Soccerlog.net » Liverpool FC http://soccerlog.net Futbol w najlepszym wydaniu Wed, 12 May 2010 15:21:03 +0000 http://wordpress.org/?v=2.8.1 en hourly 1 Giganci w opałach http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/ http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/#comments Fri, 06 Nov 2009 15:08:52 +0000 Kay http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/ Leo_Messi.jpg Faza grupowa Ligi Mistrzów zazwyczaj jest tylko formalnością, szansą dla słabszych zespołów na zagranie meczu z największymi klubami Europy, czasem nawet uzyskując dobry wynik. Od czasu do czasu jakiś zespół spoza elity przebijał się wyjątkowo do 1/8, czasem któraś z uznanych marek będąca akurat w kiepskiej formie odpadała, ale główni faworyci zazwyczaj bez pudła stawiali się w komplecie w 1/8. Tym razem sytuacja jednak ma się inaczej. Poza burtą LM już na etapie fazy grupowej może znaleźć się paru murowanych faworytów. Przyjrzyjmy się bliżej ich sytuacji.
»Czytaj dalej

Tagi: Liga Mistrzów,

]]>
Leo_Messi.jpg

Faza grupowa Ligi Mistrzów zazwyczaj jest tylko formalnością, szansą dla słabszych zespołów na zagranie meczu z największymi klubami Europy, czasem nawet uzyskując dobry wynik. Od czasu do czasu jakiś zespół spoza elity przebijał się wyjątkowo do 1/8, czasem któraś z uznanych marek będąca akurat w kiepskiej formie odpadała, ale główni faworyci zazwyczaj bez pudła stawiali się w komplecie w 1/8.
Tym razem sytuacja jednak ma się inaczej. Poza burtą LM już na etapie fazy grupowej może znaleźć się paru murowanych faworytów. Przyjrzyjmy się bliżej ich sytuacji.

Bayern Monachium
Ostatnim czasy ciężko oszacować potencjał tego zespołu. Zmieniają się trenerzy, zmieniają piłkarze i o ile ciągle w Niemczech to Bawarczycy najregularniej sięgają po tytuł mistrza tak w Europie już od dłuższego czasu mało kto się z nimi poważnie liczy. W tym sezonie miało się to zmienić – skrzydła RR (Ribery i Robben) miały być najmocniejsze w Europie i ponieść Bayern daleko w LM. Grono, jak się wydawało, świetnych napastników tj. Klose czy Toni uzupełnił znakomity Mario Gomez. Tymoszczuk wzmocnił środek pola. A jednak Bayern wcale nie wydaje się mocniejszy. Wręcz przeciwnie.
Klose i Toni wyglądają jak cienie samych siebie sprzed lat. Młodzi też już nie są, więc szanse na to, że dadzą coś jeszcze z siebie są niewielkie. Ciężar ataku spoczywa więc na Gomezie i młodziutkim Mullerze.
Słabiej niż wcześniej wygląda Bayern w defensywie. Gdzie te czasy kiedy Bawarczycy byli znani ze swojej żelaznej defensywy? Dzisiaj, po stracie Lucio, w monachijskiej drużynie brak choćby jednego solidnego środkowego obrońcy.
Środek pola cierpi na syndrom Interu (do niedawna) – wielu stosunkowo wysokiej klasy zawodników o nastawieniu defensywnym i ani jednego solidnego rozgrywającego.
Ani Butt ani Rensing nie są też mocnymi punktami w bramce.
Do wszystkich tych problemów doszedł nowy trener – Luis van Gaal. Trener to dość specyficzny, mówiąc delikatnie. Adaptacja do jego stylu gry przychodzi opornie.
Do tych problemów doszła ciężka grupa – z mistrzem Francji, Bordeaux oraz Juventusem. Remis u siebie z Juve i porażka z Bordeaux sprawiły, że teraz co najwyżej Bawarczycy mogą liczyć, że Bordeaux pokona Juve a potem na Stadio Olimpico Bayern będzie mógł próbować wydrzeć Juve awans. Szanse jednak są marne.

Liverpool
Nieco podobnie do Bayernu rysuje się w tym roku sytuacja Liverpoolu. Nowa era w historii Liverpoolu pod znakiem Rafy Beniteza zaczęła się z hukiem – od wygrania Ligi Mistrzów po niezapomnianym finale w Istambule. Od tego czasu jednak drużyna pomimo ogromnych nakładów nie wydaje się rozwijać. O skuteczność polityki transferowej Beniteza można się spierać, ale sytuacja nie wygląda dobrze. Szwankuje obrona, Carragher z roku 2009 wydaje się już być dużo słabszą wersją samego siebie sprzed paru lat, a na dodatek nie ma dla niego solidnego partnera. Agger i Skrtel to bez wątpienia solidni zawodnicy, ale o małych szansach na wtargnięcie się do topu środkowych obrońców. Brakuje choćby jednego solidnego lewego obrońcy, bo Fabio Aurelio już chyba formy z najlepszych lat w Valencii nie odzyska.
Środek pola kolejny rok z rzędu nie może się doczekać solidnych skrzydłowych, Riera nie do końca przekonuje Beniteza, a na prawym skrzydle z konieczności kolejny sezon gra pracowity, ale jednak daleki umiejętnościami od klasy światowej Dirk Kuyt. Dodatkowo dla genialnego Torresa kompletnie brak jest zmiennika. Nie do przecenienia jest też strata Alonso i ciężko uwierzyć, że wypełni po nim lukę Aquilani.
Patrząc na tą drużynę nie można oprzeć się wrażeniu, że część obecnie grających zawodników jest słabsza od zdobywców Istambułu – Aurelio jest słabszy od Riise, Skrtel od Hyppi, Carragher ’09 od Carraghera ’05, Lucas/Aquilani od Alonso, Riera od Kewella. Ten sezon jak na razie potwierdza, że zespół się nie rozwija. A trudna grupa zrobiła swoje. Jak na razie Liverpool nie wygrał żadnego z meczów z rywalizującymi o awans z grupy Fiorentiną i Lyonem.
Teraz Liverpool musi liczyć na to, że Fiorentina nie poradzi sobie z Lyonem, co da szansę Liverpoolowi na wydarcie Fiorentinie awansu na Anfield. O ile poradzi sobie wcześniej z Debrecenem.

Inter
Tutaj dochodzimy do chyba najbardziej fascynującej grupy. Z pozoru klasyka fazy grupowej LM – dwóch potentatów, którzy w cuglach biją dwóch outsiderów a w meczach między sobą rozstrzygają kto wychodzi z pierwszego, a kto z drugiego miejsca.
Ta grupa jednak kryje w sobie pewne niespodzianki. Przede wszystkim – jest to jedyna grupa faktycznych mistrzów – każda z drużyn to mistrz swojego kraju. A także, na dzień dzisiejszy, lider swojej ligi. Owszem, Ukraina i Rosja to może jeszcze nie absolutna czołówka, ale już nikt przy zdrowych zmysłach nie bagatelizuje drużyn ze wschodu. O Rubinie Kazań wiadomo dotąd przeciętnemu kibicowi było mało, ale jeśli drużyna drugi rok z rzędu bije do tytułu mistrza Rosji takie drużyny jak CSKA czy Zenit to jest wystarczający dowód by brać ich na poważnie.
Natomiast Dynamo Kijów i Szachtar również od lat potwierdzają, że są solidnymi europejskimi markami.
Do dobrej formy zespołów ze wschodu Inter dołożył swoje europejskie kompleksy – bezkonkurencyjni we Włoszech od dawna niczego nie potrafią zawojować w Europie. Do 85 minuty meczu z Dynamem w ostatniej kolejce wydawało się, że tym razem będzie jeszcze gorzej i Inter nie wyjdzie z grupy, kosztem któregoś (obu…?) wschodniego zespołu. Dwie bramki w końcówce diametralnie odmieniły sytuację i siedząc na czele swojej grupy są na dzień dzisiejszy faworytami do jej wygrania. Przed nimi jednakże mecz na Camp Nou. Ewentualna porażka znowu bardzo skomplikuje sytuację drużyny Mourinho. Drużyny, która w odróżnieniu od powyższych przypadków, dysponuje kapitalną, szeroką, niesamowicie utalentowaną kadrą. Taką, która musi mierzyć co najmniej w półfinał LM. Odpadnięcie w grupie to byłaby katastrofa.

Barcelona
Odpadnięcie w grupie to byłaby również katastrofa dla Katalończyków. A perspektywa ta staje się coraz bardziej realna. Wszystko zepsuł przegrany mecz na Camp Nou z Rubinem Kazań. Remisy na San Siro i w mroźnym Kazaniu to wyniki do zaakceptowania, ale porażka na Camp Nou zaskoczyła wszystkich. Owszem, pechowa i niezasłużona – ale taka jest piłka. Nie ma też co ukrywać, że w Barcelońskiej drużynie nie wszystko działa jak należy.
Po powrocie ze zgrupowania kadry narodowej błysk i pewność siebie stracił Messi. Sezon zaczął świetnie, ale od paru meczów nie potrafi wrócić do swojej formy. Ile jeszcze potrwa spadek formy? Bo alternatywy dla Messiego Barcelona nie ma.
Niepokojący spadek formy zaliczył też Xavi, odkąd Chico zupełnie wyłączył go z gry w meczu z Almerią. Coraz rzadziej wychodzą mu dokładne penetrujące podania, a bez nich Barcelona jest dużo mniej groźna.
Niepokojące też jest podejście piłkarzy, którzy bagatelizują każdy kolejny niekorzystny wynik, tłumacząc się, że „mieli przewagę”, „zabrakło wyłącznie goli”, „ciężko się gra gdy przeciwnik broni 10 piłkarzami”. Ale ta sytuacja się powtarza. Nikt o zdrowych zmysłach nie zagra teraz z Barceloną otwartej piłki, gdy widać jak bardzo dla niej frustrująca może być solidna i zdyscyplinowana gra defensywna. Z murowaniem bramki będzie się Barcelona mierzyć zapewne w niemal każdym meczu jaki pozostał do końca sezonu. A recepta na solidną gre w defensywnie przeciwko Katalończykom opracowano już dawno – głęboko cofnięta obrona, zagęszczony środek obrony (choćby kosztem odsłonięcia boków), z agresywnie grającą linią pomocy. Jeśli taka drużyna jest dobrze zorganizowania w defensywie, to 75% posiadania piłki nie przekłada się na zbyt wiele okazji bramkowych.
Dewizą Guardioli jest wierność swojemu stylowi gry bez względu na okoliczności. Może jednak czasem by się przydał plan B? Bo plan A coraz częściej zawodzi.
Teraz Barcelona musi absolutnie wygrać z Interem. Interem, który będzie się bronił jeszcze lepiej niż Rubin Kazań w dwóch ostatnich meczach i który jeszcze od niego groźniej będzie kontratakował. Jeśli paru zawodników Barcelony nie podniesie poziomu swojej gry może być ciężko ten mecz wygrać. I Barcelona zamiast pierwszej drużyny, która obroni tytuł Ligi Mistrzów, będzie pierwszym mistrzem od dawna, który nawet nie wyjdzie z grupy.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/11/06/giganci-w-opalach/feed/
Koniec marzeń … http://soccerlog.net/2009/10/23/koniec-marzen/ http://soccerlog.net/2009/10/23/koniec-marzen/#comments Fri, 23 Oct 2009 16:22:23 +0000 Michał Grzemski http://soccerlog.net/2009/10/23/koniec-marzen/ Mimo, że za oknem styczniowa pogoda, to tak naprawdę nie mamy jeszcze listopada. Liga angielska nie jest jeszcze nawet na półmetku. Jednak kibice Liverpoolu już teraz powoli mogą zapomnieć o fetowaniu dziewiętnastego tytułu mistrza kraju już w maju 2010 roku.
»Czytaj dalej

Tagi: Liverpool FC, Rafael Benitez,

]]>

Mimo, że za oknem styczniowa pogoda, to tak naprawdę nie mamy jeszcze listopada. Liga angielska nie jest jeszcze nawet na półmetku. Jednak kibice Liverpoolu już teraz powoli mogą zapomnieć o fetowaniu dziewiętnastego tytułu mistrza kraju już w maju 2010 roku.

Sezon 2009/2010 miał być tym zbawczym ( kolejnym z kolei), tym który miał przynieść ekipie z Anfield Road upragniony tytuł. Ubiegłoroczne rozgrywki Liverpool zakończył przecież na drugim miejscu, do końca walcząc o tytuł. Nic więc dziwnego, że wielu fanów podpaliło się licząc, że Benitez wyciśnie z tej drużyny odrobinę więcej, co da The Reds tytuł mistrza kraju. W wielu przypadkach Ci sami domagają się głowy Rafy.

Za nami 9. pierwszych kolejek angielskiej Premier League. Wielu powie, że to za wcześnie na przekreślanie drużyny, która, bądź co bądź, do lidera traci tylko 7 punktów. Nie zgodzę się z tymi ludźmi. Dziewięć spotkań w samej lidze angielskiej, do tego kilka meczów w Lidze Mistrzów, jest dla mnie niewystarczającym dowodem. Dowodem na to, że Liverpool gra najgorszy sezon za czasów Beniteza. Pomijając już kwestię osiąganych rezultatów – Liverpool gra po prostu słabo.

Defensywa, która w poprzednich latach w Liverpoolu funkcjonowała wyśmienicie, popełnia masę błędów, jest dziurawa niczym Szwajcarski ser.
Odejście Alonso spowodowało, że linia pomocy nie jest tą samą formacją, co rok temu. I nie dlatego, że Xabi to geniusz, którego nie da się zastąpić. Fakt, Alonso jest świetnym graczem, ale jego odejście niekoniecznie musiało spowodować wiele braków w tej formacji. Wystarczyło inaczej dobrać taktykę lub znaleźć zmiennika ( takim ma stać się Aquilani, który powoli wraca do sił po kontuzji).
Benitez nie ma już koncepcji na Liverpool, nie ma pomysłu co zrobić, by ta maszyna z całkiem niezłymi częściami zadziałała i pracowała na najwyższych obrotach. Benitez po prostu się wypalił.

Jest jeszcze nadzieja, że Liverpool przejdzie transformację po tym jak do gry wróci Włoch – Alberto Aquilani. Z tym tylko, że nie jest to gracz, który będzie potrafił dyrygować grą zespołu z Anfield. A nawet jeśli już wykaże się umiejętnościami – obawiam się, że będzie drugim Degenem, który ma już stałe miejsce na leżance u masażysty ( ewentualnie w szpitalu, gdy kontuzja okaże się poważniejsza).

W zwycięstwo w Premier League w tym sezonie już nie wierzę. Mimo że przed nami jeszcze 29.spotkań. Musiałby się zdarzyć cud, by Liverpool nagle zaczął grać porządną, skuteczną piłkę, a rywale potraciliby ot tak, kilka punktów. A w cuda niestety nie wierzę.

Ale przecież oprócz ligi są jeszcze inne puchary: Fa Cup, Carling Cup, Champions League.
Carling Cup pominę, gdyż jest to mocno podrzędny puchar, na pewno niezadowalający kibiców.
Nadal jednak do zdobycia są dwa tytuły. Żaden z nich jednak nie zastąpi Scouserom zwycięstwa w Premier League. Pomijając już oczywiście fakt, że Liverpool póki co znajduje się w Lidze Mistrzów w mocno nieciekawiącej pozycji i szanse na końcowy triumf w tych elitarnych rozgrywkach są bardzo znikome.
Zwycięstwo w którymś z tych pucharów dla niektórych może być kolejną okazją do tego, by bronić Beniteza. Inni jednak, dalej, podobnie jak ja, będą chcieli odejścia Beniteza. Na pierwszym miejscu stawiam bowiem zwycięstwo w Premier League, a na to Beniteza zwyczajnie nie stać.

Smutno mi, jako kibicowi Liverpoolu, pisać takie rzeczy. Staram się być jednak obiektywny. W głębi duszy mam jednak jakąś iskierkę nadziei. Nadziei na lepszą przyszłość drużyny z Anfield.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/10/23/koniec-marzen/feed/
Czas apokalipsy? http://soccerlog.net/2009/08/26/czas-apokalipsy/ http://soccerlog.net/2009/08/26/czas-apokalipsy/#comments Wed, 26 Aug 2009 19:53:38 +0000 lady_in_redd http://soccerlog.net/2009/08/26/czas-apokalipsy/ Czas apokalipsy? To pytanie zadawał sobie w duchu chyba każdy, komu przyszło oglądać te tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne, tak śmieszne, że aż żałosne i smutne, 90 minut meczu Liverpool-Aston Villa, rozgrywanego w poniedziałkowy wieczór na Anfield Road. Tak, dokładnie na tym 45tysięcznym obiekcie, który przeżył już niejedną pamiętną "european night", znany jest ze swojego wpływu na postawę The Reds i powszechnie uznawany jest za twierdzę.
»Czytaj dalej

Tagi: Liverpool FC, Premier League,

]]>
Czas apokalipsy?
To pytanie zadawał sobie w duchu chyba każdy, komu przyszło oglądać te tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne, tak śmieszne, że aż żałosne i smutne, 90 minut meczu Liverpool-Aston Villa, rozgrywanego w poniedziałkowy wieczór na Anfield Road. Tak, dokładnie na tym 45tysięcznym obiekcie, który przeżył już niejedną pamiętną “european night”, znany jest ze swojego wpływu na postawę The Reds i powszechnie uznawany jest za twierdzę.

Niestety w poniedziałek twierdza nie padła, a posypała się jak domek z ogranych kart. Kibiców z powodów oczywistych nie zamierzam tu rozliczać, chociaż mając w pamięci przegraną 1-3 z The Blues w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i 45tysięcy gardeł śpiewających w 93 minucie do piłkarzy, że nigdy nie będą sami szli, pozwalał mi oczekiwać więcej aniżeli opuszczania sektorów w 80 minucie. Chociaż tego wieczoru chyba nawet Michaelowi Platiniemu, któremu zawsze i wszędzie się wszystko podoba, wymsknęłoby się pod nosem niejedno sacrebleu!, bowiem piłkarze Rafaela Beniteza zaprezentowali coś, co można określić setką różnorakich, niekoniecznie cenzuralnych słów. Skoro wywołałam już szefa UEFA, pozostanę w tych klimatach i wybiorę jedno – merde!

3 spotkania, jedno zwycięstwo, dwie porażki, 5 bramek straconych, 6 strzelonych – to obrazowe rozwinięcie tegoż słowa, raczej nie to czego oczekiwaliśmy przed rozpoczęciem tego sezonu, ale żeby aż taka marność – brak boga, upadek kultury wysokiej, dżuma, plagi egipskie i co tam jeszcze kultura pozwalała by tu wrzucić?! Skoro już snuję te apokaliptyczne wizje, to krótka prezentacja person tego dramatu.

Czterej jeźdźcy apokalipsy

Głód – Lucas Leiva – w zeszłym sezonie na boisku zachowywał się tak, jakby był wiecznie głodny, niestety nie zwycięstwa. Z tego głodu biegać się nie chciało, pracować w środku pola również, a i zapewne to głód spowodował, że na tę bajeczną technikę spod znaku jaga bonito sił wciąż brakowało. W tym sezonie zanotowaliśmy postęp, nie mogę zaprzeczyć, biegać jakby się i zdarza, a i strzelić nawet, czasami też do własnej bramki niestety. Pierwszy policzek dla The Reds, czyli Lucas Leiva i dobre chęci, które niestety znalazły przystań w bramce Pepe Reiny.

Zaraza i wojna - w tej sztuce na dwa akty wystąpiły w parze, coby zwiększyć dramaturgię. Carragher i Skrtel mieli idealny timing. Wystarczyło raz, a dobrze. Tak, że Davies i 2 -0 dla Villans. No, ale co się dziwić, zaboru i mordu, jak premierów Leppera i Giertycha- też nikt się nie spodziewał, zwłaszcza jeśli czają się pod hasłem – środkowi stoperzy. Z wyjaśnieniem, że stali, pewni, twardzi, a i piłki czyszczą wzorowo. Ostatnio niestety każdy z tych przymiotów dawkują nam w ilościach iście aptecznych. Może już czas wymienić silnik w tym tandemie albo chociaż zmienić olej?

Śmierć czyli Steven Gerrard we własnej osobie. Niczym partyjna lokomotywa, która ciagnie za sobą różne Lucasy, Babele, Voroniny…Niestety nasza niezmordowana kolej transsyberyjska, dla której niemożliwe nie istnieje, ukazuje nam i twarz PKP, prezentując współpasażerom adrenalinę w ilościach odpowiednich. Kiedyś były to modelowe faule na opuszczenie boiska – czyli lubimy w kolegów, od tyłu wyprostowanymi nogami, w poniedziałek sprokurowanie karnego i ostateczny cios.

Czy to czas apokalipsy – zmierzch snów o potędze i trofeum wracającym na Anfield? W zeszłym roku Manchester United zaczynał podobnie – 4. pierwsze spotkania – remis, wygrana, przegrana, remis, a nie przeszkodziło mu to w zdobyciu mistrzostwa. Może w tym szaleństwie jest metoda? Zgrzeszyć, odpokutować winy i dostąpić 19. w historii zbawienia. Bez niego nie będzie na Anfield satysfakcji, nie będzie zapachu napalmu o poranku, który zwiastuje nadchodzące zwycięstwo.

Nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieję, że w maju nie będziemy musieli słuchać tego w wykonaniu Stevena Gerrarda&co…

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/26/czas-apokalipsy/feed/
Liverpoolu nadszedł czas? http://soccerlog.net/2009/08/11/liverpoolu-nadszedl-czas/ http://soccerlog.net/2009/08/11/liverpoolu-nadszedl-czas/#comments Tue, 11 Aug 2009 06:42:01 +0000 kaszwa http://soccerlog.net/2009/08/11/liverpoolu-nadszedl-czas/ Liverpoolu nadszedł czas? Nowy sezon ligi angielskiej zbliża się wielkimi krokami. Kluby szlifują formę na obozach przygotowawczych, sztaby szkoleniowe robią wszystko, by ich zespoły spisały się w najbliższych rozgrywkach jak najlepiej. FC Liverpool postanowił w sezonie przygotowawczym obrać ten sam kierunek, który już od kilku lat jest penetrowany przez największych rywali, Manchester United. Czy dla Rafy Beniteza i jego podopiecznych okaże się szczęśliwy? Kto zdobędzie tytuł mistrzowski i dlaczego będzie to Liverpool?
»Czytaj dalej

Tagi: Liverpool FC, Premier League, Rafael Benitez,

]]>
Liverpoolu nadszedł czas?
Nowy sezon ligi angielskiej zbliża się wielkimi krokami. Kluby szlifują formę na obozach przygotowawczych, sztaby szkoleniowe robią wszystko, by ich zespoły spisały się w najbliższych rozgrywkach jak najlepiej. FC Liverpool postanowił w sezonie przygotowawczym obrać ten sam kierunek, który już od kilku lat jest penetrowany przez największych rywali, Manchester United. Czy dla Rafy Beniteza i jego podopiecznych okaże się szczęśliwy? Kto zdobędzie tytuł mistrzowski i dlaczego będzie to Liverpool?

Powodów jest kilka. Kiedy właściciele Liverpoolu zatrudniali w 2004 roku hiszpańskiego menadżera postawili mu jasny cel: przypomnieć lata świetności klubu, kiedy ten regularnie zdobywał mistrzowski tytuł. Już pierwszy sezon pokazał, że Rafa Benitez na swoim fachu zna się doskonale. Zdobył ze swą ekipą Puchar Europy. Odbyło się to jednak kosztem najtrudniejszego do zdobycia trofeum, czyli mistrzostwa Anglii. The Reds zajęli dopiero piąte miejsce i o prawo gry w następnej edycji Champions League musieli walczyć na drodze przepisów. W następnym sezonie udało się zdobyć Puchar Anglii. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, obecnie kadrę stanowią właściwie zupełnie inni zawodnicy. Ostali się jedynie wychowankowie: Steven Gerard i Jamie Carragher.

I to oni w dużej mierze stanowią dziś o sile Liverpoolu. Pierwszy z nich jest kapitanem drużyny, drugi jego zastępcą. Gdybyśmy sporządzili zestawienie, jak kapitan wpływa na wyniki zespołu, Gerrard z pewnością byłby w czołówce, jeśli nie na pierwszym miejscu. Można z pewnością powiedzieć: nie ma Liverpoolu bez Gerarda i Gerrarda bez Liverpoolu. To on kreuje grę, strzela bramki, asystuje, czegóż chcieć więcej?

Jednak nie jest to człowiek ze stali. W przypadku kontuzji bardzo ciężko jest go zastąpić. W ostatnim sezonie udawała się ta sztuka Fabio Aurelio, bądź Yossiemu Benayounowi, jednak nie dawali oni drużynie tak pozytywnego kopa, jak czynił to Stevie. Póki co, odpukać, kapitan jest w pełni zdrów i wiele wskazuje na to, że w końcu zazna smaku tytułu mistrzowskiego.

Jakie są kolejne przesłanki? Chociażby sytuacja kadrowa. Być może w pierwszej jedenastce The Reds próżno szukać technicznych wirtuozów, jak chociażby w barwach Arsenalu, ale począwszy od Pepe Reiny, na Fernando Torresie skończywszy, wszyscy gwarantują walkę o zwycięstwo przez dziewięćdziesiąt minut, a jeśli trzeba to nawet dłużej. Nie bez przyczyny w ostatnim sezonie to Liverpool wyszarpał swoim przeciwnikom najwięcej punktów w końcowych minutach.

Z podstawowego składu, tak świetnie prezentującego się przed rokiem, ubyło dwóch podstawowych zawodników:Alvaro Arbeloa i Xabi Alonso.Na miejsce tego pierwszego przyszedł bardziej dynmiczny, lepszy w ofensywie i w dodatku ograny w lidze angielskiej Glen Johnson. Kibice The Reds mogą więc mieć nadzieję, że jest to zmiana na lepsze. Ostatnio ubył jednak z kadry zawodnik zdecydowanie ważniejszy od Arbeloy. Lukę po Xabim Alonso zapełnić będzie bardzo ciężko. Nie wiadomo jak sprowadzony na jego miejsce Alberto Aquilani przystosuje się do futbolu na wyspach, jednak patrząc na jego warunki fizyczne myślę, że sobie poradzi. Z pewnością więcej szans na grę w podstawowej jedenastce będzie miał także Lucas i to on może być odkryciem tego sezonu.

Kolejnym pozytywnym prognostykiem jest postać menadżera. Rafa Benitez udowodnił już, że potrafi wygrać ligę z zespołem nie będącym finansowym rekinem, zdobywając mistrzowski tytuł z Valencią w latach 2002 i 2004. Znany ze swojego perfekcjonizmu taktycznego doskonale zna receptę na zwycięstwa z potentatami. Ciągle ma jednak problem w meczach z zespołami teoretycznie słabszymi, gdzie Liverpool pomimo przewagi, nie potrafi przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Jeżeli na obozach przygotowawczych element ten został poprawiony, a myślę, że tak się stało, będzie wielka szansa na pierwsze miejsce w tabeli. Co prawda wyniki spotkań kontrolnych nie napawają wielkim optymizmem, jednak nie należy do nich przywiązywać większej wagi, gdyż zespół dopiero szlifował formę, która ma przyjść wraz z inauguracją Premier League w najbliższą niedzielę w meczu z T

Zatem kto będzie największym rywalem The Reds w zbliżających się rozgrywkach? Moim zdaniem Chelsea. Zespół ten nie doznał większego osłabienia w okienku transferowym, dodatkowo uzupełnił kadrę o świetnego Jurija Żirkowa. Nowym Menadżerem został Carlo Ancelotti, który doskonale wie, jak pracować z zawodnikami doświadczonymi, którzy przekroczyli trzydziestkę, a takich w składzie The Blues przecież nie brakuje. Dla części z nich jest to ostatni dzwonek, by odzyskać utracony przed kilkoma laty czempiona. W związku z tym ich mobilizacja dodatkowo się zwiększy.

Dlaczego nie biorę pod uwagę chłopców sir Alexa? Z prostego powodu: ciężko będzie zapełnić lukę po Cristiano Ronaldo. Można się oczywiście upierać, że był to dobry krok ze strony klubu, że za zarobione pieniądze można kupić kilku zawodników światowej klasy, że dzięki temu Wayne Rooney, wcześniej będący w cieniu Portugalczyka, teraz będzie mógł pokazać pełnię swoich umiejętności. Być może to wszystko prawda, ale nie przyniesie tytułu już za rok. Dotychczas klub wzmocnili, spośród poważnych zawodników, Luis Valencia i Michael Owen. Wątpliwe, by ten pierwszy mógł grać z tak świetnym skutkiem jak Cristiano. Owen również, mimo wielkich chęci, lepszy od Teveza raczej nie będzie. Dodatkowo tacy zawodnicy, jak Ryan Giggs, Gary Neville i Paul Scholes będą coraz słabsi, gdyż biologii nie da się oszukać. Szansę Czerwonych Diabłów upatruję tylko w jednym: Anderson musi w końcu przyzwyczaić się do nowej pozycji, a Nani musi zapomnieć o tym, że ludzie chcieli, by był drugim Cristiano Ronaldo, gdyż ta presja wyraźnie mu nie służyła. Wówczas nie będzie tak widoczny słabnący z sezonu na sezon blask starych gwiazdek. W przeciwnym razie machina sir Alexa będzie walczyła “tylko” o miejsce na podium.

Do wielkiej czwórki chyba już na dobre wskoczy Manchester City. Po spektakularnych wzmocnieniach ofensywy, przyszedł także czas na linię obrony. Mało prawdopodobne jednak, by Mark Hughes, który niczym wybitnym w swoim zawodzie jeszcze się nie wsławił, zdołał tak poukładać swoją drużynę, by realnie marzyła o mistrzowskim tytule. Plejada gwiazd sprowadzonych na City of Manchester Stadium z pewnością gwarantuje całkiem skuteczną i ładną dla oka piłkę, ale o wielkich trofeach będzie mogła myśleć za dwa, może trzy lata, kiedy wszystkie tryby się naoliwią.

Podsumowując, Rafa Benitez wraz swoją drużyna stoją przed wielką, kto wie, czy nie niepowtarzalną szansą, by zdobyć tytuł mistrzowski. Trzeba szybko wykorzystać moment osłabienia kadrowego Manchesteru, gdyż prędzej czy później luki po zawodnikach, którzy odeszli, zostaną załatane. Trzeba udowodnić Chelsea, że tylko z Guusem Hiddinkiem za sterami są w stanie ograć The Reds. Trzeba pokazać Arsenalowi, ze taka polityka transferowa być może przynosi im sporo zwolenników, jednak nie przynosi tytułów. I w końcu należy uświadomić arabskim szejkom dowodzącym Manchesterem City, że w futbolu liczą się nie tylko wielkie pieniądze. Jeżeli to wszystko się uda, za rok Liverpool będzie przygotowywał się do nowego sezonu jako obrońca mistrzowskiego tytułu.

Similar Posts:]]>
http://soccerlog.net/2009/08/11/liverpoolu-nadszedl-czas/feed/