Pan na Camp Nou
Końca dobiega druga a zarazem ostatnia kadencja Joana Laporty na stanowisku prezydenta klubu. Za nami ostatnie już letnie okno transferowe z udziałem Laporty i za pewne ostatni już jego spektakularny transfer.
Można więc się już pokusić o podsumowanie jego prezydentury. A gdyby tak… podsumować ją jednym słowem? Moja odpowiedź brzmiałaby: asekuranctwo.
Zacznijmy od tego, że Laporta jest rzadkim przykładem prawnika pośród sterników wielkich klubów. Nie jest to fakt bez znaczenia. Większość prezydentów klubów to odnoszący sukces biznesmeni (Moratti, Berlusconi, Perez, Roig) z ich wszystkimi wadami i zaletami. Prawnik to jednak postać z innej gliny ulepiona. Racjonalni do boju, nie lubią zaprzątać sobie głowy mrzonkami, z rzadka bywają wielkimi wizjonerami, nie lubią podejmować zbytniego ryzyka. I te cechy charakteru odbiły się na stylu prezydentury Laporty. Na plus i na minus.
Laporta najwyraźniej jako cel postawił sobie bycie tak racjonalnym prezydentem jak tylko się da. Nie oczekiwał natychmiastowego sukcesu, mierzył siły na zamiary, wiedział, że tylko cierpliwością odbuduje klub pogrążony w wywołanym przez Gasparta kryzysie.
Znakiem firmowym miały zostać udane transfery, które przez dwa pierwsze sezony całkowicie odmieniły zespół. Ciężko powiedzieć by te transfery wynikały z geniuszu i znajomości piłki przez Laportę (i Rosella o czym później). Były one do bólu… no właśnie – racjonalne. Ronaldinho był tuż po przełomowych dla siebie MŚ w Korei i Japonii, ale ciągle był zawodnikiem PSG a w związku z tym był do kupienia za relatywnie niewielką kasę. Nie był jeszcze ani medialny, ani specjalnie znany szerokiej publice – na pewno nie mógł w tym momencie uchodzić za odpowiednika „galaktycznych transferów”. Jego potencjał czysto sportowy nie budził już jednak dla nikogo wątpliwości.
Tym tropem dokonywano kolejnych transferów. Piłkarze wybijający się w klubach o niższym statucie, o niekwestionowanych umiejętnościach, ale jeszcze o parę kroków do zostanie wielką gwiazdą piłki nożnej. Tymi tropami dokonywano transferów Eto, Deco, Giuly’ego, Edmilsona czy van Bommela. To były stosunkowo bezpieczne transfery – kolejny przejaw asekuracyjności Laporty?
Odważne decyzje transferowe to dopiero kampania o pozyskanie Henry’ego, ale tę fanaberię Laporta zrównoważył sobie trzema ultra-racjonalnymi transferami Abidala, Milito i Toure. Zresztą typowymi transferami Laporty – wysokiej klasy zawodnicy ale za wysoką sumę (wyjątek: Toure). Z rzadka tylko Laporcie trafiał się dobry transfer za niewygórowaną kwotę, a właściwie tylko dwa – Pique i Toure.
Podobną racjonalno-asekurancką taktykę Laporta przyjął odnośnie trenerów. Rijkaard miał aż dwa pełne sezony by odbudować zespół nieustannie się od zwycięstwa w Paryżu pogrążający – luksus, który szansę zaznać mają tylko nieliczni. Ale też i Rijkaard długo był popularny – w końcu zdobył upragniony, drugi w historii klubu, Puchar Europy. Miał charyzmę, sympatię piłkarzy i kibiców. Laporta podjął decyzję o zwolnieniu go dopiero, kiedy Camp Nou się od Rijkaarda ostatecznie odwróciło. Czy Laporta chciał się go pozbyć wcześniej, ale bał się reakcji socios, ciągle stojących murem za Rijkaardem? A może chciał jeszcze dać mu czas, ale z kolei po porażce z Realem 4:1 bał się już gniewu kibiców? Jedno czy drugie – znowu wychodzi asekuranctwo Laporty.
Kolejnym testem dla Laporty była decyzja o wybraniu następcy Rijkaarda. Asekuranctwo asekuranctwem, ale tu ujawnia się też inna strona charakteru Laporty – pragnienie władzy. Dlatego Laporta (w czym podobny jest do swojego wielkiego adwersarza – Pereza) bał się postawienia na wielkie trenerskie nazwiska. Takie, które mają prawo żądać wpływu na podejmowane decyzje. Żeby zrekompensować kibicom brak uznanego nazwiska, grzebał wśród były graczy cieszących się dużym szacunkiem. Laudrup, Blanc, pewnie najmocniejszym kandydatem byłbym Koeman gdyby nie to, że właśnie się skompromitował w Valencii (dzięki Ci Panie Boże żeś nas od niego uchronił…). Ostatecznie, z błogosławieństwem Cruyffa, postawiła na absolutnego idola Camp Nou, trenera Barcelony B z którą akurat awansował do Segunda B – Guardiolę. Wiedział, że o taki wybór nikt nie może mieć do niego pretensji. Nie przypadkiem wspominam tutaj innego idola ludu – Cruyffa. Laporta posłusznie i z uwagą słuchał słów holenderskiej szarej eminencji Camp Nou. Wiedział, że konflikt z Cruyffem to dla każdego prezydenta Barcelony duży problem. A że z natury jest racjonalny i asekurancki, to z szacunkiem odnosił się do każdej opinii boskiego Johana.
To nas doprowadza do ostatniego okna transferowego. Jak z asekuranctwem i racjonalnością Laporty pogodzić wymianę Eto i 40 mln euro na Ibrę? Ta transakcja żadną miarą nie była ani racjonalna, ani asekurancka. Odważny ruch, który mógł okazać się tylko albo absolutnym sukcesem, albo absolutną klapą. Transfer zupełnie nie w duchu Laporty.
Bo to i nie był jego transfer. To był transfer Guardioli. Guardiola po ostatnim sezonie ma już status półboga (pół?) na Camp Nou. Laporta pewnie wolałby kosmetyczne zmiany przy zachowaniu trzonu zespołu, tak jak było po ostatnim zdobyciu Pucharu Europy. A już na pewno chciałby pozostania Eto – z którym zawsze był blisko związany. Ale Guardiola postawił sprawę jasno – stwierdził, że chce się pozbyć Kameruńczyka. Laporta zagrał więc na alibi – spełnił zachcianki Pepa w postaci transferu Ibrahimovica i Czygryńskiego bez szemrania. Warto tutaj dodać, że dotychczas trenerzy w kwestii transferów mieli głos co najwyżej doradczy. Rijkaard podawał tylko pozycje wymagające wzmocnienia. Tymczasem Guardiola podaje nazwiska – i je otrzymuje. Bez względu na cenę. Ale w domyśle Laporta chciał nam przekazać, że to Pep bierze za nie odpowiedzialność. Jak i za postawę zespołu w nowym sezonie. Co prawda Pep chciał więcej zawodników – przynajmniej jeszcze pomocnika, ale koszty spełnienia jego dwóch zachcianek były takie, że już o więcej prosić nie mógł. Była to kolejna asekurancka zagrywka Laporty, kolejne przerzucenie odpowiedzialności.
Tak więc oto mamy prezydenta technokratę – asekuranckiego, przewidywalnego, bojącego się odpowiedzialności, a z drugiej strony żądnego władzy i popularności.
Najlepszego w historii klubu.
Bo kluby piłkarskie lubią stabilność i przewidywalność. Lubią ciągłość, a nie lubią drastycznych decyzji. Lubią prezydentów, którzy delegują decyzję na osoby naprawdę znające się na danych kwestiach. Wizjonerstwo i bogata wyobraźnia prezydenta to nie zawsze dla klubu pożądane cechy. Laporta przede wszystkim potrafił się otaczać odpowiednimi ludźmi. Takimi jak chyba najmocniejszy kandydat na przyszłego prezydenta klubu – Sandro Rosell. Co prawda konflikt sprawił, że tylko dwa lata trwała współpraca, ale przez te dwa lata Rosell do spółki z Laportą przebudowali kompletnie drużynę.
Klub zostawia jako trzeci najbogatszy na świecie, z mocną kadrą, świetnie zorganizowanym szkoleniem młodzieży, najbardziej utalentowanym trenerem młodego pokolenia. Oby jego następca nie roztrwonił tego dziedzictwa.
widać, że barca to “twój” klub. mimo, że jestem fanem realu, z zaciekawieniem go przeczytałem i stwierdzam iż… nie może być lepszego prezydenta ;)
racjonalność, dobrze rozpisany business plan, zdecydowane ruchy transferowe – jedno pytanie, bo nie orientuję się dokładnie: jakie wpadki zaliczył laporta? oczywiście, oprócz tego transferu eto’o na ibra, ktory był nieopłacalny? (tak tak, wiem, że eto’o nie był zbyt mile widziany w katalonii)
Co do wpadek to transferowych całkiem sporo:
Rustu, Edmilson, van Bommel, Ezquerro, Zambrotta, Belletti, na dzień dzisiejszy również Henrique i Caceres.
Z innej beczki myślę, że wpadką też było odejście Luisa Garcii. Jego kariera mogłaby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby wtedy został.
Zaniedbał też transfery po mistrzowskim sezonie 2005/06.
Pewnie trzeba było sezon wcześniej pożegnać się z Rijkaardem, ale z drugiej strony – dzięki temu drużynę mógł już objąć Pep:)
Plus pewne wewnętrzne kwasy – pokłócenie się z Rosellem, ostatnio afera z podsłuchiwaniem innych członków zarządu.
To tak na szybko co można zarzucić:) Ale jak napisałem, w moim odczuciu absolutnie nie zmienia to faktu, że Laporta przejdzie do historii jako znakomity prezydent, już bez względu na wyniki w tym sezonie.
nie rozumiem już w końcu czy Ty najeżdżasz na Laportę czy wręcz odwrotnie.. Ogólnie motyw główny-asekuranctwo Laporty bardzo mi-kibicowi Barcy nie pasuje.. I nie wiem co ma do tego, że czynił świetne transfery, nie wielkich, drogich, gwiazd, ale wielkich graczy, za stosunkowo nie wielkie pieniądze.
Kolejna rzecz-zatrudnienie Pepa. Powiem tylko tyle: zatrudniłby trenerską gwiazdę, to jakby nie poszło byłaby wina coacha, a tak wielce zaryzykował wybierając niedoświadczonego Pepa, bo jakby nie wyszło, to nie byłaby wina Guardioli-on się dopiero uczy, ale właśnie Laporty, że go wziął.. Ryzyko więc spore, ale się opłaciło.
No i zgadzam się, że najlepszy prezesunio:)
Kay idź się czegoś napij, bo straszne głupoty piszesz.
Jakie wpadki? Jedziemy po kolei:
Rustu-po prostu przegrał rywalizację z wchodzącym do wielkiej piłki Valdesem, jaka to wpadka?
Edmilson?!:o Będę zawsze wspominał go bardzo miło i pozytywnie, zawsze zagrał tam gdzie go potrzebowali. Człowiek od wszystkiego.
van Bommel-ściągniety za free, nie zagrał super sezonu, ale też nie jakiegoś fatalnego i odszedł. Ale czy wpadka? Zdecydowanie nie, choćby ze względu na cenę.
Ezquerro-ściagnięty został do roli rezerwowego i taką też rolę pełnił.
Belletti-też będę go dobrze wspominał, grał nieźle, strzelił zwycięską bramkę w Paryżu, na pewno nie wpadka
Henrique-yy? gościu jest młody i został wypożyczony, żeby się ogrywać, a Ty nazywasz ściągnięcie go ‘wpadką’..?
Caceres-tutaj mogę się trochę zgodzić, bo cena trochę wysoka, ale może coś z niego jeszcze będzie. A tak to najzwyczajniej przegrał rywalizację na środku obrony Barcy (którą przegrałby nawet np. Cannavaro) i nie miał zbyt wielu okazji do zaprezentowania się.
edit: Aha Kay=Wojciech Krawiec..
dziwię się, że to jeszcze kibic Barcy, które na pewno bacznie obserwuje grę swoich pupili, pisze takie rzeczy.
Na pewno Ty nie Madridista?
Barcelona po Gasparcie tonęła w długach, a Laporta rok po roku sukcesywnie spłaca długi, nie przynosząc strat, a jedynie same zyski.
Nie rozumiem, czy tym artykułem chciałeś najechać na Laportę, czy go pochwalić? Bo według mnie takiego prezesa Barcelona już nie będzie mieć. On przywrócił Barcelonie dawny blask.
Hm… ja bym się tak niezrozumieniem nie tekstu publicznie nie chwalił, no ale co kto lubi :)
Czy Kay najeżdża na Laportę? Opisuje go. Zresztą bardzo rzetelnie. I ostatni akapit jest dość wymowny i chyba rozwiewa wątpliwości, czy Laporta jest rugany, czy chwalony, czyż nie?
Jak zwykle ciekawie i nietypowo. Tym razem nie powiem, czy zgadzam się z Tobą czy nie, bo w temacie Laporty nie mam zbyt wysublimowanej opinii. Mogę jedynie rzec, że w Valencii taki prezes byłby na wagę złota.
Swoją drogą, ciekaw jestem, co powiedziałby tutaj Germanik. Może spróbuj go złapać na blogu redaktora Wołowskiego i podsuń mu ten artykuł? :)
Blaise, Bartez
Ani rugam, ani gloryfikuje. Laporta ma swoje wady i zalety, moja notka i tak jest bardzo pozotywna wobec prasy jaką Laporta ma w Hiszpanii (i nie chodzi tylko o media pro-realowe, vide ostatnia afera z podsłuchami). To nie jest jednoznaczna postać i starał się to przedstawić w mojej notce.
Co nie zmienia faktu, że jego prezydentura jest najlepszą w historii Barcelony.
A jedną z tez notki miało być, że asekuranctwo może w cale nie jest złą cechą dla prezesa klubu piłkarskiego? Myślałem, że będzie to dosyć klarowne.
Co do wyboru Guardioli – moim zdaniem jego wybór był bezpieczniejszy, bo każdego obcego trenera, któremu by się nie powiodło, Camp Nou by znienawidziło. A Guardioli kibice byliby w stanie wiele wybaczyć.
Blaise, co do wpadek:
Rustu – a pamiętasz jako renomę miał Rustu przychodząc do Barcelony? Fakt jest taki, że rywalizację z Valdesem przegrał, a miał być pierwszym bramkarzem na lata. Co prawda z tego co pamiętam nie kosztował nic, ale oczekiwania były ogromne.
Edmilson – po pierwsze, przez cztery sezony rozegrał w klubie łącznie raptem 70 meczów. po drugie, pamiętasz z jaką renomą przychodził do klubu? Można gdybać, że gdyby nie kontuzje etc. Ale fakt faktem, że w stosunku do tego czego można się było spodziewać kiedy przychodził jako jeden z najlepszych obrońców to ostatecznie dał bardzo mało.
van Bommel – znowu to samo, ok, za free, ale oczekiwania były dużo większe. A ostatecznie przez cały sezon nie potrafił się dopasować do gry drużyny.
Ezquerro – w Athetlic to był wybijający się piłkarz, który był ściągany jako solidny zmiennik. Ostatecznie pogrywał co najwyżej w pucharze króla. 24 mecze w trzy lata i trzy bramki.
Belletti – sorry, Oleguer go wygryzał z prawej obrony, a to mówi sporo. Sympatyczny piłkarz, owszem, za bramkę w finale ma swoje miejsce w historii klubu, ale to nie był poziom Barcelony.
Henrique – po sezonie w bundeslidze miał już kandydować do gry pierwszym składzie. Tymczasem jest kolejne wypożyczenie, tymrazem do Racingu, gdzie grzeje ławę. A wieku 23 lata w dzisiejszych czasach już się nie jest “perspektywicznym” zawodnikiem, jest o rok starszy od Pique.
Caceres – też uważam, że może coś z niego jeszcze być. Dlatego napisałem – na dzień dzisiejszy.
A zapomniałem jeszcze o chyba największym swoim zawodzie czyli Hlebie.
Poza tym pamiętaj, że nie ma darmowych obiadów:) W tym przypadku: przychodzący za darmo piłkarz zawsze wynegocjuje sobie wyższy kontrakt. I tak każdy z tych piłkarzy których wymieniłem kosztował klub ok 2-4 mln e za każdy sezon, pamiętaj o tym.
Last but not least
Sorry chłopaki, ale czy bycie fanem jakiejś drużyny wyklucza już krytyczne spojrzenie na cokolwiek co jest z nią związane?
Chyba nie będziemy tu uprawiać dyskusji rodem z realmadrid.pl że Valdes jest lepszy od Casillasa a wcale że nie, bo Pepe zjada Puyola na śniadanie etc.:)
Myślałem, że obiektywny dyskurs w tak wyselekcjonowanym gronie będzie dobrze odebrany:)
A Laporta na prawdę nie jest jednowymiarową postacią i zastrzeżeń co do niego jest dużo więcej niż to co napisałem. I to wszysto pomimo faktu, że uważam go za najlepszego prezydenta Barcelony w historii.
Kay – czemu zarzucasz Laoprcie, że był asekurantem? Według mnie to jest właśnie jego wielki plus. Dbał o każdy milion, decydował się na transfery, które będą pewnym wzmocnieniem.
@Ule – “chwaliłem” się niezrozumieniem tekstu, bo chciałem, żeby mi to sam autor wyjaśnił.
A bo asekuranctwo to koniecznie musi być zarzut?:)
Właśnie o to mi chodziło.
Odbieram Laportę jako osobę o niezbyt mocnym charakterze, bojącym się brania na siebie wielkiej odpowiedzialności, ale z mojego tekstu chyba jasno wynika, że o ile można dyskutować czy to dobrze czy źle o nim świadczy, to cechy te sprawiły, że był świetnym prezydentem.
Dziękuje bardzo za szalonych wizjonerów typu Pereza, wolę naszego zachowawczego Laportę, który nigdy nie zaciągnie 200 mln e długu żeby sobie w rok zbudować drużynę mistrzów.
Mój tekst może budzić wątpliwości co do Laporty-osoby i jeśli tak jest to zgodnie z moją intencją. Bo co do Laporty-osoby mam pewne zastrzeżenia (i nie tylko ja).
Ale już Laportę-prezydenta oceniam tylko pozytywnie, czemu też dałem wyraz. I o ile pobudki niektórych jego działań budzą moje wątpliwości to już całokształt jego działań trzeba oceniać bardzo pozytywnie.
Na tyle pozytywnie, że na prawdę boję się zmiany na stanowisku prezesa klubu. Oby był to Rosell lub ktoś z ekipy Laporty.
Kay, na miłość boską, ale to, że nie zaciągnie “200 mln długu, żeby w rok zbudować drużynę mistrzów” nie świadczy o jego asekuranctwie, tylko o tym, że nie jest tak naiwnym głupcem jak Perez.. Nie działa asekuracyjnie, działał i dalej działa po prostu mądrze i skutecznie.
A i piszesz, że Laporta był żądny władzy to wziął sobie takiego Guardiolę, potem zauważasz, słusznie zresztą, że Pep dostaje tego kogo chce.. A to raczej nie współgra ze sobą.
Rosell ze swojej roli w Barcy wywiązywał się znakomicie, jednak nie wiem czy jako prezydent także by tak wypadał. I druga rzecz, że niepokoją jego bliskie stosunki z Giraltem..
@ Blaise
“Kay, na miłość boską, ale to, że nie zaciągnie “200 mln długu, żeby w rok zbudować drużynę mistrzów” nie świadczy o jego asekuranctwie, tylko o tym, że nie jest tak naiwnym głupcem jak Perez..”
My chyba nadajemy na innych falach:) Po pierwsze, dla mnie asekuranctwo nie jest zarzutem. Może być ale nie musi – i w przypadku Laporty nie jest. Poza tym może znowu w linijce o Perezie ironia była zbyt mało zaznaczona, ale uwierz mi, że nie uważam, żeby taki sposób przebudowy klubu jaki uprawia Perez był wart podziwu. Wręcz przeciwnie.
Co do Rosella też nie jestem go 100% pewien, ale fakt, że co bardziej charakterne osoby Laporta powyrzucał z zarządu i z jego ekipy jakoś nikt specjalnie mnie nie przekonuje. Więc chyba jednak będę stawiał na Rosella.
oczywiście nie pomyślałem nawet przez ułamek sekundy, że jako kibic Barcy mógłbyś podziwiać Pereza i jego działania:)
Tak, tak rozumiem, że u Ciebie asekuranctwo w stosunku do Laporty to nie zarzut, jednak po prostu uważam, że chyba nie jest to idealne słowo do określenia jego postawy. Nie możemy tylko wyodrębniać dwóch stylów działania-ekspresyjnego “romantyka” Pereza i asekuranckiego, bo właśnie przed asekuranckim jest imo nasz kochany prezes;]
@Blaise – “oczywiście nie pomyślałem nawet przez ułamek sekundy, że jako kibic Barcy mógłbyś podziwiać Pereza i jego działania:)”
No pewnie – kto by chciał Cristiano Ronaldo, Xabiego Alonso, Karima Benzemę, czy Kakę w drużynie?
a kto tu mówi o poziomie ściąganych graczy?;o
mówimy o sposobie budowania drużyny, który większości ludziom związanym z piłką raczej nie przypadnie do gustu, prócz madridistów takich jak rvn;)
i ja w Barcy obecnie chciałbym w drużynie co najwyżej 1-2 z ww. zawodników;p
Blaise – nie no, Kaką, Ronaldo czy Casillasem niktby nie pogardził, Xabi Alonso też by nie był zły ale za to absolutnie zgadzam się z pierwszą cześcią twojej wypowiedzi:)
Chodzi o sposób budowania drużyny. Promowanie wychowanków, kreowanie gwiazd, dawanie szans wybijającym się zawodnikom z mniejszych klubów (zaryzykuje stwierdzenie, że Kaka dla Realu nigdy nie będzie miał tyle serca, ile Alves dla Barcelony).
Sukcesywnie, krok po kroku, a nie na raz.
Chociaż należałoby oddać sprawiedliwość i przypomnieć, że i Barcelona przeszła podobną rewolucję jak teraz Real w roku 2004 (a w połączeniu z rokiem 2003 to chyba nawet głębszą). W 2004 r. pojawiło się w jedne lato 5 nowych zawodników pierwszego składu (Eto, Giuly, Deco, Edmilson – który ostatecznie wypadł, Belletti, plus dużo grający Sylvinho) a rok wcześniej jeszcze Ronaldinho, Gio i Marquez. Nie wyliczę już ilu zawodników w te dwa lata odeszło.
Różnica jest jednak taka, że tutaj nie wydano takiej fortuny (a stworzono drużynę mistrzowską), a start był z dużo niższego pułapu – Real miał drużynę która w trzech ostatnich sezonach dwa razy wygrała, raz była druga. A Barca wówczas była po sezonie zakończonym na 6 miejscu.
Tak więc sytuację były różne, ale warto jednak przypomnieć, że Barcelona też ma w swojej nieodległej przeszłości całkowitą rewolucję w składzie, na skalę podobną do tegorocznej rewolucji w Madrycie.
ale nie było to ściąganie największych gwiazd.
A w Barcy na chwilę obecną naprawdę nie widzę miejsca dla CR ani Benzemy, jedynie Alonso by się przydał i Kake może by gdzie ulokować, ale też średnio jest gdzie. Ogólnie to mówię biorąc pod uwagę obecną sytuację kadrową, nie tak czy po prostu chciałbym ich.
Kay, zechciałbyś może napisać parę zdań na temat jutrzejszego meczu? Jak widzisz mocne i słabe strony Valencii i Barcy, jak mecz może wizualnie wyglądać? Zebrałbym wypowiedzi kilku kibiców Barcelony i Valencii i zestawił na vcf ;)
Pisałem też o tym u Wołowskiego. Barrsa przysłał mi już swoją wersję ;)