Soccerlog.net » Lassana Diarra http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Klasa Lassa http://soccerlog.net/2009/09/02/klasa-lassa/ http://soccerlog.net/2009/09/02/klasa-lassa/#comments Wed, 02 Sep 2009 16:00:39 +0000 Greg http://soccerlog.net/2009/09/02/klasa-lassa/ lassana_diarra.jpg Czy jest możliwe, aby Jose Mourinho i Arsene Wenger nie poznali się na ogromnym talencie swojego podopiecznego? Jego przypadek pokazuje, że owszem. Obaj panowie mają czego żałować, bo całkiem niedawno wypuścili ze swych rąk zawodnika, który służył za zapchajdziurę albo grzał ławę, a dziś jest głównym dyrygentem galaktycznego Realu. Oto Lassana Diarra, „dziesiątka” z Santiago Bernabeu.
»Czytaj dalej

Tagi: Lassana Diarra, Real Madryt,

]]>
lassana_diarra.jpg
Czy jest możliwe, aby Jose Mourinho i Arsene Wenger nie poznali się na ogromnym talencie swojego podopiecznego? Jego przypadek pokazuje, że owszem. Obaj panowie mają czego żałować, bo całkiem niedawno wypuścili ze swych rąk zawodnika, który służył za zapchajdziurę albo grzał ławę, a dziś jest głównym dyrygentem galaktycznego Realu. Oto Lassana Diarra, „dziesiątka” z Santiago Bernabeu.

Minie jeszcze sporo czasu, zanim naszpikowana gwiazdami drużyna Manuela Pellegriniego wrzuci odpowiedni bieg. Ale jednego jestem pewien – gdyby cała drużyna prezentowa formę Diarry, byłbym spokojny o jej wyniki. Jeszcze przed sezonem mogło się wydawać, że Francuza w nowym projekcie Florentino Pereza czeka gra w cieniu Xabiego Alonso albo nawet ławka rezerwowych. Tymczasem Lass (bo taki sobie wybrał w Hiszpanii przydomek) zaimponował formą już w sparingach. Na początek sezonu, w meczu przeciwko Deportivo przyćmił pozostałych, kosztujących razem blisko ćwierć miliarda euro kolegów i został bohaterem spotkania.

Kibice zgromadzeni na Santiago Bernabeu nie mogli się spodziewać, że główną postacią inauguracyjnego meczu zostanie ten niski (mierzący zaledwie 170 cm) Francuz. A jednak – dlaczego? Bo potrafi znakomicie czytać grę i doskonale ustawia się na boisku. Nie boi się walki w środku pola, a dzięki swojej zwrotności potrafi oszukać niemalże każdego przeciwnika. Może też zaskoczyć obronę znakomitym prostopadłym podaniem do napastników. W meczu z Deportivo nie było praktycznie żadnej akcji Realu, która nie przeszłaby przez Lassa. Dzielił i rządził, wziął na swoje barki odpowiedzialność za grę madryckiego zespołu, przyćmił Xabiego Alonso, a swój występ zwieńczył strzeleniem zwycięskiego gola (pierwszego w Realu). Nie dość, że Diarra świetnie radzi sobie jako klasyczna „piątka”, czyli defensywny pomocnik, to jeszcze poprawił swoją grę w ataku, na efekty czego nie czekaliśmy długo. Zresztą, przejął „dziesiątkę” po Wesleyu Sneijderze, a ten numer zobowiązuje.

Furora, jaką Lass robi w Madrycie, budzi podziw, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę jego piłkarską przeszłość. Jako dwudziestolatek, w 2005 roku, trafił do Chelsea. W ciągu dwóch lat na Stamford Bridge rozegrał ledwie trzydzieści meczów i, choć klub wybrał go swoim najlepszym graczem młodego pokolenia w sezonie 2005-06, to jednak konkurencja w składzie „The Blues” (m.in. Claude Makelele, którego następcą jest dziś obwoływany Diarra) nie pozwoliła mu na rozwinięcie skrzydeł. W 2007 roku Lassa przygarnął Arsene Wenger, ale nie znalazł dla niego miejsca w podstawowym składzie Arsenalu. Frustracja gracza rosła, a jej efektem był transfer do Portsmouth. Dopiero na Fratton Park stał się pierwszoplanową postacią zespołu, z którym zdobył FA Cup. Pierwszego stycznia 2009 roku został oficjalnie graczem Realu Madryt. Kwota dwudziestu milionów euro, którą wyłożył za tego średnio znanego gracza Ramon Calderon, budziła obawę kibiców Realu, czy aby nie będzie to kolejny przepłacony gracz, który miał rzekomo zostać godnym następcą Claude’a Makelele.

Pokerowa zagrywka byłego już prezesa „Królewskich” opłaciła się. Wobec urazów Mahamadou Diarry czy Wesleya Sneijdera, trzeba było wypełnić lukę w środku pola. Lass od razu wskoczył do podstawowej jedenastki Realu i wraz z Fernando Gago odpowiadał za czarną robotę. Niemal od początku – z racji wyglądu, a także stylu gry – zaczęto go nazywać „drugim Makelele”. Wydaje mi się, że Diarra stoi przed ogromną szansą, aby przerosnąć swojego starszego kolegę. Jeśli dalej będzie prezentował tak dobrą formę, jest to niemal pewne. Nasuwa się pytanie – jak to możliwe, że piłkarz grający niewiele w Premier League stał się jednym z najlepszych pomocników La Liga? Mam swoje wytłumaczenie – na Wyspach futbol opiera się na sile i szybkości, natomiast w Hiszpanii więcej poświęca się technice. Wątły i niski Lass imponuje zwrotnością, grą pod presją rywala i te walory decydują o jego powodzeniu na półwyspie Iberyjskim. Owszem, zdarzają mu się spotkania, w których popełnia błędy, jak dwumecz z Liverpoolem czy słynne 2:6 z Barceloną, ale wydaje mi się, że przez te pół roku gry w Madrycie Diarra dorósł do tego, by dźwigać ciężar odpowiedzialności za Real. Jest wielce prawdopodobne, że wraz z Xabim Alonso i Kaką stworzy tercet na miarę barcelońskiego (Toure, Xavi, Iniesta).

Gdyby ktoś trzy miesiące temu oznajmił Florentino Perezowi, że najbardziej wartościowym graczem nowego, galaktycznego Realu będzie Lass Diarra, Flo pewnie uśmiechnąłby się pod nosem. Dziś jednak może dziękować „starej miotle”, Ramonowi Calderonowi, za dokonanie tego dziwnego – jak się wtedy wydawało – transferu…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/09/02/klasa-lassa/feed/