wiedział doskonale, że Sevilla łatwo nie odda bramkostrzelnego piłkarza. Tym bardziej przed zbliżającymi się rozgrywkami Ligii Mistrzów, w której andaluzyjski klub wystąpi dzięki trzeciemu miejscu w Primera Division.

W tym momencie w mediach pojawił się Jose Fuentes, agent zawodnika. Na początku postawił sprawę jasno: „Fabiano zostaje!”. Z biegiem czasu jednak jego wypowiedzi coraz mniej wskazywały na to, by jego klient pozostał w obecnym klubie. Nikt nie potrafi powiedzieć jednak skąd ten szybki zwrot akcji. Może było to tylko po to, by rozruszać Milan aby ten sprowadził Brazylijczyka na San Siro? Jednak najprawdopodobniej klęska w negocjacjach na linii Wolfsburg – AC Milan w sprawie transferu Dzeko wpłynął na dalsze etapy działań Rossonierich.

Pierwszą ofertę – 14-15 milionów euro – odrzucono, to za mało by władze Sevilli pozwoliły nawet na rozmowy w sprawie kontraktu między Fabiano a Milanem. Wtedy do głosu ponownie doszedł Fuentes. Stwierdził początkowo, że 30 milionów jest sumą wygórowaną za 29-letniego zawodnika. Powiedział również, że klub z Andaluzji w czasach kryzysu nie dostanie takich kwot jak przy transferach Daniego Alvesa (2008 rok, przenosiny do Barcelony, kwota to ok 30 milionów euro) czy Sergio Ramosa (2005 rok, przeprowadzka do Realu Madryt, kwota 27 milionów euro). Następnie agent zawodnika zaczął w pewnym sensie pełnić role mediatora między klubami i określił prawdopodobną sumę przy której Sevilla zgodziłaby się na rozmowę dotyczącą kontraktu na linii Fabiano – Milan.

Warto przypomnieć, że okienko transferowe w Europie kończy się w nocy z 31 sierpnia na 1 września. Dokładniej rzecz ujmując ma to miejsce równo o północy. Do tego czasu na pewno będziemy wiedzieć czy marzenie Luisa Fabiano spełni się i będzie on mógł założyć jakże wielce upragnioną koszulkę AC Milan z własnym nazwiskiem i numerem na plecach. Co prawda wizja ta oddaliła się w związku z pozyskaniem przez Rossonerich Klaasa Jana Huntelaara. Jednak jak to w piłce bywa, nigdy nic do końca nie wiadomo. Każdy piłkarz ma przecież prawo żyć marzeniami i próbować osiągnąć je czy to w latach początku kariery seniorskiej czy już w wieku zbliżonym do trzydziestki. W końcu, jak to mówią, życie zaczyna się po trzydziestce.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/07/pilkarskie-marzenia-luisa-fabiano/feed/