Soccerlog.net » Atletico Madryt http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Ratunek dla Rojiblancos http://soccerlog.net/2009/10/25/ratunek-dla-rojiblancos/ http://soccerlog.net/2009/10/25/ratunek-dla-rojiblancos/#comments Sun, 25 Oct 2009 21:57:37 +0000 Uleslaw http://soccerlog.net/2009/10/25/ratunek-dla-rojiblancos/ Ratunek dla Rojiblancos Nieuniknione stało się rzeczywistym i Abel Resino stracił wreszcie pracę w Atletico. Pół roku za późno, by zespół mógł powalczyć w tym sezonie o jakieś trofea. Zanim Enrique Cerezo i Angel Gil Martin wybrali się na pełną niebezpieczeństw wyprawę po rozum do głowy, próbowali jeszcze innych opcji: Luciano Spallettiego bądź Michaela Laudrupa.
»Czytaj dalej

Tagi: Atletico Madryt, Quique Flores,

]]>
Ratunek dla Rojiblancos
Nieuniknione stało się rzeczywistym i Abel Resino stracił wreszcie pracę w Atletico. Pół roku za późno, by zespół mógł powalczyć w tym sezonie o jakieś trofea. Zanim Enrique Cerezo i Angel Gil Martin wybrali się na pełną niebezpieczeństw wyprawę po rozum do głowy, próbowali jeszcze innych opcji: Luciano Spallettiego bądź Michaela Laudrupa.

Żaden z nich nie kwapił się jednak, by ryzykować reputację dla ratowania rzężącego klubu. Wyzwanie podjął dopiero Quique Flores, idealnie usposobiony do roli uzdrowiciela. Nie tylko z powodu aparycji doktora House’a: Valencię, strutą włoskim połowem Ranieriego, wyciągnął z kryzysu już w pierwszym roku.

Prasa do niedawna straszyła Aragonesem. Miałem mieszane uczucia – śmierć Rojiblancos to większa szansa Valencii, ale żadne samobójstwo nie powinno cieszyć ludzi zdrowych duchowo i moralnie. Już kiedyś sugerowałem, że Mędrzec oznaczałby nowy początek. Nie tyle Atletico, co wręcz wszystkiego. Nawet jeśliby nie wierzyć religijnym Grekom, że z Chaosu wyłoniła się pierwsza para bóstw, to można już zaufać filozofom fizyki, przekonanym, że we Wszechświecie obowiązują Harmonia i Supersymetria. Konfrontacji ze strategią Aragonesa, dobraną do już i tak chaotycznych Rojiblancos, nie oparłby się żaden, nawet odwieczny Ład. Aragones przez lata pokazywał, że w ustawianiu zespołów korzysta z autorskiej logiki. Podstawowym jej aksjomatem była konsekwentna gra całym zestawem środkowych pomocników i wystawianie napastników na skrzydłach. Villa długo walczył o rzuty rożne (Stefan Majewski byłby zachwycony!), nim Aragones pozwolił mu biegać bliżej bramki.

Flores to niemal totalne przeciwieństwo sędziwego Luisa. Łączy ich jedno – konsekwencja, granicząca niemal z obłędem. Subtelna różnica polega na tym, że u Mędrca niemal każdy grał dokładnie nie tam gdzie lubi, zaś Quique chorobliwie boi się namieszać. Dlatego Flores zaprowadzi porządek, niespotykany u Los Colchoneros od wczesnego Aguirre. Wie jak ułożyć defensywę, sam przecież był obrońcą, a z Valencią tracił najmniej w lidze. Można mu zarzucać nazbyt asekurancką grę, ale takiej właśnie potrzeba jego nowym podopiecznym. Nie miną jednak nawet dwa miesiące, a pojawią się oskarżenia o zbytnią schematyczność – wszak łaska kibica korzysta z dokładnie takiego samego środka transportu, co łaska pańska. Ale ta schematyczność, dla zagubionych jak „Bursztynowa Komnata” piłkarzy Atletico, będzie na wagę białego złota.

Jak może wyglądać upadły uczestniku Ligii Mistrzów pod wodzą Floresa?

Jurado nie będzie środkowym pomocnikiem – bo przecież nim nie jest – stanie się za to cenionym zmiennikiem Aguero. Forlan przestanie grać na szpicy, by nie narażać się na stresujące sytuacje – np. sam na sam z bramkarzem, lub – nie daj Boże! – z bramką. On woli huknąć z dystansu, więc przyjdzie mu grać głębiej, cofać się i wyprowadzać ataki od środka boiska. Do prostopadłych podań wychodzić będzie ktoś inny. Simao i Maxi zaczną biegać głównie wzdłuż linii bocznych, Raul Garcia stanie się centralną postacią drużyny, obrońcy przestaną głupieć w każdej możliwej sytuacji, a szansę na grę otrzyma nawet największa oferma. To ostanie powinno szczególnie ucieszyć Antionio Lopeza i Pablo Ibaneza.

Choć w zasadzie nie tylko ich – w meczu z Mallorcą cały zespół ustanowił spektakularny rekord. Dwa karne, 45 minut gry z przewagą dwóch piłkarzy i ostatecznie remis. Na własnym boisku. Z Mallorcą grającą bez Aduriza. W dziedzinie frajerstwa należy się specjalny Nobel.

Zaiste, ma Flores mocną psychikę – nikt go nie znosił w sobotę z trybun, był w stanie chodzić o własnych siłach, nie odebrało mu nawet mowy – zdołał się porozumieć ze swym sąsiadem z loży vipów. Katastrofalny remis pokazał mu, że dno zostało osiągnięte. Mniej dołująca byłaby już uczciwa porażka przy wyrównanych składach.

Część ekipy zna całkiem dobrze – Reyesowi odbudował formę w Benfice, Simao, Raula Garcię i Forlana chciał niegdyś mieć w Valencii. Zaczyna jednak w trakcie sezonu, do ważnych meczów pozostał mu niecały tydzień. Potyczka w Pucharze Króla na rozgrzewkę, później już wyjazd do Bilbao, rewanż z Chelsea i derby z Realem. Niezbyt szczęśliwy czas, by zbudować zaufanie i wyrwać z depresji piłkarzy oraz kibiców…

Ale kto wie, może już po najbliższych meczach konferencje prasowe Quique będą wyglądały w ten sposób?

Następne, na pewno. Jurado, Aguero, Forlan i spółka powinni znów bić się o Ligę Mistrzów. I będą, bo dostali wreszcie sumiennego trenera-taktyka, nie idola…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/25/ratunek-dla-rojiblancos/feed/
Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/ http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/#comments Tue, 29 Sep 2009 10:52:39 +0000 Uleslaw http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/ Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci Trzy kolejki w dwa tygodnie – to był wariacki okres dla fanów Primera Division. 19 meczów do obejrzenia na żywo, więc najwytrwalsi przy telewizorach i monitorach komputerów spędzili 1710 minut. Było warto – za nami już przecież 13% sezonu! Czas na wspomnienia i refleksje – dziś pod lupę wzięta zostanie Wielka Szóstka.
»Czytaj dalej

Tagi: Atletico Madryt, FC Barcelona, Real Madryt, Sevilla FC, Valencia CF, Villarreal,

]]>
Wspomnienia i refleksje: jornadas 3-5. Potentaci
Trzy kolejki w dwa tygodnie – to był wariacki okres dla fanów Primera Division. 19 meczów do obejrzenia na żywo, więc najwytrwalsi przy telewizorach i monitorach komputerów spędzili 1710 minut. Było warto – za nami już przecież 13% sezonu! Czas na wspomnienia i refleksje – dziś pod lupę wzięta zostanie Wielka Szóstka.


Real Madryt,

czyli wciąż czekający na dobry mecz lider

Ronaldo, pomoc i hibernacja

Grasz z Realem? Nie prześpij pierwszych dwóch minut i nie dopuść Ronaldo do strzału. Zapomnisz się i nierozgrzany bramkarz spóźni interwencję. Zasady tej nie znali piłkarze Xerez oraz Villarreal, więc po minucie mieli już co odrabiać. Królewscy grają jednak fair – jakby trochę zasmuceni szybkim prowadzeniem oddają inicjatywę rywalom, zasypiając na dobre 2/3 spotkania. Turystyczno-spacerowe tempo rozgrywania akcji, niedokładne podania, niemrawe kontrataki, nieskuteczne dryblingi – tak wygląda Real po zdobyciu gola. Brak zgrania – mówią sympatycy. Brak drużyny – precyzują złośliwcy z Katalonii.

Gwiazdy Realu czasem czekają, aż ktoś inny wygra za nie mecz. Z czasem wspomoże życzliwy sędzia lub bezmyślne dreptanie wreszcie kogoś znuży. W pojedynkę przesądzają o wyniku, ale gromadnie się rozleniwiają. Jeśli niezgrany Real tak zdecydowanie wygrywa, to co będzie, gdy zacznie grać płynnie? – entuzjazmują się optymiści. A zacznie? – sceptycyzm właśnie przeżywa swój renesans.

Prawie zbędny jest atak – spektakularna pomoc bywa samowystarczalna, bramki woli zdobywać własnonożnie, nie angażując bardziej wysuniętego rodzynka. Napastnicy mają naprawdę ciężki żywot – najchętniej nikt by im w ogóle nie podawał, tylko z przyzwoitości robią to Guti bądź Kaka. Dopiero w drugiej połowie meczu z Tenerife Benzema załamał nieciekawą tradycję – najgorszym piłkarzem na boisku nieodmiennie bywał dotąd osamotniony napastnik. Zasada poległa nie dlatego, że Karim dostał i wykorzystał świetne podanie – powodem był błąd rywala oraz bramka z główki. Gdyby nie wyskoczył najwyżej, a potem nie natarł dziko na obrońcę, mało kto by uwierzył, że Benzema w ogóle był na boisku.

Taktyka na Real? Elastyczna obrona

Po szybkiej stracie bramki Xerez było już przegrane, starał się Villarreal, ale po pochopnym usunięciu z boiska Gonzalo Rodrigueza każda akcja organizowana była ze świadomością, że środka obrony pilnuje tylko Godin. Pewnie byłoby więcej emocji, gdyby nie głupia ręka Angela. Ale jak grać z Realem pokazała dopiero Tenerife.

Z przyjemnością patrzyłem na inteligentną grę obrońców Tete. Dużo ruchu, wyprzedzanie rywali i przecinanie podań musiało doprowadzać Królewskich do pasji, szczególnie, że na Santiago Bernabeu na bramkę czekało kilkadziesiąt tysięcy podirytowanych kibiców. Wysiłek całej pierwszej połowy zepsuła główka Benzemy, a nadmierne otwarcie się przyniosło kolejne trafienia. Sygnał jednak poszedł w świat – Realu nie trzeba próbować powstrzymywać już na ich połowie, nie trzeba nawet szaleńczo naciskać ani brutalnie atakować, murowanie bramki jest zbędne – należy sporo biegać wszerz boiska, nie dopuszczając tylko do strzału z dystansu i nie bać się startować do przejęcia każdego podania czy bezpańskiej piłki. Mało który z piłkarzy rywala będzie zainteresowany biegowym pojedynkiem.

Zalecałbym dość delikatny odbiór – niektóre z gwiazd Realu potrafią przekonująco wić się na murawie i prowokować kartki. Można pozwalać Królewskim na niegroźne, indywidualne rajdy, jeśli zawodnik będzie schodził na boki – osamotniony łatwiej zgubi piłkę. Rozciąganie gry to dobry pomysł, bo w Realu ciągle szwankuje współpraca. Im większe odstępy pomiędzy piłkarzami, tym większe prawdopodobieństwo, że dłuższe podanie zostanie przecięte przez przygotowanego do tego obrońcę.

Problemem są indywidualne zdolności. Kaka zawsze zrobi dużo wiatru, dlatego jego jednego można bardziej naciskać i ograniczać mu pole manewru. Ronaldo nie jest szczególnie groźny, gdy popędzi skrzydłem. Jeśli jednak zacznie schodzić do środka, nie wolno dać mu miejsca by strzelił. Najgroźniejszy bywa w pełnym biegu, bądź gdy ma miejsce błyskawicznie przyspieszyć – wówczas zawsze powinien być ktoś, kto przetnie mu drogę zaraz po tym, jak ucieknie pierwszemu zawodnikowi. Można go trochę prewencyjnie poobijać, by rozjuszony próbował czarować swoją techniką – przekładaniem nóg nad piłką. Ciągle chyba nie wie, że tym w Hiszpanii furory nie zrobi.

Jeśli Sevilla ze swoją równie ruchliwą defensywą skopiuje model gry Teneryfy, Real powinien stracić pierwsze punkty w sezonie. W ofensywie Fabiano, Kanoute, Negredo, Perotti, Navas, Renato i Capel są bowiem o wiele bardziej żywiołowi, precyzyjni i skuteczni, niż źle ze sobą współpracujący Alfaro, Nino i Kome.


FC Barcelona,

czyli to samo co przed rokiem

Blitzkrieg trwa

Jaka jest różnica pomiędzy Realem a Barceloną? Real zasypia, gdy prowadzi jedną bramką, Barcelona – czterema. By rozbudzić w sobie żądzę zmiażdżenia przeciwnika, Blaugranie wystarczy jeden gol, Real potrzebuje ze trzech.

Rozpędzona Barca to lawina nieszczęść, zatrzymać mogłoby ją tylko pole ognia i siarki, ale mało który zespół po stracie bramki zdolny jest wytworzyć w sobie dość energii, by gasnąca iskierka nadziei błysnęła radosnym płomieniem i pomogła powstrzymać nacierający lodowiec. Entuzjaści historii nie muszą długo szukać porównań – gra Barcy to klasyczny Blitzkrieg. Pierwsza bramka nie tyle jest celem natarcia, co środkiem do złamania rywala. Po niej przychodzą kolejne i dopiero potem można spokojnie regenerować siły na następną kampanię. Kanonada strzałów, bombardowanie bramki i nękanie obrony zabójczymi szarżami nie trwa długo – góra kilkanaście minut i już jest po sprawie. I tylko Guardiola sieje w mediach propagandę, że nie podoba mu się odpuszczanie, że jego zespół powinien ciągle atakować i kontrolować mecz. Sam jednak dobrze wie: intensywna okupacja nie ma sensu, kosztowałaby zbyt wiele sił. Wystarczy naciskać aż obrona pęknie, wpaść, splądrować, dokonać rzezi i odejść, by korzystać z łupów.

Pep jednak wiedział co robi, gdy wymieniał Eto’o na Zlatana. Szwed wprawdzie sporo psuje, jest łapany na spalonym i ogólnie nie przemęcza się zbytnio na boisku, ale sprawia, że o przełamanie teraz jeszcze łatwiej, bo do bramki czasem wystarczy zaledwie jedna górna piłka. Czy nie wystarczyłby Guiza lub Fernando Llorente? Może, ale zdobywcy potrójnej korony można pozwolić na lekką ekstrawagancję.

Wszystko można przeżyć

To jednak nie tak, że Barcelona musi wychłostać każdego. Już przed rokiem Betis, Valencia czy Chelsea pokazywały, że sposób istnieje. Próbowała go Malaga, przynosił całkiem niezłe rezultaty, ale brakło trochę szczęścia, konsekwencji i siły. Cóż to za taktyka? Metoda do skomplikowanych nie należy – jest prosta, wręcz prostacka, biorąc pod uwagę jej główne założenia. Barcelonę należy pacyfikować z dala od swojej bramki, nie wolno nigdy cofać nogi i trzeba grać wykorzystując atuty fizyczne. Broń Boże nie dać rozciągnąć gry, wypada maksymalnie zagęszczać przestrzeń i rzucać się pod rywali przy każdym ich kroku. Nie można pozwalać im zbyt blisko bramki powozić piłkę, bo zaraz zgotują z tego jakieś nieszczęście. Real niech tam sobie trochę podaje – i tak najgroźniejsi są w akcjach indywidualnych, ich dogrania bywają czytelne i można łatwo odzyskać piłkę. Gra przeciw Barcelonie wymaga nieludzkiego wysiłku, bo doskok do rywala – już w okolicach 35-40 metra – powinien być natychmiastowy i agresywny. Co więcej, jak w szachach wygrywa ten, kto przewiduje parę ruchów naprzód, tak grając z Barceloną należy wczuć się w myślenie piłkarza posiadającego piłkę i pilnować tych, do których może on podawać. Niech musi wycofać ją do obrońców, albo bezproduktywnie posłać na bok.

Niech Messi wie, że gdy wypuści sobie piłkę zbyt daleko, to nie powinien za nią bardziej gonić, bo straci nogę od wariackiego wejścia obrońcy. Xavi niech ciągle musi opędzać się od wściekłych ataków, Iniestę można w okolicach połowy boiska nieco poobijać, a wszystkich złośliwie kopać po kostkach. Co? Nie jest to zbyt etyczne? Strzelanie czterech bramek w 10 minut i zadeptanie upadłego na duchu to też mało chrześcijański obyczaj.

Problem może być ze Zlatanem. Najłatwiej chyba uprzykrzać życie rozgrywającym piłkę Katalończykom i nie dać im celnie wrzucić, niż walczyć w powietrzu ze Szwedem.

Nie mniej ważne od konsekwentnej taktyki będzie nastawienie duchowe, pozwalające ustaloną strategię uskuteczniać: sesja kilkunastu slasherów przed meczem, dwie wizyty w miejskiej rzeźni i udział w czarnej mszy. Żądza świeżej krwi i zdruzgotanych kości – gwarantowana.

Kiedy Barca straci pierwsze punkty? Daj Bóg już z Valencią na Mestalla, może jeszcze dwa tygodnie później w Pampelunie, albo w 11 kolejce, na San Memes. Niemożliwe, aby z kompletem dotrwała do Gran Derbi. Po drodze przynajmniej jeden równie silny w ofensywie rywal i dwójka grających w obronie tak, jak Barcelona najbardziej nie lubi.

Na otwartą grę i wymianę ciosów w Hiszpanii mogą się zdecydować chyba tylko – i to przy dobrych wiatrach – Valencia, Real, Villarreal i Sevilla. Reszta musi się skłębić i jadowicie kąsać, żeby przetrwać największą nawałnicę.


Sevilla,

czyli inny kandydat do tytułu jednak istnieje

Filar

Co jest najmocniejszą stroną Sevilli? Zabójczy atak, z wyrośniętym, szybkimi i precyzyjnymi Fabiano, Kanoute i Negredo? Dynamiczne skrzydła, z palącymi się do gry Perottim, Navasem, Adriano i Capelem? A może defensywa złożona z przewidujących i skocznych Escude i Squillaciego, oraz agresywnych Sergio Sancheza, Konko, Fernando Navarro? Chyba jednak środek pomocy gdzie rządzą wielcy, silni, wytrzymali i pracowici Romaric, Zokora, Lolo albo Dusher oraz kreatywny Renato. Szczególnie kreatywny Renato.

Gdy brazylijskiego dyrygenta gry Sevilli nie ma na boisku, Palanganas grają jakby byli trzema oddzielnymi zespołami – atakiem, pomocą i defensywą. Choć każda formacja jest piekielnie groźna i trudna do zatrzymania bądź sforsowania, gdy funkcjonują w symbiozie, precyzja wypiera lekki chaos i żadna akcja nie jest ciągiem przypadkowych podań. Właśnie Renato spaja wszystko w jedną zabójczą całość, rozdziela piłki, myśli za partnerów, dośrodkowuje z rzutów wolnych czy rogów. Prócz tego groźnie strzela – choć to żaden ewenement wśród pomocników Sevilli – oraz wybitnie gra głową. Manolo Jimenez stosuje rotację i pary środkowych pomocników dobiera pod konkretnego rywala, czasem preferując przewagę fizyczną nad finezją w grze, ale najgroźniejsza i najlepiej ułożona wydaje się Sevilla wtedy, gdy to Renato jest na boisku.

Najrówniejsza kadra

Gdyby w lidze hiszpańskiej każdy piłkarz mógł grać tylko co drugie spotkanie, sezon wygrałaby Sevilla. Próżno gdzie indziej szukać tak silnej kadry, równocześnie tak bardzo wyrównanej. Chcieliby w Katalonii, by o Pedro czy Jeffrenie można było mówić jako o wartościowych zmiennikach Messiego czy Iniesty, w Madrycie o van der Vaarcie jako alternatywie dla Kaki czy o jakimś substytucie Ronaldo, w Valencii o następcy Villi i kimś równie kreatywnym jak Silva czy Banega. W Sevilli dwójka napastników ma równorzędnego zmiennika, na skrzydłach może zagrać czwórka zabójczych zawodników, boki obrony mogą być zmieniane co mecz, a o miejsce środku pomocy bije się pięciu podobnych piłkarzy. Oczywiście, można uznawać wyższość Renato nad Dusherem czy Adriano nad Fernando Navarro, ale w żadnym innym zespole zmiana nawet czterech czy pięciu zawodników z poprzedniego meczu nie wywołałaby tak minimalnych zmian stylu i efektów gry.

Sevillę gra na trzech frontach będzie kosztowała nieporównywalnie mniej, niż Barcelonę i Real. Następny weekend pokaże, czy można już mówić o trzech równorzędnych siłach. Uznanie przebudzonej Sevilli za trzecią jakość w hiszpańskim futbolu jest już chyba oczywiste. Cztery ostatnie niebłahe wiktorie powinny wywoływać w Madrycie poważny niepokój co do wyniku najbliższej konfrontacji.


Valencia,

czyli jak to jest mieć najbardziej nierówny skład na świecie

Chaos nade mną i chaos pode mną…

Do ostatniej kolejki nie można było mieć pewności, czy najgorszą defensywą w całej lidze szczycić się może Valencia, czy jednak Atletico Madryt. Mecz na Mestalla przyniósł rozstrzygnięcie – konkurs wygrała defensywa Los Ches, i to w spektakularnym stylu. Nagrodę indywidualną śmiało można przyznać Alexisowi Ruano. Serdecznie gratulujemy.

Już kiedyś sugerowałem, że czasy w których Valencia słynęła z poukładanej gry obronnej minęły bezpowrotnie, ale nawet w najgorszych koszmarach nie wyśniłem scenariusza, jaki zrealizował się w ostatnich trzech spotkaniach. Podawanie do rywali, wdawanie się w pojedynki i tracenie piłki w roli ostatniego obrońcy, wywracanie się przed atakującym przeciwnikiem we własnym polu karnym, zostawianie niepilnowanych zawodników i nie trzymanie się swojej pozycji, fatalnie spóźnianie pułapek ofsajdowych i ogólna panika w każdej sytuacji, szczególnie będąc pod presją – to w skrócie obraz gry obronnej Valencii. Cztery z tych sześciu cech przypisać można Alexisowi (1, 2, 3, 6), również cztery, choć w mniejszym natężeniu – Mathieu (1, 2, 5, 6), jedną Bruno (4), i tylko jeden Dealbert zupełnie nie pasuje do kolegów. Ma prawo – do tej pory grał tylko w drugiej lidze, więc nie zorientował się jeszcze, że w Primera napastnicy są o wiele bardziej groźni i bezwzględnie należy głupieć w ich obecności.

Nie wiem co zrobiliście z prawdziwym Banegą, ale my zatrzymujemy sobowtóra

Tak jak i przed dwoma tygodniami zasłużył na osobny akapit. Kandydat do jedenastki sezonu, a na pewno na objawienie sezonu. Regularnie co parę minut uruchamia skrzydłowych bądź Villę posyłając dokładną, prostopadłą piłkę, przecina akcje rywali i wyprowadza kontrataki. Absolutnie nie do poznania. Przed rokiem w Atletico więcej szkodził niż pomagał, a teraz? Gdyby Xavi, Xabi Alonso i Renato zechcieli założyć kiedyś Stowarzyszenie Najwybitniejszych Rozgrywających La Liga, to pojawił im się właśnie czwarty do brydża na zimowe posiedzenia zarządu.

¡Dios, z kim my gramy!

Frustrująca musi być dla najwybitniejszych piłkarzy Valencii – Villi, Banegi, Silvy, Maty, Pablo czy Joaquina – gra z taką defensywą. Ile by nie strzelili, tyle – lub więcej – tamci stracą. Nie trudno byłoby zrozumieć rozgoryczenie i spadek zaangażowania. Wprawdzie nie można jeszcze mówić o czymś takim, ale jednak Silva czy Mata trzech ostatnich spotkań nie zagrali bajecznie. Co będzie, gdy rozżalenie sięgnie apogeum? Trudne zadanie czeka Unaia Emery’ego. By zwyciężać, nie wystarczy więcej wymagać od ofensywy, ciągle mając tragiczną obronę. A Emery nie bardzo radzi sobie z usprawnianiem defensywie – poprawy nie widać, a w każdym wywiadzie zapewnia, że gra z tyłu przejdzie renowację.

Co ciekawe, żadnych animozji chyba nie będzie czuł Villa, humorzasty przecież nieco w ostatnich latach. El Guaje zaczynał bardzo niemrawo, jakby ciągle przeżywając bardzo intensywny okres transferowy, ale teraz wrócił do swego stylu – nie kończy jeszcze niby każdej akcji zabójczym strzałem, ale gra jakby chciał w pojedynkę zabiegać obrońców rywali i udowodnić przy tym, że Ibrahimovic czy Benzema są napastnikami na dwukrotnie niższym levelu.


Atletico Madryt,

czyli jak mieć drugi najbardziej nierówny skład na świecie

Transferowe wróżby zaskakująco prawdziwe

Przewidywali kibice, przewidywali dziennikarze, przewidywali postronni obserwatorzy – nie potrafili przewidzieć tylko ci, którzy bezwzględnie powinni – zarząd Atletico. Mowa oczywiście o okienku transferowym, w którym Atletico pozbawiło się szans na powtórzenie sukcesu z dwóch ostatnich lat.

Obrona Atletico naprawdę gra fatalnie. Gdyby Barcelonie chciało się w tym meczu grać, a nie bawić, dwucyfrowy wynik byłby dość prawdopodobny. Rojiblancos zostali rozniesieni od niechcenia, bo każda, nawet najbardziej leniwa akcja Barcelony kończyła się w polu karnym Atletico. A tam nie bardzo wiedzieli co ze sobą zrobić obrońcy stołecznego klubu. Zero ruchu, zero pomysłu na odbiór czy przejęcie piłki. Trudno nawet powiedzieć, by grali oni w tym spotkaniu – raczej wzięli bierny udział, wkładając mniej zaangażowania, niż publiczność na Camp Nou, reagująca okrzykami radości co kilkanaście minut.

Trudno wygrywać, gdy obrona nie bardzo interesuje się grą. Nawet mając w składzie Forlana, Jurado czy Aguero. Szczególnie, że i oni potrafią dość profesjonalnie zawalać spotkania. Teoria, że celność Forlana rośnie proporcjonalnie do wzrostu odległości od bramki, powinna wkrótce zostać ogłoszona prawem przyrody. Dość już rozegrał meczów, by sformułować indukcyjny dowód.

Manu del Moral, Lafita, Sergio Sanchez, Pedro Leon, Luis Felipe, Duda, Marcano, może nawet Cata Diaz czy Lopo – cała świta dobrych transferów przeszła Rojiblancos koło nosa. No ale trzeba było poświęcić Forlana bądź Aguero, by zdobądź pieniądze na kilka wzmocnień i zbalansowanie kadry.

Potrzebny trener, nie idol

Nie czy> tylko kiedy? wyleci Abel Resino, zastanawiają się już fani Atletico. Może i był w tym zespole gwiazdą, jest żywą legendą, ale od charyzmy i autorytetu gra nie poukłada się sama. Konieczny jest trener-taktyk, zdolny ze stosu drewna ułożyć nawet nie jakiś mur, co najmniej wymyślny płot. Kandydatami prasy są Schuster, Spaletti, Flores i Aragones.

Mędrca bym nie życzył największemu wrogowi. Jak on weźmie się za układanie składu, to Forlan wyląduje w centrum boiska, Aguero na skrzydle, a Reyes awansuje na wysuniętego napastnika. O miejsce w składzie nie musieliby się za to martwić środkowi pomocnicy – im ich więcej, tym lepiej, więc Jurado, Cleber, Assuncao i Raul Garcia mogliby stale tworzyć zgrany kolektyw. Wyznaję pogląd, że Hiszpania Euro wygrała nie dzięki Aragonesowi, ale pomimo niego, gdyby dobrał się on do kadry Atletico, chaos osiągnąłby monstrualne rozmiary. Takie, że momentalnie wyłoniliby się z niego Uranos i Gaia.

Podobnie może być w przypadku Niemca oraz Włocha. Schustera kompromituje nieszczelna defensywa Realu, Spaletti uchodzi za piewcę futbolu ofensywnego. Ja bym polecał Floresa, za jego czasów Valencia nie grała może najpiękniej (kiedy Atletico grało pięknie…), ale strzelenie jej bramki to naprawdę był wyczyn. Quique od zaraz, a może jeszcze będzie coś z Rojiblancos tego roku.


Villarreal,

czyli jak w miesiąc przestać umieć wygrywać

Ernesto, coś ty zrobił!

Pytanie nie jest zarezerwowane tylko dla fanów Amarillos, raczej zadaje je sobie każdego wieczora sam nieszczęsny trener. Nie tak to miało wyglądać! Villarreal gra zabójczo niepewnie, a brak przekonania do własnych możliwości wzrasta, nie maleje. Fernando Roig nie przywykł do szybkiego wyrzucania szkoleniowców, więc Valverde nie jest jeszcze przekreślony, ale musi działać szybko. Jeśli jego zespół nie przełamie się w nadchodzących kolejkach, to trener postrada zaufanie ze strony własnych podopiecznych. Oni permanentnie nie wiedzą co mają robić na boisku. Nerwy muszą mieć napięte jak struny – wystarczy lekko przycisnąć, szybko zdobyć bramkę, by każdy dostał lekkiej paranoi – przestał widzieć partnerów, a wszędzie dostrzegał krwiożerczych rywali, usportowionych wampirów, którzy wbrew własnej naturze wykazują spore zainteresowanie piłką.

Opanowanie przychodzi z czasem. Wraca gra zespołowa, wraca szybkość i precyzja, udaje się przejąć kontrolę nad meczem, ale czasem brakuje szczęścia, czasem sił. I przepadają kolejne punkty, a rywale nie marnują czasu.

Czekać na przełamanie

Poprawa nadejdzie. Piłkarze Villarreal nie stracili swych umiejętności, potrafią stworzyć groźne akcje, ale muszą zapomnieć o wynikach, skupić się na rywalu, przestać przeliczać uciekające punkty. Pierwsze dwa mecze były specyficzne, dopiero klęska w Bilbao dała więcej do myślenia. Z Realem pewnie poszłoby ciut lepiej, gdyby sędzia nie sprzyjał Królewskim – wyrzucenia Gonzalo przy pobłażaniu zachowaniu Lassa i Gago inaczej nie da się określić. Ten mecz pokazał jednak ducha walki i siłę ambicji, czyli wszystko, co na dobre kilkadziesiąt minut zdruzgotało fantastyczne uderzenie Juca’y, w meczu Villarreal z Deportivo. Z upływem czasu strzały Senny, Cazorli i Rossiego stawały się coraz bardziej celne, ale brakło zimnej krwi do wywiezienia choćby punktu z Riazor.

Następny rywal: Espanyol na El Madrigal. Zacząć ze spokojem, swobodnie rozgrywać i czekać na dogodną szansę – ona przyjdzie na pewno. Jeśli Valverde wpoi tę zasadę swym podopiecznym, Żółta Łódź powinna minąć górę lodową i wreszcie ustabilizować swój kurs.

Poważnym problemem są kontuzje – ledwo wyleczony Senna odnowił uraz już w pierwszym meczu, z Osasuną, z Athletic wyleciał Ibagaza, z Deportivo stopę pogruchotał sobie Godin. W co drugim meczu kluczowy piłkarz trafia na ortopedię. Senna jest już w pełni sił, ale Godin i Ibagaza od futbolu odpoczną nieco dłużej. Tym spokojniej trzeba będzie zagrać z Espanyolem – obrona nie będzie już tak szczelna, braknie też prostopadłych podań.
Dwie najbliższe kolejki będą kluczowe – po Espanyolu wyjazd ze słabym Xerez, więc jeśli nie teraz, to kiedy?

Similar Posts:]]> http://soccerlog.net/2009/09/29/wspomnienia-i-refleksje-jornadas-3-5-potentaci/feed/ La Liga, czyli przedsezonowe przewidywania http://soccerlog.net/2009/08/07/la-liga-czyli-przedsezonowe-przewidywania/ http://soccerlog.net/2009/08/07/la-liga-czyli-przedsezonowe-przewidywania/#comments Fri, 07 Aug 2009 13:23:50 +0000 Sebastian Matyszczak http://soccerlog.net/2009/08/07/la-liga-czyli-przedsezonowe-przewidywania/ La liga, czyli przedsezonowe przewidywania Sierpień to ostatni miesiąc transferów w Europie. Wiele zespołów w lidze hiszpańskiej opuściło już, chyba najpopularniejszy w piłkarskim lecie, jarmark zwany rynkiem transferowym i kończą przedsezonowe przygotowania. Ale nie o transferach chciałem mówić, a o ich skutkach.
»Czytaj dalej

Tagi: Almeria, Athletic Bilbao, Atletico Madryt, Deportivo La Coruna, Espanyol Barcelona, FC Barcelona, Getafe CF, La Liga, Malaga CF, Osasuna, Racing Santander, Real Madryt, Real Mallorca, Real Valladolid, Sevilla FC, Sporting Gijon, Valencia CF, Villarreal,

]]>
La liga, czyli przedsezonowe przewidywania
Sierpień to ostatni miesiąc transferów w Europie. Wiele zespołów w lidze hiszpańskiej opuściło już, chyba najpopularniejszy w piłkarskim lecie, jarmark zwany rynkiem transferowym i kończą przedsezonowe przygotowania. Ale nie o transferach chciałem mówić, a o ich skutkach.

Piłkarzy kupuje się po to, żeby osiągać lepsze wyniki i zdobywać trofea – proste, ale w praktyce już tak kolorowo nie jest. Nie raz, nie dwa mieliśmy okazję przekonać się, że grube miliony wymieniane na „półbogów” potocznie nazywanych piłkarzami nie zawsze dają zamierzone rezultaty, ale o tym dowiadujemy się w trakcie i po sezonie.

Ja zabawię się w typowanie pozycji w tabeli La Ligi na podstawie mnie lub bardziej subiektywnej oceny składów wszystkich dwudziestu zespołów.

Zacznę od dołu tabeli (miejsca 20-18), bo tam też sporo się dzieje.

Zgodnie z zasadą, że 2/3 beniaminków i jeden zespół spoza tej trójcy spada z ligi, typuję, iż głównymi kandydatami do spadku z elitarnej dwudziestki BBVA Liga są: Tenerife i Xeres (słabi, jak na Primera División, zawodnicy i niewielkie doświadczenie jeśli chodzi o grę w najwyższej lidze). Trzecim kandydatem do spadku jest Sporting Gijón, który rok temu utrzymał się, zajmując 16. miejsce. Dlaczego akurat Sporting? Otóż praktycznie rzutem na taśmę utrzymali się w lidze, a zakupy, jakich dokonali do tej pory nie napawają optymizmem, bo jak można walczyć o dobrą pozycję w lidze skoro „wzmacnia” się skład drugoligowcami?

Teraz czas na środek tabeli, czyli miejsca od 17-7:

17. Real Valladolid – duża aktywność na rynku transferowym, ale mało znaczące zakupy. Dodając do tego 15. pozycję w ostatnim sezonie, nie wróżę temu zespołowi dobrze na najbliższy rok.

16. Osasuna Pampeluna – drużyna, która ostatni sezon zakończyła w dolnej połowie tabeli, a na rynku transferowym zyskała trochę pieniędzy, a nie wartościowych piłkarzy, nie jest dla mnie dobrym kandydatem do zamieszania w lidze.

15. Athletic Bilbao – drużna z kraju Basków, niegdyś jedna z najlepszych drużyn w Hiszpanii, obecnie od wielu lat cichy kandydat do spadku. W mojej tabeli, przynajmniej przez najbliższe dwa sezony, pogra przeciwko Realowi, Barcelonie, czy innej Valencii.

14. Getafe – na rynku transferowym drużyna z przedmieść Madrytu pobuszowała trochę po składzie Królewskich i kupiła m. in. Codinę i Parejo. Co do „wyskoku” sprzed dwóch sezonów, jakim był półfinał Pucharu UEFA, Getafe zamieszkuje głównie środek tabeli i myślę, że w najbliższym sezonie nic się nie zmieni.

13. Real Saragossa – to jedyny beniaminek, który według mojej, jakże subiektywnej, opinii utrzyma się w lidze. Jermaine Pennant czy Ikechukwu Uche to nowe nabytki tego zespołu. Myślę, że z takimi piłkarzami można być spokojnym o byt, przynajmniej na najbliższe 12 miesięcy.

12. UD Almeria – mam dylemat czy nie za wysoko znalazł się ten zespół, bo po sprzedaniu Negredo bramki same strzelać się nie będą, ale przecież jakaś sensacja musi być.

11. Malaga – ta drużyna to odkrycie minionego sezonu. Beniaminek, który wywalcza ósmą lokatę nie zdarza się często. No, może z wyjątkiem Hoffenheim, ale Bundesliga to inny świat. Rynek transferowy, jak na razie, nie należy do nich bo piłkarze, których nabyli geniuszem raczej nie błyszczą, choć boiskowe batalie w najwyższych ligach w Europie nie są im obce.

10. Mallorca – dziewiąta pozycja w ostatnim sezonie może napawać optymizmem i myślę, że nadchodzące dwanaście miesięcy nie będzie złe w wykonaniu tej drużyny. Rynek transferowy? No, cóż… Wciąż trwa, więc może kupią kogoś wartościowego za zarobione ponad osiem milionów funtów.

9. Espanyol Barcelona – najwyższy czas na stolicę Katalonii, a raczej jej część. Tę „gorszą” część… Shunsuke Nakamura czy Ben Sahar to najgłośniejsze transfery w drużynie Espanyolu tego lata. Ekipa z Barcelony chce wreszcie powalczyć jak równy z równym z odwiecznym rywalem z miasta, ale ten skład może jeszcze nie wystarczyć.

8. Racing Santander – to drużyna, po której nigdy nie wiem czego się spodziewać. Do najlepszych nie należą, ale do najgorszych też nie. Dolna połowa tabeli to trochę za nisko, ale europejskie puchary… Sami rozumiecie. Stąd właśnie ósma lokata.

7. Deportivo La Coruna – zespół ten nie przywiązał zbyt dużej wagi do transferów (jak na razie), ale skład z poprzedniego sezonu pozwolił zająć siódmą lokatę. Sęk w tym, że owy skład się trochę posypał, ale… Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.

Przyszedł czas na śmietankę. „Wielka szóstka” – jak często nazywam sześć najlepszych klubów w lidze hiszpańskiej. Jest tylko jeden problem. Kto i gdzie się znajdzie?

Zaczynamy „strzelanie”!

6. Valencia CF – problemy finansowe uniemożliwiają wielkie zakupy, a atmosfera w klubie też nie jest klarowna, zwłaszcza jeśli chodzi o najwyższy szczebel władzy z Estadio Mestalla. Raul Albiol był jednym z najważniejszych piłkarzy w drużynie i podporą defensywy. Teraz będzie walczył dla Realu, a Valencia na jego miejsce (jak na razie) nikogo nie kupiła.

5. FC Villarreal – po stracie takiego trenera jak Manuel Pellegrini i sprzedaniu aż siedemnastu zawodników różnie może być. Na pewno zmieni się filozofia drużyny, bo nie ma dwóch identycznych trenerów, a piłkarze będą musieli się przyzwyczaić do nowego “coacha”.

4. Sevilla FC – drużyna z Andaluzji zajęła w poprzednim sezonie trzecie miejsce, ale Atletico również ma poważne plany na najbliższy sezon.

3. Atletico Madryt – jak już wspomniałem, drużyna ze stolicy Hiszpanii, według mojego rankingu, będzie głównym rywalem w walce o trzecie miejsce w lidze.

2. FC Barcelona – wielu pewnie się wkurzy, że Blaugrana jest „dopiero” na drugim miejscu, ale to moja tabela! Barca ma silną konkurencję w postaci Realu Madryt i walka będzie na pewno zacięta, a Zlatan Ibrahimovic i młodziutki Keirrison na pewno będą chcieli pokazać, że pieniądze na nich wydane nie zostały wyrzucone w błoto – w katalońskie błoto…

1. Real Madryt – pierwsza pozycja to „zasługa” transferów. Nieprzyzwoitością byłoby, gdybym Cristiano Ronaldo, Kakę, Benzemę, Casillasa, Raula, Higuaina, Albiola, czy Alonso umieścił niżej. Drugi powód? „Z miłości do galaktyczności” nie mogłem inaczej. Poza tym uważam, że Real da sobie radę i zdobędzie 32. Mistrzostwo Hiszpanii w historii. Gdyby jednak tak się nie stało, będzie to klęską dla Los Blancos – najlepszej drużyny XX wieku, ale o tym tytule (w razie niepowodzenia) wielu zapomni, a Real może się stać największym rozczarowaniem ostatnich lat w Hiszpanii i Europie.

Na koniec przypomnę, że to bardzo subiektywny ranking, więc wszelkie zapytania typu: Dlaczego tak, a nie inaczej są po prostu nie na miejscu ;)

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/07/la-liga-czyli-przedsezonowe-przewidywania/feed/