Soccerlog.net » Primera Division http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Piękny gest w El Clasico! http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/ http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/#comments Sun, 11 Apr 2010 18:30:55 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/ Piękny gest w El Clasico! Konfrontacje Realu Madryt i FC Barcelony są dla Hiszpanów najważniejszymi spotkaniami Primera Division w ciągu całego sezonu. Są to mecze, na które czeka cała piłkarska Europa, które wzbudzają niezwykle wielkie emocje długo przed każdym ligowym starciem. Wczoraj obie jedenastki spotkały się 160. raz w historii, a konfrontacja obu ekip traktowana była jako mecz, który mógł rozstrzygnąć losy tytułu mistrzowskiego.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Real Madryt,

]]>
Piękny gest w El Clasico!
Konfrontacje Realu Madryt i FC Barcelony są dla Hiszpanów najważniejszymi spotkaniami Primera Division w ciągu całego sezonu. Są to mecze, na które czeka cała piłkarska Europa, które wzbudzają niezwykle wielkie emocje długo przed każdym ligowym starciem. Wczoraj obie jedenastki spotkały się 160. raz w historii, a konfrontacja obu ekip traktowana była jako mecz, który mógł rozstrzygnąć losy tytułu mistrzowskiego.

Dla polskich kibiców piłkarskich spotkanie to, do sobotniego poranka, miało charakter czysto piłkarski. Podobnie jak w pozostałych krajach Europy fani z napięciem oczekiwali pierwszego gwizdka sędziego tej jakże ważnej dla Primera Division rywalizacji. Obie jedenastki podchodziły do El Clasico z taką samą ilością punktów, dzielił ich tylko stosunek strzelonych i straconych bramek. Kibice w Polsce, Hiszpanii i całej Europie lub nawet świecie czekali na wielki pojedynek.

W sobotę rano nasze państwo doświadczyło ogromnej tragedii. Żałoba zapanowała w kraju nad Wisłą, a katastrofa, która wydarzyła się w Smoleńsku odbiła się głęboki echem na całym świecie, również w Hiszpanii.
W ciągu dnia podano informację, że spotkanie Gran Derbi Europa poprzedzone zostanie minutą ciszy z powodu tragedii jakiej doświadczyli Polacy. Hiszpanie w obliczu tak wielkiej katastrofy uczynili gest w stronę naszej ojczyzny. Pomimo informacji we wszystkich telewizjach na całym świecie, ludzie, kibice wszelkich zakątków globu, którzy oglądali ten mecz zatrzymali się na chwilę, wyciszyli i złączyli się razem z nami Polakami.

Co ciekawe hiszpańskie media poinformowały, że prezydent Lech Kaczyński zapowiadał, iż stawi się podczas sobotniego hitu, aby na żywo obejrzeć ten fascynujący spektakl. Dwie doby wcześniej jednak odwołał możliwy przyjazd, gdyż musiał stawić się w Katyniu…

Przed pierwszy gwizdkiem sędziego obie jedenastki Realu i Barcelony stanęły na środku boiska i oddały hołd zmarłym w katastrofie pod Smoleńskiem. Na trybunach zapanowała cisza. Piłkarze ze stolicy Hiszpanii założyli czarne opaski na znak jedności z naszymi rodakami. Chwila zadumy, a potem oklaski na Santiago Bernabeu… Był to moment, jakże krótki, ale niezwykle istotny i piękny dla nas, kibiców z Polski.

Zawodnikiem Realu Madryt jest bramkarz Jerzy Dudek. Niewielu kibiców wie, że w obliczu sobotniej tragedii to Polak poprosił władze Królewskich o minutę ciszy przed tak ważną konfrontacją w El Clasico. W rozmowie z Moniką Olejnik w tvn24 były goalkiper Liverpoolu podkreślił, że nikt z zarządu Bloncos nie robił problemu. Prezes Florentino Perez wraz ze swoimi pracownikami okazał wsparcie polskiemu bramkarzowi.

Gwiazdy światowego futbolu, którym na co dzień kibicujemy, obserwujemy przez chwilę zatrzymali się i oddali hołd nam pogrążonym w żałobie Polakom. Kiedy zobaczyłem ten moment bardzo się wzruszyłem, a spotkanie skończyło się dla mnie już po zakończeniu minuty ciszy. Byłem pod wrażeniem zachowania się ludzi, których tak naprawdę ta tragedia nie dotyczy, którzy pragnęli złączyć się razem w bólu z tymi, którzy w naszym kraju go przeżywają. Czasami bywa tak, że mecz poprzedzony jest minutą ciszy. Tym razem ten symbol wyciszenia był na tyle ważny dla nas polskich fanów futbolu, że dotyczył naszej ojczyzny, tragedii która doświadczyła ludzi z nad Wisły.

Należy wyrazić pełen szacunek dla kibiców, piłkarzy, zarządów klubów i hiszpańskiego świata piłkarskiego. Ten mały gest był niezwykle ważny dla Polaków. Gest, za który dziękujemy. Tragedie łączą, co pokazuje ten przypadek.

O spotkaniu Gran Derbi Europa napiszę tylko tyle, że FC Barcelona zwyciężyła wynikiem 2:0 po bramkach Messiego i Pedro.

[*] Pokój duszom, które poległy w tragedii pod Smoleńskiem…

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU. ZAPRASZAM!

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/04/11/piekny-gest-w-el-clasico/feed/
Podtrzymają tradycję? http://soccerlog.net/2010/02/17/podtrzymaja-tradycje/ http://soccerlog.net/2010/02/17/podtrzymaja-tradycje/#comments Wed, 17 Feb 2010 19:20:54 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2010/02/17/podtrzymaja-tradycje/ Podtrzymają tradycję? Juventus Turyn, Arsenal Londyn, Bayern Monachium, AS Roma i FC Liverpool – są to kluby, które przez ostatnie pięć sezonów eliminowały „Królewskich” w Champions League. We wczorajszym meczu Ligi Mistrzów Real Madryt poległ na Stade Girland z Olympique Lyon 0:1. Czy na Los Blancos ciąży fatum 1/8 Champions League? Czy piłkarze Claude Puela dołączą do grona drużyn, które zakończą po raz kolejny marzenia kibiców Realu Madryt o końcowym sukcesie w największy turnieju drużyn klubowych Europy?
»Czytaj dalej

Tagi: Liga Mistrzów, Olympiquq Lyon, Real Madryt,

]]>
Podtrzymają tradycję?
Juventus Turyn, Arsenal Londyn, Bayern Monachium, AS Roma i FC Liverpool – są to kluby, które przez ostatnie pięć sezonów eliminowały „Królewskich” w Champions League. We wczorajszym meczu Ligi Mistrzów Real Madryt poległ na Stade Girland z Olympique Lyon 0:1. Czy na Los Blancos ciąży fatum 1/8 Champions League? Czy piłkarze Claude Puela dołączą do grona drużyn, które zakończą po raz kolejny marzenia kibiców Realu Madryt o końcowym sukcesie w największy turnieju drużyn klubowych Europy?

Za nami pierwsze dwa mecze 1/8 Champions League sezonu 2009/2010. Znaczącym faktem jest to, że spotkania europejskich gigantów podzielone zostały na cztery różne terminy. Także zmagania o tytuł drużyny number one rozpoczęły mecze Manchesteru United z włoskim Milanem oraz Olympique Lyon, który podejmował na własnym boisku galaktycznych z Madrytu. Pierwsze ze wczorajszych spotkań zakończyło się wynikiem 3:2 dla piłkarzy z Old Trafford. W drugim meczu, rozgrywanym w tym samym czasie Lyon wygrał skromnie 1:0 z zawodnikami Pellegriniego. Jeśli wynik spotkania włosko-angielskiego może nie budzić większych kontrowersji, to należy zwrócić uwagę na potknięcie Realu Madryt – drużyny, która jest przez wielu typowana na tegorocznego zwycięzcę Ligi Mistrzów, z francuskim Lyonem.

Faktem jest, że przez ostatnie pięć sezonów „Królewscy nie potrafią uporać się z teamem, z którym mierzą się w 1/8 Champions League. Ostatnim zespołem, który pokonali był niemiecki Bayern Monachium w sezonie 2003/2004. Przez ostatnie lata mówi się o fatum, jakie ciąży nad Realem w europejskich pucharach.
Warto zauważyć, że w czasie niepowodzeń na arenie międzynarodowej w ostatnich latach Los Blanco zdobyli dwukrotnie Mistrzostwo Hiszpanii (2006/2007, 2007/2008) i Superpuchar Hiszpanii (2008). Pomimo tego, że jak na razie rozegrano tylko pierwsze spotkanie tegorocznej Ligi Mistrzów pomiędzy Realem a ekipa francuską, to możemy stwierdzić, że podopieczni Claude Puela uskrzydleni zwycięstwem na własnym stadionie będą usilnie starać się awansować do kolejnej fazy elitarnego turnieju.

Jak wyglądać może rewanż pomiędzy tymi zespołami Madryckich z OM? Niemal pewnym jest, że Real zaatakuje od samego początku. Wczorajsze potknięcie Galaktycznych odbiło się głębokim echem w piłkarskim świecie, a przypuszczalna porażka czy remis w rewanżu na Santiago Bernabeu, a co za tym idzie odpadnięcie z Champions League, może skutkować zwolnieniem Manuela Pellegriniego ze stanowiska trenera Królewskich, gigantyczną krytyką piłkarzy i największych gwiazd Realu.

Kibice z niecierpliwością czekają na sukcesy swoich pupili na europejskiej scenie piłkarskiej. Ogromne nakłady pieniężne na transfery Florentino Pereza miały zagwarantować i spełnić marzenia fanatyków Królewskich o powrocie do piłkarskiej chwały i laurów. Pomimo drugiego miejsca w Premiera Division i ciągłej szansy na awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów istnieje niesmak, gdyż nie tak kibice wyobrażali sobie sezon ‘nowych galaktycznych’. Naszpikowany gwiazdami w każdej formacji Real Madryt miał zwyciężać w pięknym stylu kolejnych rywali. Tak się niestety nie dzieje. Z tygodnia na tydzień pojawiają się kolejne problemy w szeregach Los Blancos – utrata punktów w ważnych meczach ligowych, kontuzje czy kartki zawodników. Wydawałoby się, że to chleb powszedni każdego teamu, lecz Królewscy są zespołem, który musi wygrywać w każdym spotkaniu bez względu na rodzaj i siłę przeciwnika.

Napięcie na zawodnikach, jak również trenerze z każdym meczem rośnie. FC Barcelona odjeżdża w ligowej tabeli, a na dodatek Madryccy muszą liczyć się z porażką tj. odpadnięciem z LM. Real po raz szósty może odpaść w 1/8 Champins League. Kibice mówią o fatum, lecz warto się zastanowić, czy Królewscy są na tyle silnym zespołem, aby móc awansować do kolejnej fazy tak wielkiego turnieju.

Co do ogólnej oceny sezonowej piłkarzy z Santiago Bernabeu należy wstrzymać się przynajmniej do końca sezonu, ale warto zwrócić uwagę na problemy ekipy Pellegriniego, któremu grunt z każdym tygodniem pali się pod nogami.
Z niecierpliwością czekam na rewanż Realu Madryt z Olympique Lyon. To spotkanie może być na tyle istotne, że uświadomi tym, którzy patrzą na piłkę nożną tylko z perspektywy biznesu, że nie pieniędzmi, a zespołem i wolą walki zdobywa się największe trofea.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/17/podtrzymaja-tradycje/feed/
Latający cyrk Florentino Pereza http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/ http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/#comments Mon, 25 Jan 2010 15:13:13 +0000 Zap http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/ Latający cyrk Florentino Pereza Cztery dni po 18. ligowej kolejce, cztery dni po niespodziewanej porażce, cztery dni po tym jak sytuacja w tabeli ulega pogorszeniu pojechać do Albanii towarzysko pokopać piłkę. Niemożliwe? Skądże. Tak postępuje najlepszy klub XX wieku w historii futbolu - Real Madryt. A jeśli dalej tak pójdzie, wypisz wymaluj piłkarski odpowiednik amerykańskiego Harlem Globetrotters.
»Czytaj dalej

Tagi: Florentino Perez, Real Madryt,

]]>
Latający cyrk Florentino Pereza
Cztery dni po 18. ligowej kolejce, cztery dni po niespodziewanej porażce, cztery dni po tym jak sytuacja w tabeli ulega pogorszeniu pojechać do Albanii towarzysko pokopać piłkę. Niemożliwe? Skądże. Tak postępuje najlepszy klub XX wieku w historii futbolu – Real Madryt. A jeśli dalej tak pójdzie, wypisz wymaluj piłkarski odpowiednik amerykańskiego Harlem Globetrotters.

Jak tu nie redagować tekstów emanujących politowaniem nad postępowaniem Królewskich? Ich kibice najlepiej gdyby meczu z FC Gramozi lub przynajmniej jego skrótu, nie widzieli. Doprawdy wyobraźnia potrafi stworzyć mniej komiczne widoki. Nie dość, że piłkarze warci setki milionów euro biegali po murawie, której powstydziłby się i nasz drugoligowiec, to na dodatek w przerwie meczu gospodarze dołożyli kolejną „atrakcje” – na stadionie zgasło światło. Miała być 15-minutowa przerwa, a wyszła 1,5 godzinna. Ale co tam, oficjalna wersja mówi, że Real otwiera się na świat, staje się wszech dostępny i jest przychylny na zaproszenia, jak ta ze strony biznesmena z Tiranu gotowego od zaraz zapłacić 2,6 mln euro. Nie ważne, że zamiast robić to po sezonie, to jednak w jego trakcie odwiedza się piłkarskie zakątki, gdzie nawet drużyna, z której całokształtu bije przeciętność wybrałaby się z przymusu.

Wersja nieoficjalna szuka odpowiedzi na nurtujące pytania: Jak bardzo zapatrzony w pieniądze musi być Florentino Perez? A może jednak zdesperowany? Ostatnie komunikaty klubowego księgowego były przecież niezadowalające. W porównaniu z pierwszą „erą galaktycznych”, koszulki dwóch sztandarowych postaci – Kaki i Ronaldo – drugiej prezesowskiej kadencji budowlanego krezusa, sprzedają się żałośnie w odniesieniu do oczekiwań i przypuszczeń. Trzeba więc gdzieś nadrabiać zaległości, które zresztą jakiś czas temu przewidywano. Uczynił to choćby Jose Maria Gay tj. profesor ekonomi na uniwersytecie w Barcelonie, który zapowiedział, że Realowi blisko 160 milionów euro wydanych na brazylijsko-portugalski duet nigdy się nie zwróci. I nawet jeśli mówił to w pewnym stopniu przez względy patriotyczne, to krytyka w stosunku do przedstawiciela Kastylii nie mogła być pozbawiona dozy racjonalności.

Perez przejmując po raz drugi stery Los Blancos miał się poprawić. Tymczasem znów przypomina rozkapryszonego dzieciaka, który w piłce chce dosięgnąć najwyższych półek z trofeami bez pomocy drabiny. Ów drabiną byłoby dopuszczenie do głosu ludzi, którzy mają pojęcie przy pracy na futbolowych wysokościach. U Pereza takim lepiej zastosować się do niepisanej zasady, że im dłużej mówisz w naszym języku, tym dłużej u nas zabawisz. Najczęściej są to jednak… głupoty. Czytając przed świętami wywiad z szefem madryckiej cantery (szkółki piłkarskiej), niejakim Ramonem Martinezem, włos jeży się na głowie a do ust napływają nieparlamentarne słowa. Ów dżentelmen stwierdził, że Real produkuje piłkarzy dla całej Europy, bo sam jest znany z tego, że sprowadza największe gwiazdy, a system szkolenia w Barcelonie choć istnieje od blisko 20. lat, rezultaty zaczął przynosić dopiero w ostatnich dwóch. Najbardziej bawi fragment, gdy dumnie podkreśla, że Real i tak ma więcej swoich wychowanków w pierwszej i drugiej lidze od Barcy.

Niemal każda wypowiedź wysoko postanowionego oficjela klubu ma drugie dno w postaci będących w ciągłym obiegu pieniędzy. Ale już wykorzystywanie do tego w perfidny sposób piłkarzy gwałtownie wzbudza mój niepokój. Organizatorzy środowego meczu powiedzieli bowiem wprost: W składzie Realu nie może zabraknąć największych gwiazd. I rzeczywiście, Kaka, jak również Ronaldo mierzyli swoje siły z rywalami myślącymi już bardziej nie o przeszkadzaniu rywalowi, ale o tym jak zdobyć od któregokolwiek autograf. Choć i tak tanio skóry nie sprzedali.

Najgorsze, że w wypowiedziach piłkarzy filozofia Pereza odbija się, jak w lustrze. Oto dzień przed meczem Alvaro Arbeloa, de facto sprowadzony za rządów Don Florentino, stwierdził na łamach dziennika „Marca”, że wyjazd do Albanii to bardzo dobry pomysł, lepszy niż zwykły trening, a negatywnych skutków podróży on i koledzy na pewno nie odczują. Pytanie, czy zostając w domu też skończyliby „gorszy” zwykły trening z kilkugodzinnym opóźnieniem i perspektywą powrotu do domu dłuższą drogą, pozbawiając się pełnej regeneracji organizmu? Jakoś mało profesjonalnie mi to wygląda.

Już po wszystkim wymijającą odpowiedź dał Jurek Dudek. Z zadowoleniem stwierdził, że to był jego najdłuższy mecz w karierze i choćby z powodu swojej gry, uznaje wyjazd do Tiranu za ciekawy i potrzebny. Tylko jakby wszyscy naraz zapomnieli, że sezon trwa w najlepsze i każdy mecz niepunktowany to tylko ryzyko odniesienia kontuzji przez piłkarzy. Gdyby jeszcze sytuacja w ligowej tabeli mogła na to pozwolić. Ale przecież Real ma już pięć punktów „w plecy” do liderującej Barcelony. Jak bardzo zaszczuty przez wyższe sfery Królewskich musi być Manuel Pellegrini, by w takiej sytuacji – głośno – nie powiedzieć: NIE!

Cóż, megalomania opierająca się na sile komercjalizacji opanowała umysły ludzi pracujących przy Concha Espina 1. Szkoda tylko piłkarzy i trenera, bo niewykluczone, że w przyszłości czekają ich podobne wymuszone inicjatywy, jak ta w środę. (Nie)świadomie włączeni do środowiska nienormalnie nakręconego na piłkarski biznes, żyją coraz bardziej jak w cyrku, z którego usług może skorzystać każdy, kto tylko pstryknie palcami, jednocześnie trzymając w drugiej dłoni pokaźną sumkę. Szansa na powrót do normalności wciąż jednak istnieje, bo to „dopiero” pierwszy taki kuriozum. Jeśli zacznie się powtarzać, przyszłość będzie usłana tragicznym wnioskiem. Mianowicie, kiedyś swoje usługi na pokaz przedstawiał koszykarki Harlem Globetrotters. Później zastąpił go piłkarski Real Madryt. Smutne, ale REALne.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/25/latajacy-cyrk-florentino-pereza/feed/
Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/ http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/#comments Sat, 23 Jan 2010 14:00:11 +0000 Kay http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/ Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych Wielkimi krokami zbliża się pierwszy w historii mundial na Czarnym Kontynencie. Chyba nigdzie nie wiąże się z tym turniejem większych nadziei niż w Hiszpanii.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Sevilla FC, Valencia CF, Villarreal,

]]>
Genialne pokolenie hiszpańskich prawoskrzydłowych
Wielkimi krokami zbliża się pierwszy w historii mundial na Czarnym Kontynencie. Chyba nigdzie nie wiąże się z tym turniejem większych nadziei niż w Hiszpanii.

Hiszpański futbol przeżywa jeden z najlepszych okresów w historii, dopiero co Galacticos rozpalali wyobraźnię fanów na całym świecie zgarniając po drodze trzy Puchary Europy, by po krótkiej przerwie ich miejsce w wyobraźni fanów zajęła Barcelona, najpierw Ronaldinho i Rijkaarda, potem Messiego i Guardioli. Również kasując po drodze dwa Puchary Europy. Rok temu Barcelona już totalnie zdominowała europejski i światowy futbol, zdobywając bezprecedensowe 6 tytułów. W międzyczasie hiszpański futbol wypuścił fantastyczne pokolenie piłkarzy, które co prawda zawiodło na poprzednim mundialu, ale już dwa lata później w fantastycznym stylu wygrało Mistrzostwa Europy. Do Mistrzostw Świata przystępuje ze składem z gwiazdą światowego formatu na każdej pozycji. Na bramce Casillas, na prawej obrony Ramos, gdy w formie – absolutny top prawych obrońców, na lewej może trochę niedoceniany, ale bodaj najbardziej kompletny na świecie lewy obrońca Capdevilla, środek tworzyć będą oprócz Puyola – o którym powoli można mówić, jako najlepszym hiszpańskim obrońcy wszechczasów – Pique i Albiol, obaj w młodym wieku stanowiący o jakości obrony dwóch największych hiszpańskich klubów, środek pomocy jest aż przeładowany fantastycznymi piłkarzami – Iniesta, Xavi, Fabregas, Xabi Alonso, Senna. Lewe skrzydło to kapitalny Silva, a w ataku niesamowity duet Villa i Torres.
Czegoś brakuje w tej wyliczance? A i owszem – prawego skrzydłowego. Osoba mało obeznana z hiszpańskim futbolem mogłaby powiedzieć, że ta pozycja jest słabą stroną hiszpańskiej reprezentacji.
I cóż, faktycznie brakuje być może na tej pozycji absolutnej gwiazdy pierwszej wielkości, ale może być to związane z faktem, że świetnych kandydatów na tą pozycję jest aż nazbyt wielu – i decyzja, komu tą pozycję powierzyć może być jedną z trudniejszych, jakie będzie musiał podjąć del Bosque.
A spośród kogo będzie wybierał? Santi Cazorla, Jesus Navas, Pedro Rodriguez, Pablo Hernandez, Pedro Leon. Najstarszego (Cazorla) od najmłodszego (Pedro) dzielą raptem trzy lata. Wydanie pięciu tak utalentowanych zawodników na przestrzeni zaledwie trzech lat wystawia hiszpańskiej piłce fenomenalne świadectwo. Przyjrzyjmy się im z bliska.

Santiago Cazorla Gonazlez (Villareal, rocznik ‘84)
Najstarszy z piątki, bo 25-letni, zawodnik żółtej łodzi podwodnej, jako jedyny ma już na koncie spore doświadczenie reprezentacyjne. Wystąpił w La Furia Roja 24 razy i stanowił mocny punkt reprezentacji, która wywalczyła Mistrzostwo Europy. Szybki, kreatywny, wszechstronny (dwunożny), przebojowy. Jego problemem może być tegoroczna kontuzja, która na dłuższy czas wyłączyła go z gry. Podczas jego absencji aż nazbyt widoczny był jego wpływ na grę Villareal. Od jego powrotu żółta łódź podwodna gra dużo lepiej. Na swoim koncie ma też prestiżową nagrodę Don Balon dla najlepszego hiszpańskiego piłkarza roku 2007. Bardzo mocno interesuje się nim Real Madryt i Villareal musi się liczyć z tym, że być może będzie musiało się w nieodległej przyszłości rozstać ze swoją gwiazdą. Na pocieszenie w zamian konto żółtej drużyny zasili zapewne kilkudziesięciomilionowa suma. Świetny drybler, chociaż jego drybling, podobnie jak właściwie każdego prezentowanego tutaj zawodnika, opiera się nie tyle na samej technice panowania nad piłką na modłę brazylijską (czy portugalską, chciałoby się uszczypliwie rzec), ale raczej na świetnej motoryce, dynamice, refleksie i szybkości. Bez wątpienia mocny kandydat do wyjazdu do RPA.

Jesus Navas Gonazalez (Sevilla, rocznik ’85)
Navas jest chyba najciekawszym piłkarzem z całej piątki, najbliższym uzyskania statusu supergwiazdy światowej piłki. Pomimo zaledwie 24 lat na karku już od 5 lat jest podstawowym zawodnikiem Sevilli, z którą wygrał dwa Puchary UEFA, Superpuchar UEFA, Puchar Hiszpanii i Superpuchar Hiszpanii. Świetny drybling, dośrodkowanie, szybkość. Przy tym charakter i zdolność brania na siebie ciężaru gry w kluczowych momentach. Absolutna gwiazda La Liga, ale ten gitano, jak nazywa się Hiszpanów romskiego pochodzenia (co tłumaczy jego specyficzną urodę), ma też powszechnie znane problemy z dalszymi wyjazdami ze swojego rodzinnego miasta. Powodowały one u niego w przeszłości nieraz ataki paniki, z którymi piłkarz nie potrafił sobie radzić. Stąd debiut w reprezentacji miał miejsce dopiero w zeszłym roku. Jego przypadłość jest jednak dla Sevilli błogosławieństwem. Dopóki piłkarz całkowicie sobie ze swoim problemem nie poradzi, Sevilla nie musi się obawiać odejścia swojej gwiazdy. A zakusy na niego, bardzo konkretne, miała już Chelsea. Ostatnio jednak Navas wydaje się przezwyciężać swoje dolegliwości w związku z czym ma nadzieję na udział w Mundialu. Jeśli faktycznie skutecznie wygrał ze swoją słabością, wg. mnie jest głównym kandydatem do wyjazdu do RPA.

Pedro Rodriguez (Barcelona, rocznik ’87)
Będąc najmłodszy z całej piątki w tym sezonie zaliczył największy postęp. Już w zeszłym sezonie parę razy dawał próbkę swoich możliwości, wielu jednak wątpiło w jego potencjał do bycia podstawowym zawodnikiem Barcelony. Ja również nie byłem przekonany co do jego możliwości ale przed sezonem wróżyłem, że forma jego i Bojana będzie absolutnie kluczowa dla powodzenia Katalończyków w tym sezonie – gdyż stanowią oni jedyną alternatywę dla podstawowego ataku. Forma Pedro zaskoczyła chyba jednak wszystkich i faktycznie, nawet, jeśli nie jest regularnym zawodnikiem pierwszej 11-tki, to jest absolutnie kluczowym zawodnikiem Dumy Katalonii. Dość przytoczyć dobrze znany wyczyn Pedro polegający na zdobyciu bramki w 6 różnych rozgrywkach w tym roku, dodatkowo większość z nich miała fundamentalne znaczenie. To jego gol dał zwycięstwo w Superpucharze Europy oraz dogrywkę w finale Klubowych Mistrzostw Świata. Wchodząc z ławki dodaje grze Barcelony dynamiki, szybkości i witalności. Nieźle dośrodkowuje, w związku z czym może grać na prawej stronie ataku, ale też potrafi ścinać do środka i przebijać się przez gąszcz obrońców drużyny przeciwnej, co z kolei przydaje mu się kiedy gra na lewej stronie ataku. Do tego należy dodać świetne wykończenie. Jego ostatnia bramka w meczu z Sevillą zdaje się sugerować, że na treningach pilnie obserwuje poczynania Messiego. Jeśli tak, to nie mógł sobie obrać lepszego wzorca. W tym sezonie konsekwentnie podważa miejsce Henry’ego w wyjściowej jedenastce, i o ile Guardiola ciągle ufa doświadczeniu Francuza, jego nieprzekonywujące występy dają coraz większe szanse dla Pedro na wskoczenie do wyjściowego składu. Jego świetna forma w tym roku oraz fakt, że doskonale się sprowadza w roli rezerwowego zdolnego rozstrzygać mecze może doprowadzić do niespodziewanego powołania do reprezentacji na MŚ. Konkurencja jest duża, ale na dzień dzisiejszy to z całego towarzystwa to Pedro prezentuje najwyższą formę.

Pablo Hernandez (Valencia, rocznik ’85)
Przed sezonem osobom słabiej rozeznanym w hiszpańskiej piłce mogło się wydawać, że Valencia będzie miała w tym sezonie trzy atuty – Villa, Silva i Mata a później długo, długo nic. Nic bardziej mylnego, samego siebie przechodzi Ever Banega (taka dojrzałość w rozgrywaniu piłki w tak młodym wieku przywodzi na myśl tylko Iniestę i Fabregasa), ale listę atutów Valencii dopełnia jeszcze bez wątpienia Pablo Hernandez. Słynny jest z tego, że jak już strzela bramki, to zazwyczaj niezwykłej urody. A zmysł strzelecki ma dobry, do tego kolejny dynamiczny zawodnik, ze świetnym przyśpieszeniem, potrafiący zmieniać tempo gry. Mimo wszystko jednak na dzień dzisiejszy jego dokonania przyćmiewane są przez grę tych największych atutów Valencii a konkurencja jest mocna nawet do podstawowego składu drużyny. Kolejnym z długiej listy rewitalizowanych przez Emery’ego w tym sezonie piłkarzy jest Joaquin, który gra co najmniej solidnie. Kolejny zresztą hiszpański prawoskrzydłowy, ale jednak z innego pokolenia i bez większych szans na powołanie, stąd w tym wyliczeniu pominięty. Ale to Pablo jest przyszłością prawej flanki Valencii i kto wie, może po raczej nieuniknionym odejściu Villi i Silvy to on stanie się największą gwiazdą drużyny?

Pedro Leon (Getafe, rocznik ’86)
Zawodnik nieco inny od pozostałej czwórki. Tamci swoim wzrostem mieszczą się w przedziale 1,68 m (Cazorla) – 1,73 (Pablo). Tymczasem Pedro Leon mierzy 1,83 m. Oprócz tego gra w stosunkowo skromnym klubie, w porównaniu do pozostałej czwórki. Ale nie dajmy się zwieść, przeznaczeniem Pedro są kluby z europejskiej czołówki i boiska Ligi Mistrzów. Jeśli Pablo, Navas czy Cazorla odejdą ze swoich macierzystych klubów, jednym z pomysłów na zagospodarowanie pozyskanych dzięki ich sprzedaży funduszy będzie inwestycja właśnie w  Pedro Leona. Z całej piątki tylko on i drugi Pedro Rodriguez z Barcelony nie zadebiutowali jeszcze w reprezentacji, grając jednak w Getafe Pedro Leon nie ma zbyt wiele okazji by dawać pokaz swoich umiejętności przed Vicente del Bosque. A umiejętności ma niebanalne. Podobnie jak pozostali dysponuje znakomitą dynamiką i przyśpieszeniem, ale świetnie też radzi sobie jako rozgrywający popisując się dokładnymi podaniami. Poza tym zdecydowanie jest najlepszym wykonawcą rzutów wolnych spośród zaprezentowanej piątki. Brakuje mu właściwie tylko sprawdzenia się w składzie większego zespołu, w meczach przeciw najlepszym. Ale zapamiętajmy to nazwisko bardzo dobrze.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/23/genialne-pokolenie-hiszpanskich-prawoskrzydlowych/feed/
Kryzys Barcy? Niedoczekanie! http://soccerlog.net/2010/01/16/kryzys-barcy-niedoczekanie/ http://soccerlog.net/2010/01/16/kryzys-barcy-niedoczekanie/#comments Sat, 16 Jan 2010 18:47:38 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2010/01/16/kryzys-barcy-niedoczekanie/ guardiola_josep.jpg Czy o kryzysie najlepszej drużyny świata AD 2009 może świadczyć odpadnięcie w Pucharze Króla z dobrze dysponowaną Sevillą? Albo trudności w wywalczeniu awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów po meczach na wschodzie Europy rozgrywanych w 15-stopniowym mrozie? Czy może wymęczone bądź co bądź zwycięstwo u siebie z najgroźniejszym (może nawet jedynym) rywalem do tytułu Mistrza Hiszpanii? Takie symptomy przedstawiają eksperci i obserwatorzy futbolu, którzy już od jakiegoś czasu upatrzyli sobie Barcę za cel przewidywań, jakoby jej epoka, trwająca zaledwie rok, odchodziła w zapomnienie.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Josep Guardiola,

]]>
guardiola_josep.jpg
Czy o kryzysie najlepszej drużyny świata AD 2009 może świadczyć odpadnięcie w Pucharze Króla z dobrze dysponowaną Sevillą? Albo trudności w wywalczeniu awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów po meczach na wschodzie Europy rozgrywanych w 15-stopniowym mrozie? Czy może wymęczone bądź co bądź zwycięstwo u siebie z najgroźniejszym (może nawet jedynym) rywalem do tytułu Mistrza Hiszpanii? Takie symptomy przedstawiają eksperci i obserwatorzy futbolu, którzy już od jakiegoś czasu upatrzyli sobie Barcę za cel przewidywań, jakoby jej epoka, trwająca zaledwie rok, odchodziła w zapomnienie.

Muszę przyznać, że sytuacja Dumy Katalonii jest o wiele trudniejsza, niż była ona w tym samym punkcie ubiegłego sezonu. Szansa na obronę wszystkich trofeów została pogrzebana, a oddech Realu jest coraz bardziej odczuwalny na plecach Guardioli i spółki. Nie można jednak powiedzieć, że rok wypełniony samymi sukcesami zupełnie pozbawił zawodników woli walki i głodu sukcesów. Te cechy mieli zapewnić i zaszczepić u kolegów nowi gracze (przede wszystkim Ibrahimović) oraz ci, którzy nie mieli takiego udziału w zwycięskim sezonie 08/09, a dopiero teraz coraz bardziej upominają się o swoje (Pedro, Keita). Piłkarsko drużyna nie straciła na wartości, brakuje jej za to czasem świeżości – jest to chyba sytuacja naturalna po takim natłoku obowiązków, spotkań, rozgrywek, w których brał udział klub.
O ile ten sezon powinien skończyć się po myśli włodarzy z Camp Nou, to pojawiają się przed nimi problemy bardziej długofalowe. Wprawdzie nie będą one leżały na głowie obecnego prezesa Joana Laporty, bo odbywające się w czerwcu wybory ustanowią nowe władze, ale chce on już teraz podpisać nowy kontrakt z Pepem Guardiolą – obecny wygasa po zakończeniu obecnego sezonu. Twórca sukcesu obecnej Barcy wciąż waha się z sygnowaniem umowy, raz za razem podsuwanej przez przedstawicieli zarządu. Mówi, że jego decyzja uzależniona jest od wyników wspomnianych wyborów. Nie należy mu się dziwić, gdyż w chwili obecnej nie wie, z kim przyjdzie mu pracować od tego lata.
Jeśli chodzi o zawodników, których wymienia się w kontekście przybycia na Camp Nou, sympatycy FCB nie mają prawa narzekać. Jeśli bowiem coraz bardziej chimerycznego Thierry’ego Henry zastąpi chociażby David Silva czy Robinho, gra powinna układać się jeszcze lepiej. Wystarczający do zapełnienia luki po Francuzie może być także eksplodujący talent Pedro Rodrigueza bądź też wszechstronność Andresa Iniesty, którego dotychczasowe miejsce zająłby w takim przypadku na przykład Cesc Fabregas. Reszta składu to już naprawdę najwyższa klasa światowa, a Xavi i Puyol, pomimo trzydziestki na karku, wciąż stanowią o sile zespołu.
Wymienianie tego typu argumentów na siłę Barcy można by kontynuować, uważam jednak, że Czytelnicy są spostrzegawczymi obserwatorami piłki nożnej. Tych, którzy wciąż nie wierzą, że Duma Katalonii wcale nie leci po równi pochyłej w dół, a nawet ma się bardzo dobrze, zapraszam na dzisiejszy, kolejny już w ostatnim czasie, mecz z Sevillą. Kibice na Camp Nou na pewno uskrzydlą asów Guardioli, a ci pokażą, że Europa wciąż musi się ich bać.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/16/kryzys-barcy-niedoczekanie/feed/
Marcelino na bruku http://soccerlog.net/2009/12/14/marcelino-na-bruku/ http://soccerlog.net/2009/12/14/marcelino-na-bruku/#comments Mon, 14 Dec 2009 11:49:11 +0000 Uleslaw http://soccerlog.net/2009/12/14/marcelino-na-bruku/ marcelino.jpg W 2008 roku był bohaterem. Prowadzony przez niego Racing po raz pierwszy w historii zdołał awansować do Pucharu UEFA, mniej bramek straciła tylko zwycięska dwójka: Real o pięć, Villarreal tylko jedną. Zasłynął nagle, ale nie wziął się znikąd – dwa lata wcześniej wprowadził Recreativo do Primera Division, a po roku nie tylko utrzymał się w lidze, ale zajął dobra, ósmą pozycję. Szóstym miejscem i stylem Racingu dowiódł, że jest gwarancją wyników.
»Czytaj dalej

Tagi: Marcelino Garcia Toral, Real Saragossa,

]]>
marcelino.jpg
W 2008 roku był bohaterem. Prowadzony przez niego Racing po raz pierwszy w historii zdołał awansować do Pucharu UEFA, mniej bramek straciła tylko zwycięska dwójka: Real o pięć, Villarreal tylko jedną. Zasłynął nagle, ale nie wziął się znikąd – dwa lata wcześniej wprowadził Recreativo do Primera Division, a po roku nie tylko utrzymał się w lidze, ale zajął dobra, ósmą pozycję. Szóstym miejscem i stylem Racingu dowiódł, że jest gwarancją wyników.

W Santander momentalnie zrobiło mu się za ciasno, droga do światowej sławy stanęła przed nim otworem. Władze upadłej Valencii widziały w nim ratunek dla klubu. Prowadzone negocjacje zerwał, bo nie dostał rękojmi pozostawienia mu w kadrze trzech filarów: Joaquina, Silvy i Villi. Nie chciał być figurantem, miał sam – tak jak w Racingu – decydować o kształcie swej kadry, pełniąc rolę menagera, nie tylko trenera. Transfery i samodzielne ustalanie kadry to zresztą jego obsesja – z tego samego powodu w 2007r. wybrał Racing, a nie bardziej renomowane Betis i Deportivo.

Wilgotny, nadmorski klimat dał mu się we znaki, odejście z klubu zostało postanowione. Wybrał zaskakująco – świeżego spadkowicza Saragossę, z której na nowo zbudować miał wielki klub. Dziś wiemy, że misja się nie powiodła.

Nie miał spokojnych wakacji. Nie brakowało w Saragossie piłkarzy, którym nie uśmiechała się gra w Segunda Division. Pożegnał się m.in. z Aimarem, Lafitą, Matuzalemem, Sergio Garcią i Diego Milito, trzymanym do ostatnich sekund sierpnia. Kupił Olivierę (odsprzedał po połowie roku), Braulio, Arizmendiego, z Racingu ściągnął swego faworyta – Jorge Lopeza, z River Plate w zimie odkupił Ponzio, ulubieńca kibiców z La Romareda. Zespół zmienił się diametralnie, ale miała być to zmiana na lepsze.

Cel został osiągnięty – w czerwcu Saragossa świętowała awans do Primera. Nie zdołała zwyciężyć w rozgrywkach, ale nie miało to większego znaczenia, liczył się sam powrót do elity.

Znowu lato i znów zmiany w klubie. Odszedł Zapater, kapitan i symbol drużyny, definitywnie sprzedano wypożyczonego do Lazio Matuzalema. Niechętnie, ale pozostał niedawny Pichichi Segunda Division, Ewerthon. Zwiększono siłę ognia. Przybyli Pennant, Ikechukwu Uche, Pablo Amo, wrócił Lafita, choć jego transfer ciągnął się jeszcze cały wrzesień – Saragossa zapłaciła tylko połowę ustalonej z Deportivo kwoty, a piłkarz przeniósł się do Aragonii. Zagrać mógł dopiero w październiku.

Nieszczęścia nadeszły szybko. Już w drugiej kolejce sezon zakończył Uche – w meczu z Sevillą zerwał więzadła w kolanie. Kontuzje nękały Arizmendiego. Terminarz nie był łatwy – mecze z Barcą, Sevillą, wyjazd do Gijon i na Majorkę, ale wyniki jednak trudno usprawiedliwiać – 12 punktów w 14 kolejkach, dwa remisy i pięć wyjazdowych porażek, najwięcej straconych bramek w lidze. Doświadczeni obrońcy popełniali proste błędy. Brakowało synchronizacji i trzymania jednej linii, każdy łatwo mógł ich wymanewrować – celna piłka za plecy obrony i szybki napastnik zostawał sam na sam z bramkarzem. Marcelino był bezradny, mimo tego zarząd długo twierdził, że mu ufa.

Zaufanie nadwątliła porażka w Pucharze Króla, Saragossa uległa Maladze po dwóch remisach. Odpadła w najwcześniejszej fazie. Po drodze był blamaż na Camp Nou (6-1), choć wynik gospodarzy śmiało mógł mieć dwie cyfry. Najbliższe trudne mecze miały zadecydować o losie Marcelino.

Jeszcze 10 dni temu prezydent klubu, Eduardo Bandrés, zapewniał, że zaufanie do Marcelino jest „kompletne”, a gdyby tak nie było, Saragossa już miałaby nowego trenera: Nie ma zaufania połowicznego. Nie można w połowie ufać swojej żonie czy partnerce. Ufa się całkowicie, albo w ogóle. W przypadku Marcelino zaufanie jest całkowite i bezwzględne. My wierzymy w pracę trenera i widzimy ją dzień po dniu.

Zaufania wystarczyło na dwie porażki. Trzy dni po wystąpieniu prezesa, szóstego grudnia, rozbrykana Mallorka z immanentną w meczach na Ono Estadii łatwością obiła Saragossę 4-1, choć mogło być wyżej – Aduriz, mimo dwóch bramek, nie miał przesadnie szczęśliwego dnia.

Mecz z Bilbao był dla Marcelino spotkaniem o być albo nie być. Wiedzieli to kibice – od początku meczu skandowali “Marcelino sí, directiva no”, wykazując dziwną wyrozumiałość dla trenera, który w ostatnich 11. spotkaniach wygrał zaledwie raz.

Niezadowolenie z zarządu nie jest irracjonalne – zadłużenie klubu przekracza 75M €, a nie bardzo wiadomo, z czego można je spłacać. W dodatku, zobowiązania ciągle mogą wzrosnąć. Deportivo domaga się pokaźnego odszkodowania za uprowadzenie Lafity – 20M €, zapisanych w klauzuli odejścia piłkarza. Kolejnych 25M € pragnie Szachtar, od dwóch lat niepogodzony z odejściem Matuzalema, który w niejasnych okolicznościach zamienił Donieck na Saragossę i związał się kontraktem z nowym klubem, jednostronnie rozwiązując dotychczasową umowę. Według fanów, zmiana trenera nie jest żadnym wyjściem. Dwa lata temu Saragossę prowadziło czterech kolejnych szkoleniowców, a z każdą zmianą było coraz gorzej. Nic dziwnego, że koszmary wracają.

Mógłby do dzisiaj prowadzić Valencię. Wolał niezależność i 2,5M € rocznie w Saragossie – najwyższą wówczas pensję trenera w Hiszpanii. Trudno go jednoznacznie ocenić – wyniki go nie bronią, ale uniesposób pozbyć się wrażenia, że stał się bardziej ofiarą ogólnej sytuacji klubu, aniżeli efektów swojej pracy. Na te nie narzekali ani piłkarze, ani kibice.

Jego przypadek podlega jakiejś dziwnej ironii losu. W Valencii móglby walczyć o mistrzostwo, nikt z trójki filarów nie zmienił klubu, a w dodatku rozbłysły nowe gwiazdy – Mata, Pablo, Banega… Marcelino jest dzisiaj trenerem przegranym, na zaufanie musiałby pracować od nowa, nie dostanie poważnego klubu “od ręki”. Wzbogacił się o 5M € i przykre doświadczenia – poznał smak trenerskiej porażki – wyrzucenia z klubu w trakcie sezonu, utracił swą reputację. Unai Emery przejął po nim nie tylko Valencię, ale i miano wschodzącej trenerskiej gwiazdy.

Było i coś symbolicznego w jego dymisji. Zrezygnowany kiwał głową na dobre kilkanaście minut przed końcem meczu, ze łzami w oczach, bez spojrzenia za siebie, na skandujących jego imię kibiców i na swoich podopiecznych, skierował się wprost do szatni po ostatnim gwizdku arbitra. Dobił go najmłodszy piłkarz ligi – Iker Muniain. Zanim wbiegł on na boisko, Saragossa radziła sobie całkiem nieźle, mogła rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Niespełna 17-latek dwukrotnie wymanewrował defensywę rywali i po jego świetnych asystach padły obydwa gole. Nieopierzony piłkarz odarł z ostatnich piór niedoszłego trenerskiego orła. Będą mu musiały wyrosnąć od nowa.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/12/14/marcelino-na-bruku/feed/
Wszyscy szczęśliwi po Gran Derbi http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/ http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/#comments Tue, 01 Dec 2009 10:06:22 +0000 Kay http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/ zlatan_ibrahimovic2.jpg Real i Barca, Barca i Real. Ying i Yang, awers i rewers, noc i dzień, biel i czerń, miłość i nienawiść. Kluby żyjące w unikalnej na skalę światową symbiozie. Kluby, które definiują się nawzajem. Kluby, których kibice się nienawidzą, ale którzy nie mogli by żyć bez siebie nawzajem. Ale także kluby, żyjące w przedziwnej relacji. Relację tą można określić jako kryzysowe sprzężenie zwrotne. Gdy jedno idzie w górę, drugie idzie w dół. Ciężko, żeby było inaczej, gdy oba kluby praktycznie dzielą miedzy sobą mistrzostwa Hiszpanii. Drugie miejsce to zawsze porażka.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Primera Division, Real Madryt,

]]>
zlatan_ibrahimovic2.jpg

Real i Barca, Barca i Real. Ying i Yang, awers i rewers, noc i dzień, biel i czerń, miłość i nienawiść. Kluby żyjące w unikalnej na skalę światową symbiozie. Kluby, które definiują się nawzajem. Kluby, których kibice się nienawidzą, ale którzy nie mogli by żyć bez siebie nawzajem.

Ale także kluby, żyjące w przedziwnej relacji. Relację tą można określić jako kryzysowe sprzężenie zwrotne. Gdy jedno idzie w górę, drugie idzie w dół. Ciężko, żeby było inaczej, gdy oba kluby praktycznie dzielą miedzy sobą mistrzostwa Hiszpanii. Drugie miejsce to zawsze porażka.

Sukces jednego to zawsze kryzys drugiego. Jeśli jedno gra coraz lepiej, to drugie gra coraz gorzej. Kiedy u jednych właśnie na krzywej wznoszącej jest nowy zwycięski skład, wtedy u drugich na krzywej opadającej jest skład już zgranych mistrzów. Tak następowały po sobie ery Dream Teamu, Realu Valdano i Capello, Barcy van Gaala, Galacticos, Barcy Rijkaarda i Ronaldinho, Realu Capello i Schustera a w zeszłym sezonie znowu w górę szła Barca Guardioli, a Real w dół. Dwie sinusoidy, z których gdy jednak osiąga maximum, druga sięga minimum.

Logika wydawała się nieubłagana – nastał czas Barcelony. Cóż można było uczynić by się wyrwać z tego zaklętego kręgu? Musiało to być coś spektakularnego, coś szalonego, co dotąd nie miało jeszcze miejsca. Perez jak na biznesmena przystało nie wysilał się zbytnio i stwierdził, że efekt taki dać może tylko jedno – wydanie absolutnie bezprecedensowej ilości pieniędzy…

I faktycznie. W tym sezonie zaklęty krąg został przerwany. Na fali jest i Barca, i Real, rzecz praktycznie bez precedensu w ostatnich latach.

Barca jest ciągle niesiona ogromem sukcesu z poprzedniego sezonu. Ktoś powie, że już aż tak nie dominuje. Że tacy bohaterowie ostatniego sezonu jak Messi, Iniesta, Xavi czy Toure obniżyli nieco loty. Tak, to prawda. Ale teraz Barca jest też mądrzejsza. To już nie jest może ta sama drużyna niesiona entuzjazmem, ciesząca się swoją na nowo odkrytą potęgą, gotowa prowadząc czterema bramkami do przerwy po niej rzucić się na rywala z jeszcze spotęgowaną pasją. Teraz ta drużyna dojrzała. Wie, że musi rozłożyć siły na cały długi i ciężki sezon. Że za 1:0 punktów jest dokładnie tyle samo, co za 6:2. Że czasem warto uważniej zagrać z tyłu, wtedy nie trzeba będzie liczyć na wysoką skuteczność napastników. Że dobrze wyćwiczone schematy rzutów rożnych mogą pozwolić wygrać, gdy inne rozwiązania okażą się nieskuteczne. I nawet jeśli gra Barcelony jest nieco mniej efektowna (ale przecież wciąż hipnotyzująca i urzekająca! Jakież niebotyczne standardy sobie Barca wyznaczyła zeszłym sezonem…) niż rok temu, to rezultaty są co najmniej tak samo dobre. Małe perturbacje wywołał Rubin Kazań w Lidze Mistrzów, poza tym jednak Barcelona wygrywa każdy ważny mecz. Wygrała Superpuchar Europy i Hiszpanii, z 12 pierwszych meczy wygrała 9, zremisowała 3. Wygrała prestiżowy dwumecz z Interem i przedwczoraj El Clasico z Realem. Jeśli bohaterowie zeszłego sezonu są nieco zmęczeni, ciężar gry gotowi są przyjąć tacy zawodnicy jak Keita i Pedro, w zeszłym sezonie pozostający w cieniu kolegów.

No i w końcu jest plan B. Plan B nazywa się Ibrahimovic i wydaje się mieć ogromne szanse na zostanie mega gwiazdą drużyny na równych prawach jak Messi. Wnosi do gry dodatkowy polot, nowe pomysły, nowe możliwości. Stanowi w końcu sensowny cel dla dośrodkowań Alvesa czy Xaviego.

Real natomiast wyniki uzyskiwał dotąd niegorsze. Ale nie mógł korzystać z takiego kredytu zaufania, jakim obdarzana jest Barcelona. Każde niepewne zwycięstwo natychmiast znajdowało się pod lupą i szukano w nim przesłanek, świadczącym o niechybnym upadku projektu Pereza. Bo przecież „zwycięstw nie da się kupić”, „pieniądze nie grają”, „w piłce liczy się coś więcej niż tylko pieniądze”. Wszystko to prawda. Ale z tymi pieniędzmi jest jednak dużo łatwiej. Tak jak łatwiej jest mając w składzie Cristiano Ronaldo, Kakę czy Xabiego Alonso. Być może nawet czasem Realowi było zbyt łatwo.

Większość przeciwników dotychczas Real był w stanie odprawić nie wysilając się zbytnio. Wystarczała sama klasa piłkarzy. Trudno oczekiwać zdyscyplinowanego realizowania założeń taktycznych, gdy widać, że sami indywidualnymi błyskami da się wygrać większość meczów. Niewiele miał też okazji Pellegrini by faktycznie sprawdzić swoje założenia taktyczne w boju. Real wygrywał bez względu na to czy taktyka była dobra, czy zła. Z wyjątkiem jednakże tych najbardziej prestiżowych starć, jak te z Sevillą czy z Milanem. Dopiero w starciu z największymi miał okazję Pellegrini faktycznie zweryfikować zasadność swoich koncepcji. Ustalanie odpowiedniej taktyki szło powoli, ale po wczorajszym meczu widać, że Pellegrini idzie w dobrym kierunku. I z grą Realu powinno być tylko lepiej.

Pellegrini w końcu dotarł do wydawałoby się oczywistego ustawienia dla Realu. 4-5-1 układa się niemal samo, Pepe z Albiolem przed Casillasem, Arbeloa z Ramosem po bokach, dwójka pivotów w postaci Xabiego i Lassa, przed nimi jako mediapunta Kaka, na jednym ze skrzydeł Ronaldo. Na drugim Marcelo lub Higuain, w ataku Higuain/Benzema, być może Ruud. Gra nastawiona na szybkie kontry. Akcje kończone po góra 4-5 podaniach. Dynamika, szybkość, precyzja. Od przedwczorajszego meczu to wszystko wydaje się być jasne jak słońce. Przedwczoraj po raz pierwszy Real sprawiał wrażenie, że wie jak ma grać, że ma swój styl, że w grze piłkarzy galaktycznej drużyny jest sens. Jedyne czego wczoraj brakowało to goli, ale poprawę stylu gry odczuli wszyscy. Real stworzył więcej groźnych sytuacji, w pierwszej połowie wcale nie ograniczajał się do murowania bramki ale podjął równorzędną walkę – rzecz na Camp Nou widziana tak rzadko jak niedokładne podanie Xaviego.

Tajemnicy coraz lepszej formy szukałbym w jeszcze jednym aspekcie – będą w pełni świadom, że narażam się na święte oburzenie kibiców Blancos. Niestety, na dzień dzisiejszy im dalej od składu są Raul i Guti, tym dla drużyny lepiej. Raul to już nie jest zawodnik, który może pociągnąć zespół, który dawałby coś ekstra drużynie mierzącej w zwycięstwo w La Liga i Lidze Mistrzów. Jego chwała już minęła, ale ciężko też powiedzieć, żeby jego obecność na boisku specjalnie wpływała na jego kolegów z zespołu. Tacy zawodnicy jak Cristiano Ronaldo tak naprawdę z boiska już nie pamiętają wielkiego Raula. Szacunek, owszem, trzeba okazać, jak nie przymierzając weteranom Powstania Warszawskiego, ale ciężko oczekiwać, że Raul będzie w takiej formie inspirował nowych piłkarzy. A sam fakt bycia Raulem nie czyni z niego od razu lidera. Szczególnie, że cierpliwie czeka na swoją kolej kapitan reprezentacji Hiszpanii Casillas. O ile może też nie jest dominującym charakterem, jak i nie był nim Raul, tak jego postawie nigdy nie można było nic zarzucić, a jego forma ciągle często jest inspiracją dla kolegów.

Oczywiście Real ostatecznie mecz z Barceloną przegrał. Ale dzięki dobrym wcześniejszym rezultatom jest tylko dwa punkty w tabeli za Barceloną. Jak na razie Real punkty tracił tylko tam gdzie można było sobie na to pozwolić. Każda drużyna w La Liga musi kalkulować stratę punktów na Sanchez Pizjuan i Camp Nou. Remis na wyjeździe z rewelacją sezonu – Sportingiem Gijon – też ujmy nie przynosi.

A odtąd Real może grać tylko lepiej. Jeśli nie straci dystansu w najbliższym czasie, w późniejszej części sezonu będzie łatwiej. W tej rundzie wszystkie ciężki mecze Real gra na wyjeździe. Na razie wygrał z Villareal i Atletico. Przegrał z Sevillą i Barceloną. Ale w drugiej rundzie wszystkie te mecze zagra u siebie. A jak poradzi sobie Barcelona z wyjazdami na El Madrigal i Vicente Calderon (żółta łódź podwodna w końcu się przecież odrodzi, a i Atletico ma szansę pod Quique Floresem zacząć sezon od nowa) nie wspominając o Sanchez Pizjuan i Santiago Bernabeu? Do tego dojdzie Barcelonie bagaż w postaci męczących Klubowych Mistrzostw Świata (tym razem na szczęście nie w Japonii a w Zjednoczonych Emiratach Arabskich) oraz meczów w Copa del Rey. Ciężko Realowi było przełknąć kompromitację z Alcorcon, ale to może by swoiste blessing in disguise, jak mawiają Anglicy. Znaczenie Copa del Rey dla Barcy i Realu ma co najwyżej jako dodatkowa perła w potrójnej koronie, bo samodzielne znaczenie ma znikome. A dzięki szybkiemu pożegnaniu się z pucharem Real zachowa siły na te rozgrywki, które faktycznie się liczą. Copa del Rey i KMŚ to dobre kilka tygodnii, w których gdy Real będzie grał jeden mecz, a przez resztę tygodnia się regenerował, to Barcelona będzie grała bez przerwy co trzy dni.

Czy w takim razie Barcelona powinna się martwić? Formą Realu – być może, ale swoją – na pewno nie. Wczoraj dała popis znakomitej gry w defensywie, Pique i Puyol potwierdzili, że tworzą najlepszą parę środkowych obrońców jakich miała Barcelona od wielu lat, sam Pique urasta do rangi jednego z najlepszych środkowych obrońców (i to już w wieku 22 lat! jak na obrońcę to przecież jeszcze żółtodziób). Valdes gra najlepszy sezon w karierze i bez wątpienia to jemu pozycja golkipera nr 3 w reprezentacji należy się bardziej niż Diego Lopezowi. Alves cały czas się rozwija i o ile ciężko, żeby był jeszcze lepszy w ofensywie, o tyle nie można nie zauważyć jego coraz lepszej gry defensywnej. No i Zlatan swoją postawą postawił najlepszy komentarz do popularnej tezy, jakoby nie potrafił grać w dużych meczach. Owszem, potrafi, nawet w tym największym z klubowych meczów.
A wszystko to przy wracających po kontuzji Messim i Ibrahimovicu. Jeśli szukać powodów do zmartwień, to wskazać można na dyspozycję Henry’ego. Jego czas w Barcelonie i wielkiej piłce wydaje się dobiegać końca szybciej, niż się zdawało.

I tak oto mamy nasz paradoks. Real przegrał, Barcelona wygrała – ale na ten moment wszyscy są zadowoleni. Na fali wznoszącej jest i Real, i Barca. To zapowiada pasjonującą walkę do ostatniego meczu. Czy tym ostatnim będzie spotkanie na Santiago Bernabeu? Niewykluczone.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/12/01/wszyscy-szczesliwi-po-gran-derbi/feed/
Powtórki z Bernabeu nie będzie http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/ http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/#comments Sat, 28 Nov 2009 20:06:54 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/ Powtórki z Bernabeu nie będzie Gdy kibice na całym świecie ostrzą sobie zęby na jutrzejszy pojedynek Barcelony z Realem, zwany Derbami Europy, ci kibicujący Dumie Katalonii życzą sobie powtórki z poprzedniego sezonu, kiedy to Real dwukrotnie musiał uznać wyższość rywali i dał upokorzyć się przed własną publicznością 2-6. Nie wróżę jednak powtórki z rozrywki - podopiecznym Pepa Guardioli na pewno będzie grało się zdecydowanie inaczej, z powodu drobnych zmian w składzie, ale i trudniej, ze względu na poważne wzmocnienia i bardzo dobrą formę Królewskich w tym sezonie.
»Czytaj dalej

Tagi: FC Barcelona, Josep Guardiola, Primera Division, Real Madryt,

]]>
Powtórki z Bernabeu nie będzie
Gdy kibice na całym świecie ostrzą sobie zęby na jutrzejszy pojedynek Barcelony z Realem, zwany Derbami Europy, ci kibicujący Dumie Katalonii życzą sobie powtórki z poprzedniego sezonu, kiedy to Real dwukrotnie musiał uznać wyższość rywali i dał upokorzyć się przed własną publicznością 2-6. Nie wróżę jednak powtórki z rozrywki – podopiecznym Pepa Guardioli na pewno będzie grało się zdecydowanie inaczej, z powodu drobnych zmian w składzie, ale i trudniej, ze względu na poważne wzmocnienia i bardzo dobrą formę Królewskich w tym sezonie.

Kupno Zlatana Ibrahimovicia, pomimo iż ogólnie wyszło Barcy chyba na dobre, zabiera Guardioli możliwość manewru, który wykonał przy poprzednim starciu z madrytczykami. Gdy w maju tego roku na Bernabeu wystawił Samuela Eto’o na skrzydle, a Lionela Messiego w środku ataku, żeby pomagał w rozgrywaniu Xaviemu i Inieście, w trójkę roznieśli oni pomoc i obronę Realu na strzępy. Szwed jest jednakże zawodnikiem o innej charakterystyce, dlatego możliwe jest, że szkoleniowiec Barcy przygotuje Manuelowi Pellegriniemu i jego drużynie inną niespodziankę. W związku ze wzrostem Ibry, otwiera się wiele możliwości, chociażby długie podania obrońców kierowane w pole karne, gdzie Szwed zgrywałby piłkę głową do któregoś z wchodzących partnerów.
Kilka posunięć, które rok temu wydawałyby się nie do pomyślenia, dziś nie byłyby już tak dziwne. Pellegrini może bowiem spodziewać się, że Guardiola desygnuje do gry chociażby Seydou Keitę zamiast Andresa Iniesty, który w takiej sytuacji zająłby miejsce Thierry’ego Henry’ego na lewej stronie ataku. Francuza na jego pozycji zastąpić może także strzelający masę ważnych goli młody Pedro Rodriguez. Któreś z tych rozwiązań Pep zapewne wcieli w życie, zważając na nie najlepszą ostatnio formę negatywnego bohatera meczów barażowych o Mistrzostwa Świata. Keita mógłby pomóc w neutralizowaniu Xabiego Alonso, Cristiano Ronaldo czy Kaki, podczas gdy ciężar rozgrywania przeniósłby się na skrzydła (Messi i Iniesta, wspomagani ze środka przez Xaviego), co byłoby zrozumiałe przy zdarzającej się czasem niefrasobliwości Sergio Ramosa oraz niezbyt wysokiej formie i umiejętnościach w ogóle Alvaro Arbeloy.
Do różnic w grze w porównaniu do tej przed rokiem zaliczyłbym jeszcze kilka elementów. Kolejny plus Ibrahimovicia – lepsze od Eto’o umiejętności techniczne i przegląd pola pozwalają na kreowanie gry przez większą liczbę zawodników, a to chyba największy atut Dumy Katalonii. Xavi i Iniesta nie mają sobie bowiem równych w tym fachu, a gdy dodamy do tego jeszcze chociażby Lionela Messiego i Serio Busquetsa czy wspomagającego ich często z linii defensywy Gerarda Pique, potencjał ofensywny drużyny jest naprawdę ogromny, o czym wiedzą chyba wszyscy. O wiele pewniej gra także Eric Abidal – we wtorkowym meczu z Interem był jednym z najjaśniejszych punktów drużyny. Poza wspomnianym Henrym wszyscy inni zawodnicy, także z Realu, znajdują się w naprawdę dobrej formie, przez co mecz powinien stać na wysokim poziomie.
Pomimo tych kilku elementów w grze Barcy, które uległy poprawie, będzie to naprawdę ciężki mecz. Oba zespoły potrzebują wygranej, żeby zadowolić kibiców oraz działaczy, a pozycja w tabeli będzie w dużej mierze zależeć od wyniku tego spotkania. Różnica jest niewielka i tak prawdopodobnie będzie przez większą część sezonu, także utarcie nosa rywalowi pozwoli na chwilkę oddechu przed ostatecznymi rozstrzygnięciami Ligi Mistrzów oraz dalszą batalią ligową. Uważam, że wygra Barca, ale na pewno po innym meczu, niż miało to miejsce w maju w Madrycie.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/28/powtorki-z-bernabeu-nie-bedzie/feed/
Królewskie transfery parę miesięcy później http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/ http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/#comments Sat, 07 Nov 2009 18:19:53 +0000 ladzinsky http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/ Królewskie transfery parę miesięcy później Bez wątpienia najważniejszym motorem napędowym dla ruchu na rynku transferowym tego lata były szaleńcze zakupy Florentino Pereza i jego Realu Madryt. Wydano astronomiczne kwoty, by zakontraktować najlepszych na świecie zawodników, dokonano gruntownej przebudowy zespołu. Teraz, z perspektywy kilkunastu rozegranych przez Królewskich spotkań, można ocenić, jak trafione były to transfery.
»Czytaj dalej

Tagi: Cristiano Ronaldo, Florentino Perez, Kaka, Karim Benzema, Real Madryt, Xabi Alonso,

]]>

Królewskie transfery parę miesięcy później

Bez wątpienia najważniejszym motorem napędowym dla ruchu na rynku transferowym tego lata były szaleńcze zakupy Florentino Pereza i jego Realu Madryt. Wydano astronomiczne kwoty, by zakontraktować najlepszych na świecie zawodników, dokonano gruntownej przebudowy zespołu. Teraz, z perspektywy kilkunastu rozegranych przez Królewskich spotkań, można ocenić, jak trafione były to transfery.

Zacznijmy od defensywy zespołu dowodzonego, przynajmniej na razie, przez Manuela Pellegriniego. Pierwszym wzmocnieniem była pozycja stopera, gdyż Madryt opuścił Fabio Cannavaro. Jego następcą został Raul Albiol, kupiony z Valencii za 15 milionów euro. Sama kwota, jak na młodego defensora z doświadczeniem reprezentacyjnym, nie jest zbyt wygórowana, ale już jego gra w stolicy Hiszpanii pozostawia nieco do życzenia. Największym grzechem był chyba występ w feralnym spotkaniu z Alcoronem, w którym cała obrona, a w szczególności jej środkowa część, zawaliła sprawę. Poza tym Albiol na razie też nie błyszczy, chociaż uważam, że obdarzony zaufaniem jeszcze pokaże, na co go stać i ujawni swój potencjał. Marginalną rolę odgrywa Ezequiel Garay, którego talent także powinien rozbłysnąć dopiero za kilka lat.
Uniwersalnym piłkarzem bloku obronnego jest Alvaro Arbeloa – może on grać na obu jego bokach, ale nie prezentuje najwyższej klasy. Na lewej stronie miejsce ma chyba zagwarantowane po katastrofalnym występie Marcelo z Sevillą. Na razie gra bez fajerwerków i Real, marząc o triumfach w wielu rozgrywkach, powinien chyba kupić na tę pozycję kogoś o większych umiejętnościach.
Przechodząc do linii pomocy, która została chyba najbardziej wzmocniona, najpierw należy wspomnieć o Xabim Alonso. Kwota, jaką na niego wydano (30 mln euro) na razie wydaje się być nieco na wyrost. Należy jednak pamiętać, że zabójcza broń Baska, czyli długie podania wymierzane z zegarmistrzowską precyzją, były eliminowane z gry przez plany taktyczne trenera Pellegriniego. Jeśli przekona on się jednak do taktyki 4-4-2 ze skrzydłowymi, w całej krasie zobaczymy umiejętności Alonso.
Zdecydowanie mniej medialnym, niż były gracz Liverpoolu, transferem jest pozyskanie własnego wychowanka Estebana Granero z Getafe. Występuje on zwykle w meczach z mniej wymagającymi rywalami, dając odpocząć gwiazdom drużyny i jest jednym z jej najjaśniejszych punktów. Świetnie radzi sobie zarówno w środku pola, jak i na skrzydle.Może w przyszłości stać się następcą Gutiego, wspomnianego Alonso czy też Kaki.
Zakupiony z Milanu Brazylijczyk na razie nie spełnia chyba pokładanych w nim oczekiwań. Moim zdaniem jest to najmniej przemyślany transfer Królewskich. Kaka jest już bowiem nie najmłodszy (na wiosnę skończy 27 lat), a ostatnie dwa sezony w jego wykonaniu raczej nie powalały na kolana. W Madrycie także jak dotąd nie pokazał, dlaczego zdobył Złotą Piłkę w roku 2007, a lepszym transferem byłby chyba zakup Yoanna Gourcuffa z Bordeaux za o wiele mniejszą cenę. Nie boję się powiedzieć, że uczeń już przerósł mistrza, a drużyna, która zapewni sobie w najbliższej przyszłości usługi młodego Francuza, poczyni duży krok w stronę prymatu w Europie.
Najważniejszym zakupem Realu jest oczywiście Cristiano Ronaldo. Najbardziej medialny piłkarz na świecie, dysponujący świetnymi umiejętnościami, o czym świadczy cena – 94 miliony euro. Na pewno jest to gracz, który jest w stanie w każdej chwili odwrócić losy meczu, a w spotkaniach, w których do tej pory wystąpił, pokazał się z bardzo dobrej strony. Problemem jest kontuzja, której leczenie przeciąga się już jakiś czas, a to odbija się na formie zespołu bez CR9. Właśnie ten uraz przeszkadza w jednoznacznej ocenie tego zakupu, gdyż kluczowa faza sezonu jeszcze się nie rozpoczęła, a to ona dopiero zweryfikuje transfer Portugalczyka.
Wisienką, ustawianą na szpicy tortu Pereza, jest Karim Benzema. Jego sytuacja podobna jest do Albiola – nie zachwyca on na razie kibiców na Bernabeu, a ze składu wygryźć go może głodny gry Gonzalo Higuain. Wychowankovi Olympique Lyon także należy się nieco czasu i zaufania. Mamy bowiem do czynienia z jednym z najbardziej perspektywicznych napastników na świecie, który po prostu potrzebuje spokoju w zdobywania potrzebnego każdemu snajperowi doświaczenia. Wspomniany przeze mnie Argentyńczyk także był wielokrotnie krytykowany przez fanów drużyny, a tymczasem rozwinął się na naprawdę dobrego zawodnika, któremu wróży się jeszcze lepszą przyszłość.
Ciężko jest wystawić Perezowi, Pellegriniemu i dyrektorowi sportowemu Jorge Valdano jednoznaczną cenzurkę za dokonane w letnim okresie transfery. Ja uważam, że zakupieni zawodnicy jeszcze nie rozwinęli do końca swoich skrzydeł i powinni okazać się prawdziwymi wzmocnieniami, co nie znaczy, że nie mogło być lepiej. Wydane pieniądze nie muszą świadczyć o sukcesach i tą dewizą powinni kierować się włodarze Realu przy planowaniu przyszłych transakcji.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/07/krolewskie-transfery-pare-miesiecy-pozniej/feed/
Giganci w opałach http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/ http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/#comments Fri, 06 Nov 2009 15:08:52 +0000 Kay http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/ Leo_Messi.jpg Faza grupowa Ligi Mistrzów zazwyczaj jest tylko formalnością, szansą dla słabszych zespołów na zagranie meczu z największymi klubami Europy, czasem nawet uzyskując dobry wynik. Od czasu do czasu jakiś zespół spoza elity przebijał się wyjątkowo do 1/8, czasem któraś z uznanych marek będąca akurat w kiepskiej formie odpadała, ale główni faworyci zazwyczaj bez pudła stawiali się w komplecie w 1/8. Tym razem sytuacja jednak ma się inaczej. Poza burtą LM już na etapie fazy grupowej może znaleźć się paru murowanych faworytów. Przyjrzyjmy się bliżej ich sytuacji.
»Czytaj dalej

Tagi: Liga Mistrzów,

]]>
Leo_Messi.jpg

Faza grupowa Ligi Mistrzów zazwyczaj jest tylko formalnością, szansą dla słabszych zespołów na zagranie meczu z największymi klubami Europy, czasem nawet uzyskując dobry wynik. Od czasu do czasu jakiś zespół spoza elity przebijał się wyjątkowo do 1/8, czasem któraś z uznanych marek będąca akurat w kiepskiej formie odpadała, ale główni faworyci zazwyczaj bez pudła stawiali się w komplecie w 1/8.
Tym razem sytuacja jednak ma się inaczej. Poza burtą LM już na etapie fazy grupowej może znaleźć się paru murowanych faworytów. Przyjrzyjmy się bliżej ich sytuacji.

Bayern Monachium
Ostatnim czasy ciężko oszacować potencjał tego zespołu. Zmieniają się trenerzy, zmieniają piłkarze i o ile ciągle w Niemczech to Bawarczycy najregularniej sięgają po tytuł mistrza tak w Europie już od dłuższego czasu mało kto się z nimi poważnie liczy. W tym sezonie miało się to zmienić – skrzydła RR (Ribery i Robben) miały być najmocniejsze w Europie i ponieść Bayern daleko w LM. Grono, jak się wydawało, świetnych napastników tj. Klose czy Toni uzupełnił znakomity Mario Gomez. Tymoszczuk wzmocnił środek pola. A jednak Bayern wcale nie wydaje się mocniejszy. Wręcz przeciwnie.
Klose i Toni wyglądają jak cienie samych siebie sprzed lat. Młodzi też już nie są, więc szanse na to, że dadzą coś jeszcze z siebie są niewielkie. Ciężar ataku spoczywa więc na Gomezie i młodziutkim Mullerze.
Słabiej niż wcześniej wygląda Bayern w defensywie. Gdzie te czasy kiedy Bawarczycy byli znani ze swojej żelaznej defensywy? Dzisiaj, po stracie Lucio, w monachijskiej drużynie brak choćby jednego solidnego środkowego obrońcy.
Środek pola cierpi na syndrom Interu (do niedawna) – wielu stosunkowo wysokiej klasy zawodników o nastawieniu defensywnym i ani jednego solidnego rozgrywającego.
Ani Butt ani Rensing nie są też mocnymi punktami w bramce.
Do wszystkich tych problemów doszedł nowy trener – Luis van Gaal. Trener to dość specyficzny, mówiąc delikatnie. Adaptacja do jego stylu gry przychodzi opornie.
Do tych problemów doszła ciężka grupa – z mistrzem Francji, Bordeaux oraz Juventusem. Remis u siebie z Juve i porażka z Bordeaux sprawiły, że teraz co najwyżej Bawarczycy mogą liczyć, że Bordeaux pokona Juve a potem na Stadio Olimpico Bayern będzie mógł próbować wydrzeć Juve awans. Szanse jednak są marne.

Liverpool
Nieco podobnie do Bayernu rysuje się w tym roku sytuacja Liverpoolu. Nowa era w historii Liverpoolu pod znakiem Rafy Beniteza zaczęła się z hukiem – od wygrania Ligi Mistrzów po niezapomnianym finale w Istambule. Od tego czasu jednak drużyna pomimo ogromnych nakładów nie wydaje się rozwijać. O skuteczność polityki transferowej Beniteza można się spierać, ale sytuacja nie wygląda dobrze. Szwankuje obrona, Carragher z roku 2009 wydaje się już być dużo słabszą wersją samego siebie sprzed paru lat, a na dodatek nie ma dla niego solidnego partnera. Agger i Skrtel to bez wątpienia solidni zawodnicy, ale o małych szansach na wtargnięcie się do topu środkowych obrońców. Brakuje choćby jednego solidnego lewego obrońcy, bo Fabio Aurelio już chyba formy z najlepszych lat w Valencii nie odzyska.
Środek pola kolejny rok z rzędu nie może się doczekać solidnych skrzydłowych, Riera nie do końca przekonuje Beniteza, a na prawym skrzydle z konieczności kolejny sezon gra pracowity, ale jednak daleki umiejętnościami od klasy światowej Dirk Kuyt. Dodatkowo dla genialnego Torresa kompletnie brak jest zmiennika. Nie do przecenienia jest też strata Alonso i ciężko uwierzyć, że wypełni po nim lukę Aquilani.
Patrząc na tą drużynę nie można oprzeć się wrażeniu, że część obecnie grających zawodników jest słabsza od zdobywców Istambułu – Aurelio jest słabszy od Riise, Skrtel od Hyppi, Carragher ’09 od Carraghera ’05, Lucas/Aquilani od Alonso, Riera od Kewella. Ten sezon jak na razie potwierdza, że zespół się nie rozwija. A trudna grupa zrobiła swoje. Jak na razie Liverpool nie wygrał żadnego z meczów z rywalizującymi o awans z grupy Fiorentiną i Lyonem.
Teraz Liverpool musi liczyć na to, że Fiorentina nie poradzi sobie z Lyonem, co da szansę Liverpoolowi na wydarcie Fiorentinie awansu na Anfield. O ile poradzi sobie wcześniej z Debrecenem.

Inter
Tutaj dochodzimy do chyba najbardziej fascynującej grupy. Z pozoru klasyka fazy grupowej LM – dwóch potentatów, którzy w cuglach biją dwóch outsiderów a w meczach między sobą rozstrzygają kto wychodzi z pierwszego, a kto z drugiego miejsca.
Ta grupa jednak kryje w sobie pewne niespodzianki. Przede wszystkim – jest to jedyna grupa faktycznych mistrzów – każda z drużyn to mistrz swojego kraju. A także, na dzień dzisiejszy, lider swojej ligi. Owszem, Ukraina i Rosja to może jeszcze nie absolutna czołówka, ale już nikt przy zdrowych zmysłach nie bagatelizuje drużyn ze wschodu. O Rubinie Kazań wiadomo dotąd przeciętnemu kibicowi było mało, ale jeśli drużyna drugi rok z rzędu bije do tytułu mistrza Rosji takie drużyny jak CSKA czy Zenit to jest wystarczający dowód by brać ich na poważnie.
Natomiast Dynamo Kijów i Szachtar również od lat potwierdzają, że są solidnymi europejskimi markami.
Do dobrej formy zespołów ze wschodu Inter dołożył swoje europejskie kompleksy – bezkonkurencyjni we Włoszech od dawna niczego nie potrafią zawojować w Europie. Do 85 minuty meczu z Dynamem w ostatniej kolejce wydawało się, że tym razem będzie jeszcze gorzej i Inter nie wyjdzie z grupy, kosztem któregoś (obu…?) wschodniego zespołu. Dwie bramki w końcówce diametralnie odmieniły sytuację i siedząc na czele swojej grupy są na dzień dzisiejszy faworytami do jej wygrania. Przed nimi jednakże mecz na Camp Nou. Ewentualna porażka znowu bardzo skomplikuje sytuację drużyny Mourinho. Drużyny, która w odróżnieniu od powyższych przypadków, dysponuje kapitalną, szeroką, niesamowicie utalentowaną kadrą. Taką, która musi mierzyć co najmniej w półfinał LM. Odpadnięcie w grupie to byłaby katastrofa.

Barcelona
Odpadnięcie w grupie to byłaby również katastrofa dla Katalończyków. A perspektywa ta staje się coraz bardziej realna. Wszystko zepsuł przegrany mecz na Camp Nou z Rubinem Kazań. Remisy na San Siro i w mroźnym Kazaniu to wyniki do zaakceptowania, ale porażka na Camp Nou zaskoczyła wszystkich. Owszem, pechowa i niezasłużona – ale taka jest piłka. Nie ma też co ukrywać, że w Barcelońskiej drużynie nie wszystko działa jak należy.
Po powrocie ze zgrupowania kadry narodowej błysk i pewność siebie stracił Messi. Sezon zaczął świetnie, ale od paru meczów nie potrafi wrócić do swojej formy. Ile jeszcze potrwa spadek formy? Bo alternatywy dla Messiego Barcelona nie ma.
Niepokojący spadek formy zaliczył też Xavi, odkąd Chico zupełnie wyłączył go z gry w meczu z Almerią. Coraz rzadziej wychodzą mu dokładne penetrujące podania, a bez nich Barcelona jest dużo mniej groźna.
Niepokojące też jest podejście piłkarzy, którzy bagatelizują każdy kolejny niekorzystny wynik, tłumacząc się, że „mieli przewagę”, „zabrakło wyłącznie goli”, „ciężko się gra gdy przeciwnik broni 10 piłkarzami”. Ale ta sytuacja się powtarza. Nikt o zdrowych zmysłach nie zagra teraz z Barceloną otwartej piłki, gdy widać jak bardzo dla niej frustrująca może być solidna i zdyscyplinowana gra defensywna. Z murowaniem bramki będzie się Barcelona mierzyć zapewne w niemal każdym meczu jaki pozostał do końca sezonu. A recepta na solidną gre w defensywnie przeciwko Katalończykom opracowano już dawno – głęboko cofnięta obrona, zagęszczony środek obrony (choćby kosztem odsłonięcia boków), z agresywnie grającą linią pomocy. Jeśli taka drużyna jest dobrze zorganizowania w defensywie, to 75% posiadania piłki nie przekłada się na zbyt wiele okazji bramkowych.
Dewizą Guardioli jest wierność swojemu stylowi gry bez względu na okoliczności. Może jednak czasem by się przydał plan B? Bo plan A coraz częściej zawodzi.
Teraz Barcelona musi absolutnie wygrać z Interem. Interem, który będzie się bronił jeszcze lepiej niż Rubin Kazań w dwóch ostatnich meczach i który jeszcze od niego groźniej będzie kontratakował. Jeśli paru zawodników Barcelony nie podniesie poziomu swojej gry może być ciężko ten mecz wygrać. I Barcelona zamiast pierwszej drużyny, która obroni tytuł Ligi Mistrzów, będzie pierwszym mistrzem od dawna, który nawet nie wyjdzie z grupy.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/feed/