Soccerlog.net » Stifler http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Szwajcaria 1954 – V Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/02/05/szwajcaria-1954-v-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/02/05/szwajcaria-1954-v-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Fri, 05 Feb 2010 20:54:59 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/02/05/szwajcaria-1954-v-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Szwajcaria 1954 - V Mistrzostwa Świata w piłce nożnejŚwiat był pod wrażeniem "Złotej jedenastki" z igrzysk w Helsinkach. Od 14 maja 1950 Węgry nie przegrały żadnego meczu, a do tego przyczynili się tacy piłkarze jak Grosics, Bozsik, Kocsis, Hidegkuti, Puskas i Czibor. Trzy kraje wycofały się z Mistrzostw w obawie klęski, której mogły doświadczyć w starciu z Węgrami.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Szwajcaria 1954 - V Mistrzostwa Świata w piłce nożnejŚwiat był pod wrażeniem “Złotej jedenastki” z igrzysk w Helsinkach. Od 14 maja 1950 Węgry nie przegrały żadnego meczu, a do tego przyczynili się tacy piłkarze jak Grosics, Bozsik, Kocsis, Hidegkuti, Puskas i Czibor. Trzy kraje wycofały się z Mistrzostw w obawie klęski, której mogły doświadczyć w starciu z Węgrami.

Championnat du Monde de Football 1954Rywalizację w MŚ rozpoczęto 16 czerwca meczem Francja – Jugosławia. Po raz pierwszy przeprowadzono też relację telewizyjną z tego wydarzenia. W sumie spośród 26 spotkań 9 można było obejrzeć na “szklanym ekranie” w domu. Polacy zaś musieli się zadowolić jedynie pierwszą radiową relacją na żywo z MŚ. Spotkanie zakończyło się triumfem “Plavich” po strzale Milova Milutinovica. Świetnie broniący w tym meczu Beara powstrzymał fenomenalnych snajperów reprezentacji Trójkolorowych, czyli Kopę i Glovackiego. Francja potem wygrała swój drugi mecz w turnieju, w którym spotkała się z reprezentacją Meksyku, lecz obydwa zespoły odpadły z Mistrzostw już po pierwszej fazie.

Droga do nikąd i piękny sen

Węgry rozpoczęli Mistrzostwa od meczu z Koreą, wygrywając w rytmie czardasza 9:0. Potem rozgromili Niemców 8:3. Wtedy właśnie stwierdzono, że reprezentacja RFN nie odegra znaczącej roli na tej imprezie. Później okaże się, jak bardzo się pomylono. Niemcy zaś do ćwierćfinału awansowali po triumfie w dodatkowym meczu z Turcją 7:2. Na tej imprezie 16 zespołów podzielono bowiem na cztery grupy, w każdej miały grać po dwa zespoły rozstawione i po dwa nierozstawione. Organizatorzy postanowili, że nie będzie meczów z każdy z każdym – tylko słabi przeciwko silnym. Gdy w końcowej tabeli zespoły miały po tle samo punktów, wówczas o awansie decydował dodatkowy mecz między zainteresowanymi.

W półfinale “Urusi” trafili na Węgrów i był to jeden z najlepszych meczów w historii, mimo, że w obu ekipach zabrakło tak świetnych piłkarzy jak: Ferenc Puskas po stronie madziarskiej i Obdulio Vareli oraz Cesara Abbadie w ekipie dwukrotnych mistrzów świata. Losy spotkania rozstrzygnęły się dopiero w dogrywce, kiedy dwukrotnie bramkarza Urugwaju pokonał Kocsis, strzelając swoją 10. i 11. bramkę w turnieju. Zawodnik ten był wyróżniającym się zawodnikiem na tych Mistrzostwach.W drugim półfinale Niemcy zdeklasowali Austriaków, wygrywając aż 6:1. Finałowy mecz na stadionie Wankdorf zapowiadał się jako kolejny pokaz kunsztu Węgrów.

Węgierska legenda

Za “Żelazną kurtyną” w czasach powojennych powstawała nowa Naddunajska szkoła futbolu. W oparciu o graczy pochodzących z wojska zaczęła nabierać kształtów legenda węgierskiej Złotej jedenastki. Z początku Europa Zachodnia podchodziła do tej drużyny z nieufnością. W końcu byli to komuniści i wojskowi do szpiku kości.

Złota jedenastka zdobyła uznanie na świecie jako drużyna narodowa, a Honved Budapeszt z Puskasem i spółką jako najlepszy klub. Węgierska piłka zdawała się podbijać świat. To był jednak jednostronny związek. Piłkarze nie cieszyli się sytuacją polityczną, tak jak politycy entuzjazmowali się wynikami sportowymi. Trenerem, który stał za złotą jedenastką był Gustav Szebes. Ważne było, że miał wielu znakomitych piłkarzy światowej klasy, ale ważniejsze, że mieli oni własne pomysły. Szebes dawał graczom wolną rękę i w ich działaniu należy upatrywać podstawy nowoczesnego totalnego futbolu.

Cud w Bernie

Węgierski proporzecWęgrzy zmierzyli się w finale z Republiką Federalną Niemiec. Był to naród, który wciąż odczuwał skutki wojny. Jak na ironię, kiedy w Niemczech nastał pokój zaprzestano tam rozgrywek w piłkę nożną. Kontynuowano je bez przerwy przez całą wojnę. Tego dnia podczas finałowego meczu w Bernie mocno padało. To była szansa dla Niemców. Wiedzieli, że w normalnych warunkach nie mieliby żadnych szans, ale na tak grząskim boisku ich rywale mogli mieć problemy. Węgrzy wygrywali z drużynami z Europy Zachodniej, ale przepuszczali, że im, jako komunistycznemu państwu nie pozwoli się zdobyć Mistrzostwa Świata.

Składy RFN i WęgierDla sędziego Billa Linga był to prawdopodobnie najtrudniejszy mecz w jego karierze. Węgrzy prowadzili 2:0, ale w ciągu kolejnych dziesięciu minut Niemcy naparli z całą mocą na węgierską bramkę i wyrównali. Taki wynik utrzymał się prawie do końca meczu, w którym cały czas dominowali Węgrzy, ale to Niemcy wygrali 3:2. Kilka minut przed końcem meczu Puskas strzelił trzeciego gola dla swojej reprezentacji. Wszyscy poza arbitrem wiedzieli, że nie było spalonego. Z początku sędzia nawet uznał gola, ale po chwili ponownie zagwizdał i przyznał Niemcom z powodu spalonego rzut wolny. Niemcy po raz pierwszy w historii zostali mistrzami świata i mieli w kolekcji swój pierwszy z wielkich sukcesów.

Zwycięstwo Niemców było nieprawdopodobnym wynikiem. Węgrzy do dziś uważają, że nie pozwolono im wtedy zdobyć Pucharu Świata. Była to przegrana przyjęta z wdziękiem. Po latach na sukcesie niemieckich piłkarzy pojawiła się jednak plama. W 1957 roku Puskas w jednym z wywiadów dla “France Football” oskarżył swoich rywali o stosowanie dopingu. Węgier później przeprosił za te słowa, ale sprawa powróciła. Lekarz niemieckiej ekipy, Franz Loogen, przyznał, że wykonywał w czasie finałów w Szwajcarii mnóstwo zastrzyków.. Co prawda podawał tylko witaminy, ale piłkarze wierzyli w ich moc. Nie sposób jednak sprawdzić, czy faktycznie były to witaminy. Faktem jest jednak, że po kilku miesiącach od finałów aż ośmiu niemieckich piłkarzy zachorowało na żółtaczkę, a dwóch po latach zmarło na wirusowe zapalenie wątroby.

Sandor Kocsis

Sandor KocsisDo miana najlepszego uczestnika turnieju kandydowało kilku piłkarzy, lecz ja postawiłem na Kocsisa. Poza boiskiem wodzirejem nie był, za to ujawniał na nim wrodzony, nieprawdopodobny talent. Niezwykle pomysłowy, niebywale skuteczny, w fantastycznym tempie orientujący się w tym, co dzieje się na boisku. Zadziwiał swym niesamowitym instynktem. Jego grą kierowała czysta intuicja, a elegancja, spryt, doskonała koordynacja stanowiły dar natury, dzięki któremu opanował wszelkie arkana futbolu. Po przegranym finale obwiniano najmocniej króla strzelców imprezy, czyli Kocsisa i kapitana drużyny – Puskasa. Warto jednak pamiętać, że Sandor miał udział w obydwu bramkach swego zespołu. Samorodny talent, mimo tego, że trafił do Barcelony, nie potrafił tak pokierować swą dalszą karierą, jak obrotny i w życiu, i na boisku Puskas.


Wyniki Mistrzostw

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/05/szwajcaria-1954-v-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Brazylia 1950 – IV Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/02/03/brazylia-1950-iv-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/02/03/brazylia-1950-iv-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Wed, 03 Feb 2010 17:45:22 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/02/03/brazylia-1950-iv-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Brazylia 1950 - IV Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Po dwunastoletniej przerwie z powodu drugiej wojny światowej Mistrzostwa znów wróciły. Czwarte Mistrzostwa Świata zorganizowano w Brazylii. Jak to zwykle już było w zwyczaju kilka drużyn, które zakwalifikowały się do finałów całej imprezy - odmówiło udziału. Z wielu powodów była to bardzo przełomowa impreza tego typu. Niestety udziału w niej nie brała Polska.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Brazylia 1950 - IV Mistrzostwa Świata w piłce nożnej
Po dwunastoletniej przerwie z powodu drugiej wojny światowej Mistrzostwa znów wróciły. Czwarte Mistrzostwa Świata zorganizowano w Brazylii. Jak to zwykle już było w zwyczaju kilka drużyn, które zakwalifikowały się do finałów całej imprezy – odmówiło udziału. Z wielu powodów była to bardzo przełomowa impreza tego typu. Niestety udziału w niej nie brała Polska.

Ambitnie i zaskakująco

World Cup 1950Jedną z największych sensacji tych MŚ była porażka Anglików z amatorami z USA 0:1. Anglia została przyjęta ponownie, wraz z trzema innymi federacjami brytyjskimi, do FIFA na Kongresie w 1946 r. po nieobecności od 1929 r. W pierwszym meczu Anglicy pokonali 2:0 Chile a przed meczem z USA jedna z londyńskich gazet pisała: “Tylko dwa narody nie potrafią grać w piłkę – Eskimosi i Amerykanie”.

Kiedy wynik ruszył w świat od razu stwierdzono, że to kiepski żart. W agencji Reutersa rozdzwoniły się telefony. “Zgubiliście jedynkę, powinno być 10:1″ – próbowali prostować angielscy dziennikarze.
Gdy okazało się jednak, że pomyłki nie było w gazetach pisano wówczas: “Anglia pobita przez amatorów. Z kolei “Daily Herald” zamieścił na pierwszej stronie nekrolog: “Zawiadamia się wszystkich pogrążonych w żałobie kibiców, że dnia 29 czerwca 1950 roku umarł futbol angielski”. Wówczas w reprezentacji Anglii występowały takie gwiazdy jak: Alf Ramsey, Billy Wriht, Wilf Mannion, Tom Finney, Stan Mortensen czy Stanley Matthews. Takich tuzów pogrążył nikomu nieznany Jo Gaetjens z pochodzenia Haitańczyk, który w 39. minucie meczu, po podaniu Waltera Bahra, pokonał bramkarza Anglii.

Kolejną sensacją było zwycięstwo Szwedów, aktualnych mistrzów olimpijskich, nad broniącymi tytułu mistrzów świata Włochami 3:2. Dla “Squadra Azzura” to były wyjątkowe mistrzostwa, bowiem rok wcześniej (4 maja 1949 roku) w katastrofie lotniczej w okolicach Turynu rozbił się samolot, wiozący jedną z najwspanialszych drużyn w historii Serie A – AC Torino. Żaden piłkarz nie przeżył katastrofy. Jako jeden z pierwszych na miejscu katastrofy pojawił się wówczas Vittorio Pozzo, były selekcjoner reprezentacji Włoch, który jako trener dwukrotnie sięgał po Puchar Świata. Jemu bardzo bliski był klub AC Torino. To on na miejscu zdarzenia rozpoznawał ciała podopiecznych i pocieszał zrozpaczone rodziny.

Włochy, Włochy i po Włochach

W drugim meczu MŚ Włosi wprawdzie wygrali 2:0 z Paragwajem, ale do rundy finałowej z tej grupy awansowali piłkarze “Trzech Koron”, którzy grali jednak bez swych asów – legendarnej trójki napastników Gre-No-Li. Gunnar Gren, Gunnar Nordahl i Nils Liedholm po igrzyskach w Londynie podpisali kontrakt z AC Milan i po wyczerpującym sezonie Serie A postanowili odpocząć.

Lekkość i toporność

Te mistrzostwa były dla Brazylijczyków bardzo ważne. Jedyny raz w historii impreza tej rangi odbywała się w ich ojczyźnie. Mogący pomieścić dwieście tysięcy ludzi stadion Maracana w Rio, był symbolem wiary Brazylijczyków we własne siły. Mieli najlepszy stadion na świecie i świetną drużynę narodową. Te mistrzostwa były święte i zespół gospodarzy nie zawodził.

W pierwszych pięciu meczach “Canarinhos” strzelili 21 goli i potwierdzili, że są głównymi faworytami turnieju. Tym bardziej, że odpadły takie potęgi jak Włochy, Anglia i Hiszpania, o czym wspominałem już wcześniej. Te mistrzostwa były jedynymi w historii, w których nie rozgrywano finału. Zamiast tego cztery zwycięskie drużyny z fazy grupowej rozgrywały rundę finałową. Do finałowej grupy awansowały także Hiszpania, Urugwaj i Szwecja. Po tygodniu odpoczynku Brazylia rozgromiła Szwecję 7:1 (cztery bramki w ciągu zaledwie 42 minut strzelił Ademir – król strzelców tych MŚ), a następnie Hiszpanię 6:1. Nikt nie miał wątpliwości, że podobnie będzie w meczu z Urugwajem, który miał tylko trzy punkty (m.in. po remisie z Hiszpanią 2:2). “Urusi” mieli prostą drogę do rundy finałowej, bowiem w grupie za rywala mieli tylko Boliwię, która pokonali aż 8:0.

Zimny wiatr smutku

Brazylii wystarczał remis do zdobycia tytułu mistrza świata. Jair, Ademir, Zizinho – to były gwiazdy, które bez problemów powinny zdobyć dla Brazylii pierwsze w jej historii Puchar Świata. Szesnastego czerwca 1950 roku na stadion Maracana przybyła rekordowa liczba 204 tysięcy widzów. Ta data miała stać się jedną z najgorszych w historii brazylijskiego futbolu.

W pierwszej połowie graliśmy dobrze. Mieliśmy kilka szans na wygranie meczu. Gdy w końcu udało nam się strzelić gola – naszą pierwszą myślą było “Wykonaliśmy swoje zadanie. Zrobiliśmy swoje”. Od tego momentu, bez względu na to jak bardzo staraliśmy się zachęcać do walki, czuliśmy się bezradni.

Jair da Rosa Pinto

Gol Schiaffino

Skład Urugwaju i Brazylii w finaleUrugwajczycy wyrównali w 68. minucie po strzale Schiaffino. Mistrzowie świata z 1930 roku nie przestraszyli się ryku ogromnej widowni Maracany i na dziewięć minut przed końcem Alcides Edgardo Ghiggia sprytnym strzałem strzelił zwycięską bramkę. Gol Ghiggi przesądził o zdobyciu przez Urugwaj Pucharu Świata, ale ból po przegraniu finału na własnym stadionie był zbyt wielki dla wielu Brazylijczyków. Ludzi wychodzili płacząc. Niektórzy nawet popełniali samobójstwa. To był po prostu fanatyzm. Rimet przepychał się ze statuetką Nike pod pachą do szatni Urugwaju by przekazać ją ich kapitanowi Obdulio Vareli. Po finale za winowajcę porażki uznano bramkarza “Kanarków” – Barbosę.

Juan Alberto Schiaffino

Juan Alberto SchiaffinoUważany w swoim kraju za piłkarskiego geniusza. Na oko nikt nie postawiłby na niego złamanego centa. Kościstej budowy, przy 175 centymetrach wzrostu wyglądał na chorowitego mizeraka. Na boisku okazywało się to złudne. Miał niesamowity start do piłki, zaskakiwał arytmią gry, znakomicie strzelał. Odznaczał się znakomitym pomysłem gry i strategicznym zmysłem. Te wszystkie cechy uczyniły go jednym z najlepszych zawodników swojej epoki, a także największą gwiazdą Mistrzostw w 1950 roku. W 68 minucie finału z Brazylią właśnie on doprowadził mistrzowskim strzałem do wyrównania, a kilkanaście minut później “wypuścił” Ghiggię, który zdobył zwycięskiego gola.Tak świat poznał Schiaffino. Cztery lata po mistrzostwach przeszedł do włoskiego Milanu i stał się tam gwiazdą Serie A.

Wyniki Mistrzostw

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/03/brazylia-1950-iv-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Francja 1938 – III Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/02/02/francja-1938-iii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/02/02/francja-1938-iii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Tue, 02 Feb 2010 14:34:17 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/02/02/francja-1938-iii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Francja 1938 - III Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Pierwsze w historii Mistrzostwa Świata z udziałem Polaków. Biało czerwoni zagrali wówczas tylko jedno spotkanie, przegrywając w nim z Brazylią 6:5 po dogrywce. W tym spotkaniu cztery gole dla Polski strzelił Ernest Otton Wilmowski. Był to niepobity rekord, aż do roku 1994, gdy pięć goli w jednym spotkaniu strzelił Rosjanin Salenko.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Francja 1938 - III Mistrzostwa Świata w piłce nożnej
Pierwsze w historii Mistrzostwa Świata z udziałem Polaków. Biało czerwoni zagrali wówczas tylko jedno spotkanie, przegrywając w nim z Brazylią 6:5 po dogrywce. W tym spotkaniu cztery gole dla Polski strzelił Ernest Otton Wilmowski. Był to niepobity rekord, aż do roku 1994, gdy pięć goli w jednym spotkaniu strzelił Rosjanin Salenko.

Coupe du Monde 1938Choć padł rekord zgłoszeń (37), aż dziesięć drużyn wycofało się z rozgrywek eliminacyjnych, dzięki czemu do Mistrzostw awansowało parę reprezentacji, które prezentowały “gorszy” futbol. Zabrakło rozdartej wojną domową Hiszpanii. W 1938 roku Niemcy dokonały Anschlussu Austrii, która miała już zapewniony udział w finałach. Najlepsi reprezentanci tego kraju zostali przymuszeni do gry dla Niemiec. Ekipa prowadzona przez Seppa Herbergera jednak nie potrafiła się razem zgrać i stanowić monolitu. To właśnie zadecydowało o ich porażce ze Szwajcarią już w pierwszej rundzie. Na turnieju nie można było obejrzeć również Urugwaju i Argentyny, które posiadały piekielnie silne zespoły. Na Mistrzostwa nie przyjechały również kraje Brytyjskie, co już stawało się powoli normą.

Kto strzeli więcej, no kto?

W okresie międzywojennym reprezentacja Polski nie stanowiła realnej siły, choć zdarzały się jej pojedyncze sukcesy w spotkaniach towarzyskich. Przełom nastąpił u schyłku lat 30., gdy doczekaliśmy się piłkarza klasy światowej, który potrafił pociągnąć za sobą cały zespół. Mowa oczywiście o Wilmowskim.
Nasi piłkarze byli bardzo blisko triumfu nad silną Brazylią, która w swoim składzie miała Leonidasa – późniejszego króla strzelców całego turnieju. To właśnie on otworzył wynik spotkania z Polską. Wyrównał z karnego Scherfke. Potem już do końca następowała wymiana goli: Romeu i Peracio na 3:1, Wilmowski na 3:2 i 3:3. Peracio trafił drugi raz na 4:3, ale niezawodny tego dnia Ernest, w końcówce meczu strzelił czwartego gola dla Polski. W dogrywce Leonidas trafił dwa razy i jest 6:4, ale w 118 minucie Wilmowski minął całą obronę i zrobiło się już tylko 6:5. W ostatnich sekundach Nyc trafił tylko w spojenie słupka z poprzeczką. Polska przegrała po wspaniałej i heroicznej walce. Przez wielu ten mecz zaliczany jest do najlepszych meczów w samych finałach.

Upadły schemat

Po raz ostatni turniej finałowy w całości został rozegrany systemem play off. W turnieju uczestniczyły kraje z 4 kontynentów, a były to Niemcy, Szwecja, Norwegia, Polska, Rumunia, Szwajcaria, Czechosłowacja, Węgry, Holandia, Belgia, Francja, Włochy, (wszyscy Europa) Brazylia, (Ameryka Płd.) Kuba (Ameryka Płn.) oraz jeden kraj z Azji, czyli Holenderskie Indie Wschodnie (obecnie Indonezja).
Mistrzostwa otwierało spotkanie Szwajcarii z Niemcami, które zakończyło się po dogrywce remisem 1:1. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna więc powtórka meczu. Przed pierwszym spotkaniem obu ekip Niemcy, którzy wkroczyli na stadion z “rzymskim pozdrowieniem” zostali wygwizdani przez kibiców. Oburzeni taki zachowaniem piłkarze grali bardzo ostro, w efekcie z boiska wyleciał Hans Pesser. Kiedy schodził, w jego kierunku poleciały pomidory, jajka, a nawet butelka. W powtórzonym meczu górą byli Szwajcarzy, którzy wygrali 4:2 i tym samym awansowali dalej. Największą niespodzianą byli jednak Kubańczycy. Pokonali, po dwóch meczach Rumunów, ale ich słabość obnażyli w następnej rundzie Szwedzi.

Oldrich i Frantisek

Wspominałem o heroicznym boju Polaków z Brazylią, lecz inny mecz “Canarinhos” został zapamiętany lepiej. Nie z powodu finezji i pięknej gry jaką często możemy się cieszyć oglądając ich w akcji, lecz z powodu okropnej brutalności. Mowa o meczu Brazylii z Czechosłowacją.
Aż trzech graczy w tym spotkaniu usunięto z boiska, a pięciu było kontuzjowanych. Frantisek Planicka złamał w tym spotkaniu rękę. Grał ze złamaną kością śródręcza do końca spotkania. Jego kolega z reprezentacji – Oldrich Nejedly został bardzo dotkliwie zraniony w nogę. Mecz zakończył się remisem 1:1 i potrzebna była powtórka. W niej Planicka oczywiście już nie zagrał, a Brazylijczycy pokonali Czechów 2:1 i to oni awansowali do półfinału.

Krótsza i łatwiejsza droga

W ćwierćfinale z Francją, Włosi założyli “faszystkowski” czarne koszulki, co jeszcze bardziej rozdrażniło protestujących Włochów, kibicujących Francji. To z kolei wzmocniło wolę zwycięstwa i bojowego ducha piłkarzy Italii. Ku rozpaczy ponad 58 tysięcy widzów na stadionie Yves de Manoir w Colombes Francuzi ulegli 1:3 Włochom w drugim ćwierćfinale. Dwie bramki w tym meczu strzelił Silvio Piola, a jedną Luigi “Gino” Colaussi, który został obok Pioli bohaterem reprezentacji Włoch, bowiem później w każdym spotkaniu aż do finału wpisywał się na listę strzelców.

Półfinał Brazylia-Włochy uznawano za przedwczesny finał. Trener Brazylijczyków Ademar Pimenta postanowił oszczędzić siły poobijanego Leonidasa w tym meczu. Sądził, że nawet bez niego jego podopieczni poradzą sobie łatwo. Brazylijczycy mieli 5 minut słabości, które Włosi wykorzystali skwapliwie. Jednakże bramka z rzutu karnego na 2:0 wzbudziła ich ogromne pretensje do sędziego ze Szwajcarii Wuethricha, lecz na niewiele się one zdały. Do piłki podszedł Giuseppe Meazza. Wielki gwiazdor reprezentacji Włoch miał jednak jeden problem. Jego spodenki były rozerwane i nie trzymały się zbyt pewnie. Meazza nie przejął się tym jednak wcale. Lewą ręką przytrzymał spodenki, a w prawą chwycił piłkę, ustawiając ją na 11. metrze. Przy strzale żadnych szans nie miał brazylijski bramkarz. Włochy wygrały 2:1 i stanęły przed szansą obrony tytułu najlepszej drużyny świata.

Składy Włoch i Węgier w finaleW drugim półfinale Węgrzy roznieśli Szwedów i to oni zagrali w ostatnim meczu imprezy. W finale od początku do zdecydowanych ataków ruszyli Włosi, co przyniosło efekt już w 6. minucie, kiedy to bramkarza Węgier Antala Szabo pokonał Colaussi. Minutę później do wyrównania doprowadził Pal Titkos. Ale to było wszystko, na co stać był Węgrów do przerwy. Natomiast obrońcy tytułu za wszelką cenę chcieli już w pierwszych 45 minutach rozstrzygnąć losy spotkania i to im się udało, bowiem prowadzili 3:1 po bramkach Pioli i ponownie Colaussiego. Rozmiary porażki zmniejszył jeszcze w 70. minucie Gyorgy Sarosi, supergwiazda reprezentacji Węgier w latach 30.. Kropkę nad „i” w finałowym spotkaniu MŚ postawił Piola. Włochy triumfowały 4:2, zapewniając sobie miejsce w historii futbolu jako pierwsi dwukrotni i to z rzędu zdobywcy Pucharu Świata.

“Zwycięstwo albo śmierć”

Podobno przed finałem trener Włochów Vittorio Pozzo dostał od Mussoliniego depeszę właśnie o takiej treści. Insynuacje te zostały jednak zdementowane przez Włoskiego obrońcę Petro Ravę. Poza tym wydaje się, że ekipa Italii nie potrzebowała w ogóle dodatkowej mobilizacji aby walczyć o zwycięstwo. W latach 30-tych przed wybuchem drugiej wojny światowej przegrali tylko sześć spotkań, czego nie dokonała żadna inna drużyna.

Silvio Piola

Silvio PiolaWłoski środkowy napastnik stylem gry doskonale pasował do koncepcji zapatrzonego w angielski futbol trenera Vittorio Pozzo. “Pan Gol” uchodził bowiem za ideał środkowego napastnika, dla którego właściwym żywiołem jest podbramkowy tłok. Znakomicie rozumiał się z Meazzą i potrafił tak jak on reżyserować poczynania swoich kolegów. Silny, niesłychanie dynamiczny, ruchliwy, szybki. Urzekał swoją finezją i pomysłowością swych akcji. Po jego fenomenalnym występie i mistrzostwie dla “Squadra Azzura” naród włoski wysłał postulat do Watykanu, z prośbą o beatyfikację Silvio za życia.

Wyniki Mistrzostw

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/02/02/francja-1938-iii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Włochy 1934 – II Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/01/31/wlochy-1934-ii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/01/31/wlochy-1934-ii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Sun, 31 Jan 2010 22:18:35 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/01/31/wlochy-1934-ii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Włochy 1934 - II Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Włoska impreza została wykorzystana jako pokaz potęgi i dyktatury Benito Mussoliniego. Jedyny raz w historii zdarzyło się, by w turnieju zabrakło drużyny broniącej trofeum sprzed czterech lat. Europejskie reprezentacje zbojkotowali poprzednią imprezę w Urugwaju. Teraz to Urugwaj obraził się na Europę.
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Włochy 1934 - II Mistrzostwa Świata w piłce nożnej
Włoska impreza została wykorzystana jako pokaz potęgi i dyktatury Benito Mussoliniego. Jedyny raz w historii zdarzyło się, by w turnieju zabrakło drużyny broniącej trofeum sprzed czterech lat. Europejskie reprezentacje zbojkotowali poprzednią imprezę w Urugwaju. Teraz to Urugwaj obraził się na Europę.

Trwałe ulepszenie

Italy 1934 World CupGospodarz Mistrzostw – Italia, bardzo profesjonalni podeszła do organizacji całego turnieju. Fifa na kongresie w 1931 roku ustaliła pięć punktów uściślających zasady wyłaniania uczestników mistrzostw. Najważniejsze punkty mówią o tym, że liczba drużyn w finałach musi być nie większa niż 16. Przy zgłoszeniu większej ilości chętnych należy przeprowadzić eliminacje.

Do eliminacji przystąpiły 32 zespoły i trzeba było z tych drużyn wyłonić finałową szesnastkę. Polska w eliminacyjnym dwumeczu przegrała z Czechosłowacją – późniejszym finalistą Mistrzostw. W pierwszym meczu w Warszawie przegraliśmy 1:2, a do rewanżu nie dopuściło nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które nie wyraziło zgody na wyjazd Polaków za granicę.

Faszystowskie Włochy

Futbol dał Mussoliniemu możliwość zaprezentowania się światu. Do dziś jednak nie wiadomo na ile on na prawdę kochał futbol. Włoski dyktator zrobił wszystko, aby Mistrzostwa Świata w 1934 roku odbyły się we Włoszech. Nie po to aby je wygrać, ale by pokazać całemu światu, że Włochy są zdolne do organizacji takiej imprezy. To była istotna sprawa. Odnowiono dużo stadionów, które w tamtych czasach nie wyglądały najlepiej. Wiele boisk było w opłakanym stanie. Poza tym były również za małe. To wszystko działo się w czasach faszyzmu. Reprezentacja Włoch grała dobrze i wygrywała mecze. To była świetna propaganda dla tego kraju.

Pozzo współpracował z Mussolinim, bo faszyzm podgrzewał poczucie narodowe. Mój ojciec był bardziej patriotą, niż nacjonalistą, a to różnica. Nacjonalista postrzega wszystkich jako wrogów, a patriota wspiera swój własny kraj i akceptuje to, że inni mają te same prawa.

Syn Vittorio Pozzo

Obfitość Starego Kontynentu

W głównej fazie turnieju wzięło udział szesnaście zespołów. Z Ameryki Południowej przyjechały tylko Brazylia i Argentyna. Ta druga reprezentacja wystawiła rezerwowy skład. Był to protest wobec naturalizowania przez Włochów trzech swoich piłkarzy – Montiego, Guaity i zdobywcy bramki w finale Orsiego. Na turnieju we Włoszech pojawiły się również reprezentacja Stanów Zjednoczonych, oraz Egiptu. Reszta drużyn to reprezentacje z Europy: Niemcy, Szwecja, Belgia, Szwajcaria, Czechosłowacja, Holandia, Rumunia, Francja, Austria, Hiszpania, Węgry oraz Włochy.

Oriundi

W reprezentacji Włoch podczas Mistrzostw zagrało kilkudziesięciu piłkarzy urodzonych w Ameryce Południowej. Niektórzy z nich w chwili debiutu mieli na swym koncie grę dla innych krajów. Zjawisko narodziło się w połowie lat 20., gdy we włoskich klubach zaczęli się pojawiać latynoscy piłkarze, a najzdolniejsi z nich trafiali do kadry. W mistrzowskiej drużynie z 1934 grało kilku oriundi. Największy wkład w tytuł wnieśli piłkarze o których już pisałem, czyli Luis Monti i Raimundo Orsi. Obaj wcześniej grali dla Argentyny, a Monti w jej barwach został nawet srebrnym medalistą premierowych finałów Mistrzostw Świata.

Play Off

Nie było podziału na grupy i dlatego osiem drużyn z turniejem pożegnało się po pierwszej rundzie.Na tej fazie swój udział w turnieju zakończyły wszystkie drużyny spoza Starego Kontynentu. Włochy po świetnym pierwszym meczu z USA potwornie męczyli się z Hiszpanią. Musieli rozegrać nawet z tą drużyną mecz dodatkowy. W półfinale ekipa fenomenalnego Vittorio Pozzo pokonała słynny Wunderteam, czyli ekipę z Austrii.

Wątpliwe szczęście

Składy Włoch i Czechosłowacji w finaleFinał również nie przebiegał po myśli Pozzo. To Czechosłowacja pierwsza strzeliła gola, lecz dziesięć minut później przepięknym strzałem Frantiska Planicke pokonał Monti. Aby rozstrzygnąć losy spotkania potrzebna była dogrywka.W dodatkowych 30. minutach Włochy zdołały raz jeszcze pokonać bramkarza Czechosłowacji. Benito Mussolini nie pozwolił na triumf innej reprezentacji niż Włochom. Nad historią półfinałów i samego finału krążą opowieści o tym, że ponoć był skłonny przekupywać sędziów w tych spotkaniach. Po turnieju jeden z arbitrów przyznał,że Mussolini osobiście nakłaniał go do sprzyjaniu gospodarzom. Kilku innych zostało za to ukaranych przez macierzyste federacje.

Giuseppe Meazza

Giuseppe MeazzaByły to mistrzostwa znakomitych bramkarzy (Zamora, Combi) jednak zgodnie z duchem czasu i futbolu najlepszym znów okrzyknięto napastnika. Oczywiście Meazzę, choć nawet w swej ekipie miał groźnego rywala do palmy pierwszeństwa – naturalizowanego, błyskotliwego Argentyńczyka Orsiego. Jednak nie bez powodu grę niewysokiego eleganckiego Meazzy określano mianem natchnionej. I choć droga Włochów po tytuł okazała się niezwykle mozolna, Meazza, imponujący jak zwykle techniczną maestrią, szarpiący drużynę rywali swymi niesamowitymi zrywami i znakomicie reżyserujący poczynania partnerów, idolem pozostał.

Wyniki Mistrzostw

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/31/wlochy-1934-ii-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Urugwaj 1930 – I Mistrzostwa Świata w piłce nożnej http://soccerlog.net/2010/01/30/urugwaj-1930-i-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ http://soccerlog.net/2010/01/30/urugwaj-1930-i-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/#comments Sat, 30 Jan 2010 18:00:16 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2010/01/30/urugwaj-1930-i-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/ Urugwaj 1930 - I Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Mistrzostwa Świata w Rebublice Południowej Afryki rozpoczną się już za 130 dni. Polscy kibice na pewno będą ekscytować się tą imprezą, choć w mniejszym stopniu, ponieważ nie zobaczymy na tej imprezie naszych piłkarzy. Powinniśmy zatem przypomnieć sobie jak wyglądały poprzednie Mundiale. Na początku przybliżę choć trochę pierwszą taką imprezę w historii, czyli "1er Campeonato Mundial de Futbol".
»Czytaj dalej

Tagi: Mistrzostwa Świata,

]]>
Urugwaj 1930 - I Mistrzostwa Świata w piłce nożnej
Mistrzostwa Świata w Rebublice Południowej Afryki rozpoczną się już za 130 dni. Polscy kibice na pewno będą ekscytować się tą imprezą, choć w mniejszym stopniu, ponieważ nie zobaczymy na tej imprezie naszych piłkarzy. Powinniśmy zatem przypomnieć sobie jak wyglądały poprzednie Mundiale. Na początku przybliżę choć trochę pierwszą taką imprezę w historii, czyli “1er Campeonato Mundial de Futbol”.

Protoplaści

Copa_Mundial de Futbol de 1930.jpgPremierowy finał imprezy o tytuł Mistrza Globu odbył się 30 lipca 1930 roku w Montevideo na legendarnym Estadio Centenario. Zanim jednak opiszę sam finał, zatrzymam się przy wcześniejszych etapach turnieju. Początkowo pierwszy turniej o mistrzostwo świata w piłce nożnej miał zostać rozegrany między 15 lipca, a 15 sierpnia. Jednak jego oficjalny początek ostatecznie miał miejsce 13 lipca, a turniej zakończył się siedemnaście dni później. Jedyny raz w historii nie rozegrano eliminacji. Honoru Europy zdecydowały się bronić tylko Belgia, Francja, Jugosławia oraz Rumunia. Mała ilość państw europejskich na turnieju była spowodowana tym, że Urugwaj w perspektywie Europy znajdował się na “końcu świata”. Niektórzy piłkarze nie mogli opuścić na tak długi czas(dużo czasu zajmowała podróż) opuszczać kontynentu i być nieobecnym w pracy. Nie dostawali po prostu tak długich urlopów.

Bezpowrotny eksperyment

Nie obeszło się bez bojkotu Mistrzostw. Odpowiedzialni za cały bojkot byli Anglicy. Oprócz nich na Mistrzostwa nie przyjechało parę innych reprezentacji. Anglicy uważali, że nie muszą udowadniać, iż są najlepszą reprezentacja na świecie. Kilku piłkarzy z Wysp Brytyjskich znalazło się w składzie Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie na Mistrzostwa stawiło się trzynaście ekip, które miały zamiar zdobyć Złotą Nike, nazywaną też Pucharem Julesa Rimeta. Podzielono je na trzy grupy:

Puchar Julesa Rimeta.jpgGRUPA A – Francja Meksyk Argentyna Chile
GRUPA B – Jugosławia Brazylia Boliwia
GRUPA C – Rumunia Peru Urugwaj
GRUPA D – USA Belgia Paragwaj

W meczu inauguracyjnym Francja zmierzyła się z Meksykiem, z którym wygrała 4:1. Francja była zmuszona grać w tym meczu przez 66 minut w dziesięciu i w dodatku bez bramkarza z prawdziwego zdarzenia. Alex Thepot doznał kontuzji, a wówczas nie można było dokonywać zmian w trakcie meczu. W bramce musiał stanąć obrońca Centrel. Wynik tego spotkania otworzył Lucien Laurent strzelając gola Meksykowi w 19 minucie. Na największą uwagę jednak fakt, że sędzia spotkania Argentyna – Francja Ulises Saucedo dopatrzył się aż pięciu fauli w polu karnym i podyktował tyle właśnie “jedenastek”. Inną bardzo ekscentryczną postawę sędziego można wyróżnić w meczu Argentyny z Francją. Arbiter rodem z Brazylii – Almeida Rego zakończył mecz gwizdkiem kilka minut przed upłynięciem regulaminowych 90 minut. Francja miała wtedy doskonałą sytuację do strzelenia bramki. W meczu Argentyny z Chile – John Langenus pozwalał na bardzo ostrą grę. W tym meczu doszło do kilku bójek, a w jednej z nich uczestniczył Chilijczyk Arturo Torres i Argentyńczyk Monti.

“Życie rzadko jest sprawiedliwe”

Skład Argentyny i Urugwaju w finaleArgentyna zagrała w finale z gospodarzami turnieju – Urugwajem. Albicelestes mimo ogromnej presji prowadziła w finale do 58 minuty. Argentyńczycy załamali się przy stanie 2:3 – był to punkt kulminacyjny meczu. Wtedy Guillermo Stabile trafił w poprzeczkę. Niewykorzystana przez “El Filtradora” sytuacja zemściła się w ostatniej minucie spotkania. Wtedy to Hector Castro wykorzystał dośrodkowanie Dorado i strzałem głową pokonał bramkarza Botasso. Urugwaj pod wodzą Suppici’ego wygrał ostatecznie ten pojedynek 2:4. Kibice przegranej drużyny po przegranym finale byli oburzeni do tego stopnia, że obrzucili konsulat Urugwaju w Buenos Aires kamieniami. Argentyna miała pretensje do organizatorów, ponieważ musiała grać w grupie czteroosobowej, a nie jak Urugwaj w trzyosobowej, który rozegrał o jeden mecz mniej, mimo, że doszedł do tej samej fazy rozgrywek co ich wschodni sąsiedzi.

Guillermo Stabile

Guillermo StabileTurniej rozpoczął na ławce rezerwowych. Po słabym meczu Argentyny z Francją wszedł do pierwszego składu i fenomenalnie zagrał przeciwko Meksykowi. Strzelił w tym meczu trzy bramki jako pierwszy napastnik na tych Mistrzostwach. Argentyna ostatni swój mecz grupowy grała z Chile. Stabile strzelił wtedy dwie bramki w ciągu jednej minuty otwierając tym Argentynie drogę do wielkiego finału. Aby tam dotrzeć, jego reprezentacja musiała pokonać Stany Zjednoczone. W tym jednostronnym pojedynku Argentyna wbiła amerykanom sześć goli, z czego dwa były dziełem Guillermo. W finale Albicelestes byli blisko triumfu w finale. Dobra postawa naszego bohatera nic jednak nie przyniosła i to Urusi zdobyli Złotą Nike.

Wyniki Turnieju

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/01/30/urugwaj-1930-i-mistrzostwa-swiata-w-pilce-noznej/feed/
Liga Mistrzów: Zaskakująca 3 kolejka http://soccerlog.net/2009/10/22/liga-mistrzow-zaskakujaca-3-kolejka/ http://soccerlog.net/2009/10/22/liga-mistrzow-zaskakujaca-3-kolejka/#comments Thu, 22 Oct 2009 16:30:40 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2009/10/22/liga-mistrzow-zaskakujaca-3-kolejka/ Milan_Real.jpg We wtorek i środę drużyny, które grają w Lidze Mistrzów rozgrywały swój 3 mecz w tych rozgrywkach. Na pewno ta kolejka zostanie zapamiętana przez kibiców, bo padło w niej bardzo dużo sensacyjnych wyników i ładnych bramek. Drużyny pokazały się z bardzo dobrej strony. Grały ładny futbol, który miło się oglądało. W moim tekście opiszę najciekawsze mecze, z mojego punktu widzenia trzeciej kolejki Ligi Mistrzów.
»Czytaj dalej

Tagi: Liga Mistrzów,

]]>
Milan_Real.jpg

We wtorek i środę drużyny, które grają w Lidze Mistrzów rozgrywały swój 3 mecz w tych rozgrywkach. Na pewno ta kolejka zostanie zapamiętana przez kibiców, bo padło w niej bardzo dużo sensacyjnych wyników i ładnych bramek. Drużyny pokazały się z bardzo dobrej strony. Grały ładny futbol, który miło się oglądało. W moim tekście opiszę najciekawsze mecze, z mojego punktu widzenia trzeciej kolejki Ligi Mistrzów.

Barcelona wysłuchała Kazania.
We wtorek mieliśmy okazję oglądać jeden z najciekawszych meczów, które dotychczas zostały rozegrane w Lidze Mistrzów. Może nie był to porywający spektakl okraszony pięknymi bramkami i nowatorskimi zagraniami, lecz chodzi tu o ostateczny wynik tego spotkania. Prawie nikt się nie spodziewał, że Rubin Kazań pokona Barcelonę i to jeszcze na jej stadionie. Obrońcy tytułu przegrali to spotkanie choć przeważali w jego znacznej części. Częściej byli przy piłce, konstruowali więcej akcji pod bramką rosyjskiej drużyny, no i trafiali częściej w słupki i poprzeczki. Co w takim razie było przyczyną porażki Barcelony ? Tego nikt nie wie. Barcelona nie grała tak porywająco, jak na przykład w meczu z Manchesterem w finale Ligi Mistrzów 2008/09. Podopieczni Josepa Guardioli nie stwarzali sobie „setek”, a ich ataki były zbyt czytelne i łatwe do obrony. Rubin kilka razy zaatakował bramkę Victora Valdesa i to przyniosło im dwie bramki, a w konsekwencji trzy punkty z najlepszą drużyną Europy z poprzedniego sezonu. Dodajmy, że Barcelona do czasu meczu z Rubinem kontynuowała passę 14 meczy bez porażki w LM. W tym spotkaniu wystąpił również Rafał Murawski, który moim zdaniem zaliczył udany występ. Barcelona to specyficzna drużyna, przeciwko której trudno zagrać coś dobrego, lecz Rafał zagrał dobre spotkanie.

Pojedynek Gigantów ? Połowicznie…
Przed meczem Realu z Milanem, duża część kibiców przepowiadała łatwe zwycięstwo ekipy Manuela Pellegriniego. Jednak w tym meczu nie mógł wystąpić tak kluczowy zawodnik w poprzednich meczach Realu jakim dla tego klubu jest Cristino Ronaldo. Milan do czasu meczu z Realem był w głębokim kryzysie. Osiem meczów w Serie A i tylko 12 punktów – trochę mało, jak na taki klub jakim jest Milan. Jednak ostatni mecz z Romą Mediolańczycy wygrali w dobrym stylu i można było zauważyć spory progres w grze drużyny Leonardo. Można ten mecz traktować jako przełom, lecz mało ludzi wierzyło w zwycięstwo z Realem. Mediolan pokazał jednak klasę i wygrał ten mecz, choć przespał całą pierwszą połowę. Przegrywali po błędzie Didy (który to już taki błąd tego bramkarza?), który wykorzystał Raul. Po pierwszej połowie nic nie wskazywało na to, że Milan się przebudzi i będzie w stanie jeszcze wygrać ten mecz. Pierwszy sygnał do ataku dał Andrea Pirlo, swoim świetnym strzałem z około 30 metrów. Cztery minuty później i było już 1:2 dla zespołu z Mediolanu. Błąd Ikera Casilasa (znów bramka wynikająca z błędu golkipera) wykorzystał Pato. Milan od tego momentu przejął inicjatywę w meczu. Co prawda potem stracił bramkę, a jej strzelcem był zapomniany już Royston Drenthe, lecz w 88 minucie meczu wynik na korzyść Milanu ustalił niezawodny napastnik Milanu, jakim jest Pato. Real w tym sezonie miał zdominować Ligę Mistrzów. Milan na pewno postawił sobie skromniejszy cel – awans przynajmniej do Ćwierćfinału. Podopieczni Pellegriniego, aby byli uważanych za „dominatorów” w tych rozgrywkach nie mogą zagrać już więcej takich meczów jak ten z Milanem. Mecz nie stał na wysokim poziomie piłkarskim, lecz na pewno miło się go oglądało. Można się cieszyć z powodu powrotu do formy Ronaldinho i innych zawodników włoskiego klubu. Martwi raczej fakt, że Real, ten klub który miał wygrywać wszystko w świetnym stylu nie umie sobie poradzić i wygrać meczu bez Cristino Ronaldo w składzie. To samo mogliśmy zobaczyć w meczu z Sewillą, jak i w środę w spotkaniu z Milanem.

Kaka
Dałem dzisiaj z siebie wszystko, ale to nie wystarczyło. Przegraliśmy na własne życzenie. Sami skomplikowaliśmy sobie sytuację w grupie z której teraz musimy wyjść obronną ręką. Słowa uznania chciałbym pokierować w stronę Pato. Alexandre staje się coraz lepszym zawodnikiem. Już teraz jest motorem napędowym jednej z potęg europejskiego futbolu, a przecież ma przed sobą jeszcze całą karierę
Kaka

Strzelasz trzy, tracisz cztery.
We wtorek w meczu Debreczynu z Fiorentiną zobaczyliśmy aż 7 bramek. Znane oczywiście jest hasło: „Nie ważne jak zaczynasz – ważne jak kończysz”, lecz do tego meczu ono pasuje tylko połowicznie. Drużyna z Węgier fenomenalnie rozpoczęła ten mecz. Strzeliła bramkę i w pierwszych minutach grała spokojniej i lepiej od Włochów. Debreczyn również strzelił ostatnią bramkę w tym meczu, lecz nie miała ona już wpływu na wynik, bo Fiorentina do tego momentu prowadziła 2:4. Mecz mógł się podobać każdemu kibicowi, bo jak napisałem wcześniej, w tym spotkaniu padło dużo bramek. Lecz nie z tego powodu chciałbym napisać więcej o tym meczu. Zadziwiło mnie ogromne poświęcenie zawodników Andrasa Herczega. Takiego hartu ducha dawno nie miałęm okazji oglądać podczas meczu Ligi Mistrzów. Chodzi mi o to, że każdy skazywał Debreczyn na pożarcie, a Węgrzy wyszli z tego cało, choć przegrali. Na pewno nie można już o nich pisać jako outsiderzy grupy E. To samo pokazali w eliminacjach do Ligi Mistrzów, gdzie wyeliminowali wyżej notowane Kalmar i Lewskiego, gdzie Bułgarzy byli o sto miejsc wyżej w rankingu. Debreczyn za sukces może uznać w ogóle awans do Champions League po 14 latach absencji węgierskich drużyn w tych rozgrywkach.

Bayern czerwony ze wstydu.
Podopieczni Louisa van Gaal‎a można powiedzieć, że w miarę upływu czasu tracili wszystko pomogli w tym meczu. Zaczęło się jednak od samobójczego trafienia na korzyść Bayernu przez Michaela Cianiego. Potem jednak Ciani zrehabilitował się zdobywając już gola, lecz dla ekipy Żyrondystów. Bayern remisował zasłużenie, bo nie można było wyłonić w pierwszej połowie drużyny, która miała jakąkolwiek przewagę. Jednak Bawarczycy stracili Thomasa Muellera i musieli grać ponad połowę meczu w dziesiątkę. Francuzi atakowali i wykorzystali przewagę liczebną jeszcze przed przerwą – gol Marca Planusa dał im prowadzenie. W drugiej połowie gospodarze mieli świetne okazje, aby dobić rywali, ale nie wykorzystali między innymi, aż dwóch rzutów karnych! Strzały Gourcuffa i Jussiego obronił Butt. W drugiej połowie Bordeaux mieli wyraźną przewagę i to już oni dominowali do końca spotkania. Bayern jest w rozsypce. Grał podobnie jak Real Madryt i swoje akcje konstruował powolnie i ospale. Bawarczycy grali bez Francka Ribery’ego i to być może było powodem tak złej postawy Bayernu. Na pewno muszą poprawić swoją grę do następnej kolejki, gdzie zmierzą się ponownie z ekipą Laurenta Blanca. Tym razem już na własnym stadionie.

Louis van Gaal
Jestem naprawdę wściekły. Ta porażka nam się nie należał. W drugiej połowie, kiedy graliśmy w dziesiątkę, byliśmy lepsi, niż w pierwszej, kiedy popełnialiśmy mnóstwo błędów i głupich strat. A mieliśmy nadwyżkę jednego gola i nie wykorzystaliśmy jej.

Louis van Gaal

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/22/liga-mistrzow-zaskakujaca-3-kolejka/feed/
Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz! http://soccerlog.net/2009/09/01/deyna-kazimierz-nie-rusz-kazika-bo-zginiesz/ http://soccerlog.net/2009/09/01/deyna-kazimierz-nie-rusz-kazika-bo-zginiesz/#comments Tue, 01 Sep 2009 05:20:14 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2009/09/01/deyna-kazimierz-nie-rusz-kazika-bo-zginiesz/ Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz! Pierwszy dzień września kojarzy się głównie z powrotem do szkoły po wakacjach. Na uroczystych apelach w szkołach wspominana jest głównie kolejna rocznica wybuchy II Wojny Światowej. Coraz mniej ludzi pamięta, że również w tym dniu obchodzimy kolejną jakże smutną rocznicę śmierci Kazimierza Deyny. Od 1 września 1989 roku minęło już 20 lat i warto przypomnieć postać jednego z najwybitniejszych polskich piłkarzy.
»Czytaj dalej

Tagi: Kazimierz Deyna, Legia Warszawa,

]]>
Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz!
Pierwszy dzień września kojarzy się głównie z powrotem do szkoły po wakacjach. Na uroczystych apelach w szkołach wspominana jest głównie kolejna rocznica wybuchy II Wojny Światowej. Coraz mniej ludzi pamięta, że również w tym dniu obchodzimy kolejną jakże smutną rocznicę śmierci Kazimierza Deyny. Od 1 września 1989 roku minęło już 20 lat i warto przypomnieć postać jednego z najwybitniejszych polskich piłkarzy.

Nie każdy piłkarz z najwyższej półki może poszczycić się takimi osiągnięciami jak Kazimierz Deyna. Mistrz olimpijski z Monachium, gdzie z 9 golami na koncie został królem strzelców imprezy. Trzecie miejsce z reprezentacją Polski na Mistrzostwach Świata w RFN w 1974 roku. Z warszawską Legią dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski. W klasyfikacji na najlepszego piłkarza “France Football” dwukrotnie został sklasyfikowany na 6. miejscu. W Polsce uważany był za fenomen. Oficer Wojska Polskiego, który urodził się w Starogardzie Gdańskim. Urodzony przywódca i dominator. Nie był szybki, lecz szybko myślał. Z rzutów rożnych i karnych trafiał w to miejsce, w które chciał. Dlaczego był takim piłkarzem ? Dlatego, że „Kazik” był piłkarzem pozbawionym nerwów. Uderzał i rozgrywał piłkę z mistrzowską dokładnością. Te wszystkie argumenty przemawiają za tym, aby móc uważać go za mistrza jedynego w swoim rodzaju. Za niezwykłą indywidualność w reprezentacji Polski, która bez niego, nie doświadczyła by tyle nagród i sukcesów.

Nazwałem Pana Kazimierza niezwykłym indywidualistą, dlatego, że ten epitet najbardziej odzwierciedla jego całą karierę, a może nawet jego życie. Władysław Stachurski, który na przełomie lat 70 partnerował popularnemu “Kace” w Legii i reprezentacji wspominał go takimi słowami :

Kazik był indywidualistą, który miał swoje własne spojrzenia na życie. A na boisku często strzelał gola w takim momencie, kiedy broniliśmy się i wtedy rywale tracili pomysł na to, jak nas pokonać.

Władysław Stachurski

Podobnie zapamiętany został przez obecnego trenera juniorskiej reprezentacji Polski U-16 – Władysława Żmudę.

Obaj za dużo nie mówiliśmy, ale doskonale się rozumieliśmy. Wspaniały piłkarz, choć jego styl gry i osobowość niektórym wydawały się kontrowersyjne. Moim zdaniem był w futbolu jednostką wybitną na skalę światową. My piłkarze znaliśmy jego prawdziwą wartość i dlatego był bardzo w drużynie ceniony.

Władysław Żmuda

Kazimierz Deyna był jedynym piłkarzem na swojej pozycji, który umiał narzucić drużynie swą myśl i odpowiednią orientację w grze. Doskonale wywiązywał się ze swojej pracy, którą miał wykonywać na boisku. Jego losy potoczyłyby się na pewno inaczej gdyby nie otrzymał powołania do wojska. W 1966 roku Warszawska Legia w ramach poboru zażyczyła sobie wówczas trzech graczy Łódzkiego Klubu Sportowego, w którym grał „Kazik”. Ostatecznie po długich rozmowach i sprzeciwach co do transferów Deyny, Kostrzewińskiego i Studniarza, ustalono, że tylko Deyna trafi do Legii. W swoim pierwszy sezonie w Wojskowym Klubie Sportowym zaprezentował się znakomicie. W 13 ligowych spotkaniach strzelił 6 bramek, a 3 z nich strzelił w meczu Śląsk – Legia. Był to jego pierwszy Hat- Trick w lidze. W sezonie 1967/1968 Legia zajęła 2. miejsce w I lidze i uzyskała tym wynikiem prawo do gry w Pucharze Karla Rappana (późniejszy Puchar Intertoto). Rozgrywek tych nie prowadziła wtedy UEFA i nie było to premiowane awansem do Pucharu UEFA. Deyna w tych rozgrywkach we wszystkich meczach trafiał do siatki rywali. Był to dopiero 2 sezon „Kaki” w Legii, a już okraszony wieloma sukcesami.

W sezonie 1968/69 Legia w jednym z ostatnich meczów ligowych podejmowała na Łazienkowskiej szczecińską Pogoń. Legioniści zajmowali wtedy pierwsze miejsce w tabeli, a Górnik Zabrze miał do nich tylko jeden punkt straty. Legia szybko zdobyła przewagę, bo już w trzeciej minucie gola strzelił Brychyczy. Następnie na 2:0 podwyższył Deyna, a tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę, Pieszko strzelił na 3:0. Deyna rozgrywał świetne spotkanie i to po jego akcjach Żmijewski i Pieszko zdobyli kolejne gole i było już 5:0. Pod koniec spotkania bramkarz Pogoni Janusz Białek uniemożliwił wejście w pole karne jednemu z napastników Legii i sędzia podyktował rzut wolny. Deyna strzelił w typowy dla siebie sposób. Podkręcił piłkę wewnętrzną częścią prawej stopy tak, że ominęła mur zbudowany z zawodników Pogoni i wpadła w okienko bramki, z lewej strony Białka. Szał jaki zapanował na trybunach zagłuszył gwizdek sędziego, który dopatrzył się jakiegoś naruszenia regulaminu i gola nie uznał. Nikt później nie pytał nawet arbitra jaki miał powód, bo następne wydarzenia sprawiły, iż decyzja sędziego przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Dla Kazika powtórzenie rzutu wolnego stanowiło wyzwanie. Wydawało się, że piłkarze ze Szczecina zakryją całą bramkę, wyciągając wnioski z poprzedniego uderzenia. Tym razem Deyna kopnął piłkę zupełnie inaczej. Rotacja była mniejsza, potrzebna na tyle, by ominąć mur nisko, obok nóg piłkarzy Pogoni. Zanim bramkarz zorientował się gdzie jest piłka, ona leżała już w dolnym rogu jego bramki. Mistrzostwo zgarnęła ostatecznie Legia, a sezon w wykonaniu Deyny był jednym z jego najlepszych.

Strzelał, rozgrywał i kierował drużyną tak dobrze i mądrze, że po dobrych występach w reprezentacji w spotkaniach towarzyskich, przyszedł czas na pierwszy sprawdzian w eliminacjach do Mistrzostw Świata 1970 w meczu z Luksemburgiem. Ryszard Koncewicz wystawił „Kazika” w pierwszym składzie na środku pomocy, a ten odpłacił się mu 2 bramkami. Polska nie zakwalifikowała się jednak do tych mistrzostw i stery po Koncewiczu przejął imiennik Deyny – Kazimierz Górski. W jego pierwszy meczu jako selekcjoner, podobnie jak w meczu z Luksemburgiem – Deyna wpisał się na listę strzelców . Ten mecz był początkiem pasma sukcesów, które za kadencji Górskiego zdobyła reprezentacja Polski. W reprezentacji ogólnie rozegrał 97 meczów i strzelił aż 41 bramek. Warto podkreślić, że rekord należy do Włodzimierza Lubańskiego, który jest napastnikiem, a strzelił tylko o 7 bramek więcej.

Dyrygował dziesięcioma ludźmi na boisku, ale nie umiał pokierować własnym losem tak, by uniknąć stresów, rozczarowań, a ostatecznie śmierci. Znał go cały świat, każdy chciał uścisnąć mu rękę, opływał w dostatek i nagle, w ciągu kilku miesięcy wszystko się odmieniło. Koniec gry, strata pieniędzy, coraz częstsze podróże do Las Vegas, kończące się porażkami w kasynach, znowu whisky, dziewczyny, kłopoty w domu itd. Nie wytrzymał tego wszystkiego. Jego ostateczny koniec można było w łatwy sposób przewidzieć. Zginął w nocy, 1 września 1989 roku. W programie informacyjnym lokalnej telewizji była to pierwsza wiadomość. Zidentyfikowano go na podstawie prawa jazdy, które akurat wyjątkowo trzymał w kieszeni dżinsów, bo zwykle jeździł bez prawa jazdy, oraz okolicznościowego sygnetu. Otrzymał go od prezydenta San Diego Sockers. W bagażniku wiózł 22 piłki, którymi tego dnia prowadził trening z małymi chłopcami. Jak sam mówił to mu sprawiało najwięcej przyjemności.

Kazimierz Deyna tak samo jak najwspanialsi poeci i artyści, nie był rozumiany przez innych, był typem samotnika i zginął młodo. Choć łatwo było przewidzieć jak skończy, można było mu pomóc. Trochę przykre jest to, że taka osobistość pochowana jest po drugiej stronie świata, bo chodzi mi o San Diego. W Polsce jest kilka pomników i tablic upamiętniających „Generała” lecz to troszeczkę za mało. Gdyby Legia nazwałaby swój nowy stadion imieniem i nazwiskiem wspomnianego przeze mnie mistrza i sprowadziła jego ciało do Polski, na pewno krzywdy sobie nie zrobi, a uszczęśliwiłaby na pewno wszystkich sympatyków klubu jak i samej postaci „Kazika”.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/01/deyna-kazimierz-nie-rusz-kazika-bo-zginiesz/feed/
Analiza tegorocznej fazy grupowej Ligi Europejskiej. http://soccerlog.net/2009/08/29/analiza-tegorocznej-fazy-grupowej-ligi-europejskiej/ http://soccerlog.net/2009/08/29/analiza-tegorocznej-fazy-grupowej-ligi-europejskiej/#comments Sat, 29 Aug 2009 03:30:54 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2009/08/29/analiza-tegorocznej-fazy-grupowej-ligi-europejskiej/ Liga_Europy.jpg W Grimaldi Forum w Monaco odbyło się losowanie fazy grupowej Ligi Europejskiej. Czterdzieści osiem klubów podzielono na dwanaście grup. Awans do 1/16 finału uzyskają dwie najlepsze drużyny z każdej grupy i osiem zespołów z trzecich miejsc z najlepszym dorobkiem bramkowym i punktowym. W Fazie grupowej Ligi Europejskiej w tym roku zabraknie polskich klubów. Lecz nie zabraknie polskich piłkarzy. Grupy zapowiadają się ciekawie, więc postaram się je opisać i przybliżyć realne szanse wszystkich drużyn na awans z grupy.
»Czytaj dalej

Tagi: Liga Europejska,

]]>
Liga_Europy.jpg

W Grimaldi Forum w Monaco odbyło się losowanie fazy grupowej Ligi Europejskiej. Czterdzieści osiem klubów podzielono na dwanaście grup. Awans do 1/16 finału uzyskają dwie najlepsze drużyny z każdej grupy i osiem zespołów z trzecich miejsc z najlepszym dorobkiem bramkowym i punktowym. W Fazie grupowej Ligi Europejskiej w tym roku zabraknie polskich klubów. Lecz nie zabraknie polskich piłkarzy. Grupy zapowiadają się ciekawie, więc postaram się je opisać i przybliżyć realne szanse wszystkich drużyn na awans z grupy.

Grupa A
Ajax Amsterdam (Holandia)
Anderlecht Bruksela (Belgia)
Dinamo Zagrzeb (Chorwacja)
FC Timisoara (Rumunia)

Mocna i dość wyrównana grupa. Jak dobrze wiemy w zespole z Brukseli gra nasz reprezentant – Marcin Wasilewski. Na pewno walkę o pierwsze miejsce stoczy Ajax i Anderlecht. Za ich plecami powinno uplasować się Dinamo, choć ekipa Ioana Sabau może namieszać. FC Timisoara na pewno nie będzie dostawała lania od każdego w tej grupie i nie dziwił bym się, gdyby to oni zajęli 3 lokatę w grupie. Rumuni słyną z waleczności i nie poddadzą się. Dinamo prezentuje podobny styl gry jak oni i gdy Timisoara urwie punkty Ajaxowi lub Anderlechtowi to ma spore szanse na awans.

Grupa B
Valencia CF (Hiszpania)
Lille OSC (Francja)
Slavia Praga (Czechy)
Genoa FC (Włochy)

Obok grupy G na pewno najsilniejsza grupa ze wszystkich rozlosowanych. Na pierwszym miejscu zapewne uplasuje się ekipa „Nietoperzy”. Za ich plecami walka będzie bardzo emocjonująca. Lille z Obraniakiem w składzie, choć źle rozpoczęło rozgrywki ligowe we Francji, na pewno jest mocne. Genoa przed obecnym sezonem poczyniła świetne ruchy transferowe. Slavia Praga na słabą nie wygląda, więc dla wszystkich tych 3 klubów 4 miejsce będzie porażką. Stawiam jednak, że ostatnie miejsce zajmie jednak Slavia, bo trochę ustępuje kadrowo swoim rywalom.

Grupa C
Hamburger SV (Niemcy)
Celtic Glasgow (Szkocja)
Hapoel Tel-Aviv (Izrael)
Rapid Wiedeń (Austria)

Na pewno na tą grupę oczy kibiców z Polski będą zwrócone najbardziej, ponieważ w grupie C gra Celticu, w składzie którego występują Boruc i Załuska. Tak jak w innych grupach o pierwsze miejsce będą walczyły dwie drużyny. W tym przypadku będą to „The Bhoys” i HSV. O zajęciu trzeciego miejsca może zdecydować bezpośredni pojedynek Rapidu z Hapoelem. Celtic ostatnio grał regularnie w Lidze Mistrzów. Tam przeważnie uzyskiwał dobre wyniki. Na co fani Boruca i jego kolegów mogą liczyć w Lidze Europejskiej ? Jaki cel obrał sobie przed startem tych rozgrywek Tony Mowbray ? Na te pytania na pewno będziemy mogli sobie sami odpowiedzieć za jakis czas.

Grupa D
Sporting Lizbona (Portugalia)
SC Heerenveen (Holandia)
Hertha Berlin (Niemcy)
FK Ventspils (Łotwa)

W tej grupie mamy aż 3 Polaków, choć tylko 2 ma teoretyczne szanse na występy od pierwszej minuty spotkania. Mowa oczywiście o Piszczku i Wichniarku z Herthy i Pawle Wojciechowskim z Heerenveen. Gdybyśmy zobaczyli chociaż jednego od pierwszej minuty, na pewno byśmy byli zadowoleni. Co do poziomu piłkarskiego i walki o pierwsze miejsce, to trzeba przyznać, że w tej grupie wszystko może być możliwe. Niektórzy uważają Sporting za bezsprzecznego faworyta gruby, lecz ja uważam, że ten portugalski klub będzie musiał sporo się natrudzić, aby awansować i na pewno nie będzie im łatwo.

Grupa E
AS Roma (Włochy)
FC Basel (Szwajcaria)
Fulham FC (Anglia)
CSKA Sofia (Bułgaria)

Gdyby Paweł Brożek przeszedł do Fulham, to właśnie w tej grupie rozgrywałby swoje mecze. Roma ostatnio prezentuje się znakomicie i jest faworytem tej grupy. O drugie miejsce i o awans powinien powalczyć wspomniany już wcześniej Fulham. Ekipa CSKA i FC Basel słabeuszami na pewno nie są i stoczą ciekawe mecze w tych rozgrywkach.

Grupa F
Panathinaikos Ateny (Grecja)
Galatasaray Stambuł (Turcja)
Dinamo Bukareszt (Rumunia)
Sturm Graz (Austria)

Ciekawa grupa, w której wszystko jest możliwe. Wydawać by się mogło, że Galatasaray i Panathinaikos będą miały łatwą i przyjemną drogę do 1/16 finału rozgrywek, lecz mozestać się zupełnie inaczej. Dinamo i Sturm Graz są na pewno bardzo ciężkimi rywalami dla tych klubów. Grają nieprzyjemną dla nich piłkę i w tym przypadku nie chcę ryzykować stawiania na Greków i Turków jako faworytów tej grupy. Jak wiemy Turcja I Grecja to bardzo żywiołowe i impulsywne kraje, widaćto teżw ich grze na boisku. Tutaj moze stać się wszystko.

Grupa G
Villarreal FC (Hiszpania)
SS Lazio Rzym (Włochy)
Lewski Sofia (Bułgaria)
Red Bull Salzburg (Austria)

Według mnie najsilniejsza grupa w tych rozgrywkach. Rad Bull na pewno będzie bardzo groźne. Preferują bardzo ofensywną piłkę. Villarreal i Lazio chyba każdy zna. Każdy też wie na co te drużyny stać. Lewski Sofia odstaje trochę poziomem o d pozostałych zespołów, lecz również może namieszać, zwłaszcza na swoim stadionie. Walka o bezpośredni awans zapowiada się bardzo ciekawie.

Grupa H
Steaua Bukareszt (Rumunia)
Fenerbahce Stambuł (Turcja)
Twente Enschede (Holandia)
Sheriff Tiraspol (Mołdawia)

Miła i sympatyczna grupa z zawodnikami z Polski. W Steauie grają Paweł Golański i Rafał Grzelak. Na pewno miło będzie na nich popatrzeć w potyczkach z Twente i Fenerbahce. Szczerze mówiąc nie wiem na co stać ekipę z Mołdawii. Na pewno poziom tej grupy będzie dobry i ostateczne losy drużyn mogą rozstrzygnąć się w ostatniej kolejce. Wszystkie cztery kluby są nastawione na ofensywną piłkę i tak właśnie będą grać. Liczę na awans klubu z Polakami w składzie i na ich jak najczęstsze przebywanie na placu gry.

Grupa I
Benfica Lizbona (Portugalia)
Everton (Anglia)
AEK Ateny (Grecja)
BATE Borysów (Białoruś)

Również kolejna ciekawa grupa w tych rozgrywkach. Benfica jest dobrą marką w Europie. W tej grupie stać ja na pierwsze miejsce. Nie można skreślać Evertonu, który przy AEK i BATE ma największe szanse na bezpośredni awans do kolejnej fazy rozgrywek. Liczymy na to, żę Roger w swoim nowym klubie pokaże się z dobrej strony i zaliczy dobre występy w Lidze Europejskiej. Miejmy nadzieję, że będzie ich więcej niż trzy. Grecka piłka, a zwłaszcza klubowa jest na tyle mocna, że AEK ma duże szanse na awans. To silna i dobrze poukładana ekipa. BATE Borysów w zeszłym 2008/2009 jako pierwszy białoruski klub wystąpił w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Na swoim boisku są bardzo groźni i mogą urwać punkty i dzięki temu również zachowują szanse na awans.

Grupa J

Szachtar Donieck (Ukraina)
Club Brugge (Belgia)
Partizan Belgrad (Serbia)
Toulouse FC (Francja)

Zwycięzca ostatnich rozgrywek o Puchar UEFA zmierzy się z drużyną, która pokonała ostatnią drużynę z Polski, biorącą udział w europejskich pucharach. Ciekawie Się to zapowiada, lecz drużyna Mariusza Lewandowskiego jest faworytem nie tylko tej grupy, lecz całych rozgrywek. Partizan Belgrad i drużyna z Tuluzy tanio skóry nie sprzedadzą i powalczą o 2 miejsce z Clubem Brugge. Trochę szkoda, że Lech Poznań nie wygrał dwumeczu z Belgami i to nie on zagra w tej grupie.

Grupa K
PSV Eindhoven (Holandia)
FC Kopenhaga (Dania)
Sparta Praga (Czechy)
CFR Cluj (Rumunia)

W ostatnich latach wszystkie drużyny z tej grupy grały w Lidze Mistrzów. Teraz ich obecność w Lidze Europejskiej nie oznacza, że są słabsi niż kiedyś. Nie udało im się awansować do Champions League, lecz tutaj mogą osiągnąć sporo. Każdą drużynę stać na awans. Warto przyglądać się tej grupie, bo mecze zapowiadają się ciekawie. Kiedyś na EURO 2004 Holandia stoczyła bardzo piękne spotkanie z ekipą Czech. Pojedynek PSV ze Spartą Praga, moze wyglądać podobnie.

Grupa L
Werder Brema (Niemcy)
Austria Wiedeń (Austria)
Athletic Bilbao (Hiszpania)
Nacional Funchal Madeira (Portugalia)

Grupa z finalistą ubiegłorocznych rozgrywek o Puchar UEFA. Na dodatek w tej grupie zobaczymy też Jacka Bąka. O ile będzie grał w podstawowym składzie Austrii Wiedeń. Athletic Bilbao to solidna drużyna, a o ekipie z Madeiry mogę powiedzieć tyle, że mają szanse stać się czarnym koniem tej grupy. Oczywiście na pewno nie zajmą pierwszego miejsca, lecz może drugie ? Zobaczymy co pokażą.

Tegoroczna pierwsza edycja Ligi Europejskiej zapowiada się interesująco. Wystąpi w tych rozgrywkach wiele silnych zespołów. Szkoda tylko, że nie zobaczymy w nich żadnego polskiego klubu. Fakt ten jest bardzo smutny, bo gdy reprezentacja Polski nie wywalczy awansu do MŚ w 2010 roku to będzie to bardzo nieudany sezon dla polskiej piłki. Można będzie go uznać wtedy za klęskę.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/29/analiza-tegorocznej-fazy-grupowej-ligi-europejskiej/feed/
Być, czy nie być trenera Andrzeja Lesiaka. http://soccerlog.net/2009/08/27/byc-czy-nie-byc-trenera-andrzeja-lesiaka/ http://soccerlog.net/2009/08/27/byc-czy-nie-byc-trenera-andrzeja-lesiaka/#comments Thu, 27 Aug 2009 07:00:06 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2009/08/27/byc-czy-nie-byc-trenera-andrzeja-lesiaka/ Zag____bie_Lubin.jpg Przed obecnie trwającym sezonem Ekstraklasy nic nie wskazywało na to, że Zagłębie Lubin będzie w tak nędznej formie. Zaczęło się od porażek z Mistrzem i Wicemistrzem Polski, a ostatnio ekipa z Lubina odpadła z walki o Puchar Polski w I rundzie z czwarto ligowym Piastem Kobylin. Swoją posadę na dniach zapewne straci Andrzej Lesiak, lecz jak poukładać drużynę tak, aby grała lepiej i zapomniała o tym tragicznym starcie w tegorocznych krajowych rozgrywkach ?
»Czytaj dalej

Tagi: Andrzej Lesiak, Ekstraklasa, Zagłębie Lubin,

]]>
Zag____bie_Lubin.jpg

Przed obecnie trwającym sezonem Ekstraklasy nic nie wskazywało na to, że Zagłębie Lubin będzie w tak nędznej formie. Zaczęło się od porażek z Mistrzem i Wicemistrzem Polski, a ostatnio ekipa z Lubina odpadła z walki o Puchar Polski w I rundzie z czwarto ligowym Piastem Kobylin. Swoją posadę na dniach zapewne straci Andrzej Lesiak, lecz jak poukładać drużynę tak, aby grała lepiej i zapomniała o tym tragicznym starcie w tegorocznych krajowych rozgrywkach ?

Głośno w Lubinie o następcy Lesiaka. Ma nim zostać Bogusław Kaczmarek, który wyszkolił już takich piłkarzy jak Jerzy Dudek, Sylwester Czereszewski i Sebastian Szałachowski. Oprócz popularnego „Bobo” w kręgu kandydatów na stanowisko trenera Zagłębia Lubin jest także Henryk Kasperczyk i Czesław Michniewicz. Od razu nasuwa się pytanie, czy cała winę za wyniki zespołu bierze trener czy też sami piłkarze Zagłębia ? Lesiak na początku sezonu wypowiadał się o kadrze Zagłębia trochę z grymasem na twarzy. Twierdził, że potrzebne są wzmocnienia, lecz niestety wielu piłkarzy z transferowej listy Lesiaka nie dało się sprowadzić do klubu. Głównym celem zmagań działaczy był obrońca Ruchu Chorzów – Rafał Grodzicki. Zagłębie do ligowych zmagań przystąpiło z kadrą , która czy to w pomocy, czy to również w linii obronnej nie grzeszyła wysokim poziomem sportowym. Warto też wspomnieć o tym, że Zagłębie zostało fatalnie przygotowane do sezonu To jednak nie zapowiadało tak dotkliwych porażek ekipy z Lubina.

W pierwszej kolejce Ekstraklasy Zagłębie po fatalnym meczu przegrał 4:0 z Legią Warszawa. W drugiej kolejce Zagłębie uległo na swoim stadionie 1:4 Wiśle Kraków, a tydzień później ekipa z Dolnego Śląska uległa Piastowi Gliwice. Mecz z Ruchem Chorzów w 4 kolejce Ekstraklasy miał dać odpowiedź zarządowi w sprawie dalszych poczynań Lesiaka. Mecz odpowiedzi ni przyniósł, bo Zagłębie walczyło ambitnie, lecz znów w głupi sposób straciło bramkę i nie odrobiło strat z pierwszej połowy do końca meczu. Zaraz po meczu, trener Zagłębia zapytany o to jak ocenia swoja dalszą pracę powiedział – „ Na pewno nie będzie nam łatwo. Atmosfera nie jest najgorsza lecz każdy czuje, że cos jest nie tak. Chciałbym na pewno mieć w składzie 11 Stasiaków, ale nie mam”.

Prezes Zagłębia nie może na pewno podejmować decyzji personalnych pochopnie i impulsywnie. Lecz co zrobić kiedy zespół z Ekstraklasy, przegrywa z ekipą z IV Ligi ? Niezależnie od faktu, kto usiądzie na trenerskim stołku w Zagłębiu, nie zmieni to faktu, że obecnie nie ma środków na wzmocnienia. W Lubinie piłkarze zarabiają dobre pieniądze za grę. Dla uzdrowienia sytuacji w klubie personalne trzęsienie ziemi powinno wreszcie dosięgnąć również piłkarzy, którzy robią sobie żarty ze swojej profesji. Już dawno tak źle grającej drużyny w formacji defensywnej na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju nie widziałem. Trzynaście straconych bramek w czterech meczach i ostatnie miejsce w tabeli w lidze z zerowym dorobkiem punktowym budzą bardzo negatywne uczucia wobec pracy jaką wykonał Lesiak w trakcie okresu przygotowawczego. Nawet jeśli nie mógł korzystać z silnego składu, wciąż w jego kadrze były pewne luki, to jednak chyba mógł lepiej wyszkolić swoją drużynę. Gdyby te błędy przytrafiały się juniorom, dla których były by to pierwsze kroki w seniorskiej piłce w Ekstraklasie, można by to uznać za brak szczęścia, nie umiejętności. W Lubinie jednak jest inaczej. Poważne błędy popełniali doświadczeni już piłkarze czyli Jasiński, Świerczewski i Kapias.

Na pewno tak fatalnej postawie Zagłębia w lidze można było zapobiec. Już nie twierdzę, że Andrzej Lesiak źle przygotował Lubinian, lecz mowa też o prezesie i zarządzie klubu. Ci ludzie może nie z braku pieniędzy, lecz z mozolności i opieszałości nie podjęli dobrych kroków, aby klub wzmocnił się kadrowo i psychicznie. W Lubinie w najbliższych dniach będzie bardzo gorąco i nie mowa tutaj o wysokich temperaturach w województwie Dolnośląskim, lecz o atmosferze w siedzibie tego klubu. Najbliższy i chyba już ostateczny sprawdzian piłkarzy Zagłębia i samego trenera Lesiaka już w Niedzielę w meczu z Arka Gdynia.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/27/byc-czy-nie-byc-trenera-andrzeja-lesiaka/feed/
Zapomniana legenda Garrinchy http://soccerlog.net/2009/08/15/zapomniana-legenda-garrinchy/ http://soccerlog.net/2009/08/15/zapomniana-legenda-garrinchy/#comments Sat, 15 Aug 2009 08:30:27 +0000 Stifler http://soccerlog.net/2009/08/15/zapomniana-legenda-garrinchy/ Zapomniana legenda Garrinchy Był człowiekiem z wrodzoną wadą nóg. Lecz mimo to, stał się wirtuozem futbolu na świecie. Słynął z cudownych zagrań, wspaniałych bramek, które porywały rzesze kibiców. Kim był tak naprawdę Garrincha ? Postaram się tym artykułem na to pytanie odpowiedzieć.
»Czytaj dalej

Tagi: Botafogo, Brazylia, Garrincha, Pele,

]]>
Zapomniana legenda Garrinchy

Był człowiekiem z wrodzoną wadą nóg. Lecz mimo to, stał się wirtuozem futbolu na świecie. Słynął z cudownych zagrań, wspaniałych bramek, które porywały rzesze kibiców. Kim był tak naprawdę Garrincha ? Postaram się tym artykułem na to pytanie odpowiedzieć.

Nazywał się Manuel Francisco dos Santos. Był geniuszem dryblingu i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Lecz jak się to udawało piłkarzowi którego lewa noga wykrzywiona była do zewnątrz, zaś prawa skierowana była do środka i na dodatek krótsza o sześć centymetrów? Odpowiedz jest prosta – był fenomenem.

Już jako młody mężczyzna trafił do drużyny Botafogo. Z tym wiąże się bardzo ciekawa historia. Gdy na trening pierwszego zespołu przyprowadził go były gracz tego klubu Arati, trener nie wiedział co z nim zrobić. Garrincha bardzo chciał wziąć udział w treningu, lecz Manoel Francisco dos Santos z niechęcią wpuścił go na murawę i naprzeciw niego postawił Niltona Santosa. Tym, co nie kojarzą tego pana przypomnę, że został on uznany za jednego ze 100 najlepszych żyjących piłkarzy FIFA. Naoczni świadkowie i w tym trener, widzieli jak “ptaszek” ośmiesza Niltona Santosa i jego kolegów. Trener zdecydował się na transfer Garrinchy. Wartość jego transferu wyniosła wówczas 27 dolarów.

Był idolem kibiców Botafogo. Stał się liderem tego zespołu. W reprezentacji Brazylii zadebiutował w 1955 roku. Trener Vicente Feola nie darzył jednak zaufaniem fenomenalnego dryblera. Był najlepszym piłkarzem na swojej pozycji w kraju, lecz trzymający się swojej taktyki trener, nie pochwalał indywidualnych akcji Mene. Na uwagę zasługuje także fakt, iż Brazylia, mając w składzie Garrinchę, przegrała tylko jeden mecz międzynarodowy – na Mistrzostwach Świata w 1966 – 1:3 z Węgrami. Lecz gdy już na boisku wspólnie grali Garrincha i Pele, Brazylia nie schodziła z boiska pokonana. To mówi samo za siebie.

PeleGarrincha właściwie nazywał się Manoel Francisco Santos, lecz przezywaliśmy go Garrincha, ponieważ dosłownie fruwał po boisku, a po portugalsku słowo to oznacza właśnie małego, ruchliwego, świergotliwego ptaszka. Czasem na Garrinchę wołano Mané, czyli szalony, albo nawet gorzej – wariat. Ale on właśnie taki był! Mané pasowało do niego jak ulał! Był już statecznym ojcem rodziny, miał czworo czy nawet pięcioro dzieci, lecz ciągle miewał dziecinne wybryki. Nawet ja byłem od niego doroślejszy.

Pele

Mówi się, że dwaj zawodnicy w pojedynkę wygrali Mistrzostwa Świata – Maradona w 1986 roku i Garrincha w 1962. Jednak dzieje ich życia toczyły się inaczej. Brazylia na czele z Garrinchą w popisowym stylu zdobyła Puchar Świata. Lecz po tej imprezie było już tylko coraz gorzej. Był trapiony kontuzjami nie mógł odnaleźć już dawnej fenomenalnej formy. Przybrał na wadze. Nie brylował już tak jak w czasach świetności. Coraz więcej pił i romansował z coraz liczniejszą liczbą kobiet.

Botafogo miało już dość Garrinchy i w 1966 roku sprzedali go do Corinthians Sao Paulo. Tam nie pełnił już pierwszoplanowej roli i pewnego dnia odmówił gry w Corinthians. Trybunał Sportowy zdyskwalifikował go za to na dwa lata. Porzucił swoją żonę i dzieci dla swojej kochanki Elzy Soares. Wydawało się już, że Garrincha jest na dnie. Duża część kibiców odwróciła się do niego plecami.

Garrincha z uporem Syzyfa starał się powrócić do dawnej świetności. W tym celu przestał pić i zaczął intensywnie trenować. Trenerzy Flamengo byli zdziwieni uporem Mané. 30 listopada 1968 roku rozegrał swój pierwszy mecz od 2 lat. Zabrakło biletów. Na początku meczu piłka została posłana do Garrinchy. Kibice zadrżeli. Mene jednak ograł kilku zawodników i wzbudził ponownie zachwyt kibiców. Trener zmienił Garrinchę po przerwie widząc, że kuleje. Mané płakał w szatni jak dziecko. “Jestem szczęśliwszy niż dziesięć lat temu w Szwecji. Bardziej niż w Chile. Nigdy nie przeżywałem czegoś takiego”. Podpisano z nim przyzwoity kontrakt na pół roku. Trenował zawzięcie, ale szybko znalazł się na ławce rezerwowych. Miał już 35 lat i dręczyły go kontuzje. Kiedy kontrakt dobiegł końca znowu znalazł się na bruku. Na boisku radził sobie znakomicie, ale w życiu osobistym zupełnie mu nie wychodziło.

Umarł 15 lat później w 1983 roku w Rio de Janeiro. Na jego pożegnalnym meczu było ponad 130 tyś. Widzów. Przez wielu ludzi uważany za największego dryblera w historii futbolu, przez innych za gracza doskonałego i zawsze grającego fair. Garrincha zasługuje na pamięć, a na epitafium jego nagrobka można przeczytać: “Tutaj odpoczywa w pokoju ten, który był Pociechą dla Ludzi – Mané Garrincha”.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/15/zapomniana-legenda-garrinchy/feed/