Soccerlog.net » Legia Warszawa http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Dwie ligowe niewiadome http://soccerlog.net/2010/03/15/dwie-ligowe-niewiadome/ http://soccerlog.net/2010/03/15/dwie-ligowe-niewiadome/#comments Mon, 15 Mar 2010 20:23:05 +0000 rvn http://soccerlog.net/2010/03/15/dwie-ligowe-niewiadome/ Dwie ligowe niewiadome Stało się to, co stać się musiało. Jan Urban w końcu doprowadził do momentu gdy dostał wymówienie o które tak się starał i walczył, choć niedosłownie. Jak już pisałem wcześniej, misja Macieja Skorży zdawała się dobiegać końca i dobiegła. Dwa największe polskie kluby ostatnich lat zwalniają trenerów w jednym tygodniu. Po 3 kolejkach. Tego (dawno) nie było.
»Czytaj dalej

Tagi:

]]>
Dwie ligowe niewiadome
Stało się to, co stać się musiało. Jan Urban w końcu doprowadził do momentu gdy dostał wymówienie o które tak się starał i walczył, choć niedosłownie. Jak już pisałem wcześniej, misja Macieja Skorży zdawała się dobiegać końca i dobiegła. Dwa największe polskie kluby ostatnich lat zwalniają trenerów w jednym tygodniu. Po 3 kolejkach. Tego (dawno) nie było.

Na Legii ponoć nie było zbyt kolorowo. Podczas gdy wszyscy myślą, że Urban to taka maskotka – tu się uśmiechnie, tu da zawodnikom wolne żeby im się nie narazić, to podobno prawda jest inna. Podobno – bo rzadko wierzę w wypowiedzi “anonimowych działaczy”. Chociaż jak było źle, to piłkarze zaraz powiedzą o tym prasie. Były już trener warszawskiej drużyny rzekomo miał się wyśmiewać ze wszystkich i dołować niektórych piłkarzy. Ci, w akcie desperacji, postanowili go zwolnić. Opowieści czysto piłkarskie, być może dobra wymówka. Szczerze mówiąc jednak, nie wyobrażam sobie Urbana wyśmiewającego się z zawodników i chcącego celowo ich przygnębiać…
Jego wizerunek to ciepły, pogodny pan, który wcześniej trenował dzieci, a teraz Legię. W wolnym czasie z małżonką jeździ na grzyby i grzeje się przy kominku z lampką wina. Aż wierzyć się nie chce – taki złośnik? Czarny charakter ulicy Łazienkowskiej – Jan Urban. Kibice Legii mogą się cieszyć, że Mirosław Trzeciak odpłynął razem z nim. Z tak nieudolnego dyrektora sportowego, to już nawet nie chce się nikomu śmiać.

O Skorży pisałem kilkanaście dni temu. Jego drużyna nie sprawiała wrażenia zespołu, który walczy o coś więcej niż środek tabeli. Nie, to było nawet gorsze. To było połączenie jesiennej Odry Wodzisław z Zagłębiem Sosnowiec. Team, który dysponuje takim potencjałem musiał kiedyś zaskoczyć. Nie, że zdziwić. Zacząć grać. Nie zrobił tego podczas trzech meczów, więc pożegnano trenera, który w Wiśle był już wypalony podobnie jak cała drużyna, wyglądająca na kompletnie zblazowazną.

Szczerze mówiąc, to bardzo ciekawy jestem powrotów do Wisły i Legii. Henryk Kasperczak to w końcu człowiek, który dał nam najwięcej emocji i radości w XXI wieku jeżeli chodzi o klubową piłkę. Z drugiej strony, to jednak ta sama osoba, która w ostatnim czasie wydała sporo pieniędzy na transfery do Górnika, a ten i tak spadł do I ligi. Co prawda Adam Banaś zachwycał sporą rzeszę obserwatorów, jednak i to nie pomogło. TO TA SAMA OSOBA, która jako selekcjoner reprezentacji Senegalu w 2008 roku, nie potrafiła wyjść z grupy z Tunezją, Angolą i RPA, choć potencjał jakim dysponował jego zespół, stawiał go w roli jednego z faworytów ówczesnego Pucharu Narodów Afryki. Znając jednak afrykańską piłkę, trzeba oddać, że mimo osoby selekcjonera, panuje tam kompletna samowolka, a zawodnicy chcieli jego powrotu. Ostatnio Kasperczak był wymieniany jako jeden z liderów wyścigu o posadę trenera reprezentacji Nigerii.

Stefan Białas jest jeszcze większym znakiem zapytania. Jako trener dał się poznać z przyzwoitej strony, jednak jego ostatnie lata, to częste wizyty w studiu Canal+ i kilka epizodów w Ekstraklasie. W 2006 roku przyszedł do Cracovii i dostał zadanie utrzymania drużyny a najwyższej klasie rozgrywkowej bez konieczności grania w barażach, co mu się udało. Późniejszy etap w Jagiellonii Białystok nie był obwity w sukcesy. Na pewno trenerowi Białasowi można zazdrościć wiedzy o piłce. Jest to szkoleniowiec, który po kilku treningach będzie mógł opowiadać po dwadzieścia minut o każdym z zawodników. Motywacji dla Stefana Białasa na pewno nie zabraknie, w końcu sam o sobie mówi, że jest zapalonym legionistą i po chwili dodaje, że tę drużynę stać na mistrzostwo.

Pytanie brzmi następująco – czy Legii potrzebny jest teraz flagmatyczny trener, który powie – chłopcy, to i to robicie źle. Weźcie się do pracy, to osiągniemy sukces, na prawdę – czy też ktoś, kto wstrząśnie całą szatnią w stylu sir Alexa Fergusona i jego “suszarki”. Czy Henryk Kasperczak ponownie udowodni swój kunszt trenerski i z przecież ciągle dobrej kadry Wisły zrobi drużynę, która będzie wiedziała o co chodzi? Jak zwykle lubię bawić się w przypuszczenia, to moja imaginacja na ten temat jest bliska zeru. Nic, kompletnie.

CZYTAJ RÓWNIEŻ NA MOIM BLOGU

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2010/03/15/dwie-ligowe-niewiadome/feed/
Legii droga do Europy http://soccerlog.net/2009/10/07/legii-droga-do-europy/ http://soccerlog.net/2009/10/07/legii-droga-do-europy/#comments Wed, 07 Oct 2009 17:47:46 +0000 Blaise http://soccerlog.net/2009/10/07/legii-droga-do-europy/ Legii droga do Europy Legia Warszawa-klub przez wielu (szczególnie w stolicy) kochany, ale także przez wielu znienawidzony. Klub, który szczególnie w latach 90 XX wieku wyrobił sobie naprawdę niezłą markę na kontynencie, fantastycznymi i jakże emocjonującymi pojedynkami w europejskich pucharach. Dziś, pomimo podium w lidze co sezon, ciężko im nawiązać do tamtych czasów. Jaki z tego wniosek? Głównie taki, że poziom naszej rodzimej ligi drastycznie się obniża, gdyż stołeczny klub cały czas jest w ścisłej czołówce (2 razy zdobywając MP w XXI w.). Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby działacze, trenerzy, piłkarze uczyli się na własnych błędach, moglibyśmy patrzeć na drużynę z Łazienkowskiej 3 znacznie optymistyczniej, bo podstawy do solidnej, europejskiej marki niewątpliwie mają.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Legia Warszawa, liga polska,

]]>
Legii droga do Europy

Legia Warszawa-klub przez wielu (szczególnie w stolicy) kochany, ale także przez wielu znienawidzony. Klub, który szczególnie w latach 90 XX wieku wyrobił sobie naprawdę niezłą markę na kontynencie, fantastycznymi i jakże emocjonującymi pojedynkami w europejskich pucharach. Dziś, pomimo podium w lidze co sezon, ciężko im nawiązać do tamtych czasów. Jaki z tego wniosek? Głównie taki, że poziom naszej rodzimej ligi drastycznie się obniża, gdyż stołeczny klub cały czas jest w ścisłej czołówce (2 razy zdobywając MP w XXI w.). Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby działacze, trenerzy, piłkarze uczyli się na własnych błędach, moglibyśmy patrzeć na drużynę z Łazienkowskiej 3 znacznie optymistyczniej, bo podstawy do solidnej, europejskiej marki niewątpliwie mają.

Zbawcy czy partacze, czyli ITI u sterów..

Zacznijmy od tych, bez których Legia może byłaby dziś tylko ligowym średniakiem, a może w ogóle by jej nie było. To koncern ITI, który przejął Legię na skraju bankructwa w 2003 roku. I za to należy być bezgranicznie wdzięcznym właścicielowi portalu Onet czy telewizji TVN. Teoretycznie trudno przypuszczać, aby żaden inwestor nie zainteresował się wtedy jednym z najsłynniejszych klubów w Polsce, ale długi Legii były niemal bez dna, więc różnie mogło się to potoczyć. ITI obiecywało Ligę Mistrzów po trzech sezonach, drużynę na dobrym, europejskim poziomie. Trzy sezony później okazało się, że nic z tego nie wyszło, a kolejne trzy dalej, że są ciągle tam gdzie byli. Przyczyną tego było w dużej mierze opuszczanie zespołu przez kolejnych kluczowych zawodników (Saganowski, Boruc, Janczyk, Fabiański, Bronowicki..), ale tego należało się spodziewać po dobrych sezonach tych graczy. Gorsze było to, że właściciele warszawskiej ekipy nie chcieli uruchomić środków pozyskanych ze sprzedaży tych zawodników (a starczyło by ich na zakup kilku naprawdę klasowych zawodników). Wynikało to jednak z tego, że transfery poczynione przez byłego szkoleniowca i jednocześnie dyrektora sportowego (angielski model menagera drużyny nie sprawdził się w Legii) –Dariusza Wdowczyka przyniosły spory ubytek w klubowej kasie, a wraz z nim nie szła w parze poprawa jakości drużyny. Ostatnie dwa lata to także ciągły konflikt między włodarzami, a kibicami-głównie tymi z byłej „Żylety”. Wina jest po obu stronach, dlatego nie zamierzam tutaj bawić się w sędziego (i jednocześnie oskarżonego, bo sam często gościłem na Żylecie). Ostatnio nastąpiła jednak odwilż, która dobrze rokuje na przyszłość, chociaż nie łudźmy się, że kiedyś relacje na linii kibice-klub będą bardzo dobre, bo raczej nie ma szans na powrót do tego stanu. Ja wyganiać ITI nie chcę, ponieważ widzę u nich pewną myśl, ideę długofalowego rozwoju drużyny. Podoba mi się ich cierpliwość w stosunku do szkoleniowców drużyny, której brakuje tak wielu właścicielom klubów w Polsce. Podoba mi się, że mimo iż Legia przynosi duże straty (nie licząc już spłaconych ogromnych długów) to Walter i spółka stopniowo co rok powiększają budżet drużyny, nie wykonując żadnych gwałtownych i nieprzemyślanych ruchów. Za około rok będzie gotowy już nowy stadion na Łazienkowskiej i to według prezesa Miklasa doskonały moment na poważne wejście na europejskie salony. Czy w końcu się uda ta sztuka? Co w ogóle można rozumieć pod tym pojęciem? Zapewne tylko jedno-upragnioną Ligę Mistrzów, ale pierw trzeba wygrać Mistrzostwo Polski, aby myśleć o Champions League.

Trener z pomysłem, drużyna z umiejętnościami,

sukcesy na arenie krajowej, ale..

Jan Urban przejął drużynę Legii w 2007 roku i to jest pierwsza seniorska ekipa, jaką prowadzi. Wcześniej zajmował się juniorami w Pampelunie, od razu więc został rzucony na głęboką wodę, bo w Warszawie presji na wynik nigdy nie brakuje. Przez 2 lata Legia pod jego wodzą zdobyła 2 razy vice-mistrzostwo kraju, Puchar Polski, Superpuchar Polski, 2 razy skompromitowała się w pucharach i w tym roku także we wczesnej fazie odpadła z Ligi Europejskiej, mimo iż w starciu z Broendby w Warszawie prezentowała co najmniej solidny, europejski poziom. Jak na dwa lata kariery trenerskiej w seniorskiej piłce to naprawdę niezły dorobek, lecz w Legii oczekuje się więcej. Urban stara się wprowadzić do polskiej piłki wzorce rodem z Hiszpanii. Szybka, kombinacyjna gra znana z boisk La Liga, niekoniecznie jednak sprawdza się na naszych nierównych murawach (może to jest przyczyna?..). Może wykonawcy nie ci, może szkoleniowiec za miękki, a może po prostu Polska to nie Hiszpania i należy grać naszą, polską piłkę. Tutaj jednak rodzi się pytanie-czy polska piłka miała/ma przez ostatnie 20 lat jakiś specyficzny, utożsamiany tylko z naszym futbolem styl gry? Ale to sprawa na osobny tekst. Wracając do Legii-główne zarzuty jakie można słać w stosunku do ich gry to nieumiejętność grania z takimi ekipami jak Odra czy Jagiellonia, z którymi Legioniści notorycznie dostają po tyłku oraz to, że nie potrafią przez 90 minut utrzymać dobrego stylu gry. Nie wiem czy na palcach jednej ręki zliczę mecze, w których ekipa Wojskowych podobała mi się w przekroju całego meczu. Za to takich, w których dobrze prezentowali się np. 30 minut jest cała masa. Ktoś powie, że każda drużyna ma dobre fragmenty gry i przyznam mu rację, jednak u Legii te okresy przekonują mnie, że w tej drużynie i w myśli szkoleniowej Jana Urbana drzemią naprawdę wielkie możliwości. Drużynie ponadto często brakuje jaj, kogoś kto przyjmie wyzwanie bezwzględnej walki w środku pola. Takim zawodnikiem często jest defensywny pomocnik, a kto pełni tę rolę w Legii? Młodziutki, wątły Ariel Borysiuk.. Nie mam wątpliwości co do nieprzeciętnych umiejętności tego gracza, ale na pewno nie jako typowego defensywnego pomocnika. Popatrzmy kto pełni rolę defensywnych pomocników (w Hiszpanii nazywają ich ‘pivotami’) w dwóch chyba obecnie najsilniejszych kadrowo zespołach-Realu i Barcelonie. Mahmadou i Lassana Diarra w Los Blancos i Seydou Keita i Yaya Toure w Blaugranie. Co ich łączy? A to, że są to dosyć wysocy (prócz Lassany), silni, wytrzymali, czarnoskórzy gracze z Afryki, nie bojący się pojedynków w powietrzu i ostrych starć. Jak ma się przy nich 70-kilogramowy i mierzący 178 cm młody Borysiuk? Wiem, że trudno porównywać poziomy drużyn i lig, ale myślę, że warto, aby polskie ekipy (bo tyczy się to większości ligi) poszukały prawdziwych defensywnych pomocników jak choćby Radosław Sobolewski w Wiśle. A w Legii niestety nawet nie wymieniano tej pozycji do koniecznego wzmocnienia przed sezonem. Reszta składu ekipy Urbana naprawdę prezentuje się co najmniej dobrze. Mucha, Choto, Astiz, Rzeźniczak.. myślę, że z tymi zawodnikami można grać w Lidze Mistrzów i nie wracać z każdego wyjazdu z bagażem pięciu bramek. Druga linia już na pewno potrzebuje wzmocnień, ale Iwański to naprawdę dobry kreator gry, pod warunkiem, że nie musi pełnić przy okazji roli defensywnego pomocnika, a Radović w formie to gracz z innej ligi. Przydałby się ktoś na lewą pomoc, bo Rybus jeszcze nie gwarantuje na dłuższą metę odpowiedniego poziomu. Z przodu Chinyama, który tak samo jak potrafi irytować, tak także uszczęśliwiać, ponadto doświadczony Mięciel, którzy wprowadza wiele dobrego, nie tylko na boisku. Nie wspomnę już o Grzelaku, który zdrowy (sic!) jest poważnym zagrożeniem dla każdego bramkarza w naszej lidze i nie tylko. Zadatki na dobry zespół w moim mniemaniu naprawdę są, potrzeba tylko kilku wzmocnień i ustabilizowania gry podczas meczu.

Tanio kupię, drogo sprzedam, czyli transfery..

Od lat bolączką Legii są transfery. Mirosław Trzeciak, dyrektor sportowy Legii nasłuchał się już tylu obelg, ilu nie usłyszał przez całą karierę zawodniczą. Narzekano na Hiszpanów tak jak kiedyś narzekano na Brazylijczyków. Prawda jest taka jednak, że włodarze Legii nie rozpieszczają Trzeciaka i przez ostatnie 2 lata miał do wydania pieniądze, które nie pozwalały szaleć na rynku. Trzeba było więc kombinować-w końcu kto kombinuje, ten żyje. Kombinacje, szczególnie z piłkarzami z Płw. Iberyjskiego nie wyszły może najlepiej, ale z tego co mi wiadomo pan Mirek nadal żyje i chyba ma się dobrze. Zauważmy jednak, że kilka dobrych ruchów w miarę możliwości wykonał: ściągnął tanio niechcianego Chinyame z Grodziska, sprowadził jednego z czołowych ligowych rozgrywających, który z miejsca stał się liderem drużyny-Maćka Iwańskiego, Jakuba Wawrzyniaka z Widzewa, Iniakiego Astiza-tylko rezerwowego w Osasunie, ale kapitalnego stopera w ekstraklasie. Ponadto na testy przyjechał rok temu Bernard Parker, o którego umiejętnościach mogliśmy przekonać się w sparingu RPA z naszą reprezentacją. Nie spodobał się on jednak Urbanowi.. A na przeszkodzie przyjścia młodej perły ghańskiego futbolu-Ransforda Osei stanęły przepisy FIFA. Zdecydowana większość kibiców Legii ocenia Trzeciaka negatywnie przez pryzmat sprowadzenia do Warszawy słabych Hiszpanów, a zapomina o jego naprawdę dobrych ruchach transferowych. Szkoda. Czekam na „odmrożenie” pieniędzy z transferów Janczyka, Fabiańskiego i wtedy zobaczymy jak spożytkuje te środki Trzeciak. Drugą kwestią jest fakt, że Legia miała często pecha z transferami, szczególnie w przypadku wspomnianych już Brazylijczyków. Elton, prócz tego, że lubił pośmigać autem po ulicach Warszawy „po kielichu”, był również świetnym materiałem na bardzo dobrego zawodnika i jestem pewien, że dziś w polskiej lidze byłby pierwszoplanową gwiazdą. Ba, nawet w ogóle już pewnie by go nie było w Warszawie, a wylądował by gdzieś na Zachodzie albo w Rosji. Hugo Alcantara do Legii przyszedł z nadwagą, więc szybko się go pozbyto. Za szybko. Wrócił wtedy do Portugalii, by grać w PUEFA w barwach Belenenses Lizbona i zostać uznanym nawet najlepszym graczem w pojedynku z wielkim Bayernem. W kolejnym sezonie Alcantara grał w barwach CRF Cluj w elitarnej Champions League.. Był jeszcze niejaki Junior , który niestety grał jak junior w wielu meczach, ale przychodził do naszej ligi jako jeden z najlepiej wyszkolonych technicznie graczy (co potwierdzały opinie kibiców śledzących tamtejszą ligę), a w Szachtarze czy Dynamie dobrych technicznie Brazylijczyków nigdy nie brakowało.

Najlepsi kibice, nowoczesny stadion.. czego chcieć

więcej?

Nie od dziś wiadomo, że Legia ma jednych z najlepszych, jeśli nie najlepszych kibiców w Polsce. Niestety przez ostatnie lata nie mogli oni zaprezentować swoich umiejętności przez konflikt z władzami KP Legia. Aktualnie jednak powoli sytuacja wraca do stanu sprzed paru lat i znowu słyszymy doping na Ł3. Może jeszcze nie zbyt głośny, ale wynika to z tego, że otwarta jest tylko jedna trybuna. Za rok będzie gotowy już cały, 30-tysięczny, najnowocześniejszy stadion w Polsce, na który, mam nadzieję, wróci atmosfera za czasów „Cyber F@anów”, niezapomnianych „ultrasów” stołecznej drużyny. Aktualnie próbują do nich nawiązać „Nieznani Sprawcy”, którzy także już zasłynęli ze swojej kreatywności przy tworzeniu choreografii.

Jak widać więc Legia ma podstawy, aby poważnie myśleć o dołączeniu do europejskiej, solidnej klasy. Bogaty inwestor z długoletnimi planami wobec drużyny, trener z „myślą”, niezły zespół, z kilkoma większymi talentami, dobre szkolenie młodzieży (Akademia), świetni kibice i nowoczesny stadion w najbliższej przyszłości. Czego więc brakuje? Na pewno kilku zmian kadrowych (wzmocnień, nie uzupełnień), sięgnięcia głębiej do klubowej kasy w kwestii transferów i całkowitego zakończenia konfliktu między kibicami, a włodarzami klubu. Niby nie wiele, jednak w polskiej rzeczywistości to niestety jeszcze kroki milowe.

Na zakończenie może tak dla przypomnienia, że nasze kluby ‘też potrafią’-bramka Cezarego Kucharskiego z doliczonego czasu gry z Pao

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/07/legii-droga-do-europy/feed/
Puchary, Liga, Legia – wieczny wicemistrz. http://soccerlog.net/2009/08/23/puchary-liga-legia-wieczny-wicemistrz/ http://soccerlog.net/2009/08/23/puchary-liga-legia-wieczny-wicemistrz/#comments Sun, 23 Aug 2009 09:06:21 +0000 mystique_e http://soccerlog.net/2009/08/23/puchary-liga-legia-wieczny-wicemistrz/ Puchary, Liga, Legia - wieczny wicemistrz. Już pytanie w tytule sugeruje, iż niekoniecznie jestem przekonany, co do słuszności mistrzowskich aspiracji stołecznej drużyny. Czego brakuje Legii? Spróbujmy przyjrzeć się pierwszym tygodniom nowego sezonu w wykonaniu Legionistów.
»Czytaj dalej

Tagi: Legia, Legia Warszawa, Urban, Warszawa,

]]>
Puchary, Liga, Legia - wieczny wicemistrz.
Już pytanie w tytule sugeruje, iż niekoniecznie jestem przekonany, co do słuszności mistrzowskich aspiracji stołecznej drużyny. Czego brakuje Legii? Spróbujmy przyjrzeć się pierwszym tygodniom nowego sezonu w wykonaniu Legionistów.

Po pierwszym, pucharowym meczu w Kopenhadze stwierdziłem, iż gorzej być nie może i – paradoksalnie – w tym właśnie upatrywałem ich szansę w awansie do kolejnej rundy eliminacyjnej. Warszawską jedenastkę rozjeżdżał duński walec. Cały mecz. Mogło skończyć się to kilkubramkowym bagażem. Mogło, acz wynik 1-1 był obiecujący, a sam sobie tłumaczyłem (jakie to wygodne, prawda?), że za kilka dni nikt nie będzie pamiętał o grze, że 1-1 przywiezione z Danii o czymś świadczy etc.

Z pewnością na poprawę humoru wpłynął pierwszy ligowy mecz obecnego sezonu, potyczka z Zagłębiem Lubin. Cztery gole (powinno ich być jeszcze więcej), świetne podania, utrzymywanie się przy piłce, kombinacyjne akcje całą szerokością boiska. Mojego zachwytu nie zmąciło nawet to, że po kilku kontratakach, to Lubinianie mogli (i powinni!) prowadzić na Łazienkowskiej. Być może wobec postawy piłkarzy Legii tamtego dnia, jedna czy dwie bramki niewiele by zmieniły. Jednakże meczem tym, zainteresowałem się jeszcze bardziej po… upływie kilku tygodni.
To nie Legia rozpoczęła w „bajecznym” stylu, to raczej Zagłębie spektakularnie źle „weszło w sezon”. Cztery bramki bowiem, potrafili zaaplikować również Wiślacy (w Lubinie!) i Gliwiczanie. Dopiero zatem po trzech kolejkach, rzuciłem bardziej krytycznym okiem na inaugurację obecnego sezonu przy Łazienkowskiej. Szczególnie na kilka sytuacji, kiedy wobec indolencji strzeleckiej „wojskowych” na początku spotkania, to właśnie Lubinianie świetnie (i niemal skutecznie) kontrowali…

Broendby, część druga. Zapewniam, że wobec dziesiątek relacji, felietonów, podsumowań – oszczędzę Wam szczegółowego opisu tego meczu po raz kolejny, szczególnie, że nie jest to moim zamierzeniem.
Jestem zażartym przeciwnikiem postawy „zagraliśmy dobrze, przegraliśmy niesłusznie, rywalom pomógł sędzia, zabrakło szczęścia i tylko szczęścia” itd. Nawet wobec drużyn, którym sam kibicuję z całego serca. Tym razem jednak nie wiedziałem, co powiedzieć. Z jednej strony, wreszcie zobaczyłem drużynę, pojęcie niemal abstrakcyjne w ogóle w polskiej piłce. Zdecydowanie, pewność w defensywie, za to w ofensywie – poprzez mądrą grę z piłką – narzucanie tempa rywalowi. Z drugiej strony… Udało się, oprócz dwóch momentów. Właśnie wtedy, kiedy Broendby strzelało bramki… wiadomo, że piłką grą błędów jest. Takową zawsze też pozostanie. Zwalanie zatem wszystkiego na niesprawiedliwość, czy też doszukiwanie się spalonego (Nie było gwizdka? Nie było spalonego!) przy drugiej bramce rywali – jest tylko wyrazem bezsilności dziennikarzy, kibiców, piłkarzy…
Jeżeli podczas 180 – a nie licząc „cudu” w Kopenhadze – nawet 90 minut, wicemistrz kraju nie potrafi zagrać „na zero z tyłu” z europejską drugą albo nawet trzecią ligą, czego wymagamy? Po cóż niesamowicie płonne nadzieje – rok w rok – ile to będziemy mieć drużyn w pucharach. Być może żadnej (piszę przed meczem Lecha z Brugią) i być może oszczędzi to nam jeszcze większej kompromitacji (gdy jakimś cudem zagramy z europejskimi średniakami w Lidze Europejskiej). Chciałbym jednak chociaż tutaj się pomylić i widzieć Lecha w dalszej rundzie, niekoniecznie w roli piłkarskich „kelnerów”.

Pomyślałem, że skoro nie europejskie puchary, to Legia w cuglach pędzić będzie po upragniony i za długo już wyczekiwany tytuł (wraca Szałachowski, jest Mięciel, póki co Mucha i Roger w klubie, zdolna młodzież – Jędrzejczyk i Komorowski, eksplozja formy Rybusa i Paluchowskiego – jest pięknie!). Mecz w Gdyni to tylko żółte światło, tydzień później już czerwony alarm (Cracovia, 0-0), a przecież na „trudnym” terenie (Odra i jej patent na Legię) stołeczna jedenastka dopiero zagra…

Kosmala jest „optymistycznie” nastawiony na obecny sezon (słowa po porażce w dwumeczu z Broendby), Urban zaś jest absolutnym pewniakiem. Świetnie, że potrafi (jako jeden z nielicznych w lidze) wypowiedzieć się o negatywnych aspektach gry swojego zespołu podczas pomeczowych konferencji prasowych, ba! Potrafi publicznie dać wyraz temu, że gra któregoś z jego podopiecznych mu się najzwyczajniej nie podoba. Lepiej chyba jednak byłoby sięgnąć po nowe rozwiązania, wprowadzić przetasowania w taktycznych schematach teamu. Dlaczego np. nie zaatakował w końcówce meczu z Duńczykami? Przecież trener podkreśla na każdym kroku, że nie ma wielkich gwiazd, za to każdy wchodzący z ławki jest równy zawodnikowi, którego zastępuje! Upajał się tym, że Legia gra „naprawdę dobry mecz”? Co jest z Marcinem Mięcielem? Widać, że potrafi świetnie zagrać bez piłki, ustawić się itd., ale jeżeli stoi pół meczu (vs Cracovia) pośród obrońców rywali murujących bramkę, nie ma to najmniejszego sensu. Mało tego, w ten sposób osłabia skład, bo zamiast przyłączyć się do konstruowania ataku, powolnego „rozmontowywania” przeciwnika, jego doświadczenie służy chyba jako ciekawostka na koszulce, którą z bliska podziwiała defensywa Krakowian…

Jest początek sezonu, nadal czas na mnóstwo zmian, ale już nie eksperymentów. Urban ma do dyspozycji najlepszy skład od kilku lat. Mimo braku wzmocnień, drużyna jest uzupełniona o kilku zawodników (powroty po kontuzjach, wychowankowie). Ma pełne zaufanie i wsparcie klubu (a przynajmniej tak to wygląda). Mistrzostwo? Ciężko mi to napisać, ale… nie.
Drugie miejsce to maksymalne osiągnięcie możliwe dla Legii w obecnym sezonie – choć chciałbym się pomylić (z korzyścią dla Legii oczywiście). Uważam również, że trzeba to będzie traktować jako umiarkowany sukces. Umiarkowany, bo na krajowym podwórku jest również do zdobycia Puchar Polski. Obawiam się jednak, że brak tytułu trener Urban okupi utratą stanowiska, zatem sam chyba też musi zmienić cokolwiek, by ten „cud” osgiągnąć. Legia co rok przegrywa niemal wszystko, co istotne. W poprzednim sezonie, podaną „jak na tacy” miała i Wisłę w Krakowie, i u siebie rewelację rozgrywek – poznańskiego Lecha. Jak to się skończyło – doskonale pamiętamy.
Remis z Cracovią u siebie, już na początku rozgrywek, nie wróży przełomowego sezonu…

Mecz Odra – Legia już w niedzielę, 23 sierpnia, o godz. 16:45.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/23/puchary-liga-legia-wieczny-wicemistrz/feed/
Piotr Giza – symbol ligowego nędzarza http://soccerlog.net/2009/08/18/piotr-giza-%e2%80%93-symbol-ligowego-nedzarza/ http://soccerlog.net/2009/08/18/piotr-giza-%e2%80%93-symbol-ligowego-nedzarza/#comments Tue, 18 Aug 2009 17:00:43 +0000 Marekk http://soccerlog.net/2009/08/18/piotr-giza-%e2%80%93-symbol-ligowego-nedzarza/ Piotr Giza – symbol ligowego nędzarza Choć w swojej karierze miewa przebłyski, jak choćby wyjazd na mundial w 2006 roku, czy nagroda za najładniejszą bramkę sezonu 2004/2005, generalnie jest piłkarzem przeciętnym. Jednak w swojej przeciętności uosabia wszystkie grzechy polskiej piłki ligowej. Dlatego Piotra Gizę można uznać za symbol ligowego nędzarza.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Legia Warszawa, Piotr Giza,

]]>
Piotr Giza – symbol ligowego nędzarza
Choć w swojej karierze miewa przebłyski, jak choćby wyjazd na mundial w 2006 roku, czy nagroda za najładniejszą bramkę sezonu 2004/2005, generalnie jest piłkarzem przeciętnym. Jednak w swojej przeciętności uosabia wszystkie grzechy polskiej piłki ligowej. Dlatego Piotra Gizę można uznać za symbol ligowego nędzarza.

Najbardziej charakterystyczna cecha Gizy to zanik formy w dniu kiedy rozgrywa jakiś mecz, nie daj Boże w europejskich pucharach! Wtedy kompletnie zapomina o swoich rzekomych umiejętnościach technicznych, nieszablonowych pomysłach. Stremowany i sparaliżowany strachem przed złym zagraniem, gra nie po to żeby wygrać, ale żeby jakoś przetrwać te długie 90 minut, w głębi duszy licząc na to, że trener skróci jego męczarnie. Ponadto zamiast biegać jedynie człapie, czasami siląc się na aktywniejszy trucht – jest z góry przekonany o wyższości rywala, więc po co się trudzić?

Oglądając Gizę w akcji można odnieść wrażenie, że dobrymi zagraniami raczy kolegów tylko w trakcie treningów, zaś kibicowskiej gawiedzi pokazuje wyłącznie toporną młóckę, na którą wszyscy patrzą ze wstrętem.

Znamienne u Piotra Gizy jest również zachłystywanie się namiastką sukcesu. Początkowo wyróżniał się w barwach Cracovii, stanowił o jej sile. Dzięki temu został zauważony przez włodarzy warszawskiej Legii, którzy najpierw zdecydowali się na wypożyczenie Gizy, zaś później na jego transfer definitywny. Giza początek swojej przygody z Legią miał bardzo udany, regularnie zdobywał bramki, wywalczył miejsce w wyjściowej jedenastce. Jednak z biegiem czasu było już tylko gorzej. Giza doznał strzeleckiej niemocy porównywalnej do tej z jakiej „słynął” grając w Legii Piotr Włodarczyk.

Frustrację pomocnika potęgowała liczba sytuacji strzeleckich, które zaprzepaszczał. Im gorzej pudłował tym częściej zdarzało mu się znajdować w dogodnej pozycji do zdobycia gola. Celu jednak długo nie osiągnął. Wyczekiwane przełamanie niemocy w końcu nadeszło (w meczu z Widzewem).

Jednak nie przywróciło ono Gizie skuteczności. Od tamtej pory kibice stołecznej drużyny musieli przywyknąć do specyficznego stylu gry Gizy, znajdującego się w permanentnym kryzysie, wiecznie szukającego formy. Do takiego regresu nie przyczynił się nagły zanik pamięci rzeczonego Piotra Gizy, skutkujący utratą znajomości piłkarskiego abecadła. Jego powód stanowi zwykły brak sportowej ambicji, łatwo zaspokojonej sowitym wynagrodzeniem i lepszymi warunkami życia w nowym klubie i środowisku.

Piotr Giza charakteryzuje się jeszcze jedną cechą prezentowaną przez większość polskich piłkarzy. Po każdym niepowodzeniu ogarnia go rezygnacja, zaś zwątpienie pojawia się jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji. Na porażkę nie reaguje sportową złością, nieokiełzaną chęcią rewanżu, tylko zwiesza nos na kwintę i ze smętną miną tłumaczy dziennikarzom, że szkoda, że było tak blisko i że tak bardzo się starali, a tu znowu taka piękna katastrofa. Niestety, wcześniej na boisku zrobi niewiele, aby pokonać nieco silniejszego rywala, gdyż wątpi w jakąkolwiek możliwość zwycięstwa. Niczym bohater antycznego dramatu nieuchronnie zmierza do końcowej tragedii. Choć dla Piotra Gizy odpadnięcie z pucharów to raczej ulga niż tragedia. W lidze nie trzeba już się tak męczyć, presja również jest mniejsza, a rywale doskonale znani, gdyż od zawsze ograniczają się do 2-3 zespołów…

Pomocnika Legii cechuje wiele wad charakterystycznych dla polskiej piłki. Na przykładzie Gizy można by stworzyć definicję polskiego ligowca, człowieka będącego jednocześnie futbolowym dyletantem i zawodowcem. Mimo tego, Giza gra w jednym z najlepszych polskich klubów – Legii, jest jego podstawowym zawodnikiem, w dużej mierze od niego zależy ofensywa całego zespołu, dążącego do zdobycia mistrzostwa Polski. Wiele mówi to o kondycji polskiej piłki…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/18/piotr-giza-%e2%80%93-symbol-ligowego-nedzarza/feed/