Soccerlog.net » Lech Poznań http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Sławek Peszko, on też może być liderem? http://soccerlog.net/2009/11/23/slawek-peszko-on-tez-moze-byc-liderem/ http://soccerlog.net/2009/11/23/slawek-peszko-on-tez-moze-byc-liderem/#comments Mon, 23 Nov 2009 00:07:41 +0000 Mateusz Andrysiak http://soccerlog.net/2009/11/23/slawek-peszko-on-tez-moze-byc-liderem/ Sławek Peszko, on też może być liderem? W ostatnią środę, miałem przyjemność zobaczyć na żywo grę naszej reprezentacji w wygranym spotkaniu z Kanadą. Tak, wiem, wiem, że ostatnio żadna to przyjemność, jednak wczoraj nie było tak źle. Większość z zawodników wystawionych przez Franciszka Smudę, jak to się dziś mówi, 'dała radę'. Wiadomo, jedni zagrali lepiej, drudzy trochę gorzej. Wśród tych, którzy się wyróżniali z pewnością był prawoskrzydłowy naszej reprezentacji, Sławomir Peszko. To właśnie postawa lechity w ostatnim spotkaniu naszej kadry zainspirowała mnie do napisania o Nim na Soccerlogu.
»Czytaj dalej

Tagi: Lech Poznań, Peszko, Polska, Sławomir Peszko,

]]>
Sławek Peszko, on też może być liderem?
W ostatnią środę, miałem przyjemność zobaczyć na żywo grę naszej reprezentacji w wygranym spotkaniu z Kanadą. Tak, wiem, wiem, że ostatnio żadna to przyjemność, jednak wczoraj nie było tak źle. Większość z zawodników wystawionych przez Franciszka Smudę, jak to się dziś mówi, ‘dała radę’. Wiadomo, jedni zagrali lepiej, drudzy trochę gorzej. Wśród tych, którzy się wyróżniali z pewnością był prawoskrzydłowy naszej reprezentacji, Sławomir Peszko. To właśnie postawa lechity w ostatnim spotkaniu naszej kadry zainspirowała mnie do napisania o Nim na Soccerlogu.

Na wstępie podam kilku faktów o Sławku. Urodził się 19 lutego 1985 roku w Jedliczu (małe miasteczko w województwie podkarpackim). Grę w piłkę, jeszcze jako junior, rozpoczął w miejscowej Nafcie Jedlicze. Dobra gra w wieku juniorskim zaowocowała transferem do Wisły Płock w 2002, gdzie Sławek spędził długie 6 lat, aż do 1 lipca 2008, kiedy to na zasadzie wolnego transferu, oficjalnie stał się zawodnikiem Lecha Poznań. Już po pierwszych sparingach w barwach nowej drużyny, kibice z Bułgarskiej, widząc, że grajek to nie byle jaki, podnieśli swoje oczekiwania co do jego gry. Jak na razie prezesi, trenerzy i sympatycy drużyny z Poznania, są w pełni zadowoleni z usług świadczonych przez Sławka. Zauważył to nawet były selekcjoner reprezentacji Leo Beenhakker, powołując go na spotkanie z Irlandią, w którym zadebiutował w zespole narodowym. Ciekawostką jest, że swoją pierwszą bramkę w lidze w barwach Lecha, Sławek strzelił dopiero w I kolejce aktualnego sezonu, w meczu, w którym przeciwnikiem był Piast Gliwice. Natomiast już dawno za sobą miał gole strzelone w Pucharze UEFA. Pokonał między innymi golkipera Austrii Wiedeń czy też Nancy w sezonie 08/09 jaki i FC Brugge w tym roku. W obecnym sezonie Peszko rozegrał 12 spotkań ligowych, w których udało mu się zdobyć 4 bramki, co czyni go drugim najskuteczniejszym, po Robercie Lewandowskim, strzelcem swojej drużyny.

Sławek w ostatnich spotkaniach udowodnił tylko w jak wysokiej jest formie. Już w Bydgoszczy, przeciwko Kanadzie, pokazał, że jest w gazie. W pierwszej połowie może mało widoczny, dlatego iż większości akcji Polacy grali lewym skrzydłem z udziałem Kamila Kosowskiego, jednak w drugiej części gry niesamowicie aktywny. Warto wspomnieć też o całkiem niezłym uderzeniu z dystansu Peszki, które mało co nie znalazło by drogi do siatki. Przedwczoraj, grając w barwach Lecha ligowe spotkanie z Ruchem Chorzów, znów pokazał, że Smuda nie myli się powołując go na kadrę. Rozegrał bardzo dobry mecz, asystując Robertowi Lewandowskiemu przy pierwszej bramce.

Z taką grą Peszko już niedługo może wzbudzić zainteresowanie dużych, europejskich klubów. Miejmy jednak nadzieję, że nie popełni tego samego błędu co większość Polaków, którzy błyszczeli w ekstraklasie, szybko wyjeżdżali, najczęściej na zachód, słuch o nich ginął, i dość często wracali bez formy na stare śmieci, pokopać w krajowej lidze. Sławku, ograj się jeszcze w Lechu, spraw by polscy kibice mogli na Ciebie liczyć w meczach reprezentacji, a po Euro 2012, wyjedź! Wyjedź i podbij Europę, tego Ci z całego serca życzę.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/23/slawek-peszko-on-tez-moze-byc-liderem/feed/
Kto się zajmie polskim drewnem? http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/ http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/#comments Fri, 11 Sep 2009 22:24:06 +0000 Luca http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/ Kto się zajmie polskim drewnem? Ostatnie mecze reprezentacji Polski pociągnęły za sobą poważne konsekwencje. W fatalnym stylu ze stanowiska selekcjonera usunięty został Leo Beenhakker. Szef PZPN, Grzegorz Lato, pytany o następców, wymienił jednym tchem: Kasperczak, Majewski, Smuda, Skorża.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Lech Poznań, Leo Beenhakker, Mistrzostwa Świata, Reprezentacja Polski, Wisła Kraków, Zagłębie Lubin,

]]>
Kto się zajmie polskim drewnem?
Ostatnie mecze reprezentacji Polski pociągnęły za sobą poważne konsekwencje. W fatalnym stylu ze stanowiska selekcjonera usunięty został Leo Beenhakker. Szef PZPN, Grzegorz Lato, pytany o następców, wymienił jednym tchem: Kasperczak, Majewski, Smuda, Skorża.

Co na to ostatni z zainteresowanych?
- Nie będę hipokrytą i nie powiem, że nie jest mi miło z tego powodu. To jest przyjemne, kiedy słyszy się swoje nazwisko wymieniane w kontekście pracy z reprezentacją Polski. Ja mogę powiedzieć tylko tyle – jestem trenerem Wisły Kraków, mam kontrakt i przynajmniej do końca sezonu chciałbym być trenerem Wisły. Oczywiście, różne rzeczy mogą się wydarzyć, może przełożeni w pewnym momencie podziękują mi za współpracę przed upływem czerwca, ale teraz jestem myślami i sercem w Wiśle Kraków. – powiedział trener Maciej Skorża na konferencji prasowej przed meczem z Lechią Gdańsk. Po chwili dodał jednak:
- Jeżeli ktoś zadaje mi pytanie, czy chciałbym kiedyś być trenerem reprezentacji, moja odpowiedź brzmi: „Tak, chciałbym”. Myślę, że nie ma trenera w Polsce, który nie chciałby nim być.
No właśnie…

Drogie dziatki, gracie mecz i do łóżek!

Tymczasem opiekunem naszej reprezentacji został Stefan Majewski. Człowiek, który nie ma wśród piłkarzy przyjaciół, który znany jest z anormalnej, wojskowej dyscypliny, który wreszcie w każdym prowadzonym przez siebie klubie siał ferment i skłócał ze sobą piłkarzy. Jeden z jego podopiecznych, obdarzony zresztą wyjątkowo niewyparzoną gębą – Marcin Bojarski – nazwał go m.in. pajacem oraz szczurem, który uciekł z tonącego okrętu (mowa tu o odejściu szkoleniowca z Cracovii w fatalnym dla tej drużyny momencie). Jak taki trener poradzi sobie z gwiazdorującymi Smolarkiem czy Borucem? Nie zdziwiłbym się, gdyby wprowadził, wzorem Pereza w Realu Madryt, drastyczny regulamin piętnujący nawet najdrobniejsze wykroczenia. Jedno jest pewne – libacja w stylu „Ukraina 2008” nie miałaby prawa się powtórzyć.
W ogóle smutne, że piłkarze, którzy będą w zapewne sporej części stanowić o sile naszej reprezentacji podczas Euro 2012, a więc zawodnicy kadry U-23, prowadzeni byli dotychczas właśnie przez Majewskiego. Patrząc racjonalnie, trener młodzieżówki powinien być bowiem idealnym kandydatem na objęcie stanowiska obecnego selekcjonera pierwszego zespołu. A tak do końca nie jest. Także opiekun kadry U-21, doświadczony Andrzej Zamilski, nie jest o wiele lepszym wyborem.
Jak na razie wiadomo, że Majewski poprowadzi drużynę narodową w co najmniej dwóch ostatnich meczach eliminacji do przyszłorocznego mundialu. Miejmy nadzieję, że na tym się jego przygoda z kadrą zakończy.

Pełen, tentego, profesjonalizm…

- Nie chcę o tym więcej mówić. To byłoby nieeleganckie w stosunku do moich przełożonych, kibiców Wisły, a przede wszystkim w stosunku do zawodników w szatni, bo za dwa dni mam ich motywować do jak najlepszej gry przeciwko Lechii Gdańsk. Przed nami ważne zadanie, żeby obronić tytuł mistrzowski. To jest mój najbliższy zawodowy cel. – ucina spekulacje trener Maciej Skorża. Szczere słowa szkoleniowca krakowskiej Wisły w pełni świadczą o jego profesjonalizmie. W tym samym czasie Franciszek Smuda, piastujący stanowisko trenera pogrążonego w kryzysie Zagłębia Lubin, udziela wywiadów, w których przedstawia swoją wizję reprezentacji, zamiast mobilizować zawodników do najbliższego meczu z Polonią Warszawa…
Przeciwnie do większości „znawców internetowych”, zdecydowanie nie widzę go na stanowisku selekcjonera. Facet, który nie umie sklecić dwóch zdań po polsku, mówiąc o „nowinkach taktycznych” wywołuje u mnie szeroki uśmiech. Wisła pod jego wodzą? Tak tak, niby mistrzostwo, niby wszystko super, ale w Krakowie pomnika się nie doczeka. Kolejne lata na karku przyszły mu w Lechu w parze z odrobiną rozsądku. Niby jest (było) lepiej, ale na reprezentację to zdecydowanie za mało. „Taktykowanie” dziadka Franza uległo zmianie – jakiej, widzimy w lidze i widzieliśmy w pucharach. A i mit „Smudy – wielkiego motywatora” legł już w gruzach.

Pospolite ruszenie polskiego drewna – why not?

Z kolei z opinią cudotwórcy pożegnał się ostatnio Henryk Kasperczak. Aż dziw bierze, że ten świetny przecież szkoleniowiec nie zdołał utrzymać w lidze silnego kadrowo Górnika Zabrze. Jeszcze parę lat temu, gdy popularny Henio rozjeżdżał z Wisłą Schalke i Parmę, biłby się z takim składem, jaki miał do dyspozycji w śląskiej drużynie, o Mistrzostwo Polski. Tymczasem drużyna klubowa to jedno, a narodowa to drugie – pamiętajmy, że Kasperczak największe cuda wydziwiał właśnie z reprezentacjami. Afrykańskie murzynki, które w piłkę kopały głównie na sawannie, pod jego wodzą przeistaczały się w dojrzałych boiskowo graczy. Część z nich do dziś występuje w silnych, zachodnich drużynach. Co wskórałby więc Henio z naszymi nielotami, głównie grzejącymi ławę w europejskich średniakach? Ano, wydaje mi się, że zadziwiająco sporo – niby to człek sędziwy, ale taki magiczny; niepolski, a zagraniczny… I właśnie kandydatura Kasperczaka, z wyżej wymienionych, najbardziej mnie przekonuje. Skorżę wolę bowiem oglądać na ławce Wisły – moim zdaniem jest to trener na długi czas. W dalszej perspektywie chciałbym jednak, by został selekcjonerem – może za jakieś 10 lat?
Aha, zapomniałbym. O kandydaturze Pawła Janasa i Jerzego Engela sądzę to samo, co każdemu inteligentnemu kibicowi przychodzi na myśl, gdy słyszy nazwiska staruszków Gmocha, Strejlaua i Piechniczka. Panowie: trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść (pokonanym).

Młody, zapalony, zachodni

Jednak nie Henryk Kasperczak, nie Maciej Skorża, a kolejny zagraniczny trener jest moim zdaniem najodpowiedniejszym (na tę chwilę) kandydatem na to trzecie, po prezydencie i premierze, stanowisko w kraju. Wiem, że to niemożliwe – postpeerelowski beton związkowy nie dopuści, by polska myśl szkoleniowa była dalej obrażana i szykanowana przez zachodniego szpiega. Tymczasem (nie licząc dwóch pozostałych pojedynków o pietruszkę w eliminacjach) przez następne 1000 dni (!!!) nie zagramy meczu o punkty. Praca selekcjonera ograniczać się będzie do rozgrywania sparingów oraz ostrej – niemal jak w modnych klubach – selekcji, ciągłego obserwowania, analizowania, ustawiania piłkarzy. Słowem, kadrze przydałaby się teraz tęga głowa; trener w stylu Rafy Beniteza – podłączony nieustannie do komputera, taktyczny geniusz.
Przegląd dostępnych na rynku trenerów o podobnym profilu i umiejętnościach to materiał na osobny tekst, ale nie ulega wątpliwości, że tylko gruntowne zmiany „od podstaw” w polskim futbolu, poparte zachodnią (a może znów holenderską, hę?) myślą szkoleniową, dadzą wymierny efekt. Więc jeśli patrzymy w niedaleką przyszłość, to zagraniczny trener. Najlepiej młody. Najlepiej z werwą. Może José Mourinho?

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/12/kto-sie-zajmie-polskim-drewnem/feed/
Łobuzów już nie ma. A szkoda! http://soccerlog.net/2009/08/28/lobuzow-juz-nie-ma-a-szkoda/ http://soccerlog.net/2009/08/28/lobuzow-juz-nie-ma-a-szkoda/#comments Fri, 28 Aug 2009 17:23:38 +0000 grubs http://soccerlog.net/2009/08/28/lobuzow-juz-nie-ma-a-szkoda/ Łobuzów już nie ma. A szkoda! Niby ten sam zespół, a jednak inny. Ci sami zawodnicy, ale nie do poznania. Bez wiary we własne siły, schowani za podwójną gardą, zagubieni, nieskuteczni, wystraszeni. Patrząc w czwartkowy wieczór na ekipę Kolejorza, trudno było nie odnieść wrażenia, że oddychają z ulgą po każdej kolejnej minucie bez straty gola.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Jacek Zieliński, Lech Poznań, Liga Europejska,

]]>
Łobuzów już nie ma. A szkoda!
Niby ten sam zespół, a jednak inny. Ci sami zawodnicy, ale nie do poznania. Bez wiary we własne siły, schowani za podwójną gardą, zagubieni, nieskuteczni, wystraszeni. Patrząc w czwartkowy wieczór na ekipę Kolejorza, trudno było nie odnieść wrażenia, że oddychają z ulgą po każdej kolejnej minucie bez straty gola.

A przecież nie dalej jak na jesieni zeszłego roku ta drużyna porwała tysiące kibicowskich serc swoją ambicją, zadziornością, łobuzerskim brakiem pokory wobec faworyzowanych rywali. Hersztem tej kompanii był Franciszek Smuda. Jego Lech był jak kamikadze – gotów zapłacić najwyższą cenę w słusznej sprawie, w imię honoru. Ten młodzieńczy heroizm, zawadiacki styl bycia zjednoczył mu rzesze sympatyków, którzy bez względu na barwy, jakie na co dzień nosili w swoim sercu, w czwartkowe wieczory siadali zgodnie przed telewizorami i gorączkowo trzymali palce za swoich bohaterów.

Wczorajszy Lech zatracił gdzieś ten romantyczny charakter. Był pragmatyczny, do bólu przewidywalny i obliczony na zysk. A przecież na dobrą sprawę z tego doskonale przed rokiem funkcjonującego mechanizmu wyjęto zaledwie jedno ogniwo – Rafała Murawskiego. Cała reszta została niemal w nienaruszonym stanie. A jeśli była jakaś ingerencja w poznańską machinę, to raczej wkomponowano w nią mocne elementy. Nareszcie jest dobry bramkarz. Pojawił się też doświadczony obrońca, ze sporym potencjałem. No i jest nowy głównodowodzący.

To właśnie Jacek Zieliński stoi za zmianą oblicza zespołu Kolejorza – jego osobowość, warsztat, wizja drużyny. Obecny szkoleniowiec Lecha jest człowiekiem pokornym, nie lubiącym wychylać się przed szereg. Przyjął posadę w Poznaniu z dobrodziejstwem inwentarza. Bez mrugnięcia okiem zaakceptował zarobki i długość kontraktu. Przecież roczna umowa w obliczu długofalowej polityki klubu jest jak wotum nieufności wobec jego umiejętności. A że włodarze Lecha mu nie ufają, udowodnili na początku tygodnia, kiedy postanowili osobiście porozmawiać z zawodnikami i zmotywować ich do walki na Jan Breydel Stadion. Nie przypominam sobie, żeby taka sytuacja miała miejsce za kadencji Smudy. A przecież była ku temu okazja. Chociażby minionej wiosny, kiedy poznaniacy seryjnie remisowali w lidze i trwonili przewagę nad resztą stawki w wyścigu po upragnionego majstra. Franz jednak w garnki zaglądać sobie nie dał. Dzięki temu miał autorytet. Nie tylko wśród zawodników, ale i działaczy, którzy potem, dla własnej wygody, postanowili się z nim rozstać. Teraz bez przeszkód mogą podtykać Zielińskiemu swoje bardziej lub mniej trafne zdobycze transferowe i budować klub według własnego pomysłu, bez obaw, że ktoś rzuci odrobinę cienia na ich nieskazitelną wizję.

Były szkoleniowiec warszawskiej Polonii czuje respekt nie tylko przed swoimi pryncypałami, ale także przed rywalami. I to nawet nie tymi, których bać się powinien, ale przed zespołami, które są zdecydowanie w zasięgu jego drużyny. Przy każdej okazji się asekuruje i ustawia zespół przede wszystkim na grę obronną – byle tylko nie stracić bramki. Na nic zdały się jego zapowiedzi ofensywnej gry w Brugii. Wszystko dlatego, że trener Kolejorza tylko chciał zdobyć bramkę w rewanżu – Lech Smudy musiałby to zrobić. Kunktatorstwo zaszczepił Zieliński podświadomie swoim piłkarzom, a to pociągnęło za sobą brak wiary we własne siły i pewności siebie. Bez tego wygrywać się nie da – nie w Europie. No i ogląda się to fatalnie.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/28/lobuzow-juz-nie-ma-a-szkoda/feed/
Ach, ten Lech… http://soccerlog.net/2009/08/21/ach-ten-lech/ http://soccerlog.net/2009/08/21/ach-ten-lech/#comments Fri, 21 Aug 2009 01:56:23 +0000 Kinia http://soccerlog.net/2009/08/21/ach-ten-lech/ Peszko_2.jpg Lech Poznań po raz kolejny zgotował swym kibicom prawdziwy horror. Mimo nienajlepszej gry w pierwszej połowie, "Kolejorz" w ostatniej minucie meczu uratował zwycięstwo i za tydzień w Brugii powalczy o awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej
»Czytaj dalej

Tagi: FC Brugge, Jacek Zieliński, Lech Poznań, Liga Europejska, Sławomir Peszko,

]]>
Peszko_2.jpg
Lech Poznań po raz kolejny zgotował swym kibicom prawdziwy horror. Mimo nienajlepszej gry w pierwszej połowie, “Kolejorz” w ostatniej minucie meczu uratował zwycięstwo i za tydzień w Brugii powalczy o awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej

Lech Poznań pod wodzą nowego trenera, Jacka Zielińskiego, który zastąpił Franciszka Smudę, broni honoru polskich drużyn w europejskich pucharach. FC Brugge to ostatnia przeszkoda, którą musi pokonać, by dostać się do fazy grupowej Ligi Europejskiej. O tym, że nie jest to wcale przeszkoda łatwa przekonali się piłkarze “Kolejorza” na stadionie we Wronkach, gdzie, mimo wsparcia swych kibiców, nie byli w stanie trafić do bramki… aż do 93. minuty. Sławomir Peszko uratował zwycięstwo dla Lecha i wlał nadzieje na awans w serca poznańskich kibiców. Ale wróćmy do początku…

W pierwszej połowie sympatycy poznaniaków nie mieli raczej powodów do zadowolenia: właściwie przez całe 45 minut FC Brugge pokazywało, że jest zespołem od Lecha lepszym. Pod jakim względem? ano piłkarsko lepszym: lepszym pod względem szybkościowym, lepszym w podaniach “z pierwszej piłki”, lepszym, jeśli chodzi o indywidualne umiejętności graczy… Ataki Lecha, jeśli już takowe się zdarzyły, sunęły na bramkę rywali powoli, rozpędzając się niczym dawna lokomotywa parowa. Brakowało szybkich, składnych akcji, zakończonych strzałami. To, czego brakowało poznaniakom, było z kolei atutem Belgów: akcje sunęły na bramkę niczym szybki pociąg TGV albo co najmniej express. Krótko mówiąc: nie wyglądało to optymistycznie, nie było widać zadziornego jak zwykle Lecha, który właściwie w każdej chwili może zdobyć gola.

Przerwa chyba jednak posłużyła “Kolejorzowi”, gdyż w drugiej połowie obraz gry uległ zasadniczej zmianie. Ataki były o wiele groźniejsze a w dogodnych sytuacjach, bardzo blisko bramki, pudłowali Peszko czy Rengifo. Wydawało się, że wkońcu te niewykorzystane sytuacje muszą się zemścić, tym bardziej, że gracze FC Brugge też nie rezygnowali z konstruowania groźnych akcji. Lechowi pomogły także zmiany w ustawieniu zespołu, które zarządził trener: za bezużytecznego właściwie Stilicia wszedł mało dotychczas grający Golik, Peszko poszedł na lewą stronę… Dzięki temu gra ofensywna nabrała rumieńców, zaś defensywą świetnie kierował duet Arboleda – Garncarczyk. Do groźniej sytuacji doszło, gdy Golik bezmyślnie sfaulował Dirara. Wejście z tyłu na nogi zawodnika Brugge było nieprzyjemne i mogło doprowadzić do bardzo poważnej kontuzji. Ta zresztą nie jest wykluczona, bo Direr musiał zostac zmieniony, gdyż nie był w stanie kontynuować gry. Golik miał szczęście, ponieważ sędzia pokazał mu “tylko” żółtą kartkę, podczas gdy, tak naprawdę, należała mu sie jak nic czerwona.

Gdy już najzagorzalsi fani Lecha stracili chyba wszelką nadzieję na zwycięstwo i zamierzali pomstować na “niefrasobliwość” graczy, na stadionie we Wronkach zdarzył się cud. Wszyscy czekali na końcowy gwizdek, a doczekali się bramki! Peszko dośrodkował pięknie z lewej strony, a piłka wpadła do siatki, być może muśnięta jeszcze przez próbującego uporać się z obrońca Brugge, Rengifo. Na trybunach zapanował szał radości, a sędzia tylko po to wznowił grę, by… zakończyc mecz gwizdkiem. Gracze Brugii byli niepocieszeni: właściwie można powiedzieć, że byli zespołem lepszym od Lecha, a jednak wyjeżdzają z Polski pokonani.

Rewanż za tydzień będzie dla poznaniaków bardzo trudny, gdyż FC Brugge to zespół o sporych umiejętnościach piłkarskich, solidny, szybki, a na dodatek mający atut własnego boiska w decydującym meczu. Lechici powinni zapomnieć o korzystnym wyniku z dziś i za tydzień zacząć od nowa walczyć na boisku w Brugii. Niestety mecz ten obnażył też nasze słabości. Jak słusznie zauważył w pomeczowym wywiadzie Peszko, rozgrywki decydującej rundy elimiacji Ligi Europejskiej to nie polska liga i nie wystarczy biegać 15 minut, by wygrać mecz, biegać trzeba przez całe 90 minut, dając z siebie maksimum. I tak właśnie powinien zagrać “Kolejorz”, jeśli marzy o podbiciu Europy. Zaangażowanie i walka do samego końca aż do kresu sił powinny przynieść sukces. W końcu szkoda byłoby odpaść i nie obronić chociaż po części honoru polskiej piłki klubowej, który został w ostatnim czasie mocno splamiony.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/21/ach-ten-lech/feed/
Do trzech razy sztuka! http://soccerlog.net/2009/08/19/do-trzech-razy-sztuka/ http://soccerlog.net/2009/08/19/do-trzech-razy-sztuka/#comments Wed, 19 Aug 2009 10:50:31 +0000 kaszwa http://soccerlog.net/2009/08/19/do-trzech-razy-sztuka/ Do trzech razy sztuka! Początek sezonu dla kibiców Lecha jest prawdziwą huśtawką nastroju. Zawodnicy Kolejorza fundują im efektowne zwycięstwa, by po tygodniu, sprowadzić ich błyskawicznie na ziemię. W dotychczasowych spotkaniach ekipa Jacka Zielińskiego zdecydowanie lepiej radziła sobie na wyjazdach, gdzie rozbijała w puch swoich rywali. Na obiekcie we Wronkach piłkarze, trenerzy oraz fani zmuszeni są przełykać gorzką pigułkę porażki. W tym sezonie stało się to już dwukrotnie, a w perspektywie czwartkowy mecz z Club Brugge, który jest silniejszy zarówno od Fredrikstad, jak od warszawskiej Polonii. Zatem, do trzech razy sztuka!
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Lech Poznań, Liga Europejska,

]]>
Do trzech razy sztuka!
Początek sezonu dla kibiców Lecha jest prawdziwą huśtawką nastroju. Zawodnicy Kolejorza fundują im efektowne zwycięstwa, by po tygodniu, sprowadzić ich błyskawicznie na ziemię. W dotychczasowych spotkaniach ekipa Jacka Zielińskiego zdecydowanie lepiej radziła sobie na wyjazdach, gdzie rozbijała w puch swoich rywali. Na obiekcie we Wronkach piłkarze, trenerzy oraz fani zmuszeni są przełykać gorzką pigułkę porażki. W tym sezonie stało się to już dwukrotnie, a w perspektywie czwartkowy mecz z Club Brugge, który jest silniejszy zarówno od Fredrikstad, jak od warszawskiej Polonii. Zatem, do trzech razy sztuka!

Przyczyny porażki w obu tych spotkaniach były zgoła odmienne. W meczu z Norwegami słabszy występ możemy usprawiedliwić wysoką zaliczką z pierwszego spotkania. Kibicom trudno się z tym pogodzić, ale gdybyśmy postawili się w roli piłkarzy, to naprawdę ciężko jest się zmobilizować w sytuacji, gdy awans jest już praktycznie zapewniony. Także rywale byli zdeterminowani, by kompromitująca wpadka się nie powtórzyła. Te dwa czynniki spowodowały taki, a nie inny wynik w rewanżowym spotkaniu z norweskim klubem.

Jednak porażkę z Polonią Warszawa doprawdy ciężko zrozumieć. Wydawało się, że Lech ma silniejszą kadrę, że jego atutem powinno być boisko. Jednak Polonia pokazała, że na kameralnych stadionach gra jej się znakomicie, wszak większość jej zawodników doskonale pamięta czasy gry w Grodzisku Wielkopolskim, a obiekt we Wronkach, choć odrobinę większy, do stadionu Zbigniewa Drzymały jest bardzo podobny. Ponadto Czarne Koszule postanowiły chyba jeszcze raz spróbować uratować posadę swojemu trenerowi i wygląda na to, że im się to udało.

Teoretycznie wszystko zaczęło się dla Kolejorza doskonale. Wyraźna przewaga od początku spotkania, bramka Hernana Rengifo, brakowało tylko udokumentowania inicjatywy jeszcze jednym golem. Tymczasem na strzał zdecydował się Marcelo Sarvas i cała praca Lechitów poszła w las, którego w okolicach Wronek nie brakuje. Słowa trenera Jacka Grembockiego sugerujące, że taktyką Polonii było dać wyszumieć się Lechowi, po czym zaatakować, stały się ciałem na początku drugiej połowy, kiedy pierwszy rzut rożny Czarnych Koszul został zamieniony na bramkę. Trener Jacek Zieliński postanowił skorygować ustawienie i od tej pory Lech zaczął grać 4-4-2. Na efekty nie trzeba było długo czekać: wspaniale z rzutu wolnego strzelił Sławomir Peszko. Jednak dwadzieścia minut później świetna dyspozycja najwyraźniej uderzyła mu do głowy i dostał całkowicie bezsensowną, ale zasłużoną czerwoną kartkę. Na nic zdały się próby osłabionego Kolejorza, nie udało się po raz kolejny pokonać Sebastiana Przyrowskiego. Tymczasem Poznaniacy nadziali się na dwie kontry i było po zabawie.

“Trzeba pozytywnie zareagować” – powiedział po spotkaniu trener Jacek Zieliński. My, kibice, mamy podstawę do nadziei, ponieważ raz już nastąpiła pozytywna reakcja, po nieudanym meczu z Fredrikstad. Wówczas udało się pokonać Koronę Kielce. Jednak Club Brugge to zupełnie inna, wyższa półka niż Kielczanie. W tym spotkaniu Lech będzie się musiał także bronić, już nie raz pokazywał, że ma z tym spore problemy. Kibice liczą na powrót Roberta Lewandowskiego, który w meczu z Polonią pauzował, a znajduje się w świetnej formie.

W poprzednim sezonie Kolejorz mierzył się z silniejszymi rywalami niż Club Brugge. Najbardziej porywające mecze miały jednak miejsce w Poznaniu, gdzie kilkunastotysięczna publiczność swoim dopingiem paraliżowała piłkarzy rywali. Pozostaje nam liczyć na kibiców, którzy, miejmy nadzieję, stworzą na stadionie we Wronkach wspaniałą atmosferę i pozwolą zapomnieć piłkarzom, że nie grają w Poznaniu. A piłkarzy niech poniesie fantazja, niech szybko strzelą bramkę, potem drugą i mądrze się bronią. Bo w meczach z Fredrikstad i z Polonią tej mądrości zabrakło.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/19/do-trzech-razy-sztuka/feed/
Sympatyczny i niebezpieczny http://soccerlog.net/2009/08/19/sympatyczny-i-niebezpieczny/ http://soccerlog.net/2009/08/19/sympatyczny-i-niebezpieczny/#comments Tue, 18 Aug 2009 23:00:04 +0000 grubs http://soccerlog.net/2009/08/19/sympatyczny-i-niebezpieczny/ Peszko_2.jpg - W środku pola mam trzy boiskowe pieski, które wykonują czarną robotę - mawiał Franciszek Smuda o Rafale Murawskim, Tomaszu Bandrowskim i Sławomirze Peszce, kiedy jeszcze prowadził poznańskiego Lecha. Dziś Franza na Bułgarskiej już nie ma. Nie ma też Rafała Murawskiego. Pozostała jedynie dwójka Bandrowski – Peszko. Pierwszy cały czas haruje w środku pola, próbując załatać dziurę po byłym kapitanie Kolejorza, drugi wyraźnie pcha się na salony. Prawy pomocnik poznańskiej drużyny to jedna z rewelacji pierwszych jesiennych kolejek ekstraklasy.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Lech Poznań, Sławomir Peszko,

]]>
Peszko_2.jpg

- W środku pola mam trzy boiskowe pieski, które wykonują czarną robotę – mawiał Franciszek Smuda o Rafale Murawskim, Tomaszu Bandrowskim i Sławomirze Peszce, kiedy jeszcze prowadził poznańskiego Lecha. Dziś Franza na Bułgarskiej już nie ma. Nie ma też Rafała Murawskiego. Pozostała jedynie dwójka Bandrowski – Peszko. Pierwszy cały czas haruje w środku pola, próbując załatać dziurę po byłym kapitanie Kolejorza, drugi wyraźnie pcha się na salony. Prawy pomocnik poznańskiej drużyny to jedna z rewelacji pierwszych jesiennych kolejek ekstraklasy.

Były zawodnik Wisły Płock znalazł się na ustach piłkarskiej Polski dzięki trzem golom, w pierwszych trzech kolejkach rodzimych rozgrywek, a ostatnio również za sprawą swojego nieodpowiedzialnego zachowania, przez które wyleciał z boiska w meczu z warszawską Polonią. Szkoda, że o Peszce mówi się na taką skalę dopiero teraz, bo w mojej opinii jest to zawodnik, którego w jednym szeregu z Lewandowskim, Stilićiem, Rengifo czy Arboledą należało stawiać od momentu, kiedy tylko pojawił się w Poznaniu. Świetne występy w Pucharze UEFA (3 gole, w tym bramka, która doprowadziła do dogrywki w rewanżu z Austrią Wiedeń), a przede wszystkim dynamika i serce do gry – to wszystko sprawiło, że z wielką przyjemnością oglądało się i nadal ogląda grę nie tylko jego, ale i całej drużyny ze stolicy Wielkopolski. Do dziś nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy rywalizacji z Udinese, gdyby Peszko wystąpił na Stadio Friuli.

Do tego wychowanek Nafty Jedlicze to niesłychanie sympatyczny i poukładany chłopak. Nie stroni od telewizyjnych kamer. Nie boi się wziąć na siebie odpowiedzialności. Wszystko to jednak bez gwiazdorskiego zadęcia i zawsze z zachowaniem swoistego chłopięcego wdzięku. Określenie Smudy pasuje do niego jak ulał. Gdyby spotkać go na ulicy, wygląda łagodnie, ale kiedy tylko musi pognać za przeciwnikiem, nie odpuści, dopóki nie dopnie swego. Rzec by można – rośne nam polski „Baby Face Killer”. Jego szarże prawą stroną (fakt, czasami przypomina bezgłowego jeźdźca, ale to efekt młodzieńczej fantazji – wyrośnie) są ozdobą każdego spotkania. No i nareszcie trafia w lidze, a jego kolejne bramki prześcigają się w urodzie. Dlatego wcale bym się nie zdziwił, gdyby to właśnie Peszko, a nie żadna z czwórki „największych gwiazd” Kolejorza za chwilę przebierał ofertach i był bohaterem pierwszych stron gazet, jako jeden z hitów jeśli nie tego, to zimowego okienka transferowego.

Na koniec pozostaje jeszcze jeden istotny aspekt, który, póki co, w mniejszym stopniu dotyczy poznańskiego pomocnika – reprezentacja. Na prawym skrzydle niepodzielnie rządzi Jakub Błaszczykowski. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Tylko, że jak do tej pory Kuba częściej spotyka się z lekarzami, niż z kolegami z drużyny narodowej. W takich przypadkach Beenhakker z reguły ma w odwodzie Łobodzińskiego, zawodnika, który jak na razie niewiele wnosi do gry Polaków. Oczywiście można argumentować, że Błaszczykowski i Łobodziński bardzo dobrze się uzupełniają i mogą być wystawiani w zależności od taktyki oraz przeciwnika. Tylko, że najlepsze rezultaty osiągamy wówczas, kiedy na boisku jest ten pierwszy. Peszko gwarantuje nie mniej „wiatru” z prawej strony, a przy tym jest znacznie bardziej charakterny od skrzydłowego Wisły Kraków. Trzeba mu tylko dać poważną szansę, bo za taką nie można chyba uznać survivalu w RPA.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/19/sympatyczny-i-niebezpieczny/feed/
Lech – czyli tak to się robi w Wielkopolsce http://soccerlog.net/2009/08/16/lech-czyli-tak-to-sie-robi-w-wielkopolsce/ http://soccerlog.net/2009/08/16/lech-czyli-tak-to-sie-robi-w-wielkopolsce/#comments Sun, 16 Aug 2009 10:05:23 +0000 lady_in_redd http://soccerlog.net/2009/08/16/lech-czyli-tak-to-sie-robi-w-wielkopolsce/ Lech - czyli tak to się robi w Wielkopolsce Od czasu wylosowania przez poznańskiego Lecha 3. drużyny belgijskiej ligi – Club Brugge, nie milkną odgłosy ulgi. Mogliśmy trafić przecież na takie tuzy jak Villareal, Galatasaray czy choćby Fulham. Szczęście dopisało, a wręcz zmaterializowało się w najczystszej z możliwych postaci, bo przecież Belgia nie Hiszpania, damy radę panowie, nawet 5. biegu nie będzie trzeba.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Lech Poznań,

]]>
Lech - czyli tak to się robi w Wielkopolsce
Od czasu wylosowania przez poznańskiego Lecha 3. drużyny belgijskiej ligi – Club Brugge, nie milkną odgłosy ulgi. Mogliśmy trafić przecież na takie tuzy jak Villareal, Galatasaray czy choćby Fulham. Szczęście dopisało, a wręcz zmaterializowało się w najczystszej z możliwych postaci, bo przecież Belgia nie Hiszpania, damy radę panowie, nawet 5. biegu nie będzie trzeba.

Skoro jednak czas pokazał, jak srogie klapsy mogą wymierzyć i Estończycy, czy Lech może podzielić smutny los piłkarzy znad Wisły? W zeszłym roku, kiedy przyszło nam posmakować starcia z reprezentantem sklasyfikowanej na 20. miejscu rankingu UEFA ligi austriackiej, obyło się bez śladów okrutnych razów na poznańskich czterech literach. Teraz poprzeczka została podniesiona jeszcze wyżej – Kolejorz czyli wizytówka 26. najsilniejszej ligi Europy zmierzy się z Club Brugge – klubem zasilającym Jupiler League sklasyfikowaną na 14. miejscu.

Sam Marcin Wasilewski – zawodnik, którego wszyscy znamy z bijących rekordy liczby wejść, „spodenek Wasilewskiego”, reprezentujący obecnie barwy Anderlechtu, przyznaje, że Club Brugge to drużyna znana ze świetnego przygotowania fizycznego, walcząca do samego końca. Belgowie świetnie udowodnili to choćby w ostatnim meczu z KSC Lokeren, zdobywając dwa gole w ostatniej minucie spotkania. Wasyl, trochę chyba z sentymentu do poprzedniego klubu, stwierdza, że ten zespół nie tylko pozostaje w zasięgu Lecha. To drużyna, z którą Kolejorz w obecnej chwili nie może sobie nie poradzić! Tyle, że przed meczem z Levadią, podobnie mówiono o Wiśle…

Lech to drużyna, która nie lubi być stawiana w roli faworyta. Wystarczy przypomnieć spektakularne spotkanie z Austrią Wiedeń decydujące o tym, kto zagra w fazie grupowej Pucharu UEFA. Austriacy musieli, Lech mógł. Zaprezentowany został cały wachlarz możliwości Lecha spod igły Franciszka Smudy. Był więc kawał radosnego futbolu – niebojaźliwie, bez kompleksów, ofensywnie, były i emocje generowane przez sędziowskie decyzje, dogrywka i happy end. Coś, co w wydaniu polskich drużyn serwuje nam jedynie FIFA 09 tudzież PES, ale była też i słynna już fantazja w obronie. Czyli panie boże, proszę czuwaj nad Arboledą i cudem rozmnożenia jego skromnej osoby, bo reszta defensywy hasło “taktyka” zna jedynie z okładki książek Jurka Talagi, choć i w to bym szczerze powątpiewała…

Wygrana z Austrią, przejście fazy grupowej, 180 całkiem niezłych minut z Udinese to dowody, że wola walki prezentowana przez Lechitów stanowi realną wartość dodaną. Wartością tą nie sposób jednak nadrobić krótką ławkę, sprawić, że grymas bólu wywołanego intelektualną chłostą zniknie z twarzy zawodników Kolejorza, ilekroć mowa o założeniach taktycznych.

I tu na scenę wkracza Jacek Zieliński. Delikatnie mówiąc, nie był oczekiwany. W końcu to trener, którego przyjście miało zwiastować schyłek ofensywnej fantazji przy ulicy Bułgarskiej. Jak pokazały ostatnie mecze, nic bardziej mylnego. Jak mówi sam zainteresowany – gra defensywna to jedno, a dyscyplina w defensywie to drugie, więc chyba niesłusznie dziennikarski świat klasyfikuje mnie jako profesjonalnego zabójcę marzeń o ofensywnej potędze drużyny, dowcipkuje Zieliński.

Hasła “wracamy do obrony, panowie” oraz “zwieramy szyki” znalazły swoje odzwierciedlenie w grze Kolejorza, który nie dość, że po dwóch kolejkach ma 8 goli na koncie, to stracił zaledwie jednego. Na skalę tego, co potrafi zmajstrować obrona Lecha, jest to nie lada ewenement.

Jak widać poprawa dyscypliny na tyłach okazała się chyba brakującym 5. elementem. Dodajmy do tego Roberta Lewandowskiego, który zaliczył szybki awans z obiecującego debiutanta na rozchwytywaną gwiazdę ekstraklasy oraz nową taktykę 4-4-2, której znakiem rozpoznawczym poza oczywistą czwórką w obronie stało się całkiem zgrabne połączenie dwóch napastników – Lewandowskiego i Rengifo. Pierwszy do tandemu wnosi świetny refleks, spryt oraz całkiem imponującą jak na ekstraklasowe warunki technikę, atutami drugiego są niepodważalna siła i świetna gra w powietrzu. To wszystko dopieszczone zostało mądrze przeprowadzonymi transferami, na które pozwoliło odejście dotychczasowego kapitana – Rafała Murawskiego do Rubina Kazań. Nikt po meczu z Koroną nie śmie przecież podważać sensu sprowadzenia Seweryna Gancarczyka z ukraińskiego Metalistu, o poziom Kasprzika w bramce Lechitów również należy być spokojnym. Tak oto mamy nowego starego Lecha, a i bez gwałtu na budżecie się obyło.

Dopóki będziemy grać z teoretycznie lepszymi klubami, możemy spać spokojnie. Lech bowiem wielokrotnie pokazał, że nietwarzowe są mu koszulki faworyta- lidera, które dodatkowo wiosną zaczynają wpijać się w ciało, potęgując przy tym zadyszkę.

Kolejorz udowodnił, że drużyna z Bułgarskiej to nie są ludzie małej wiary. Zieliński z kolei pokazał, jak połączyć ową wiarę z poznańskim “porzundkiem”. Jest wiara, jest “porzundek”. Powstanie wielkopolskie pokazało, że tu do sukcesu więcej nie potrzeba.

Tak potrafi zagrać dobrze poukładany przez nowego trenera Lech. Nowa taktyka okazała się strzałem w dziesiątke, gdyż zobaczyliśmy grad goli. Pytanie czy sprawdzi się podczas pojedynku z Club Brugge?!

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/16/lech-czyli-tak-to-sie-robi-w-wielkopolsce/feed/
Być albo nie być Smolarka http://soccerlog.net/2009/08/15/byc-albo-nie-byc-smolarka/ http://soccerlog.net/2009/08/15/byc-albo-nie-byc-smolarka/#comments Sat, 15 Aug 2009 06:00:13 +0000 Michał Trela http://soccerlog.net/2009/08/15/byc-albo-nie-byc-smolarka/ Być albo nie być Smolarka Po rozwiązaniu kontraktu z Racingiem Santander, Euzebiusz Smolarek stoi przed być może najważniejszym wyborem w jego karierze. Którą drogą pójdzie? Według informacji pojawiających się w mediach, rozwiązań jest sześć: AS Monaco, AJ Auxerre, Saint Etienne, Red Bull Salzburg, Rubin Kazań i Lech Poznań. Wydaje się jednak, że tak naprawdę w grę wchodzi pięć pierwszych opcji. Po niepowodzeniach w Boltonie i Racingu, przeciętnym EURO 2008 marka Smolarka zdecydowanie podupadła. Teraz, kiedy jest wolnym zawodnikiem może swobodnie decydować gdzie zagra i musi wybrać mądrze, bo ten ruch może zadecydować o tym, czy Ebi będzie kolejnym zmarnowanym talentem "polskiej" piłki.
»Czytaj dalej

Tagi: AJ Auxerre, AS Monaco, Euzebiusz Smolarek, Lech Poznań, Racing Santander, Red Bull Salzburg, Rubin Kazań, Saint-Etienne,

]]>
Być albo nie być Smolarka
Po rozwiązaniu kontraktu z Racingiem Santander, Euzebiusz Smolarek stoi przed być może najważniejszym wyborem w jego karierze. Którą drogą pójdzie? Według informacji pojawiających się w mediach, rozwiązań jest sześć: AS Monaco, AJ Auxerre, Saint Etienne, Red Bull Salzburg, Rubin Kazań i Lech Poznań. Wydaje się jednak, że tak naprawdę w grę wchodzi pięć pierwszych opcji. Po niepowodzeniach w Boltonie i Racingu, przeciętnym EURO 2008 marka Smolarka zdecydowanie podupadła. Teraz, kiedy jest wolnym zawodnikiem może swobodnie decydować gdzie zagra i musi wybrać mądrze, bo ten ruch może zadecydować o tym, czy Ebi będzie kolejnym zmarnowanym talentem “polskiej” piłki.

Liga francuska wydaje się być dla Smolarka optymalnym rozwiązaniem. Z jednej strony, jest zaliczana do grona pięciu najlepszych na świecie, z drugiej nie jest aż tak dobra, żeby Ebi miał sobie tam nie poradzić. Ponadto, w Ligue1 o swobodzie gry nie decyduje szerokość ramion, a finezja ruchów. To powinno pasować naszej gwieździe. Z klubow wyrażających zainteresowanie, najlepiej byłoby wybrać Monaco, gdyż jest to klub z marką, ambicjami, pieniędzmi i…przyjaznym systemem podatkowym. Niezłym wyborem byłoby też Saint Etienne, osłabione stratą Bafetimbi Gomisa. W Auxerre Ebi nie miałby za to problemów z aklimatyzacją, gdyż spotkałby tam dwóch kolegów z reprezentacji Polski. Nie da się jednak ukryć, że klub z Burgundii ma dość małe możliwości sportowe.

Na jednym, trochę niższym niż Ligue1 poziomie, należałoby ulokować propozycje Red Bulla Salzburg i Rubina Kazań. Niewątpliwie Tatarzy są mistrzami mocniejszej ligi, dysponują większymi finansami i chyba trochę lepszym składem, jednak na minus przemawia lokalizacja miasta – wątpię aby Smolarek chciał się pakować w środek Tatarstanu.
Red Bull byłby natomiast lekko ryzykownym krokiem. Nic nie ujmując Ebiemu, można się obawiać, że mógłby wywalczyć miejsca w składzie mistrza Austrii. Powód? Jednym z napastników jest Marc Janko, drugi w klasyfikacji najlepszych strzelców Europy w poprzednim sezonie, który jest w stanie strzelić nawet trzydzieści bramek w ciągu jednych rozgrywek. Jego partner w ataku to weteran europejskich boisk, znany z Bayernu Monachium, Alexander Zickler, który mimo wieku wciąż utrzymuje bardzo wysoką formę.

Wreszcie Lech Poznań… Smolarek mógłby dać bardzo wiele “Kolejorzowi” i całej polskiej lidze. Facet, który poradził sobie w Bundeslidze, Eredivisie i połowicznie w Primera Division, jest gwiazdą swojej reprezentacji, byłby w Polsce ewenementem. W dodatku Smolerek wciąż znajduje się w sile wieku. Wątpię jednak, żeby Ebi zdecydował się na przenosiny do Poznania. Zarobki dostanie tam o wiele niższe niż w każdym z wymienionych klubów, a ponadto, jako jeden z niewielu polskich piłkarzy, nigdy nie skaził się rodzimą ligą. Obawiam się, że mógłby przeżyć traumę…

Jeśli Smolarek przejdzie teraz do Lecha wyda na siebie wyrok. Pokaże, że jest piłkarzem skończonym, któremu się nie udało. Lokalna gwiazdka prowincjonalnego kraju. I choć w tej roli na pewno by nas czarował i podnosił poziom ligi, dla jego dobra lepiej, aby jeszcze raz, porządnie zerwał się do lotu, wrócił do formy i powalczył o zostanie czołowym napastnikiem średniej chociażby ligi. Nie mamy piłkarskich wirtuozów, miejmy chociaż solidnych rzemieślników.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/15/byc-albo-nie-byc-smolarka/feed/
Kto i dlaczego, czyli Ekstraklasa okiem ‘znanych i lubianych’ http://soccerlog.net/2009/08/13/kto-i-dlaczego-czyli-ekstraklasa-okiem-znanych-i-lubianych/ http://soccerlog.net/2009/08/13/kto-i-dlaczego-czyli-ekstraklasa-okiem-znanych-i-lubianych/#comments Thu, 13 Aug 2009 12:10:03 +0000 Michał Grzemski http://soccerlog.net/2009/08/13/kto-i-dlaczego-czyli-ekstraklasa-okiem-znanych-i-lubianych/ Kto i dlaczego, czyli Ekstraklasa okiem 'znanych i lubianych' Ekstraklasa ruszyła. I to bez opóźnienia, co dla mnie osobiście jest największym zaskoczeniem. Oczywiście nie obyło się bez afer i ciągnących się, wydawałoby się w nieskończoność, spraw licencyjnych, ale wszystko zaczęło się zgodnie z planem.
»Czytaj dalej

Tagi: Arka Gdynia, Ekstraklasa, Jerzy Engel, Lech Poznań, Legia Warszawa, Marek Chojnacki, Michał Pol, Wisła Kraków,

]]>
Kto i dlaczego, czyli Ekstraklasa okiem 'znanych i lubianych'
Ekstraklasa ruszyła. I to bez opóźnienia, co dla mnie osobiście jest największym zaskoczeniem. Oczywiście nie obyło się bez afer i ciągnących się, wydawałoby się w nieskończoność, spraw licencyjnych, ale wszystko zaczęło się zgodnie z planem.

Za nami już dwie kolejki Ekstraklasy. Oceniać poziomu na ich podstawie nie będziemy z prostego powodu – początki różne i zdradliwe bywają. Dlatego też wyniki z dwóch pierwszych kolejek zasłaniamy ręką, jakby ich nie było.

Przed startem ligi oczywiście mnóstwo afer – głównie licencyjnych. Kto zagra, kto nie. Ostatecznie w lidze zabrakło łódzkich ekip – ŁKS-u i Widzewa.

Brak ŁKS-u i Widzewa w Ekstraklasie to duża strata dla potencjału i wizerunku ligi. Piłkarsko Widzew od 2 lat był już budowany na Ekstraklasę. Podobnie ŁKS, który stanowił ciekawą mieszankę rutyny z młodością, co dało 7 miejsce na zakończenie sezonu. Żal na pewno zawodników i trenerów obu klubów. Brak derbów Łodzi na pewno zmniejsza atrakcyjność ligi, szkoda, że zadecydowały czynniki pozasportowe. – mówi specjalnie dla Soccerlog.net, szkoleniowiec Arki Gdynia – Marek Chojnacki.

Nie sposób się z trenerem Chojnackim nie zgodzić. Straci zresztą nie tylko Ekstraklasa jako rozgrywki piłkarskie, ale także właściciele spółki Ekstraklasa SA, a także PZPN. Stracą nie tylko wiarygodność, która i tak była już mocno zachwiana, a także prawdopodobnie sporo pieniędzy – ŁKS będzie bowiem walczył o odszkodowanie.

ŁKS-u do Ekstraklasy w tym roku już nikt nie przywróci, więc od tego tematu odejdźmy.

Jak jednak będą wyglądać rozgrywki najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce w sezonie 09/10? Michał Pol określił je jako ‘Deja vu’.

Nie będę zbytnio oryginalny mówiąc, że w nowym sezonie Ekstraklasie czeka nas zapewne daja vu. W walce o tytuł znów będą się liczyć tylko trzy drużyny: Wisła Kraków, Legia Warszawa i Lech Poznań. Na dziś, tuż przed 2. kolejka właśnie w tej kolejności, choć nie zamknięte okno transferowe wciąż może ją zmienić. Nie oczekuję przy tym spektakularnych wzmocnień, a raczej osłabień w rodzaju odejścia z Legi najlepszego bramkarza ubiegłego sezonu Jana Muchy czy dwukrotnego króla strzelców Ekstraklasy – Pawła Brożka z Wisły. Obaj stanowią prawdopodobnie 50 procent potencjału swoich zespołów, a więc ich strata musiałaby zachwiać szansami na mistrzostwo. Jednak nie na tyle, żeby do walki włączyli się jacyś kolejni pretendenci jak GKS Bełchatów, Polonia Warszawa czy Śląsk Wrocław. Z Brożkiem w składzie i Maciejem Skorżą na ławce najsilniejszy skład w lidze ma wg mnie Wisła. Nieobciążona występami w pucharach, w momencie wyleczenia się Rafała Boguskiego i Łukasza Garguły nie będzie miała sobie równych w Ekstraklasie.

Z Michałem Polem zgadza się również trener Chojnacki.

Największe szanse na mistrzostwo mają oczywiście Legia, Lech i Wisła, ze względu na największe budżety, największy potencjał piłkarski i organizacyjny – mówi trener gdyńskiej Arki.

Podobne zdanie na ten temat ma był szkoleniowiec reprezentacji Polski – Jerzy Engel.

Czołowe zespoły zgodnie wygrały swoje pierwsze mecze. Lech, Legia i Wisła będą tradycyjnie walczyć o najważniejsze trofea klubowe. Trudno jest wyłonić drużynę, która może do nich dołączyć. Dobry początek Korony Kielce, Śląska Wrocław, Lechii Gdańsk, Jagiellonii Białystok czy Polonii Bytom jest dobrym prognostykiem dla tych klubów, ale trudno przewidywać, że któryś z nich dołączy do krajowej czołówki.

Jerzy Engel wypowiedział się na temat młodzieży grającej w Ekstraklasie.

Wielką nadzieją Ekstraklasy jest piłkarska młodzież. W tym sezonie Ekstraklasa podporządkowała się Zarządowi PZPN i rozgrywki rozpoczęły się zgodnie z terminarzem. W poprzednim roku zdecydowano się na przełożenie startu rozgrywek i nikomu to na dobre nie wyszło. Rozpoczęcie rozgrywek zgodnie z terminarzem jest ważne nie tylko dla trenerów ligowych, ale również dla selekcjonerów naszych najstarszych reprezentacji. Trener Andrzej Zamilski, prowadzący reprezentację U-21, zauważył wielu ciekawych młodych piłkarzy, którzy pojawili się w zespołach Ekstraklasy. To nareszcie właściwy trend w naszej piłce klubowej, gdzie do niedawna decydowano się ściągać miernej klasy cudzoziemców przywożonych przez piłkarskich agentów, dla których nie liczy się dobro klubu tylko upchnięcie swojego piłkarza. Zainwestowanie przez trenerów w młodzież jest korzystne przede wszystkim dla samych szkoleniowców. Już w pierwszym meczu młodzi piłkarze pokazali się z dobrej strony, a wielu z nich zapisało się na liście strzelców Ekstraklasy.

Naszych rozmówców zapytaliśmy również o to, kto jest kandydatem do opuszczenia Ekstraklasy. Zgodnie jednak odpowiedzieli, że nie chcą wymieniać nazw drużyn.

Nikomu tego nie życzę. Ważne, aby zadecydowały tylko i wyłącznie aspekty sportowe – mówi Marek Chojnacki.

Czy przepowiednie naszych rozmówców się spełnią – zobaczymy. Jedno jest pewne – nikt za rok nie chce podobnych afer przed startem ligi. I miejmy nadzieję, że za rok będzie spokojniej. Spokojniej i lepiej – w europejskich pucharach.

Rozmowy przeprowadzane przed 2. kolejką Ekstraklasy.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/13/kto-i-dlaczego-czyli-ekstraklasa-okiem-znanych-i-lubianych/feed/
Warszawa żegna się z pucharami! http://soccerlog.net/2009/08/09/warszawa-zegna-sie-z-pucharami/ http://soccerlog.net/2009/08/09/warszawa-zegna-sie-z-pucharami/#comments Sun, 09 Aug 2009 13:25:04 +0000 Zawil http://soccerlog.net/2009/08/09/warszawa-zegna-sie-z-pucharami/ Warszawa żegna się z pucharami! W czwartek zakończyły się rewanżowe mecze III rundy eliminacji debiutanckiego sezonu Ligi Europejskiej (czyt. dawny Puchar UEFA). W tegorocznej edycji europejskich pucharów ‘drugiej kategorii’ reprezentowały nasz kraj trzy ekipy: Lech Poznań, Legia Warszawa oraz Polonie Warszawa. Jak co roku były spore oczekiwania, szumne wypowiedzi o walce i sprawieniu niespodzianki podczas europejskich wojaży naszych ekip, a praktycznie skończyło się jak co roku, a w zasadzie jak roku temu… W walce o występ w Lidze Europejskiej pozostał tylko Kolejorz, natomiast dwaj przedstawiciele stolicy muszą przełożyć plany o pucharach na starym kontynencie przynajmniej o jeden sezon.
»Czytaj dalej

Tagi: Lech Poznań, Legia Warszawa, Liga Europejska, Polonia Warszawa, Wisła Kraków,

]]>
Warszawa żegna się z pucharami!
W czwartek zakończyły się rewanżowe mecze III rundy eliminacji debiutanckiego sezonu Ligi Europejskiej (czyt. dawny Puchar UEFA). W tegorocznej edycji europejskich pucharów ‘drugiej kategorii’ reprezentowały nasz kraj trzy ekipy: Lech Poznań, Legia Warszawa oraz Polonie Warszawa. Jak co roku były spore oczekiwania, szumne wypowiedzi o walce i sprawieniu niespodzianki podczas europejskich wojaży naszych ekip, a praktycznie skończyło się jak co roku, a w zasadzie jak roku temu… W walce o występ w Lidze Europejskiej pozostał tylko Kolejorz, natomiast dwaj przedstawiciele stolicy muszą przełożyć plany o pucharach na starym kontynencie przynajmniej o jeden sezon.

Po odpadnięciu Wisły z eliminacji Ligi Mistrzów nam, kibicom polskiej piłki, pozostało trzymać kciuki za trójkę naszych reprezentantów w walce o Ligę Europejską. Zadanie było proste – pokonać przeciwników klasy średnio-europejskiej i awansować do kolejnej rundy. Ta sztuka udała się niestety tylko jednemu z trzech naszych reprezentantów. Lech Poznań, bo o nich mowa, zdemolował w pierwszym meczu Fredrikstad FK aż 6:1. Norwescy kibice, działacze i dziennikarze przeżyli totalny szok po meczu z poznańską lokomotywą. Trener przeciwników Lecha określił rewanż we Wronkach jako mecz o honor dla jego drużyny. Można by rzec, że piłkarze Fredrikstad FK w pewien sposób zrealizowali cel własnego trenera, gdyż pokonali w rewanżu trzecią drużynę polskiej Ekstraklasy z poprzedniego sezonu wynikiem 1:2. Jednak pomimo tej porażki to podopieczni Jacka Zielińskiego zagrają w kolejnej fazie Ligi Europejskiej, lub dawnego Pucharu UEFA, jak kto woli…

Pozostali dwaj nasi reprezentanci zawiedli. Legia oraz Polonia nie zdołały pokonać swoich rywali, co równoznaczne było z odpadnięciem z rozgrywek europejskich pucharów.
Od początku nie dawałem zbytnich szans Czarnym Koszulom na jakiekolwiek zaistnienie na starym kontynencie. W dwumeczu z NAC Breda Poloniści tylko raz odpowiedzieli trafieniem Filipa Ivanowskiego. Przypomnijmy, że w pierwszym spotkaniu obu ekip nieznacznie lepsi okazali się Holendrzy wygrywając 1:0. Polonia Warszawa w rewanżowym meczu potrafiła dotrzymać kroku zespołowi NAC Bredy tylko przez pierwsze 20 minut. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:1, przez co Czarne Koszule pożegnały się z meczami Ligi Europejskiej.

Ciekawym faktem jest to, że rewanż z holenderskim zespołem był najprawdopodobniej ostatnim meczem dla Jacka Grembockiego jako trenera ekipy z ulicy Konwiktorskiej (tu zapraszam do artykułu Pawła Mikulskiego). Mówi się, że schedę po ówczesnym trenerze Polonii na przejąć Franciszek Smuda! Ale czy były trener Lecha Poznań zdecyduje się przejąć dość słabą kadrę Polonii, po tym jak wojował z sukcesem Europę w meczach Pucharu UEFA? Z pewnością w najbliższych dniach poznamy przyszłość trenera Smudy oraz dowiemy się kto zasiądzie na stołku trenera warszawiaków.

Nie chciałbym pastwić się nad postawą Polonii w dwumeczu z NAC Breda, lecz Czarne Koszule pozostawiły po sobie dość przykre wspomnienia w eliminacjach Ligi Europejskiej.

Legia po pierwszym meczu III rundy eliminacji Ligi Europejskiej z Broendby Kopenhaga znajdowała się w lepszej sytuacji niż rywale. Gol strzelony przez Iwańskiego na wyjeździe dawał przewagę Legionistom w konfrontacji z Duńczykami. Można powiedzieć, że po pierwszym meczu, w którym padł szczęśliwy remis dla Wojskowych, głownie dzięki wspaniałym interwencjom Janka Muchy, Legia wydawała się faworytem spotkania na Łazienkowskiej. Niestety, faworyci również odnoszą porażki. Warszawiacy nie przegrali swojego meczu, lecz zremisowali z Broendby 2:2 i to ekipa z Danii, dzięki lepszemu stosunkowi goli strzelonych na wyjeździe, awansowała do IV rundy eliminacji Ligi Europejskiej.

Legia Warszawa rozegrała bardzo dobre spotkanie. W przedwczorajszej prasie mogliśmy przeczytać wiele pochwał na temat gry Wojskowych w rewanżowym meczu z ekipą kopenhaskich zawodników. Podczas spotkania widać było, że Legioniści zostali dobrze przygotowani do meczu. Szybka gra, ładne akcje, na uwagę zasługują świetne podania między Rogerem a Marcinem Mięcielem, Warszawiacy przeważali na boisku, a czego zabrakło? Goli i skuteczności… Warto wspomnieć o sytuacji z 34’ minuty kiedy to w ciągu kilkunastu sekund Legia czterokrotnie poważnie zagrażała bramce gości.

W pomeczowej konferencji trener Jan Urban oznajmił, że nie może nic zarzucić swojej drużynie. Żałuje natomiast łatwo puszczonych goli, gdyż na swoje bramki Legioniści pracowali bardzo mocno. Należy zgodzić się z coachem Wojskowych, gdyż Legia rozegrała naprawdę dobry mecz i ustawiła bardzo wysoko poprzeczkę rywalom, lecz ekipie Broendby Kopenhaga wystarczyły dwa rzuty rożne, by to oni mogli cieszyć się z awansu w europejskich pucharach.

Piłka jest sportem, w którym trzeba walczyć do ostatniej minuty, jedna akcja może przeważyć o zwycięstwie drużyny. Drużyna Broendby Kopenhaga potrzebowała dwóch rzutów rożnych, aby cieszyć się awansu… bo Legii niestety zabrakło szczęścia, lub może umiejętności.

Polonia Warszawa skończyła przygodę z europejskimi pucharami tak jak się spodziewałem. Ekipa, która ledwo wygrała w poprzedniej rundzie z klubem amatorów Juvenes Dogana. Pozytywem III rundy eliminacji Ligi Europejskiej jest fakt awansu Lecha Poznań, pomimo porażki w drugim meczu oraz to, że w kolejnej fazie pucharów Kolejorz trafił na klub, z którym na dużą szansę na zwycięstwo – FC Brugge.

Tak więc kibicujmy Lechowi w meczu z Belgami i miejmy nadzieję, że ich przygoda z Ligą Europejską potrwa jeszcze dłużej niż zeszłoroczne występy poznaniaków w Pucharu UEFA.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/09/warszawa-zegna-sie-z-pucharami/feed/