One night in Bangkok

One night in Bangkok
Jeśli to wszystko ma tak wyglądać, to ja wysiadam – chce się rzec widząc, co przy okazji przygotowań do Euro 2012 dzieje się wokół reprezentacji Polski. Tej samej, która po okresie burz z końca kadencji Leo Beenhakkera i pomna rozczarowań z czasów tyleż krótkiego, co pamiętnego panowania Stefana Majewskiego, powoli acz konsekwentnie miała piąć się ku górze z mozołem odbudowując zezwłoczony wizerunek polskiej piłki reprezentacyjnej. Miała, bo na turnieju o Puchar Króla w Tajlandii grając z przeciwnikami klasy gospodarzy czy Singapuru, niczego poza opalenizną na twarzy Franciszka Smudy odbudować się nie da.

Selekcjoner jeszcze przed rozpoczęciem egzotycznej eskapady własnoręcznie dostarczył wszystkim krytykom swoich działań (tak, są tacy ludzie, którzy wbrew społecznemu uwielbieniu, potrafią trenerowi wytknąć błędy i niespójności) argumenty pozwalające skutecznie obalić, bez wyjątku każde swoje dotychczasowe zapewnienia. Bo niby, jak można było wysłać powołanie do Mariusza Pawełka skoro wcześniej, wszem i wobec wygłaszało się komunały jakoby teraz, w tej kadrze, kadrze Franka Smudy mieli grać najlepsi. Najlepsi polscy piłkarze. A do najlepszych – nawet w wąskiej grupie, z której Smuda mógł teraz wybierać i nawet na swojej pozycji – Pawełek nijak się nie kwalifikuje.

Jeśli więc rzeczywiście Smuda chciał powołać zawodników potocznie zwanych „the best”, bramkarza na turniej w Tajlandii należało szukać wśród czterech nazwisk: Skaba, Sapela, Pilarz, Sandomierski. Jeżeli zaś Franz chciał się popisać wysublimowanym poczuciem humoru mógł powołać Cabaja – wtedy nie zabrakłoby i „piłkarskich jaj” w stylu bramkarza Mozambiku Raffaela i my, kibice wiedzielibyśmy, jaki stosunek do azjatyckiej wyprawy przejawia Trener Ludu. A tak ostatecznie wypadło na Pawełka i właściwie nie wiadomo, o co chodzi…

To samo tyczy się z resztą innych wybrańców Smudy, a na pytanie, co w samolocie lecącym do Tajlandii robili Robak, Mierzejewski, Bandrowski i Nowak odpowiedzi nie zna z pewnością on sam. Podobnie jak nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego my w ogóle zgodziliśmy się tam pojechać? Tu jednak trzeba Smudę rozgrzeszyć – wszak to nie on kontraktował te wczasy pod gruszą, a i od początku swojej selekcjonerskiej misji nie ukrywał, że Puchar Króla pasuje do jego planów jak wół do karety.

Ciężko, bowiem jednoznacznie stwierdzić, jakie korzyści takie zgrupowanie przypadkowej grupy ludzi, w oddalonym o tysiące kilometrów kraju, do tego w środku martwego dla polskiej piłki okresu ma dać w perspektywie punktu docelowego – Euro. Bo w tym czasie, Smudzie z pewnością nie uda się wypracować żadnych przydatnych w przyszłości schematów, nie wpoi piłkarzom automatyzmu, nie nauczy ich kombinacyjnej gry, nie zrobi nawet z drużyny akordeonu, tak aby zagrała słynna już „muzyka”. Ale… pomimo tego Franz wyjedzie z Azji bogatszy o pewną jakże cenną informację. Dowie się, kto do Tajlandii przyjechał grać w piłkę a kto, tak jak jego żona chciał sobie tylko pozwiedzać. A to w perspektywie kolejnych już poważniejszych zgrupowań wiedza na wagę złota.

I choć z początku sam, tocząc pianę z ust zaciekle atakowałem zasadność polskiej obecności w Pucharze Króla Bhumibola Adulyadeja, teraz wiem, że w jakimś stopniu taka wyprawa panu Franciszkowi się przyda. Przyda się jego drużynie, a naszej reprezentacji.


Oceń ten wpis:
SłabyTaki sobieŚredniDobryBardzo dobry (1 głosów, średnia: 3,00 na 5)
Loading ... Loading ...



Be social
Wykop Gwar Dodaj do zakładek



2 komentarzy do “One night in Bangkok”

  1. ladzinsky mówi:

    Wzięcie żony przez Smudę chyba pokazuje, jak sprawdza on chłopaków pod kątem Euro… Drużyna też na razie nie gra dobrze i boję się, że nie zacznie.

  2. rvn mówi:

    Do Nowaka bym się tak nie czepiał, bo to naprawdę ciekawy piłkarz, tylko te kontuzje przeszkadzają mu w regularnej grze. Do bramkarzy dodałbym jeszcze Stachowiaka, który mimo ostatniego miejsca Odry jest dość wyróżniającą się jej postacią in plus.

    Bardzo dobrze, że ująłeś Sandomierskiego. Największym paradoksem było to, że swojego czasu, nagrodę dla najlepszego piłkarza miesiąca odbierał schodząc z trybun. Chętnie widziałbym go (albo właśnie Stachowiaka) pod okiem Krzysztofa Dowhania…

    PS. W tym roku turniej odbywa się w mieście Korat, a nie w Bangkoku ;)

Dodaj komentarz

Komentarze zawierające wulgaryzmy, obrażające czytelników lub właściciela bloga zostaną skasowane.
Moderacja komentarzy jest aktywna. Nie wysyłaj swojej wiadomości dwa razy.
Możesz skorzystać z następujących tagów XHTML: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote> <code> <em> <i> <strike> <strong>

Chcesz mieć swój własny avatar na Soccerlogu? Przeczytaj FAQ, to tylko kilka minut!