Soccerlog.net » grubs http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Łobuzów już nie ma. A szkoda! http://soccerlog.net/2009/08/28/lobuzow-juz-nie-ma-a-szkoda/ http://soccerlog.net/2009/08/28/lobuzow-juz-nie-ma-a-szkoda/#comments Fri, 28 Aug 2009 17:23:38 +0000 grubs http://soccerlog.net/2009/08/28/lobuzow-juz-nie-ma-a-szkoda/ Łobuzów już nie ma. A szkoda! Niby ten sam zespół, a jednak inny. Ci sami zawodnicy, ale nie do poznania. Bez wiary we własne siły, schowani za podwójną gardą, zagubieni, nieskuteczni, wystraszeni. Patrząc w czwartkowy wieczór na ekipę Kolejorza, trudno było nie odnieść wrażenia, że oddychają z ulgą po każdej kolejnej minucie bez straty gola.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Jacek Zieliński, Lech Poznań, Liga Europejska,

]]>
Łobuzów już nie ma. A szkoda!
Niby ten sam zespół, a jednak inny. Ci sami zawodnicy, ale nie do poznania. Bez wiary we własne siły, schowani za podwójną gardą, zagubieni, nieskuteczni, wystraszeni. Patrząc w czwartkowy wieczór na ekipę Kolejorza, trudno było nie odnieść wrażenia, że oddychają z ulgą po każdej kolejnej minucie bez straty gola.

A przecież nie dalej jak na jesieni zeszłego roku ta drużyna porwała tysiące kibicowskich serc swoją ambicją, zadziornością, łobuzerskim brakiem pokory wobec faworyzowanych rywali. Hersztem tej kompanii był Franciszek Smuda. Jego Lech był jak kamikadze – gotów zapłacić najwyższą cenę w słusznej sprawie, w imię honoru. Ten młodzieńczy heroizm, zawadiacki styl bycia zjednoczył mu rzesze sympatyków, którzy bez względu na barwy, jakie na co dzień nosili w swoim sercu, w czwartkowe wieczory siadali zgodnie przed telewizorami i gorączkowo trzymali palce za swoich bohaterów.

Wczorajszy Lech zatracił gdzieś ten romantyczny charakter. Był pragmatyczny, do bólu przewidywalny i obliczony na zysk. A przecież na dobrą sprawę z tego doskonale przed rokiem funkcjonującego mechanizmu wyjęto zaledwie jedno ogniwo – Rafała Murawskiego. Cała reszta została niemal w nienaruszonym stanie. A jeśli była jakaś ingerencja w poznańską machinę, to raczej wkomponowano w nią mocne elementy. Nareszcie jest dobry bramkarz. Pojawił się też doświadczony obrońca, ze sporym potencjałem. No i jest nowy głównodowodzący.

To właśnie Jacek Zieliński stoi za zmianą oblicza zespołu Kolejorza – jego osobowość, warsztat, wizja drużyny. Obecny szkoleniowiec Lecha jest człowiekiem pokornym, nie lubiącym wychylać się przed szereg. Przyjął posadę w Poznaniu z dobrodziejstwem inwentarza. Bez mrugnięcia okiem zaakceptował zarobki i długość kontraktu. Przecież roczna umowa w obliczu długofalowej polityki klubu jest jak wotum nieufności wobec jego umiejętności. A że włodarze Lecha mu nie ufają, udowodnili na początku tygodnia, kiedy postanowili osobiście porozmawiać z zawodnikami i zmotywować ich do walki na Jan Breydel Stadion. Nie przypominam sobie, żeby taka sytuacja miała miejsce za kadencji Smudy. A przecież była ku temu okazja. Chociażby minionej wiosny, kiedy poznaniacy seryjnie remisowali w lidze i trwonili przewagę nad resztą stawki w wyścigu po upragnionego majstra. Franz jednak w garnki zaglądać sobie nie dał. Dzięki temu miał autorytet. Nie tylko wśród zawodników, ale i działaczy, którzy potem, dla własnej wygody, postanowili się z nim rozstać. Teraz bez przeszkód mogą podtykać Zielińskiemu swoje bardziej lub mniej trafne zdobycze transferowe i budować klub według własnego pomysłu, bez obaw, że ktoś rzuci odrobinę cienia na ich nieskazitelną wizję.

Były szkoleniowiec warszawskiej Polonii czuje respekt nie tylko przed swoimi pryncypałami, ale także przed rywalami. I to nawet nie tymi, których bać się powinien, ale przed zespołami, które są zdecydowanie w zasięgu jego drużyny. Przy każdej okazji się asekuruje i ustawia zespół przede wszystkim na grę obronną – byle tylko nie stracić bramki. Na nic zdały się jego zapowiedzi ofensywnej gry w Brugii. Wszystko dlatego, że trener Kolejorza tylko chciał zdobyć bramkę w rewanżu – Lech Smudy musiałby to zrobić. Kunktatorstwo zaszczepił Zieliński podświadomie swoim piłkarzom, a to pociągnęło za sobą brak wiary we własne siły i pewności siebie. Bez tego wygrywać się nie da – nie w Europie. No i ogląda się to fatalnie.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/28/lobuzow-juz-nie-ma-a-szkoda/feed/
Sympatyczny i niebezpieczny http://soccerlog.net/2009/08/19/sympatyczny-i-niebezpieczny/ http://soccerlog.net/2009/08/19/sympatyczny-i-niebezpieczny/#comments Tue, 18 Aug 2009 23:00:04 +0000 grubs http://soccerlog.net/2009/08/19/sympatyczny-i-niebezpieczny/ Peszko_2.jpg - W środku pola mam trzy boiskowe pieski, które wykonują czarną robotę - mawiał Franciszek Smuda o Rafale Murawskim, Tomaszu Bandrowskim i Sławomirze Peszce, kiedy jeszcze prowadził poznańskiego Lecha. Dziś Franza na Bułgarskiej już nie ma. Nie ma też Rafała Murawskiego. Pozostała jedynie dwójka Bandrowski – Peszko. Pierwszy cały czas haruje w środku pola, próbując załatać dziurę po byłym kapitanie Kolejorza, drugi wyraźnie pcha się na salony. Prawy pomocnik poznańskiej drużyny to jedna z rewelacji pierwszych jesiennych kolejek ekstraklasy.
»Czytaj dalej

Tagi: Ekstraklasa, Lech Poznań, Sławomir Peszko,

]]>
Peszko_2.jpg

- W środku pola mam trzy boiskowe pieski, które wykonują czarną robotę – mawiał Franciszek Smuda o Rafale Murawskim, Tomaszu Bandrowskim i Sławomirze Peszce, kiedy jeszcze prowadził poznańskiego Lecha. Dziś Franza na Bułgarskiej już nie ma. Nie ma też Rafała Murawskiego. Pozostała jedynie dwójka Bandrowski – Peszko. Pierwszy cały czas haruje w środku pola, próbując załatać dziurę po byłym kapitanie Kolejorza, drugi wyraźnie pcha się na salony. Prawy pomocnik poznańskiej drużyny to jedna z rewelacji pierwszych jesiennych kolejek ekstraklasy.

Były zawodnik Wisły Płock znalazł się na ustach piłkarskiej Polski dzięki trzem golom, w pierwszych trzech kolejkach rodzimych rozgrywek, a ostatnio również za sprawą swojego nieodpowiedzialnego zachowania, przez które wyleciał z boiska w meczu z warszawską Polonią. Szkoda, że o Peszce mówi się na taką skalę dopiero teraz, bo w mojej opinii jest to zawodnik, którego w jednym szeregu z Lewandowskim, Stilićiem, Rengifo czy Arboledą należało stawiać od momentu, kiedy tylko pojawił się w Poznaniu. Świetne występy w Pucharze UEFA (3 gole, w tym bramka, która doprowadziła do dogrywki w rewanżu z Austrią Wiedeń), a przede wszystkim dynamika i serce do gry – to wszystko sprawiło, że z wielką przyjemnością oglądało się i nadal ogląda grę nie tylko jego, ale i całej drużyny ze stolicy Wielkopolski. Do dziś nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy rywalizacji z Udinese, gdyby Peszko wystąpił na Stadio Friuli.

Do tego wychowanek Nafty Jedlicze to niesłychanie sympatyczny i poukładany chłopak. Nie stroni od telewizyjnych kamer. Nie boi się wziąć na siebie odpowiedzialności. Wszystko to jednak bez gwiazdorskiego zadęcia i zawsze z zachowaniem swoistego chłopięcego wdzięku. Określenie Smudy pasuje do niego jak ulał. Gdyby spotkać go na ulicy, wygląda łagodnie, ale kiedy tylko musi pognać za przeciwnikiem, nie odpuści, dopóki nie dopnie swego. Rzec by można – rośne nam polski „Baby Face Killer”. Jego szarże prawą stroną (fakt, czasami przypomina bezgłowego jeźdźca, ale to efekt młodzieńczej fantazji – wyrośnie) są ozdobą każdego spotkania. No i nareszcie trafia w lidze, a jego kolejne bramki prześcigają się w urodzie. Dlatego wcale bym się nie zdziwił, gdyby to właśnie Peszko, a nie żadna z czwórki „największych gwiazd” Kolejorza za chwilę przebierał ofertach i był bohaterem pierwszych stron gazet, jako jeden z hitów jeśli nie tego, to zimowego okienka transferowego.

Na koniec pozostaje jeszcze jeden istotny aspekt, który, póki co, w mniejszym stopniu dotyczy poznańskiego pomocnika – reprezentacja. Na prawym skrzydle niepodzielnie rządzi Jakub Błaszczykowski. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Tylko, że jak do tej pory Kuba częściej spotyka się z lekarzami, niż z kolegami z drużyny narodowej. W takich przypadkach Beenhakker z reguły ma w odwodzie Łobodzińskiego, zawodnika, który jak na razie niewiele wnosi do gry Polaków. Oczywiście można argumentować, że Błaszczykowski i Łobodziński bardzo dobrze się uzupełniają i mogą być wystawiani w zależności od taktyki oraz przeciwnika. Tylko, że najlepsze rezultaty osiągamy wówczas, kiedy na boisku jest ten pierwszy. Peszko gwarantuje nie mniej „wiatru” z prawej strony, a przy tym jest znacznie bardziej charakterny od skrzydłowego Wisły Kraków. Trzeba mu tylko dać poważną szansę, bo za taką nie można chyba uznać survivalu w RPA.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/19/sympatyczny-i-niebezpieczny/feed/
Jest dobrze, a będzie jeszcze… gorzej http://soccerlog.net/2009/08/07/jest-dobrze-a-bedzie-jeszcze-gorzej/ http://soccerlog.net/2009/08/07/jest-dobrze-a-bedzie-jeszcze-gorzej/#comments Fri, 07 Aug 2009 10:00:41 +0000 grubs http://soccerlog.net/2009/08/07/jest-dobrze-a-bedzie-jeszcze-gorzej/ Jest dobrze, a będzie jeszcze... gorzej Tak, tak. Dobrze przeczytaliście! Jest dobrze, a będzie jeszcze gorzej. Wszystkim, którzy pukają się w czoło, oświadczam, iż z pełną świadomością skonstruowałem tę oksymoroniczną tezę! Bo przecież dobrze jest, bez dwóch zdań! Michel Platini zrobił co mógł, abyśmy wreszcie powąchali piłkarskiej Europy. Reorganizacja rozgrywek pucharowych miała ułatwić polskim klubom drogę na salony. Po trzynastu latach mistrz Polski miał wreszcie przedrzeć się przez zasieki (mniej lub bardziej solidne, ale zawsze skuteczne) do wymarzonej Champions League.
»Czytaj dalej

Tagi: Lech Poznań, Legia Warszawa, Liga Europejska, Liga Mistrzów, Polonia Warszawa, Wisła Kraków,

]]>
Jest dobrze, a będzie jeszcze... gorzej
Tak, tak. Dobrze przeczytaliście! Jest dobrze, a będzie jeszcze gorzej. Wszystkim, którzy pukają się w czoło, oświadczam, iż z pełną świadomością skonstruowałem tę oksymoroniczną tezę! Bo przecież dobrze jest, bez dwóch zdań! Michel Platini zrobił co mógł, abyśmy wreszcie powąchali piłkarskiej Europy. Reorganizacja rozgrywek pucharowych miała ułatwić polskim klubom drogę na salony. Po trzynastu latach mistrz Polski miał wreszcie przedrzeć się przez zasieki (mniej lub bardziej solidne, ale zawsze skuteczne) do wymarzonej Champions League.

Jakoś nie dawałem się ponieść emocjom i tonowałem nastroje w obawie, że prezydent UEFA wyświadczył nam niedźwiedzią przysługę. Dziś jestem wściekły sam na siebie, bo może nie trzeba było krakać? To już jednak historia. Wiślacy dostali łupnia od mistrza Estonii i jeszcze długo (podobnie jak kibice) będą lizać rany po tej potyczce. Wczoraj odpadły stołeczne Legia i Polonia.

Został nam już tylko poznański rodzynek, który notabene też w czwartek nie zachwycił, a przede wszystkim stracił cenne punkty do rankingu UEFA, w którym systematycznie dołujemy i za chwilę może się okazać, że szanse na oglądanie występów pięciu polskich drużyn w europejskich pucharach (nie mówiąc już o dwóch ekipach w el. LM) będziemy mieli dopiero w przyszłym życiu. I dlatego właśnie, pomimo że jest tak dobrze, jest tak źle. A czemu będzie gorzej?

Wszystko przez rzeczony ranking europejskiej federacji. Przegrywając kolejne spotkania trwonimy kolejne punkty, tracimy kolejne szanse na rozstawienie, a przez to pojedynki o życie w rundach wstępnych Ligi Mistrzów i Europa League za chwilę staną się chlebem powszednim. Ewentualne porażki nie tylko będą spychały nas z kolejnych szczebli rankingowej tabeli, ale przede wszystkim sprawią, że odskoczą nam rywale, dla których jeszcze niedawno byliśmy synonimem solidnego europejskiego poziomu.

Czy to nie jest druzgocąca wiadomość, że taka Mołdawia (póki co w rankingu za nami na 35. miejscu, Polska na 26.) wciąż ma swojego przedstawiciela w Champions League, a Szeriff Tiraspol już może być spokojny o grę w grupie Ligi Europejskiej? Czy to nie jest obciach, że Polska ma w czwartej rundzie tych rozgrywek tyle samo drużyn co Azerbejdżan (Karabach Agdam Baku)? A jakby tego samobiczowania było mało, będąca bezpośrednio przed nami w rankingu Austria ma wciąż cztery ekipy, które walczą na dwóch frontach – FC Salzburg w Lidze Mistrzów i Sturm Graz, Rapid Wiedeń oraz Austria Wiedeń w Lidze Europejskiej. Nawet jeśli za chwilę odpadnie połowa z nich, to i tak pewnie zgromadzą więcej punktów niż osamotniony Kolejorz.

I co z tego, że wszyscy w Polsce zaklinają rzeczywistość, twierdząc, że za chwilę, kiedy powstanie infrastruktura, polska piłka klubowa wreszcie zacznie szusować w kierunku najlepszych. Za chwilę będzie o dziesięć lat za późno!

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/07/jest-dobrze-a-bedzie-jeszcze-gorzej/feed/