Marcelino na bruku

marcelino.jpg
W 2008 roku był bohaterem. Prowadzony przez niego Racing po raz pierwszy w historii zdołał awansować do Pucharu UEFA, mniej bramek straciła tylko zwycięska dwójka: Real o pięć, Villarreal tylko jedną. Zasłynął nagle, ale nie wziął się znikąd – dwa lata wcześniej wprowadził Recreativo do Primera Division, a po roku nie tylko utrzymał się w lidze, ale zajął dobra, ósmą pozycję. Szóstym miejscem i stylem Racingu dowiódł, że jest gwarancją wyników.

W Santander momentalnie zrobiło mu się za ciasno, droga do światowej sławy stanęła przed nim otworem. Władze upadłej Valencii widziały w nim ratunek dla klubu. Prowadzone negocjacje zerwał, bo nie dostał rękojmi pozostawienia mu w kadrze trzech filarów: Joaquina, Silvy i Villi. Nie chciał być figurantem, miał sam – tak jak w Racingu – decydować o kształcie swej kadry, pełniąc rolę menagera, nie tylko trenera. Transfery i samodzielne ustalanie kadry to zresztą jego obsesja – z tego samego powodu w 2007r. wybrał Racing, a nie bardziej renomowane Betis i Deportivo.

Wilgotny, nadmorski klimat dał mu się we znaki, odejście z klubu zostało postanowione. Wybrał zaskakująco – świeżego spadkowicza Saragossę, z której na nowo zbudować miał wielki klub. Dziś wiemy, że misja się nie powiodła.

Nie miał spokojnych wakacji. Nie brakowało w Saragossie piłkarzy, którym nie uśmiechała się gra w Segunda Division. Pożegnał się m.in. z Aimarem, Lafitą, Matuzalemem, Sergio Garcią i Diego Milito, trzymanym do ostatnich sekund sierpnia. Kupił Olivierę (odsprzedał po połowie roku), Braulio, Arizmendiego, z Racingu ściągnął swego faworyta – Jorge Lopeza, z River Plate w zimie odkupił Ponzio, ulubieńca kibiców z La Romareda. Zespół zmienił się diametralnie, ale miała być to zmiana na lepsze.

Cel został osiągnięty – w czerwcu Saragossa świętowała awans do Primera. Nie zdołała zwyciężyć w rozgrywkach, ale nie miało to większego znaczenia, liczył się sam powrót do elity.

Znowu lato i znów zmiany w klubie. Odszedł Zapater, kapitan i symbol drużyny, definitywnie sprzedano wypożyczonego do Lazio Matuzalema. Niechętnie, ale pozostał niedawny Pichichi Segunda Division, Ewerthon. Zwiększono siłę ognia. Przybyli Pennant, Ikechukwu Uche, Pablo Amo, wrócił Lafita, choć jego transfer ciągnął się jeszcze cały wrzesień – Saragossa zapłaciła tylko połowę ustalonej z Deportivo kwoty, a piłkarz przeniósł się do Aragonii. Zagrać mógł dopiero w październiku.

Nieszczęścia nadeszły szybko. Już w drugiej kolejce sezon zakończył Uche – w meczu z Sevillą zerwał więzadła w kolanie. Kontuzje nękały Arizmendiego. Terminarz nie był łatwy – mecze z Barcą, Sevillą, wyjazd do Gijon i na Majorkę, ale wyniki jednak trudno usprawiedliwiać – 12 punktów w 14 kolejkach, dwa remisy i pięć wyjazdowych porażek, najwięcej straconych bramek w lidze. Doświadczeni obrońcy popełniali proste błędy. Brakowało synchronizacji i trzymania jednej linii, każdy łatwo mógł ich wymanewrować – celna piłka za plecy obrony i szybki napastnik zostawał sam na sam z bramkarzem. Marcelino był bezradny, mimo tego zarząd długo twierdził, że mu ufa.

Zaufanie nadwątliła porażka w Pucharze Króla, Saragossa uległa Maladze po dwóch remisach. Odpadła w najwcześniejszej fazie. Po drodze był blamaż na Camp Nou (6-1), choć wynik gospodarzy śmiało mógł mieć dwie cyfry. Najbliższe trudne mecze miały zadecydować o losie Marcelino.

Jeszcze 10 dni temu prezydent klubu, Eduardo Bandrés, zapewniał, że zaufanie do Marcelino jest „kompletne”, a gdyby tak nie było, Saragossa już miałaby nowego trenera: Nie ma zaufania połowicznego. Nie można w połowie ufać swojej żonie czy partnerce. Ufa się całkowicie, albo w ogóle. W przypadku Marcelino zaufanie jest całkowite i bezwzględne. My wierzymy w pracę trenera i widzimy ją dzień po dniu.

Zaufania wystarczyło na dwie porażki. Trzy dni po wystąpieniu prezesa, szóstego grudnia, rozbrykana Mallorka z immanentną w meczach na Ono Estadii łatwością obiła Saragossę 4-1, choć mogło być wyżej – Aduriz, mimo dwóch bramek, nie miał przesadnie szczęśliwego dnia.

Mecz z Bilbao był dla Marcelino spotkaniem o być albo nie być. Wiedzieli to kibice – od początku meczu skandowali “Marcelino sí, directiva no”, wykazując dziwną wyrozumiałość dla trenera, który w ostatnich 11. spotkaniach wygrał zaledwie raz.

Niezadowolenie z zarządu nie jest irracjonalne – zadłużenie klubu przekracza 75M €, a nie bardzo wiadomo, z czego można je spłacać. W dodatku, zobowiązania ciągle mogą wzrosnąć. Deportivo domaga się pokaźnego odszkodowania za uprowadzenie Lafity – 20M €, zapisanych w klauzuli odejścia piłkarza. Kolejnych 25M € pragnie Szachtar, od dwóch lat niepogodzony z odejściem Matuzalema, który w niejasnych okolicznościach zamienił Donieck na Saragossę i związał się kontraktem z nowym klubem, jednostronnie rozwiązując dotychczasową umowę. Według fanów, zmiana trenera nie jest żadnym wyjściem. Dwa lata temu Saragossę prowadziło czterech kolejnych szkoleniowców, a z każdą zmianą było coraz gorzej. Nic dziwnego, że koszmary wracają.

Mógłby do dzisiaj prowadzić Valencię. Wolał niezależność i 2,5M € rocznie w Saragossie – najwyższą wówczas pensję trenera w Hiszpanii. Trudno go jednoznacznie ocenić – wyniki go nie bronią, ale uniesposób pozbyć się wrażenia, że stał się bardziej ofiarą ogólnej sytuacji klubu, aniżeli efektów swojej pracy. Na te nie narzekali ani piłkarze, ani kibice.

Jego przypadek podlega jakiejś dziwnej ironii losu. W Valencii móglby walczyć o mistrzostwo, nikt z trójki filarów nie zmienił klubu, a w dodatku rozbłysły nowe gwiazdy – Mata, Pablo, Banega… Marcelino jest dzisiaj trenerem przegranym, na zaufanie musiałby pracować od nowa, nie dostanie poważnego klubu “od ręki”. Wzbogacił się o 5M € i przykre doświadczenia – poznał smak trenerskiej porażki – wyrzucenia z klubu w trakcie sezonu, utracił swą reputację. Unai Emery przejął po nim nie tylko Valencię, ale i miano wschodzącej trenerskiej gwiazdy.

Było i coś symbolicznego w jego dymisji. Zrezygnowany kiwał głową na dobre kilkanaście minut przed końcem meczu, ze łzami w oczach, bez spojrzenia za siebie, na skandujących jego imię kibiców i na swoich podopiecznych, skierował się wprost do szatni po ostatnim gwizdku arbitra. Dobił go najmłodszy piłkarz ligi – Iker Muniain. Zanim wbiegł on na boisko, Saragossa radziła sobie całkiem nieźle, mogła rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Niespełna 17-latek dwukrotnie wymanewrował defensywę rywali i po jego świetnych asystach padły obydwa gole. Nieopierzony piłkarz odarł z ostatnich piór niedoszłego trenerskiego orła. Będą mu musiały wyrosnąć od nowa.


Oceń ten wpis:
SłabyTaki sobieŚredniDobryBardzo dobry (Brak ocen)
Loading ... Loading ...



Be social
Wykop Gwar Dodaj do zakładek



2 komentarzy do “Marcelino na bruku”

  1. ladzinsky mówi:

    Trochę szkoda chłopaka, bo poświęcił rok gry w Segunda, żeby potem święcić triumfy, a to, jak wiemy, zupełnie mu się nie udało.
    Myślał, że jeden krok w tył będzie się równał dwóm krokom w przód rok później, bo rzeczywiście Saragossa wydawała się bardziej perspektywiczną drużyną od Racingu, ale niestety.

  2. Kay mówi:

    Myślę, że długo bezrobotny nie będzie. Ale jednak liczyłem na to, że Zaragoza szybko wróci do czołówki.
    Nie da się jednak ukryć, że skład ma potencjał na uzyskiwanie lepszych wyników, niż te osiągane pod Marcelino.
    Gdzie oni teraz jednak znajdą lepszego trenera? Schuster, Ramos?

Dodaj komentarz

Komentarze zawierające wulgaryzmy, obrażające czytelników lub właściciela bloga zostaną skasowane.
Moderacja komentarzy jest aktywna. Nie wysyłaj swojej wiadomości dwa razy.
Możesz skorzystać z następujących tagów XHTML: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote> <code> <em> <i> <strike> <strong>

Chcesz mieć swój własny avatar na Soccerlogu? Przeczytaj FAQ, to tylko kilka minut!